210624
Czerwiec jest wyjątkowym miesiącem nie tylko z powodu pełni kwitnienia na łąkach i nie tylko z powodu najdłuższych dni roku. Jego wyjątkowość tkwi także w aurze i kalendarzu. Prawdziwie letni to już czas, ale upływ tych dni nie narusza zasobów lata, skoro formalnie zaczyna się dopiero po dwudziestym. Mijają letnie dni, a lato jeszcze się nie zaczęło! – tak postrzegam czerwcowe dni. Na przełomie czerwca i lipca zmienia się moje odczuwanie: już nie mogę ukryć przed sobą ubywania lata, ale wtedy z lubością liczę, jak wiele jeszcze słonecznych dni przede mną.
Na pierwszą wędrówkę tegorocznego sudeckiego urlopu wybrałem rozległe pola i liczne wzgórki między Nowymi a Starymi Rochowicami w Górach Kaczawskich. Oczywiście byłem tam, i to nie raz, ale od dawna moje wyjazdy w te góry są przede wszystkim powrotami. Zwykle jednak przypominam sobie zapomniane zakątki a i nierzadko poznaję nowe. Tak też było i dzisiaj. Szedłem znaną mi drogą, ale dla odmiany skręciłem w jedną z takich, które zwykle wiodą na najbliższe pole i na nim się kończą; poszedłem dowiedzieć się, co zobaczę za garbem. Droga pnąca się po zboczu doprowadziła mnie na brzeg jasnego lasu. Dęby wychylały długie konary ku słońcu, pod nimi pachniała niezachwaszczona łąka z licznymi kwiatami. Już tyle wystarczy, by miejsce uznać za ładne, a tam jest jeszcze rozległy widok: bliskie wzgórki kaczawskie, nieco dalsze wałbrzyskie, a na tle nieba zarysy Ślęży i Gór Sowich. Sprawdzałem na mapie, widziałem te góry z odległości 45-50 km. Do dzisiaj nieznane miejsce, a zdawałoby się, że dobrze znam okoliczne dróżki.
Dwie wioski, między którymi się kręciłem, są parę kilometrów od Bolkowa, mojej bazy wypadowej. W pobliżu tego starego piastowskiego miasteczka poprowadzono nową trasę dla pieszych turystów i nazwaną ją „Szlak Wapienników”. Jej bieg wyznaczył ktoś, kto dobrze zna okolicę, ponieważ prowadzi do miejsc, które i ja uznałem (w czasie poprzednich wędrówek) za ładne. Kilka z nich odwiedziłem:
Zbójecki Kamień – niewielka grupa starych skał ukryta w lasku. Szlak biegnie opodal, drogowskazu nie ma, więc łatwo miejsce ominąć. Patrząc na skały można odnieść wrażenie coraz mocniejszego ich przyciskania do ziemi przez rośliny.
Zaklęte Wyrobisko – jeden z bardzo licznych starych kamieniołomów ukrytych w lesie, a wiedzie do niego jedynie słabo widoczna ścieżka. Nie udało mi się zrobić zdjęcia dobrze oddającego obraz tej ciemnej dziury w ziemi, więc wierzcie mi na słowo: warto zobaczyć to miejsce, bo faktycznie wydaje się być zaklęte.
Józkowa Góra. Niewielkie wypiętrzenie na długich zboczach wzgórz. Kiedyś zarośnięte było głogami i różami, teraz wchodzi się ścieżką wysypaną drobnymi kamykami, a na szczycie znajduje platformę, stoły, ławy. Są też drewniane leżaki; widząc je, od razu pomyślałem o sierpniowym oglądaniu perseid. Ze szczytu ma się rozległy widok na kaczawskie pagóry, na ciemniejące w oddali liczne szczyty wałbrzyskie z wyraźnie widocznymi Trójgarbem i Chełmcem, na rozległy i odległy masyw Gór Sowich.
U podnóża tej górki rósł bardzo rozłożysty głóg, jeden z największych jakie widziałem; niewiele z niego zostawiono. Czy aby na pewno przeszkadzał?
