Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 24 lipca 2023

Kilka tematów

 

220723

O społeczeństwie

W poprzednim roku samorzutnie i bardzo licznie pomagaliśmy uciekinierom wojennym z Ukrainy. Zadziały tutaj spontaniczne reakcje, wszak ludzkie serce słabszemu sprzyja, ale i znane prawidła społeczne. Mówi się o wrogu naszego wroga jako naszym przyjacielu – i tak też zobaczyliśmy Ukraińców w tych chwalebnych dla Polaków dniach.

„Naszym” przyjacielu, czyli kogo? Aby ta reakcja nastąpiła, konieczne było poczucie pewnej więzi społecznej ludzi; coś, co z nieogarnionego ludzkim umysłem wielomilionowego mrowiska czyni społeczność mówiącą o sobie „my”. Do powstania tej więzi mało pracy i mieszkania w jednym kraju. Potrzebna jest wspólna historia i podobny jej odbiór. Gdyby nie pamięć naszych wielowiekowych konfliktów z Rosją, gdyby nie pamięć wojny i komunistycznych lat powojennych, nie byłoby tej spontanicznej pomocy. Przy czym nie chodzi o pamięć dat i nazwisk z czasów nauki szkolnej, a o pamięć ściśle powiązaną z życiem społecznym i rodzinnym, z naszą kulturą.

Co Erytrejczyka obchodzą nasze zaszłości z Rosjanami? Co zrozumie ze złożoności naszych relacji z Ukraińcami? Czy przyszłoby mu do głowy iść na dworzec i wziąć stamtąd Ukrainkę z dzieckiem do swojego domu? Dla równowagi: co my wiemy i co rozumiemy z wojny między Tutsi i Hutu; czy aby na pewno nasza niewiedza i obojętność wynikają z odległości przestrzennej? Jakie znaczenie ma odległość kulturowa?

Czy mieszkańcy Polski a niedawni imigranci z odległych i odmiennych kulturowo krajów zareagowaliby podobnie? Albo inaczej: czy podobnie przyjmowalibyśmy uchodźców z Czeczeni albo z Czadu?

Jeszcze inaczej: jaka jest przewaga państw narodowościowych w sytuacjach nietypowych, ekstremalnych, nad państwami wielokulturowymi?

Czytając o wydarzeniach we Francji czy Szwecji dochodzę do wniosku, że danie uchodźcom prawa pobytu i zasiłku nie załatwia sprawy. Oni szybko dowiadują się, że są tylko tolerowani z powodu obowiązującej poprawności politycznej. Podobnie jest, jak słyszałem, z Francuzami od drugiego czy nawet trzeciego pokolenia, ale mającymi afrykańskich przodków. Mało który osiągnie sukces. Patrzą na zamożność wokół siebie i porównują ją do swojej stagnacji, braku perspektyw, do bylejakości, która taką zostaje w ich widzeniu nawet w porównaniu do biedy w krajach ich rodziców. Czy nie jest to podłoże pod radykalizmy wszelkiej maści? Tych ludzi należałoby przyjąć podobnie jak przyjmowaliśmy Ukraińców: przychylnie. Jako gości będących w potrzebie na początku, później jako ludzi chcących tutaj żyć i pracować, a w przyszłości być może jako współobywateli, a nie z poczuciem wyższości i obojętności rekompensowanej pieniędzmi lokować ich w gettach. Wygląda na to, że naszych szczerych odruchów nie da się zastąpić zinstytucjonalizowaną i w gruncie rzeczy bezduszną pomocą.

Jak jednak asymilować ludzi czujących niechęć do zamożnych społeczeństw demokratycznych, skoro dla wielu z nich wszelkie instytucje demokratyczne są częściej oznaką słabości niż siły? Ludzi o odmiennym sposobie widzenia świata i zasadach społecznych wynikających z diametralnie odmiennej historii i kultury, a przy tym nastawionych raczej na branie, niż zarabianie? Właśnie pomyślałem o dość licznych u nas Wietnamczykach. Nie mamy z nimi kłopotów, najwyraźniej oni też nie czują się u nas źle, mimo znacznych różnic kulturowych. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy do nich przychylnie (a przynajmniej neutralnie) nastawieni, ponieważ wiemy, że to pokojowi ludzie przyjeżdżający do nas pracować i zarabiać. Nie bez znaczenia może też być pamięć nie tak odległej ich bohaterskiej walki o wolność, a fakt ten zawsze ma dla nas znaczenie.

