120616
Spiesząc
się, trochę ryzykownie ciąłem zakręt; droga wśród drzew pięła się w górę, po
prawej mignął mi wylot poznanego kiedyś duktu, ale widok ledwie zarejestrowałem
kątem oka, skupiony na prowadzeniu szybko jadącego samochodu. Po chwili z
głębokiego cienia wpadłem w jasność odkrytej przestrzeni – z lasu w sam środek
gór: po prawej dolina, w której rozsiadła się wieś Mysłów, a wokół niej liczne
i tak dobrze znane góry ciągnące się aż po niebieskie Karkonosze.
Byłem
w moich górach o niezwykłej u mnie porze roku: w porze kwitnienia róż.
Pierwszy
krzew zobaczyłem blisko samochodu, przy drodze, ale otoczony był morzem
pokrzyw, jednak wyżej rosła cała ich kępa. Szedłem ku nim, właściwie brodziłem
w trawach sięgających mi piersi – rzadkie przeżycie. Trawy utrudniały marsz,
ale jednocześnie oszałamiały zapachami i mnogością kwitnienia drobnych roślinek
wśród wysokich źdźbeł; wydawało się, że po pierś zanurzony, idę falującym
morzem. Kręciłem się wśród krzewów i traw nie potrafiąc odejść; ładnie tam
było: odkryty stok i dalekie widoki, blisko mnie wysokie trawy i kilkanaście
krzewów różanych. Żadnej drogi, żadnych ludzkich śladów, tylko czerwcem
pachnąca cisza i dzikie róże.
Nareszcie
udało mi się, po raz pierwszy w życiu, zobaczyć kwitnące rośliny tak jednoznacznie
– obok głogów – kojarzące mi się z Górami Kaczawskimi w ich naturalnym dla mnie
otoczeniu: właśnie w tych górach. Ich kwitnienie dopiero zaczynało się, na
krzewach niewiele było kwiatów, dużo więcej pąków, ale też widziałem kwiaty już
przekwitające, gubiące swoje nieliczne płatki. Krótkie jest ich kwitnienie,
krótkie gody. Czy olśniły mnie? Nie, one mnie ujęły. Rozczuliły delikatnością,
krótkim swoim istnieniem, ale też i skromnością, niepozornością tak dobrze
widoczną przy ich porównaniu do róż sztucznie wyhodowanych, tych nie dzikich.
Dzisiaj
wyjątkowo wyraźnie dotarła do mnie niefortunność nazwy. „Dzikość” kaczawskich
róż sugerować może niepohamowany wzrost, agresywność, znamiona jakieś
dziwaczności w budowie czy zwyczajach, ale w tych roślinach nie ma takich cech.
Kolce? To tylko pasywna obrona słabej istoty. Jeśliby uznać, iż to, co
naturalne, odwieczne, samoistnie ukształtowane, jest normą, prawidłem oceny,
wtedy te piękne, wielkie, pysznie kwitnące róże z przydomowych ogródków
należałoby nazwać dzikimi – a nie te, przy których stałem na Dudziarzu.
W
końcu oderwałem się od różanych krzewów i poszedłem dalej. Przejawiam pewną
formę niecierpliwości, może zachłanności, a może po prostu niezdecydowania, nie
wiem. Dość, że ta cecha goni mnie dalej i dalej, nie pozwala zakończyć wędrówki
na pierwszym ładnym miejscu – w nadziei na zobaczenie miejsc i widoków jeszcze
ładniejszych, przeżyć silniejszych.
Nie
poszedłem na wschód, w stronę Gaika, jak dwa tygodnie temu, a w przeciwną
stronę, ponieważ na ogrodzonych łąkach tamtej części stoku wypasano bydło.
Kiedyś na stoku Skrzycznego w Beskidzie Śląskim widziałem domek na płozach,
mieszkanie dla góralskich pastuchów owiec. Zajrzałem do wnętrza, warunki życia
w nim nie były lekkie. Dzisiaj zobaczyłem większy domek na kołach, a na ścianie
znamię czasu: baterię słoneczną wytwarzającą prąd.
Na
południowo-zachodnich zboczach Dudziarza odkryłem urocze miejsca: niewielkie
dolinki oddzielone wstęgami drzew, strumień, na pół zapomniane dróżki pnące się
po zboczach ku ścianie lasów, i róże, mnóstwo róż. Na obszarze hektara krzewy
rosną jeden przy drugim, ledwie przejścia się znajduje między nimi; prawdziwy
różany las. Widać je na googlowskim zdjęciu satelitarnym
(Jedno i drugie zdjęcie trzeba trochę powiększyć; po kliknięciu na te linki, zdjęcia wyświetlają się mniejsze, niż powinny.)
