121117
Z Witomina (kolonia wsi
Pastewnik) zejście stokiem Wilkonia do wsi Stare Rochowice, wędrówki wzgórzami
między Rochowicami, powrót tą samą drogą.
Dwie
są wsie Rochowice, jedna ma przydomek Stare, druga Nowe, chociaż stare są obie.
Parę już dni spędziłem na włóczeniu się między tymi wioskami, a dzisiaj
pojechałem tam chcąc raz jeszcze przejść drogę poznaną w czasie pierwszego dnia
tutaj spędzonego: spod szczytu Wilkonia do Starych Rochowic. Nic innego nie
miałem w planach, co znaczyło kolejny dzień włóczenia się po urokliwych
wzgórzach między wioskami. Z Czernicy, gdzie nocowałem, jechałem dwadzieścia
kilometrów bocznymi dróżkami, właściwie bocznymi od bocznych. Nie nudzi się
jazda ich niekończącymi się zakrętami, zwłaszcza w nocy.
Samochód
zostawiłem w nietypowym miejscu: na końcu Witomina, kolonii Pastewnik. Pod
Bolkowem, przy szosie numer 3, zaczyna się zapomniana przez wszystkich droga do
paru wiosek kaczawskich. Droga jest bez numeru, pełna wybojów, najwidoczniej
nie remontowana od wielu lat. Gdy już omijając co większe wyrwy (wszystkich się
nie da) w asfalcie wjedzie się na szczyt stromego podjazdu, należy skręcić w
prawo, w drogę szerokości samochodu. Kilometr dalej stoi przy szosie kilka
domków, a asfalt kończy się pod lasem. Koniec drogi i koniec świata. Pobocza
nie ma, więc zaparkowałem przy opuszczonym domu, jakich wiele w tych górach, i
ruszyłem przez las. Dzień zapowiadał się nieźle: niebo przecierało się, nie
wiało, temperatura była na plusie.
Drogę
znalazłem, a nadal widząc ją ładną, po raz kolejny przekonałem się, jak wiele
szczegółów oglądanego kiedyś świata zmienia nasza pamięć.
Mimo
późnej pory roku trwa festiwal jesiennych kolorów. Ostatnie już występy mają
klony, ale modrzewie, dęby, brzozy, a nade wszystko buki, nie myślą jeszcze o
zimowej nagości. Przy odnalezionej drodze rośnie kilka wysokich osik, wyglądają
bardzo ładnie w swoich żółtych czuprynach. Zatrzymawszy się przy nich,
patrzyłem na drżące liście osik w spokojnym powietrzu i słyszałem ich delikatne
uderzanie o siebie.
Po
drugiej stronie wioski znalazłem ładne łąki, najwyraźniej zapomniane przez
właściciela.
Spotykam
łąki, na których niekoszone trawy rosną po pas, a usychając jesienią kładą się
pokrywając ziemię grubą ściółką, ponad którą wiosną wychyla się nowe pokolenie.
Ciężko się idzie taką łąką, stopy grzęzną w gęstwinie, łatwo potknąć się o
niewidoczne wzgórki po trawach rosnących kępami, a na dokładkę nierzadko
przejścia bronią wysokie, uschnięte badyle, czasami bardzo gęste. Głęboko
między trawami, przy ziemi, długo utrzymuje się wilgoć, zarośnięte strumyki
rozlewają się i teren łatwo zamienia się w podmokły. Czasami poznać można takie
miejsca po turzycach, czasami po chlupoczącym odgłosie zapadających się stóp.
Wiele
niekoszonych łąk zarasta głogami i różami, do których chętnie przyłącza się
czarny bez; pojawiają się też drzewa, najczęściej brzozy i wierzby iwy; niemało
spotyka się też czereśni i osik; takie łąki stopniowo zamieniają się w las.
Wędrując po kaczawskich łąkach, obserwuję różne stadia tych procesów przemian.