Parę tygodni temu zamieściłem na blogu zdjęcie samotnego drzewa rosnącego na miedzy podpisując je cytatem z „Pana Tadeusza”, ale nie podałem źródła ponieważ MY, Polacy, wiemy czyje są słowa o cichych gruszach siedzących na miedzach.

* * *

Reklamy

Zdecydowana większość reklam jest w moim odbiorze idiotyczna, prostacka, odwołujące się raczej do naszych wad niż zalet. Jeśli dodatkowo reklamę tego rodzaju słyszę czy widzę często, wywołuje u mnie odruch odwrotny do zamierzonego. Budzi się we mnie protest: nie kupię tego, co reklamowane, ponieważ zamęczają mnie swoim prymitywnym i nachalnym namawianiem. Obraz życia przedstawiany w wielu reklamach mam za szkodliwy: życie ma być łatwe, zabawowe, swobodne, zamożne, bogate w konsumpcję, luzackie. Przykładów można przytaczać setki. Dziewczynę boli głowa, bierze tabletkę i po chwili widać ją szalejącą na dyskotece. Oto kilka fragmentów reklam:

„Weź, kup, i nie zatrzymuj się.”

„Ból spowalnia twoje tempo? Zażyj…”.

Weź (coś reklamowanego) i nie daj się zatrzymać.”

„Nic mnie nie ogranicza.”

Właśnie to podkreślanie swobody i braku ograniczeń jest bardzo charakterystyczne.

Są jednak reklamy dobre, aczkolwiek stanowią nieliczne wyjątki.

Jedna z zapamiętanych ma taką fabułę: chłopak poznaje dziewczynę, spotykają się, biorą ślub, rodzi się im dziecko, później drugie, a on ciągle jeździ tym samym samochodem.

Dwa celne strzały w jednym, bo i reklama trwałych samochodów, i propagowanie rodziny z dwójką dzieci. Ta reklama stoi na przeciwnym biegunie do przytłaczającej ilości tych, w których propaguje się zabawę, brak ograniczeń i niepohamowaną konsumpcję.

Polaków ubywa i to coraz szybciej, a przybywa ludzi starych, na emeryturach. Bardzo trudno zmienić ten trend, ale dobrą próbą byłyby mądre i zakrojone na wiele lat działania dążące do zmiany modelu sukcesu młodych ludzi. Reklamy przedstawiające zabawę na Bali (za pożyczone pieniądze, bo reklamuje się bank), zjazd na nartach z wielkiej góry albo błyski świateł dyskoteki, na pewno w tym nie pomogą, jeśli będą typowe dla treści reklam. Te bardzo nieliczne dobre reklamy udowadniają możliwość pogodzenia pozornych sprzeczności. Potrzebne są jednak długofalowe przemyślane działania, a nie kupowanie wyborców dodatkiem ośmiuset złotych.

* * *

Parę słów o polszczyźnie

O nadużywaniu słowa „generowanie” pisałem, trafiłem jednak na ciekawy przykład opisu wypadku drogowego. Użyto tam takiego sformułowania: „sytuacja się wygenerowała”.

Poborowi do wojska są generowani (autentyczne!), a sytuacje się generują. Jasne i logiczne!

Od pewnego czasu modne jest słowo „kontekst”. Jak wszystkie modne słowa, i to jest nadużywane, czasami karykaturalnie, i zastępuje wszystkie słowa bliskoznaczne. Z pewnego artykułu skopiowałem koślawe zdanie z tym słowem:

„Chodzi o wywarcie wpływu na państwa Zachodu, zwłaszcza w tym kontekście, że pojawiają się wypowiedzi ze strony…”.

