Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 21 czerwca 2016

Kaczawskie róże


120616

Spiesząc się, trochę ryzykownie ciąłem zakręt; droga wśród drzew pięła się w górę, po prawej mignął mi wylot poznanego kiedyś duktu, ale widok ledwie zarejestrowałem kątem oka, skupiony na prowadzeniu szybko jadącego samochodu. Po chwili z głębokiego cienia wpadłem w jasność odkrytej przestrzeni – z lasu w sam środek gór: po prawej dolina, w której rozsiadła się wieś Mysłów, a wokół niej liczne i tak dobrze znane góry ciągnące się aż po niebieskie Karkonosze.

Byłem w moich górach o niezwykłej u mnie porze roku: w porze kwitnienia róż.

Pierwszy krzew zobaczyłem blisko samochodu, przy drodze, ale otoczony był morzem pokrzyw, jednak wyżej rosła cała ich kępa. Szedłem ku nim, właściwie brodziłem w trawach sięgających mi piersi – rzadkie przeżycie. Trawy utrudniały marsz, ale jednocześnie oszałamiały zapachami i mnogością kwitnienia drobnych roślinek wśród wysokich źdźbeł; wydawało się, że po pierś zanurzony, idę falującym morzem. Kręciłem się wśród krzewów i traw nie potrafiąc odejść; ładnie tam było: odkryty stok i dalekie widoki, blisko mnie wysokie trawy i kilkanaście krzewów różanych. Żadnej drogi, żadnych ludzkich śladów, tylko czerwcem pachnąca cisza i dzikie róże.







Nareszcie udało mi się, po raz pierwszy w życiu, zobaczyć kwitnące rośliny tak jednoznacznie – obok głogów – kojarzące mi się z Górami Kaczawskimi w ich naturalnym dla mnie otoczeniu: właśnie w tych górach. Ich kwitnienie dopiero zaczynało się, na krzewach niewiele było kwiatów, dużo więcej pąków, ale też widziałem kwiaty już przekwitające, gubiące swoje nieliczne płatki. Krótkie jest ich kwitnienie, krótkie gody. Czy olśniły mnie? Nie, one mnie ujęły. Rozczuliły delikatnością, krótkim swoim istnieniem, ale też i skromnością, niepozornością tak dobrze widoczną przy ich porównaniu do róż sztucznie wyhodowanych, tych nie dzikich.

Dzisiaj wyjątkowo wyraźnie dotarła do mnie niefortunność nazwy. „Dzikość” kaczawskich róż sugerować może niepohamowany wzrost, agresywność, znamiona jakieś dziwaczności w budowie czy zwyczajach, ale w tych roślinach nie ma takich cech. Kolce? To tylko pasywna obrona słabej istoty. Jeśliby uznać, iż to, co naturalne, odwieczne, samoistnie ukształtowane, jest normą, prawidłem oceny, wtedy te piękne, wielkie, pysznie kwitnące róże z przydomowych ogródków należałoby nazwać dzikimi – a nie te, przy których stałem na Dudziarzu.



W końcu oderwałem się od różanych krzewów i poszedłem dalej. Przejawiam pewną formę niecierpliwości, może zachłanności, a może po prostu niezdecydowania, nie wiem. Dość, że ta cecha goni mnie dalej i dalej, nie pozwala zakończyć wędrówki na pierwszym ładnym miejscu – w nadziei na zobaczenie miejsc i widoków jeszcze ładniejszych, przeżyć silniejszych.

Nie poszedłem na wschód, w stronę Gaika, jak dwa tygodnie temu, a w przeciwną stronę, ponieważ na ogrodzonych łąkach tamtej części stoku wypasano bydło. 


Kiedyś na stoku Skrzycznego w Beskidzie Śląskim widziałem domek na płozach, mieszkanie dla góralskich pastuchów owiec. Zajrzałem do wnętrza, warunki życia w nim nie były lekkie. Dzisiaj zobaczyłem większy domek na kołach, a na ścianie znamię czasu: baterię słoneczną wytwarzającą prąd.

Na południowo-zachodnich zboczach Dudziarza odkryłem urocze miejsca: niewielkie dolinki oddzielone wstęgami drzew, strumień, na pół zapomniane dróżki pnące się po zboczach ku ścianie lasów, i róże, mnóstwo róż. Na obszarze hektara krzewy rosną jeden przy drugim, ledwie przejścia się znajduje między nimi; prawdziwy różany las. Widać je na googlowskim zdjęciu satelitarnym





 (Jedno i drugie zdjęcie trzeba trochę powiększyć; po kliknięciu na te linki, zdjęcia wyświetlają się mniejsze, niż powinny.)

Tam spełniło się moje drugie marzenie: leżenia w trawie pod kwitnącym krzewem różanym. Mrówek ani much nie było, trawa miękka, niebo nade mną (co prawda zachmurzone, ale niebo, nie brudny sufit warsztatu) i temperatura tak niezwykła 

24 komentarze:

  1. (...)Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
    Omijam koralowe ostrowy burzanu.(...)
    (...)Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,(...)
    Adam Mickiewicz - Stepy Akermańskie.

