011021
Jesień zaczęła się o godzinie o 21.21 w dniu 22 września. Hmm, jak można wyliczyć początek pory roku z minutową dokładnością? Tym razem nie poprzestałem na zdziwieniu, tylko pomyszkowałem po stronach www. Sprawa okazała się prosta, a granica między porami roku faktycznie możliwa do dokładnego wyliczenia i mająca konkretne uzasadnienie. To, co kiedyś sprawiało mi kłopot, wyjaśniłem, chociaż z wyjaśnieniem czytelnikom łatwo nie będzie.
Wiadomo, że Ziemia obiega Słońce, co zajmuje jej calutki rok, bo rok jest właśnie czasem obiegu planety wokół naszej gwiazdy. Płaszczyzna, po której krąży Ziemia, nazywa się ekliptyką; w jej środku tkwi Słońce. Ziemia obraca się wokół swojej osi, czyli kręci się jak bączek, dzięki czemu mamy noce i dnie, ale oś jej obracania się, czyli linia biegnąca przez obydwa bieguny, jest pochylona względem płaszczyzny rocznego obiegu wokół Słońca, czyli względem ekliptyki. Bieguny, to właśnie miejsca osi obrotu. Nic tam w rzeczywistości nie ma, to miejsca wyliczone na podstawie pomiarów. Te punkty nie zataczają okręgu w czasie obracania się Ziemi, a kręcą się w miejscu. Jakbyśmy piłkę nadziali na cienki drut i nią kręcili trzymają oba końce drutu: miejsca jego wbicia w płaszczyznę piłki to bieguny.
Tutaj uwagą językowa: jeśli mamy na myśli ciała niebieskie, ich nazwy piszemy wielką literą.
Polonista z PWN tak wyjaśnia tajniki pisowni.
Dodam jeszcze uwagę o wzorach, liczbach i fachowych słowach: jeśli to nie okaże się absolutnie konieczne, będę unikał ich zamieszczania tutaj.
Więc Ziemia jest nachylona względem ekliptyki, co skutkuje zmieniającym się nasłonecznieniem różnych szerokości geograficznych planety, a zatem istnieniu pór roku, na dokładkę odmiennych na obu półkulach, czyli północnej i południowej, oraz zmieniających się długości dni i nocy.
Jak to się dzieje? Znalazłem niezłe rysunki, które tutaj wklejam; w ich nazwy wpisałem strony, z których je skopiowałem.
Można z nich wyciągnąć błędny wniosek o pochylaniu się i prostowaniu Ziemi względem Słońca. Tutaj tkwi powód mojego niezrozumienia sprzed lat, gdy próbowałem rozgryźć pewne niejasności. Nie, Ziemia jest pochylona cały czas jednakowo, i WŁAŚNIE dlatego w miarę swojego obiegu wokół Słońca jest zwrócona do niego górną swoją połową lub dolną, albo „bokiem”. Oczywiście te kierunki są umowne. Pojęcia góry i dołu wynikają z przyjętej orientacji kuli ziemskiej na mapach. Po prostu pierwsze mapy były rysowane przez obserwatorów mieszkających na półkuli północnej, więc dla północy wybrali miejsce na górze map. Ten sposób tak się utrwalił, że gdybyśmy obecnie próbowali rysować mapy zorientowane na południe, mielibyśmy wrażenie patrzenia na odwrócony obraz, czyli „do góry nogami”.
Jeśli ktoś ma w domu globus, łatwo zaobserwuje zjawisko pozornej zmiany nachylenia: wystarczy, że obejdzie globus dookoła, a zobaczy zmiany przedstawione na rysunkach powyżej.
Jesień i wiosna zaczynają się wtedy, gdy w południe słońce stoi w zenicie nad równikiem, czyli świeci pionowo z góry, a więc domy, ludzie i rzeczy nie rzucają cienia. Ponieważ równik dzieli Ziemię na dwie równe części, czyli na połowy, na obu biegunach Słońce świeci jednakowo. Tam ledwie się pokaże nad horyzontem; jego promienie będą biegły po stycznej, czyli prawie poziomo, ale tak samo będzie na biegunie południowym i północnym. W tych dniach oś obrotu Ziemi, czyli linia biegnąca przez bieguny, jest prostopadła do płaszczyzny ekliptyki, to znaczy do płaszczyzny po której nasza planeta obiega Słońce. To warunek konieczny dla równomiernego oświetlenia obu półkul i moment przełomowy. Widać to wyraźnie na zdjęciach.
