290725
Miało być słońce i trochę chmur, były chmury a słońce pokazało się dwa razy na parę minut. Prognozowanie pogody na jutrzejszy dzień okazuje się być trudniejsze od przewidywania zmian klimatu na 20 lat w przód, których spece od aury są pewni z dokładnością sięgającą nawet ułamków stopnia.
Byłem w pobliży wsi Pasieka, w miejscach znanych i lubianych. Pola biegną tam falami po wyraźnych pagórkach o krótkich zboczach, zdobione drzewami na wyraźnych miedzach i małymi zagajnikami. Jest tam miejsce szczególnie urokliwe, a nieczęsto widywane na Roztoczu i tylko w zachodniej części tej krainy. To mała dolinka, właściwie kotlina, w której zbiegają się z różnych stron zbocza pagórów. Ponieważ są one podzielone miedzami na wąskie poletka z różnymi uprawami, a więc i o różnych kolorach, tworzy się wielobarwny obraz. Dzięki swojej trójwymiarowości nie jest statyczny, a zmienia się z każdym niemal krokiem. Pola, drogi i zbocza znikają za wyrosłym grzbietem, którego przed chwilą jeszcze nie było widać, a pojawiają się inne, dotychczas ukryte. Zmieniają się wysokości i kąty nachylenia pól: zbocze widoczne ze szczytu pagóra po drugiej stronie kotlinki wydaje się strome i pokaźne, a po zejściu na dno przysiada, maleje, zapraszając do wejścia na nie. Z każdego miejsca widok jest inny, a i barwy zmieniają się nie tylko w rytm pór roku, ale i w ciągu dnia, zależne od światła. Takie miejsca nie tyle się ogląda, co kontempluje.
O nowym gatunku lasu
Swoje istnienie zaczyna po zasadzeniu przez ludzi. Rośnie w równych rzędach, zadbany, docinany, odchwaszczany i owocujący. Właśnie dla owoców człowiek zadawał sobie tyle trudu. Jednak przyszły lata, w którym nikt nie chciał ich owoców albo nie było komu je zbierać, wtedy człowiek zniknął a krzewy pozostawione same sobie rozrastały się wzwyż i wszerz, gęstniały, zarastały chwastami. Po paru latach pojawiły się wiatrem zasiane drzewka, głównie brzozy, sosny i wierzby. Uporządkowana plantacja zamieniała się w dziki gąszcz, polską dżunglę, w nowy gatunek lasu. Przejście przez niego jest skrajnie trudne, a możliwe tylko po znalezieniu dawnych przerw między rzędami krzewów. Kiedyś, za ludzkich czasów, te przejścia były szerokie i wysokie, wygodne do przejścia i przejazdu, teraz zanikają albo są wąskie, z wolną przestrzenią sięgającą ledwie metra wysokości, i nierzadko zabarykadowane wyrosłymi drzewami. Każdy wolny skrawek ziemi bierze w posiadanie nawłoć, czasami pokrzywy. Nachylenie się pomagające w przejściu pod splątanymi gałęziami skutkuje czasami zanurkowaniem twarzą w zielsku. Czapkę lepiej zdjąć z głowy bo długo się nie utrzyma na swoim miejscu; nagie ramiona i nogi będą podrapane lub poparzone, więc najlepiej założyć kurtkę z kapturem i szczelnie ją zapiąć. Bywa, że brzeg tego lasu staje się oczekiwanym wybawieniem, nawet jeśli wyjdzie się na błotnistą drogę, co zdarzyło mi się dzisiaj.
Takie są lasy aroniowe rosnące na Roztoczu.
Czasami gruntowe drogi są zaorywane i zasiewane; bywa tak w miejscach, w których pole jednego właściciela przecina droga. Wtedy łatwiej i szybciej jest obsiać drogę niż podnosić na chwilę sprzęt podwieszony do ciągnika i trzy metry dalej ponownie zmieniać ustawienie. Bywa też, że zasiew sięga samego skraju drogi albo częściowo na nią wchodzi. Efekty są widoczne na zdjęciach poniżej: przejeżdżające maszyny przygniatają zboże, a ziarno leży na ziemi.
Patrzę na takie miejsca z… trudno mi nazwać swoje odczucia. Przeważają w nich smutek, bunt i trochę żalu. Kilogram ziarna kosztuje około 70 groszy, więc nie o straty finansowe chodzi. Obawiam się zmian prowadzących do zatarcia naszych tradycji i kultury. Nie bez powodu w naszym języku słowa „żyto” i „życie” oraz „pole” i „Polska” są podobne – wywodzą się z jednego źródła, bo dla naszych przodków, a byli oni rolnikami, ziarno żyta zbieranego z pola oznaczało życie. Nie o powrocie do tamtych czasów myślę, nie. Za niepokojącą mam dzisiejszą niewiedzę młodych ludzi o pochodzeniu artykułów spożywczych branych przez nich ze sklepowej półki i ilości pracy potrzebnej do ich uzyskania. Są i inne, głębsze a mniej oczywiste, skutki zatracenia naszej wiedzy i związków z polami i szerzej – z naturą. Ten związek tworzył i kształtował społeczności Polaków, ponieważ natura i praca na roli były źródłem norm i zwyczajów, a i w znacznej mierze kształtowały nasz język. Natura była surowym sędzią, ale i matką – wymagającą, często niepojętą, ale dającą życie i siły. Tak, siły, ponieważ trudności i braki ludzi mobilizują, długotrwały dobrobyt i stabilizacja rozleniwiają, pozbawiają zaradności i w końcu prowadzą do wynaturzeń.