    Spokój, rzadki gość u Ciebie?
    Gdy słyszę Twój głos w czasie naszej rozmowy telefonicznej, to brzmi on łagodnie, spokojnie i rzeczowo. Nie ma w nim żadnej nerwowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznałem! Pamiętałem te słowa Mickiewicza:)
      Słyszał motyla kołyszącego się na trawie? Ładnie brzmi w wierszu. Te słowa przypomniały mi najcichszy dźwięk słyszany przeze mnie, a było to w moich górach. Był zamglony, śnieżny dzień, zatrzymałem się posłuchać ciszy, ale słyszałem mój oddech. Gdy go wstrzymałem, usłyszałem delikatny szelest płatków śniegu osuwających się po kurtce.
      Janku, a może w rozmowach z Tobą ten spokój promieniuje od Ciebie – do mnie?
      Faktem jest, a wspominałem Ci o nim, że za zarabiane tutaj pieniądze dużo płacę. Lewą ręką nie napije się ze szklanki, bo rozleję napój. Nie pracuję w zwykłym zakładzie pracy, a w szkole przetrwania. Ale dość o tym. Dzisiaj jest najdłuższy dzień w roku, a ja niemal zapomniałem o tym w codziennej gonitwie…

      Usuń
    2. Piszesz, spokój promieniuje. To chyba powinniśmy częściej dzwonić do siebie.
      Tak, najdłuższy dzień już minął i teraz będzie z górki.

      Usuń
    3. Kto wie? Może jutro zadzwonię do Ciebie w sprawie sobotniego wyjazdu. W południe będę wiedzieć.
      Z górki, ale na razie są najdłuższe dni. Dochodzi godzina 23, a na północnym zachodzie jest jeszcze wyraźna łuna niedawno zachodu słońca. Ledwie zrobiło się ciemno. Cudne letnie dni przed nami: długie, słoneczne, ciepłe. A jesienią, gdy dni zrobią się krótkie i zachmurzone, zacznie się sezon wyjazdów na łazęgi!

      Usuń
    4. - Co robi facet leżący pod krzewem róży?
      - Jest zmęczony podróżą.

      Usuń
    5. Może tak: podziwia przyrodę i wsłuchuje się w siebie:)
      Janku, dla mnie, a wszak jestem zimowym włóczykijem, sama możliwość leżenie na trawie może sprawiać frajdę swoją odmiennością od codziennych doświadczeń.

      Usuń
    6. Trochę źle napisałem, a to miał być homonim.
      - Dlaczego facet leży "pod różą"?
      - Bo on jest zmęczony "podróżą".

      Usuń
    7. Teraz rozumiem! :-)
      Wyszedł zgrabny wierszyk.

      Usuń
  2. Właśnie ta dzikość, niczym nie popędzana naturalność, piękno zwykłych roślin widoczne po chwili kontemplacji, ujmuje mnie najbardziej. Dobrze, że i Tobie przytrafił się taki stan. Przyjemny, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przyjemny. Chyba mamy podobne wzorce piękna i jego odbioru, Aniko :-)
      Najwyraźniej poczułem to w kontakcie z iglicą; gdzieś tutaj pisałem o tym, ale kto by się rozpoznał w tych setkach stron tekstów. Poczułem, że takie zwykłe kwiatki, małe i niepozorne, takie „dzikie” kwiatki z przydroży, na które mało kto patrzy, czynią na mnie największe wrażenie. Ujmują mnie swoją delikatnością, bezbronnością, ale i urodą – o ile nachyli się ku nim i dostrzeże ich ukryty dla pierwszego spojrzenia wdzięk.
      Aniko, miło mi czytając tutaj Twoje słowa. Dziękuję Ci.

      Usuń
  3. Uwielbiam wybujałe trawy i inne zielsko! Mnie ono najczęściej przerasta, zanurzam się w nim i tonę, znikam... Uwielbiam brodzenie w w wysokiej trawie w Górach Izerskich, ale i to pomorskie lubię, zwłaszcza teraz w okresie zbierania ziół!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trawy, wśród których brodziłem, sięgnęłyby Ci po szyję, albo i po czubek głowy, Aniu. Zapachy musiały być naprawdę silne, skoro nawet ja (to znaczy mój mało wrażliwy nos) czułem je jako intensywne.
      Właśnie: czerwcowe łąki są najbardziej urozmaicone, najbardziej wybujałe i kolorowe – o ile nikt nie przejechał po nich kosiarką. Rozmaitość gatunków potrafi oszołomić.
      Dzisiaj znowu przyjechałem do bazy; może uda mi się wyskoczyć na parę godzin w sobotę?…

      Usuń
    2. Mam coś dla Ciebie :) Po pierwsze cytat z Olgi Tokarczuk "Dom dzienny dom nocny"- "Największym złudzeniem jest krajobraz, bo stałość pejzażu nie istnieje. Pamięta się pejzaż jakby był obrazem. Pamięć tworzy widokówki, ale w żaden sposób nie rozumie świata. Dlatego pejzaż jest tak podatny na nastroje tych, którzy go oglądają. Człowiek widzi w pejzażu własną wewnętrzną, nietrwałą chwilę."

