Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 10 marca 2023

Na nieznanym pogórzu

 060223

Na szlaku wszystko jest proste aż do oczywistości: nie trzeba borykać się z życiowymi problemami ani z bolączkami zwykłych dni, po prostu idzie się i patrzy.

Szedłem i patrzyłem.

Pod Złotoryją szosa, którą najczęściej jeżdżę w swoje góry, przekracza linię kolejową. Kiedyś przejeżdżając tamtędy zobaczyłem rozcięte torami wzgórze i grupę brzóz. Z upływem lat zdarzało mi się widzieć to miejsce, gdy przejeżdżałem tamtędy za dnia, i coraz częściej czułem chęć jego bliższego poznania.

 Jeśli powiecie, że nie ma w tym widoku nic szczególnego, że jest tuzinkowy, to zgodzę się z wami, ale... zaprotestuję. Dla mnie jest to miejsce, za którym oglądałem się wiele razy, znajomym z widzenia, dzisiaj poznanym osobiście. Ma dwie cechy z listy walorów ładnych miejsc: uskok na zboczu wzgórza i brzozy na nim. Zwykle to polna droga ginie na zakręcie, budząc odruchową u mnie chęć zobaczenia jej dalej, tutaj są tory, ale ich wymowa jest podobna. Więc poznam to miejsce, ale gdzie iść później?

Przeglądając mapę, ze zdumieniem uświadomiłem sobie omijanie okolicy w swoich wędrówkach. Nie wiem, dlaczego. Chyba traktowałem Złotoryję jako bramę do swoich gór, a wiadomo, że zwiedzanie zaczyna się po przekroczeniu bramy. Dzisiaj zaparkowałem na parkingu opodal i postanowiłem poznać sąsiedztwo owej bramy. W rezultacie zdarzyło się coś, czemu jeszcze miesiąc temu nie dałbym wiary: niemal cała dzisiejsza trasa wiodła nieznanymi mi drogami, a ja pochopnie sądziłem, że takie jej wyznaczenie nie jest już możliwe.

Wiał dość silny wiatr, kilka razy niosąc drobny suchy śnieg, słońce tylko na chwilę się pokazało, ale nie zmokłem i nie zmarzłem. W porównaniu do następnych dni, wyjątkowo mokrych i ciemnych, aura mi sprzyjała, chociaż cały dzień szedłem z zapiętym pod szyją kapturem. Pogodę początku dnia dobrze oddają te zdjęcia; zwracam uwagę na utrwalone w locie płatki śniegu. Zauważyliście, jak odmiennie reagujemy na śnieg w grudniu i marcu? Śnieg na początku zimy może nawet cieszyć, temu marcowemu znacznie trudniej wprowadzić nas w dobry nastrój. Pani Zima mogłaby już sobie pójść, wszak pora na powitanie uroczej Panny Wiosny.


 


Górą dnia była dzisiaj Wilcza Góra. Widziałem ją wielokrotnie, z różnej odległości i stron. Z wielu miejsc ściana kopalnianego wyrobiska wydaje się skośna, raczej nie urwista, ale wtedy widzimy krawędź zbocza; czarna, bazaltowa przepaść o głębokości kilkudziesięciu pięter jest niemal dokładnie pionowa, co widać na jednym ze zdjęć. W różnych miejscach trasy na horyzoncie pojawiały się dwie inne góry pogórza: Ostrzyca i Grodziec, ale ledwie się wychylały nad horyzont, a Wilcza Góra (czyli Wilkołak) górowała.


 Poznałem kilka miejsc wyjątkowo ładnych.