Wystarczyłoby minimalna zmiana ustawienia Ziemi, by światło Słońca nie dotarło na któryś biegun, a że zmiany następują w każdej chwili, ponieważ wynikają z nieustającego, równomiernego obiegu Ziemi, więc czas jednakowego oświetlania obu półkul jest chwilą, stąd tak duża dokładność w ustaleniu chwili zmiany pór roku. Rezultat zmiany jednodniowej można zaobserwować samemu, bo jest kilkuminutową różnicą długości dnia i nocy, ale jeśli dokona się dokładnych pomiarów, wtedy moment, w którym Słońce dokładnie tak samo oświetla obie półkule, wyliczyć można z sekundową dokładnością.
W tym dniu dzień i noc na całej Ziemi są równe i trwają po 12 godzin. Z wyjątkiem biegunów, ale do nich jeszcze wrócę, teraz wyjaśnię tylko, dlaczego dni nie mają dokładnie po 12 godzin, a nieco więcej. Otóż przyjęto, że dzień zaczyna się w chwili pojawienia się pierwszego rąbka Słońca, a kończy, gdy ostatni fragment zniknie za horyzontem. Samo chowanie się i wyłanianie tarczy Słońca zajmuje trochę czasu, stąd różnica której nie byłoby, gdyby brać po uwagę połowę tarczy Słońca, nie rąbek.
Przy okazji uwaga o zmienności tych różnic. Otóż jeśli słońce stało w zenicie, zachodzi chowając się pionowo w dół, natomiast na dużych szerokościach słońce chowa się pod ostrym kątem, jakby ślizgiem łagodnie zjeżdża pod horyzont. W pierwszym przypadku „zagłębia” się pod horyzont szybciej niż w drugim, co tłumaczy dość szybkie zapadanie ciemności, a rano nastawanie jasności blisko równika; odwrotnie się dzieje bliżej biegunów, stąd minutowe różnice w długości pór doby w czasie równonocy – większe na północy niż w pobliżu równika.
Kiedyś nie bez satysfakcji doszedłem do wniosku, co wyznaczają zwrotniki i koła podbiegunowe. Cechy wyróżniające te miejsca widać na rysunkach: zwrotniki wyznaczają najdalszy zasięg zenitu, czyli świecenia Słońca w pionie w czasie najdłuższego dnia roku. Oczywiście osobno na obu półkulach, ponieważ gdy u nas zaczyna się lato, na antypodach zaczyna się zima.
Na zwrotnikach jest jeden taki dzień w roku, między zwrotnikami (czyli i na równiku) dwa razy w roku. Dlaczego dwa razy w roku? Bo zasięg zenitu przesuwa się w stronę zwrotnika, osiąga tę linię (w przypadku zwrotnika Raka będzie to w dniu 22 czerwca, a następnie cofa się w stronę zwrotnika Koziorożca, gdzie dociera 22 września i z powrotem. Stąd i nazwa linii: zwrotnik jako miejsce zawracania.
Poza zwrotnikami, czyli bardziej na północ od zwrotnika Raka i na południe od Koziorożca, Słońce nigdy nie świeci w zenicie.
Koła podbiegunowe wyznaczają maksymalny zasięg występowania dnia polarnego z lecie i nocy polarnej w zimie. Na linii koła północnego w dniu 22 czerwca Słońce nie zachodzi całkowicie. Im bardziej bylibyśmy na południe, tym dłuższa stawałaby się noc – od minut blisko koła, stopniowo do dwunastu godzin na równiku. 22 grudnia na kole podbiegunowym północnym po raz pierwszy Słońce nie wschodzi, natomiast w miarę przesuwania się na południe wschodzi na dłużej, czyli noc ulega skracaniu – od blisko dwudziestu czterech godzin w pobliżu koła, do dwunastu na równiku.
Dodam jeszcze, że linia koła podbiegunowego jest wyliczona i dotyczy idealnych warunków ukształtowania powierzchni. Ktoś, kto mieszka na wzniesieniu, będzie widział Słońce, mimo że jego dom stoi kawałek za kołem – i vice versa.
Szukałem informacji o zachowaniu się Słońca nad biegunami, ale znalazłem tylko powszechnie znane fakty o dniu i nocy polarnej. Wiadomo, że Słońce nie zachodzi, ale jak się zachowuje na niebie?
