Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Marudzenie

 

270822

Można tak nazwać ten tekst, ale dla mnie jest opisem mojego postrzegania zmian rzeczywistości i naszego języka.

Temat pierwszy: ikonki

Zacznę od komputera i używanego systemu operacyjnego Widnows 11. W kolejnych wersjach tego systemu są zapewne liczne zmiany mi nieznane, ale i nie jest moim zamierzeniem napisanie recenzji, a jedynie zwrócenie uwagi na jeden drobny, ale dla mnie wymowny, szczegół. Otóż podstawowe funkcje operacji dokonywanych na plikach, takie jak wycięcie, wklejenie, kopiowanie, itd., wyświetlane są w formie ikonek (na zdjęciu górny rząd). Tekst wyjaśniający, jedno czy dwa słowa, pojawia się po chwili w formie „dymka” – jak w kreskówkach. Oto lista takich ikonek wyświetlonych w czasie prostej operacji. 

 

Pierwsza i ostatnia, nożyczki i kosz, kojarzą się bez problemów, ale cóż mają oznaczać pozostałe symbole, na przykład biały prostokąt z niebieską obwódką i czarnym kątownikiem przy dwóch bokach, albo czwarty symbol w górnym rzędzie? Akurat ten kojarzy mi się z wyglądem drewnianego samochodzika mojego wnuka, a oznacza funkcję zmiany nazwy pliku. Chciałbym poznać bieg kojarzeń twórcy tych ikonek; chciałbym dowiedzieć się, jak, wychodząc od potrzeby zobrazowania wklejenia, doszedł do dwóch zachodzących na siebie prostokątów o odmiennych wielkościach, kształtach i kolorach. Jak mu się skojarzyła operacja zmiany nazwy z grafiką przedstawiającą czarno obwiedziony prostokąt z niebieskimi kreskami? Poniżej są następne ikonki, równie umowne i nie tłumaczące się same. Pochylona szpulka z wystającym patykiem na symbolizować przypięcie do ekranu startowego. Trzeba mi jednak zaznaczyć, że są miejsca, gdzie ikony pasują jak najbardziej, na przykład opisy przełączników nawiewu powietrza w samochodzie, ale tutaj?… Ikonki bywają przydatne, ale nie wszędzie. Na pewno nie tam, gdzie ich symbolika nie jest oczywista.

Stworzono je… właściwie nie wiem po co. Dla ułatwienia? A czy przeczytanie jednego słowa ma być utrudnieniem? Odnoszę wrażenie, że właśnie tak jest: napis jest utrudnieniem dla coraz większej ilości osób, a nadto ikonkę nie trzeba (w zamyśle twórców) tłumaczyć na lokalny język. Owszem, byłoby tutaj trochę racji, gdyby symbol graficzny kojarzył się w sposób oczywisty, jak kojarzą się nożyczki, a tak nie jest. Po kilku miesiącach używania tego systemu operacyjnego nadal nijak mi się nie kojarzą, tyle że pamiętam, iż druga symbolizuje taką operację, trzecia taką, etc, a jeśli nie pamiętam, to czekam sekundę na pojawienie się opisu. Podważam sensowność zamieniania jednowyrazowego opisu na ikonki, bo to dobra droga do utrwalenia procesu odchodzenia od słowa pisanego, zastępowania słów obrazkami. W Windows 11 jeszcze funkcjonuje okres przejściowy, ale tylko patrzeć, jak znikną słowne podpowiedzi, a wtedy bez zakucia funkcji ukrytych za dziwacznymi ikonkami po prostu nie da się obsłużyć komputera – jak kiedyś osoba niepiśmienna nie mogła przeczytać książki. Umiejętność czytania i pisania przestaje być kluczem umożliwiającym korzystanie z dwudziestopierwszowiecznych urządzeń.

Uwaga ogólniejszej natury: w obecnie pisanych programach komputerowych nie pasuje mi powszechnie występująca konieczność dopasowania mojego myślenia i kojarzenia do myślenia i kojarzenia programistów. Mam to nie tylko za przeszkodę w obsłudze, ale czasami i za gwałt na moim umyśle. Nie dlatego, że swoje myślenie mam za lepsze, ale po prostu za inne. Bieg swoich kojarzeń, sposób rozumowania, muszę naginać do pomysłów innych osób, skoro alternatywą jest rezygnacja z obsługi. Dodam jeszcze, że w prostych urządzeniach, jak na przykład kuchenka domowa, pod pewnymi względami bywa gorzej, bo tam wszelkie informacje są przekazywane w postaci bardzo uproszczonych ikonek, czysto umownych, na przykład przy pomocy typowych wyświetlaczy cyfrowych, na których wyświetlane są dziwne kreski, których znaczenie trzeba poznać i zapamiętać. Z instrukcji nie zawsze się dowiemy, ponieważ obecnie jej główną treścią jest informacja o ISO i o niewyrzucaniu urządzenia na śmietnik, a na dokładkę w odmienny sposób „umawiają się” z nami producenci różnych urządzeń.

O słowach

Trwa moda na słowa. O dywersyfikacji i generowaniu pisałem, a ostatnio poznałem nowe słowo: transparent. Nie, to słowo nie oznacza, wbrew spodziewaniu, tablicy czy flagi, a przezroczystą szybę, o czym dowiedziałem się na Allegro chcąc kupić kabinę do prysznica. Przejrzałem wiele ofert, nie znalazłem takiej, na której oferowano szybę przezroczystą lub przejrzystą, wszystkie są transparent, transparentne, albo matowe. Najwyraźniej tego ostatniego słowa jeszcze nie zastąpiono angielską kalką.

Od angielskiego skrótu PR (public relations) utworzono koślawe, nonsensowne słowa „pijar, pijarowy”, i nagle wszyscy zaczęli je używać. Równie głupie jest wyrażenie „lokowanie produktu” powszechnie używane w telewizji na określenie ukrytej formy reklamy. Ten słowny kulfon jest dosłownym tłumaczeniem angielskiego wyrażenia „product placement”, ale nikt się nie postarał o nadanie mu poprawnej w naszym języku formy.

Słowo „kolokwializm” i pochodne istniały od dawna, ale ni z tego, ni z owego powodu nagle popularność zdobył przymiotnik „kolokwialny”. Nikt nie powie o wyrażeniu potocznym, popularnym, codziennym czy trywialnym, wszyscy mówią o kolokwializmie.

Wszędzie działa ten sam mechanizm, który wyklucza z naszego języka zróżnicowanie zastępowane dywersyfikacją, a tworzenie, uzyskiwanie, osiąganie i inne podobne słowa jednym – generowaniem. Ten mechanizm nazwać trzeba pospolitym małpowaniem. Ludzie nie silą się na nadanie swoim wypowiedziom indywidualnych cech, nieznany jest im wymóg urozmaicania wypowiedzi, nieużywania zbyt często tych samych słów, ale za to doskonale znają mechanizm małpowania: „powtarzam za innymi, no bo skoro ludzie tak mówią, to widocznie tak trzeba, to zapewne takie słowa są modne, a ja chcę modnie się wypowiadać”.

Nie mam nic przeciwko przyjmowaniu słów obcych, jeśli w naszym języku nie ma odpowiednika, jak na przykład lizing (ostatecznie, ale z oporami – leasing), ale tłumaczenie wyrażeń nie może być dosłowne, skoro normy językowe są odmienne. W ten sposób zaśmiecamy nasz język, jednak mało i coraz mniej jest Polaków, którym zależy na dobrej polszczyźnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz