220418
Wiosnę
i lato tylko widuję, gdy idąc do kolejnej pracy z ciężką
skrzynką narzędziową, zatrzymam się na chwilę przy mijanym
drzewie lub kwieciu. Mając głowę zajętą sprawami zawodowymi,
rzadko udaje mi się odczuć urok natury tak, jak na to zasługuje, i
chociaż zdarzają się zachłyśnięcia, uśmiech i duchowe
rozpogodzenie, zawsze są to tylko chwile kradzione pracy. Coraz
bardziej dokucza mi pośpiech (znamię wieku czy
mądrości?), brak
czasu na patrzenie i przeżywanie, na puszczenie myśli wolno, na
kontemplację dzieł natury i człowieka. Coraz częściej patrzę,
czy raczej gapię się na przyrodę, na świat wokół mnie, a wcale
nie musi to być coś wyjątkowego. Liście podświetlone słońcem,
jakiś kwiatek przy betonowym murku czy drzewo o ciekawym skrzywieniu
pnia potrafią zatrzymać mnie, ale praca goni.
W
czasie karuzelowego sezonu często zaczynam pracę o dziewiątej,
więc mógłbym, wstając wcześnie, iść na spacer, czasami tak
robię, ale płacę za te krótkie godziny niewyspaniem, ponieważ
wieczorem szkoda mi czasu i
zwlekam z położeniem
się spać. Piję kawy żeby nie usnąć, kładąc się usypiam
szybko, budzę się z trudem, i dopiero zimna woda lana na twarz
doprowadza mnie do przytomności.
Gdy
budzę się i przez uchylone okienko dachowe lub okno widzę błękit
nieba, a szczególnie gdy słońce zagląda mi do kampingu, wstaję w
dobrym nastroju mimo krótkiego, jak na moje potrzeby, bo z
reguły
sześciogodzinnego snu. Dzisiaj miałem jeszcze jeden powód do
pozytywnego nastawienia.
Parę dni temu Janek zaproponował ranny
wyjazd do największego parku legnickiego, a ja z ochotą zgodziłem
się wiedząc, że takiej okazji szybko mieć nie będę. Ranek był
prawdziwie wiosenny: słoneczny, właściwie świetlisty, był też
chłodny, ale zapowiadał się kolejny ciepły dzień cudnej tego
roku wiosny. Przed nami ponad trzy godziny wśród ukwieconych i
zieleniejących drzew. Uczta.
Zdjęcia,
a już zwłaszcza moje, nie oddadzą wyglądu parku i drzew, ani tym
bardziej mojego nastroju. Przez te parę godzin robiłem to, co
chciałbym robić skończywszy pracę zawodową, i taki też byłem:
uspokojony, wypogodzony, nieśpieszący się. Szwendaliśmy się
wśród drzew, robiliśmy im zdjęcia (czasami
sobie nawzajem), a ja
dodatkowo zajmowałem się ulubionym
gapieniem
się na drzewa i rozpoznawaniem
ich gatunku. Od razu dodam, że różnie z tym bywało, powiedzmy, że
znałem połowę widzianych drzew.
Widzieliśmy
je w najładniejszym czasie – gdy rozwijają swoje młode liście i
kwitną. Nawet topole, drzewa w których trudno się zakochać,
przyciągały wzrok ładnym i oryginalnym kolorem swoich czystych i
błyszczących liści.
Wiele
rośnie tam dębów, są wśród nich pomnikowe okazy – resztki z
ocalałego po wichurze 2009 roku licznego starodrzewu parkowego, a
sporo wśród nich jest odmiany bezszypułkowej, chyba też
czerwonej. Miałem trudność w rozpoznaniu odmiany
bez możliwości
obejrzenia liści tych majestatycznych, prawdziwie królewskich
drzew.
Widziałem
też miłorząb, drzewo wyjątkowe z powodu rzadkości występowania,
wieku jako gatunku i urody jesiennej. Dość powiedzieć, że
miłorząb jest jedynym na świecie drzewem liściastym
nagonasiennym, czyli nie mających owoców, ma jedno tylko naturalne
siedlisko, na dokładkę w Chinach, i żyje od tak dawna, że starym
już był gatunkiem, gdy jeszcze nie istniało wiele znanych nam
drzew. Gatunek istnieje od kilkudziesięciu milionów lat, a jego
przodkowie pojawili się na Ziemi ćwierć miliarda lat temu. Dwa
razy w życiu widziałem miłorząb wczesną jesienią: przed pałacem
w Kłonicach na Pogórzu Kaczawskim, i w ogrodzie botanicznym we
Wrocławiu; dwa razy oczarowały mnie. Całe idealnie żółte, bez
domieszki innych odcieni, a żółć jest z tych najładniejszych,
najczystszych, najżywszych i zapewne ma swoją specjalną nazwę
znaną tylko malarzom – są po prostu zjawiskowo piękne. Natomiast
liście opisać jest łatwo, wystarczy porównać je do chińskiego
wachlarza.
