Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Wzgórza a genetyka

 121222

Dlaczego tak bardzo podoba mi się pogórzański krajobraz? Dlaczego widokowe niezalesione wzgórza, szczególnie z samotnymi drzewami, widzę tak bardzo urokliwymi, że wracam do nich po wielekroć?

Owszem, będąc na szlaku widzę i drogi polne, urocze uwodzicielki, jest daleki horyzont, razem zaspakajające potrzebę wędrówki, ale wzgórza z samotnymi drzewami, ich działanie na mnie, jest inne, niewywodzące się przecież z pragnienia dotknięcia horyzontu. One nie prowadzą gdzieś daleko, jak drogi, a są raczej celem wędrówki. Miejscami, za którymi się oglądam, w czym podobne są do urodziwych kobiet: tkwi w nich pewien wzorzec piękna, budzący we mnie odzew.

A może odwrotnie: wzorzec jest we mnie, a obraz takich wzgórków jest z nim zgodny?

 

Przeczytałem „Homo sapiens. Meandry ewolucji”, świetną książkę Marcina Ryszkiewicza – geologa, paleontologa, filozofa, ewolucjonisty i popularyzatora nauki.

Porusza w niej zagadnienia związane z ewolucją naszego gatunku, podaje wiele ciekawostek, wskazuje na zadziwiające i zaskakujące związki między naszymi cechami psychicznymi i fizycznymi a przeszłością sięgającą setek tysięcy lat wstecz. Niżej zamieszczam obszerny cytat dotyczący naszych preferencji krajobrazowych i szerzej: naszej estetyki.

Tytułem wprowadzenia parę zdań o naszej pierwotnej ojczyźnie.

Badacze są obecnie zgodni co do miejsca i czasu wykształcenia się naszego gatunku: to wschodnia Afryka, tam, gdzie rozciąga się sławna kraina Serengeti i Wąwóz Olduvai, część Wielkich Rowów Afrykańskich, które, jako rezultat ruchów skorupy ziemskiej, poprzez zmiany klimatu, fauny i flory, miały swój udział w wykształceniu się gatunku homo sapiens. Uznaje się naszych przodków żyjących 300 tysięcy lat temu za już tożsamych z nami, tyle więc liczy nasz gatunek. We wschodniej Afryce, na otwartych, lekko pofałdowanych przestrzeniach sawanny, czyli bez lasów a z pojedynczymi drzewami lub niewielkimi ich kępami, żyliśmy najdłużej, bo dziesiątki tysięcy lat. W końcu jakieś 100 tysięcy lat temu nasi bezpośredni przodkowie ruszyli przez Półwysep Synaj na podbój świata.

Oddaję głos autorowi.

