Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

czwartek, 7 marca 2024

Parę miejsc na Pogórzu Kaczawskim

 020324

Na wspólny wyjazd zdecydowaliśmy się w ostatniej chwili i mnie przypadło ustalenie trasy. Ponieważ nie miałem czasu na długie oglądanie map, zabrałem Janka do pierwszych miejsc, o których pomyślałem: kamieniołom na Wilkołaku, skały w Jerzmanicach i pewne urocze wzgórza w pobliżu, do których ostatecznie nie dotarliśmy.

Wilkołak

Parę lat temu zajrzałem w głąb czarnej studni kamieniołomu wchodząc na szczyt góry, a właściwie na połowę szczytu, bo druga część już jakiś czas temu była rozkruszona i wywieziona. Teren był ogrodzony, szukałem dziury w płocie, później drapałem się pod górę, bo stromo tam jak cho… bardzo stromo, ale warto było, bo wtedy zrozumiałem, dlaczego piekło jest tak nielubiane, nawet przez ich stałych mieszkańców. Widziałem szaroczarne ściany pokruszonych kamieni, dno wyrobiska zasypane gruzem, a na krawędzi przepaści pochylone drzewa rozpaczliwie trzymające się odrobiny ziemi przykrywającej bazalt góry. Ponuro tam, trochę straszno ale i… ładnie, chociaż niełatwo dostrzec urodę tego miejsca. Niedawno zamknięto kamieniołom, wytyczono ścieżki i miejsce udostępniono zwiedzającym, mogliśmy więc zejść na dno tej czarnej dziury. Były już kamieniołom przygotowany jest w sposób typowy dla obecnych czasów i zwyczajów: setki metrów masywnych barier ustawione nawet tam, gdzie nie ma urwisk, tablice ostrzegające przed niebezpieczeństwem rozwieszone co kilkanaście kroków, równiutko wysypane drobnym tłuczniem szerokie ścieżki, drewniane ławy i stoły. Ruchomym schodów na podejściu jeszcze nie ma.

 

Na jednej z licznych tablic informacyjnych przeczytałem, że Wilkołak nie jest pozostałością po wulkanie, a jego wnętrzem. Góra była wyżej, a rozprawił się z nią nie człowiek, a czas. Miliony lat działania wody, słońca, wiatrów, mrozów rozsiały górę tworząc okoliczne pola uprawne. Tak więc obecne wielkie wyrobisko kamieniołomu było kiedyś gardzielą wulkanu, a ocalało ponieważ zalane było magmą zamienioną w jedną z najbardziej odpornych na zniszczenie skał, w bazalt. Ciężka to skała, a tak twarda i spoista, że nawet młotem trudno ją rozbić; wiem, bo kiedyś próbowałem.

 Ten obcy i nieprzyjazny nam świat wnętrza Ziemi nie jest całkiem martwy. Wszędzie tam, gdzie przez kilka lat koparki nie skrobały ścian, wysiały się brzozy, widziałem też wierzby iwy i świerki, a gdzie zebrało się odrobinę ziemi, wyrastają trawy a nawet kwiaty; licznie kwitnie podbiał i zapewne nie tylko.

 

Bardzo trudno zrobić tam dobre zdjęcia. Matowe i ciemne skały po prostu pochłaniają światło. Dopiero w krótką chwilę przejaśnienia zobaczyłem, jak wiele słońce zmienia.

Na terenie kamieniołomu jest wystawa kamieni: obok dużego złomu skalnego stoi tabliczka w opisem i miejscem wydobycia, a jest ich ze dwadzieścia albo więcej. Tutaj pokazuję tylko parę rodzajów – dla zachęty, bo skały są po prostu ładne.


