Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 2 listopada 2020

Wieża, jary i buki





071020

W Górach Wałbrzyskich

Z Jedliny Górnej: Przełęcz Kozia, Przełęcz pod Borową, Rozdroże pod Borową, Rozdroże Ptasie, Borowa. Zejście do Przełęczy Koziej, żółtym szlakiem na Zamkową Górę, a stamtąd do starego kamieniołomu w okolicach Małego Wołowca. Powrót do wioski. 




Pomysł na trasę był Janka, mnie zostało przytaknąć, co łatwo mi przyszło, skoro byłem ciekawy wieży na najwyższym szczycie Gór Wałbrzyskich.

On też wypatrzył wąziutką uliczkę, którą mogliśmy dojechać na parking niedaleko Przełęczy Koziej. Będąc na jej siodle, zauważyłem prace ziemne, jakby przygotowania do budowy domów. W wielu wioskach sudeckich, nierzadko na odludziu, daleko od centrum, widzę nowe domy albo i mini osiedla. Najwyraźniej ludzie mają dość mieszkania w miastach. Miejsce pod przełęczą jest ładne, ale nie wiem, jak w śnieżną zimę mieszkańcy wjadą pod górę, i czy za szybko nie zjadą.

Na samej przełęczy jest rozdroże szlaków; stamtąd najkrótsza droga na szczyt Borowej jest tak stroma, że zgodnie uznaliśmy szlak okrężny za bardziej nam pasujący. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę, ponieważ cała droga, wygodna i niemęcząca, była po prostu ładna lasami, miejscami widokowymi i ukształtowaniem gór. Wałbrzyskie nie są wysokie, najwyższe szczyty mają sporo poniżej kilometra, ale ich ukształtowanie jest odmienne od kształtów kaczawskich gór. Zbocza są tutaj strome, doliny między nimi głębokie, a dzięki takiemu połączeniu ma się wrażenie wędrowania górami wyższymi i bardziej dzikimi, niż są w istocie. Nasza droga trawersowała jedno z tych stromych zboczy, i jeśli stojąc na jej brzegu spojrzy się w dół, trudno zobaczyć dno ciemnego jaru o bardzo stromych ścianach. Czasami słyszałem strumień płynący dnem, ale zejście tamtędy, jak i wieloma innymi miejscami poza szlakiem, byłoby trudną przeprawą. Głębokość jaru widać na mapie po poziomicach zboczy Borowej i Suchej.

Wieża na szczycie tej pierwszej spodobała mi się swoją nietypową konstrukcją. Pozwolę sobie na kilka słów wstępu.

Kiedyś budowano mosty wiszące w sposób klasyczny, jak ten sławny Golden Gates Bridge w San Francisco: od dwóch lin rozwieszonych między potężnymi słupami (czyli pylonami) zwisają dwa rzędy pionowych lin trzymających konstrukcję mostu. Proste, logiczne i celowe rozwiązanie.



Niedawno uznano taką konstrukcję za banalną, nieoryginalną, i zaczęto stosować skośnie biegnące liny bezpośrednio łączące pylony z mostem. Najbardziej znanym przykładem w naszym kraju jest wielki, robiący niebagatelne wrażenie i ładny, przyznaję, Most Rędziński. Ilekroć nim przejeżdżam, a jedzie się wzdłuż szpaleru potężnych lin i między nogami pylonu wysokości stu dwudziestu metrów, jestem pod wrażeniem jego wielkości i śmiałości rozwiązań technicznych. Bo trzeba wiedzieć, że taka konstrukcja jest trudniejsza do zaprojektowania i wykonania, a jej warunki pracy są cięższe. Proszę zwrócić uwagę na mały kąt najdłuższych lin trzymających jezdnię. Ich naciąg bardziej zgniata konstrukcję ściskając ją w poziomie, niż ją dźwiga, ale czegoż nie robi się dla wyglądu i oryginalności!





Wieża na Borowej w pewien sposób jest podobna do tego wrocławskiego mostu: projektant chciał zrobić niebanalną konstrukcję, co się mu udało. Stalowe profile, popularnie nazywane hebami od kształtu ich poprzecznego przekroju, jakby były skrzywione, owijając się wokół wieży. Pierwszym wrażeniem jest skręcanie się konstrukcji na podobieństwo korkociągu, jej chwiejności, ale po dokładniejszym przyjrzeniu widać zamysł autora i stabilność wieży. Oczywiście zwróciłem uwagę na szczegóły wykonania, ale jedyne drobne niedoróbki znalazłem na ażurowych podestach i w wykonaniu pewnych niewielkich elementów usztywniających. Dodam jeszcze, że wieża kosztowała okrągły milion złotych. Sporo, jednak trzeba zdać sobie sprawę z naprawdę dużych kosztów montażu takiej konstrukcji na szczycie góry, a wcześniej transportu wielu ton materiałów.Jej kształt przypomina rozchylony kielich, w efekcie poręcze są odsunięte od podestu. Kiedy stoi się tam, powraca wrażenie niestabilności konstrukcji i niepewności zabezpieczeń; nie jest to wada konstrukcji, może nawet wprost przeciwnie – zaleta dodająca dreszczyku emocji do uroków krajobrazu. Widoki są panoramiczne i bardzo rozległe, o ile oczywiście będzie dobra przejrzystość powietrza. Nam się trafiła taka… średnia, ale z najdalszej dali parę gór zdołałem wyłuskać.