* * *

>>Py­ta­nie brzmi: czy ist­nie­je ja­kie­kol­wiek na­tu­ral­ne i ak­tyw­nie wy­bie­ra­ne śro­do­wi­sko ży­cia Homo sa­piens, sko­ro wie­my, że ga­tu­nek ten za­sie­dla dziś prak­tycz­nie wszyst­kie ob­sza­ry lą­do­we na Zie­mi, od mroź­nej tun­dry po lasy desz­czo­we na rów­ni­ku. A je­śli taki ha­bi­tat ist­nie­je, jak go ba­dać i co z ta­kich ba­dań może wy­nik­nąć? Te py­ta­nia na­bra­ły szcze­gól­ne­go zna­cze­nia, od kie­dy w la­tach 70. ubie­głe­go wie­ku za­czę­ło sta­wać się co­raz bar­dziej praw­do­po­dob­ne, że nasz ga­tu­nek mógł po­wstać w jed­nym tyl­ko miej­scu na afry­kań­skiej sa­wan­nie i po­zo­sta­wać w tym wy­bra­nym przez sie­bie (lub ewo­lu­cję) śro­do­wi­sku przez znacz­ną część swo­jej hi­sto­rii, by po­tem opu­ścić Czar­ny Ląd i szyb­ko roz­prze­strze­nić się po ca­łym świe­cie. Od­da­la­jąc się od afry­kań­skiej oj­czy­zny, czło­wiek na­po­ty­kał po dro­dze nie­zmie­rzo­ne bo­gac­two śro­do­wisk co­raz bar­dziej od niej od­mien­nych. Czy jed­nak pa­mięć „zie­mi oj­czy­stej” po­zo­sta­ła w na­szych ge­nach i czy, wy­bie­ra­jąc so­bie nowe miej­sca do za­sie­dle­nia, kie­ro­wa­li­śmy się bio­lo­gicz­nie utrwa­lo­nym, choć pew­nie z cza­sem co­raz bar­dziej roz­my­tym, wspo­mnie­niem Raju Utra­co­ne­go? Może nadal się nim kie­ru­je­my? A może wła­śnie dziś, gdy mamy ta­kie moż­li­wo­ści, te afry­kań­skie wspo­mnie­nia sta­ra­my się od­two­rzyć, nie zda­jąc so­bie na­wet spra­wy, że kie­ru­je nami ja­kiś za­pi­sa­ny w ge­nach i wciąż czy­tel­ny ob­raz? To nie są ba­nal­ne i wy­du­ma­ne pro­ble­my, a od­po­wie­dzi na ta­kie py­ta­nia mogą mieć re­al­ne, wy­mier­ne i bar­dzo da­le­ko­sięż­ne kon­se­kwen­cje.

Pierw­szy na po­mysł zba­da­nia na­szych ukry­tych pre­fe­ren­cji wpadł w la­tach 60. XX wie­ku Ri­chard Coss, któ­ry za­po­cząt­ko­wał dzie­dzi­nę zwa­ną es­te­ty­ką ewo­lu­cyj­ną i za­czął ana­li­zo­wać na­sze re­ak­cje na dzie­ła sztu­ki i na­tu­ral­ne kra­jo­bra­zy w ka­te­go­riach bio­lo­gicz­nych od­po­wie­dzi na ty­po­we bodź­ce śro­do­wi­sko­we. (...)

Po­waż­ne i na sze­ro­ką ska­lę za­kro­jo­ne ba­da­nia pod­jął póź­niej Gor­don Orians, eko­log z Uni­ver­si­ty of Wa­shing­ton, któ­ry prze­pro­wa­dził pro­sty i po­my­sło­wy eks­pe­ry­ment. Uczest­ni­kom swo­ich ba­dań po­ka­zy­wał zdję­cia przed­sta­wia­ją­ce róż­ne kra­jo­bra­zy z róż­nych oko­lic świa­ta, pro­sząc o wy­bra­nie miej­sca, w któ­rym naj­bar­dziej chcie­li­by za­miesz­kać. Ba­da­ni wy­wo­dzi­li z róż­nych śro­do­wisk, róż­nych ras i grup et­nicz­nych i miesz­ka­li w naj­róż­niej­szych miej­scach, ale ich pre­fe­ren­cje oka­za­ły się w pew­nych klu­czo­wych punk­tach zbież­ne: więk­szość wy­bie­ra­ła otwar­te tra­wia­ste kra­jo­bra­zy z izo­lo­wa­ny­mi drze­wa­mi, fa­li­ste (ale nie gó­rzy­ste) ukształ­to­wa­nie te­re­nu i do tego stru­mie­nie lub nie­wiel­kie zbior­ni­ki wod­ne o ła­two do­stęp­nych brze­gach. Orians znał ewo­lu­cyj­ną hi­sto­rię czło­wie­ka, bez tru­du więc za­uwa­żył, że to wy­ide­ali­zo­wa­ne, po­nie­kąd ar­che­ty­po­we śro­do­wi­sko naj­bar­dziej przy­po­mi­na afry­kań­ską sa­wan­nę — choć ża­den z ba­da­nych nig­dy jej oso­bi­ście nie wi­dział i ża­den jej nie wska­zy­wał jako od­nie­sie­nia dla swych wy­bo­rów. (…)