Z
rzadziej widywanych i rozpoznanych gatunków widziałem wiąz górski
wystrojony skrzydlakami, na dokładkę w odmianie pendula, ale nie
wiem, czy taka odmiana występuje naturalnie, czy drzewo zostało
nakłonione do płaczu przez ogrodników.
Najładniejszymi
drzewami były niewątpliwie… nie jestem pewny gatunku, stawiam na
japońską ozdobną odmianę wiśni. Kwiaty są lekko różowe i
przypominają raczej róże, nie wiśnie, a jest ich mnóstwo. Drzewa
wyglądają jak na zdjęciu o zbyt uwypuklonych kolorach, są…
pomyślało mi się, że są za ładne. Wystrojone
aż nadto. Postawić je
obok kwitnących mirabelek byłoby tak, jakby porównywać urodę
wypieszczonej i wystrojonej księżniczki do urody wiejskiej
dziewczyny. Czy muszę dodawać, że pomyślawszy o tym porównaniu,
odruchowo ująłem się za dziewczyną? Wrażenie jednak czyni ta
księżniczka i nie byłbym facetem, gdybym nie zagapił się na nią.
Przerwę
na śniadanie zrobiliśmy pod pomnikiem śpiącego lwa. Janek
opowiedział lokalny mit o obudzeniu się lwa, gdy obok przejdzie
pełnoletnia dziewica. Śpi od lat. Uśmiałem się z opowiastki
razem z moim gospodarzem, ale później pomyślałem, że faceci są
dziwni. Albo nielogiczni, ponieważ chcieliby mieć – i miewają –
tę i tamtą dziewuchę, a jednocześnie oczekują cnoty u nich.
Jakim cudem, u licha?
Więc
śniadanie. Janek uprzedził mnie, że przygotuje i dla mnie. Z
plecaka wyciągnął tradycyjnego pieczonego kurczaka. Powinienem
powiedzieć „górskiego kurczaka”, ponieważ jego smak zaczyna mi
się kojarzyć z Jankiem i z naszymi wyjazdami w góry, gdzie w ten
sam sposób dokarmia mnie.
Wspomnę
jeszcze o kwitnieniu wśród traw, a kwiatów pod nogami, spośród
których rozpoznaję ledwie kilka gatunków, było tak wiele, że
miejscami trudno było przejść. Najwięcej stokrotek i mniszków –
tak często spotykanych, tak zwykłych, a przecież tak niezwykłych
drobinek wiosny.
Jak
każdy dobry czas, i ten minął zbyt szybko, do lunaparku dotarliśmy
ledwie kilka minut przed rozpoczęciem mojej pracy. Widok
karuzel silnie kontrastował ze świeżymi wspomnieniami. Pisząc
wprost: chciałem wrócić do parku.
Dziękuję
Ci, Janku, za wyciągnięcie mnie spomiędzy karuzel i pokazanie
wiosny.
Krzysiek, cieszę się, że wyciągnąłem Ciebie do tego parku. Szkoda, że nie mogliśmy na naszą łazęgę poświęcić więcej czasu.
OdpowiedzUsuńBiałe Włosy jest niepocieszony...
Janku, usiadłem do komputera, gdy zawołano mnie: awaria młyna, który w nocy jest rozbierany, żeby zdążyć z demontażem do wieczora. Zrobiło się późno, więc tylko parę słów.
UsuńDobrze, że mogliśmy pogadać, posłuchać razem muzyki, dobrze, że Mikołaj poszalał w lunaparku.
Spotkamy się za pięć miesięcy i znowu pójdziemy na łazęgę. Dbaj o siebie, Wiedźminie.
Krzysiek, pamiętam. Nazwałeś mnie Wiedźminem na naszej pierwszej wędrówce i tak mi się to spodobało, że przez dłuższy czas nie chodziłem do fryzjera. Efekt był widoczny na naszych kolejnych spotkaniach. A gdy po jakimś czasie, gdy zobaczyłeś mnie w krótkich fryzurze, nazwałeś mnie Janem Białe Włosy. I tak już zostało.
UsuńWspaniale są te Wasze wyprawy skoro świt lub nikiedy przed świtem. Twardzi z Was zawodnicy, a i ja pod Waszym wpływem (nie tylko, cobyście się w dumę nie wbili) powędruje zwiedzać inne światy - basenową wodę. Wiem, że to nie legnicki park lecz dla mnie to wszechświat, spacerowania do i na basen położony w pięknym miejscu, bo nad morzem, z koleżanką. Właśnie się umówiłam pod Waszym wpływem:). Chodzenie na nogach jest dla mnie ekskluzywne, przemieszczam się zwykle samochodem, chociaż kiedy tylko mogę to unikam tego.
OdpowiedzUsuńW Gdyni w magistracie jest od wielu lat zatrudniona szalona ogrodniczka. Budzi wiele kontrowersji, szczególnie u zawodowców, zaś u laików jej poczynania budzą zachwyt. Sadzi pomiędzy ulicami nietrwałe słoneczniki, komponuje z tulipanów kolorowe kobierce. Generalnie wydaje mi się, że preferuje kwiaty o krótkim okresie kwitnienia. Naturalnie spotyka się z licznymi zarzutami - po co, dlaczego nie dłużej kwitnące, bardziej odporne (pamiętam, że któregoś roku były to łany ulicznych maków) i w związku z tym tańsze, a jednak co roku oczekuję, cóż znowu wymyśli. Głupie, dziwne?
Te wiśnie na pewno mają japońskie korzenie. Są takie jak na zdjęciach, obrazkach, rycinach stamtąd. Czasmi zastanawiam się -jak oni „pstrykają” te zdjęcia, kiedy to robią, przy takim zaludnieniu. Miejsca są zawsze puste, poświecone kwitnącym drzewom i kobiercom płatków zalegającyhc na ziemi i wodzie. Kwiatostany drzew są czasami pojedyncze lub tak zmultiplikowane jak u Ciebie na zdjęciach w tym wpisie. Mają kolor bladoróżowy, inny niż porcelana chińskich róż znad Bałtyku. Płatki jędrne, silniejsze, zdają się mniej delikatne, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Białych kwiatów i drzew nimi obsypanych jeszcze nie zidentyfikowałam - co zacz? Spróbuję poszukać w necie.
Przeczytałam też o Legnicy, wieści z Wikipedii. Przez miasto przepływają trzy rzeki (Kaczawa, Czarna woda i Wierzbiak oraz ze jej nazwa pochodzi od „łęgów”, czyli miejsca okresowo podmokłego i wilgotnego. „Bagniste miejsca” - tak ją określano. Miejsce bardzo stare, odwzorowane na mapie Ptolemeusza.
Odnośnie rynkowego protoplasty z poprzedniej rozmowy - nie znam, podejrzewam, że cała grupa była. Też bym jej chętnie dała po pysku, choć pewnie poprzestalabym na kłótni, nądż zasadzce - ciężko byłoby mi dać jej po pysku.
Chomiku, gdyńska ogrodniczka podoba mi się. Ma pasję i śmiałość do przełamywania stereotypów. Słoneczniki na ulicy… Fajne.
UsuńTak, Legnica jest starym miastem i wiele się działo w tym mieście. Nie wiedziałem o pochodzeniu nazwy, ale gdy przeczytałem o łęgach, zaraz poczułem chęć ich zobaczenia. W Górach Kaczawskich spotyka się je często, chociaż nie są duże, to ledwie laski, ale atmosferę swoją mają. Największe wrażenie czynią na mnie w chmurny dzień zimowy, a chciałbym wejść w gąszcz łęgów o zmroku i wtedy posmakować ich pierwotną, dziką naturę. To zupełnie inny widok od wymuskanych alejek parkowych – nic im nie ujmując, oczywiście. Tam czuje się pierwotne, nieokiełzane siły natury i przemożny pęd do życia. Gdy stoję w lasku łęgowym, czuję się przeniesiony w odległą przeszłość, gdy ludzi i ich maszyn jeszcze nie było.
Legnica jest już wspomnieniem. Byłem w domu parę dni, dzisiaj wróciłem do pracy, a lunapark stoi w Żaganiu. W mieście, w którym jest park z wielkimi platanami i wieloma innymi pięknymi drzewami. Ale cóż… dzisiaj pracowałem od 6.30 do 21.30… Ustawiłem budzik na dziewiątą i wyłączyłem telefony, prywatny i służbowy; może w końcu uda mi się wyspać.