Polna droga skryła się między drzewami lasu i niewiele dalej ostro zanurkowała opadając dnem omszałego wąwozu. Właśnie tak: zbocza wąwozu były zielone od mchów. Na dole zobaczyłem przed sobą pokaźną ścianę wzgórza najeżonego skałami, a po lewej wąskie i długie pole ograniczone z obu stron sporymi zboczami; byłem w długim a wąskim uskoku. Paręset metrów dalej zielone pole wspinało się na zbocze, zostawiając za sobą wysepki z dużymi drzewami nierozpoznanych z tej odległości gatunków; za nimi bielała brzezina. Miałem rezerwę czasu i sił, więc poszedłem tam, wiedziony ciekawością. Załamanie równych linii pól, uskoki na polach i łąkach, samotne drzewa albo ich kępy, szczyty wzgórków obiecujących rozległe widoki, oczywiście polna droga niknąca na zakręcie lub na styku z niebem – to dla mnie cechy miejsc najładniejszych, i takie widziałem przed sobą, idąc brzegiem pola. Rozpoznałem trzy duże dęby, później jeszcze jeden i następny, aż w końcu naliczyłem ich siedem. Siedem okazałych dębów. Czynią wrażenie rosochatą rozrosłą koroną, omszałymi konarami i wysokością. Przede mną zielona płaszczyzna pola opadała niżej drzew i biegła ku ścianie lasu, za mną dotykała nieba, zachęcając do dalszej wędrówki. Zawróciłem jednak, zostawiając na inny dzień dokładniejsze poznanie okolicy. Mam kolejne miejsce, do którego będę wracał.




 Przechodząc przez Jerzmanice nie mogłem ominąć Kruczych Skał. Ich otoczenie jest nieciekawe, skoro wznoszą się na tyłach nieczynnego i niszczejącego dworca kolejowego, ale same skały są bardzo ładne. To równa, pionowa ściana piaskowca o wysokości kilkunastu i długości st
u metrów, zakończona kilkoma oryginalnymi, fantazyjnymi grupami skalnymi; mają one swoje nazwy, ale… zapomniałem. Największe wrażenie robi równość ściany, mimo że nie powstała w drodze naturalnych procesów; kiedyś był tutaj kamieniołom.







 Zwracają uwagę bardzo długie i równe linie pęknięć. Patrząc na nie wspomniałem Mykeny, miasto w Grecji budowane w drugim tysiącleciu p.n.e.; jego mury są z tak wielkich bloków skalnych, że uważano je za dzieło cyklopów. Może te mityczne istoty i do nas trafiły?...

Odwiedziłem Wilczą Jamę, niewielką jaskinię na stromym, skalistym zboczu Wilkołaka. Ma głębokość kilku metrów, wygodne wejście (aczkolwiek ze skalnym progiem do pokonania) i płaskie dno. Wymarzone miejsce na nocleg w deszczową noc. Sądząc po wydeptanych ścieżkach w jej pobliżu, nic nie straciła ze swojej dawnej popularności, czemu nie dziwię się, skoro z parkingu dojdzie się tam dosłownie w parę minut, i nie tylko sama Jama może się podobać, ładne jest też jej otoczenie.

 

 

W drodze powrotnej zobaczyłem na stacji paliw napis: „Jeżdżę dla czystszego powietrza”. Zabawnie nieporadne hasło. Jest na dystrybutorze Ad Blue, substancji stosowanej do redukcji tlenków azotu w spalinach pojazdów z silnikami wysokoprężnymi. Jeżdżące samochody jednak bynajmniej nie poprawiają czystości powietrza, nawet jeśli kierowcy stosują Ad Blue, a wymowa hasła jest jednoznaczna: jeżdżenie poprawia czystość. Proponowałbym zmianę napisu na taki: „Jestem dla czystszego powietrza”. Będzie poprawnie i z godnie z faktami.

Obrazki ze szlaku

 Oto niczym niewyróżniająca się kępa brzóz. Przechodziłem obok niej idąc brzegiem pola, a byłem z dala od dróg i domów. Lubię takie ustronne miejsca, lubię brzozy, zapewne dlatego usiadłem przy nich robiąc przerwę na posiłek.

 Zwały kruszywa przy kopalni bynajmniej nie wyglądają ładnie. W moich oczach ich widok jest ponury, bywa nawet przygnębiający, ale trzeba pamiętać, że właśnie tak pokruszone skały są podstawowym materiałem budowlanym dróg. Jeśli chcemy mieć dobre drogi, muszą istnieć kopalnie, a w nich wielkie maszyny kruszące skałę i obok takie składowiska. Jako plus można wskazać brak trujących zanieczyszczeń charakterystycznych dla składowisk śmieci. Tutaj leżą po prostu skalne okruchy.