Oddaliliśmy się od naszych źródeł, a myślę, że to, co stare i pierwotne nadal ma nam wiele do zaoferowania, zwłaszcza dla coraz słabszych psychicznie młodych ludzi.
Moje chwile zadumy nad wgniecionymi w ziemię kłosami były wypełnione myślami, nie, inaczej: samymi odczuciami obywającymi się bez słów. Były w nim także wspomnienia dawnych wakacji, gdy moja pomoc przy żniwach, wtedy skrajnie odmiennych od współczesnych, ukształtowała mój stosunek do pracy, pól i ziarna. Do tych drobnych nasion, w których zaklęte jest życie w sensie symbolicznym i dosłownym.
Kiedy w końcu podniosłem głowę i poszedłem dalej, myśli nadal krążyły nad polami.
Nasza obecna psychiczna słabość, dziwaczne ideologie nas trapiące, mają wiele przyczyn; myślę, że jedną z nich jest odejście od natury, w tym także od naszych jakże polskich pól.
Ileż wydatków musi być teraz poniesionych, ileż zabiegów wykonanych, aby ludzie, zwłaszcza młodzi, uznali, że dobrze spędzili wolny czas! A można inaczej: bez wyrafinowanej techniki i usług, bez licznych zabiegów wymagających pieniędzy, wystarczy zwykły ubiór, trochę masywniejsze buty, coś do zjedzenia w plecaku i... oczy szeroko otwarte. Tylko tyle, a dla wielu aż tyle.
Obrazki ze szlaku
Proso kiedyś uprawiane było często, dzisiaj dużo rzadziej, a szkoda, bo jak czytam, jest wartościową rośliną.
Ładne miejsce pod brzozami. Mam nadzieję wrócić tam i ponownie usiąść pod długimi, wiotkimi ramionami brzóz.
Słonecznik i pszczoły.
Słonecznik, zboże i dal.
Kwitną wrotycz i nawłoć. Nie za wcześnie? Wszak to jesienne kwiaty.
Domy Pasieki, małej rolniczej wioski, a wydawać by się mogło, że to podmiejska dzielnica.
Wbrew spodziewaniu czereśnie jadłem jeszcze raz. Gwiazdnice też jeszcze nie przeminęły, mniej ich widzę, ale są, nadal kwitną i cieszą.
Marchew i porzeczki, zaskakujące zestawienie.
Miejsce ćwiczeń w Pasiece. Ile te urządzenia kosztowały i ile osób z nich korzysta? Niewątpliwie zbudowane za pieniądze z Unii, ale czy wydane zostały najwłaściwiej?
Martwe i żywe, stare i nowe.
Trasa: pola i drogi wokół wsi Pasieka na zachodnim Roztoczu.
Statystyka: w drodze będąc 11,5 godziny przeszedłem 16,5 km.
Gdy spytasz dzisiejszą młodzież co to są jagły, czyli kasza jaglana i skąd się bierze - to zrobią okrągłe oczy. A kasza jaglana i kasza gryczana to najstarsze nasze rodzime kasze. Kasza jaglana - to tylko ziarna prosa. Kasza jaglana zawiera dużo witaminy E i lecytyny które skutecznie wpływają na pamięć i te elementy są zalecane dla maturzystów i studentów przed egzaminami.
OdpowiedzUsuńMoja mama słomę prosa nazywała prosianką, z której sporządzała pędzle do bielenia wapnem naszego obejścia: obór chlewików i kurników. Do bielenia wnętrza mieszkania dodawała w niewielkiej ilości sinkę - czyli ultramarynę, która nadawała jasny, lekko błękitny kolor wnętrzu.
Lekko niebieski kolor ścian w domu pamiętam, babcia też dodawała ultramaryny do wapna.
UsuńMałe dzieci nie mogą zrozumieć braku pieniędzy, one myślą, że pieniądze bierze się po prostu w bankomatu. Maszyna je wypluwa i są! Podobnie myślą teraz nastolatkowie o wielu produktach spożywczych, a młodzi dorośli wiedzą niewiele więcej. Śmieszne to, żałosne i niebezpieczne.
Nieznajomość starszych słów jest powszechna, ale młodzi jednocześnie wskazują na naszą nieznajomość ich słów, z reguły wziętych z angielskiego. Kilka dni temu poprosiłem w kawiarni o kawę i usłyszałem pytanie, jaka ona może być, lista miała chyba 6 pozycji. W większości te słowa nic mi nie mówiły, więc powiedziałem, że chcę normalną kawę.
– A, to pan chce americano! – kelnerkę olśniło.
No i powstaje symetria: oni tak samą oceniają naszą nieznajomość słów jak my ich. Oni w nosie mają, z czego się robi kaszę jaglaną, ja w nosie mam te ich amerykano!
W ten sposób odwiecznej tradycji różnic pokoleniowych stało się zadość.