Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

środa, 20 sierpnia 2025

Cztery dni na Roztoczu II

 

Barwa pełni lata.

Obrazki ze szlaku

Rośliny

 


Kwiaty późnego lata. Widać inwazję przymiotna białego i kanadyjskiego oraz nawłoci, czyli roślin obcych, przywleczonych do nas z Ameryki Północnej. Z rodzimych gatunków dużo widuję bylicy, czasami sięgającej sporo ponad głowę, krwawnika i trzcinnika. \

 




Nieuprawiane pola natychmiast przejmowane są przez te rośliny.


 Puchaty ostrożeń gotowy do wypuszczenia w świat tysięcy swoich nasion.

 Barszcz zwyczajny (prawdopodobnie).

 Jadłem owoce aronii, w ściślej wysysałem z nich sok. Dobrze gasi pragnienie. Szkoda mi tych dobrych, pożytecznych a niechcianych darów natury.

 Plantacja orzechów laskowych.

 Grab omalże zrośnięty z klonem. Jak im jest ze sobą?

 Czuprynki kukurydzy.

 Prawdopodobnie ostatni w tym roku kwiat dzikiej róży.

 Wiszące drzewo – kiedyś, gdy zobaczyłem je po raz pierwszy, tak o nim pomyślałem: widać koronę, pnia nie ma. Pojawia się, ukryty, dopiero gdy podejdzie się pod drzewo.

 Niezapominajki na ściernisku. Kwiatuszki jak łepek zapałki, ale jak to niezapominajki mają płatki błękitne jak niebo i żółte oczko.

 A tutaj na innym ściernisku kurzyślad i zawsze cieszący moje oczy łyszczec.

 


Trzcinnik, (trawa?) sięgająca głowy, często rosnąca na miedzach.


Ten spóźniony len dopiero kończy kwitnienie, a na innym polu leży już wyrwany z korzeniami i czeka na zbiór.

 Pięknie wyglądający słonecznik w świetle późnego popołudnia. Jego nazwa angielska bardziej mi się podoba: można ją tłumaczyć jako słoneczny kwiat.


Kolczurka  klapkowana, kolejny gatunek przywleczony do nas, chociaż przyznać trzeba, że ładny.

Kolczurka i nawłoć, amerykańskie ziomki na polskiej ziemi.



 W odwiedzinach u znajomych brzóz.

 


A tutaj inna moja znajoma.

 Nawłoć i pszczoła. Jeden z ostatnich pożytków dla pszczół, więc pracują intensywnie. Lubię miód, jem go dużo, ale… szkoda mi pszczół. Wykorzystujemy je bardzo. Zresztą, nie tylko pszczoły. Można jednak bronić nas. Wszak dajemy im domy, czyli ule, dokarmiamy w czasie deszczowej i zimnej wiosny, podwozimy tam, gdzie mają pożytek. Tak jest, ale nie do końca przekonują mnie te argumenty.

 Czereśnia najdziwniejsza z widzianych. Zielone, proste drzewko wyrasta z pokręconego, leżącego konaru, który paroma włóknami trzyma się, mocno przełamany, starego pnia.


 Nie wiem, jaka to roślina; nie wie też strona, z której pomocy korzystam. Proszę o zidentyfikowanie. Jeśli miałbym strzelać, powiedziałbym, że to groch.

Różności

 


Z reguły trudno jest zejść na dno roztoczańskich dołów, brzegi najczęściej są urwiste i dodatkowo bronione zwartymi ścianami zarośli. Jeśli jeszcze są zasypane obciętymi gałęziami, a w ten sposób rolnicy pozbywają się gałęzi z podcinanych drzew rosnących na miedzach, zejście staje się praktycznie niemożliwe.

 Jabłka wyrzucone w kąt działki. Kiedyś zjadły je świnie, teraz ekologiczniej jest zmarnować owoce.

 Wieżę widokową stojącą w pobliżu Hoszni Ordynackiej rozebrano. Faktycznie, była w kiepskim stanie technicznym. Mam nadzieję na postawienie nowej, bo miejsce jest bardzo widokowe.

 Nowa betonowa droga dojazdowa na pola, a jeszcze rok temu była tam gruntowa. Dużo przybyło takich dróg w czasie ostatnich kilku lat. Nie są tak malownicze jak tradycyjne, ale bardzo ułatwiają dojazd na pola ciężkimi maszynami.

 Czereśnie leżące na drodze. Szkoda tych zmarnowanych owoców. Jadłem ich dużo, ale przecież nie mogłem zjeść wszystkich!

 

 
Czyje to mieszkanie? Czy nie lisa?

 

Pochyłe pole. Jak je uprawiać? Zwracam uwagę na brak ścierniska pod drzewami. Albo pole nie było tam obsiane, albo, co bardziej pewne, zostało zbuchtowane przez dziki szukające żołędzi.

 W tym miejscu widziałem metrowy pas niezebranego przez kombajn zboża. Kierujący nim człowiek skręcił ciężką przecież maszyną aby nie jechać zbyt blisko urwiska.


 W pewnym zakątku poszedłem drogą dalej niż doszedłem będąc tam wcześniej, i poznałem jej ładny dalszy bieg: jest zielona i równa, biegnie skrajem pól i lasu. Spacerowa, rekreacyjna dróżka.



 Wielkie pole, oczywiście jak na standardy roztoczańskie; oszacowałem jego wielkość na 6 ha. Pierwszy raz byłem tam chyba dwa lata temu, szedłem tą ładną drogą wiodącą u stóp wzgórza, na szczyt którego sięga pole, dzisiaj po raz drugi patrzyłem na nie z upodobaniem. Jest ładne swoim biegiem po zboczu, falistością łagodnych linii, zapewne też przestrzenią, rozmachem rzadko widywanym na Roztoczu.

 Chciałem zrobić zdjęcia jaskółkom latającym nad wodą, ale nie udało się; zdjęcie zostawiłem, bo mi się spodobało. Chociaż jeśli się dobrze przyjrzeć, widać dwie jaskółki w lewej części zdjęcia, na tle wody.

 

Parę godzin później obserwowałem jaskółki latające na kukurydzą, co mnie zdziwiło; dlaczego akurat tam? Ledwie kilka ostatnich udało mi złapać w kadrze, nim i one oddaliły się, chyba z mojego powodu.

 Sieć rowków na polu utworzona spływem wody deszczowej. Jak widać, woda porywa nie tylko glebę, ale i uprawiane rośliny.



 Kolory późnego popołudnia.


 Jakże już wczesny zachód słońca! Czy nie dałoby się zatrzymać skracania się dnia?Wyjechałem widząc przed sobą zachodzące słońce. Wykorzystałem cały dzień.

Trasy: zachodnie Roztocze, kilkanaście kilometrów na północy zachód od Szczebrzeszyna.

Statystyka czterech dni: na polach byłem 47 godzin, czyli prawie 12 godzin dziennie, a przeszedłem łącznie 77 km.


 










































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz