290520
Nie jestem fanem
obszernych powieści, zwłaszcza wielotomowych, chociaż dwie z nich
cenię wysoko: „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta
i „Bolesława Chrobrego” Antoniego Gołubiewa. Do tej listy może
dodam jeszcze cykl o wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego.
Trzy zupełnie
odmienne powieści. Jedyne, co ich łączy, to dobre pisarstwo,
jednak nieprzypadkowo dzieło Prousta wymieniłem jako pierwsze. Ono
jest najważniejsze, wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju. Nie do
podrobienia.
W moich relacjach z
górskich wędrówek, licznych tutaj, opisy okoliczności, topografii
otoczenia, warunków klimatycznych, są dodatkiem mniej istotnym,
chociaż przynajmniej czasami koniecznym, są takim „ple ple”.
To, co najważniejsze, co najcenniejsze, to udane pokazanie świata
widzianego moimi oczami i przeżywanego moim duchem. Ważne jest
dobre opisanie chwil dostrzeżenia uroku i ciekawe opisy przyrody.
Reszta jest dodatkiem.
W powieści siłą
rzeczy są fragmenty, a nawet całe partie, typu „ple ple”, bo
przecież trzeba napisać jak bohaterowie wyglądali, co jedli i co
mieli na sobie, albo o zapomnieniu przez niego kluczyków do
samochodu, a to dla realizmu. Tyle że to właśnie mam za „ple
ple”. Potrzebne, tworzące klimat, ale niewiele wnoszące.
Może dlatego
skłaniam się ku książkom popularnonaukowym, oczywiście z
dziedzin mnie interesujących, wszak jest w nich tylko temat główny,
dla poznania którego książkę kupiłem.
Z powodu braku
paplaniny wysoko oceniam ostatnią przeczytaną książkę: „Kucając”
Andrzeja Stasiuka.
Na tę niewielką
pozycję składają się krótkie teksty traktujące, najogólniej
mówiąc, o ludzkich związkach z naturą.
Napisane są prostym
językiem, krótkimi zdaniami, ale nie dajmy się zwieść pozorom:
zmysł obserwacji Stasiuka jest wyostrzony i sięga głęboko. Autor
udanie łączy prostotę z filozofią, a w wiejskiej codzienności
dostrzega odległe ale nadal nam potrzebne związki z przyrodą,
zwłaszcza ze zwierzętami. W dawnym życiu ludzi, w bliskim związku
ze zwierzętami, dostrzega coś traconego a nadal nam potrzebnego,
natomiast dzikość fascynuje autora.
Potrafi bardzo
realistycznie opisywać przemiany pór roku, nie brakuje w nich
akcentów swoistej filozofii, ale i docenienia piękna. Jakże udanie
zamienia w słowa swoje zauroczenia, spostrzeżenia i wrażenia.
Dla mnie bardzo
ładnymi, może nawet najpiękniejszymi miesiącami roku są wrzesień
i październik. Kolory światła i całej przebogatej wtedy flory
oszałamiają. Czytając słowa Stasiuka o tych dwóch miesiącach
wczesnej jesieni, poczułem ten wyjątkowy związek nieznających się
ludzi, związek myśli i odczuć przekazywanych słowem pisanym.
Z przyjemnością
przepisuję kilka zdań, które szczególne zrobiły na mnie
wrażenie.
„(…) sen jest
kruchy, nietrwały, bo myśl nie może się oderwać od powolnej
przemiany krajobrazu i raz po raz trzeba się wychylać, zerkać na
wstający blask, który miesza się z mgłą jakoś tak pyliście,
nierzeczywiście, uwalnia z półmroku ni to kształty, ni to
fantasmagorie, więc szkoda spać, szkoda marnować czas, bo się to
przecież w tej konfiguracji, w tej grze złota, szarości,
półbłękitu, w tym cudzie jednorazowym już nigdy nie powtórzy.
Tak więc wrzesień.
Początek końca. Ostatni wysiłek świata, zanim zacznie powoli
gasnąć, popielić się i zamierać.”