Na Przełęcz Kozią wróciliśmy schodząc wspomnianym stromym zejściem o nachyleniu około 40 stopni. Na szlaku leżały luźne kamienie i zdradzieckie gałęzie przysypane liśćmi, tu i ówdzie dla odmiany była mokra i śliska ziemia. Chyba jednak wejście po takim zboczu jest łatwiejsze od zejścia. Bardziej męczące, ale łatwiejsze.

Ładną dróżką, z miejscami widokowymi, poszliśmy na Zamkową Górę, która nazwę wzięła zapewne od ruin zamku na szczycie.Kolejne ruiny zamku, i po raz kolejny pomyślałem, że gdyby ludzie nie niszczyli z takim zapałem tego, co zbudowali inni ludzie, ta budowla mogłaby do dzisiaj służyć i cieszyć oczy.

Górę porasta piękny las bukowy, a nie brakuje ich i przy szlaku. Są wśród nich prawdziwe okazy o metrowych średnicach, a wyżej, gdzie warunki są trudniejsze, rosną buki fantazyjnie powykrzywiane reumatyzmem górskim.

Przy ruinach jest nieco otwartej przestrzeni z ładnym widokiem na Borową. Jak się zorientowałem, właśnie z tego miejsca jest szczególnie często fotografowana. Nie dziwię się, skoro wielkość góry i stromość zboczy stamtąd widziane czynią niemałe wrażenie.

Ustalając trasę, Janek wypatrzył nieco dalej, za Wołowcem, duży kamieniołom i widokowe miejsce opodal. Poszliśmy. Stare wyrobisko znaleźliśmy bez problemu, ze znalezieniem miejsca widokowego było gorzej. Sporo tutaj mojej winy, ponieważ całe przygotowania zwaliłem na Janka do tego stopnia, że nawet swojej nowej mapy nie zabrałem. Co prawda i czasu miałem bardzo mało, ponieważ dzień wcześniej późno wróciłem z Gór Kaczawskich.

Drogę zaznaczoną na mapie i prowadzącą w dobrym kierunku udało się nam znaleźć, zarośniętą i ledwie widoczną na zalesionym zboczu, a doszliśmy nią do szutrówki. Której? Tej, czy tej? Mieliśmy tylko jedną starą mapę, a mój smartfon zbiesił się, nie potrafiąc zdecydować, w którym miejscu jesteśmy. Zapytane o drogę dwie panie namieszały nam w głowach jeszcze bardziej, pokazując ewidentnie niewłaściwy kierunek. Czuliśmy już w nogach kilometry i podejścia, więc poszukiwania odłożyliśmy na inny dzień i przecinając leśny masyw Małego Wołowca zeszliśmy do wioski.

Mam nadzieję na ocalenie w pamięci widoków stromych zboczy tych gór i ich ciemnych jarów. 

PS

Cholery dostaję, i to nie byle jakiej, bo jasnej, kiedy mam do czynienia z nowym oprogramowaniem służącym do publikowania postów. Funkcje pochowane są pod miniaturowymi, w części nieczytelnymi ikonkami, ignorowane są polecenia i samoczynnie zmieniane ustawienia. Nie można naraz wgrać wszystkich zdjęć, bo znikają, ani sprawdzić działania linku. Nie można zmienić wielkości i kształtu liter, a za to trzeba ręcznie wstawiać spacje między tagi, ponieważ przy ich wpisywaniu spacje są automatycznie kasowane.

To tylko niewielka część ogólnego popaprania. Nie znajduję w tych zmianach ani jednej na lepsze. Po co to zrobiono? Ile tysięcy, a może milionów, kosztowały te zmiany? Czy naprawdę w  Googlach nikt nie widzi tego brakoróbstwa?

Ogłaszam wielki konkurs z równie wielką nagrodą.

Daję konia z rzędem temu, kto udzieli mi odpowiedzi na powyższe pytania.

Gratis też dorzucę, a co!: uścisk mojej dłoni i przyznanie się do swojej ślepoty, czyli niedostrzegania zamysłów PT programistów.



















 

12 komentarzy:

  1. Krzysiek, dzisiaj już wiem. Z kamieniołomu powinniśmy wyjść w drugą stronę - w lewo, a my poszliśmy w prawo.
    Do trzech razy sztuka, czwarty raz nauka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jeśli masz pójść w prawo, pójdź w lewo, a trafisz :-)
      Cztery razy to może nie, ale kiedyś wybralibyśmy się tam jeszcze raz, chociażby żeby dojść do tamtego miejsca widokowego. Miałbym też chęć wejść do nieczynnego tunelu kolejowego pod górą, a zapewne i inne miejsca warte poznania znaleźlibyśmy.

