Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

czwartek, 15 lutego 2024

Deszczowy klasyk

 110224

Prognozowano deszczowy dzień, ale przecież nie mogłem przesiedzieć niedzieli przy biurku. Pojechałem w moje góry, na Chrośnickie Kopy, czyli na najbardziej klasyczny klasyk kaczawski. Deszcz padał przez większość dnia, ale bardzo niewielki. Peleryny nie musiałem zakładać i nawet niezawodny wskaźnik intensywności opadów, czyli spodnie na kolanach, nie zamokły. Ranek był wyjątkowo ponury, ale w ciągu dnia nieco się przejaśniło i nawet widziałem szczyty odległe o kilka kilometrów.


 Ostrzyca i Grodziec widziane z Lastka. Niżej wklejam przybliżenie.

Nie poznałem żadnych nowych miejsc, chociaż w niektórych miejscach byłem po raz pierwszy od dawna; na przykład na Górze Ptasiej byłem tylko raz, wiele lat temu. To zaniedbanie, ponieważ sam szczyt i widoki z niego są ładne.


 

Nie po raz pierwszy ani drugi przeszedłem wzdłuż górskiego grzbietu najeżonego licznymi skałami, ale z nazwą tej góry od lat mam kłopot. Na mapie ten skrajny południowo-wschodni szczyt Chrośnickich Kop nazwany jest Kopą. Sprawdziłem w cenionej przeze mnie za rzetelność wielotomowej encyklopedii poświęconej Sudetom. Owszem, góra zwana jest Kopą lub Kopami, ale czasami i Kazalnicą od nazwy skały.

>>Nazwa może wskazywać na odbywanie się tu w okresie wojny 30-letniej lub po jej zakończeniu tajnych nabożeństw protestanckich, jak to miało miejsce w wielu punktach Sudetów Zachodnich.<<

Cytat ze „Słownika geografii turystycznej Sudetów”.

Prześladowanie wyznawców Boga, zwłaszcza że w tym przypadku Bóg był ten sam, jest kolejnym przykładem beznadziejnej głupoty i barbarzyństwa ludzi. Wracając na szlak: dalej pewności nie mam, ponieważ zaznaczony szczyt Kop (lub Kopy) nijak nie wiąże mi się morfologicznie z tamtym skalistym grzbietem. Natomiast co do samej skały Kazalnica raczej nie mam wątpliwości. Oto ona.

 

Widziałem wiele połamanych brzóz, jeszcze więcej wyciętych. Nie ma już pamiętanych i lubianych brzezin na zboczu Kopy, tych samych, które były świadkami grzybobrania sprzed paru laty. Czasami powroty zasmucają. Poniżej zamieszczam parę zdjęć z września 2019 roku i dzisiejsze.





 Odwiedziłem kilka miejsc książkowych Jasiów, którzy przecież po Kopach też się włóczyli, oglądałem drzewa, odwiedzałem liczne miejsca budzące wspomnienia, patrzyłem w dal albo po prostu gapiłem się gdzieś niewidzącymi oczyma, i wielce z siebie zadowolony (nie dałem się deszczowi!) wróciłem do samochodu tuż przed zmierzchem.

Trzy drobiazgi z dzisiejszego szlaku.

Będąc na Kopach wspomniałem pewne wyjątkowe drzewo. Postanowiwszy je zobaczyć rozejrzałem się, wybrałem kierunek i poszedłem wzdłuż linii zadrzewienia. Szukanego starucha i pokrakę znalazłem bez trudu. Jesion żyje nadal, a jest tak brzydki, tak pokręcony i pełen narośli, że aż ładny. 



 Wyszedłem z brzeziny na otwartą przestrzeń (urocze to miejsce!) i widząc nieco niżej grupkę drzew przypomniałem sobie, że kończy się tam droga, przy której rośnie pokaźne drzewo opasane drutem wrastającym w tkankę pnia. Miałem wziąć kombinerki, ale zapomniałem, ech! Na miejscu okazało się, że ktoś już drut usunął, został tylko ślad po nim.

