250317
Z
czasem dzieje się coś dziwnego. Jeśli przynosi niemiłe przeżycia, dzień potrafi
się wlec bez końca niczym nitka smoły, by użyć porównania Gołubiewa,
jednocześnie dni pędzą nieprzytomnie, godziny zamieniając w minuty. Ranek
zbliża się do zmierzchu, po wtorku od razu jest piątek, jesień styka się z
wiosną, a ta jest tylko chwilą rozciągniętą na ramach jednego dnia.
Przecież
pamiętam dobrze: miesiąc temu wyjechałem w góry po raz pierwszy, dwa tygodnie
temu pojechałem do domu, na świąteczny urlop, a wróciłem wczoraj i oto siedzę
wśród toreb i pudełek, w które zbieram drobiazgi niekoniecznie mi użyteczne,
ale potrzebne dla stworzenia namiastki domu. Wziąłem laptopa na podołek i
otworzyłem dopiski czując pieczenie oczu. Sięganie po komputer lub książkę jest
moim odruchem: gdy coś się dzieje we mnie, ucieczka w słowa pomaga mi zrozumieć
siebie, rozładować emocje, ugasić pragnienie czy oddalić smutek. Jutro już mnie
tu nie będzie, opustoszały pokój uśnie na półrocze. Gdy któregoś
październikowego dnia wejdę do niego, zobaczę go zakurzonym i obcym, ale na
drugi dzień, zapełniony mną i moimi rzeczami, na nowo stanie się moim miejscem.
Ale
to dopiero jesienią. Teraz gdziekolwiek spojrzę, widzę znamiona upływu czasu
budzące nostalgiczny smutek. Na ścianie
wisi urocza maleńka laleczka kupiona przed świętami 2015 roku; dodałem takie
figurki do świątecznych prezentów, jedną zostawiając sobie dla jej urody. Biorę
ją w palce i oglądam; jest ładna – myślę – a kurz na wysokim kapelusiku wydaje
się być materialnym przedstawieniem czasu.
Zbieram
książki. W kampingu mało mam miejsca, więc biorę tylko wybrane, a wśród nich
dwie stałe towarzyszki: Raj utracony Miltona i tragedie Ajschylosa. Nie
zaglądam do nich często, ale lubię je mieć przy sobie. Spod dwóch tomów
encyklopedii sudeckiej wysunęła się pożółkła kartka, na której czytam notatki
sprzed kilku laty; odkładam ten niepotrzebny papier jak coś cennego. Otwieram
pudełko z wkładkami do butów, szukam wśród nich skórzanych, które zabiorę ze
sobą dla ochrony stóp w upalne dni; wiele z tych wkładek robiłem sam, a gdy
patrzę na nie, wraca miniony czas, droższy i lepszy niż wtedy, gdy przemijał.
Ta
cecha naszego ducha budzi we mnie dwa różne odczucia: jest cenna wyzłacając
minione lata i chwile, ale miewam też żal do niej o to spóźnione docenianie
mojego czasu.
Przez
chwilę wybieram parę butów górskich do zabrania, ale mógłbym to robić godzinę
albo i cały wieczór, dotykając skóry, wąchając ją, wodząc palcami po szwach i
słuchając siebie. Każda ich para ma zdolność przywoływania innych wspomnień,
każda ma swoją historię, o wszystkich mógłbym długo pisać; patrzę na nie i
widzę obrazy tworzone we mnie. Te buty nie tylko budzą wspomnienia, one mają
także zdolność gaszenia mojej tęsknoty, i dlatego zabieram ze sobą jedną ich
parę.
Usiadłem
w fotelu, chwilę wodziłem wzrokiem po zabałaganionym pokoju, ale przymknąłem
oczy słysząc muzykę z kantaty Bacha. Ta jest jedną z moich ulubionych, posłuchajcie jej:
Utwór
jest zapisany w katalogu dzieł Bacha pod numerem BWV 84.
Może
się nie podobać, wiem. Kiedyś taka muzyka i mnie się nie podobała, jednak
później przez ponad rok słuchałem tylko kantat Bacha. Może trzeba się oswoić?
Wsłuchać?
Napiszę
o dzisiejszej mojej chwili, ponieważ jest a’ propos.
Wysiadłem
z ciężarówki i zobaczyłem przy kołach białe drobinki, jakby kwiaty, ale ze
względu na ich małe rozmiary pewności nie miałem. Klęknąłem, zmieniłem okulary,
nachyliłem się i wtedy zobaczyłem… piękno. Po prostu piękno zaklęte w maleńkie
kwiatuszki wiosnówki. Na rozległym trawniku w centrum miasta, o krok od
zakorkowanej ulicy, istnieje inny świat, którego bogactwo można dostrzec tylko
wtedy, gdy nachyli się ku niemu. Z kantatami Bacha może być podobnie, i nie
tylko z nimi.
Jutro
po raz ostatni wstanę o trzeciej, zaparzę kubek mocnej kawy i termos herbaty z
sokiem malinowym, zapakuję plecak i głęboką jeszcze nocą pojadę na południe, w
moje góry. Obiecuję sobie chodzić od świtu do zmierzchu, wykorzystać każdą
minutę tego ostatniego dnia, zmęczyć się na szlaku i w ten sposób oddalić
tęsknotę na dłużej. Wiem, że ona przyjdzie już za kilka dni, ale tyle mogę:
iść. Iść i patrzeć.