Kwitnienia
mniej już jest na łąkach, ale nadal spotykałem, i to dość często, żółciutki
wrotycz, dzwonki i białe kiście krwawnika, który – zaczynam tak podejrzewać –
kwitnie zawsze, cały rok; piszę tutaj tylko o znanych roślinach, czyli o
nielicznych, a kwitnących jest dużo więcej. Gdy przekraczałem głęboki jar
strumienia, na wysokości twarzy zobaczyłem kilka kwiatków iglicy przytulonych
do pnia jaworu – miłe spotkanie w niespodziewanym miejscu.
Dla
mnie, wędrowcy, najładniejsze są te łąki, które stepowieją. Owszem, rosną na
nich trawy, ale niewysokie i rzadkie, natomiast wiele spotykam roślin zielnych,
na ogół koloniami zasiedlających spore połacie. Faunę uzupełniają nieliczne
drzewa, głównie brzozy. Taką właśnie wygodną do marszu łąkę odnalazłem na
pagórkach pod Rochowicami. Łatwo wyobrazić ją sobie nagrzaną słońcem i
pachnącą, łatwo znaleźć widokowe miejsce na biwak pod brzozą.
Ważną
cechą krajobrazu kaczawskiego są kępy zarośli na łąkach i na polach. Na ogół
rosną na miedzach, podmokłych miejscach lub na uskokach gruntu, natomiast na
polach dodatkowo tworzą się za sprawą kamieni. Wydobyte pługiem na powierzchnię
są usuwane na brzeg pola, a jeśli są zbyt duże, zabezpieczone pamięcią o
połamanych lemieszach zostają na swoim miejscu i jeszcze dodaje się im mniejsze
dla towarzystwa. Na takie miejsca czekają róże, głogi, czarny bez czy tarnina.
Później dołączają się drzewa: czereśnie, czyli wiśnie ptasie, jawory, osiki i
brzozy. Te wyspy różnorodności w morzu monokultury służącej człowiekowi bywają
spore, podobne do małych lasków, których granice bywają chronione gąszczem krzewów
tak zwartym, że niemożliwym do przejścia; kilka takich widziałem w miejscach
nieczynnych małych kamieniołomów. Bywa odwrotnie: na kupce kamieni rośnie jedno
czy dwa drzewa i parę małych krzewów przytulonych do nich, a wysepka ma ledwie
parę metrów powierzchni.
Gdy
podejdzie się do takiego miejsca, czasami spomiędzy gałęzi podrywa się
przestraszona gromada ptaków i w chybotliwym, zawirowanym locie pędzi ku innej
takiej kryjówce i spiżarni.
Odwiedziłem
starych znajomych: Polny Strumyk, największy z widzianych głogów, ukrytą w lesie
posępną i czarną Rochowicką Skałę, wielki buk rosnący w starym kamieniołomie.
Wszyscy oni są na miejscu i mają się dobrze.
Omijając
świerkowy zagajnik, odkryłem przejście na zbocze sporego wzgórza, z rozległym i
ładnym widokiem. Krążąc w jego pobliżu, a i później, gdy odszedłem kilka
kilometrów, naocznie doświadczałem skali przemian obrazu postrzeganego
otoczenia. To wzgórze widywałem wyniosłe ponad inne, niemal górę, ale widziałem
też tak małym, tak odmienionym, że tylko staranna analiza jego usytuowania i
sąsiedztwa pozwalała na identyfikację.
Siedziałem
na moim ulubionym miejscu tej okolicy, na dróżce wybiegającej spomiędzy drzew
na otwartą przestrzeń i pędzącą w dół, ku wiosce. Patrzyłem na wzgórza
zamykające horyzont po drugiej stronie doliny, w ich lasach ukryta była mała
wioska w której zostawiłem samochód.
Dwie
godziny? – zastanawiałem się nad czasem przejścia.
