Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 27 października 2020

Aborcja

 

261020

W obecnym nader trudnym czasie, gdy władze państwa powinny się skupić na zapobieganiu skutkom epidemii, gdy nie powinno się podejmować działań kontrowersyjnych, dzielących społeczeństwo, nasi „polytycy” wyciągają sprawę aborcji. To nieodpowiedzialność, którą trudno wytłumaczyć, chyba że wywiązaniem ze zobowiązań powyborczych wobec pewnej wpływowej organizacji.

Nie wiem, od której chwili można mówić o człowieku mając na myśli rozwijający się płód, ale nazwanie nim zapłodnionego jaja, zygoty, mam za niewłaściwe i przedwczesne. Mikroskopijny strzępek białka człowiekiem? Tkwi w nim potencjał, możliwość rozwoju i stania się człowiekiem, ale to wszystko w przyszłości, in spe, nie teraz. To trochę tak, jakby mówić, że zjadło się kurczaka po zjedzeniu jaja kurzego. Może nie da się konkretnie sprecyzować chwili stania się płodu człowiekiem, a tym samym chwili objęcia go ochroną prawną; myślę, że to raczej niemożliwe, ale na pewno stanie się niemożliwe, jeśli dylemat będzie rozpatrywany z pozycji religijnych.

Ze zdumieniem czytam komentarze naszych „reprezentantów”. Jeden z nich powiedział, że jeśli dziecko urodzi się niezdolne do życia, to umrze, oraz, że są sposoby na humanitarne uśmiercenie urodzonego dziecka z wadami. Przecież to paranoja. Po takiej wypowiedzi (a są i inne wypowiedzi znanych ludzi, wcale nie mądrzejsze) ten człowiek powinien być skończony jako polityk z powodu nieznajomości podstawowych zasad nie tylko moralności, ale i zwykłej przyzwoitości.

Nikt nie mówi o kobiecie zmuszonej donosić ciążę i urodzić, mimo wiedzy o poważnych wadach płodu. Nikt nie zastanowi się nad jej traumą w takiej sytuacji, nad sprowadzaniem do roli inkubatora, nad skrajnym jej uprzedmiotowieniem. Nade wszystko nikt nie powie, że decyzje należy zostawić kobiecie, skoro dotyczy jej organizmu.

Sama nazwa tego rodzaju aborcji jest kłamliwa, ponieważ jawnie i wprost nawiązuje do eugeniki, a przez nią do znanych i strasznych hitlerowskich praktyk, a przecież nie o poprawę rasy tutaj chodzi.

Działania władz nie liczące się z opiniami społeczeństwa, a już zwłaszcza tej połowy ludzkości, której bezpośrednio dotyczą, arogancja, pycha, przekonanie o swojej nieomylności i posiadaniu wyłączności na prawdę, moralność i etykę, każą mi widzieć tutaj kolejny, destrukcyjny wpływ religii na życie ludzi i społeczeństw. Nie znajduję zasadniczej różnicy między tymi, którzy z taką zajadłością dążą do wprowadzenia zakazu w życie, a tymi, którzy czują się w obowiązku ukarać ludzi nie okazujących oczekiwanego przez nich szacunku ich bogowi.

Zwłaszcza starcy w sukienkach powinni zamilknąć, ponieważ kpiną z ludzi znających historię ich organizacji i jej wpływ na ludzkość, jest mianowanie się specjalistami od prawdy i moralności. Elementarne poczucie tego, co się godzi robić, powinno kazać im zostawić brzuchy młodych kobiet, a zająć się dzieleniem włosa na cztery w sprawach swojego Boga.

W wolnych chwilach mogą się zająć własnymi przerośniętymi prostatami.

 Późniejszy dopisek.

Moja zgoda na aborcję wynika z nieuznawania zarodka za „kogoś”, za człowieka. Jest częścią organizmu kobiety, niemożliwą do życia poza macicą. Rozwój płodu nie jest zwykłym rośnięciem mikroskopijnego bobaska do wielkości rodzącego się niemowlaka, a jego tworzeniem, stawaniem się od niemal zera, bo od jednej komórki. Jedyne, w czym zapłodnione jajo przypomina człowieka, to genom. W niczym więcej, jeśli nie liczyć wspomnianych wyżej możliwości.

Trudno nie zauważyć specyficznego zachowania się funkcjonariuszy Kościoła: najsilniej protestują przeciwko kontroli ilości ciąż i ich usuwaniu, oczywiście, jak twierdzą, w obronie życia. Jednakże gdy to życie zacznie już samo oddychać, jakby mniej byli nim zainteresowani. Słyszał ktoś o ich protestach przeciwko wydawaniu pieniędzy na armaty, a nie na głodujące dzieci?

Czy nie ma tutaj korelacji ich zainteresowania z odległością od vaginy? Gdy ta znika z pierwszego planu, ci panowie wykazują dużo mniejsze zainteresowanie dziećmi.

UNESCO ratuje od głodu dzieci w najbiedniejszych krajach, standardowy koszt wyżywienia wynosi jeden dolar dziennie. Za równowartość jednego luksusowego samochodu księcia Kościoła ile dzieci można uratować? A ile za pieniądze uzyskane ze sprzedaży chociaż jednego z tak licznych dzieł sztuki zdobiących ich pałace, a już zwłaszcza pałace pierwszego z nich?

Uszanowałbym ich stanowisko, gdyby tak właśnie robili, to znaczy gdyby swoje majętności oddali za życie dzieci, ale ich najbardziej zajmuje to wszystko, co w związku z poczęciem dzieje się wokół babskiego tyłka. Każdy, kto chociaż trochę zna historię tej organizacji, wie, że zawsze mieli, i mają nadal, skrzywienie na punkcie ludzkiej seksualności.

Za ich fobie kobietom każe się płacić.

Wystarczającą tamą ograniczającą ilość aborcji jest psychika kobiet, prawo nie ma prawa mieszać się do ich decyzji, niemal zawsze trudnych i bolesnych.

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Amen, Mario.
      Cholera mnie bierze, gdy faceci biorą się za kobiece sprawy, stąd ten tekst napisany szybciutko, bez rozwijania tematów.

      Usuń
  2. Bardzo zgadzam się, dobrze jest przeczytać taką opinię, która porządkuje skołatane głowy.
    Strach myśleć co nam jeszcze zafunduja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mają większość, mają władzę daną im przez pewną część społeczeństwa, więc mogą właściwie wszystko. Czasami budzi się we mnie obawa, czy nie zechcą wyjść z Unii.
      Grażyno, zajrzałem na Twój blog i z przyjemnością obejrzałem zdjęcia Kopenhagi. Zobaczyłem miasto dokładnie takie, jakim zapamiętałem z jednego dnia spędzonego tam kiedyś.
      Daleko zawędrowałaś, daleko… A jak trafiłaś na mój blog, tak ukryty, tak mało znany?

      Usuń
    2. Juz nie pamietam jak trafilam, ale bylo to juz dawno, chyba nawet komentowalam kilka lat temu, bardzo mi sie podobaly Twoje wycieczki po Twoich Gorach Kaczawskiech. I Twoj blog jest u mnie jako ten , ktory obserwuje.
      Pewnie pytasz o Wenezuele...malzenstwo sprzed 50 lat mnie tam rzucilo, pracowalam na Uniwersytecie Centralnym Wenezueli, tamze dorobilam sie emerytury, z ktorej niestety nie korzystam, bo Wenezuela pezezywa najwiekszy kryzys w swojej historii a ja schronilam sie w Polsce, gdzie zaczyna sie cos podobnego jak w tamtym poludniowoamerykanskim kraju, tylko tam rzadzacy uwazaja,ze sa lewica a tutaj sie zwa prawica. W praktyce prowadza dokladnie taka sama polityke.