Odnieść można wrażenie, że autor słyszał o tym słowie jako modnym i pożądanym w wypowiedzi, więc na siłę go użył; w rezultacie wyszło coś takiego. Bardzo łatwo o potknięcia przy wypowiedziach słownych, zwłaszcza a vista, ale jeśli przestawia się je piśmie, jest możliwość poprawy, dlatego można oczekiwać większej poprawności tekstu niż mowy. Oto moja propozycja:

„Chodzi o wywarcie wpływu na państwa Zachodu w związku z pojawiającymi się wypowiedziami…”.

Najwięcej niechlujstwa językowego widzę w komentarzach publikowanych pod artykułami na stronach internetowych oraz pod filmami na You Tube. Podam tylko jeden przykład (źródło) :

„budanow robi z twardziela strażaka , syrski za rzeźnika..zalurzny za kowialnego ontelektualiete..ogarniającego wszystko…”

Trudno pojąć sens tego bełkotu, skoro nie używa się w nim wielkich liter, źle stawia znaki interpunkcyjne i nie poprawia licznych literówek. Tak wypowiadają się ludzie na forum publicznym!

* * *

Oprogramowanie

Oprogramowanie bloga bardzo często żąda ode mnie zalogowania się, mimo że jestem zalogowany; czasami po prostu nie da się przekonać go do zmiany, w rezultacie bywa, że piszę komentarz anonimowo podpisując go „ręcznie”. Z kolei proces wylogowania bywa długi, powtarzany parokrotnie, ponieważ program stwierdza, że coś mu poszło nie tak i chce odświeżenia strony. Czy też tak macie?

Czy ktoś wie, co zrobić, aby zdjęcia na blogu aby można było wyświetlać powiększone klikając na pasek ze zdjęciami widoczny na dole ekranu? U mnie ten pasek się nie pokazuje, co znacznie utrudnia oglądanie zdjęć, a ja nie mam pojęcia co trzeba zrobić.

Te wady nie są oczywiście jedynymi, bo w samym blogerze jest ich mnóstwo i to od dłuższego czasu. Są i chyba zostaną. Można tylko westchnąć wspominając wcześniejsze dobrze działające wersje oprogramowania bloga. Inny przykład: skopiowanie treści ekranu laptopa wymagało jednego kliknięcia, a po ostatniej aktualizacji systemu Windows potrzebne są trzy. To typowe, ponieważ zmiany programów idą raczej w stronę ich rozbudowy (nierzadko wydumanej, niepotrzebnej) niż ułatwień w obsłudze.

* * *

Nie użyję w tytule rozdziału znanego skrótu, ponieważ boję się ludzi, którzy ze słusznych dążeń zrobili dziwaczną ideologię. Domyślicie się, jaki on miał być.

Bardzo rzadko się zdarza moja pełna zgodność z poglądami innych osób. Z autorem tej wypowiedzi też nie zawsze mi po drodze, ale tym razem nasze poglądy są takie same.

* * *

Wojna a ekologia

Tak dymią czołgi! Przy okazji: taka maszyna jadąca po ciężkim terenie spala od 700 do ponad 1000 litrów paliwa na sto kilometrów!

Góry śmieci, widok powszechny na froncie, czemu dziwić się nie można, skoro walczy się tam o życie w strasznych warunkach.



 





* * *

Ruski mir

Wysłuchałem wywiadu przeprowadzonego na ulicy rosyjskiego miasta. Pytano przechodniów, dlaczego Rosja nie jest lubiana na Zachodzie. Pewna kobieta wyraziła swoje zdziwienie, bo „przecież my pomogliśmy tylu małym narodom! Pomagaliśmy w Czeczeni, Gruzji, nawet w Syrii, teraz pomagamy Ukraińcom, a ludzie nas nie lubią…”.

Jej wypowiedź zrobiła na mnie duże wrażenie, ponieważ na przykładzie jednostkowym pokazuje skalę bezradności umysłowej i zaślepienia propagandą.

Skopiowane z ukraińskiej strony o wojnach Rosji:

„Wszystko, czego Rosja dotyka na arenie międzynarodowej, zamienia się w popiół i cierpienie.”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz