050618
O pracy
W
minionym tygodniu moje kolejne dziecko zaczęło swoje samodzielne
życie: nowy wóz mieszkalny szefa doczekał
się swoich lokatorów.
Zdjęć wnętrza nie zamieszczam uznając, iż nie wypada mi tego
robić, skoro jest to prywatne mieszkanie, ale zapewniam, że jest
bardzo eleganckie, wygodne i funkcjonalne, w niczym nieprzypominające
barakowozu. Na zewnątrz klejone aluminium i stal nierdzewna, liczne
siłowniki, woda i prąd z własnego źródła. Solidność wykonania
gwarantująca użytkowanie przez – według mojej oceny – co
najmniej trzydzieści lat. O kosztach też nie wypada mi pisać, dość
powiedzieć, że były
kosmiczne.
Na pracach koncepcyjnych, kierowaniu wykonaniem i pracami własnymi,
zeszło mi ponad 1500 godzin, a ten czas był tylko niewielką częścią
całości.
Czy
jestem zadowolony? Średnio. W tym względzie jestem perfekcjonistą,
którego w
pełni zadowala
praca wykonana bez żadnych potknięć, a tutaj parę było.
Nie
jest to największa praca, którą kierowałem w tej firmie. Kilka
lat temu odnawiałem, czy raczej odtwarzałem, pałac strachów z
dinozaurami. Ja i
pracownicy
mojego
zespołu spędziliśmy
11
tysięcy godzin pracy w ciągu dwóch lat nad tym urządzeniem.
Rozglądam
się po tych lunaparkach (firma ma ich dwa) i co krok widzę swoje
ślady. Ślady moich rąk, mojego umysłu i mojego czasu.
O
słowach słów parę.
W
wielu miejscach lunaparku wywieszone są tablice nakazujące kupować
bilety tylko w kasie, a tam, gdzie są jakieś okienka, treść jest
taka:
„Tutaj kasy nie ma”. Oczywiście mowa o kasie w znaczeniu miejsca
kupowania biletu. Kilka już razy spotkałem się z ciekawym
rozumieniem tego napisu: otóż ludzie uznają, że można tam
wchodzić bez biletu, to znaczy nie płacąc za wejście, czyli bez
pieniędzy. Po ichniemu bez kasy.
Pierwszego
dnia w nowym mieście kolega zapytał przechodnia o bliski sklep.
Usłyszał odpowiedź, którą w różnych wersjach znam z autopsji:
– Piwo
może pan kupić na stacji paliw.
Skąd
taka reakcja, taka ocena? Z pozorów, którymi ludzie się kierują w
swoich ocenach. Nieporównywalnie częściej spotykam się z oznakami
lekceważenia lub wprost pogardy, gdy mam na sobie robocze ubranie;
nie pamiętam takiego traktowania gdy byłem w garniturze.
Czasami
zauważam u siebie pokazywanie ludziom wała: świadomie, prowokując,
idę „na miasto”, do sklepu, w roboczym ubraniu.
Poczujcie
się lepiej, ludzie, patrząc na mnie, skoro inaczej nie potraficie.
O pracy,
ale inaczej, czyli pora na filozofowanie o socjologicznym
zabarwieniu.
Nasz
prace i zawody są dziwne, coraz dziwniejsze i coraz bardziej
wyspecjalizowane. Za takie
uznaję te, które związane są z naszą cywilizacją techniczną:
ten jest specjalistą od programów do rozpoznawania sfilmowanych
twarzy, tamten naprawia automatyczne skrzynie biegów, ja remontuję
karuzele lub rozciągam przewody do ich zasilania, inny
siedząc w biurze wypisuje jakieś papiery.
Oddajemy
te
swoje
oddalone
od życia umiejętności komuś, kto płaci nam za ich praktyczne
stosowanie.
Praca
u kogoś i praca wyspecjalizowana nie jest naturalna, ponieważ
psychicznie nie jesteśmy dobrze do takiej dopasowani. Przez wiele
tysiącleci pracowaliśmy dla siebie i dla bliskich, zajmując się
tym, co nam było potrzebne, a tak ogromny czas musiał zostawić i
zostawił w nas ślady.
