130717
Prawie
dwadzieścia trzy lata temu kupiłem wieżę audio z odtwarzaczem płyt CD i po raz
pierwszy mogłem w pełni rozkoszować się idealnie czystym dźwiękiem. Skok
jakościowy między muzyką odtwarzaną z magnetofonów, albo z radia, a słyszaną z
płyt cyfrowych, był dla mnie oszałamiający. To tak, jakby z rozklekotanego
samochodzika przesiąść się do mercedesa klasy S.
Pamiętam
wieczorne słuchanie muzyki i nieustannie odnawiane zdumienie czystością
dźwięku, także swoją ciekawość, z jaką dowiadywałem się szczegółów technicznych
sposobu zapisu i odtwarzania sygnały na tych małych, lśniących krążkach. Wiedza
ta nie tylko nie zmniejszyła mojego podziwu dla tego dzieła ludzkiego umysłu,
ale i zwiększyła go. Krążek CD używany jest od ponad ćwierćwiecza, dopiero w
ostatnich latach powoli wychodzi z użycia wypierany przez pamięci ogromnej
pojemności i szerokopasmowy internet dający dostęp do wirtualnych bibliotek i
płytotek. W tej jakże szybko zmieniającej się gałęzi techniki mało jest
wynalazków żywotnością i popularnością dorównujących płytom CD.
Gdy
zacząłem jeździć po Polsce, wieżę przejęła córka, używając jej przez wiele lat,
a po moim zatrudnieniu się w lunaparku przywiozłem zestaw tutaj, do pracy.
Używałem tylko wzmacniacza, a jako źródło sygnału służył laptop, w którym mam
zapisane wszystkie swoje płyty. Bo z muzyką jest podobnie jak z pieniędzmi: jej
zapis traci materialny swój nośnik, stając się wirtualnym, właściwie
niematerialnym. W moim komputerku mam zapisane 460 godzin muzyki; taka ilość
płyt CD zajęłaby wszystkie półki mojego mieszkania na kołach. Piszę o
komputerku, ale to zdrobnienie nie jest pieszczotą, a stanem rzeczywistym. Nie
tylko ma swoje lata, ale jest po prostu mały: ekran ma dziesięciocalowy i wagę
jednego kilograma. Będzie u mnie póki nie umrze śmiercią z przepracowania.
Stara
wieża też zajmuje miejsce, szczególnie cenne w kampingu, gdy odwiedza mnie
żona. Od kilku lat nosiłem się z zamiarem wymiany tego starego zestawu na nowy,
niewielki, ale czas upływał, wieża stała. Nie z powodu pieniędzy, wszak
elektronika popularnej klasy jest teraz bardzo tania. Gdy próbowałem wyjaśnić
swoje odwlekanie, doszedłem do wniosku, iż po prostu żal mi wyrzucać
urządzenie, które tak wiele lat mi służyło.
Kiedyś
myślałem, że długo używana rzecz wchłania w siebie jakąś aurę, coś
tajemniczego, co promieniuje z człowieka, a później oddaje ją, promieniując w
stronę użytkownika. Dlatego rzeczy codziennego użytkowania wydają się swojskie,
bardziej przyjazne. Nie odpychają nas, ani nie budzą niepokoju lub obcości, jak
to bywa z rzeczami nowymi.
Nie
porzuciłem tej koncepcji całkowicie uznając, iż być może jakieś jądro prawdy w
niej tkwi, jednakże przeniosłem powody naszych zmian odczuwania kontaktów z
rzeczami na nas samych.
Nasza
pamięć potrzebuje haczyka, którego się chwyci, by móc obudzić wspomnienia
minionego czasu. Może to być zapach kwiatu, smak potrawy, widok szpaleru drzew,
dźwięk dzwonu, albo rzecz z naszego otoczenia, jak wieża przy której siedziało
się setki godzin. Obraz przedmiotu sąsiaduje w naszej pamięci ze wspomnieniami,
w których brał udział lub tylko asystował, a przy sprzyjających okolicznościach
staje się zapalnikiem uruchamiającym naszą pamięć. Patrzymy na tę rzecz i
czujemy obudzone w nas uczucia, wrażenia, słowa. Czasami to wszystko jest
rozróżniane w naszej pamięci, przechowywane w osobnych przegródkach, ale i
bywa, iż to, co czujemy, jest wynikiem przenikania się wielu zdarzeń, ich
łączenia w nastrój, atmosferę minionego czasu, czasami silniej przeżywaną niż
wtedy.