      Usuń
    3. I po drugie: https://goo.gl/photos/8i1oTeMpgRed9nwv5

      Usuń
    4. Klęczałaś na tym zdjęciu? :-)
      Oczywiście Tokarczuk ma rację, wszak świat widzimy poprzez swojego ducha. Na nasze postrzeganie wpływa nastrój chwili, o czym ona pisze, ale też i nasza osobowość, także nasza wiedza. Twoje zdjęcie w trawie jest letnie w tym sensie, że budzi skojarzenia z tą cudną porą roku; przywołuje wspomnienia łąki nagrzanej słońcem, kwiatów tam rosnących, budzi tęsknotę za spacerami tam, gdzie nie ma asfaltowych alejek, ale nie wszyscy ludzie będą mieć takie odczucia patrząc na tę fotografię. O tym myślałem pisząc o osobowości. A że wiedza zasadniczo wpływa na głębię postrzegania, wiemy wszyscy.
      Przy okazji dodam, iż dobry obraz pokazuje pejzaż taki, jakim widział go malarz. Jeśli jest inny od tych nam znanych, jeśli jest oryginalny, ciekawy, budzący w nas pozytywne odczucia, to znaczy, że artyście udało się pokazać odbiorcy cząstkę swojego świata, a tym samym przekroczyć barierę, której bez sztuki pokonać nie można.
      Nie znam twórczości Tokarczuk, ale te jej słowa zachęcają mnie do przeczytania którejś z jej książek. Może poleciłabyś mi coś na początek? Miałbym odmianę w swoich lekturach.
      Aniu, dzisiaj nad ranem przyjechałem do Ustronia.

      Usuń
    5. Coś mi chodzi po głowie, ze Ania już kiedyś coś wspomniała o Oldze Tokarczuk.

      Zaciekawiła mnie ta pisarka i znalazłem taki temat:

      http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/3076/Ksiegi-Jakubowe---Olga-Tokarczuk

      Usuń
    6. Na początek proponowałabym właśnie wspomniany "Dom dzienny, dom nocny" m.in. ze względu na miejsce wydarzeń.Cieszę się, że już jesteś nad morzem. Zadzwonimy się, jak tylko zacznę urlop, czyli w przyszłym tygodniu!

      Usuń
    7. Janie, "Księgi Jakubowski" to ostatnie z dzieł Tokarczuk.Niesamowita książka, bardzo erudycyjna. Myślę, że Krzysztofowi spodobałaby się (na blogu gdzieś mam jej recenzję).

      Usuń
    8. *Jakubowe! Jak ja nie lubię pisać na tablecie!

      Usuń
    9. Janku, Ania wspominała i polecała, o czym nie pamiętała moja dziurawa pamięć. Przed chwilą zapisałem książkę w swoim podręcznym pliku „Kupić”. Teraz już nie zapomnę.
      Wyobrażam sobie pisanie na tej dotykowej, malutkiej klawiaturze… Przez 10 lat używałem nokii komunikator, tak się nazywał naręczny komputerek skrzyżowany z telefonem. Miał dobrą klawiaturę, dość szybko pisałem na niej przy użyciu trzech palców; miał też dobry edytor tekstów. Gdy już nikt nie naprawiał tych telefonów, kupiłem nowy, o trzy modele młodszy (E90). Edytor tekstu jest w nim szczątkowy, a maleńka klawiatura działa okropnie. Wiesz, Aniu, teraz mamy mazać palcem po ekranie przewijając obrazki, a nie wystukiwać litery, bo czynność ta jest bardzo-ale-to-bardzo przestarzała i niemodna.
      Jest słoneczne popołudnie, jestem po pracy, pora więc wybrać się na spacer uliczkami Ustronia i plażą.

      Usuń
    10. "Księgi" mam własne, mogę pożyczyć na lato :) A z tym pisaniem masz niestety rację.

      Usuń
    11. Aniu, chętnie skorzystam z propozycji pożyczenia książki. Dziękuję Ci.

      Usuń
    12. Załatwione! Przywiozę, jak będę do Ciebie jechała!

      Usuń
    13. Dziękuję, Aniu. Dzisiaj już za późno, ale jutro o wcześniejszej porze wyślę Ci smsem numer mojego telefonu służbowego, ponieważ prywatny telefon (a jego numer znasz) leży w kampingu, a ten służbowy noszę ze sobą cały dzień. Proszę o uprzedzenie mnie. Pracę kończę na ogół o godzinie 19.
      Cieszę się na myśl o Waszym przyjeździe :)

      Usuń