Orians uznał, że na­sze pre­dy­lek­cje do okre­ślo­nych kra­jo­bra­zów są dzie­dzicz­nie za­ko­do­wa­ną for­mą do­sto­so­wa­nia do sie­dli­ska, a nie efek­tem dzia­ła­nia kul­tu­ro­wo uwa­run­ko­wa­nych kry­te­riów es­te­tycz­nych. Ko­lej­ne ba­da­nia, w któ­rych uczest­ni­kom mie­rzo­no fi­zjo­lo­gicz­ne i psy­cho­so­ma­tycz­ne re­ak­cje (puls, po­ce­nie się, fale mó­zgo­we, zmia­ny na­stro­ju) na po­ka­zy­wa­ne zdję­cia róż­nych lo­ka­li­za­cji, po­twier­dzi­ły, że re­ak­cje te wią­żą się z głę­bo­ko za­ko­rze­nio­ny­mi do­zna­nia­mi o cha­rak­te­rze bio­lo­gicz­nych ad­ap­ta­cji. Mo­gło to su­ge­ro­wać, że bio­lo­gicz­nie cią­gle je­ste­śmy miesz­kań­ca­mi sa­wan­ny i na­sze geny wciąż nam o tym przy­po­mi­na­ją. (…)

W ko­lej­nych eks­pe­ry­men­tach Orians za­jął się bar­dziej szcze­gó­ło­wy­mi kwe­stia­mi i spró­bo­wał spraw­dzić na przy­kład, czy ist­nie­je ja­kiś pre­fe­ro­wa­ny kształt i spo­sób roz­miesz­cze­nia drzew na oglą­da­nych ob­ra­zach. Ba­da­nym po­ka­zy­wał te­raz zdję­cia drzew o róż­nie ufor­mo­wa­nych ko­ro­nach i róż­nej bu­do­wie pni, a tak­że ro­sną­cych luź­no, w kę­pach lub za­gaj­ni­kach. Oka­za­ło się, że ze wszyst­kich moż­li­wych kon­fi­gu­ra­cji jed­na wzbu­dza­ła naj­bar­dziej po­zy­tyw­ne re­ak­cje — drze­wa li­ścia­ste, ro­sną­ce w roz­pro­sze­niu i, co naj­waż­niej­sze, o roz­ło­ży­stych, pa­ra­so­lo­wa­tych ko­ro­nach z naj­niż­szy­mi ga­łę­zia­mi na nie­zbyt du­żej wy­so­ko­ści. Tym ra­zem znów oczy­wi­ste roz­wią­za­nie pod­po­wia­da zna­jo­mość hi­sto­rii ro­do­wej i pa­le­ośro­do­wi­ska czło­wie­ka — wła­śnie w taki, bar­dzo cha­rak­te­ry­stycz­ny spo­sób ro­sną i tak wy­glą­da­ją afry­kań­skie aka­cje (sa­wan­no­we; gdzie in­dziej ten ga­tu­nek przy­bie­ra inne kształ­ty), na któ­rych, jak moż­na się do­my­ślać, nasi przod­ko­wie spę­dza­li noce i gdzie szu­ka­li schro­nie­nia w ra­zie na­głych za­gro­żeń (ni­skie ko­na­ry uła­twia­ją wspi­nacz­kę). (…)

