Stałem
tam, gdzie umówiliśmy się: przy młynie, trzydziestometrowym kole widokowej
karuzeli. Zobaczyłem ją pierwszy, myszkowała wzrokiem wokół, a gdy nasze
spojrzenia spotkały się, uśmiechnęliśmy się do siebie. Po chwili witałem się ze
znajomymi blogerkami: Anną, Chudą i Gui. Do dzisiaj osobiście znałem tylko Annę i Gui. Byłem jeszcze w pracy, w roboczych ciuchach, z kieszeni portek
wystawały mi przewody miernika, więc tylko dałem moim gościom bilety,
ustaliliśmy czas spotkania już po pracy, i wróciłem do swoich zajęć. Ach, nie!:
odebrałem prezent w postaci dwóch dań kuchni Ani. Pierwsze zjadłem już po
godzinie, na kolację, a jakież było moje zaskoczenie, gdy otworzyłem pojemnik z
makaronem do zupy owocowej!: był przystrojony niebieskimi płatkami kwiatów.
Poczułem się tak, jakbym był w jakiejś orientalnej restauracji. Drugie danie,
leczo przyprawione tajemniczymi dodatkami, dla mnie bardzo oryginalnymi i
smacznymi, znikło już nazajutrz. Jakże miłą była ta odmiana po wędlinie
podawanej na kolację codziennie, miesiącami całymi, w firmowej kuchni. Anna
bardzo mnie ujęła pamięcią, ponieważ obiecała przywieść mi coś do
połasuchowania ze swojej kuchni kilka miesięcy temu, w czasie naszego zimowego
spotkania w górach, w Gierczynie, na drugim końcu Polski.
Miałem
i ja przygotowany prezent dla Ani: możliwość zajęcia miejsca w fotelu scanii
164 top line (największej maszyny rodem ze szwedzkiej Scanii), oraz w renault
magnum, francuskiej ciężarówce mającej największą kabinę ze wszystkich
spotykanych w Polsce marek tirów. Kruszynce udało się wdrapać do kabiny, a gdy
usiadła w fotelu i położyła dłonie na kierownicy, uśmiechnąłem się: mrówka i słoń.
Chuda zrobiła mamie zdjęcia, może dostanę kopie? Zamieściłbym je tutaj, pod
tekstem. Do magnum wsiada się inaczej niż do scanii, wszedłem więc pierwszy do
kabiny, pokazując Ani sposób pokonywania przesuniętych stopni, a gdy usiadła w
fotelu, zachęciłem do przekręcenia kluczyka w stacyjce. Nie wiem, czy miała
tremę, chyba trochę tak, skoro po samodzielnym zapaleniu silnika bardzo
oszczędnie go gazowała.
Anna zaproponowała opuszczenie lunaparku dudniącego głośnikami, więc ruszyliśmy na
poszukiwanie spokojnej knajpki z widokiem na morze. Idąc, patrzyłem na panie nie mogąc nadziwić się ich podobieństwu widocznemu mimo różnic w
wyglądzie. Trudno określić mi skąd się brało to wrażenie, ale było wyraźne.
Dodam jeszcze swoje zdumienie pojawiające się we mnie ilekroć uświadamiałem
sobie, iż patrzę na matkę i jej córki: wszak widziałem trzy siostry.
Niekrótki
czas rozmowy przy kawie i ciastach minął mi stanowczo zbyt szybko.
Odprowadziłem moich gości do samochodu, a przy pożegnaniu odebrałem
podziękowanie, które ogrzało mi serducho: każda z pań objęła mnie. Gdy
ramieniem przyciskałem do siebie Annę, przez głowę przeleciała mi myśl: tylko
ostrożnie, bo zgnieciesz tę kruszynkę.
Gdy
ich samochód odjechał, poczułem smutek: do końca sezonu nikt już mnie nie odwiedzi.
Dobrze Krzysztof, że zbyt mocno nie ściskałeś tę kruszynkę. Bowiem łapę masz twardą jak kopyto końskie. Aaa, już Ci to kiedyś powiedziałem.
OdpowiedzUsuńBlisko sada
jabłko pada.
To się Ani spodobało, gdy tak napisałem o podobieństwie.
Pamiętam Twoją reakcję na mój uścisk, pamiętam. Może dlatego, że rzadko mi się zdarza słyszeć o sobie, że jestem silny. Bo nie jestem, może właśnie z wyjątkiem samych dłoni.
UsuńPrzy okazji opowiem o koledze, który tutaj kiedyś pracował. Był umięśnionym bywalcem siłowni, nazywaliśmy go Kuń, ale pisało się jego ksywkę dwoma literami: Qń. Więc gdy Qń witał się ze mną, musiałem mocno, naprawdę mocno napinać mięśnie dłoni, żeby zrównoważyć nacisk żelaznych kleszczy jego wielkiej łapy i nie odczuwać bólu.
Nie dziwię Ci się, Krzysztof. Po odjeździe takiego towarzystwa, też bym odczuwał wielki smutek. Fajnie razem wyglądacie przy stoliku. Szkoda tylko, ktoś trzeci mógł wam zrobić razem. Ale to taki los fotografującego. Robi dużo zdjęć innym, a swoich ma mało. Aaaa. Zauważyłem, ze zdjęcia były robione lustrzanką Nikona. Jeszcze mam bystre oko, co nie?