Rzadko
się zdarza ciekawość wykonywanych prac, jeszcze rzadziej pasja i
poczucie spełnienia. Cóż
wtedy
mają wspólnego z naszym życiem te
umiejętności i zajęcia? Nic, a
fakt ten
tworzy podział niemożliwy do akceptacji przez naszą psychikę: na
pracę
i czas po pracy, na czas zarabiania pieniędzy i normalnego życia.
Chcielibyśmy
tak robić, czy raczej czujemy, że wypracowując dystans między
nami a sprawami pracy, powinniśmy oddzielać jedno od drugiego, ale
to tyle, co dzielić nasze jedno życie na części. Trudno
o bezkarność takich dążeń.
Nasze
prace są odhumanizowane nie tylko nastawieniem pracodawców na zysk,
eksploatacją ludzi, widzeniu w pracowniku środka do zdobycia
„kasy”, ale i oderwaniem od realiów życia – tego prawdziwego,
poza pracą. Te
prace pozbawione są związków z nami. Jeśli z pracą łączy nas
tylko konieczność zarabiania, stan taki prowadzi do kłopotów z
naszą psychiką: alienacji, stresu, zagubienia sensu. Także
do
trudności w praktykowaniu umiejętności najważniejszej:
dostrzegania radości zwykłego dnia.
Natomiast
praca u siebie i dla siebie, a już zwłaszcza najprostsza,
najbliższa naturze – owszem. Gdy zbiera się owoce i robi
przetwory, gdy rąbie drewno na zimę, gdy sadzi się i zbiera, nasza
praca ma bezpośredni związek z nami i z naszym życiem, a przez to
inaczej jest odbierana, mimo nierzadkiej swojej uciążliwości.
To nowa
moja filozofia, znikąd niezaczerpnięta. Zapewne ma jakieś luki,
ale taka mi się pomyślała w związku ze światowym obiegiem
pieniądza, odhumanizowaniem naszych miejsc pracy i własnymi
doświadczeniami.
Chętnie
przeczytam głosy polemiczne.
Na placu
rośnie dużo cykorii podróżnik, część kwitnie budząc we mnie –
jak co roku – zadziwienie wielkim kontrastem: bez kwiatów ta
roślina jest zwykłym badylem, w którym trudno dostrzec już nawet
nie jakiś urok, ale niechby jego zapowiedź, natomiast jej kwiaty są
pięknem obleczonym w kształt i kolor.
Przed
chwilą, a minęła godzina 20, wyszedłem na plac z aparatem
zapomniawszy o nocnej porze odpoczynku tych kwiatów. Idąc przez
plac i rozglądając się, przyszła mi do głowy myśl, którą
trudno wyrazić mi słowami: o potencjale piękna tkwiącego w każdym
ziemskim życiu.
Bezowocnie
szukając w komputerze dobrego zdjęcia cykorii, znalazłem inne.
Niech jego humorystyczna wymowa będzie lżejszym akcentem na
zakończenie.
Praca u kogoś nie jest niewolnictwem. Pracodawca kupuje od nas nasze umiejętności, których on nie posiada. I za tę usługę powinien zapłacić godziwą cenę, tak jak za towar, który nabywa w jakimś sklepie.
OdpowiedzUsuńKrzysiek, nie wiem dlaczego człowieka w roboczym ubraniu kojarzą z osobnikiem szukającego piwa.
Ja gdy kupuję piwo, niejednokrotnie zaznaczam, ze nie jestem piwożłopem lecz piwoszem i lubię ten napój gdy jest zimny.
Ciepłe piwo jest gorsze od zimnej Niemki.
Żeby tylko kojarzyli tego w roboczych ciuchach jako spragnionego piwa, nie byłoby źle. Kiedyś poszedłem w roboczym ubraniu na policję zgłosić włamanie do swojego kampingu, i zostałem tak potraktowany, że solennie obiecałem sobie: nigdy więcej! Nie roboczego ubrania, a kontaktów z policją, bo tamten nie był ani pierwszym, ani drugim tak przykrym.