Na­szą es­te­ty­kę, ale i eko­lo­gicz­ne pre­fe­ren­cje dla okre­ślo­nych kra­jo­bra­zów moż­na od­na­leźć też w ma­lar­stwie pej­za­żo­wym, któ­re sta­ło się ko­lej­nym obiek­tem za­in­te­re­so­wa­nia Orian­sa. Wie­le ob­ra­zów daw­nych an­giel­skich mi­strzów tego ga­tun­ku, np. Joh­na Con­sta­ble’a, przed­sta­wia­ło do­kład­nie ta­kie wi­do­ki, ja­kie za naja­trak­cyj­niej­sze uzna­wa­li uczest­ni­cy jego ba­dań: otwar­te prze­strze­nie rzad­ko po­ro­śnię­te drze­wa­mi, cie­ki wod­ne i lek­ko po­fa­lo­wa­ny te­ren. Orian­so­wi uda­ło się w kil­ku przy­pad­kach po­rów­nać ory­gi­nal­ne lo­ka­li­za­cje uwiecz­nio­ne przez Con­sta­ble’a z jego płót­na­mi (an­giel­ski kra­jo­braz trwa znacz­nie dłu­żej niż pol­ski i nie ule­ga ta­kim zmia­nom) i wte­dy wy­szła na jaw rzecz cie­ka­wa. Otóż w sto­sun­ku do „ory­gi­na­łu” Con­sta­ble prze­pro­wa­dzał nie­raz za­bieg wy­raź­nej, choć za­pew­ne nie­świa­do­mej „sa­wan­ny­za­cji”: roz­rze­dzał drze­wo­stan, zmie­niał kształt ko­ron na bar­dziej roz­ło­ży­sty, pod­no­sił nie­wiel­kie pa­gór­ki i zmie­niał wą­skie stru­my­ki w roz­le­wa­ją­ce się rzecz­ki. Naj­wy­raź­niej pod­świa­do­mość od­bior­ców ka­za­ła pej­za­ży­ście nada­wać an­giel­skie­mu kra­jo­bra­zo­wi bar­dziej afry­kań­ski cha­rak­ter. Ta­kie naj­bar­dziej „zsa­wan­ny­zo­wa­ne” kra­jo­bra­zy po­ja­wia­ły się też czę­sto w przy­pad­ku utrzy­ma­nych w sty­lu an­giel­skim ogro­dów re­zy­den­cji bry­tyj­skiej ary­sto­kra­cji. To było ko­lej­ne in­te­re­su­ją­ce od­kry­cie Orian­sa — tam, gdzie wła­ści­ciel dys­po­no­wał środ­ka­mi i prze­strze­nią, by ak­tyw­nie kształ­to­wać swe oto­cze­nie, ka­zał two­rzyć kra­jo­braz, któ­ry naj­bar­dziej przy­po­mi­nał ów ar­che­ty­po­wy wi­dok ludz­ko­ści. Dla wie­lu było to po­dob­ne bluź­nier­stwo, jak dla hi­sto­ry­ka sztu­ki myśl, że dzie­ła ma­lar­skie oce­nia­my przez pry­zmat in­stynk­tow­nych od­ru­chów za­pi­sa­nych w ge­nach. W ar­ty­ku­le opu­bli­ko­wa­nym w „Di­sco­ver”2 Ri­chard Co­niff cy­tu­je peł­ną obu­rze­nia re­ak­cję jed­ne­go z ary­sto­kra­tów, któ­ry usły­szaw­szy, że ogro­dy ary­sto­kra­tycz­nych re­zy­den­cji mogą być da­le­kim „ge­ne­tycz­nym” wspo­mnie­niem afry­kań­skiej sa­wan­ny, za­krzyk­nął: „To ab­surd! My tyl­ko pró­bu­je­my przy­wró­cić na­tu­ral­ny cha­rak­ter an­giel­skie­go kra­jo­bra­zu”. My­lił się bar­dzo — gdy­by to mia­ło być praw­dą, po­wi­nien zmie­nić swój ogród w gę­sty las, An­glia bo­wiem była nimi po­ro­śnię­ta i zo­sta­ła ich po­zba­wio­na już w po­cząt­kach na­szej ery, głów­nie za spra­wą Rzy­mian. Po­dob­nie zresz­tą, choć na mniej­szą ska­lę, jak cała Eu­ro­pa. Jest rze­czą cie­ka­wą, że po­ja­wie­niu się lu­dzi współ­cze­snych na no­wych kon­ty­nen­tach: w Eu­ro­pie, Ame­ry­ce Pół­noc­nej czy Au­stra­lii, to­wa­rzy­szy­ło nie­mal od razu wy­pa­la­nie la­sów i za­mia­na śro­do­wisk le­śnych na otwar­te te­re­ny tra­wia­ste, zaj­mo­wa­ne cza­sem (i z cza­sem) przez upra­wy zbóż.

