Jan Parandowski, „Trzy znaki zodiaku”. Cytat z rozdziału
„Encyklopedyści”.
„Encyklopedie żyją dziś w naszych domach życiem jakby
uśpionym: budzi się je znienacka, aby odnaleźć w nich słowo obce, nazwę nie
znaną, datę, której się nie pamięta, i ta ich wielka usłużność daje mi prawo do
naszego zaufania i szacunku. Żadne serdeczniejsze uczucia nie łączą się z tymi
bezimiennymi informacjami. Nie wiemy nigdy, kto do nas przemawia, kto wspiera
naszą pamięć, kto prostuje nasze błędy (…) nie wiemy i nie troszczymy się o to.
Obcujemy z bezosobowym głosem wiedzy, raczej z echem, albowiem wszystkie te
mądre wskazówki są tylko dalekim powtórzeniem tego, co wielu znakomitych ludzi
powiedziało przy sposobności swych nadań i odkryć.
Encyklopedia Diderota była z pozoru podobna do naszych.
Nazywała się tak samo i miała ten sam układ alfabetyczny. Ale była żywą istotą
i posiadała duszę. Żyła w niej i hałasowała wezbrana dusza Diderota. Każda
stronica była nasycona jego uroczą obecnością. Jeśli się czytało objaśnienia
jakiejś potrawy, podające w łaskawych, pieszczotliwych zwrotach wszystkie
szczegóły jej przyrządzania i przypraw, widziało się Diferota-smakosza,
Diderora-żarłoka, rozradowanego myślą o dymiącym półmisku. Przy wyrazach
odnoszących się do rzemiosł widziało się go zbierającego potrzebne wiadomości
na progach warsztatów, z nogami w heblowinach, z sadzą na twarzy od oddechu
pieców hutniczych, widziało się tę piękną ciekawość ludzką pochyloną nad trudem
rąk szorstkich i biegłych (…).
Głos Diderota brzmiał z każdej strony karty, we wszystkich
odcieniach, od krzyku radości aż po jęk bólu. Choroba czy krzywda społeczna,
zdobycz wiedzy ludzkiej albo czyn szlachetny, rodzaj zbrodni albo
niesprawiedliwość losu, piękno ziemi albo świetność sztuki, każda z tych
rzeczy, nieraz na tę samą stronę zaniesiona kaprysem abecadła, podnosiła mu
pierś do płaczu, zapału, oburzenia, gniewu lub zachwytu. To był niestrudzony
herold wszystkich trosk i uniesień ludzkich. Pod wyrazami: Bóg, człowiek, król,
prawo mieścił całą swoją wiarę w świat, w przyszłość, w postęp, w doskonałość
(…).
Wspólna praca połączyła tych ludzi (współtwórców
Encyklopedii – wyjaśnienie moje) tak ściśle, że pozostali nią związani na
zawsze. Nazywamy ich encyklopedystami i oznaczamy tym mianem pewien ruch
umysłowy, który dał ludzkości wysoki pożytek. Encyklopedia bowiem stała się
kuźnią idei. Wszystko w niej poruszono, najpospolitszym wyrazom dano niejako
nowe życie. Tom za tomem rozbudzał umysły. (…) Zaniepokojono sumienia przez
poruszenie mnóstwa krzywd, jakie wlókł za sobą stary ustrój absolutystycznego
królestwa. Światu, zapatrzonemu wyłącznie w złoty wykwit życia dworskiego,
ukazano świat pracy i codziennego trudu.”
Z rozdziału „Przymierze z morzem”, którego bohaterem jest
Teodor Józef Konrad Nałęcz-Korzeniowski, vel Joseph Conrad.