Nie
wiem, w jaki czas przeszedłbym, ponieważ zaraz po minięciu wioski, na wielkiej
łące wznoszącej się ku Wilkoniowi, spotkałem kobietę, mieszkankę wioski, jak
się okazało w rozmowie, więc rochowiczankę. Za dobrze się nam rozmawiało,
musiałem przeprosić, bo zauważyłem stopniowe zamazywanie się szczegółów
odległych wzgórz. Było już po zachodzie, a do samochodu miałem jeszcze parę
kilometrów.
Zmierzch
stykał się z nocą, gdy bez przygód podobnych wczorajszym doszedłem do samochodu
kończąc dwudniową włóczęgę.
Wieczorem,
kopiując zdjęcia, zobaczyłem w notatkach, że był sto dziesiąty dzień kaczawski.
Może skuszona zdjęciami dróg, odezwie się Basia z Trójgarbu?...
Te są dla Ciebie.
Wiesz, Krzysiu, mnie tez zaskakują te kwitnące w listopadzie wrotycze i krwawniki kozy maja nan nich używanie- bardzo im smakują kwiatki. Pejzaż jdnak nieubłaganie zamienia się na zimowy. W nocy znów spadł śnieg i na razie leży. Nie jest go dużo wystarczy jednak, by zmienić postrzeganie świata. Do tego dołączył silny wiatr, huczący w starym lesie (choć, czy o izerskich lasach można powiedzieć, żę są stare? Większośc drzew ma zaledwie 30-35 lat, tylko nieliczne modrzewie są starsze) Uwielbiam te wyspeki kamieni i krzewów na górskich łąkach, mają w sobie jakąś wewnętrzną energię-setki godzin mrówczej pracy rolników, potu, tysiące myśli tych, którzy byli tu przed nami...
OdpowiedzUsuńBez tych wysepek rozmaitości wiele straciłby krajobraz, o zwierzynie i ziemi nie wspominając. Budzą też wielorakie wrażenia, czasami trudne do sprecyzowania.
UsuńWłaśnie, w tekście mogłem napisać coś o tym, nie pomyślałem…
Aniu, wróciliśmy z Karkonoszy. Na dole późnojesiennie, z rudymi modrzewiami i temperaturą odrobinę na plusie, w górze mroźny wiatr pędził ostry śnieg, było z pięć stopni na minusie i sporo śniegu. Zima w pełni. Wcale jej nie chcę, odbiera mi kolory i przykrywa nierówności szlaku. Zima nie jest ładna, chociaż niektóre jej dworki potrafią pokazać się z naprawdę ładnej strony.
Właśnie, lasy. Niemal wszystkie, jakie widzimy w Sudetach, są fabrykami drewna, a nie prawdziwymi lasami. Gdy zobaczę w takich lasach większe drzewo, staję i patrzę jak na dziw jakiś, a wszak w normalnym (czyli naturalnym) lesie to zwykły widok.
Anno, zobaczyłem czas publikacji, gdy pisałaś swoje słowa, od piętnastu minut byliśmy na szlaku.
UsuńA ja wyszłam nieco później i znów coś fajnego odkryłam w okolicy :)
UsuńA odkryć coś nowego w okolicy znanej jak własna kieszeń, to niemal wydarzenie. :-)
UsuńBoczne dróżki, i te boczniejsze od bocznych, do końca, dokąd się da, bardzo lubimy takie:-) 110 dzień kaczawski ... nizasz kolejne jak paciorki na sznurek, czy jest jeszcze na świecie ktoś taki, zaczarowany Kaczawami? i nie myślę tu o kimś, kto zamieszkał przyciągnięty urodą tych stron, a o kimś, kto musi pokonać wiele kilometrów, niedospać, wyrwać wolne z pracy, by znaleźć się znowu tutaj; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie wiem, Mario. Może jedna osoba czy dwie, a może faktycznie tylko ja. Wiem, że parę osób chodzi często kaczawskimi drogami, ale są to mieszkańcy Gór Kaczawskich. Jeśli zapytać się googli o karkonoskie wędrówki, wyświetlana jest wielka ich liczba, w przypadku moich gór powtarza się ledwie parę stron. Ale wiesz, Mario, ja się z tego cieszę. Żeby jeszcze jakoś pozbyć się motocyklistów i samochodziarzy z dróżek kaczawskich…
UsuńDziękuję Ci, Mario.
