Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

czwartek, 29 lutego 2024

Przedwiośnie!

 250224

Kiedy wyłączyłem silnik i otworzyłem drzwi, usłyszałem szmer bliskiego strumienia i śpiew ptaków. Nie jedyne, jak się później okazało, oznaki bliskiej wiosny.

Kwadrans po szóstej wyruszyłem ku Przełęczy Pojednania na Pogórzu Wałbrzyskim. Był szary przedświt, pogodne niebo, na wschodzie nieśmiała Eos, księżyc w pełni, siwy szron na trawach, resztki śniegu schowane pod drzewami, parę stopni na minusie. Najpierw założyłem rękawice, później wyciągnąłem z plecaka zawsze w zimie noszony tam zapasowy sweter.





Słońce schowane jeszcze było za Łysicą, gdy stanąłem na przełęczy, ale rozległa przestrzeń obok góry świeciły tym wyjątkowym połączeniem zimnych kolorów dali, chmur i lasów z ciepłymi barwami czystego nieba. Na tym tle wyraźnie widoczna była Ślęża, góra samotnica. Kiedy słońce wychyliło się nad górę, na chwilę rozświetliło bure łąki, i... na niemal całą resztę dnia schowało się za chmury.

Plan? Pokręcić się po okolicy Gostkowa. Jest tam mnóstwo wzgórz i wzgórków, w którąkolwiek wędruje się stronę, wypadnie iść pod górę lub z góry. Na niektórych wzgórkach stoją granitowe słupki oznaczające szczyty, więc może i mają nazwy, ale na mapie nie są podane. Ładnie tam, chociaż kolory o tej porze roku, zwłaszcza w pochmurny dzień, są niezbyt ładne, delikatnie mówiąc. Powodem jest brak pól, które teraz przyciągają wzrok świeżą zielenią ozimin, a łąki są szaropłowe albo zwyczajnie bure.

Rok temu niedaleko przełęczy znalazłem dużą kępę śnieżyć wiosennych; dzisiaj postanowiłem je odwiedzić. Pierwsze próba okazała się nietrafiona, a wydawała mi się pewniakiem. Las był, owszem, strumień też, ale jar był zupełnie inny od pamiętanego i nie było ścieżki. Zszedłem do wioski, rozejrzałem się, obejrzałem mapę i… dalej nie wiedziałem, gdzie widziałem śnieżyce, skoro nie nad tym strumieniem. Była to, nota bene, Nysa Szalona.

Może tam? Poszedłem wzdłuż lasu zaglądając między drzewa. Nie, to nie tu. Może dalej? Jak mogłem zapomnieć? Pół kilometra dalej coś mi zaczęło świtać w głowie, po dalszych paru setkach metrów wiedziałem: to tam!

Poszedłem i w lesie na zboczu góry zobaczyłem jar dokładnie taki, jaki pamiętałem, a nad nim… znalazłem przedwiośnie.




 Śnieżyce! Jasna, czysta zieleń roślin i biel dzbanuszków kwiatów, a były ich setki. Ich delikatność zdumiewa i budzi podziw. Jak zwykle kiedy stoję nad wiosennymi kwiatami uderza kontrast między świeżością zieleni a zimową martwotą wokół.
Widziałem wiele pąków, kwitnienie dopiero się zaczynało; wydało mi się, że jest ich więcej niż rok temu, a na pewno kępa kwiatów się powiększyła. Tak wygląda najbliższe sąsiedztwo śnieżyc.

 

 

Czy za rok zobaczę te kwiaty ponownie? W istocie jest to pytanie o jeszcze jeden powrót do pracy. Nie wiem. Może pora już zamknąć te drzwi? Ale wtedy dla zobaczenia tych śnieżyc musiałbym jechać cały dzień! Czas pokaże. Dzisiaj ważne jest zobaczenie kwiatów po raz drugi, bo w ten sposób symbolicznie zamknąłem rok i powitałem przedwiośnie.

