181023
Gdzieś w internecie znalazłem informację o Rezerwacie Imielity Ług ustanowionym w celu ochrony torfowisk w Lasach Janowskich, a dowiedziawszy się, uświadomiłem sobie zupełną nieznajomość tych lasów i potrzebę zmiany. Plan pojawił się natychmiast: rezerwat, las i może przy okazji grzyby.
Las zauroczył mnie. Zdecydowanie przeważają w nim rosnące luźno sosny, ale spotyka się buki i dęby, natomiast nie ma krzaków, młodniaków nie do przejścia. Jest dużo słońca i kolorów jesieni, sporo piaszczystych wzgórków, a między nimi podmokłych dolinek. Dzięki piachom leśne dukty nie są błotniste, a przy tym szerokie i równe – idzie się nimi tak, jak w miejskim parku. Na pierwszym poznanym duktem, wiodącym ku torfowisku przez wzgórze Mała Grępa (widać na mapie poniżej) zwalniałem nie chcąc, żeby zbyt szybko się skończył, a takiego stanu doświadczam tylko w wyjątkowo ładnych miejscach. Szeroka ścieżka ruda od igliwia, w słońcu stojące sosny, bajeczne kolory liści dębów czerwonych i wyjątkowe poczucie bycia tam, gdzie się być powinno w jeden z ostatnich kolorowych dni jesieni. Towarzyszyło mi poczucie spełnienia i najlepszego z możliwych spędzenia dnia. Trwaj drogo, trwaj chwilo! – chciałoby się wołać.
Do końca drogi jednak doszedłem, a tam zobaczyłem tablicę z zakazem wchodzenia na torfowisko. Trudno – pomyślałem – i zawróciłem, ale po chwili zobaczyłem trzy panie z koszami idące dziarskimi krokami w stronę mokradła.
– Niech pan idzie, tu wszyscy chodzą – usłyszałem.
– Tylko pan uważa żeby się nie utopić – dodała jedna z nich.
Poszedłem starając się stąpać po kępach turzycy; jeśli nie mogłem, krokowi towarzyszyło mlaśnięcie. Doszedłem do grupy sosen rosnących na piaszczystym wzgórku; wokół była bagienna niska roślinność i rzadkie rachityczne sosenki.
Surowy, nieco smutny krajobraz przywołujący myśli o dawnych nieprzebytych borach i bagnach. Popatrzyłem i… zawróciłem. Bagna nie są mi obce, kiedyś trochę chodziłem po mokradłach Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, ale skórzane lekkie buty stanowczo się nie nadają do takich miejsc.
Poszedłem w stronę kładki i wieży widokowej, po drodze zbierając grzyby. Nie było ich dużo z jednym wyjątkiem: maślaków sitarzy.
Rosły pojedynczo, po kilka, kilkanaście, a największe skupisko sfotografowałem. Na zdjęciu widać niewielką część rozległej kępy tych grzybów; było ich tam… nie wiem; może sto, może dwieście. Mimo ograniczania się tylko do niewielkich owocników, do samochodu wróciłem z dwoma torbami, a wypełniały je także maślaki i niewielka ilość podgrzybków.
Na kładce spotkałem mężczyznę robiącego zdjęcia z drona. Pokazywał mi je, są dużo lepsze od zdjęć robionych z ziemi. Może warto by kupić taki latający aparat fotograficzny?…
Drewniana niska wieża stoi na granicy zarośniętych mokradeł i otwartej wody stawu. To królestwo ptaków i roślin wodnych, chyba też bobrów. Staw i jego okolica pozwalają wyobrazić sobie dawny wygląd Ziemi, jej niebezpieczną dzikość i niedostępność. W mglisty dzień, albo o zmierzchu jesiennego dnia, krajobraz wokół byłby przejmująco smutny, ale… chciałbym go zobaczyć. Chciałbym poczuć swoją małość, zależność od sił pierwotnej przyrody istniejącej nie dla nas, nie dla naszych korzyści czy przeżyć estetycznych, a tylko dla siebie. Poczuć moc władczyni całej fauny i flory Ziemi. Jest jeszcze coś, co wzmacnia urok tego i podobnych miejsc: to ich odległość, niekoniecznie geograficzna, od brudów polityki, od ludzkich szaleństw. Chociaż i tam znaleźć można ślady naszego barbarzyństwa; oto przykład.