Tam
spełniło się moje drugie marzenie: leżenia w trawie pod kwitnącym krzewem
różanym. Mrówek ani much nie było, trawa miękka, niebo nade mną (co prawda
zachmurzone, ale niebo, nie brudny sufit warsztatu) i temperatura tak niezwykła
(...)Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
OdpowiedzUsuńOmijam koralowe ostrowy burzanu.(...)
(...)Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,(...)
Adam Mickiewicz - Stepy Akermańskie.
Spokój, rzadki gość u Ciebie?
Gdy słyszę Twój głos w czasie naszej rozmowy telefonicznej, to brzmi on łagodnie, spokojnie i rzeczowo. Nie ma w nim żadnej nerwowości.
Poznałem! Pamiętałem te słowa Mickiewicza:)
UsuńSłyszał motyla kołyszącego się na trawie? Ładnie brzmi w wierszu. Te słowa przypomniały mi najcichszy dźwięk słyszany przeze mnie, a było to w moich górach. Był zamglony, śnieżny dzień, zatrzymałem się posłuchać ciszy, ale słyszałem mój oddech. Gdy go wstrzymałem, usłyszałem delikatny szelest płatków śniegu osuwających się po kurtce.
Janku, a może w rozmowach z Tobą ten spokój promieniuje od Ciebie – do mnie?
Faktem jest, a wspominałem Ci o nim, że za zarabiane tutaj pieniądze dużo płacę. Lewą ręką nie napije się ze szklanki, bo rozleję napój. Nie pracuję w zwykłym zakładzie pracy, a w szkole przetrwania. Ale dość o tym. Dzisiaj jest najdłuższy dzień w roku, a ja niemal zapomniałem o tym w codziennej gonitwie…
Piszesz, spokój promieniuje. To chyba powinniśmy częściej dzwonić do siebie.
UsuńTak, najdłuższy dzień już minął i teraz będzie z górki.
Kto wie? Może jutro zadzwonię do Ciebie w sprawie sobotniego wyjazdu. W południe będę wiedzieć.
UsuńZ górki, ale na razie są najdłuższe dni. Dochodzi godzina 23, a na północnym zachodzie jest jeszcze wyraźna łuna niedawno zachodu słońca. Ledwie zrobiło się ciemno. Cudne letnie dni przed nami: długie, słoneczne, ciepłe. A jesienią, gdy dni zrobią się krótkie i zachmurzone, zacznie się sezon wyjazdów na łazęgi!
- Co robi facet leżący pod krzewem róży?
Usuń- Jest zmęczony podróżą.
Może tak: podziwia przyrodę i wsłuchuje się w siebie:)
UsuńJanku, dla mnie, a wszak jestem zimowym włóczykijem, sama możliwość leżenie na trawie może sprawiać frajdę swoją odmiennością od codziennych doświadczeń.
Trochę źle napisałem, a to miał być homonim.
Usuń- Dlaczego facet leży "pod różą"?
- Bo on jest zmęczony "podróżą".
Teraz rozumiem! :-)
UsuńWyszedł zgrabny wierszyk.
Właśnie ta dzikość, niczym nie popędzana naturalność, piękno zwykłych roślin widoczne po chwili kontemplacji, ujmuje mnie najbardziej. Dobrze, że i Tobie przytrafił się taki stan. Przyjemny, prawda?
OdpowiedzUsuńTak, przyjemny. Chyba mamy podobne wzorce piękna i jego odbioru, Aniko :-)
UsuńNajwyraźniej poczułem to w kontakcie z iglicą; gdzieś tutaj pisałem o tym, ale kto by się rozpoznał w tych setkach stron tekstów. Poczułem, że takie zwykłe kwiatki, małe i niepozorne, takie „dzikie” kwiatki z przydroży, na które mało kto patrzy, czynią na mnie największe wrażenie. Ujmują mnie swoją delikatnością, bezbronnością, ale i urodą – o ile nachyli się ku nim i dostrzeże ich ukryty dla pierwszego spojrzenia wdzięk.
Aniko, miło mi czytając tutaj Twoje słowa. Dziękuję Ci.
Uwielbiam wybujałe trawy i inne zielsko! Mnie ono najczęściej przerasta, zanurzam się w nim i tonę, znikam... Uwielbiam brodzenie w w wysokiej trawie w Górach Izerskich, ale i to pomorskie lubię, zwłaszcza teraz w okresie zbierania ziół!
OdpowiedzUsuńTrawy, wśród których brodziłem, sięgnęłyby Ci po szyję, albo i po czubek głowy, Aniu. Zapachy musiały być naprawdę silne, skoro nawet ja (to znaczy mój mało wrażliwy nos) czułem je jako intensywne.
UsuńWłaśnie: czerwcowe łąki są najbardziej urozmaicone, najbardziej wybujałe i kolorowe – o ile nikt nie przejechał po nich kosiarką. Rozmaitość gatunków potrafi oszołomić.