      Usuń
    3. Od dawna zaglądasz tutaj, a tak rzadko zabierasz głos… :-(
      Jej, tyle lat tak daleko od Polski! Wyobrażam sobie, jak tęskniłaś.
      Poczynania obecnego polskiego rządu mają coś wspólnego z lewicowością, ale chyba więcej z populizmem i demagogią. U nas nazywa się to prawem i sprawiedliwością, w skrócie PiS.

      Usuń
    4. Tak to populizm i demagogia ..po prostu

      Usuń
  3. "Polytycy" działają pod osłoną nocy i wprowadzają swoje pomysły kuchennymi drzwiami. Pod osłoną nocy zawieszono krzyż w sali sejmowej, nie bacząc na to, że ten fakt może obrażać uczucia religijne posłów innych wyznań.
    Znany mi zielarz powiedział, ze nie powinno się wstrzymywać gazów, gdyż one kłębią się we wnętrzu człowieka, aż w końcu dostają się do mózgu i dlatego powstają p..rane pomysły. Każdy pomysł "elyty" przywodzi mi n myśl, ze pomysłodawcy za bardzo wstrzymywali gazy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było! Podobnie z konkordatem.
      Dzisiaj dowiedziałem się o kolejnej paranoi, o pośmiewisku z prawa. Ledwie uchwalono ustawę w sprawach covid, już ma być jej nowelizacja, bo Jedyna Dobra Partia zorientowała się, że pomysł na dodatek finansowy dla ludzi ze służby zdrowia mających do czynienia z wirusem, nie był ich pomysłem, a opozycji, więc z tego powodu nie jest dobrym pomysłem.
      Przypomniał mi się pomysł Zagłoby na zwiększenie ilości oleju w głowie.
      Trzeba olej wypić, a po nim sporą ilość miodu pitnego, aby ten uniósł olej do głowy.
      Polećmy ten sposób rządzącym.

      Usuń
  4. Mądry głos w ważnej sprawie. Z naszej Górki wszystko wygląda nieco rozmyte i oddalone, ale Gui codziennie jest na protestach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, okropne jest dla mnie nie tylko narzucanie poglądów religijnych całemu społeczeństwu, uznawanie ich za jedyne dobre i prawe, ale też ta niemożność porozumienia się, skrajnie odmienne widzenie faktów.
      Popatrz, jak obie strony nazywają siebie wzajemnie barbarzyńcami. Nie ma szans na jakikolwiek dialog, na porozumienie.
      Wczoraj usłyszałem o pewnym domyśle wyjaśniającym powód zajęcia się sprawą aborcji akurat teraz, w tak ciężkim czasie. To nie przypadek, a chodzi o handel. Strona rządząca chce usunięcia w konstytucji ograniczenia wielkości zadłużania się państwa, opozycja wycofania się z niemal całkowitego zakazu aborcji.
      No i wygląda na to, że obie strony dostaną to, czego chcą. Brzuchy kobiet zostawi się w spokoju, a rządzący będą mogli dalej drukować pieniądze na wspomożenie gospodarki.
      Tyle że nie można bezkarnie drukować w nieskończoność.
      Jeśli faktycznie tak jest, to okazałoby się, że protestując, kobiety dopną swego, ale jednocześnie działają zgodnie z zamierzeniami rządzących i dla osiągnięcia ich celu.
      Jesteśmy narzędziami w rękach władzy, a powinniśmy być władzą. Dlatego przychylam się do żądań kobiet, mimo wulgarnego ich wyrażania: tych różnych popaprańców trzeba w najbliższych wyborach wy...ć.
      Wyrazu uznania dla Gui.