UsuńZdjęcia fotografującej też są na stronie, której adres podała Anna; na blog wybrałem te, które pasowały do opisu, miały związek z moim tekstem. Janku, nie wiem, jaki Chuda miała aparat, Ty wiesz, że zielony jestem w tych sprawach. Zauważyłem tylko, że był duży, miał wystający obiektyw (chociaż Twój jest chyba większy)i że Chuda bardzo sprawnie, z widoczną swobodą, posługiwała się nim.
UsuńJanku, w tamtej chwili do smutku pożegnania dołączył się smutek końca wakacji nad morzem, niedawny wyjazd mojej rodziny, bliski koniec lata. No i nazbierało się trochę powodów...
Chociaż ostatnie dni przeczą wieściom o bliskim końcu letnich dni. Dzisiejszy był kolejnym cudnym dniem.
Oj, Janku, gamoń ze mnie, nie zrozumiałem. Masz rację, brakuje tam zdjęć całej naszej czwórki.
UsuńA tak przy okazji: czy wiesz, że jesteśmy zaproszeni do Gierczyna?
Eee...tam, Krzysztof. Ty jesteś kumatym facetem. Wiem coś na temat rozstań z osobami, których bardzo się lubi. Ale zawsze żyjemy nadzieją na ponowne spotkanie.
UsuńDziękuję za zaproszenie. Na pewno będę mieć tremę. ale będę się starać pokonać moją nieśmiałość.
Czyli obaj będziemy mieć tremę, ale ona szybko mija w towarzystwie Anny i jej rodziny.
UsuńJa też tak myślę.
UsuńNa zdjęciu wyglądasz na odprężonego i nie widać po Tobie zmęczenia.
No tak myślę, że udało nam się stworzyć atmosferę, która daje poczucie domowego bezpieczeństwa.
UsuńAnno, tak było u Ciebie w gierczyńskim domu. Jestem pod wrażeniem waszych relacji rodzinnych. Moje są nieco inne. Daje się zauważyć na nich ślad mojej skłonności (albo przyzwyczajeń wyniesionych z pracy tutaj) do samotnictwa. No i ta moja wieloletnia delegacja...
UsuńJanku, dni bez przeprowadzek nie są tutaj ciężkie, aczkolwiek dość długie (z reguły dziesięciogodzinne) i przedreptane calutkie, ale skoro pracuje się tak wiele lat… Powiem Ci, że po zatrudnieniu tutaj schudłem bez odchudzania się osiem kilo w parę miesięcy, ale gdy organizm przyzwyczaił się, znowu nabrałem wagi. Dopiero dwa lata temu udało mi się uzyskać moją pożądaną wagę i jak na razie utrzymuję ją.
UsuńNa początku pisałeś o uśmiechu.
UsuńUśmiech to jedyny prezent, którego nie można:
- wyrzucić,
- oddać
- nie przyjąć.
Jedyne co można, to go odwzajemnić.
Bardzo celne spostrzeżenie i ładnie napisane, Janku. Uśmiech ma czarodziejską siłę, zwłaszcza uśmiech kobiety lub dziecka.
UsuńZaraz zaczynam pracę, to ostatnie ciche chwile. A jutro przeprowadzka!
Fakt, uśmiech ma niesamowitą moc. Przekonuję się o niej każdego dnia.
UsuńCzyżbyś sprawdzała siłę kobiecego uśmiechu na mężczyznach, Anno? :-)
UsuńCzasami myślę, że kobietom jest łatwiej w życiu właśnie z powodu działania uśmiechu, ale kiedyś moja kumpela powiedziała coś, co zrobiło na mnie wrażenie: że na kobiety podobnie działają męskie ramiona, w których może się schronić. Czy tak, Anno?
Uprzedziłeś mnie Krzysztofie. Niedawno zgrałam wszystkie zdjęcia z tamtego spotkania i planuję notatkę na blogu, tylko że chce mieć czas, nie pisać reportażu na kolanie, jak w wypadku maratonów, gdzie relacja musi być na gorąco :) Udostępnię Ci cały album ze zdjęciami (tam chyba i filmik jest!), gdy wrzucę do galerii.
OdpowiedzUsuńDla nas to też był miło spędzony czas, dziewczyny świetnie się bawiły :)
Dziękuję, Anno, za obietnicę zdjęć i za miłe słowa. U mnie było inaczej: na początku nie planowałem zamieszczenia opisu spotkania chcąc, aby zostało bardziej prywatne, ale później uznałem, że zamieszczając, może uda mi się wyrazić moją wdzięczność za wasz przyjazd.
Usuńhttps://goo.gl/photos/rAqpmSwqZikBKyaT8
UsuńP.S. WIDZIAŁYŚMY Twój SMUTEK, gdy odjeżdżałyśmy (myślę, że nawet bardziej niż mogło Ci się wydawać...)
UsuńCzy facet potrafi ukryć coś przed kobietami?… :-)
UsuńDziękuję za adres, kilka zdjęć zaraz wkleję pod tekstem.
Schować coś przed kobietą? To niemożliwe, ale w specyficznych zdarzeniach jest wykonalne.
UsuńJanku, gdy panie odjeżdżały, wiedziałem, że stojąc tam wyglądam jak siedem nieszczęść, ale nie jestem z tych, którzy mają się za twardzieli z twarzą pokerzysty, a nawet powiem, że jakaś część mnie jest babska.
UsuńObaj mamy kobiety w domu od wielu lat i dlatego obaj wiemy, że one potrafią w lot zajrzeć do naszego wnętrza (aczkolwiek nie zawsze). Czasami jest ta ich umiejętność fajna i przydatna, czasami… hmm, raczej nie :-)