091022
Wczoraj po powrocie z Roztocza do późnego wieczora gotowałem i szykowałem do suszenia przywiezione grzyby, ale wiedząc o dobrej prognozie na dzisiaj, zdecydowałem się pojechać. Żeby zrekompensować nieco późniejszy wyjazd, wybrałem Tarnawę, pierwszą roztoczańską wioskę na mojej trasie, odległą od domu o pięć kwadransów jazdy. Byłem tam niedawno, ale przecież żadna to wada ani przeszkoda, tym bardziej, że powroty będą stopniowo coraz częstsze, skoro już 60 dni spędziłem na Roztoczu i przeszedłem przynajmniej tysiąc kilometrów.
Za wioską, raczej nad nią, wznosi się pasmo malowniczych wzgórz dobrze widocznych z szosy przemyskiej, którą jeżdżę z domu na wędrówki. Tuż za wioską mija się szpaler drzew przy drodze, za nim widać wzgórza zdobione meandrującymi miedzami oraz polną drogę odbiegającą od szosy ku lasom.
Od tego miejsca zacząłem pierwszą w tej okolicy wędrówkę, a dzisiaj wybór powtórzyłem, ponieważ nigdy mi się nie zdarzyło poznać wszystkich zakątków w pierwszy dzień. Zresztą, powątpiewam w możliwość tak dokładnego poznania dużego obszaru, by móc powiedzieć o byciu wszędzie. Na każdej wędrówce dostrzegam niezauważone wcześniej ładne drobiazgi: drzewa, zagajniki śródpolne, dróżkę, ciekawe ukształtowanie zbocza – i chciałbym iść tam. Nierzadko idę, a wtedy okazuje się, że zmiana miejsca patrzenia uwypukla, albo wprost odsłania, widoki niezauważone wcześniej, a te budzą nową chęć poznania z bliska. Właśnie z powodu znacznych, czasami diametralnych zmian wyglądu, zdarza mi chodzić wokół malowniczego wzgórka czy kępy drzew. Co prawda ta zmiana nie zawsze jest korzystna, ale przecież tego nigdy nie wiadomo przed sprawdzeniem. Dzisiaj zobaczyłem odległe kolorowe drzewo na tle nieba i wybrałem je za punkt zwrotny trasy. Idąc dnem doliny, drzewo szybko straciłem z oczu, ale po zatoczeniu półkola, będąc już na szczycie wydłużonego grzbietu, zobaczyłem je przed sobą. To była samotna czereśnia, rosła przy mało używanej polnej drodze. Usiadłem pod nią i ponownie się rozejrzałem, a ta drobna zmiana perspektywy znacząco zmieniła moje postrzeganie krajobrazu.
Widok dali obramowanej gałęziami drzewa pod którym siedzę, jest w moim widzeniu bardzo malowniczy i w szczególny sposób swojski. Zastanawiam się nad istotą urody takich widoków i miejsc, ale nie mogę sięgnąć dna odczuwania. Może tkwi w kontrastowym połączeniu dali i bliskości, może odczuwaniu czegoś, co przychodzi do mnie z samego drzewa? Nie wiem. Dzisiaj dwa razy zdarzyło mi się siedzieć pod takimi polnymi samotnikami.
Zabrałem ze sobą łubiankę licząc na znalezienie grzybów, i dla nich wchodziłem między drzewa mijanych lasów i zagajników, o ile nie były zarośnięte. Trafiłem na wąwóz na tyle płytki i czysty, że zszedłem na jego dno, ale grzybów tam nie znalazłem. Na tle drzew widocznych wyżej zobaczyłem niebo, i spodziewając się tam brzegu lasu wdrapałem się na górę, ale tam okazało się, że stoję na wąskiej grzędzie; za nią był następny wąwóz. Byłem w takiej plątaninie wąwozów, że w pewnej chwili musiałem wspomóc się mapą Google z naniesioną pozycją.
Ładnie jest na tamtych wzgórzach, ale swobodna wędrówka możliwa jest tylko po żniwach a przed deszczami, ponieważ dróg jest niewiele, a istniejące biegną od wioski ku lasom. Właśnie teraz, gdy na polach spotka się tylko kukurydzę, można iść tam, gdzie oczy poniosą.
Obrazki ze szlaku
Pisałem o szpalerze drzew i wzgórzach za nim. Te dwa zdjęcia
zrobiłem z tego samego miejsca drogi stojąc przy drzewach; pierwsze
z obiektywem skierowanym w dal, drugie z patrzeniem pod nogi. Co
widać?
Czasami zmuszony jestem udawać, że nie widzę śmieci i w najładniejszym miejscu odwracać głowę. Odbiera mi się część pozytywnego przeżywania i nic nie mogę na to poradzić.
Ładne, oryginalne i nieznane mi grzyby.
Przeraźliwie smutny las wierzbowy z niewielką domieszką osiki. Wszedłem tam szukając koźlarzy; kilka znalazłem. Te grzyby są piękne w stanie surowym, ugotowane czernieją. Czy jest sposób na uniknięcie tej mało apetycznej zmiany wyglądu?