 




Jeśli macie kłopoty z ich rozpoznawaniem, mogę pomóc; przeczytajcie to wyjaśnienie przepisane z jednej z tablic, a będziecie wiedzieli:

„(…) skała z Wilkołaka przez petrografów nazywana jest bazanitem lub foidytem. Natomiast na podstawie badań mikroskopowych określono ją jako ankaratryt, co oznacza, że zbudowana jest z fenokryształów oliwinów, a podrzędnie nefelinu i piroksenów, zatopionych w tle zbudowanym ze schlorytyzowanego szkliwa oraz drobnokrystalicznych piroksenów i nefelinu.”

No i wszystkie tajniki skał stały się jasne i zrozumiałe, nieprawdaż?

Postaram się powtórzyć: czarne ściany kamieniołomu są z bazanitu czyli foidytu, ale jeśli komuś nie pasują te nazwy, może powiedzieć, że z ankaratrytu zbudowanego z podrzędnie zatopionych nefelinów piroksenowych…. Chyba się pogubiłem, ale nic to! Wrócę do tej tablicy i zakuję na pamięć wszystkie schlorytyzowane szkliwa. A może po prostu jeszcze raz uważnie i z przyjemnością obejrzę skały?…

Wylewająca się magma stygnie zamieniając się w bazalt, ale wtedy kurczy się, co powoduje pękanie w charakterystyczne słupy. Linie pęknięć są prostopadłe do powierzchni stygnięcia, czyli zazwyczaj pionowe, ale zdarza się (bardzo rzadko), że stygnie z różnych stron i tak też pęka, czyli promieniście, tworząc strukturę przypominającą kwiat. Nazwaną ją bazaltową różą. Widziałem taką różę kilka lat temu na Wilkołaku, była piękna, wyjątkowa, ale już jej nie ma, została zniszczona na skutek działalności kamieniołomu. Dzisiaj patrząc na pozostałość po szczycie góry zauważyłem coś, co przypomina bazaltową różę. Na zdjęciu słabo ją widać, dlatego dodałem strzałkę. My widzieliśmy wyraźniej tę NASZĄ bazaltową różę.


Tak wyglądała ta, której już nie ma. Zdjęcie skopiowałem z tej strony.

Nasza róża:

Tutaj można przeczytać o bazaltowych różach.

Krucze Skały

Parę kilometrów od Wilkołaka jest wioska będąca kiedyś uzdrowiskiem – Jerzmanice Zdrój. Obok nieczynnej stacji kolejowej (warto byłoby uratować jej ładny budynek; widać go na zdjęciu z Jankiem) wznosi się pionowa ściana piaskowa zakończona kilkoma dużymi i malowniczymi wieżami. To Krucze Skały. Miejsca mi znane, ale przecież wiadomo jest wszystkim wędrowcom i łazikom, że do ładnych miejsc wracamy i robimy to chętnie.

 Na zdjęciach widać skałkowców wspinających się na szczyty ścian.

 Za wieżami czy basztami (mają swoje nazwy, ale ja nie mam zacięcia do ich zapamiętywania), rośnie wiele grabów, wśród nich takie okazy. 

 


Strome zbocze nad nimi obsiadły liczne skały, można do nich dojść, chociaż nie będzie to spacer jak tamtymi wysypanymi dróżkami na Wilkołaku. Wzdłuż górnej krawędzi skalnej ściany biegnie ścieżka, chwilami samym brzegiem przepaści. Najładniejsze miejsca są na zwieńczeniach wspomnianych baszt; patrząc na nie z dołu, trudno uwierzyć, że bezpiecznie można tam wejść i z góry zobaczyć pionowe gładkie ściany.


 

 Wiszący tor

Janek wyszperał gdzieś informację o nieznanej mi atrakcji Jerzmanic, mianowicie o wiszących torach. Nie mogliśmy ich ominąć, zwłaszcza że są kilkaset ledwie metrów od Kruczych Skał. Tor wisi jeden, nie dwa czy więcej, jak sugeruje pisownia, ale wrażenie robi. Na odcinku kilkudziesięciu metrów tor biegł kilka metrów od brzegu Kaczawy i tyleż nad lustrem wody, a że było to na zakręcie, woda podmywała skarpę i teraz bezpośrednio pod nim jest brzeg rzeki. Faktycznie wisi, a nie spada, bo jest połączony śrubami z torami nadal podpartymi. Warto zobaczyć szyny na tle wody i bezradnie wiszące podkłady kolejowe, które przecież zawsze leżą na kamieniach nasypu. Ileż ziemi i skał woda musiała zabrać, by te tory zawisły w powietrzu!