      Usuń
  5. Jakiś czas temu oglądałam, choć nie od początku, film o in vitro. To przecież taki ciekawy temat. Zdziwiło mnie, gdy jeden z wypowiadających się lekarzy powiedział, że ileś lat temu zrezygnował z pracy w klinice i uczestnictwa w tym "projekcie". Nie miałam czasu zastanawiać się o co mu chodziło, bo cały czas wypowiadały się kolejne osoby (naukowcy, lekarze, rodzice) i omawiały różne aspekty związane z poczęciem poza organizmem człowieka oraz różnymi trudnościami związanymi z umieszczeniem zarodka w macicy i opieką w czasie ciąży.
    Potem jakiś inny lekarz stojąc przy czarnym "kuble" odpowiedział na pytanie, ile zarodków ludzkich jest w nim przetrzymywanych (zamrożonych) - "nie wiem dokładnie, ale ponad tysiąc".
    Przypomniał mi się występ w telewizji porannej pewnego małżeństwa z dwiema córkami (ok. 10 i 6 lat). Obie zostały poczęte in vitro. Mama powiedziała, że tak naprawdę jej córki są w tym samym wieku - zarodki powstały w tym samym czasie, tyle, że zarodek młodszej parę lat przeleżał w lodówce. Pamiętam (to był mimowolny odruch), że baczniej przyjrzałam się smarkuli - czy po tej hibernacji aby na pewno wygląda jak człowiek, jest nim na 100%?
    Myślę, że w czasach, gdy człowiek uważa się za pana życia i śmierci, nikt nie ma prawa wmówić kobiecie, że zabija kogoś, kogo nawet nie zna, bo jest jej z nim nie po drodze. Dożyliśmy też czasów, w którym upowszechnia się śmierć na życzenie. Błędne koło - człowiek, pan życia i śmierci, nie zna swojej wartości, nie rozumie też cudzej.
    Żyć, nie umierać! Umierać, niż żyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniko, dziękuję za komentarz.
      Pod wpływem Twoich słów uznałem za potrzebne dodanie paru zdań do tekstu.

      Właśnie dzisiaj rozmawiałem ze znajomym, którego jedyne dziecko urodziło się dzięki metodzie in vitro. Wiedząc, że jest katolikiem, zapytałem, czy myślał o pozostałych zapłodnionych jajach. Wzruszył ramionami mówiąc: mam syna.
      Taka reakcja jest dość typowa. Ludzie intuicyjnie nie utożsamiają zygoty z człowiekiem.
      Gdyby traktować zapłodnione jajo jako człowieka, należałby uznawać, także wobec prawa, że kobieta w ciąży to dwie osoby, a tamten pojemnik z zarodkami w zamrażarce byłby miejscem przetrzymywania ludzi.
      Brzmi dziwnie, ale przecież jest prostą konsekwencją kościelnego stanowiska. Trzeba by podsunąć ten temat Trybunałowi Konstytucyjnemu...
      A swoją drogą jakoś nikt nie zauważa kardynalnej luki w rozumowaniu TK i władz. Wszak należałoby najpierw wykazać, że zapłodnione jajo kobiety jest człowiekiem, dopiero wtedy można by stosować do niego zapis o ochronie życia.
      Aniko, aborcja zawsze była i będzie. Żaden przepis tego nie zmieni, bo po prostu nie pasuje do życia, o czym oboje wiemy.
      Do życia obecnie, powinienem zaznaczyć. Znacznie przekraczający potrzeby nasz apetyt na seks, także zdolność urodzenia przez kobietę kilkanaścioro dzieci, zostały wykształcone w nieistniejącym już świecie. Nie, jeszcze istnieje w krajach, w których na skutek licznych ciąż kobiety niemal nie miewają miesiączki, ale to kraje, gdzie dzieci głodują i z głodu umierają.
      W tamtym minionym świecie zdecydowana większość dzieci umierała w sposób, można powiedzieć, naturalny. Myśmy wzięli się za poprawianie natury. My wydzieramy jej ofiary. Czy medycyna jest w takim razie zgodna z naturą?

      Uwaga matki tamtych córek o ich wieku faktycznie robi wrażenie.