Stary, nieczynny kamieniołom?
OdpowiedzUsuńTam, wiosenną porą, chyba kwitną jakieś storczyki...
Janku, kamieniołom jest spory i dawno temu opuszczony, dużo tam zakamarków, można by pomyszkować w poszukiwaniu storczyków. Podaję jego położenie.
Usuń50.938597, 16.039625
Na zakręcie szosy jest gruntowa droga wchodząca w las. Po chwili jesteś w kamieniołomie. Tam rośnie grubaśny buk, którego zdjęcia zamieściłem.
Na mapie googli miejsce opisane jest jako wapiennik, ale to pomyłka. Ten jest paręset metrów na południowy zachód, w lasku przy trzech widocznych domkach. To nie koniec błędów: pobliżu jest zaznaczona restauracja, ale nie mam jej tam. Jest pole, co widać i na zdjęciu :-)
Witaj! Pięknie opisujesz te wędrówki. Góry Kaczawskie słabo znam, chociaż mieszkam niemal na skraju. To też z przyjemnością będę zaglądała na Twój blog.
OdpowiedzUsuńInteresujących masz znajomych :) i fajnie, że zastałeś ich wszystkich w komplecie i w dobrym zdrowiu. Buk mocno zapuścił potężne korzenie i wróżę mu długie życie. Jest piękny.
OdpowiedzUsuńPanoramy malownicze, zdają się jeszcze wczesnojesienne. To ciekawe, że łąki trzeba uprawiać, bo inaczej zdziczeją, podmokną i zamienią się w bajoro. To tak jak udomowione zwierząt, które nie poradzą sobie bez opieki człowieka.
Tak, tamten buk jest piękny. Mam wiele zdjęć masywnych, rozgałęzionych korzeni dużych buków, a oglądane w naturze robią naprawdę duże wrażenie.
UsuńChomiku, łąki faktycznie należy kosić, państwo czy Unia dopłaca do utrzymania łąk jakby w stanie gotowości, aby nie zdziczały i nie zarosły, ale najwyraźniej nie dopłaca do wywiezienia siana zebranego i ściśniętego w wielkie bele. No i w rezultacie często są pozostawiane w zagajnikach śródpolnych, na miedzach, brzegach lasów. Leżą tam i gniją przez wiele lat.
I te wielkie bele, takie białe, które widuję na polach marnują się? Czy nie nadają się na paszę dla zwierząt? Poczekaj, a nie wszystkie łąki są koszone, a te leśne polany lub pagórki w Górach Kaczawskich? Czy wszystko musi być zagospodarowane, czy dopiero wtedy kiedy człowiek wkroczy i zaburzy równowagę?
OdpowiedzUsuńOj przepraszam, za dużo pytań. Nie do odpowiedzenia naturalnie. Przypomniała sobie jedna z dawno przeczytanych książek (naturalnie science fiction). Kosmiczni wędrowcy poszukiwali ukrytej drugiej Fundacji i sprawdzając koordynaty kilku planet natrafiali na bardzo niebezpieczne planety, na których kiedyś żyli ludzie. Bajki, a jednak przedstawiające możliwe konsekwencje. Na jednej zaatakowały ich stada zdziczałych wilków, na innych porost żywiący się dwutlenkiem węgla.
Te białe bele są zbierane, bo ich biel oznacza, że ugnieciony zwój siana włożono do hermetycznego rękawa z białego tworzywa i końce zabezpieczono. Zdaje się, że to sposób na zrobienie kiszonki, takie „kiszone ogórki” dla krów. Bele zostawiane na łąkach są owinięte niewidoczną z daleka siatką, a po kilku latach leżenia wyglądają jak czarna kupa g….