Jak na technika przystało, nie mogłem ominąć budowy drogi ekspresowej S3. Uznałem, że drogowcy mają jeszcze sporo prac do wykonania. Główne jezdnie wyglądają na gotowe, ale prace przy licznych rowach odwadniających i drogach ruchu lokalnego są ledwie zaczęte. Możliwe, że prace przy nich będą kontynuowane po puszczeniu samochodów ponieważ są poza jezdniami. Jestem tym osobiście zainteresowany, ponieważ podróż do Bramy Lubawskiej skróciłaby się o pół godziny, byłaby też wygodniejsza i bezpieczniejsza. Na mapie widać, że szedłem wzdłuż budowy (błoto tam jest okropne), a wracałem idąc nieco wyżej, zboczami Borowca. Tam właśnie, w zboczu tej góry, jest jeden z dwóch tuneli tego odcinka S3. Bardzo widokowy i wygodny do marszu jest ten fragment szlaku; znaki widokowych miejsc powinny stać tam rzędem. Oto parę zdjęć stamtąd.


Piszę o tych widokach w związku ze znakami punktów widokowych zaznaczonych na mapach. Stawiane są dość przypadkowo, a nawet niekoniecznie w najładniejszych miejscach. Na Przełęczy Pojednanie jest specjalny znak kierujący do punktu widokowego. Owszem, jest, ale czy najładniejszy w okolicy? Przy dobrej widoczności widać maleńki skrawek Karkonoszy wystający ponad rudawskie grzbiety; dzisiaj te najdalsze szczyty nie były widoczne. To ten widok:

 Dlaczego o tym piszę? Nie dla pomarudzenia (chociaż zdarza mi się i to), a jako kontekst dla pewnego spostrzeżenia. Otóż nader często tak zwani niedzielni turyści kierują się takimi informacjami, poza, oczywiście, sprawdzeniem popularności i lajków w internecie. Tak postępując, idą za opiniami innych ludzi, a wszak nie chodzi o coś łatwo sprawdzalnego i porównywalnego, jak na przykład jakość określonej pralki, a o swoje wrażenia, które ze swojej istoty są przeżyciami osobistymi. Więc wielu idzie tam, gdzie są popchnięci lub zachęceni, a wtedy łatwo o zawód. No bo miało być „och i ach”, a było… tak sobie. Swoją drogę trzeba wybierać w zgodzie z preferencjami. Otwarte przestrzenie, wysokie i strome lub łagodne szczyty, skały, górskie bory lub rzeki, na przykład. Szukać trzeba swoich miejsc i swoich gwiazdek punktów widokowych. Na zbocza Borowca na pewno wrócę, najchętniej w czerwcu, gdy tamtejsze łąki będą najobficiej ukwiecone.

Obrazki ze szlaku

 
Na Przełęczy Pojednania są dwie tablice z niebanalnymi napisami. Jedna jest o lipie, druga… przeczytajcie sami.

 Trójgarb próbuje przewyższyć przydrożne badyle.


 
Połamane drzewa, rezultat chyba jeszcze zeszłorocznego kataklizmu. Obok cała iwa, bez jednej złamanej gałęzi, a na dokładkę kształtna. Wspomniałem podobnie ładną iwę kaczawską, pamiętam drogę do niej.


Dość często spotykam przewrócone ze starości ambony, straszą swoją ruinacją i sterczącymi gwoździami. Myśliwi mogliby je uprzątać.

 Widok, na który zwróciłem uwagę będąc tutaj po raz pierwszy: maleńka biała kropka tuż nad horyzontem – kula radaru burzowego na Porębie w Górach Kaczawskich.


 Sterta wyrwanych pniaków obok drogi S3 – nie jedyna cena jazdy drogą ekspresową i przygnębiający widok. Patrząc na te resztki żywych kiedyś organizmów wydaje mi się, że czuję ich rozpacz, ale przecież mówi się, że drzewa nie mają zdolności odczuwania stanów emocjonalnych. Zapewne nie mają, a to, co czuję, jest moją reakcją na takie ich potraktowanie po uśmierceniu.

 Rzadki, a właściwie wyjątkowy widok człowieka biegnącego drogą szybkiego ruchu. Skarżył się na stróża, że nie wpuścił go do tunelu. Kiedy byłem tutaj poprzednim razem, stróż sfotografował mnie i straszył, więc dzisiaj doszedłem do budowy od strony góry, nie ma tam tablic zakazu.