O nazwie miejsca:
>>Nazwa Imielity Ług pochodzi z języka rosyjskiego i oznacza rozległe bagno. << Taką informację podsunął mi Google.
W Wikipedii napisano, że „ług” jest staropolskim słowem oznaczającym podmokłe miejsce. Niżej autor artykułu dodaje:
>> Według Słownika etymologicznego języka polskiego Aleksandra Brucknera z 1927 roku, sens słów ług i łęg pokrywał się w pewnym zakresie. Obydwa oznaczały nizinę, nizinny brzeg rzeki lub moczar. Zdaniem niektórych badaczy pochodzą one prawdopodobnie od jakiegoś słowa oznaczającego zbiornik wodny lub kałużę, a wyraz ług był używany do określenia podmokłej łąki. (…) Pospolite niegdyś słowo ług przetrwało do czasów obecnych w nazwach własnych.<<
Obrazki ze szlaku
Wschód słońca widziany z Via Carpatii, jak się oficjalnie nazywa droga szybkiego ruchu mająca połączyć południe Europy z krajami bałtyckimi. Zmierzając ku zachodnim krańcom Roztocza jadę właśnie tą trasą na południe, czyli w stronę Rzeszowa. O tej porze roku chciałbym wyjeżdżać wcześniej, żeby o świcie być na miejscu skoro dni są już tak krótkie, ale moja żona dała mi szlaban na krzątanie się po domu nad ranem. Trudno, wszak żony trzeba (czasami) się słuchać. Zdjęcie zrobiłem w czasie jazdy; tak, wiem, to nie było rozsądne.
Bagno zwyczajne, pospolita tam roślina. Rośnie wszędzie, gdzie tylko jest mokro.
Nieznana mi roślinność mokradeł, charakterystyczne zielone kępy, między nimi woda.
Pewna strona internetowa rozpoznająca rośliny twierdzi, że to borówka brusznica. Proszę o potwierdzenie lub zaprzeczenie. Piszę tak, ponieważ spotkane trzy panie mówiły o zbieraniu żurawiny pokazując na czerwone owoce. Nie wiem, kto się myli; niewykluczone, że ja coś pokręciłem.
Urocza kapliczka świętego Franciszka. Stoi na piaszczystym wzgórku przy drodze do rezerwatu.
Dąb czerwony. Odmiana nie tak powszechna jak dąb szypułkowy, ale widywana dość często. Jesienią pięknie się przebarwia. Zdaje się, że takie właśnie liście są na naszych monetach.
Na grobli przecinającej staw Imielity Ług.
Butelki pod ławą w miejscu odpoczynku. Wyrzucone nie dość, że w lesie, to jeszcze w rezerwacie!
Te grzyby podobne są do maleńkich tarasowych poletek gdzieś w górzystych rejonach Azji.
Kolory jesieni
„Czymś tam się okryłem i patrzyłem, jak się podnosi mgła, jak wstaje słońce, jak się rozwija splendor schyłku, śmierci i jesieni. Na czerwień buków, na żółknącą zieleń brzóz i burość olch, które co roku zamierają bez ostentacji. Pod niebem przesłoniętym perłową łuską chmur, przez którą raz po raz przesączało się światło z tamtej strony. Wyraziste i ostre jak w żadnej innej porze roku.
Dlaczego?