UsuńPrzed ogniem, wojną, zarazą, powiatowymi VIPami i policją, racz mnie chronić, Panie.
Janku, oczywiście, że wynagrodzenie powinno być godziwe, chociaż obie zainteresowane strony różnie ową godziwość oceniają. Jeśli moje myśli mają sens i słuszność, to należałoby szczególnie zaznaczyć zatarcie bezpośredniego związku między pracą a naszymi potrzebami. Wszak naprawa karuzeli nie jest mi do niczego potrzebna. Zależności bezpośrednie i takież związki zostały przerwane poprzez wstawienie między nie pieniądza, a ten nie bez powodu bardzo długo wchodził w użycie jako umowność. Teraz trzeba nam wspomagać się rozumem. Przecież wiemy, że musimy zarabiać pieniądze, ale właśnie wiemy, to znaczy jest to rezultat procesu myślowego, działanie naszego intelektu, a nie odruchowe odczuwanie.
Myślę, że tutaj właśnie tkwi przyczyna, albo jedna z przyczyn, naszych kłopotów w pracy.
Myślę o Ani Kruczkowskiej coraz bardziej zbliżającej się do ziemi i dawnego życia, myślę o Marii z pogórza i jej mężu-pszczelarzu. Myślę, że gdy podbiera pszczołom znaczną ilość miodu, jego radość na myśl o pożytku jest w pewien sposób inna (nie powiem dokładnie w jaki sposób, trudno mi wszystko nazwać i zdefiniować) niż moja radość na myśl o wypłacie – wynagrodzeniu za karuzele.
Nie wiem, doprawdy, którą wolałbym: tą zimną, czy raczej przeciwnie, bardzo rozochoconą Niemkę…
Nie lubię ciepłego alkoholu i zimnych kobiet.
UsuńA mnie coraz bardziej nie smakuje wódka. Przywiozłem z wesela flaszkę, do tej pory stoi w szafce ledwie napoczęta. Natomiast tak cenionego przeze mnie koniaku nie mrożę; zresztą, też rzadko go pijam. Może dlatego, że zbyt szybko obniża się jego poziom w butelce, gdy w końcu kupię. Cóż pozostaje? Oczywiście piwo! :-) Fakt, te musi być schłodzone.
UsuńPieniądz, a z nim ciągła pogoń za dobrobytem postawiły nasz świat na głowie. Dlaczego przestały nam wystarczać proste jedzenie i proste życie? Czy naprawdę nie możemy żyć jak "zadowolony rybak" z powastki A.de Mollo?
OdpowiedzUsuńMożemy, ale nie wszyscy i w nierównym stopniu. Wiadomo, jak wielką siłę oddziaływania na ludzi mają pieniądze, a fakt ten uzupełnię swoją obserwacją. Otóż im człowiek jest uboższy duchem, tym silniejsze w nim pragnienie posiadania dużych pieniędzy. A te są jak narkotyk – ciągle ich mało i mało. Bez świadomego wyboru, bez pracy myślowej, nie przerwie się tej spirali, a wielu ludzi nie potrafi tego.
UsuńOt, i cały kłopot.
A Tobie, Anno, zazdroszczę. Zdecydowałem przejść na emeryturę tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.
Bliskie mi jest, to o czym piszesz, polemiki nie będzie :).
OdpowiedzUsuńDzisiaj jestem już wolna ale to tylko na chwilę, niestety. Boksuję się z tym non-stop. Może to moje, a może z zewnętrzności płynące. Stawiam na otoczenie lub ściślej na rzeczywistość, w której pływamy. Trochę za Twoim przykładem podjęłam pewne działania, ruch na szachownicy.
Przyczepy śliczne, bardzo eleganckie, park dinozaurów niesamowity - ciekawe co tam w środku jest? Liczba godzin nad nimi spędzonych budzi duży szacunek i jednocześnie przeraża.
Cykoria podróżnik??? Do tej pory znałam tylko jedną, tę kupowaną w supermarketach, na tackach, białozieloną, ktora wyśmienicie komponuje się z pieczonym łososiem - to jedna z dwóch moich popisowych potraw, takich dla gości.