 Z tego miejsca można zejść do wioski albo bezdrożem pójść wyżej i spróbować znaleźć przejście przez las. Kiedyś szedłem tamtędy i znalazłem mało używaną drogę biegnącą w pasującą mi stronę. Dzisiaj idąc ku ścianie lasu wydawało mi się, że dokładnie pamiętam, gdzie się zaczynała, ale przecież moja pamięć nie raz wyprowadziła mnie na manowce. Nie tym razem, droga pojawiła się przede mną tam, gdzie była spodziewana. To ta biegnąca w lewo.

 Jest jeden wspólny mianownik tych drobnych zdarzeń: poświadczają bycie w moich górach. Po raz dwieście szósty, dodam.

Obrazki ze szlaku

 Porosty na drzewach. Wbrew pierwszemu wrażeniu nie świadczą o chorobie drzewa, a o czystości powietrza, bo co prawda te rośliny są wyjątkowo mało wymagające, to jednak chemii w powietrzu nie znoszą.

 Zielone skarpetki czereśni.

 Wierzba iwa – śmierć, życie i ponowna śmierć. Proszę zauważyć powtarzalność tych zdarzeń: przewrócony pień jeszcze pije soki ziemi, z niego wyrastały odrosty, a kiedy były wielkości drzew, wiatr je złamał. Może z ich kikutów wyrosną odrosty kolejnego pokolenia?


 
Połamane brzozy i czereśnia. Przeraźliwie smutny widok, ale jest w nim szczypta... piękna. To piękno natury niezmienionej przez człowieka.

 Skalne rumowisko. Przejść się da, ale w tempie starego żółwia. Jeśli jeszcze dodam czas spędzony na oglądaniu skał i drzew, dzisiejszą długość szlaku mogę uznać za niemałą.



 Skały stare jak Chronos. Skruszałe, omszałe, nieodwiedzane i liczne. Na Kopie jest ich naprawdę dużo, chociaż niewielkich. Tylko jedna grupa skał jest pokaźna, ze ścianą przekraczającą 10 metrów wysokości.

 






Przy skałach drzewa mogą się wydawać jętkami jednodniowymi, coś podobnego widać na zdjęciach, ale one mają coś, czego skały nie mają: życie i zdolność jego przekazywania. Jeśli nikt im nie przeszkodzi, będą tam rosły gdy czas rozkruszy skały i zamieni je w glebę.


 Ta wierzba – tak podpisałem zdjęcia, ponieważ jest na nim drzewo i miejsce moich książkowych Jasiów. Oczywiście odwiedziłem miejsce ich spotkania, jest ledwie kilometr dalej. Za dwa miesiące minie 10 lat od początku mojej przygody z nimi.




 Wycięte brzozy… Cóż mi napisać? Chyba tylko zapytać się (kogo?), czy krople na gałęziach to deszcz, czy łzy brzóz.

 Brzoza wcześniej straciła konar, widać jego złamany kikut, a przed nim pojawiło się wiele odrostów, którymi brzoza chciała zrekompensować utratę. Utraciła życie bo komuś przeszkadzała.

 Tę drogę przez brzezinę pamiętam i lubię. Też wycinane są drzewa, chociaż chyba tylko dla ich przerzedzenia. Taką wycinkę mogę zaakceptować, chociaż dopiero po pewnej pracy umysłowej, bo w pierwszym odruchu czuję sprzeciw. Brzozy – jak kobiety – mają cechę, którą trudno nazwać, a działa ona jak magnes.

Trasa: początek we wsi Chrośnica, wędrówka po Chrośnickich Kopach. Wejście na szczyty: Kopy, Lastek, Góra Ptasia.

Statystyka: na szlaku byłem 10 godzin bez kwadransa, przeszedłem 15 km w ciągu 6,5 godziny.

PS

„Google ulepsza swoją stronę logowania, aby miała bardziej nowoczesny wygląd.” – taki napis pojawia się na stronie logowania na blog. Nie wiem, dlaczego stawia się tutaj znak równości między ulepszeniem a nowoczesnością, skoro mnóstwo przykładów zaprzecza tak jednoznacznemu związkowi. Prawdopodobnie strona nie będzie ulepszona, a pogorszona poprzez zagmatwanie, zapełnienie jej błyskotkami, latającymi serduszkami, animacjami i wieloma wydumanymi, nieprzydatnymi możliwościami wyboru. Tak będzie, ponieważ właśnie takie strony uznawane są na nowoczesne.


