Storczykowy Kamieniołom znam od lat, chociaż dopiero teraz poznałem jego nazwę. Kojarzy mi się przede wszystkim ze starym znajomym: ogromnym bukiem rosnącym przy wejściu do wyrobiska. Widzieliście aż tak duże i tak splątane korzenie? W takich miejscach, na odsłoniętych i nasłonecznionych skałach, lubią pojawiać się rzadkie gatunki zwierząt i roślin. Informuje o tym tablica.
Może to jest lilia złotogłów? – roślina będąca obiektem westchnień miłośników flory. Trochę podobna.
Rochowicka Skała – grupa skalna podobna do Zbójeckiego Kamienia. Wrażenie też podobne: oto twarde, odporne i wieczne, zdawałoby się, skały powoli poddają się delikatnym i krótko żyjącym roślinom. Warto zwrócić uwagę na wielką uporczywość (może nawet pasowałoby użyć słowa determinacja) roślin w ciągle na nowo podejmowanych próbach życia w skrajnie trudnych warunkach, dosłownie na skałach. Hekatomba ich ofiar nie idzie na marne: próchno żywi następne pokolenia zasiedlające poszerzone szczeliny. Kiedyś te skały znikną przykryte roślinnością, zostanie po nich jedynie wzgórek, a z biegiem tysiącleci i on będzie malał aż nie zostanie nawet śladu po skałach gór nazywanych Kaczawskimi.
Schodząc do wioski obejrzałem się i wzrokiem ogarnąłem rozległą przestrzeń. Czy byłem na tamtym wzgórzu? Chyba nie... Dlaczego nie? Wrócić się? Może los będzie łaskawy i da mi wrócić jeszcze nie raz.
Obrazki ze szlaku
Pierwsza odmienność: kamieniste polne drogi. Na Roztoczu jest ich niewiele, w zachodniej części jeszcze mniej, a jeśli są, to tylko z opoką, białym kamieniem tej krainy. Tutaj trudno znaleźć drogę bez kamieni.
Ta pochylona czereśnia jakby czekała na mnie chcąc poczęstować swoimi owocami. Poczęstunek oczywiście przyjąłem.
Na pewno czekała róża z ostatnimi kwiatami.
Wiadukt kolejowy w Starych Rochowicach. Kiedyś przejeżdżały nim pociągi, teraz rośnie las.
Las nad wioskową ulicą.
Ambona na drzewie. Nic ciekawego? Owszem, a nawet niezbyt ładnego, ale spotkałem tam kogoś... Zaczynając od początku: trzy lata temu, będąc tutaj w lecie, siedziałem na tej ambonie. Pod drzewo podszedł koziołek sarny, nie widział mnie, patrzyłem na niego z odległości paru metrów, a gdy w końcu zorientował się, że nie jest sam, pobiegł w szaleńczych skokach przez zboże. Podchodząc dzisiaj do ambony wspomniałem tamto spotkanie i w chwilę później... mignęły mi rożki koziołka uciekającego w panice. Czyżby tego samego?
Na polnej drodze w pobliżu wioski zobaczyłem coś ciemnego i nienaturalnie prostego. Jak się okazało, były to dwie szyny kolejowe; dalszy ich ciąg ginął w zaroślach. Kiedyś poświęcono mnóstwo pracy na zbudowanie tej linii kolejowej, a teraz zarasta, niepotrzebna i zapomniana. Szkoda.
Ruiny pałacu w Starych Rochowicach. Tak, tak, przecież wiem, co tu się działo w pierwszych powojennych latach, wiem o niechęci władz do śladów niemieckiej przeszłości, o biedzie ówczesnych lat, a teraz o ogromnych kosztach restauracji tych pałaców. Oprócz kosztów odbudowy, należy dodać koszta wykupu okolicznych posesji, ponieważ wiele z nich stoi tuż przy ścianach ruin, a co to za pałac bez parku, z czyimś domem pod oknami sali balowej?… Wiem także o tak dużej ich liczbie w Sudetach, że pomijając już kwestie finansowe, trudno wyobrazić sobie racjonalne ich wykorzystanie. Wiem, tylko szkoda mi tych budowli. Zadbane byłyby perełkami krajobrazu, architektury i historii, a zdecydowana większość już się nie nadaje do remontu. W czasie kilku najbliższych dni widziałem trzy pałace, tylko jeden jest w niezłym stanie technicznym, pozostałe są ruinami.