>>W uniesieniu nagłej radości odczuł przez jedną
sekundę, w pomieszaniu i bezładzie to, co w dwadzieścia kilka lat później
wyraził z dokładnością i uwagą wielkiego pisarza (…):
„Zatrzymać – na przeciąg jednego tchnienia – ręce trudzące
się w przyziemnej pracy; zmusić ludzi wpatrzonych w odlegle cele, aby ujrzeli
przez chwilę otaczający ich przepych kształtów i barw, światła i cienia;
sprawić, że na mgnienie przystaną, aby spojrzeć, aby się uśmiechnąć.”<<
Czyż nie brzmią podobnie słowa angielskiego poety Williama
Blake”?
Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.
Zwróciłem uwagę na te słowa Conrada z powodu ich zbieżności
z moim obrazem ideału pisarstwa. Usłużne google podsunęły mi stronę z tymi
słowami, które okazały się być fragmentem przedmowy pióra autora do powieści
Murzyn z załogi Narcyza. Przeczytałem ten tekst, cały powinien zostać tutaj
przepisany dla jego uroku i wartości myśli w nim zawartych.
Nie mogę odmówić sobie przyjemności zamieszczenia tutaj
jeszcze jednego cytatu z tej przedmowy, będącej rozmyślaniami nad sztuką
pisania.
„Jeżeli mi się powiedzie, znajdziecie w moim dziele to,
czego pożądacie: pociechę, zachętę, przerażenie i zachwyt — a może i ten błysk
prawdy, którego zapomnieliście się domagać.
Zdobyć się na odwagę i wydrzeć szmat życia nieubłaganemu
czasowi — to dopiero początek zadania. Właściwy cel, do którego się przystępuje
z tkliwością i wiarą, polega na tym, aby ten ocalony fragment życia dźwignąć
pewną dłonią — bez wahania i bez lęku — i ukazać go wszystkim oczom w świetle
szczerości. Oddać jego tętno, jego barwę, jego kształt, i poprzez jego ruch,
kształt i barwę objawić istotę jego prawdy, odsłonić tajne źródło jego natchnienia:
siłę i namiętność — rdzeń każdej ważkiej chwili. Jeśli się ma za sobą zasługę i
szczęście, samotny ten wysiłek może niekiedy osiągnąć taką szczerość i jasność
wyrazu, że objawiony obraz żalu czy litości, grozy czy wesela, obudzi w sercach
widzów uczucie owej nieodpartej wspólności — wspólności w tajnym źródle bytu, w
znoju, w weselu, w nadziei i w niepewności losu — uczucie, które wiąże ludzi ze
sobą i jednoczy ludzkość z widzialnym światem.”
Jestem w domu. Żona ogląda serial, ja usiadłem w swoim
kąciku, przy książkach i sięgnąłem po jedną z nich. W efekcie ponownie
doświadczyłem wrażenia wyjątkowego ciepła promieniującego z książek
Parandowskiego, przybliżyłem sobie postaci Diderota i Konrada, poczułem w sobie
ów tajemny związek z ludźmi, których słowa czytam, przewędrowałem z nimi
kontynenty i wieki.
Krzysiek, w kontekście tego o czym piszesz - człowieczeństwa - właśnie przeczytałam w Magazynie Świątecznym GW z 4.11.2017 bardzo ciekawy artykuł Dukaja "Autentyczność" jako słowo-klucz kultury 2.0 powinno być rozumiane tak właśnie: "to na pewno (jeszcze) tylko człowiek"
OdpowiedzUsuńChomiku, ja wiem, że w wielu gazetach, jak i na wielu blogach, są wartościowe artykuły, które należałoby przeczytać, ale nie zdołam tego zrobić. Wróciłem z wyjazdu do domu, przez najbliższe pięć dni nadgonię trochę różnych zaległości, a na weekend, na calutkie dwa dni, wyjadę na łazęgę. Jestem na głodzie.
UsuńTe cytaty przepisywałem z myślą o Biblionetce, o połączeniu czytatki z książkami. Może ktoś, kto zajrzy na strony wspomnianych książek, po przeczytaniu cytatów kupi te książki? Tekst zamieściłem też na blogu (w formie odrobinę zmienionej) ponieważ tutaj zamieszczam wszystko, co napiszę i co uznam, że nadaje się do publikacji.