UsuńOczywiście nie wszystkie łąki są koszone, na bardzo wielu trwa wypas bydła, są ogrodzone i pod napięciem. Prąd nie zabije, ale nieprzyjemnie kopie, odstraszając krowy chętne do pójścia w długą. Wiele razy takie ogrodzenia przekraczałem, wystarczy wysoko podnieść nogę i nie dotykać gołym ciałem drutu :-) Gorzej, gdy jest drut kolczasty, a jeszcze gorzej, gdy przy nim jest ten z napięciem.
Kiedyś fantastyka była moim ulubionym gatunkiem, tylko jeśli zaczyna się jego poznawanie od samego szczytu, od Lema, to później już trudno o znalezienie książki odbieranej jako dobra…
Dziękuję, to już teraz będę rozróżniała te bele :). Sądząc z opisu ogrodzenia pod napięciem masz doświadczenia, oj uważaj.
OdpowiedzUsuńZ Lemem masz rację, ja sięgałam również po innych pisarzy lecz też zarzuciłam czytanie fantastyki na wiele lat, ponieważ nie było tak dobre. Teraz przyglądam się. Na razie nic mnie nie porwało, niekiedy jakiś koncept, idea są interesujące lecz ciągle nie to.
Rochowiczanin
OdpowiedzUsuńPochodzę ze Starych Rochowic i jestem zachwycony położeniem tej miejscowości. Przepiękne krajobrazy i unikatowe gatunki. Potencjał wielki ale brak wykorzystania jako rezerwat i niszczony przez osoby nie dbające o piękno przyrody.
Parę ciekawostek:
1. Tak można znaleźć storczyki w kamieniołomie (Skały Rochowickie) jak i wapienniku położonym obok samotnego domu miedzy Nowymi i starymi. Nie daleko tego domu znajduje się też duże zagłębienie w ziemi wyglądające jak kamieniołom lub coś takiego, trudne do odnalezienia.
2. Liczne gatunki chronione typu: lilia złotogłów, dziewięćsił bezłodygowy, mieczyk błotny, śnieżyca wiosenna czy też zimowit jesienny. Większość z nich występuje tu bardzo licznie, choć roku na rok ich liczebność się zmniejsza przez nie koszenie łąk.
3. Występują tu tez wody mineralne. niestety wszytko jest zniszczone.
4. W okolicznych lasach można znaleźć 3 wapienniki. Jeden jest na posesji prywatnej odrestaurowany, pozostałe zarośnięte. Przy jednym z nich znalazłem kamień z różowymi kryształami. Bardzo ładny.
5. Niegdyś z Dworca w Starych Rochowicach do Mysłowa prowadziła napowietrzna kolej która dostarczała węgiel do wapienników i wapno na dworzec. Teraz pozostały już tylko betonowe filary.
6. Na rzecze Potok Rochowicki mający swe źródła pod Pastewnikiem (witomin)znajdują się pozostałości nie wielkiej tamy, prawdopodobnie wykorzystywane do spiętrzania wody w czasie suszy aby młyny pracowały bez problemu (były 3 młyny).
Interesuje się bardzo historią miejscowości. na razie zbieram informacje by napisać monografię.
Dziękuję za wizytę, Rochowiczaninie :-)
OdpowiedzUsuńOj, to prawda: Rochowice są pięknie położone. Kilka już dni spędziłem na włóczeniu się po wzgórzach wokół wioski i na pewno będę tam wracać.
O tych rzadkich kwiatach powiem koledze, z którym czasami wędruję, na pewno będzie chciał odnaleźć te miejsca w porze kwitnienia, bo o lilii złotogłów mówił mi nie raz, oczarowany rośliną.
Ciekawa zbieżność: tamtego dnia pod wieczór spotkałem pod Wilkoniem mieszkankę Rochowic i uciąłem z nią miłą pogawędkę. Ona też mówiła mi o napowietrznej linii do transportu wapna. A swoją drogą gdy widziałem duży, niebrzydki, solidnie wykonany, ale obecnie w nieco zapuszczony budynek stacji PKP w Rochowicach, szkoda mi się go zrobiło. Szkoda całej zapomnianej linii kolejowej.