Żebyśmy się napatrzyli, żeby obraz wraził się na wieki w źrenicę i nerwami zawędrował do pamięci, do serca, do duszy – w co tam sobie kto wierzy. Żeby został, bo przecież z czasem, z upływem, z wiekiem zostanie jako pociecha tylko on jako dowód, żeśmy w ogóle istnieli. (…)
Wpatrywałem się w głąb październikowego dnia jak w szklaną kulę. Gapiłem się wskroś nadprzyrodzonej pogody. Są dni, gdy spływa na nas łaska. Po prostu. I coś w rodzaju trudnej pociechy, że nim wszystko zgaśnie, zajaśnieje płomieniem, od którego nie da się oderwać oczu.”
Autorem tych słów jest Andrzej Stasiuk.
Trasa:
Lasy Janowskie między Łążkiem Ordynackim a Gwizdowem. Rezerwat
Imielty Ług, torfowiska i bór bagienny. Wzniesienia Mała i Duża
Grępa. Grzybobranie.
Dziwna jest nazwa tej wioski. Sprawdzałem etymologię: prawdopodobnie wywiedziona została od słowa „łąg” dawniej oznaczającego – podobnie jak słowo „ług” – bagnistą łąkę lub las na mokradle. Może „łążek” to zdrobnienie? Mała łąka lub lasek?
Statystyka: 17 km przeszedłem w 7 godzin, a przerwy trwały 3 godziny.
Ach jakie wspaniałe są te sosnowe lasy, takie czyste bez krzaczorów, Często pachnące w słońcu. W młodości jeździłam w okolice Szprotawy, Przemkowa nad morze, tam takie lasy spotykałam. Od kilkunastu lat jadąc nad morze spotykałam się z rozczarowującymi widokami wieżowców i innych betonów w przybrzeżnych pasach leśnych na wybrzeżu. Tereny bagienne ciekawe lecz niebezpieczne. W sumie sporo zróżnicowanych terenów napotkałeś Krzysztofie na swej drodze. Te owocki mam wrażenie, że są brusznicą. Żurawina ma intensywniejszy kolor i zróżnicowany podobno. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPrzez wiele lat pracując w wakacje nad morzem też zauważyłem zwyczaj stawiania domów coraz bliżej brzegu morza. Czasami sterczą nad plażą, a bywają wśród nich i wysokie, wielopiętrowe. Cóż, pieniądz ponad wszystko. Wiele osób chce mieć mieszkanie z widokiem na morze, są w stanie zapłacić za nie dużo, więc są budowane. A nam pozostaje odsuwać się na bok, póki to ubocze nie jest zabetonowane.
UsuńSpotkane kobiety trochę przesadziły. W tamtym miejscu można było łatwo przemoczyć buty, ale raczej nie utonąć. Rosną tam sosny, nie są duże, mają średnicę 10 czy 15 cm, ale to świadczy o jakimś podłożu, na wodzie nie ustałyby. Niebezpiecznie byłoby iść na brzeg torfowiska, do otwartych oczek wody, gdzie faktycznie można utonąć, ale tam się nie zbliżałem.
Byłam chyba w 2012 roku, ale nie doszłam do końca trasy, nawet popełniłam stosowny na starym blogu;) pięknie tam.
OdpowiedzUsuńMyślisz o dronie? interesuje mnie temat, przymierzam się, tylko nie wiem, czy 'się nadaję', bo na zdjęcia czy filmiki dronem trzeba mieć czas, nie mówiąc o cierpliwości, a tych w drodze często brakuje...
Dziękuję, Ikropko. Ja nie przeszedłem całej grobli.
UsuńPrzyznam, że oznakowane trasy zwykle gubię, ale nie zgubię się na nieoznakowanych drogach ani na bezdrożach :-)
Tak na poważnie to nie, nie kupię drona. Owszem, zdjęcia byłyby ciekawsze i ładniejsze, można by się pokusić o założenie kanału na YT z filmikami, ale… nie. Już dawno zauważyłem wyraźną prawidłowość: im więcej czasu poświęcam fotografowaniu, tym mniej przeżyć wynoszę z wyjazdu. Aby pogodzić jedno z drugim, staram się zdjęcia robić szybko: wyciągam telefon z kieszeni, a że to prztykadełko, nie trzeba w nim nic ustawiać (no… tylko czasami), prztykam kilka ujęć lekko zmieniając kadrowanie, wyłączam i chowam do kieszeni. Całość trwa kilka sekund. Dronowi musiałbym poświęcić dużo czasu. Za dużo jak dla mnie.