Zaznaczę tutaj, że do tego miejsca część informacji jest moja w tym sensie, że sam doszedłem do takich wniosków, a część znalazłem w internecie, ale dalej są już tylko moje wnioski, czy jak kto woli spekulacje. Mogę się mylić, więc jeśli ktoś ma pewniejsze wiadomości, proszę o komentarz.
Jak się zachowuje Słońce w obrębie kół podbiegunowych i na biegunach?
Mam w domu niewielki globus, ale od jego kręcenia tylko w głowie mi się zakręciło, więc wziąłem się na sposób i zastosowałem metodę zwaną ekstrapolacją. Nazwa sugeruje wymądrzanie się, ale w rzeczywistości jest to sposób wnioskowania stosowany przez nas wszystkich i to na co dzień.
Czy dobrze się nią posłużyłem, mam nadzieję dowiedzieć się od czytelników.
Na równiku w pierwsze dni wiosny i jesieni Słońce wschodzi dokładnie na wschodzie, zachodzi na zachodzie. Dni trwają tyle co noce, po 12 godzin. Nota bene, akurat tam cały rok tyle trwają. Jeśli w lecie (na półkuli północnej) będziemy się przesuwać ku północy, doświadczymy zmian, które w niewielkim stopniu możemy obserwować sami, w życiu codziennym. Otóż Słońce nie dzieli już nieboskłonu na połowy, bo świeci coraz dłużej, a przy tym wznosi się niżej. Im bardziej na północ, tym bliżej północy Słońce wschodzi i zachodzi, a jego droga, chociaż dłuższa, biegnie niższym łukiem.
Wspomniałem o możliwości zaobserwowania tych zmian samemu, bez specjalistycznej wiedzy i przyrządów. Otóż wystarczy, mieszkając na południu kraju, zadzwonić o zachodzie do znajomego mieszkającego nad morzem, i zapytać o pozycję Słońca. Albo przed wyjazdem z Krakowa sprawdzić godzinę zachodu, a na drugi dzień, już po przyjechaniu do Ustki, sprawdzić ponownie. W skrajnych przypadkach (najdalej na południe i najdalej na północy Polski) różnica wynosi godzinę, ale z odmiennym znakiem zależnie od pory roku: w lecie dzień na północy kraju jest dłuższy, w zimie krótszy niż na południu.
Pamiętam pewną pogodną noc czerwcową, gdy wieczorem wyjechałem ciężarówką w daleką drogę na północ: łuna zachodu świeciła trochę na lewo od północnego kierunku, a ledwie zgasła, niewiele na prawo pojawiła się Jutrzenka, czyli Eos. W tych dniach ta dziewczyna ma przechlapane!
Na rysunku, przy dacie 22 czerwca, widać wyraźnie, jak zwiększa się długość obwodu Ziemi oświetlonej Słońcem, czyli długość dnia, w miarę przesuwania się na północ, a na drugim, z datą 22 grudnia, jak się skraca.
Zmiany są stopniowe, bez nagłych skoków, ponieważ Ziemia zmienia położenie równomiernie i jest kulą, nie wykrzywionym kartoflem. Im bliżej bieguna, tym dni są dłuższe, a przy tym Słońce niżej szczytuje.
Jeśli ta wyimaginowana wędrówka będzie w pierwsze dni lata, gdzieś w okolicach Helsinek zauważymy zjawisko białych nocy: Słońce tak niewiele się chowa pod horyzontem, że nie ma zupełnych ciemności. Właściwie dlaczego nie jest ciemno, skoro nie ma Słońca? Ponieważ powietrze ma zdolność jego rozpraszania. Po prostu cząsteczki światła są odbijane przez cząsteczki powietrza, skręcają na boki, można powiedzieć. Rozpraszają się.
Wyobraźcie sobie dni z zachodem słońca o godzinie 23, a wschodem o pierwszej!
Podsumuję zmiany pozycji Słońca: w lecie im dalej na północ, tym krótsze noce, bo Słońce chowa się na krócej. Chowa się też płycej, a to ważne. Jeśli przedłużymy ciąg znanych nam, obserwowanych naocznie zmian, wiedzieć będziemy, jak się zachowuje w pobliżu bieguna. Owe przedłużenie ciągu to właśnie ekstrapolacja.
Dalej na północ noc będzie coraz krótsza aż stanie się chwilą, a na linii koła podbiegunowego Słońce obniży się, zacznie chować się pod horyzont, ale zaraz… zacznie się wznosić, by na niskim pułapie obiec cały widnokrąg, najwyższą pozycję mając w południe.
Przy dalszej drodze na północ, czyli w stronę bieguna, zauważymy stopniowe obniżanie się Słońca, jednak już niewielkie, a jednocześnie mniejsze jego opadanie ku linii horyzontu o północy, czyli będzie krążyć wokół nas po wyrównującej się linii.
Na biegunie zanikną pionowe wahania pozycji Słońca. Będzie krążyć po niebie zataczając pełny i równomierny obrót. Jak długo? Przez pół roku: trzy miesiące stopniowego wznoszenia się i trzy miesiące powolnego opadania z zachowaniem dwudziestoczterogodzinnego obracania się wokół, aż w końcu w pierwszy dzień jesieni zniknie na kolejne pół roku, przy czym zejście pod horyzont nie będzie nagłą zmianą. Ponieważ Słońce ma swoją niemałą wielkość (wizualną, widzianą z Ziemi), początkowo będzie się ślizgać po linii horyzontu (albo chwilowo chować się za jakąś lodową górką) i powoli, powoli znikać pod linią horyzontu. Nie potrafię przeprowadzić odpowiednich obliczeń, więc tylko oszacuję czas zachodu na kilka dni.
Może tyle wystarczy, bo widzę, że naskrobałem, czyli wystukałem, dwie bite strony.
Ciekawe, czy kogoś zainteresowałem. Pomysł napisania tekstu zadanie jednak spełnił: pogłębiłem i uporządkowałem swoją wiedzę.
Dla ciekawskich podstępne zagadki:
W którą stronę iść będąc na biegunie północnym, by iść na południe? Jak tam jest z kierunkami zachodnim i wschodnim?
Byłem też daleko od polityki, a to znaczny zysk.
A propos, zagadka ułożona przeze mnie: kim jest człowiek, którego z powodu braku jakichkolwiek norm etycznych i moralnych nie można zatrudniać na stanowisku stróża składu złomu?
To polityk.
Dobre
strony: tutaj, tutaj, i tutaj.
* * *
Późniejszy dopisek.
Wymyśliłem sposób na obliczenie czasu chowania się i pojawiania Słońca na biegunach, czyli wschodu i zachodu. Oto on:
Średnica kątowa Słońca wynosi 32’, czyli odrobinę ponad pół stopnia. Co to znaczy? Że jeślibyśmy pociągnęli linie między nami a górnym i dolnym rąbkiem Słońca, kąt między nimi wyniósłby pół stopnia.
W internecie przeczytałem, że Słońce nad biegunem północnym w dniu 22 czerwca świeci będąc 23,5 stopnia ponad horyzontem. Czy to dużo? Mało. Dla porównania w Polsce w południe najdłuższego dnia roku jest około (bo to zależy od miejsca w naszym kraju) 62 stopnie nad horyzontem. W tym samym dniu nad biegunem świeci tak, jak u nas w połowie listopada.
Więc wspięło się 23,5 stopnia nad horyzont, gdzie było w dniu równonocy, czyli 21 marca. Jeśli w ciągu trzech miesięcy, a więc w 90 dni, podniosło się od zera do 23,5 stopnia, zatem podnosiło się o jeden stopień w ciągu niecałych czterech dni, a więc o pół stopnia w dwie doby. Te zwykłe ziemskie doby, bo trzeba pamiętać, że na biegunach jedna doba trwa rok.
Wyszło mi, że dwie doby mijają od pokazania się „czubka” Słońca, do jego oderwania się od horyzontu, i tyle samo zajmuje jego chowanie się. Oczywiście cały czas trzeba pamiętać o odkryciu Kopernika, i dodawać zastrzeżenia „ pozorne chowanie się, pozorny ruch”.
Nie jestem pewny poprawności obliczeń, bo nie znalazłem odpowiednich informacji, to są wyłącznie moje domysły, proszę więc o sprostowanie, jeśli się mylę.
Krzysiek, to ja Jan Na Wygnaniu.
OdpowiedzUsuńJeżeli będę na biegunie północnym i dam krok w dowolną stronę, to pójde na południe.
Ciekawy jestem jak zachowuje się kompas na biegunie północnym?
Krzysiek, wiesz co jest noc astronomiczna? Zobacz tutaj
Oczywiście, że pójdę do domu.
UsuńTeraz w nim jestem. Poprzednio mówiłem o nocy astronomicznej, a tak naukowo wygląda część pory doby
Czym charakteryzują się poszczególne etapy wschodu i zachodu słońca, znajdziesz w zakładkach po prawej stronie.
Przyznam Janku, że nie mam serca do tych podziałów. Świt astronomiczny, żeglarski, nawigacyjny, cywilny… Matko Boska, kto to zapamięta. Całkiem jak u geologów, którzy mają sto tysięcy dziwnych nazw procesów w swojej specjalności.
UsuńWolę swój podział: noc ładna, taka sobie, nie bardzo, trochę brzydka i całkiem brzydka. Lista jest otwarta, można do niej dorzucić pozycję według własnego uznania.
Zauważyłem na podanej przez Ciebie stronie dobry szczegół. Otóż nierzadko jest tak, że otwieramy stronę, a tam jest wielki napis domagający się zgody na ich „polytyke”, a bez tej zgody wara nam od nich. A tam jest napis, owszem, ale malutki, gustowny, nienachalny i możliwy do zignorowania.
Janku, dzisiaj ze szczytu jednego wzgórza widziałem wschód i zachód słońca. Eos oczywiście też podziwiałem.
Na biegunie kompas pokazuje biegun magnetyczny, a ten jest, o ile dobrze pamiętam, gdzieś w okolicy północnych wysp kanadyjskich. Tam pewnie kompas głupiej. Może się kręci?
Masz rację: obojętnie w którą stronę się ruszy z bieguna północnego, pójdzie się na południe.
UsuńA jak jest z kierunkami "poprzecznymi": wschodem i zachodem?
Na biegunie północnym nie ma możliwości określenia kierunków wschód i zachód. Gdziekolwiek będziemy patrzeć, będziemy spoglądać w stronę południową. (Odwrotnie będzie na biegunie południowym)
UsuńAle - gdy na biegunie północnym staniemy idealnie w osi obrotu ziemi - to nasze zewnętrzne części ciała (wraz z Ziemią) będą się obracać z zachodu na wschód!
Słusznie! Zagadki były za łatwe.
UsuńOdmienność kierunków na biegunie jest ciekawa i dziwna. No bo jako to? Nie ma żadnych kierunków poza południowym? Ale przecież ja idę tam, ty pod kątem prostym do mojej drogi, więc jak możemy obaj iść na południe?
Janku, dla mnie najdziwniejsze jest nie tylko nieistnienie wschodu i zachodu na biegunie, co ich pojawienie się (jakby znikąd) w chwili opuszczenia bieguna. Mamy tylko południe stojąc na tym wyjątkowym punkcie Ziemi, ale wystarczy zrobić parę kroków w dowolną stronę, żeby pojawiły się pozostałe kierunki: zachód, wschód i północ.
Ciekawe spostrzeżenie o obracaniu się w punkcie nadziania Ziemi na oś obrotu. Wszędzie indziej Ziemia niesie nas w swoim pędzie po ekliptyce, w tym jednym zamieniamy się w bączka: jedna nasza ręka kręci się w tą, druga w przeciwną stronę.
Od centrum bieguna północnego należy odejść kilka (kilkanaście lub kilkadziesiąt, a nawet kilkaset - dla większej dokładności) kroków, odwrócić się w stronę bieguna i po naszej prawej będzie...
Usuń...no właśnie - jaki kierunek będzie?
Następne ciekawe spostrzeżenie, Janku.
UsuńPatrząc na północ, czyli w stronę bieguna północnego, po prawej będzie się miało wschód, niezależnie od odległości. Różnicę widzę w innym miejscu, w nazewnictwie. Dla nas geograficzny kierunek wschodni tak się nazywa, bo tam wschodzi słońce; to samo z zachodem. Słowa te mają więc dwa zlewające się (w potocznym rozumieniu i mowie) znaczenia: kierunki geograficzne i miejsca wschodu lub zachodu. W okolicach biegunów słowa wschód i zachód oznaczają jedynie kierunki geograficzne.
Gdy pisałem powyższy tekst, Ty zamieściłeś swoją odpowiedź i
Usuńsprawa się rypła.