      Nie tylko jestem za aborcją, ale i za skracaniem cierpień beznadziejnie chorych starych ludzi, o ile swoje pragnienie zakończenia życia są w stanie wyrazić w świadomie.
      Przez 12 lat mieliśmy w domu psa. Na starość otworzyły mu się paskudne rany, lekarz powiedział, że zwierzę cierpi i że on nie widzi szans na wyleczenie. Zaproponował uśpienie. Przy zabiegu moja żona trzymała głowę Argosa pod pachą i płakała. Gdy chowałem jego zwłoki, też się popłakałem, ale oboje byliśmy pewni podjęcia dobrej decyzji. To był akt łaski, której ludziom się odmawia z przyczyn religijnych, a dla mnie, ateisty, sprawa jest prosta: moje życie jest wyłącznie moją własnością i mogę o nim swobodnie decydować.
      Tak jak kobieta powinna móc decydować o swoim zapłodnionym jaju.
      Popieram strajki kobiet, tylko te ordynarne wyzwiska nie podobają mi się, bo dają argumenty przeciwnikom.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Wkleiłem swój komentarz nie zauważając usunięcia Twojego. W tej sytuacji i swój, będący odpowiedzią, też usuwam.
      Aniko, nie masz za co przepraszać. Mam nadzieję, że i Ty nie czujesz się urażona.

      Nie wiem, jak rozwiązać problem aborcji, bo przecież wiem, że jest złem, ale też wiem, że zakazami tego się nie zrobi. Widzę tutaj pewne ubezwłasnowolnienie kobiety przez naturę. Chwila zapomnienia czy nieuwagi może zaciążyć na biegu jej życia, odcisnąć w nim trwałe ślady. Na myśl o tym czuję w sobie odruchowy bunt i sprzeciw wobec przepisów, które mają jeszcze bardziej utrudnić jej decyzje, życie i współżycie. Jakaś część tego buntu skierowana jest w stronę mężczyzn, tak bardzo przez naturę uprzywilejowanych. Może to brzmieć dziwnie, może jest tutaj jakaś sprzeczność, ale tak odczuwam.
      Państwo i Kościół powinny zgodnie działać na rzecz ograniczenie aborcji, a nie zakazywać. Krokiem we właściwą stronę są te okienka pozwalające zostawić noworodka, okienka uruchomione przez organizacje kościelne, ale to mało. Wydaje mi się, że najskuteczniejszym sposobem działania jest zapobieganie, ale nie przez wstrzemięźliwość, bo tak się po prostu nie da, ale przez edukację seksualną młodzieży i antykoncepcję. Niestety, stanowisko Kościoła jest tutaj znane, a jego wyjaśnienie dość proste.

