Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

środa, 1 stycznia 2020

Recenzja mojej książki

010120
W Biblionetce, portalu poświęconym książkom, na którym zarejestrowany jestem od kilkunastu lat, ukazała się nowa recenzja mojej książki o Górach Kaczawskich. Autorką jest biblionetkowa Pani_Wu, czyli Magdalena Woźniak, mieszkanka Jeleniej Góry, nauczycielka, miłośniczka słowa pisanego i górskich wędrówek.
Dzięki jej uprzejmości, recenzję mogę opublikować na swoim blogu.
Ukazała się też na jej blogu:


Także na stronach kilku hurtowni sprzedających książki, a w najbliższych dniach będzie widoczna na stronie wydawcy książki.
Publikuję ją tutaj, ponieważ po prostu mi się podoba, zwłaszcza zawarte w niej odniesienia do mitologii greckiej.
Jankowi polecam zwrócenie uwagi na dwa znaczenia słowa fotograf.
Pierwsze, potoczne, oznacza tego, który dobrze się zna na robieniu zdjęć. Jest fachowcem lub amatorem, ale znającym się na rzeczy. W drugim znaczeniu użyte zostało przez autorkę recenzji: to po prostu ten, który robi zdjęcia, czyli także ja.
Swoje podziękowanie wysłałem Pani_Wu w prywatnej wiadomości, tutaj dziękuję po raz drugi. Miło jest mało znanemu autorowi przeczytać pochwały jego tekstów.
Oddaję głos recenzentce:

Zimowy wędrowiec

Pasjonat, fotograf, samotnik, kochanek różanopalcej Eos, Odys szukający swojej Itaki na ośnieżonych szlakach Dolnego Śląska, a może Włóczykij? Kim jest, czego szuka lub przed czym ucieka Krzysztof Gdula?
Po raz drugi zanurzyłam się w świat widziany oczami autora, zinterpretowany oraz ubrany w słowa i fotografie zrobione przez niego. W świat, który znam po swojemu, mieszkając w okolicach, po których wędruje. Napisał na swoim blogu:
"Tyle jest obrazów świata, ilu jest patrzących"[1].

Początek wędrówek sięga roku 2011. Wtedy zaczęła się jego Odyseja po Górach Kaczawskich, a zarazem poszukiwanie jej sensu. Sensu, który pojąć mogą tylko podobni Jemu wędrowcy:
„... nie rozumieją mojego wstawania nad ranem w niedzielę i dalekiej podróży, żeby chodzić cały dzień po wertepach, nierzadko w deszczu i błocie. (...) Zresztą, jak tamtym wytłumaczyć moją potrzebę wędrówki, skoro nie bardzo potrafię wytłumaczyć jej sobie?” [2]
Tajemnicą jest dla mnie, dlaczego wiosną i latem autor wędrować nie może i, jak sam pisze, "pozostają mi krótkie, bo jednodniowe, jesienne i zimowe rendez-vous, dni nierzadko kradzione mojej rodzinie, oraz niepewne plany na przyszłość"[3]. Szkoda. Mnie brakowałoby widoku kolorowych, górskich łąk w porze kwitnienia, ciepłego wiatru i brzęczenia owadów. Nie tłumaczy tej pasji wyłącznie ciężka praca w trudnych warunkach, w zimnym warsztacie lub pod gołym niebem. "Cieszyłem się myślą o tym wyjeździe tak, jakbym miesiące całe nie był na włóczędze. Cieszyłem się wybierając buty i szykując je do drogi, cieszyłem się myślą o doborze ubrań, pakując plecak i szykując kanapki, a nawet wyobrażając sobie skomplikowaną gimnastykę przy zakładaniu i sznurowaniu butów w samochodzie. Cieszyła mnie moja radość"[4]. Kto nie przeżył takich emocji, nie zrozumie. Po prostu.
Autor przywiódł mi na myśl Włóczykija. On także przychodził do Doliny Muminków wiosną, a ruszał na wędrówkę późną jesienią, gdy Muminki zasypiały na zimę. Mam nadzieję, że autor wybaczy mi to porównanie.

Krzysztof Gdula zazwyczaj wędruje samotnie, wyrusza z Leszna o trzeciej nad ranem, by zdążyć przed świtem dotrzeć w Góry Kaczawskie i powitać jutrzenkę, mityczną tytanidę Eos.
„W szacie o barwie szafranu spłynęła Eos na ziemię”[5].
Tym wersem Homer rozpoczął ósmą Pieśń Iliady, a autor - rozdział swojej książki. Ten cytat zawiódł mnie na trop bloga, w którym znalazłam opisy kilku tych samych wędrówek co na blogu i w książce autora "Gór Kaczawskich słowem malowanych", a także zdjęcia obu panów. Tak oto objawił mi się wspominany w książce współtowarzysz niektórych wędrówek autora, także fotograf i bloger, Jan Łęcki.

