Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 22 stycznia 2021

Poszukiwanie brakujących kamieni koronnych, dzień pierwszy

 190121.

Czerwonym szlakiem: Swarna, Popielowa, Schody. Powrót polnymi drogami.

Wejście na Czerwony Kamień, górę w pobliżu wsi Nowa Ziemia.


Za tęskniącymi tęskniła ta ziemia.”

Ajschylos.


Pierwszy tydzień zimowego urlopu spędziłem w Łodzi, pomagając synowej opiekować się wnukiem, a później przyjechałem do Leszna mając w planach kilka dni górskich wędrówek. Brakowało mi ich. Ostatnie trzy miesiące wymęczyły mnie psychicznie monotonną pracą siedem dni w tygodniu. W lecie pracy miałem więcej, ale łatwiej było mi znieść jej uciążliwości, natomiast późnojesienne i zimowe dni okazały się wyjątkowo trudne. Może kiedyś będzie mi brakowało pracy, zajęć, dziania się, tej codziennej krzątaniny przy młynie, jednak dzisiaj czuję ulgę. Przede mną jeszcze tylko 10 tygodni pracy w warsztacie i… powrót do domu.

Praca w bazie firmy oznacza nie tylko przeniesienie się z gnijącego kampingu do porządnego pokoju, ale i wolne niedziele, bo jak się okazało, jednak są takie dni, w co powątpiewałem. Tak więc nim wrócę na Lubelszczyznę, jeszcze kilkanaście dni spędzę na sudeckich szlakach.

W pierwsze dwa dni szukaliśmy, ja i Janek, brakujących kamieni do korony. Nie, nie bredzę i już wyjaśniam.

Listą szczytów zaliczanych do kaczawskiej korony zainteresowałem się dopiero niedawno, i tylko z ciekawości. Okazało się, że na trzydzieści wymienionych tam gór nie byłem na czterech. Ten fakt poruszył mnie nieco, no bo jakże to tak? Przeszedłem kaczawskimi drogami i bezdrożami blisko trzy tysiące kilometrów w ciągu stu sześćdziesięciu kilku dni, a nie spełniam wymogów, które spełniają inni po kilkunastu dniach?

W czasie swoich wędrówek rzadko wchodziłem na szczyty dla nich samych. Częściej przeszedłem ścieżką biegnącą w pobliżu, jeśli szczyt nie skusił mnie widokami czy innymi walorami. Uznawałem, że byłem na górze czy wzniesieniu, jeśli do punktu szczytowego brakowało paru metrów różnicy poziomów, ale drogę zagradzały chaszcze, na przykład. Co prawda bywało też, że drapałem się po jakichś dzikich zboczach i wyrywałem buty z gęstwiny jeżyn, chcąc stanąć na samym czubku, ale to rzadziej. Po prostu nie zaliczałem szczytów.

Istotą pomysłu na odznakę korony pasma górskiego jest w miarę dokładne jego poznanie, jednak warunki jej przyznawania są sformalizowane. Masz być w dokładnie wyznaczonych miejscach, co uznawane jest za równoznaczne z poznaniem gór. W rezultacie, mimo że niewiele jest osób znających Góry Kaczawskie równie dobrze jak ja znam, dopiero teraz nabyłem prawo posiadania odznaki. Nie będę się starał o jej otrzymanie od PTTK z dwóch powodów. Za pewnego rodzaju ujmę przyjmuję konieczność udowadniania komuś mojej bytności w określonych miejscach, oraz, to drugi powód, uznaję, że po półroczu spędzonym w moich górach, mógłbym mieć koronę z wieloma dodatkowymi perłami.

Może wystarczy tych rozważań, pora iść na szlak.

Na północ od Bolkowa wznosi się spory, zalesiony masyw górski. Skalny jego grzbiet ma trzy kulminacje: Swarnę, Popielową i Schody. Z jednej strony masyw zaczyna się przy szosie, nawet parking tam jest, a z drugiej długim, pokaźnym jęzorem wchodzi w głąb płytkiej i płaskiej doliny. Trzy lata temu wszedłem na szczyt ostatniej góry, skuszony widokowym zboczem. Niżej zamieszczam dwa zdjęcia zrobione tamtego dnia.


 
Pierwsza i najwyższa góra, to Swarna. Właśnie ona jest zaliczana do korony. Widoków z niej nie ma, ale warto zwrócić uwagę na lasy masywu, charakterystyczne dla Gór Kaczawskich: przeważają w nich dęby ze sporymi domieszkami grabów, lip i buków, ale oczywiście spotyka się świerki, jawory, brzozy i inne gatunki. Takie lasy są widne, a ich skład miejscami się zmienia. Zobaczyć wiosną ich młodą zieleń, a jesienią feerie barw!

Malownicze jest podnóże Schodów. Minione lata nie zmieniły postrzegania urody tamtych miejsc.