 

Domy w Krzeniowie, na zboczu pokaźnej góry Czerwony Kamień. Widoków i odosobnienia pozazdrościć. Dojazdu po śnieżycy raczej nie.

 Mnóstwo stokrotek na podwórzu.


 
Splątany klon i wielopienny grab.

Będąc nieco wyżej na zboczu wzgórza, zobaczyłem kilka wyjątkowo wysokich drzew; wiedziałem, że pójdę do nich. Na zdjęciu jedna z lip tam rosnących.


 

Między przydrożnymi krzewami przycupnęła Ostrzyca, a na drugim zdjęciu widać górę obok gruszy. Na obu fotografiach jest wyraźnie niższa od drzew. Lubię takie zabawy perspektywy.


 Jedna droga, dwa oblicza i dwa wrażenia.


 Rozlewiska i lasy nad strumieniami bywają podobne do lasów namorzynowych albo dżungli. Takie miejsca czynią na mnie wrażenie dzikością, mimo ich niewielkiej zwykle wielkości lub sąsiedztwa ludzkich sadyb.

 Głowy nie dam, tylko raz oglądałem glediczję trójcierniową, wydaje mi się jednak, że dzisiaj zobaczyłem to rzadkie u nas drzewo po raz drugi. Strąki długości ćwierci metra są dość charakterystyczne, oczywiście oprócz tytułowych cierni – długich i bardzo ostrych.


 Płaskorzeźba na skale stojącej w Jerzmanicach Zdroju. Widziałem tylko jedną, chociaż w internecie piszą w liczbie mnogiej. Jej wiek szacowany jest na około 500 lat i ma przedstawiać byłego właściciela wsi.


 W oddali dwie charakterystyczne góry Pogórza Kaczawskiego, Grodziec i Ostrzyca.

 Przydrożna figura ufundowana przez górników. Jak na mój niewyrobiony gust, jest ładna.


 Na skale przy Wilczej Jamie już się zieleni mały krzewik. Pierwsze liście tej wiosny!

Trasa: kręciłem się w pobliżu Sępowa, Biegoszowa, Krzeniowa i Jerzmanic. Są to wioski pod Złotoryją.

Statystyka: przeszedłem 23 km w czasie 7,5 godziny, a dodatkowy czas przerw to blisko dwie godziny. Samochód zaparkowałem na południowym obrzeżu Złotoryi, przy szlaku na Wilkołaka.


 


















8 komentarzy:

  1. Więc nie wszystkie drogi kaczawskie są Ci znane, a myślałam, że tak, ale to chyba dobrze, trochę jeszcze do przedeptania masz. A brzozy chyba są Twoimi faworytkami i zdjęcia gdzie one są bohaterkami są piękne. Rzeźba ufundowana przez górników, oj ładna , wydaje mi się, że wykonał ją artysta. Jeszcze ta płaskorzeźba bardzo jest interesująca. Ile ciekawostek w czasie jednej wędrówki i to jest fajne i jeszcze te 23 km ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażyno, wszystkich dróg kaczawskich (w dosłownym sensie) nie poznam na pewno, jest ich zbyt dużo, a tego dnia okazało się, że są fragmenty pogórza po prostu omijane przeze mnie. Będę te białe plamy wymazywał.
      Upływ lat i ja odczuwam. Wiele zależy od szlaku: jeśli nie ma wiele podejść, bezdroży i wertepów, licznik może przekroczyć 20 km, ale jeśli jest tak jak dzisiaj, gdy zdecydowaną większość trasy szliśmy po błocie, na pewno dystans będzie dużo krótszy. Zwłaszcza, jeśli na szlaku spotyka się pierwsze kwitnące kwiaty :-)
      Masz rację: brzozy są dla mnie najpiękniejszymi drzewami. Dzisiaj widziałem wiele bardzo ładnych i dużych buków, robią wrażenie swoją siłą i masywnością, ale wdzięk mają one – brzozy.

      Usuń
  2. Mimo, że pora roku pogodowo mało ciekawa i raczej nie zachęcająca do wędrówek Ty potrafisz wykazać, że mimo wszystko warto wyjść z domu. Potrafisz pokazać ciekawe wytwory natury. A przede wszystkim jak zawsze zgrabne i delikatne brzozy oraz rosłe dęby, ciekawe formacje skalne. Interesujące rzeźby. Jak zwykle imponująca długość trasy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aleksandro.
      Czasami, gdy prognozy pogody nie są dobre, trochę mi się nie chce jechać, ale goni mnie świadomość upływającego czasu i tykający licznik: przed powrotem do domu, na Lubelszczyznę, jeszcze tylko dwa razy wyjadę w Sudety. Co prawda obiecałem sobie przyjechać w te góry dwukrotnie, na letni i jesienny urlop. W końcu po to właśnie pracuję, mimo emeryckiego stanu.
      Właśnie tak jest jak piszesz: brzozy są zgrabne i delikatne. Od siebie dodam, że godzą sprzeczności, bo mimo swojej delikatności są wytrzymałe.

      Usuń
  3. Jaka ładna nazwa Złotoryja:-) do tego Wilcza Jama, Wilkołak brzmią tajemniczo i wręcz groźnie; pionowe ściany Kruczych Skał imponujące. Te strąki to rzeczywiście glediczja, nieopatrznie posadziłam w ogrodzie, kwitnie drobniutkim kwiatem zebranym w zwisłe grona, bardzo lubią je pszczoły, ale kolce ma wariackie. Ładne okolice, tyle skał , kamieni, moje równinne pochodzenie ceni je bardzo:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tradycja rycia za złotem jest w tym mieści kultywowana, na przykład konkursem poszukiwaczy złota. Każda ekipa staje przed pryzmą żwiru i szuka w nim schowanej drobiny złota.
      Na terenie Gór Kaczawskich i pogórza są ślady po dawnych kopalniach, te na zboczach i te w nazwach, na przykład Złoty Potok. Zbieram się wrócić do tego potoku i znaleźć wielki samorodek, który niewątpliwie czeka na mnie, tylko czasu mi nie staje…
      Moje wyżynne pochodzenie też ceni sobie skały :-) Niby takie zwykłe, a mają zdolność przyciągania wzroku.
      Dlaczego piszesz o nieopatrznym posadzeniu glediczji? Pewnie z powodu gubienia tych wielkich strąków? Przyznasz jednak, że drzewo ma oryginalną urodę. A propos: robinia akacjowa i glediczja mają bardzo podobne liście różniące się o jeden mały listeczek. W robinii jest ich nieparzysta liczba, w glediczji parzysta. Oba gatunki są kuzynami.
      Mario, to informacja skopiowana ze strony mojedrzewa.pl :
      >>W odróżnieniu od spokrewnionej robinii akacjowej, nasiona glediczji trójcierniowej są jadalne, a ich smak po ugotowaniu przypomina groch. Jadalny jest także słodkawy miąższ znajdujący się pomiędzy nasionami. <<
      Spróbuj i napisz na blogu, proszę.

      Usuń
  4. Krzysiek, Wilcza Góra już nie będzie eksploatowana. Pozyskiwanie bazaltu na Wilkołaku zostało zakończone w ubiegłym roku. Na taką wiadomość trafiłem na legnickim portalu Nasze miasto
    Otoczenie Wilczej Góry rekultywuje firma COLAS .


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wywieźli połowę góry, a drugą połowę łaskawie zostawiają. Nie wierzę w ich dobre intencje. O skutkach działań urzędników miejskich mówiłem w rozmowie z Tobą: raczej niewiele dobrego zrobią. Miejsce ma potencjał na bycie atrakcją. Wyobraź sobie: stoisz na dnie wyrobiska i patrzysz na pionową czarną ścianę bazaltu o wysokości stu czy dwustu metrów...

      Usuń