Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

niedziela, 24 października 2021

Roztoczańskie wzgórza

 171021

Podszedłem do ściany lasu skuszony widokiem buków bez gęstwiny pokrzyw u stóp, i zajrzałem między drzewa. Ziemia jakby uciekła mi spod stóp, a zobaczyłem ją dopiero dziesięć metrów niżej, na dnie parowu. Czyste, szeleszczące liśćmi, kolorowe, na uboczu, ciche miejsce. Wiele innych, tak charakterystycznych dla Roztocza lasków porastających parowy (debrze, używając lokalnej nazwy) jest zaśmieconych, a nierzadko i gęsto zarośniętych; tutaj dość równa droga na dnie zaprasza do zejścia i jej poznania. Kto tamtędy jeździ i gdzie?

 

Dzień był bez promyka słońca, a to znaczy, że Aura nie zapoznała się z prognozami synoptyków obiecujących słoneczny dzień. Gdyby nie zegarek, nie byłoby sposobu oceny pory dnia. Zabrakło słońca do rozpalenia jesiennych kolorów, a ja, nieco zaskoczony, poczułem się tak, jakbym był na swoich kaczawskich ścieżkach, tak często oglądanych przecież pod chmurnym niebem.

Jeśli na polach są długie, a przy tym wąskie i kręte jęzory lasu, możemy być pewni istnienia tam parowów, czasami całych ich rozgałęzionych systemów. Na zdjęciu widać ich charakterystyczny kształt. Nie są rozległe, proszę spojrzeć w prawy dolny róg, jest tam znacznik stu metrów. W górnej części zdjęcia widać inną cechę roztoczańskich pól: znikające polne drogi. Dzisiaj szedłem tamtędy, i było dokładnie tak, jak widać na zdjęciu: na brzegu jednego z ostatnich pól przed lasem droga po prostu znikła. Obyło się bez przedzierania przez chaszcze, buczyna była widna, łatwa do przejścia, chociaż rośnie na sporym i stromym zboczu; po drugiej stronie lasu znalazłem początek drugiej drogi. Idąc tamtędy można odnieść wrażenie wędrowania sudeckim pogórzem. W związku ze zdjęciem Googli dodam jeszcze, że kapliczki zaznaczonej na mapie nie ma, jest tam jedynie niewielki żelazny krzyż. 

 W pobliżu stoi na wzgórzu wielki maszt anten GSM. Widać go z wielu miejsc wokół wioski, a że byłem w pobliżu, poszedłem zobaczyć go z bliska. Ogrodzenie z siatki i drutu kolczastego kontrastuje ze stalową konstrukcją zwieńczoną wieloma antenami. Takie maszty są od ćwierćwiecza częstym (i nie najładniejszym) elementem krajobrazu całego kraju, bo przecież gdziekolwiek jesteśmy, chcemy mieć zasięg, być online. Telefon komórkowy jest w istocie malutkim radiotelefonem, miniaturową radiostacją. Z powodu bezpieczeństwa i oszczędności miejsca oraz prądu, zasięg nadajników pracujących w telefonach wynosi ledwie kilka kilometrów, w mieście jeszcze mniej, stąd konieczność postawienia tysięcy takich masztów z antenami nadawczo-odbiorczymi.

Większość mojego życia przypadła na czas przed rozpowszechnieniem takich telefonów, dlatego do dzisiaj, chociaż już rzadko, zdarza mi się odczuwać zdumienie, gdy jestem gdzieś w lesie i słyszę telefon, albo, tak jak było dzisiaj, gdy usiądę w ładnym i odludnym miejscu by zadzwonić do kolegi, a przy tym nawet nie muszę wiedzieć, gdzie on aktualnie jest.

Z drogi za lasem widoków nie miałem, skręciłem więc na pole, w stronę szczytu wzniesienia, a gdy otworzył się daleki widok, usiadłem na wysokiej miedzy przy tarninie – cichy zakątek z rozległym widokiem, daleko od drogi. Lubię takie miejsca. Tylko ja i dal. Kiedyś była tutaj droga, jeszcze widać było jej ślady, ale w posiadanie wzięły ją, nieużywaną, krzewy tarniny. Obok trzmielina dokładała swoje czerwienie do jesiennej feerii barw. Pola opadały po stoku, w dolinie widziałem brązowe, czerwone i żółte korony drzew, za nimi pola znowu wznosiły się nierównym, falistym rytmem ku szczytowi wzgórza widocznemu na tle nieba. Było niezalesione i wydawało się najwyższe w okolicy. Nagle zachciało mi się pójść tam i ze szczytu zobaczyć miejsce, na którym siedzę. Ale czy trafię? Wydawało mi się, że gdzieś w pobliżu powinna biec droga, którą szedłem. Zapamiętywałem topografię okolicy: na szczycie wzgórza ciemniała niewielka plama krzewów, a w pobliżu widziałem niewyraźną kreseczkę słupa energetycznego. Trafię – upewniałem się w postanowieniu. A jeśli nie, to… to nic. Wszak dla szwendania się po polach przyjechałem tutaj.