Krzysiek napisał, że słuchaliśmy muzyki.
OdpowiedzUsuńPowiem tylko, że kiedyś przypadkiem otworzyłem jeden z odcinków "Mam Talent" w edycji holenderskiej, gdzie zadebiutowała, będąc jeszcze dzieckiem, Amira Willighagen.
Obaj podziwialiśmy ją:
w tym miejscu
i już panienkę:
tutaj
Janku, anielski głos. Jakie piękne! Śpiewa tak dojrzałle w tak młodym wieku, że myśl o reinkarnacji sama wpycha się pomiędzy uszy :). Niesamowite.
OdpowiedzUsuń„Amazinig grace” uwielbiam zawsze, wszędzie i te dudy. Patrzcież i do Holandi zawędrował nasz Dudziarz, od ktorego nazwę swoją wzięła góra.
Przyjemność ogromną mi sprawiłeś :). Dziękuję.
Niewyobrażalne słuchać tego o świcie, wśród drzew.
Gdy Krzysiek już ulokuje się w Żaganiu zapewne poda linki do utworów, które słuchaliśmy z jego propozycji.
OdpowiedzUsuńJa tymczasem przedstawię Ci głos Laury Bretan (nie tak mocny jak Amiry), również odkryty w programie "Mam talent".
Proszę, posłuchaj
A po wysłuchaniu anielskich głosów, proponuję mały spacerek po legnickim parku
Usuńw tym miejscu
Nie tak silny ale też piękny. Zobaczyłam, że wreszcie zamieściłeś na blogu nowe zdjęcia :). Pobiegnę tak, aby im się bliżej przyjrzeć:D
UsuńOjej, to prawdziwy park, taki z założeniami, chyba klasycystyczny (ale tu nie mam pewności, nie znam się). Jesienny chyba. Lecę do Twoich zdjęć.
UsuńLegnicki park posiada kilka typów: francuski, japoński, angielski i jest też Gaj Muz... Wkrótce postaram się go zaprezentować.
UsuńPrzez krótki czas Krzysiek na blogu będzie nieobecny, a ja proponuję o obejrzenie reakcję widzów w czasie występu Amiry w holenderskim Mam Talent (Napisy w języku polskim). Proszę: zobaczyć
Zmyślnego Janek wybrał zastępcę :))). Amira jest niezwykła!
UsuńJanku, czytałeś słowa Ani? Patrzyliśmy na migdałowiec. Warto zapamiętać – dla olśniewającej urody kwiatów tego drzewa.
UsuńAmira i mnie oczarowała swoim głosem. Idealnym, jakby przez wiele lat kształtowanym i szkolonym, a przecież dzieckiem jeszcze była, gdy czarować zaczęła. Może rację ma Chomik pisząc o reinkarnacji?
Ileż pięknej muzyki znaleźć można w internecie! A ludzie słuchają łomotu i nazywają go muzyką.
Dobrosia Chomika wspomniała o słuchaniu dobrej muzyki wśród drzew, o świcie, przypominając mi podobną chwilę sprzed lat, gdy na jakiejś roztoczańskiej górce słuchałem koncertu skrzypcowego Brahmsa. Faktycznie, wyjątkowe połączenie wrażeń.
Wróciłem z domu i od razy wpadłem w wir zwariowanej pracy. Jak naprawić komputerowe sterowanie karuzeli nie mając programu do tego komputera? – ot, zagwozdka.
Jestem z Żaganiu, blisko parku, postaram się wyskoczyć tam chociaż na godzinkę. Kosztem snu, bo inaczej się nie da, ale zauważyłem, że takie kradzione chwile są ładniejsze i silniej przeżywane.
Wyskocz, jeśli możesz! U mnie kasztany towarzysza maturom (skąd te te drzewa to wiedzą, ze już pora) i pełno dziwnych drzew, oszałamiających kwitnieniem. Białe i drobne; białe i duże, jędrne; różowawe - zero rozpoznania, liście zwiękaszją swoją wymiar z dnia na dzień. Na krzakach kwiczy pomarańczowa pigwa. Rozpoznaję ją, ponieważ uwielbiam pigwę. Kiedyś nawet udało mi się usmażyć, ugotować pigwowo-pomarańczowe konfitury. Pyszne, niestety umiejętność pogrązylą się w mrokach pamięci i niepotrzebności lecz i kwiaty i owoce cudne. Wiesz, marzę o tym, źe uda mi się wejść na Śnieżkę. Podobno są na nią dwie drogi: kręta z zakolami i zygzakowata. Do Zlotu w JG pozostało jeszcze sporo czasu, więc może jeden dzień w tygodniu spróbuję poświęcić na szukanie tras i czytanie „o”.