 Pierwsze zielone roślinki. Zwróćcie uwagę na maleństwo w prawym rogu zdjęcia; próbuje wydostać się spod zeszłorocznych liści.


Błotniste drogi lokalne przy budowie S3. Zadziwiająca jest skuteczność kół ciężarówek w czynieniu z mokrej ziemi rzadkiego błota. Widziałem to wiele razy jako kierowca w lunaparku. Buty wyczyściły mi trawy łąk.



Połamana, omszała wierzba iwa puszczająca odrosty.


 Nysa Szalona. Naprawdę szalona? Spójrzcie na ten strumyczek: jeśli nie widzieliście uosobienia uśmiechniętej pogody, to właśnie widzicie teraz :-) Źródło tej rzeki jest ledwie parę setek metrów dalej.

 Młoda czereśnia próbuje poradzić sobie po przygnieceniu przez wierzbę iwę.

 Późne popołudnie, światło niskiego słońca, brzozy przede mną, a w oddali Trójgarb.

 Śnieżka pod niskim słońcem. Była wyjątkowo wyraźnie widoczna mimo słońca tuż nad nią.

Trasa: z Gostkowa na Pogórzu Wałbrzyskim na Przełęcz Pojednania i dalej: wieś Kocików, góry Kokosz, Szyja i Borowiec. Dojście do budowanej drogi S3, powrót do Gostkowa.

Statystyka: na szlaku długości 21 km byłem 10,5 godziny, a szedłem 7,5.

 











8 komentarzy:

  1. Ciekawe są te wszystkie pagórki. Mnie zawsze podobały się niewielkie wzniesienia porośnięte drzewami a jeszcze lepiej jak są tam jakieś skałki, wśród pól, czy łąk. Porażają zaś te budowy dróg szybkiego ruchu. A najbardziej kiedy budowlańcy pozostawiają po sobie nieuporządkowane miejsca. Ale to nie moja bajka nie mam samochodu to mam inne widzenie świata. Wracam do przyrody. Zauważyłam w tym roku, że w wielu miejscach drzewa bardzo obrośnięte są mchem. Muszę przyznać, że intrygujące są te widoki, mech ma taką soczystą zieleń. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aleksandro.
      Godzinę temu wróciłem z dwudniowej łazęgi po moich górach…
      Byłem dzisiaj na paru takich wzgórzach, które Ci się podobają. Na przykład Wysoka (koło Myśliborza): wznosi się jakieś 30 metrów nad okoliczne pola, szczyt jest zalesiony, a wśród drzew znalazłem klasycznie popękaną skałę bazaltową. Mnie dodatkowo podoba się w takich miejscach ich odosobnienie. Na ten szczyt pewnie nikt nie wchodzi, bo po co, skoro nie ma widoków, nie ma szlaku ani nawet polnej drogi. Więc gdy tam jestem, mam wrażenie bycia tam pierwszym człowiekiem od bardzo dawna. Na drugim biegunie popularny Wąwóz Myśliborski: piękne miejsce, ale przed wąwozem widziałem na parkingu kilkadziesiąt samochodów, ruch tam jak na deptaku w mieście.
      Zieleń mchów faktycznie jest ładna. Kiedy widzę je na drzewach, wydaje mi się, że patrzę na pradawną puszczę; tylko woja wypatrywać z łukiem albo krasnoludka :-)

      Usuń
  2. Zawsze pragnęłam odwiedzić Roztocze i teraz, po przeczytaniu tego tekstu, moje pragnienie jeszcze bardziej wzrosło! Czekają mnie niesamowite przygody w otoczeniu przepięknej natury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego Ci życzę :-)
      Przyjdzie czas i na Roztocze. Myślę, że pierwszy w tym roku wyjazd będzie w połowie kwietnia, ale nim wrócę na Lubelszczyznę, jeszcze parę dni spędzę na sudeckich ścieżkach.