 Przy okazji drobna uwaga o pisowni: oglądaliśmy wiszący tor, ale jeśli przyjmie się, że te słowa są nazwą atrakcji, będzie mowa o Wiszącym Torze. Może nawet o Wiszących Torach, bo liczba mnoga lepiej tutaj brzmi i więcej obiecuje.

 Tuż obok jest stary, stalowy, nitowany – co świadczy o wieku obiektu – most na Kaczawą. Ma pewnie ze sto lat, a nie znalazłem (specjalnie szukałem!) na nim rdzy ani pęknięć. Zrobiony był ze stali, jaką teraz rzadko się stosuje. Niestety, po przesunięciu koryta rzeki woda podmywa murowany przyczółek mostu, widać jego spękania. Być może wkrótce będą tutaj dwie atrakcje: do wiszącego toru dołączy leżący most. A może tak: Wiszące Tory i Zatopione Mosty?

Góra Szubieniczna

Chciałem odwiedzić, a Jankowi pokazać, pewne ładne miejsce w pobliżu wioski, ale było już zbyt późno, poszliśmy więc na bliższą Górę Szubieniczną. Nazywanie górą tego niewielkiego wzgórka jest oczywiście na wyrost, ale nie czepiam się, ponieważ widoki ze szczytu są ładne. Nie pochwalę się zdjęciami, bo wyszły tak sobie, czyli byle jak. Liczne odległe góry widziałem dość dobrze na tle horyzontu, ale aparat ich nie dostrzegał. Janek złapał mnie w obiektywie kiedy wchodziłem na szczyt wzniesienia.


 

 Właśnie tam widzieliśmy i słyszeliśmy skowronki! Od Janka dowiedziałem się, że jeszcze nie mają zajętych rewirów i czekają na swoje partnerki, dlatego nie śpiewają całych swoich pieśni – tak charakterystycznych, pięknych i jednoznacznie kojarzących się z wiosną i polami – a chyba tylko trenują przed zalotami. Niech znajdą swoje panie i wspólnie wyprowadzą udane lęgi!

Obrazki ze szlaku

 Według opisu ta betonowa tojka jest schronem strzałowym w kamieniołomie, czyli miejscem, do którego chował się pracownik detonujący materiały wybuchowe kruszące skały, a pierwotnie była schronem dla wojskowego strażnika.

 Łubin. Ta roślina w wyjątkowo malowniczy sposób trzyma krople wody; jakby nie chciała się zamoczyć.

 Głowy za identyfikację gatunku nie dam, ale przypuszczam, że jest to magnolia. Szykuje się do kwitnienia.

 Nad Kaczawą, przy wiszącym torze, znaleźliśmy śnieżyce.


 Bambus tutaj? Tak pomyślałem widząc to miejsce. Pewna strona internetowa, czy raczej komputer na tej stronie, orzekł, że najprawdopodobniej jest to rdestowiec ostrokończysty.

Trasy na Pogórzu Kaczawskim:

1. Nieczynny kamieniołom bazaltu na Wilkołaku pod Złotoryją.

2. Krucze Skały w Jerzmanicach Zdroju

3. Wiszący tor.

4. Góra Szubieniczna pod Jerzmanicami.

Statystyka: nie włączałem rejestratora, szacunkowo łączna długość tras wyniosła 10 -12 km, ale wałęsaliśmy się calutkie 10 godzin, oczywiście z licznymi przerwami.



