Wydaje
się nam, że to wszystko przychodzi do nas od przedmiotu, gdy w rzeczywistości
jest w nas.
Możliwym
wydaje mi się być eksperyment udowadniający ten mechanizm odczuwania:
wystarczyłoby bez naszej wiedzy zamienić przedmiot na inny, ale identycznie
wyglądający. Myślę, że nasze odczuwanie powtórzyłoby się bez zmian.
Moja
Małgosia była malutką dziewczynką, gdy przywiozłem wieżę do domu, tego domu,
którego już nie ma. Kupiłem ją miesiąc przed wymianą pieniędzy, kosztowała 9
milionów, a gdy płaciłem pierwszą ratę, na początku stycznia 1995 roku,
kasjerka wydała resztę już w nowych złotówkach. Pamiętam, że w domu z
ciekawością oglądaliśmy te nieznane jeszcze pieniądze.
Wieża
stała na swoim miejscu gdy córka kończyła kolejne szkoły; stała przede mną
siedzącym przy laptopie, dyskretnie świecąc swoim srebrzystym ekranem, gdy
przeżywałem radości bądź udręki pisania, a dzisiaj odebrałem paczkę z nowymi,
niewielkimi głośnikami…
Blat
stolika zrobił się nagle duży, tylko na podłodze nie mam miejsca. Patrzę na
stojące tam pudła wieży i na myśl o ich wyrzuceniu czuję się podle.
Gdy w pokoju pojawia się choinka, jest radocha i święto.
OdpowiedzUsuńPojawia się pustka, gdy choinka znika.
Może dlatego, że jej zniknięcie jest widomym znakiem końca świątecznego czasu?
UsuńA co powiesz o starych, popękanych i wykrzywionych butach, w których przez lata przemierzałeś góry i łąki, a teraz, gdy nie są już zdatne do użytku, masz je wyrzucić? Janku, przyjrzyj się im, a w ich porysowanej skórze zobaczysz odbicie skrzydeł motyli widzianych na tamtych łąkach.
Widzisz je?
Jeśli zobaczyłeś, to już nie będzie łatwo wyrzucić te buty...
Och, mam takie buty i one są okropnie ściachane.
UsuńOdbicie motyla powiadasz? Gdy moim zielonym autem pierwszy raz dojechałem w okolice Opatowa, na chłodnicy samochodu widniała rozpłaszczona rusałka pawik. Czy ona musiała w ten sposób zakończyć swój żywot? Wpadła tam chyba przed zakończeniem podróży, była świeża. Gdy wróciłem do domu, już jej tam nie było.
A teraz się zastanawiam, ściachane czy zciachane?
UsuńJanku, budując cywilizację techniczną, wykraczamy poza prawa i zależności ustalone w toku rozwoju życia na Ziemi. W czasie ostatniego mojego wyjazdu w góry zderzyłem się z dzikiem. Siedział w rowie po lewej stronie szosy, a widząc samochód, chciał uciec na prawą stronę, no i w rezultacie wpadł na vectrę.
UsuńSzybkość miałem niewielką, więc dzik podniósł się i pobiegł dalej, zderzak samochodu lekko tylko jest wygięty. Gdyby dzik nic nie robił, minęlibyśmy się, a wbiegł, ponieważ zwierzęta nie potrafią analizować ruchu obiektu szybszego od tych, z którymi odwiecznie miały do czynienia.
Szosy są cmentarzami nie tylko dla ludzi.
Janku, nie jestem pewny pisowni tego wyrazu. Jest z mowy potocznej, nie znalazłem go w słowniku PWN. Mnie bardziej się kojarzy z nożem czy nożyczkami, którymi coś ciachniemy. Jeśli tak, to analogicznie do przecięcia byłoby przeciachanie, ale to słowo jest dziwaczne; słownik podaje jego znaczenie związane właśnie z przecięciem. Miałeś na myśli zużycie butów, więc może „zciachanie”? Takiego słowa też nie ma w słowniku, ale „ściachanie” funkcjonuje w mowie potocznej, co pokazały mi google.
--------------
Zrobiłem błąd, musiałem wykasować. Szkoda, że nie można poprawiać swoich komentarzy.