Ro­dzi­my się więc z na­szą we­wnętrz­ną sa­wan­ną i jest to zja­wi­sko in­try­gu­ją­ce. W koń­cu geny ko­du­ją je­dy­nie biał­ka, a więc ciąg ami­no­kwa­sów. I nic wię­cej. Czy w biał­kach da się za­pi­sać ob­ra­zy i to z ta­ki­mi de­ta­la­mi, jak kształt ko­ron drzew lub for­ma ukształ­to­wa­nia te­re­nu? Wy­da­je się to nie­moż­li­we, ale… Ge­nom i spo­sób jego funk­cjo­no­wa­nia jest wciąż dla nas w du­żej mie­rze czar­ną skrzyn­ką, o któ­rej wie­my głów­nie to, co jest „na wyj­ściu”. A są tam roz­ma­ite na­sze ulu­bio­ne ob­ra­zy, za­pi­sa­ne nie­kie­dy w ge­nach z nie­po­rów­na­nie więk­szą pre­cy­zją.

Jed­nym z ta­kich ar­che­ty­po­wych ob­ra­zów jest ka­non ludz­kiej uro­dy. Psy­cho­lo­go­wie ewo­lu­cyj­ni daw­no już zi­den­ty­fi­ko­wa­li te es­te­tycz­ne pre­fe­ren­cje, wska­zu­jąc cho­ciaż­by na na­szą nad­zwy­czaj­ną, choć rów­nie nie­świa­do­mą tę­sk­no­tę za sy­me­trią. Oka­za­ło się na przy­kład, że po­tra­fi­my bez­błęd­nie roz­po­zna­wać sy­me­trię ludz­kiej twa­rzy, na­wet je­śli obie jej po­łów­ki róż­nią się tak nie­znacz­nie, że moż­na to do­strzec je­dy­nie dzię­ki za­awan­so­wa­nej tech­ni­ce po­rów­ny­wa­nia zdjęć. Nasz mózg robi to bez­wied­nie — i bez­błęd­nie. Mózg do­brze wie, cze­go szu­kać, ja­kie ce­chy oce­niać i jak je po­rów­ny­wać z owym ide­al­nym wzor­cem, któ­ry w nim tkwi. I do­ty­czy to nie tyl­ko twa­rzy, ale i ca­łe­go cia­ła. Gdy jest to mózg mę­ski, szu­ka du­żych oczu, za­okrą­glo­nych i lek­ko za­ró­żo­wio­nych po­licz­ków, dłu­gich i fa­lu­ją­cych wło­sów, wy­smu­kłej szyi, kształt­ne­go biu­stu, wcię­tej ta­lii i roz­sze­rzo­nych bio­der (w pro­por­cjach ści­śle usta­lo­nych i na­tych­miast roz­po­zna­wal­nych), dłu­gich nóg, gład­kiej bez­wło­sej skó­ry i ty­sią­ca in­nych de­ta­li, któ­re mają ści­śle usta­lo­ną war­tość es­te­tycz­ną i któ­rych wa­lor prze­kra­cza gra­ni­ce et­nicz­ne, ra­so­we, re­li­gij­ne i ję­zy­ko­we. To naj­praw­dziw­sza bio­lo­gicz­na ad­ap­ta­cja i praw­dzi­wie wro­dzo­ny ka­non pięk­na, utrwa­lo­ny w pro­ce­sie ewo­lu­cji po to, by moż­na było szyb­ko i sku­tecz­nie wy­szu­ki­wać naj­war­to­ściow­szych part­ne­rów sek­su­al­nych. Wy­ja­śnie­nie jest oczy­wi­ste — sy­me­tria cia­ła wska­zu­je na zdro­wie i od­por­ność na pa­so­ży­ty, inne ce­chy na płod­ność, wi­tal­ność i mło­dzień­czość, tak cia­ła, jak psy­chi­ki. To dla­te­go, że te kry­te­ria są tak szcze­gó­ło­we i tak po­wszech­ne, moż­li­we są po­nad­kul­tu­ro­we i po­nadet­nicz­ne kon­kur­sy Miss Uni­wer­sum, choć pew­nie ża­den z ju­ro­rów nie zda­je so­bie spra­wy, co nim kie­ru­je. I ża­den nie wie, w jaki spo­sób w jego DNA tego typu ka­no­ny zo­sta­ły za­pi­sa­ne. Zresz­tą nie wie tego rów­nież ża­den ge­ne­tyk. <<