Ja po części zgadzam się z podziałem zmierzchu (świtu) na części.
W żeglarstwie pojęcie zmierzchu nawigacyjnego trwa do czasu widoczności horyzontu lub konturów brzegu na na akwenie wodnym (przy odpowiedniej pogodzie).
Zmierzch astronomiczny następuje wtedy, gdy pierwsze gwiazdy stają się widoczne. Noc astronomiczna pozwala na obserwację wszystkich gwiazd.
Faktycznie, w różnych sytuacjach, dla różnych zajęć, inaczej będą definiowane pory doby. Zwykle mówię sobie, że jeśli widać gwiazdy, to znaczy, że już po zmierzchu i jest pełna noc, a okazuje się, że tam moja „pełna noc” nazwana jest nocą astronomiczną. Niech będzie :-)
UsuńKrzysiek, a teraz będzie z innej beczki, ale z tego samego magazynu.
UsuńMieszkańcy dwóch miast leżących w podobnej odległości, po stronie północnej i południowej, od równika co jakiś czas kontrolują "wędrówkę słońca po niebie"
Mieszkaniec Jastrzębiej Góry spostrzega, że słońce wędruje od jego lewej strony do prawej.
Gdy wstanie dzień w Ushuaia
jego mieszkaniec będzie miał takie samo wrażenie?
Tam pada deszcz?? Toż to Ziemia Ognista, więc padać powinien ogień!
UsuńJanku, kiedyś nie rozumiałem, dlaczego na półkuli południowej Słońce przemierza nieboskłon w odwrotną stronę, a sprawa jest prosta: oczywiście, że przemierza tak samo, ze wschodu na zachód, tylko my inaczej na niego patrzymy. U nas i tam Słońce zatacza swój krąg po stronie nieba bliższej równikowi, bo przecież nie wisi nad nami w pionie. Tyle że u nas równik jest na południu, tam na północy. Chcąc widzieć tor Słońca, my stajemy twarzą do południa, wtedy rano mamy je po lewej, w południe na wprost, wieczorem po prawej, a mieszkańcy Ziemi Ognistej (i całej półkuli południowej), chcąc tak samo widzieć Słońce, stoją co prawda też twarzą do równika, ale jednocześnie twarzą do obserwatora w Polsce. A skoro tak, to lewa strona zamienia się z prawą i wychodzi, że u nich Słońce kręci się w odwrotną stronę.
Janku, kolejny Twój ciekawy komentarz. Dziękuję.
Ja to tylko tak z innej beczki:-) kiedy rozmawiam z synem angielskim, u niego rano ciemno, a u nas już świeci słońce:-) i na odwrót, u nas wieczorem zmrok, a u niego piękny zachód słońca; wiem, że dzieli nas spora odległość, i to jest ciągle to samo słońce, jednakowoż za każdym razem jestem zaskoczona i zdziwiona, choć nie wstrząśnięta:-)
OdpowiedzUsuńKrzysiek, nie pogniewasz się, że dodam coś od siebie?
UsuńTak się składa, że Moja Legnica i Krzyśka Lubartów leżą na prawie tej samej szerokości geograficznej 51 stopni N.
Nasze miejscowości w linii prostej dzieli 450 kilometrów.
Dzisiaj Krzysiek zobaczył wschód słońca o godz. 6:47,
a u mnie słoneczko pokazało się dopiero po upływie 26 minut,
czyli o godz. 7:13
U Krzyśka słońce zajdzie już o godz. 17:47 i będzie musiał iść spać, a ja słoneczko będę miał do godz. 18:13 i jeszcze będę sobie balować. Ta różnica będzie się zmieniać razem ze zmianą pór roku
Mario, podobnie i ja mam, mimo wiedzy o mechanizmach tutaj działających. Pewien sławny poeta angielski miał żal do naukowców, że wyjaśniając sposób powstawania tęczy, pozbawili ją urody i magii, ale uważam, że się mylił. Wiedza nie ograbia nas z zauroczenia światem, a raczej wprost odwrotnie. W tej chwili przyszedł mi do głowy przykład piorunów. Przez tysiąclecia ludzie się ich obawiali, uznając je za np. gniew bogów, a teraz, wiedząc co to jest, możemy bez strachu (noo, powiedzmy) podziwiać ich majestatyczne piękno.