Jedno z moich znanych, pamiętanych i lubianych miejsc. Na zboczu wzgórza, przy polnej drodze, rośnie jasny i czysty zagajnik. Mijając jego ostatnie drzewa przeżywa się tam zawsze uroczy i zaskakujący efekt nagłego otwarcia dalekiego widoku. Efekt „łał!”. Drobnostka, nic nadzwyczajnego, powie ktoś, i będzie miał rację, ale takie „zwykłe” a przecież ładne miejsca budują nasz osobisty obraz okolicy i nasze wspomnienia.
Prawie wyschnięte źródło Polnego Strumyka. Na dnie ledwie troszkę wody stoi, ale nie ma sił by popłynąć. Nie ma strumienia kiedyś tak uroczego. Nie ma, bądź są znacznie uboższe w wodę, wiele strumyków sudeckich.
Na górze zima, na dole lato.
Kwietna łąka. Nie wiem, po co skręciłem w tamtą drogę, chyba tylko dlatego, że była. Znalazłem przy niej nieużywaną łąkę pełną kwiatów. W internecie dowiedziałem się o celowym urządzaniu takich łąk przy domach, i akurat tej modzie się nie dziwię. W ciągu lat swoich wędrówek i po przejściu tysięcy kilometrów, zauważyłem, że takie łąki nieczęsto się widuje. Potrzebne jest duże nasłonecznienie, uboga sucha ziemia, no i oczywiście spokój.
Moje zdjęcia zubażają jej wygląd. Ilość i różnorodność kwiatów oszałamiała, a na widok motyli pomyślałem, że gdybym był tutaj z Jankiem, trudno byłoby go namówić do dalszej wędrówki. Oto kilka tylko roślin tam rosnących:
Pozłotka kalifornijska – czy na pewno? A jeśli tak, to skąd się ona wzięła na tej zapomnianej łące sudeckiej?
Ślazy. Piszę w liczbie mnogiej, bo nie jeden gatunek tam kwitnie.
Facelia błękitna. Parę dni później widziałem duże pole z tą kwitnącą rośliną, a przy niej ule. Jest miododajna i bywa specjalnie siana przez pszczelarzy.
Chaber driakiewnik.
Goździk, chyba brodaty.
Trasa: między Nowymi a Starymi Rochowicami w Górach Kaczawskich. Odwiedziłem Zbójecki Kamień, Rochowicką Skałę, Storczykowy Kamieniołom i Józkową Górę. Poznałem stary kamieniołom nazwany Zaklętym Wyrobiskiem.
Statystyka: przeszedłem 18 km, na szlaku będąc 12 godzin.
Ciekawe miejsca, tereny pofalowane . Dużo kwiatów. Ciekawie wygląda ten obrośnięty wiadukt, nawet budynek szachulcowy pojawił się. Tu na Dolnym Śląsku, a szczególnie w zachodniej stronie niemal w każdej miejscowości były pałace, dworki a nawet po kilka jak np. w Wojcieszowie. Jak również po dwa kościoły. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWłaśnie: niemal w każdej wsi pałac, a w niektórych parę. Tych w Wojcieszowie nie znam, ale oglądałem pałace w Sokołowcu. Jeden jest wyremontowany i chyba nawet zamieszkały, dwa pozostałe są w kiepskim stanie. No i co zrobić z tak dużą ilością tych budowli? Może lepiej było je sprzedać, niechby za niewielkie pieniądze, pod warunkiem odnowienia, ale trzeba było to robić 20 albo lepiej 30 lat temu. Teraz dla wielu pałaców jest już za późno. Widziałem też ruiny kościołów. Aleksandro, doprowadzano do ruiny piękne budowle tylko dlatego, że świątynia nie należała do katolików. To niezrozumiałe dla mnie. Z mojego punktu widzenia, osoby religijnie obojętnej, dogmatyczne różnice nie powinny mieć żadnego znaczenia skoro wierzą w tego samego Boga – a mają ogromne.
UsuńW rezultacie porządnie i pięknie wykonane świątynie, które do dzisiaj mogłyby cieszyć zmysł estetyczny i służyć ludziom, rozpadają się, jak ten oglądany przeze mnie kościół w Twardocicach na Pogórzu Kaczawskim:
https://www.pielgrzymka.biz/asp/pl_start.asp?typ=14&sub=1&subsub=138&menu=147&strona=1