Góry Kaczawskie, na podobieństwo Olimpu, zamieszkują greccy bogowie. Oprócz Eos spotkamy Zeusa, Boreasza, Meandra, Heliosa i innych. Jedni usiłują zdmuchnąć autora ze skały, inni psują piękny spektakl jutrzenki:
"Tak więc oczywistym sprawcą chmurnych brzasków bez kolorów jest Zeus, ten stary pierdoła z myszami w brodzie, a nie biedna i samotna Eos"[6] - tłumaczy autor po przytoczeniu boskich ploteczek na temat prowadzenia się herosów i tytanid, po czym szczerze wyznaje - "Że podkochuję się w niej i dlatego bronię? Ależ tak! Jakże być obojętnym na jej urok?"[7]
Olimpijscy bogowie zaludnili europejską kulturę tak dawno temu, że ich obecność, na zimnej dla nich północy, nie dziwi. Dlaczegóż więc miałby dziwić Odyseusz, jako zimowy wędrowiec?
Czy autor chciałby, na podobieństwo Odyseusza, dotrzeć do swojej Itaki?
"Chciałbym mieć dom. Zbudowałbym go z kamienia, cegły i drewna. Miałby dużą werandę, z której mógłbym, siedząc w wiklinowym fotelu, patrzeć na deszcz. Dom miałby także spadzisty dach z pokojem na poddaszu, wielką bibliotekę i kominek, w którym mieściłyby się grube pnie drewna. (...) Karmiłbym sarny podchodzące pod dom i wiewiórki biegające po dachu, czytałbym lub patrzył na ogień w kominku, chodziłbym po górach i słuchał Bacha. (...) Wybrałem już miejsce na ten mój dom, jest na zboczu Mojego Wzgórza"[8],

Ciekawie czytało mi się gawędy o wędrówkach po Górach Kaczawskich. Pora roku też jest odpowiednia, by wczuć się w klimat krótkich, chłodnych dni, opadów śniegu lub deszczu, uśpionej przyrody. Nie sposób opisać w recenzji wszystkich wątków, na które natrafiłam w książce. Polecam uwadze fragment o butach. kto wędruje, ten wie, jak bardzo są ważne. Także o zwierzętach, które się pojawiają, lampce wina w Zaczarowanym Ogrodzie, napotkanym tubylcu, który zapytany o ścieżkę w poprzek góry odparł: "Jak się zna drogę, to się przejdzie"[9], o jaskiniach i wiele, wiele innych.
Życzę przyjemnej, nieśpiesznej lektury na długie, zimowe wieczory!

[1] krzysztofgdula.blogspot.com/...
[2] Krzysztof Gdula,"Góry Kaczawskie słowem malowane", Wydawnictwo PrimoLibro 2019, s. 36-37.
[3] Tamże, s. 174.
[4] Tamże, s. 100.
[5] Homer, "Iliada. Pieśń VIII", z pamięci.
[6] Krzysztof Gdula, op.cit., s. 88.
[7] Tamże, s.88.
[8] Tamże, s. 62.
[9]Tamże, s. 101.


4 komentarze:

  1. Odnajduję w tej recenzji swoje odczucia:-)
    To chyba przyjemne doznanie, czytać o sobie, o swojej książce, odnajdywać na nowo nastroje tamtych wędrówek. Bo przecież sama pamiętam wiele wpisów, w których szukasz świtem "różanopalcej Eos":-)
    Gratuluję jeszcze raz i życzę, aby Nowy Rok przyniósł więcej okazji do wędrowania i napiszesz o nich na kartach następnej książki.
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Mario.
      Tak, miło jest przeczytać przychylne słowa o książce i o sobie. Z pisaniem jest chyba podobnie jak ze śpiewaniem czy graniem: trudno tutaj o jednoznaczne kryteria ocen, jak na przykład w tych dyscyplinach sportowych, w których stoper precyzyjnie pokaże wynik.
      A kolory nieba o świcie są po prostu piękne. Tak łatwo wtedy to piękno połączyć z urodą kobiety.
      Życzę Ci, Mario, wielu długo pamiętanych wycieczek, a już zwłaszcza do Waszej ulubionej Rumunii.

      Usuń
  2. Gratuluję, Krzysztofie jakże pochlebnej recenzji, zresztą zasłużonej. Może choć trochę rozwieje ona Twoje wątpliwości co do posiadanych talentów ;-)
    I niech spełni się Twoje marzenie o domu na Twoim Wzgórzu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniko.
      Czasami gram w lotto, więc kto wie? Może dom z werandą i wielkim kominkiem będzie.
      Myślę, że w ocenie naszych dzieł jesteśmy podobni: chcielibyśmy tworzyć jeszcze lepiej :-)

      Usuń