UsuńJanku, jeśli jeszcze do tych zmian, wynikłych z dobowych obrotów Ziemi, dodać zmiany roczne, różnice będą większe. Na przykład między Ustrzykami Górnymi a Świnoujściem, więc przy przesunięciu na zachód i jednocześnie na północ. Nie pamiętam danych, ale strzelam: półtorej godziny z czasie polarnego dnia na biegunie. Natomiast w czasie nocy polarnej różnica bardzo się zmniejszy, ale nie wiem, ile wyniesie. Może znajdziesz odpowiednie dane.
UsuńKrzysiek, ja się zdziwiłem.
Usuń----------------------------------------------------
Równon. wios. ..Wsch. Zach. Kulminacja Dzień trwa
Ustrzyki Dolne....05:30...17:43...11:36.....12:12
...Świnoujście.....06:30...18:17...12:10.....12:13
--------------------
Przesilenie letnie
Ustrzyki Dolne.....04:23....20:39....12:31....16:16
....Świnoujście.....04:31....21:38....13:04....17:07
---------------------
Równonoc jesienna
Ustrzyki Dolne.....06:17....18:27....12:22.....12:10
...Świnoujście......06:49....19:01....12:55.....12:11
--------------------
Przesilzimowe zimowe
Ustrzyki Dolne.....07:23....15:32....11:28......8:09
....Świnoujście.....08:19....15:43....12:01......7:23
Różnica wynosi godzinę, a nie półtorej, jak strzeliłem. Pomyliłem się o pół godziny.
UsuńChociaż… w danych jest błąd. Jeśli w Świnoujściu pierwszego dnia wiosny Słońce świeci od 6.30 do 18.17, to dzień nie będzie trwał ponad 12 godzin.
Zastanawiają mnie też inne dane: nie wiem, jak wyjaśnić różnice wschodu i zachodu w dniach równych nocy.
W równonoc wiosenną w Ustrzykach Słońce wschodzi o godzinie 5.30, a w równonoc jesienną o 6.17. Z jakiej racji ta blisko godzinna różnica istnieje? Podobnie jest jesienią, i w obu miejscowościach.
Chociaż ten wskazany na początku błąd podważa prawidłowość całego zestawienia…
Zmęczyłeś mnie, Janku. Idę spać, może jutro coś wymyślimy. Dobrej nocy.
Errare humanum est.
UsuńWieczorem byłem tak zmęczony, że nie zauważyłem pomyłki.
Rano od pierwszego zerknięcia zauważyłem błąd.
W pierwszym przykładzie w Świnoujściu słońce wschodzi
o godz. 06:03. Popełniłem "czeski błąd" i za to przepraszam.
Błądzić jest rzeczą ludzką, ale głupotą jest trwać w błędzie.
Mając do napisania tyle cyferek, łatwo o pomyłkę.
UsuńZmiany długości dni i ich zróżnicowanie w większości są dla mnie jasne i zrozumiałe, ale jednak nadal nie rozumiem, dlaczego w dni równonocy w tej samej miejscowości Słońce wschodzi o różnych godzinach.
Ziemia w te dwa dni tak samo jest ustawiona względem Słońca, dzień i noc trwa po 12 godzin, a różnice wschodu i zachodu słońca wynoszą trzy kwadranse. Dlaczego?
Nadal za mało wiem, Janku.
--------------
Nim opublikowałem ten komentarz, zajrzałem na inną stronę:
https://www.gum.gov.pl/pl/transfer-wiedzy/inne/mapy-godzin-wschodu-i-z/2652,Mapy-godzin-wschodu-i-zachodu-slonca-w-Polsce.html
Jest tutaj ładna animacja, wyraźnie widać spodziewane zmiany kąta nachylenia linii zmian czas wschodu i zachodu, i chociaż nie przeczyta się ich z minutową dokładnością, widać, że między marcową równonocą a wrześniową różnice wynoszą kilkanaście minut, nie kilkadziesiąt jak na stronie, z której Ty brałeś dane.
Tych kilkunastu minut też nie potrafię wyjaśnić, jednak już tak nie dziwią, jak różnice ponad 40 minut.
Na razie temat odkładam, mam zaległości w pisaniu, ale jeśli coś znajdziesz ciekawego, pisz, Janku.
A to jest ciekawe!
UsuńObserwowałeś kiedyś kręcącego się bączka? On się kiwa.