* * *

Książkę kupiłem w wersji elektronicznej, nie musiałem więc przepisywać, a jedynie skopiować tekst :-) Początek i koniec cytatów oznaczyłem znakami >> <<. Wykropkowania w nawiasach oznaczają miejsca skrótów wprowadzonych przeze mnie.

Podobnych zapisów będących śladami odległej przeszłości jest w nas więcej. Autor wspomina o ponad stu śladach w naszych organizmach, tutaj zasygnalizuję kilka naszych cech wynikłych ze sposobu pracy umysłu.

Nie boimy się odległych grzmotów piorunów, ale podskoczymy ze strachu słysząc bliski a niespodziewany szelest. Mamy silną skłonność identyfikowania jako ludzi rzeczy widzianych w ciemnościach, kątem oka, nawet jeśli podobieństwo jest bardzo małe. Boimy się ciasnych, ciemnych i obcych wnętrz, boimy się węży.

Parę razy miałem okazję zrobienia prostego eksperymentu: będąc w jaskini gasiłem światło. Czułem wtedy silny, do trzewi sięgający, strach; wydawało mi się, że ściany zgniotą mnie zaraz, a odgłos spadającej kropli wody był jak grzmot. Nie zliczyć przypadków, gdy na szlaku nagle odwracałem się (czasami czując niepokój), bo wydawało mi się, że widzę człowieka, a było to ułamany pień drzewa, na przykład. Parę razy w czasie swoich wędrówek szedłem lasem po zmierzchu; musiałem wtedy wysilać wolę by nie wpaść w panikę, bo często wydawało mi się, że coś słyszę za sobą.

A nasze odżywianie się? Nikt nas nie uczył niechęci do gorzkiego, z tym się rodzimy, a powód jest prosty: najczęściej to, co gorzkie, nie jest dla nas zdrowe. Zauważyliście, jak chytrze nasz umysł nakłania nas do obfitych posiłków?: sytość zawsze odczuwamy z opóźnieniem, a poczucie głodu zawsze wyprzedza rzeczywiste potrzeby organizmu. Po prostu mamy się najeść po dziurki w nosie, skoro trafia się okazja, a przez zdecydowaną większość naszego czasu zdarzała się bardzo nieregularnie. Zwracam uwagę na fakt działania tych mechanizmów bez udziału woli, świadomości czy tym bardziej wiedzy. Są to mechanizmy równie dobrze funkcjonujące u zwierząt z małymi mózgami, jak i u ludzi, a to wskazuje na ich bardzo odległy w czasie rodowód. Inaczej mówiąc: dzielimy ze zwierzętami wiele cech, także tych wykształconych przed rozdzieleniem naszych linii rodowych.

Podobnie jest z naszą moralnością, estetyką, z naszymi zachowaniami związanymi z poszukiwaniem partnera seksualnego. Z rodzicielstwem i relacjami międzyludzkimi. Owszem, z wierzchu są zwyczaje i nakazy społeczne, a więc wpływy kulturowe, ale wszystkie one zbudowane są na fundamentach tkwiących w nas od zarania dziejów ludzkości, a nawet i dłużej.