      Usuń
  8. Ja też nie wiem jak rozwiązać ten problem, mimo, że nie podzielam zdania większości. Dziękuję za Twoją odpowiedź na mój usunięty komentarz (dobrze, że go przeczytałeś, bo zdania nie cofam, tylko może zbyt ostro się wyraziłam) i... nie boczę się, choć inaczej patrzę np. na Kościół (dla mnie to jednak jest narzędzie B.) i z tego powodu błędy i "potknięcia" poszczególnych księży uważam za... nieuniknione. Zło walczy o każdy kawałek terytorium, myśl, duszę - wszędzie, a zwłaszcza tam, gdzie sprawowane jest dobro, jestem tego świadoma.
    A zauważyłeś? W protestach pojawiły się hasła dot. aborcji NA ŻYCZENIE! A przecież nie to było przedmiotem rozważań TK. Oto, jak Zły sobie poczyna! Za chwilę będą hasła o eutanazję na życzenie, i każdy smarkacz, którego serce "złamie" pierwsza miłość będzie mógł się "wymeldować" (taki przypadek był już w Belgii).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniko, mamy więc punkt wspólny: oboje nie wiemy, jak dobrze rozwiązać problem aborcji! :-)
      Chyba Cię nie zaskoczę pisząc, że pod pewnymi warunkami eutanazja powinna być dopuszczona. W tych moich dopuszczeniach na pewno nie mieści się złamane serce nastolatka, ale cierpienia nieuleczalnie chorego owszem. Takie stanowisko jest po prostu skutkiem uznawania mojego życia za wyłącznie moje dobro. Życie jest moje i mogę nim dysponować. Nie uwzględniam Boga, no bo jak, skoro uznaję, że go nie ma. Dla mnie eutanazja na takich warunkach, o jakich myślę, byłaby aktem łaski, skrócenia cierpień, które – kolejna różnica – nie mają żadnego odniesienia do transcendencji. Osoby uznające życie człowieka za własność Boga nie mogą tego poglądu narzucać wszystkim, bo to jest niesprawdzalny pogląd, a nie fakt. Inaczej mówiąc: kłania się rozdzielenie Kościoła od państwa.
      Aniko, zapewniam, że nie w pełni akceptuję formy strajków kobiet. Nie podoba mi się rozszerzanie żądań aż do dymisji rządu (nie teraz, za dużo zamieszania), malowanie napisów, wyzwiska, wchodzenie do kościołów. Nie dlatego, że mam te miejsca za uświęcone w jakikolwiek sposób, ale dlatego, że wywołuje to stanowcze protesty znacznej części społeczeństwa, dla których jest to miejsce kultu, więc wchodzenia tam z protestami daje argumenty przeciwnikom strajków. Jednak trzymam z kobietami co do istoty protestu: zakazów aborcji nawet w przypadku poważnych wad płodu. Dla mnie taka aborcja, podobnie jak tamta eutanazja, też jest aktem miłosierdzia, czego nie trzeba tłumaczyć, jak mniemam.
      Nie zwalałbym naszego zła na Złego, na Szatana, bo to zbyt wygodne i łatwe. Zło jest w nas tak samo jak dobro.
      Aniko, za mało się rodzi dzieci w Polsce. Jeśli dobrze pamiętam, w minionym roku urodziło się 55 tysięcy mniej Polaków, niż umarło. Pięćset plus nie pomogło, tym bardziej nie pomogą tego rodzaju zakazu, a wprost przeciwnie. Jeśli kobieta musiałaby urodzić dziecko mimo wszystko, na przykład mimo wiedzy o jego niezdolności do życia, myślę, że ten przymus nie ułatwi jej decyzji zajścia w ciążę. Chociażby z tego powodu należałoby zrezygnować z prawa niemal całkowitego zakazu.
      Odnoszę wrażenie niedostrzegania przez Kościół wykształcenia się nowego pokolenia, które ktoś nazwał smartfonowym. To młodzi ludzie nastawieni na rozrywkę, lekką i dobrze płatną pracę, broń Boże jakiejś brudnej i ciężkiej, broń Boże żadnych obowiązków i kłopotów.
      Sztywne, skostniałe, niedzisiejsze mowy pracowników Kościoła nie trafiają do nich zupełnie. Ci ludzie nie chcą mieć dzieci, a jeśli już, to jedno, bo dwójka to już przecież rodzina wielodzietna, utonięcie w pieluchach na lata, a to nie jest trendy.
      Zamiast wykorzystywać swoje wpływy w rządzie dla tworzenia zakazów, logiczniej byłoby wynająć specjalistów, którzy pomogliby ludziom Kościoła zmienić formy przekazu i w rezultacie trafić do młodych smartfonowców. Próbować ukazać im dobre strony rodzicielstwa, które przecież są i które sam poznałem będąc ojcem trójki dzieci, a nie straszyć grzechami i piekłem, bo na takie argumenty ci ludzie po prostu wzruszają ramionami.
      Aniko, wyraźnie widać bezradność Kościoła, który nie mogąc przekonać do swoich racji młodej części społeczeństwa, ucieka się do zakazów prawa. To przegrana tej instytucji.

      Usuń