UsuńPozdrowienia
Byłem, ale tyko raz. W połowie września wrócę do Żagania, zobaczę park raz jeszcze. Pod wieloma względami ten wrześniowy ładniejszy jest od majowego – niech mi Wiosna wybaczy.
UsuńChomiku, rozpoznanie wielu z tak licznie widzianych gatunków roślin nie jest łatwe, więc miej cierpliwość i wyrozumiałość wobec siebie. Kiedyś młody człowiek uczył się od starszego, od rodzica czy dziadka, a myślę, że taka nauka była efektywniejsza niż nauka przy pomocy googli i zdjęć. Po kilku latach zwracania uwagi na drzewa nadal mam duże braki, nierzadkie kłopoty z rozpoznaniem gatunku. Ot, topole. Podawana tutaj strona
http://drzewa.nk4.netmark.pl/atlas/atlas.php
wymienia siedem ich odmian, przy czym autor strony wspomina o dziesięciu gatunkach samych tylko topól balsamicznych. Trzeba specjalisty, żeby je odróżnić. Mnie się udało raz jeden zidentyfikować topolę balsamiczną Maksymowicza, ale tylko dzięki sprzyjającym okolicznościom.
Na Śnieżce byłem raz, a szedłem szlakiem zaczynającym się przy świątyni Wang w Karpaczu. To dobry szlak, widokowy. Schodziłem w Dolinę Łomniczki, a jest to szlak dość stromy i o największej w Sudetach różnicy poziomów, chyba ponad 800 metrów. Dla porównania: szczyt Rys jest 1100 metrów nad Morskim Okiem.
Wejście tamtędy byłoby mozolne, ale od dawna myślę o tym podejściu – właśnie dlatego, że jest najwyższe.
Różowe drzewo to migdałowiec.W moim śląskim tajemniczym ogrozie rósł wielki krzewi cieszył nasze oczy wiosną. Z kolei w Niechorzu posadzono całą aleję odmiany drzewiastej. Mam nadzieję, że będzie jeszcze kwitła, gdy pojadę do Trzebiatowa. Piszesz, że trudno zakochać się w topoli? Nie zgodzę się z Tobą. Gdy jeszcze pracowałam w szkole, z okien mojego gabinetu widać było ogromną topolę. Widok jej zielonej korony z gniazdem srok był relaksem dla moich oczu.Gdy podjęto decyzję o wycince, chciałam się do niej przykuć tak,jak zieloni do drzew na Górze św.Anny, gdy budowano autostradę. Oczywiście zrezygnowałam z takiej manifestacji, ale u dyrkecji byłam i swoje oburzenie wyraziłam. Na nic się to zdało, bo niestety jej argumenty były bardziej racjonalne.
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuję za poprawienie mojego błędu. Migdałowiec, drzewo-księżniczka.
UsuńZnam topolę w żagańskim parku, którą odwiedzam ilekroć uda mi się tam wyrwać, jeśli jednak patrzę na drzewa pod kątem ich urody, znajduję sporo ładniejszych od topoli. Jestem teraz o kilometr od tak wielu ładnych drzew tego parku, ale nie wiem, czy będę mógł pójść tam; dzisiaj pracowałem 15 godzin. Niech ten fakt będzie moim wytłumaczeniem opóźnienia w odpisywaniu.
Długo byłem wkurzony na szefa za wycięcie mirabelki rosnącej pod oknem mojego zimowego pokoju w bazie. „Bo liście trzeba grabić” – usłyszałem. Gdybym wiedział, zapłaciłbym za jej życie i sam grabił liście, bo polubiłem to niepozorne drzewko. A wielkich drzew w ogóle nie powinno się wycinać, jeśli tylko nie stanowią niebezpieczeństwa. Takie drzewa powinny mieć możliwość dokończenie swojego życia w sposób naturalny.
Tak wczesny ranek i wiosna w pełnym rozkwicie to dobrana para. Jak zwykle ciekawie opisałeś spacer po parku, teraz każde drzewo, każdy krzew pięknieje jak dziewczyny wiosenne spacerujące z uśmiechem na twarzy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aleksandro.
UsuńOj, tak tak: słoneczna wiosna kojarzy się z dziewczynami. Ona i one zawsze takie ładne i uśmiechnięte, a ja się starzeję, co największą jest niesprawiedliwością tego świata :-)