 Wracaliśmy zapomnianą, nieużywaną polną drogą ocienioną na całej swojej dwukilometrowej długości krzewami dzikich róż; nie brakuje tam i drzew, zwłaszcza grusz. Widzieliśmy chmary ptaków mieszkających w gęstwinach gałęzi, liczne są też ślady saren. Tej uroczej drodze Janek nadał nazwę Alei Róż. Chciałbym tam wrócić w porze kwitnienia: przejść Aleję Róż i drogę pod dębami na zboczu Schodów, obejść górę i pod lasem, na jej zboczu, posiedzieć i pogapić się w dal…

* * *

Obok Czerwonego Kamienia przejeżdżałem dziesiątki razy, widziałem nazwę tej góry na mapie, ale nie skusiła mnie. Gdybym miał wyjaśnić powody, wskazałbym na jej odosobnienie, bliskość szos i wioski.

Znalazłem fragment szerszego i w miarę równego pobocza przy lokalnej szosie, ale wjeżdżając na nie tyłem, pomyliłem ślady na śniegu w lusterkowym odbiciu i w rezultacie opel stał na sporej pochyłości. Parokrotnie ponawiana próba jazdy pod górę nie powiodła się, więc wyłamałem krzaczek czarnego bzu rosnący tuż za samochodem i z duszą na ramieniu ruszyłem tyłem po zaśnieżonym dukcie w dół. U podnóża zbocza, na nieco równiejszym fragmencie drogi, samochód ruszył do przodu i nabierając szybkości, rozpędem przejechał podjazd.

W czasie moich wyjazdów sudeckich miałem kilka przygód z samochodem niechętnym jeździe po śniegu czy lodzie. Chyba wszystkie były rezultatami moich błędów, ale na szczęście żadna nie skończyła się źle.

A góra? Byliśmy na niej. W dole, między drzewami, prześwituje szosa i dachy domów, a wyżej dalekie góry. Próbowaliśmy upewnić się w naszych rozpoznaniach widzianych szczytów.

Widok byłby ładny gdyby nie drzewa. Ślady na szczycie wskazują na popularność Czerwonego Kamienia.

Nie wracałem do Leszna. Skorzystałem z zaproszenia i nocowałem u Janka.

 













3 komentarze:

  1. Nie wierzę ... tylko dlatego, żeby zdobyć kamyczek do korony? przyznam, że kiedy rzuciłam okiem na tytuł, to tylko ta korona wyskoczyła mi przed szereg, i wiesz, czasy "koronne", to i obawa, że zachorowałeś; bo długo nie pisałeś, a tu styczeń się kończy:-) wróciłeś w zdrowiu na kaczawskie szlaki, to najważniejsze, a zdobywanie kamyczków, perełek pozostanie chyba przede wszystkim dla własnej satysfakcji, bo co to za frajda, zaliczyć tylko? chyba nikt nie potrafi opowiedzieć o tych górach tyle, co Ty; u nas zimy ani śladu, w ciągu dwóch nocy halny wytopił wszystko, i nie wiem, jak to traktować: przedwiośnie już czy czekać jeszcze na mróz? ptactwo w zalotach, dziś przeleciał jakiś klucz ciężkich ptasiorów, może gęsi, może łabędzie ... nie widziałam, usłyszałam tylko, jak skrzydła grają; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie tylko dla kamyczków! Przecież byłem w swoich górach. Pewną rolę odegrał wzgląd ambicjonalny, ale i zwykła ciekawość tych miejsc. Okazało się, że Swarna i okolica są na tyle ładne, że chciałbym tam wrócić, Młynik natomiast nie ma dla mnie powabu. Ot, zalesiona, niepokaźna górka jakich jest w tych górach dwie setki, ale podnóże tej góry też jest ładne, o czym mogłem przekonać się już parę lat temu. Dwie pozostałe góry są zbyt często odwiedzane, co dla mnie jest wadą. Z tego powodu Okole, jedną z najwyższych (i najpopularniejszych) gór rzadko odwiedzam. Tyle jest innych uroczych i cichych zakątków!
      Wielkie ptasiory i tutaj widuję i słyszę; wydaje mi się, że to faktycznie gęsi.
      Miałem psychiczny dołek, Mario. Ilekroć zaczynałem pisać, na ekranie pojawiało się marudzenie.
      Dzisiaj znowu byłem na wędrówce. Stoki nachylone ku północy są zaśnieżone. Śnieg jest stary, twardy, ale nie utrzymuje ciężaru, więc każdy krok to zapadnięcie się na 10 lub 15 cm. Samochodu nie mogłem zostawić tam, gdzie chciałem, bo na poboczu było za dużo śniegu. Natomiast na stokach południowych jest go niewiele.

      Usuń
  2. Kiedyś takie odznaki mnie kręciły. Zdobyłam brązową i srebrną GOT, a potem zniechęciła mnie właśnie biurokracja. Gui ma na swoim koncie odznaki miłośnika Latarń Morskich.

    OdpowiedzUsuń