Podobnie jest z Ziemią. Ona również w swoim obrocie się kiwa.
Krzysiek, w tym temacie mam za mało wiedzy, ot co.
Aaaa!
UsuńJeszcze jedną rzecz musimy brać pod uwagę, obieg Ziemi wokół Słońca!!!
On trwa 365 dni (dób) 6 godzin i jeszcze coś, i te 6 godzin, oraz to coś (w tak wielkiej przestrzeni) czyni tę różnicę!!!
Nie 365 dni, 6 godzin i jeszcze coś, lecz połowa tego.
UsuńA jednak różnica.
Oczywiście miałem na myśli czas jaki dzieli równonoc wiosenną od jesiennej.
UsuńZ "tym coś" przypomniała mi się taka historyjka:
W jadącym pociągu jeden pasażer pyta drugiego
- Panie, co tak stuka?
- Koła na szynach - odpowiada zagadnięty.
- Jak koła mogą stukać? One są okrągłe!
- Zrozum Pan, obwód koła to 2πr, a π to 3 z hakiem i ten hak
tak πr...doli...
Słyszałem, że stuka, bo się tory wygły :-)
UsuńJanku, zajrzałem w parę miejsc. Zmiany nachylenia osi Ziemi do ekliptyki są długie, ich cykl wynosi bodajże 41 tysięcy lat, więc raczej nie pasują tutaj jako wytłumaczenie, a czy te ćwierć doby roku zmienią czasy, nie wiem.
Dzisiaj przyszła mi do głowy pewna myśl. Otóż był czas, gdzieś w XIX wieku, gdy fizycy uważali, że właściwie wszystko już wiedzą i zostały drobiazgi do wyjaśnienia. Później pojawił się ktoś, kto udowodnił równoważność masy i energii, kto połączył czas z materią i przestrzeń z grawitacją, a wtedy okazało się, że mowy być nie może o pełnej wiedzy – i tak jest nadal. Podobnie nam się przydarzyło: wyjaśniłem pewne podstawowe zmienne dotyczące Ziemi i Słońca, a przy tej okazji okazało się, że ich wyjaśnienie nie jest pełne, ponieważ osiągnięcie pewnego pułapu oznacza jedynie pojawienie się następnych pytań, na które trzeba szukać odpowiedzi. W istocie zmiana polega na uzyskaniu możliwości zadania pytań, które wcześniej po prostu nie przychodziły do głowy.
Z wiedzą jest podobnie jak ze szczęściem: pełnej, na zawsze, osiągnąć nie można.
Ale może schodząc z wysokiego konia powiem, że aby zgłębić te tajniki, chyba nie dałoby się uniknąć tej uprzykrzonej matematyki :-(
Jeżeli tory się wygły, to wtedy pociąg zakręcowywuje... ot co...
UsuńZiemia w swoim obiegu dookoła słońca,(naszej jedynej gwiazdy w układzie słonecznym), pędzi po nierównie matematycznej orbicie.
UsuńA ta orbita ma pewne odchylenia, które wpływają na np.
przesilenie zimowe
Janku, nadal nie wiem, dlaczego w równonoc wiosenną i jesienną słońce wschodzi i zachodzi z pewną różnicą czasową. Na tej stronie wyjaśnienia nie znajduję.
UsuńWięc twierdzisz, że w naszym systemie jest tylko jedna gwiazda??? :-)
Jak może pociąg zakręcowywać, skoro maszynista nie ma kierownicy!
UsuńCooo, ukradli kierownicę i maszynista tego nie zauważył?
UsuńTwoje pytanie, jak najbardziej na miejscu, przypomina mi scenkę sprzed lat, z mojej pracy w UK. Spotkało się nas kilku kierowców w kabinie scanii stojącej na parkingu. Nie było gdzie siedzieć, więc któryś położył dźwignię zmiany biegów (jest tam taka możliwość jej "złamania" ułatwiająca przechodzenie z miejsca kierowcy na leżankę z tyłu kabiny) i przykrył ją kocem, by usiąść z tym miejscu. Później kierowca, góral, chodził od jednego do drugiego i prosił:
Usuń- Chłopaki, oddajta lewarek, nie grajta w chu...
Słyszę jeszcze tę jego prośbę...
Ale jaja... lewarek oddajta, w chu... nie grajta.
UsuńA mój maszynista nie pozwolił ukraść kierownicy.Zobacz