Jeden wapiennik jest w lasku, na zboczu wzgórza, a obok, dnem dolinki, wiedzie polna droga między Starymi i Nowymi Rochowicami. Drugi wapiennik jest niewiele dalej, bliżej szosy, przy restauracji, chyba ten jest odnowiony, a trzeci przy samotnym gospodarstwie. Jadąc od głównej szosy do Nowych Rochowic, mija się go po lewej, są to pierwsze zabudowania, trochę oddalone od szosy; przy nich jest spore wyrobisko ze stromymi ścianami. Teraz zarasta drzewami. Czy to o nim pisałeś, że jest trudne do znalezienia?
Czy dobrze pamiętam lokalizację wapienników?
Śladów tamy na Potoku poszukam.
Przyklaskuję zamysłowi napisania monografii o swojej miejscowości. Szkoda, że nie mogę służyć pomocą, nie znając historii miejscowości, ale może jako korektor się przydam? Jeśli tak, proszę dać znać.
Rochowiczanin
OdpowiedzUsuńWitam, dawno nie zaglądałem. Nie jestem pewien czy to o ten chodzi. Raczej od Nowych Rochowic nie chodzę mieszkam w Starych. Ale zbadam dokładnie i dam znać. Z monografią jest trochę problem przede wszystkim z czasem, ale coś tam się "rodzi". Odnośnie dworca przez kilka naście lat walczyłem z PKP aby zrobili remont lub dali go do sprzedaży teraz jest nadzieja bo ktoś kupił i ma coś robić ale jeszcze nie wiadomo co dokładnie. Prawdopodobnie coś związanego z wodami mineralnymi. Odnośnie linii kolejowej to województwo uchwaliło uchwałę aby przejąć ta linię ale kiedy to będzie to nie wiadomo.
Jeszcze jedna informacja w Rochowicach była kopalnia miedzi za czasów niemieckich dokładnie nie wiadomo w którym miejscu. W latach 50 były próby wydobywania uranu w górnej części miejscowości. Podobno w ostatnim czasie ukazało się wejście do sztolni ale jeszcze nie widziałem go na własne oczy.
zostało nawet stwierdzone nie wielkie skarżenie Potoku Rochowickiego radonem.
jak najbardziej korektor mi się przyda.
jak będę miał możliwość to podeśle jeszcze parę ciekawostek.
Powitać mieszkańca Rochowic!
UsuńNiedawno pisałem tutaj o stepowiejących łąkach, takich z niewielkimi trawami, a za to z dużą ilością różnych roślinek łąkowych, i wtedy wspomniałem taką łąkę powyżej Twoich Rochowic. Postaram się pojechać tam jesienią i znaleźć miejsce, które tak mi się spodobało, przejdę się też brzegiem Potoku.
Jak czytam, wielki brat ze wschodu nakazywał szukać uranu gdzie tylko była najmniejsza szansa na jego znalezienie. Niedaleko Wojcieszowa, w masywie Dłużca i Marcińca, jest spora sztolnia – pozostałość po poszukiwaniu uranu. Wejście jest zakratowane, ponieważ zimują tam nietoperze, ale kiedyś udało mi się wejść. Jeśli i u Ciebie szukano uranu, to faktycznie sztolnia musiała być. Na koniec prac pewnie ją zasypano. Powiem Ci, że mogłoby być to ciekawe miejsce. We wspomnianych korytarzach pod Dłużcem zaczynają się tworzyć stalaktyty, a samo wejście tam jest przyczyną emocji dla nienawykłych.
Dobrze byłoby, żeby nowy właściciel budynku dworcowego użytkował go, bo wtedy ten miałby możliwość drugiego życia, a wiosce ubyłby jeden niszczejący obiekt.
Swoją propozycję pomocy w wygładzeniu tekstu podtrzymuję. Pisz!