      Usuń
  3. Bywa taka tajemna chwila o wschodzie słońca, kiedy wystrzela promieniami, oświetla wierzchołki, a potem chowa się do wieczora, a mnie wtedy żal, że nie zrobiłam zdjęcia, bo inne wschody i świtania już tego nie powtórzą:-) Pokazują już wszędzie kwitnące śnieżyce, w Bieszczadach też, a my pojedziemy w środę pod Sanok, żeby je zobaczyć; ktoś kiedyś mi napisał, że co trzeba mieć w sobie, żeby jechać setki kilometrów dla kilku roślinek, a chodziło o te kwitnące na Słowacji. Czy na Słowacji, czy pod Sanokiem, czy w Bieszczadach, jedzie się, żeby zobaczyć je na własne oczy, poczuć z tego radość, nie dla pochwalenia się, ale dla siebie. Dlaczego, bo lubimy:-) Podejrzewam, że kiedy odnalazłeś swoją kępę śnieżyc, poczułeś też tę radość. Oj, długo szukałam tej białej kropki na horyzoncie:-) Bardzo wiele kosztuje naturę taka ingerencja w środowisko jak budowa dróg, przewalane masy ziemi, tyle drzew wyciętych, tyle mniejszych stworzeń traci życie, odwieczne trasy przejścia zwierząt są odgradzane, ech, długo by pisać. Ale służy ludziom, do coraz szybszego przemieszczania się, do większego pędu, wyścigu ... chyba z wiekiem przychodzi spowolnienie, te nowoczesności cywilizacyjne przestają cieszyć, człowiek potrzebuje spokoju i okazuje się, że tak niewiele do życia potrzebuje:-) Ładnie nazywa się ta przełęcz, a pojednanie między ludźmi, sąsiadami? o, to twardy orzech do zgryzienia. Jeszcze w lasach zieleni na drzewach i krzakach nie widać, ale mech wynagradza, ma dużo wilgoci. Kałuże na polach wysychają, przyleciały czajki, szpaki, ciągną klucze żurawi, sama radość, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, dziękuję bardzo za zaangażowany komentarz; teraz to rzadkość, nie tylko na blogu. Sprawiłaś mi przyjemność.
      Każdy wschód i każdy zachód są odmienne, to prawda, ale – na pewno się zgodzisz – żeby te odmienności dojrzeć, trzeba patrzeć wyżej niż ekran smartfona.
      Piszę tekst o cywilizacji i koniecznych zmianach, cytuję tam pewnego profesora, który napisał dokładnie to, co Ty: człowiek niewiele potrzebuje do życia, przy czym to „niewiele” nie oznacza zubożenia, a częstokroć wprost przeciwnie.
      W nawiązaniu do tych dziwiących się Waszym wyjazdom w celu zobaczenia kwiatów powiem, że ci sami ludzie jadą tysiąc kilometrów i wydają na miejscu duże pieniądze by zjechać na deskach z góry – i temu się nie dziwią. Dziwię się ja, zapewne i Ty. Ta odmienność pokazuje skalę różnic w wartościowaniu zdarzeń naszego życia.
      Przy budowie dróg jest wielka ingerencja w lokalne systemy ekologiczne, to niewątpliwa prawda. We wspomnianym tekście piszę także o bezsensie tej ustawicznej gonitwy za wzrostami, ale jednak, Mario, wezmę w obronę projektantów tych dróg: grodzi się je, owszem, aby zwierzęta nie powodowały wypadków (i same nie ginęły), ale dlatego co kilka kilometrów, tam, gdzie droga przecina lasy, są budowany wiadukty dla zwierząt. Ogrodzone są pełnym płotem drewnianym i obsadzone drzewami, a każdy z nich kosztuje miliony. Kiedyś nie budowano takich przejść dla zwierząt, więc trzeba przyznać, że pewna zmiana na plus jest.
      Po obu stronach Przełęczy Pojednania, w dolinach, są wioski; umówi się, że dwóch gospodarzy wiodło długi spór o granicę ziem, a w końcu spotkali się na tym spornym miejscu i uznali, że lepiej będzie dla nich się pogodzić. Zauważ, Mario, że tak czyniąc, zostawili po sobie drobny ślad na Ziemi; gdyby kłócili się dalej, nikt by o nich teraz nie pamiętał.

      Usuń
  4. Krzysiek, nie zamykaj jeszcze tych drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś w końcu trzeba, Janku. Czy teraz? -- nie wiem. Pomyślę jesienią.

    OdpowiedzUsuń