251123
Świeży, więc czysty i puszysty, śnieg po kostki, parę stopni na minusie, zimny wiatr, pięknie przybrane świerki i krajobrazy nagle pozbawione barw -- pierwsza w tym sezonie prawdziwie zimowa wędrówka sudecka. Nie jestem miłośnikiem zimy, także tej śnieżnej. W czasie minionych zim zdarzało mi się podziwiać śniegi skrzące się srebrzyście i diamentowo, widziałem je lekko żółte w niskim słońcu a w głębokim cieniu błękitne, przy czym użyte tutaj nazwy kolorów zupełnie nie pasują do opisu tych delikatnych przeczystych barw, ale z nazwami kolorów mam kłopot. Widziałem mroźne świty malowane czerwonym słońcem; drzewa, krzewy i zwykłe badyle bajecznie wystrojone skrzącą się szadzią. Owszem, widziałem i pamiętam piękne barwy i obrazy zimowe, ale taką urodę tej pory roku widuję rzadko. Znacznie częściej biel śniegu jest po prostu matowa pod szarym niebem i przykrywa świeżą zieleń ozimin na polach pozbawiając je kolorów. Poza nielicznymi drobiazgami krajobraz staje się monochromatyczny. Nie mogę jednak nie jechać w zimie w góry, tęsknota mi na to nie pozwala.
Wiedząc o śniegu i zimowej aurze, przed wyjazdem pojawiła się w głowie myśl o pojechaniu w góry tylko na jeden dzień, bo nagle kuszącą wydała mi się wizja długiego siedzenia w ciepłym pokoju przy biurku, ale byłem twardy i skusić się nie dałem. Wszak w pokoju czekały już częściowo spakowane torby, ponieważ w poniedziałek rano miałem wyjechać na miesiąc do Białegostoku. Skoro więc następna wędrówka mogła być możliwa dopiero w przyszłym roku, nie mogłem spędzić dnia pod dachem. Ponownie umówiłem się na nocleg w znanym od lat hotelu w Bolkowie i dwa dni ostatniego listopadowego weekendu spędziłem w Górach Wałbrzyskich.
W lewym górnym rogu dołączonej mapy widać pasmo wzgórz w pobliżu miasteczka Czarny Bór. Parę lat temu byłem tam, szedłem drogą pod szczytami, ale tylko do najbliższej drogi poprzecznej wiodącej w dół. Była tak ładna, że poszedłem za nią. Dzisiaj postanowiłem pójść dalej, przejść całe pasmo wzgórz nie dając się skusić tamtej drodze.
Byłem, przeszedłem górną drogę, ale wrócić mi trzeba, ponieważ jak zwykle nie wszędzie byłem, a jest tam ładnie; krajobrazy i wysokości są bardziej górskie niż pogórzańskie. Teraz sprawdziłem: ta miejscowość, Czarny Bór, ma wygląd miasta, ale formalnie nim nie jest.
Oczywiście wzgórza były tylko początkiem trasy wybranej tak, by jak najdłużej iść otwartymi przestrzeniami. Niespecjalnie pociągają mnie góry zalesione, z których nie ma widoków, ponieważ dal ma dla mnie urok magnetyczny.
Dal jest zawsze tym lepszym miejscem na styku nieba i ziemi, wyzbytym niedoskonałości nie tylko miejsca patrzenia, ale i czasu patrzenia. Droga do niej, czasami sama myśl o dali, pozwala zostawić za sobą smutki, problemy, a nawet – i tak bywa – samotność. Dal jest marzeniem, a że jest nieosiągalna, zawsze daleka, zawieść nie może.
Doszedłem do Czarnej Skały, miejsca oznaczonego na mapie jako góra, ale nie zobaczyłem tam górskich zboczy, a usypisko charakterystyczne dla kamieniołomów. Dopiero później uznałem, że góra mogła tutaj być, ale została wywieziona tak, jak wywożone na budowy są inne góry w Sudetach.
Nieco dalej skręciłem w jakąś boczną drogę zamkniętą na szczycie garbu rzędem ustawionych kamieni i stamtąd, z krawędzi urwiska, zobaczyłem wielkie wyrobisko kamieniołomu. Był czynny, widziałem wielotonowe wozidła uginające się pod ciężarem wiezionych skał, a wydawały się maleńkimi mrówkami. Ile milionów ton było stąd wywiezionych? To miejsce, tak bardzo zmienione przez człowieka, ma ścisły związek z budowanymi drogami, także z pobliską ekspresówką S3, ponieważ używane tam kruszywa są dobywane w takich właśnie kamieniołomach, o czym należy pamiętać mówiąc o destrukcyjnym wpływie budów na środowisko.
Idąc szerokim kołem tam, gdzie spodziewałem się dali, poznałem dwa malownicze i dość pokaźne wzgórza, Garbacz i Mielnik. Pierwsze uwodzi urodą swoich dróżek i uskoków obsadzonych brzozami, drugie chwali się stromizną zboczy i rozległymi widokami ze szczytu. Drogi na szczyt Mielnika nie znalazłem, szedłem pod górę niekoszoną łąką (wiecie chyba, jak wyłożone trawy chwytają buty), na dokładkę przysypaną śniegiem, więc zatrzymywałem się często i sapałem jak lokomotywa, ale wszedłem i z wierzchołka zobaczyłem dal. Wrócę tam na pewno.
Zapadał zmierzch kiedy zszedłem do miasteczka, a że miałem jeszcze kawał drogi do przejścia, zdecydowałem się na marsz szosą. Świat wokół szarzał coraz bardziej, później stał się ciemno niebieski, może granatowy; podobał mi się taki, można było dostrzec jego zimną, surową, ale jednak urodę. W końcu zapanowała czarna ciemność chmurnej nocy, jedynie pod paroma mijanymi lampami jaskrawo świeciły żółte kręgi śniegu.
Obrazki ze szlaku
Moje ślady wyglądają tak, jakbym nieźle miał w czubie, a ja nic a nic, naprawdę!
Las broniący wstępu zwartymi zaroślami, głównie jeżyn. Trudno byłoby przejść nim na przełaj, a miałem taki zamiar.
Zimowy szlak.
Słońce oświetla górę Mielnik.
Ludzie namiętnie robią sobie selfie, zrobiłem i ja, a co!
Osiedle domków. Za pierwszym widać kilka kolejnych, stoją w głębi, na wzgórzu. Co o nich sądzicie? Mnie się nie podobają. Mogłyby ostatecznie (bo same w sobie zgrabne nie są) stać gdzieś, ale nie w górach. Tam wyglądają dziwacznie.
Na wspomnianych wzgórzach stoi kapliczka z bogatą historią. Obok niej jest droga z ładnym widokiem.
Nocny powrót.
Trasa: między Czarnym Borem a Grzędami Górnymi w Górach Wałbrzyskich. Szczyty na które wszedłem: Jastrzębia Góra, Czuba, Garbacz i Mielnik.
Statystyka: na szlaku długości 21,5 km byłem 9 godzin, a szedłem nieco ponad siedem.
Piękna była ta zima!
OdpowiedzUsuńAniu, czasami wyobrażam sobie panią Zimę jako kobietę będącą w tym przełomowym wieku, w którym jeszcze może olśnić urodą, ale musi już w to włożyć dużo pracy i starań, bo tak na co dzień...
Usuń