E tam! O czytaniu różnych wartościowych artykułów porożrzucanych wszędzie myślę jak Ty, w znaczeniu że przeczytać wszystkiego niepodobna. To już nie czasy Kanta (wielka szkoda), który z Królewca ruszył się tylko jeden raz w życiu i przeczytał wszystkie książki na świecie. No nie wiem, czy absolutnie wszystkie ale tak powiadają profesorowie. Najbardziej podoba mi się opowieść o tym, że kiedy ktoś z jego znajomych bliższych, czy dalszych chciał udać się w świat to przychodził do niego, aby zaopatrzyć się w dobre rady, najlepsze marszruty.
UsuńWspaniale, że napisałeś czytatkę. Na Twoim blogu lepiej wygląda graficznie, ponieważ w bbnetce mało co można zrobić. Nie dziwię się fascynacji encyklopedystami. Jeden z moich ulubionych autorów science fiction Asimow stał się nim właśnie przez projekt Encyklopedii (cykl Fundacja). Fundacje założyli właśnie encyklopedyści, ktorzy udali się na drugi kraniec galaktyki, aby w gruncie rzeczy uratować ginące imperium.
A artykuł spróbuję przesłać, ponieważ kilka myśli jest bardzo ciekawych i bliskich, choć szalenie niepokojących - dokąd zmierzamy z technologią i kto nas prowadzi, czy aby już nie ona. Przesłał mi kolega z filozofii i potem mój profesor.
Zajrzałem na Twój profil i odruchowo westchnąłem: o, kurcze! Chomik faktycznie ma parasolkę! Tylko zboża brakuje…
UsuńTekst artykułu dotarł do mnie, ale w nieczytelnym formacie. Mój komputerek mówi, że nie potrafi go otworzyć. Zmień coś i przyślij raz jeszcze, proszę. Może wystukam swoją odpowiedź po jego przeczytaniu?…
Dobrze, zmienię i wyślę. Uwielbiam parasolki, chociaż mam je tylko dwie: zieloną i różową w kropki (róż do zaakceptowania ale tylko w parasolce!)
OdpowiedzUsuńZdjęcie ze zbożem ciężko znależć :)
A, jeszcze jedno miałam dopisać, o tym artykule. Mój drugi profesor stwierdził - przytoczę dosłownie:
OdpowiedzUsuń"tekst jest na poziomie gazetowej publicystki, trudno go nazwać filozoficznym. Nie ma w nim nic z "myśli najwyższej próby", co najwyżej jest jej efekciarską kopią. A to dlatego, że daje proste recepty i łatwe odpowiedzi na znacznie bardziej złożone kwestie. Apodyktyczna pewność z jaką autor wypowiada swoje "rewolucyjne" tezy być może imponuje, ale też z tego samego powodu od razu rodzi podejrzenia.
Ale o tym (krótko) podyskutujemy."
Tak więc nie wiem, czy warto? Oj, bardzo jestem ciekawa tych zajęć, bedą dopiero na początku grudnia.
Efekciarstwo i ja zauważyłem po dzisiejszej lekturze tekstu. Nie lubię nadużywania rzadkich, trudnych słów, nie lubię niepotrzebnego tworzenia słownych dziwolągów i chwalenia się swoją wiedzą czy oczytaniem, a to wszystko znajduję w tekście. Poza tym nastawiony jest na efekt paniki: ojej, co to będzie z nami, gdy zaleją nas wytwory sztucznej inteligencji. Owszem, w paru miejscach są myśli czy spostrzeżenia warte odnotowania, ale tylko w paru. Chomiku, możliwe, że napiszę króciutką swoją polemikę z autorem. Nie, byłby to raczej sprzeciw.
OdpowiedzUsuń