Dzięki Tobie wiem, że może rosnąć dziko, ma błękitne kwiatki, o niespotykanych prostokątnych płatkach. Przeczytałam, że jest rośliną pospolitą, co dla mnie oznacza, że i ja mogę ja spotkać. Jest roślina leczniczą. Śmiesznie o niej piszą, jest archeofitem, czyli obcym gatunkiem, ktory przywędrował do nas w czasach wczesnohistorycznych lub przedhistorycznych i się zadomowił.
Przyglądam się już drzewom, nauka postępuje wolno lecz jest przyjemna, a teraz zacznę zwracać uwagę na trawniki i łąki :).
Zdaje się, że borykamy się z podobnymi problemami w pracy, Chomiku. Sił, wytrwałości, a nade wszystko stoickiego podejścia, życzmy sobie wzajemnie.
UsuńW dinozaurowych strachach są proste figury dinozaurów, ale działa tam, jak w każdym pałacu strachów, efekt zaskoczenia: jest ciemno, nagle tuż przed wagonikiem którym jadą ludzie zapala się ostre światło i widać kręcącą się głowę dinozaura, a z głośnika słychać jego ryk. Stwierdziłem kiedyś, że ludzie lubią się bać, gdy wiedzą, że straszenie jest udawane, na niby.
Kiedyś i ja doznałem zdumienia kosztami urządzeń lunaparkowych. We Włoszech działa parę fabryk, nie zakładów rzemieślniczych, a fabryk, jednak w żadnej nie ma taśmy produkcyjnej. Produkcja jest jednostkowa, na zamówienie, wykonywana bez robotów a ręcznie, bo taka jest specyfika branży. Opracowany nowy model samochodu sprzeda się w setkach tysięcy egzemplarzy, fabryka karuzel osiągnie sukces, gdy sprzeda kilkanaście sztuk. W oczywisty sposób wpływa to na ceny. Niewielka karuzelka będzie kosztować pięćdziesiąt, a nawet sto tysięcy, nieco większa i bardziej ozdobna paręset tysięcy, duże w swoich cenach nie tylko zbliżają się do miliona, ale i znacznie tę barierę przekraczają. Piszę oczywiście o euro, nie złotówkach. Dlatego mojemu szefowi opłacało się kupić stare strachy, ale wyprodukowane w dobrej firmie, i remontować je. W Polsce mniej się zarabia niż na Zachodzie.
Fakty te pozwalają nieco inaczej spojrzeć na ceny biletów w lunaparkach i nierzadko ich stare karuzele.
Botanicznych, wielce uczonych nazw określających cechy roślin jest wiele, ale powiem szczerze, że nie mam do nich serca i niewiele ich znam. Dla nas, amatorów, najważniejsze jest dostrzeżenie rośliny, wyróżnienie jej spośród zielonego, anonimowego tłumu, następnie poznanie jej nazwy gatunkowej. Jej imienia – żeby móc nachylić się nad maleńką roślinką o ujmująco ładnych kwiatuszkach wielkości małego paznokcia i powiedzieć sobie: jaki ładny jest ten bodziszek!
Cykoria podróżnik jest pospolita, rośnie niemal wszędzie, a najczęściej na przydrożach, nieużytkach, zwłaszcza suchych, na zaniedbanych miejskich terenach zielonych i dziczejących łąkach, a kwitnie długo: od teraz do połowy jesieni. Widziałaś ją wiele razy, ale… nie widziałaś, bo działa tutaj powszechne prawo, w myśl którego wiedza otwiera oczy, to znaczy im więcej wiesz, tym więcej widzisz. Gdy nauczysz się rozpoznawać cykorię, ze zdumieniem stwierdzisz, że rośnie tutaj i tutaj i tam. Jakby dla Ciebie ona teraz zaistniała.
Dobrosiu, to wspaniała przygoda i jednocześnie zabawa. Wierzącym znajomym zwykłem też mówić, iż jest zajęciem zbożnym, skoro poznaje się i zachwyca dziełami Boga.