Trakty jak na Roztoczu w okolicach Suśca wśród sosen, lubię takie przejrzyste lasy. A wiesz, że myślałam o tym rezerwacie, nawet patrzyłam, jak daleko to od nas. O, tak, dron, to czasochłonna zabawka, a poza tym każdy lot trzeba zgłaszać przez odpowiednią aplikację. Już nawet samo robienie zdjęć staje się przykrym obowiązkiem tam, gdzie człowiek ma ochotę pobyć bez tego obciążenia 😁 Maria z Pogórza.
OdpowiedzUsuńMario, widzę, że masz kłopot z logowaniem. Zdaje się, że typowy to teraz problem.
UsuńBliżej granicy chyba jest więcej piasków, może stąd więcej tam lasów sosnowych. Lubię takie lasy, są... słoneczne.
Do lotu dronem potrzebna aplikacja? To dziękuję. Unikam wgrywania aplikacji, bo mam z nimi kłopoty. Niedawno po raz pierwszy od długiego czasu wgrałem jedną, do rozpoznawania grzybów, była chwalona jako najlepsza. Mario, nie dość, że aby zrobić zdjęcie na potrzeby tej aplikacji trzeba wiele kliknięć (np. „potrzebna twoja zgoda na zrobienie zdjęcia”), to na koniec dostaje się ewidentnie złą odpowiedź. Kuriozalne jest zakończenie: „to ten grzyb?”.
Dojazd samochodem jest bardzo wygodny: po zjeździe z eski jedzie się przez las publiczną szosą z szerokim poboczem, można zaparkować blisko granicy rezerwatu. Od eski to jakieś 2 kilometry.
Jest piątkowy wieczór. Jutro nie pojadę na pożegnalną wędrówkę roztoczańską, pada deszcz, może więc w niedzielę?
Piszę z telefonu, bo uszkodzony laptop stacjonarnie w domu:-) a nawet nie pamiętam hasła do bloggera. Tak, trzeba zgłaszać lot w żegludze powietrznej, a wpierw trzeba zrobić uprawnienia do pilotowania statków powietrznych:-) nadają ci nr i licencję pilota:-) śmieszne to wszystko i tylko u nas, w kraju, może ci co profesjonalnie latają, a ja tylko nad naszą łąką, ale strefa nadgraniczna, dodatkowe obostrzenia. Nie wierzyłabym za bardzo w telefoniczne rozpoznawanie grzybów, mogą się mylić, albo podawać kilka opcji, a to ryzyko, zwłaszcza po zjedzeniu:-)
OdpowiedzUsuńMario, zrobiłem ledwie kilka prób rozpoznania nieznanych mi, a bardzo licznych, „psiuchów”, jak to się w moich stronach mówi o niejadalnych, albo po prostu niezbieranych grzybach, i chyba na nich poprzestanę, bo skuteczność tego programu jest nikła. Podsuwa mi odpowiedzi pokazując grzyby wyglądające zupełnie inaczej. Do tej pory nie używałem tego rodzaju pomocy w rozpoznaniu grzybów i wygląda na to, że tak pozostanie.
UsuńHmm, czy ja pamiętam hasło na blog? Chyba nie :-)
W związku z licencjami na drona i niedawnymi wyborami zwrócę uwagę na wyraźne dziwadło. Otóż aby latać nad łąką malutkim aparatem, jeździć samochodem albo leczyć króliki, trzeba wykazać się wiedzą i zdać egzamin, a jednocześnie nie jest wymagana jakakolwiek wiedza ani dyplomy do bycia politykiem, a więc osobą podejmującą kluczowe decyzje w kierowaniu państwem.
No i mamy takich różnych „polytyków” którzy może, podkreślam to słowo, może by się nadawali na stróża parkingu.