6 komentarzy:

  1. Lastek ... od razu skojarzyłam z Twoją książką i Jasiami, co potwierdził dalszy wpis:-) Ach, te skałki, u nas mało, ale każdy wystający skalny ząb cieszy mnie bardzo, jakoś tak mnie frapują skały, kamienie, wodospady, potoki, może dlatego, że wychowałam się na piaszczystych równinach roztoczańskich. U nas za drogą pogrom lasu, nie wyobrażasz sobie, co zrobili, aż serce boli, jakby chcieli jeszcze wydrzeć ostatki przed utworzeniem parku narodowego. Może wreszcie skończy się ta barbarzyńska grabież, kiedy utworzą Turnicki Park Narodowy, a my będziemy w jego otulinie, a może i nawet nas zagarną do Parku.
    Bardzo lubię mgły po deszczu, unoszące się z dolin, przydają obrazom tajemniczości, obserwuję swój potok, czasami wiatr przegania strzępy jak widma. Przejeżdżając przez lasy widzę, jakie szkody poczyniła wichura, ile połamanych drzew, wywalonych pni z korzeniami, przewróconych nawet w poprzek drogi. Przecięto pień na pół, odsunięto z drogi i reszta leży, aż zgnije pewnie.
    Zdjęcie z wierzbą bardzo podobne do naszego pogórzańskiego, tylko u nas czereśnia, z widokiem na Kopystańkę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, dziękuję za zostawienie swojego śladu tutaj.
      Skały i dla mnie mają dziwny czar. Dziwny, bo właściwie nie wiadomo, czemu się podobają. Ładne są te wielkie, strzeliste, ale i takie, jakie widziałem w niedzielę, czyli nieduże, omszałe i z drzewami.
      Właśnie!: nie dość, że wichury uśmiercają drzewa, to i ludzie wycinają je masowo. Akceptuję wycinki w lasach „gospodarczych”, w tym celu sadzonych, w innych tylko niewielką, bo przecież drewno jest potrzebne, wszak mamy silny przemysł meblowy, ale wycinać drzewa żeby sprzedać drewno za granicę?? Wolałbym, żeby zachodnie produkty więcej kosztowały, jeśli to konieczne, a lasy muszą być chronione. Ktoś kiedyś powiedział bardzo celne słowa: las bez nas będzie istniał, my bez lasu nie. Dla uściślenia rozszerzyłbym słowo „las” do po prostu drzew. Wszak wiadomo, że drzewa nie tylko regulują ilości tlenu i dwutlenku węgla, ale i klimat.
      Mario, wybieram się na Kopystańkę. Mam nadzieję na poznanie Twojej góry i okolicy w lecie.

      Usuń
    2. O, przyjdzie czas w lecie na Pogórze Przemyskie:-) być może odnajdziesz tu klimaty ukochanych przez Ciebie Gór Kaczawskich:-)

      Usuń
    3. Dziękuję, Mario. Planuję liczne wyjazdy. Możliwości finansowe mam, czas też powinien być, więc... trzeba jeździć!

      Usuń
  2. Fajna wędrówka. Niesamowite wrażenie robią te omszałe konary, drzewa, które żyją ratując się jak potrafią. Żal tych wyciętych brzóz. Wiele osób tłumaczy mi - brzozy to inwazyjne drzewa, szybko rosną samosiejki itd. Nie zawsze potrafię to zrozumieć. Spodobało mi się zdjęcie samotnego drzewa na rozległej polanie. I skałki potrafią ciekawe formy tworzyć. a właściwie to współpraca wody wiatru mrozu. Pozdrawiam kolejnych wędrówek życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aleksandro.
      Tak, brzoza jest zwykłym pospolitym drzewem, wiem, wiemy o tym, ale jest piękna. Stopniowo, przez lata, zmienia się mój stosunek do drzew. Powinniśmy bardziej je chronić i częściej uświadamiać sobie, że są to żywe organizmy, na dokładkę bardzo nam potrzebne do życia.
      Zauważyłem już wcześniej, że samotne drzewa podobają Ci się, mnie też :-)

      Usuń