Nie było trudno odnaleźć wzniesienie. Niewyraźna czuprynka okazała się krzewem tarniny, pod którym znalazłem słupek pomiarowy z datą 1861r. Dziadek mojego dziadka był wtedy dzieckiem...

Siedząc przy słupku jadłem ostatnią kanapkę i patrzyłem na odległe pole z nieużywaną drogą, gdzie byłem dwie godziny wcześniej.

Rzadko wchodzę na szczyty wzgórz zaznaczone na mapach, bo albo są zalesione, albo ledwie zarysowane i mało widoczne; bywa też, że z bliska inne wzgórze wydaje się dominujące. Tak było i dzisiaj: wyróżniającym się miejscem było bezimienne wzgórze ze słupkiem, ale na mapie nic nie ma w tym miejscu. Natomiast bardziej na prawo widziałem, wydaje mi się, zalesioną Wielką Zdebrz.

Obiecałem sobie poznać nazwę „mojego” wzgórza, ale na papierowych mapach nie ma tej części Roztocza, a na internetowych nie jest zaznaczone. Dziwne: na mapach nie ma najbardziej widokowej i urozmaiconej części Roztocza!

Nie wiem, co znaczy słowo „zdebrz”. Nie znajduję informacji w internecie, chociaż samo słowo jest często używane. W słowniku piszą o podobnym słowie, mianowicie o „debrzy” – to sucha dolina o wąskim dnie i stromych zboczach, czyli formacja podobna do jarów czy parowów. Czy „zdebrz” i „debrza” znaczą to samo? Z napisu na mapie wynika, że „zdebrz” jest rodzajem żeńskim, co byłoby dziwne, ale może to jeden z licznych tam błędów. Gdyby ktoś znalazł informacje etymologiczne o tym słowie, proszę o komentarz.

Jeszcze słowo o języku. Kiedyś czytałem opinię językoznawcy o pisowni słowa „internet”. Pierwotnie była to nazwa konkretnej sieci, więc pisana wielką literą, i ów znawca był za dalszym stosowaniem takiej pisowni. Ostatnio jednak jakby przeważało zdanie o pisaniu małą literą, ponieważ obecnie słowo oznacza sieć ogólnie, więc zatraciło wcześniejszą funkcję nazwy własnej.

Obrazki ze szlaku.

Widziałem małą i starą kapliczkę ukrytą wśród liści bzu i róży. Ujęła mnie swoją biedą i zaniedbaniem.

 Jakże odmienny był zachód słońca od zeszłotygodniowego! Przez minutę widziałem rąbek słońca między chmurami, a był tak daleki, tak stłumiony sinościami nieba, że kolorów bardziej się domyśliłem niż je zobaczyłem.

Tego dnia nie wiedziałem, że w nadchodzącym tygodniu nie będę mógł przyjechać, a że w następnym wyjadę, wędrówka była pożegnaniem Roztocza na pół roku.

Trasa: pola i drogi na północ od Gródek. 


 
























6 komentarzy:

  1. Całkiem niezły rysunek na mapie uskuteczniłeś:) Ale ja się muszę dziś podzielić odkryciem-zachwytem - byliśmy wczoraj na Wzgórzach Włodzickich i nie mogę zrozumieć, dlaczego dopiero teraz! Bajka! Przestrzeń, perspektywa, kolory, aura, pięknie było. Musimy tam wrócić i to niejeden raz, bo okolica oferuje wiele smaczków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne pasmo sudecki zupełnie mi nieznane, a ja się czepiłem jednych gór jak rzep psiego ogona. Niewysokie górki? Takie mi pasują!
      Zaznaczona na mapie trasa zawsze jest przybliżeniem. Dzisiaj po raz pierwszy ten chole… ten program do zapisywania tras zadziałał i mogłem zobaczyć dokładny jej przebieg – jakby zataczający się miłośnik mocnych trunków szedł.