Te strachy, te skłonności naszego umysłu, są nam przekazane w genach, ponieważ przez dziesiątki tysiącleci naszej historii pomagały nam przetrwać. Teraz są na ogół (z pominięciem rzadkich przypadków i nietypowych sytuacji, na przykład w czasie wojny) nieużytecznym, nierzadko przeszkadzającym, balastem przeszłości, ale są i będą nam towarzyszyć przez kolejne tysiąclecia. Okazuje się, że najprawdopodobniej także obraz ulubionych krajobrazów odziedziczyliśmy po naszych odległych przodkach.

Czy mnie to w jakikolwiek sposób uraża? Czy odejmuje coś z mojej podmiotowości?

A czy brzoza na wzgórzu ma być z tego powodu mniej piękna, a moje ukontentowanie jej widokiem mniejsze? Przecież nie. Moim przodkom takie miejsca się podobały z przyczyn praktycznych, mnie, jak i innym ludziom obecnie żyjącym, podobają się z przyczyn estetycznych, a więc bezinteresownych. To wartość dodana, jak erotyka do seksu.

Życie postrzegam jako ciąg pokoleń, łańcuch ciągnący się od prehistorii ku nieznanej przyszłości, a siebie jako jedno ogniwo. Poprzez styczność ogniw za mną i przede mną istnieje związek między mną, a najdalszymi przodkami i potomkami. Bez pierwszych nie istnielibyśmy tacy, jacy jesteśmy, drugim przekażemy to, co otrzymaliśmy, a może nawet coś dodamy od siebie.

Skoro tematem głównym są wzgórza i samotne drzewa, zapraszam do obejrzenia kilkunastu zdjęć z moich wędrówek.

























6 komentarzy:

  1. Bardzo ładne miejsca ciekawie zauważone i sfotografowane. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobrą ocenę, Aleksandro. Nic nie czytałem o fotografowaniu, w tajnikach tej sztuki jestem ciemny jak tabaka upchnięta w kąciku rogu, tyle że staram się robić zdjęcia tak, żeby mnie się podobały. A podobają mi się na przykład takie, na których oprócz dalekiego planu widać coś bliskiego – jak na ostatnim zdjęciu. Wzgórek widoczny na nim nazwałem Dębowym Wzgórzem, a jest na Pogórzu Wałbrzyskim.

      Usuń
  2. Jak to ktoś powiedział: Gena nie wydłubiesz:-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre i trafne! Po ogłoszeniu teorii ewolucji ludzie poczuli się do żywego dotknięciu wieścią o pochodzeniu od zwierząt. Uważam, że wielu nadal ma tego rodzaju opory, czasami nieuświadomione. Na przykład zaprzeczają genetycznym podstawom wielu naszych cech psychicznych, sposobów myślenia, reagowania, budowania więzi. Uważam, że ideologia gender właśnie w tym zaprzeczeniu ma swoje korzenie, nie tylko w proteście przeciw dyskryminacji kobiet.
      Tak przy okazji: Darwin (jak i współcześni ewolucjoniści) nie twierdził, że pochodzimy od małp, a że mamy z nimi wspólnego przodka. Są więc naszymi kuzynami, nie przodkami. Dodam jeszcze, że wszystkie, dosłownie wszystkie organizmy żywe są spokrewnione.

      Usuń
  3. Niesamowity wywód. Ale przecież właśnie dla Twoich rozważań Cię odwiedzam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniu. Też piszesz, więc wiesz, że nierzadko chciałoby lepiej wyrazić swoją myśl, nawet rysuje się nam w głowie sposób, ale nijak nie możemy wyrazić tego słowami. Tym bardziej cieszy pochwała.
      W niedzielę byłem na Pogórzu Wałbrzyskim, odwiedzałem znane u lubiane wzgórza :-)

      Usuń