Dzisiaj znowu przyjechałem do bazy; może uda mi się wyskoczyć na parę godzin w sobotę?…
Mam coś dla Ciebie :) Po pierwsze cytat z Olgi Tokarczuk "Dom dzienny dom nocny"- "Największym złudzeniem jest krajobraz, bo stałość pejzażu nie istnieje. Pamięta się pejzaż jakby był obrazem. Pamięć tworzy widokówki, ale w żaden sposób nie rozumie świata. Dlatego pejzaż jest tak podatny na nastroje tych, którzy go oglądają. Człowiek widzi w pejzażu własną wewnętrzną, nietrwałą chwilę."
UsuńI po drugie: https://goo.gl/photos/8i1oTeMpgRed9nwv5
UsuńKlęczałaś na tym zdjęciu? :-)
UsuńOczywiście Tokarczuk ma rację, wszak świat widzimy poprzez swojego ducha. Na nasze postrzeganie wpływa nastrój chwili, o czym ona pisze, ale też i nasza osobowość, także nasza wiedza. Twoje zdjęcie w trawie jest letnie w tym sensie, że budzi skojarzenia z tą cudną porą roku; przywołuje wspomnienia łąki nagrzanej słońcem, kwiatów tam rosnących, budzi tęsknotę za spacerami tam, gdzie nie ma asfaltowych alejek, ale nie wszyscy ludzie będą mieć takie odczucia patrząc na tę fotografię. O tym myślałem pisząc o osobowości. A że wiedza zasadniczo wpływa na głębię postrzegania, wiemy wszyscy.
Przy okazji dodam, iż dobry obraz pokazuje pejzaż taki, jakim widział go malarz. Jeśli jest inny od tych nam znanych, jeśli jest oryginalny, ciekawy, budzący w nas pozytywne odczucia, to znaczy, że artyście udało się pokazać odbiorcy cząstkę swojego świata, a tym samym przekroczyć barierę, której bez sztuki pokonać nie można.
Nie znam twórczości Tokarczuk, ale te jej słowa zachęcają mnie do przeczytania którejś z jej książek. Może poleciłabyś mi coś na początek? Miałbym odmianę w swoich lekturach.
Aniu, dzisiaj nad ranem przyjechałem do Ustronia.
Coś mi chodzi po głowie, ze Ania już kiedyś coś wspomniała o Oldze Tokarczuk.
UsuńZaciekawiła mnie ta pisarka i znalazłem taki temat:
http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/3076/Ksiegi-Jakubowe---Olga-Tokarczuk
Na początek proponowałabym właśnie wspomniany "Dom dzienny, dom nocny" m.in. ze względu na miejsce wydarzeń.Cieszę się, że już jesteś nad morzem. Zadzwonimy się, jak tylko zacznę urlop, czyli w przyszłym tygodniu!
UsuńJanie, "Księgi Jakubowski" to ostatnie z dzieł Tokarczuk.Niesamowita książka, bardzo erudycyjna. Myślę, że Krzysztofowi spodobałaby się (na blogu gdzieś mam jej recenzję).
Usuń*Jakubowe! Jak ja nie lubię pisać na tablecie!
UsuńJanku, Ania wspominała i polecała, o czym nie pamiętała moja dziurawa pamięć. Przed chwilą zapisałem książkę w swoim podręcznym pliku „Kupić”. Teraz już nie zapomnę.
UsuńWyobrażam sobie pisanie na tej dotykowej, malutkiej klawiaturze… Przez 10 lat używałem nokii komunikator, tak się nazywał naręczny komputerek skrzyżowany z telefonem. Miał dobrą klawiaturę, dość szybko pisałem na niej przy użyciu trzech palców; miał też dobry edytor tekstów. Gdy już nikt nie naprawiał tych telefonów, kupiłem nowy, o trzy modele młodszy (E90). Edytor tekstu jest w nim szczątkowy, a maleńka klawiatura działa okropnie. Wiesz, Aniu, teraz mamy mazać palcem po ekranie przewijając obrazki, a nie wystukiwać litery, bo czynność ta jest bardzo-ale-to-bardzo przestarzała i niemodna.
Jest słoneczne popołudnie, jestem po pracy, pora więc wybrać się na spacer uliczkami Ustronia i plażą.
"Księgi" mam własne, mogę pożyczyć na lato :) A z tym pisaniem masz niestety rację.
UsuńAniu, chętnie skorzystam z propozycji pożyczenia książki. Dziękuję Ci.
UsuńZałatwione! Przywiozę, jak będę do Ciebie jechała!
UsuńDziękuję, Aniu. Dzisiaj już za późno, ale jutro o wcześniejszej porze wyślę Ci smsem numer mojego telefonu służbowego, ponieważ prywatny telefon (a jego numer znasz) leży w kampingu, a ten służbowy noszę ze sobą cały dzień. Proszę o uprzedzenie mnie. Pracę kończę na ogół o godzinie 19.
UsuńCieszę się na myśl o Waszym przyjeździe :)