6 komentarzy:

  1. Betonowa tojka wygląda jak jakiś uśmiechnięty przybysz z zaświatów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, pewne podobieństwo jest. Janku, wymyśliłem dla tej konstrukcji zastosowanie medyczne. Otóż jeśli ktoś wytrzyma w środku po zamknięciu drzwiczek przez godzinę, to znaczy, że nie ma klaustrofobii, więc dalsze badania w tym kierunku nie są potrzebne.

      Usuń
  2. Srebrne barierki zniszczą każdą atrakcję natury, są obce na tych skałkach, tyle lat nikt ich nie potrzebował, ale teraz bezpieczeństwo nade wszystko, coby nikt urzędnikowi nie zarzucił zaniedbania. Już kwitnie podbiał? czas na zbieranie kwiatków rozkwitłych, będzie na zimę syrop tymianek-podbiał, bardzo dobry na kaszel. Kiedyś nasz Wiar zaszalał, zabrał przyczółki mostu, tak, że sam most stał na środku wezbranej rzeki, żywioł jest nieobliczalny. Ładne skały, ciekawe, a jeszcze ciekawsze nazwy:-) Rdestowiec to inwazja, ale bardzo lubią go pszczoły; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się do niewiedzy: nie wiem, jak wygląda żywy rdestowiec vel bambus, ale postaram się to zmienić.
      Na wspomnianej wystawie wiele jest ładnych skał, zdjęcia nie oddają ich wyglądu. Ktoś miał dobry pomysł.
      Barierki i tabliczki muszą być, Mario, i oboje wiemy dlaczego, jak myślę. Bo jakiś gamoń po sturlaniu się po nasypie mógłby podać właściciela terenu (tutaj pewnie miasto) do sądu żądając odszkodowania. Bo przecież skąd miał wiedzieć, że wchodząc na kamienistą stromiznę można zrobić sobie kuku, skoro nikt mu nie powiedział, nie uprzedził, nie pomyślał za niego, więc trzeba płacić. No i zapłacono za zabezpieczenia. Paranoja.
      Mario, przypomniała mi się rozmowa sprzed kilku lat. W Poznaniu miałem okazję poznać pracownika miejskiego zakładu zajmującego się zielenią. Zapytany, opowiedział mi parę ciekawych zdarzeń, jedno zapamiętałem. Otóż zadzwoniła do firmy kobieta z pretensjami, ponieważ w jednym z parków miejskich rozłożyła koc i… pogryzły ją mrówki.
      Witamy w XXI wieku!

      Usuń
  3. Dziesięć godzin wędrówki nawet z przerwami to zacna liczba. Wybacz ale ja takich wiadomości nie posiadam, trudno mi nawet przeczytać bez błędu a co dopiero zapamiętać. Kiedyś będąc na wycieczce w Niemczech oglądałam zamek, Stolpen Castle gdzie wykorzystana jest skała bazaltowa. Podobno w mieście Stolpen jest wydrążona w skale bazaltowej najgłębsza studnia. Jak to sprytnie można wykorzystać infrastrukturę z dawnych czasów jako ciekawostkę turystyczną. Jednocześnie pokazując siłę niszczycielską wody. Pouczająca wędrówka. Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleksandro, z czasem w takie dni jest dziwnie. Z rana wydaje się go dużo, nawet pojawia się w głowie obawa o jego wypełnienie, a w chwilę później okazuje się, że jest pora obiadowa i trzeba kierować się w stronę samochodu.
      Fragment o powtarzaniu przeze mnie szczegółów budowy skał był dowcipem; tak naprawdę to nawet przepisać słowa ze zdjęcia było mi trudno. Geologia jest interesująca, ale na podstawowym, zupełnie amatorskim poziomie, bo nieco wyżej ta wiedza nadziana jest ogromną ilością fachowych słów.
      Pomysł reklamowania się miejscowości przy pomocy takich miejsc jak nieczynny kamieniołom czy wiszący tor i ja uważam za dobry. Na ulicy rozmawialiśmy chwilę z parą turystów, powiedzieli nam, że też byli przy tym torze.

      Usuń