Żeby
nie było tylko nostalgicznie, dodam swoją… bezradność.:
Jak
uczynić stronę google stroną startową? Teoretycznie jest to proste, wystarczy
trzy kroki:
„Otwórz
przeglądarkę i wejdź na www.google.com
Przeciągnij
i upuść tę kartę na przycisk strony startowej.
Kliknij
Tak.”
Wkleiłem
tutaj instrukcję skopiowaną ze strony google.
Kilka już razy czytałem tę instrukcję i szukałem
zarówno karty, jak i przycisku, ale ani nie udało mi się znaleźć, ani nie
doszedłem sposobu przeciągnięcia strony na przycisk drugiej. Odnoszę wrażenie,
iż to, co się wyświetlało na ekranie autorowi tych słów, nijak się ma do
zawartości ekranu mojego laptopa. Czy ktoś wie, co to jest przycisk strony
startowej i gdzie go szukać?
... wraca miniony czas, droższy i lepszy niż wtedy, gdy przemijał...
OdpowiedzUsuńjakież to mądre słowa, czy trzeba wieku dojrzałego, żeby to poczuć?
mam tę świadomość, że życie moje osiągnęło już punkt kulminacyjny i teraz to już ... jak po równi pochyłej:-) dlatego żal mi każdego dnia, każdej chwili zmarnotrawionej, chciałabym jeszcze tyle poznać, zobaczyć:-) i czekam na post "o pożegnaniu gór", a w kwestii "bezradności" niestety, nie pomogę, u mnie te sprawy załatwia syn:-)
Nie znałam wiosnówki, aż musiałam sobie zdjęcia wyświetlić:-) chyba nie ma jej u nas.
Mario, nie znam nawet ćwierci roślin znanych przez Ciebie, nie znałem i wiosnówki, ale dzień przed zobaczeniem tych kwiatów, a rośnie ich tam mnóstwo, całe kobierce, czytałem na blogu, który często odwiedzam, post właśnie o wiosnówce. Gdy nachyliłem się nad tymi kwiatuszkami, wydawało mi się, że to właśnie te, których zdjęcia oglądałem na blogu. Wieczorem sprawdziłem: to była wiosnówka. Czytałem, że powszechnie występuje w całej Polsce, tyle że łatwo jej nie zauważyć z powodu jej maleńkości. Także z powodu nieznajomości. Ta cecha jest bardzo wyraźna u mnie, a myślę, że nie jestem wyjątkiem: słabo postrzegam to wszystko, co jest mi nieznane.
UsuńRównia pochyła? Nie, Mario. Nie myśl tak. Po prostu przepołowiłaś życie (chociaż sądząc po paru zdjęciach, jakie widziałem, to chyba nawet nie połowa), ale przecież druga połowa będzie pełniejsza, bardziej świadoma, cenniejsza.
Zacząłem sezon, a to oznacza, że czasu mam mniej. Nawet nie zacząłem opisu ostatniej niedzieli. Wczoraj miałem dwie godzinki wolne, więc dokończyłem ten ostatni tekst. W tej chwili jadę (jako pasażer), wyjazd jest służbowy, wolne będę mieć po godzinie 20, po trzynastu godzinach pracy. Żeby wykorzystać czas, wziąłem w podróż laptopa i teraz na kolanach piszę. Kiepsko mi to wychodzi, bo stary bus trzęsie.
Stary bus się telepie, myśli telepią się również.
UsuńTeż mam pełno drobiazgów, które z biegiem czasu przypominają minione chwile.
OdpowiedzUsuńDojrzały wiek, pozwala dojrzeć wartość minionych chwil.
Dojrzały wiek jest jak dojrzałe wino...
Domyślam sie, że używasz przeglądarki Mozilla Firefox.
W temacie google - zadzwoń, to Ci coś podpowiem.
Tak, mam liska w płomieniach.
UsuńMyślę, że samego wieku mało, potrzebna jest też refleksja, a nie każdego człowieka na nią stać.
Janku, wolałbym, mimo wszystko, pić dojrzałe wino będąc mniej dojrzałym facetem :-)
Zadzwonię, Janku.
Więc pijmy słodkie wino,
Usuńco ma czterdzieści lat.
Kochajmy się w dziewczynie,
tą co ma dwadzieścia lat...
Krzysiu, przycisk strony startowej liska jest u góry, w prawej części jego okna.
To taki rysunek domku. A resztę podam Ci telefonicznie.
Dzięki za pomoc, Janku. Bez Twojej pomocy nie dałbym rady.
UsuńJanku, pisałem do Marii, że skończę pracę po godzinie 20, ale złapaliśmy kapcia, w rezultacie pracę, zaczętą o godzinie 7, skończyłem o 21.30.
Witam w lunaparku.
Cieszę się, że moja pomoc się przydała. Lubię pomagać będącym w potrzebie.
Usuń...Dwadzieścia lat dziewczyna,
to pęki białych róż...
Jejku, Janie, w jakim Ty jesteś nastroju:-) wiosna działa cuda:-)
UsuńPrawda?
UsuńMówią, że mężczyzną jest się niezależnie od wieku.
Mówią, że kobietą jest się zawsze.
Prawdę mówią.
Wiosna! Wczoraj stałem pod wielkim krzewem forsycji i patrzyłem w górę, na ukwiecone gałęzie. Na tle błękitu nieba wyglądały cudnie.
Mario, wczoraj w końcu napisałem o niedzieli. Dzisiaj albo jutro przejrzę tekst i uporządkuję zdjęcia.