      Usuń
    2. Cztery razy tam nie pójdę, ale jeszcze raz tak. Już mamy rozpoznanie dróg w tamtej okolicy. Wypatrzyłem na mapie jeszcze jedną platformę widokową - na zboczu Wołowca (o której mówiły napotkane kobiety).
      A i tunel kolejowy (najdłuższy w Polsce - 1560 m.) chciałbym zobaczyć.

      Usuń
    3. Janku, mamy więc zarys trasy na którąś zimową wędrówkę.

      Usuń
    4. Droga z kamieniołomu do
      platformy widokowej
      Platforma widokowa na
      zboczu Wołowca
      Gdy linki się otworzą należy kliknąć w zdjęcie, wtedy otworzą się następne obrazki.

      Usuń
    5. Janku, szczerze mówiąc nadal mam wątpliwości. Czerwona droga to ta, do której doszliśmy idąc zarośniętą ścieżką? Jeśli tak, to wtedy na zakręcie drogi zaznaczonej linią przerywaną zaczynałaby ta właśnie ścieżka, na mapie niezaznaczona. Swoją drogą na mapach zwykle linią przerywaną są zaznaczane ścieżki, a tutaj szutrowa droga, którą szliśmy do kamieniołomu.
      Albo bardziej pokiełbasiłem strony niż mi się wydaje…

      Usuń
    6. Chyba jednak nie poplątałem. Zarośniętą ścieżką doszliśmy do szutrówki, na mapie zaznaczonej czerwonym kolorem, Gdybyśmy skręcili w lewo, doszlibyśmy do celu, a babki (chyba nie wiedząc, gdzie chcemy dojść) skierowały nas w drugą. Niemal vis a vis wylotu ścieżki zaczyna się zielony szlak, którym doszliśmy do wioski. Zauważona przez nas mijana na szczycie ścieżka to niebieski szlak na Wołowiec. Dobrze piszę?

      Usuń
    7. Zgadza się, zarośniętą ścieżką doszliśmy do czerwonego szlaku na szutrówce i to dokładnie na zakręcie szlaku zielonego, którym wróciliśmy do Twojego auta. Moja stara, papierowa mapa okazała się być OK.

      Usuń
  2. Ilekroć przejeżdżając, widzę domy wysoko, w ładnych miejscach widokowych, ze stromym dojazdem, również zastanawiam się, jak mają tu w zimie, przy śniegu, gołoledzi, przecież pług czy piaskarka nie zawsze na czas dojedzie; to z moich doświadczeń zimowych, nie raz byliśmy uwięzieni przez cały dzień, czekając na ratunek:-) metalowa wieża na Borowej bardzo kosmiczna w tym krajobrazie, zupełnie obca; może jako dzieło myśli ludzkiej zachwyca, ale w tym naturalnym otoczeniu zupełnie mi nie pasuje:-) ale to tylko moje zdanie, bo ja lubię drewno, kamień, a nawet ładnie wypaloną cegłę; oho! całkiem , całkiem stromizna, kolana bolą przy takim zejściu, też tak mam, że wspinaczkę uważam za łatwiejszą, mimo, że płuca dyszą; ładne miejsca, szutrowe trakty, no i pogoda łaskawa; miejscowi nie zawsze znają najbliższy teren, nie ruszają się z domu, nie czują takiej potrzeby;
    Kiedyś żona właściciela, od którego kupiliśmy ziemię zapytała, a po co oni tak chodzą? przecież mają auto:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co chodzić, skoro jest samochód? Dobre!
      Właściwie każda wieża postawiona na górze nie pasuje do swojego otoczenia, tym bardziej tak futurystyczna jak na Borowej. Jak napisałaś, może jedynie kamienno-ceglane lub drewniane tak się nie odróżniają, ale i one są elementem obcym. Mario, mam mieszane odczucia na myśl o wieżach na szczytach gór. Owszem, dobre, bo zapewniają widoki, ale ich postawienie wiąże się z wpływem na lokalne środowisko. Później ten wpływ, ta antropopresja, jak to uczenie ktoś napisał, też jest, skoro wieża przyciąga ludzi, czasami omalże tłumy. A gdzie są ludzie, tam są śmieci, wydeptane ścieżki i brakuje spokoju dla zwierząt.

      Usuń
  3. Ach jakże przyjemnie mi się z Tobą wędrowało! Wałbrzyskie znam jedynie z okien pociągu, wiec tym bardziej mnie interesowała Wasza wędrówka. Wieża ciekawa, spodobałaby się Gui.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, Aniu.
    Też pomyślałem o Gui oglądając wieżę :-)
    Na jednym ze zdjęć widać pień buka i kij. Postawiłem go tam dla pokazania skali wielkości tego ogromnego i ładnego drzewa, ale zapomniałem napisać o nim w tekście.
    Wczoraj rozmawiałem z Jankiem na tej wędrówce. Postaramy się wrócić tam.

    OdpowiedzUsuń