Gdy uczyłem się rozpoznawać jarząb szwedzki, czyli szwedzką odmianę jarzębiny, wydawała mi się rzadką rośliną, a teraz, gdy ma liście i mogę ją rozpoznać jadąc samochodem, widzę bardzo często, sadzoną wzdłuż szos i ulic – i tak jest z każdą poznaną rośliną.
Cykoria podróżnik bardzo wdzięczna, z modrymi jak niebo kwiatkami, tak wcześnie w tym roku zakwitła, a przecież to roślina lata; legenda mówi, że kwiatuszki ten niebieski kolor zawdzięczają oczom dziewczyny, płaczącej za straconym ukochanym:-) cały nasz wspólny weekend przepracowaliśmy z mężem właśnie przy pszczołach, będąc wieczorem nieludzko zmęczeni, bo był okropny upał, ale i zadowoleni, bo kwitnące lipy pozwoliły na obfite miodobranie; ten rok jest wyjątkowy, urodzajny, nadrabia zeszłoroczne straty, oby tylko ten dar nie został zmarnowany; mąż oprócz pszczelarskiego hobby pracuje u siebie, czasami po kilkanaście godzin dziennie, pokonując setki kilometrów, a pszczoły to odskocznia, uspokojenie pośpiechu, ukojenie nerwów i odpoczynek od ludzi; o, tak, jest bardzo zadowolony, że zaopatrzy przede wszystkim rodzinę w ten słodki specjał, podaruje znajomym, sąsiadom, a przede wszystkim, że pszczoły są zdrowe, spokojne, zadbane, że w chatce pachnie woskiem pszczelim i zwiędłymi kwiatami z pyłku, bo nie jesteśmy nastawieni na handel, zabrania tym owadom wszystkiego do końca jak w przemysłowej pasiece, a przyjemność z zajmowania się tym, jak sam nazwałeś, czarodziejskim zajęciem:-) też tęskni za emeryturą:-) jestem chłopską córką, kiedyś bardzo chciałam uciec ze swojej wsi do miasta, do wielkiego świata, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez tej pogórzańskiej samotni, człowiek chyba nie odetnie się do końca od swoich korzeni, to siedzi w środku; to, co kiedyś było przykrym zajęciem w gospodarstwie, teraz wspominam z nostalgią, a obecne obowiązki, proste, blisko natury sprawiają mi wielką przyjemność:-)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą ... jakiż przewrotny tytuł posta:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Mario.
UsuńZ tytułami bywa u mnie tak: tekst napisałem, pora na publikację, i wtedy uświadamiam sobie brak tytułu. Wybieram coś szybciutko, nierzadko jest to związane z ostatnim tematem tekstu – jak tutaj właśnie. Chyba po prostu dlatego, że ten temat poruszałem przed chwilą i jako pierwszy przychodzi na myśl.
Tak, ten rok, ta wiosna (która zaraz zamieni się w lato), są wyjątkowe. Dzisiaj oglądałem drzewko orzecha włoskiego, orzechy ma tak duże, jakby to połowa wakacji była. Wszystko kwitnie, rośnie i owocuje szybciej. Wszak w końcu maja zakwitły lipy (zdaje się, że szerokolistne), a w czerwcu letnio-jesienne cykorie.
Lubię te wszystkie mity i baśnie tłumaczące nazwy czy cechy przyrody. Ranna rosa nie jest żadną rosą, a łzami Eos opłakującej syna Memnona; tej samej Eos, która budzi się przed świtem i barwi różem niebo na wschodzie.
Wiejskie korzenie i ja mam, pamiętam lata na wsi, które nie cały czas były wakacjami, skoro pomagałem w pracach. Tamte miesiące bardzo ciepło wspominam, jednak wydaje mi się, że nawet gdyby nie było tego związku ze wsią w moim i w Twoim życiu, też odczuwalibyśmy potrzebę powrotu do korzeni, tyle że wtedy nie naszymi osobistymi one by były, a naszych przodków, naszego gatunku.
Zabierają wszystek miód pszczołom? No i co w zamian? Cukier?