Dwa prawdziwki zbyt długo czekały na mnie.
Widziałem mnóstwo kozaków i muchomorów.
Ptasie gniazda w lessowej skarpie wąwozu? Prawie zobaczyłem wirujące wokół jaskółki.
Trasa: pola i wzgórza w pobliżu Tarnawy Małej.
Statystyka: 12,5 km w ciągu 5,5 godziny, a przerwy trwały 4 godziny.
Ten ładny grzyb...ładny?...to czernidłak, poznałam go włócząc się po parku Pałacu Wilanowskiego, gdzie ''ozdabiają'' trawniki. Zaciekawiły mnie, bo są niezwykłe i szybko tracą swoją urodę, robią się czarne i ciekną nieładnie. Podobno są jadalne i smaczne bardzo ale nie te już starsze, ociekające. Oczywiście ja konsekwentnie zrobiłam im tylko zdjęcia.
OdpowiedzUsuńŚciana wąwozu lessowego! tu już moja wyobraźnia zaszalała...tam mogą gniazdować przepiękne żołny, w województwie lubelskim jest najwięcej tych bardzo kolorowych ptaków. Ale i jaskółki brzegówki takie sobie drążą jamki w ścianach, podobno jedne drugim te gniazda podkradają. Sprawdź jak to jest , oczywiście dopiero w przyszłym roku.
Dwanaście kilometrów i do tego 4 godziny wysiadywania pod drzewami...to jest to co ja lubię, wystarczy.
pozdrawiam
Myszkowanie za grzybami skraca drogę, ale przecież oboje wiemy, że nie chodzi o kilometry, a o wrażenia.
UsuńO żołnach słyszałem jako o ładnie upierzonych i rzadkich ptakach, ale nie widziałem. Miejsce pamiętam, więc może faktycznie w przyszłym roku wybiorę się tam?
W zimie przerwy robię krótkie, ale brakuje mi wtedy swobodnego siedzenia w ładnych miejscach.
Czernidłak. Trzeba zapamiętać nazwę. Jest jadalny? Przyznam, że jakoś nie mam chęci na jego degustację, ale na oglądanie owszem :-)
Czernidłak jak najbardziej jest jadalny, co więcej jakoś cudownie zdrowotny, ale ja też na pewno bym go nie wzięła do ust, zbyt psiurowato mi wygląda.
UsuńWłaśnie tak! Z powodu wyglądu chciałoby się spróbować muchomorów, no bo skoro są ładne, to pewnie i smaczne :-)
UsuńWidzę, że instynkt zbieracza grzybów Cię nie opuszcza:-) prześliczne czerwone kozaki, trudno im się oprzeć. Grażyna powyżej wspomniała o żołnach mieszkających w wydrążonych dziurach w skarpie ... pod Przemyślem były te ptaki, ale skarpa zarosła krzakami i już się ich nie widuje; Za to w tym roku w okolicach Oradei w Rumunii widzieliśmy stada tych ptaków, a ja nie zrobiłam im zdjęcia, czego żałuję do dziś, bo aparat gdzieś zakopany w bagażach; to kolorowe, prześliczne klejnociki. Na zdjęciach widze mnóstwo owoców dzikiej róży, będę je zbierać u siebie, wraz z głogiem, na zimową herbatkę; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOwoców dzikich róż faktycznie jest dużo, a część krzaków tarniny ma fioletową barwę z powodu dosłownie oblepienia owocami. Chciałbym wykorzystać jedne i drugie owoce, ale jak na razie leniwe gapienie się w dal wygrywa.
UsuńTo nasze zbieranie grzybów jest dziwne. Zauważ, że zbieramy nawet wtedy, gdy w domu mamy ich dość, a kiedy zobaczymy innego grzybiarza w wypełnionym koszem, zdarza się nierzadko, że odczuwamy do niego niechęć – irracjonalną przecież. Miałaś tak kiedyś?
W przyszłym roku odwiedzę tamtą drogę ze skarpą, może zobaczę żołny?…
A ja na swoim wałęsaniu się po nieużytkach napotkałem norkę, chyba lisią, wygrzebaną w ziemi. Wydawało mi się, że już od dawna nie jest zamieszkana. Kijkiem odsunąłem kępkę trawy, z norki zaleciał nieprzyjemny zapach i coś we wnętrzu zaszumiało. Odszedłem od norki bez oglądania się, gdy wokół mojej głowy zabrzęczały pszczoły. Zacząłem biec i jednocześnie odpędzać rozdrażnione owady. Miałem szczęście, że wtedy była niska temperatura i pszczoły nie chciały iść ze mną w zawody. Ale jedna z nich mnie użądliła w szyję i jakiś czas odczuwałem ból. Nie należy grzebać kijkiem w norkach, oj nie.
OdpowiedzUsuńJanek, to naprawdę Ty !?? :-)
UsuńMasz rację, nie należy grzebać, bo może ta norka jest czyimś mieszkaniem. Dobrze, że nie była to gawra...
Tak, to ja. A widziałeś moją leśną wystawę? Zajrzyj.
UsuńDzięki za podpowiedź, byłem, czytałem, skomentowałem.
Usuń