      Usuń
  2. Oooo...a ja myślałam. że uraczysz nas widokami jesiennych bukowych lasom takich rudych, pomarańczowych i brązowych...a Ciebie gdzieś poniesie i nie będą te sławne roztoczańskie lasy na Twoim blogu. Kapliczka mnie urzekła, w środku nie miała figurki?
    JAk my mogliśmy żyć bez komórek, siem pytam? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Na Roztocze wrócę wczesną wiosną. Wczoraj odwiedziłem ulubione okolice Trzmielowej Doliny w Górach Kaczawskich, dzisiaj byłem w górach pod Wałbrzychem, jutro też tam będę, a piszę te słowa siedząc w pokoju hotelowym w Bolkowie, na granicy Gór Kaczawskich i Gór Wałbrzyskich.
    Wydaje mi się, że środku tej biednej kapliczki była mała figurka Matki Boskiej. Mnie też się podobała. Mógłby ktoś ją odnowić.
    Te obecne komórki, czyli smartfony, mam za pożyteczne aż do szkodliwości. Jak dla mnie, mogłoby ich nie być. Nosiłbym w kieszeni osobny aparat foto i czasami, raczej rzadko, urządzenie GPS, ale niewielka to uciążliwość. Zyskiem byłaby wolność od namolności tych wszystkich stron ustawicznie podsuwających mi jakieś treści do oglądania. Sam telefon, prosta „komórka”, wystarczyłby.
    Gdzieś tutaj już pisałem o widoku, który zrobił na mnie wielkie negatywne wrażenie: wrześniowy zmierzch, za wioską mostek, o jego barierkę oparci chłopak i dziewczyna. Zamiast obejmować się i całować zgodnie z dobrym obyczajem, oni oboje patrzyli w ekrany swoich smartfonów!
    Dziwić się ubywania Polaków?

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja mama używała słowa "debra" na miejsca bagniste, porośnięte sitowiem, w którym zapadały się konie po brzuchy; mieliśmy taką jedną łąkę, teraz jest zmeliorowana, osuszona, szkoda, tyle ciekawych roślin tam rosło:-) telefony to jakaś epidemia ... wyobraź sobie, że obserwowaliśmy na rumuńskim kempingu parę Szwajcarów, przyjechali kamperem, rozłożyli stolik i krzesełka i zatopili się w ekranach smartfonów; wychodziliśmy na szlak, oni przy telefonach, wróciliśmy, ten sam widok, wieczorem, kiedy ochłodziło się bardzo, ubrali się cieplej i znowu telefony; może mają u siebie ładniej i nie zwracali uwagi na uroki Rumunii? to po co w takim razie przyjeżdżali:-) stara kapliczka, siermiężna i toporna, też spodobała mi się, nawet nie odnawiałabym jej, niech taka zostanie; przyjechał na tydzień mój angielski syn, nie widzieliśmy się ponad rok, nawet nie zaglądałam do komputera, stąd moja nieobecność:_)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, Mario, za niezawodną obecność.
      Podobne znaczenie słowa debra podaje słownik; słowo zdebrz pozostaje nieznane.
      Gdzieś czytałem, że obecnie wielu ludzi, zwłaszcza młodych, używa sprzętu elektronicznego (różnego) przez 16 godzin na dobę, bo telewizor, smartfon, komputer albo słuchawki w uszach i muzyka z elektronicznego urządzenia. Spotkałem się nawet z traktowaniem tego nawyku jako nowej jednostki chorobowej, ktoś nazwał ją cyfroza.
      Źle się dzieje. Przyszłym specjalistom, lekarzom i władzom, trzeba będzie stawić czoła tym problemom, ale jak to robić? Zwłaszcza bez współpracy z korporacjami typu FB? Chodzi o ich wpływ na ludzi wywierany przez odpowiednio działające media. Popatrz, co się teraz promuje: swobodę, spełnianie się, pasje, odkrywanie, podróżowanie, sukces, etc. Czasami, tylko czasami pokaże się w jakiejś reklamie czworo ludzi tworzących rodzinę.
      Ponad rok nie widziałaś syna! Oj, to wyobrażam sobie, jak go wyściskałaś a później dogadzałaś :-)

      Usuń