„Czymś tam się
okryłem i patrzyłem, jak się podnosi mgła, jak wstaje słońce,
jak się rozwija splendor schyłku, śmierci i jesieni. Na czerwień
buków, na żółknącą zieleń brzóz i burość olch, które co
roku zamierają bez ostentacji. Pod niebem przesłoniętym perłową
łuską chmur, przez którą raz po raz przesączało się światło
z tamtej strony. Wyraziste i ostre jak w żadnej innej porze roku.
Dlaczego?
Żebyśmy się
napatrzyli, żeby obraz wraził się na wieki w źrenicę i nerwami
zawędrował do pamięci, do serca, do duszy – w co tam sobie kto
wierzy. Żeby został, bo przecież z czasem, z upływem, z wiekiem
zostanie jako pociecha tylko on jako dowód, żeśmy w ogóle
istnieli. (…)
Wpatrywałem się w
głąb październikowego dnia jak w szklaną kulę. Gapiłem się
wskroś nadprzyrodzonej pogody. Są dni, gdy spływa na nas łaska.
Po prostu. I coś w rodzaju trudnej pociechy, że nim wszystko
zgaśnie, zajaśnieje płomieniem, od którego nie da się oderwać
oczu.”
Słowa ujęte w
cudzysłowy są cytatami z książki.
Prawdziwie piękna
to literatura. Nie epatuje czytelników strasznościami i
zagęszczonym tragizmem, wystarczy jej naturalny tutaj przymiotnik: piękno.
Cytaty, które wybrałeś przekonują do tego by lsiążki poszukać. Masz rację, w Twoim pisaniu informacja, gdzie byłeś jest drugorzędna, bo najważniejsze są Twoje myśli i emocje.
OdpowiedzUsuńOryginalne i zastanawiające są w tej książce teksty o hodowanych zwierzętach. Myślę, że mając swoje zwierzaki, przeczytałabyś je z ciekawością.
OdpowiedzUsuńTen tekst jest rezultatem oderwania się od czytanej niedawno bardzo ponurej książki, a jednocześnie wstępem do kolejnego postu, związanego z myślami tutaj wyrażonymi i w pewnym sensie także z książką Stasiuka.
Mnie Stasiuk natchnął, żeby jechać do Babadag:-)
OdpowiedzUsuńWięc też czytałaś książkę! Prawda, przecież Stasiuk mieszkał, albo i mieszka, w Twoich stronach. W książce wymienia sporo nazw miejscowości, zapewne część z nich znasz, a przynajmniej wiesz, gdzie je znaleźć.
UsuńNapisz, jakie przywiozłaś wrażenia z Babadagu.
Szczerze? nie spodobało mi się to miasto, ale to tylko pierwsze wrażenie, bo cóż można powiedzieć o mieście, będąc przejazdem? ciężka, postkomunistyczna zabudowa, całkiem jak w Rosji:-) za to jechaliśmy w ładne miejsca, nad limany Morza Czarnego.
OdpowiedzUsuńSprawdzałem, co to słowo oznacza. Nie wiedziałem.
UsuńSzczerze, to ja Wam obojgu zazdroszczę, Mario. Zawsze tak się jakoś składało, że nigdy nie miałem czasu albo pieniędzy, żeby gdzieś pojechać. Tylko praca i praca. Polskę znam zza kierownicy, zagranicę właściwie też. Myślę tutaj o UK.
Ale nic to! Za to moje góry znam dobrze, a poznam jeszcze lepiej. :-)
A „komunistyczną” zabudowę znam. Faktycznie, wszędzie tak samo paskudna, monotonna i ciężka.
Podobają mi się wybrane cytaty. Opisują piękno z prostotą i szczerością kogoś, kto tak właśnie czuje. Lubię, gdy słowa są szczere, zręcznie wyrażające myśli i odczucia - ciekawe, osobiste, niebanalne. Piękne.
OdpowiedzUsuńKrzysztofie, doczytałam, że jesteś już na emeryturze, jednak wracasz do pracy. Mam nadzieję, że nie jest to przymus i, być może, zakończysz pracę zawodową w tym sezonie. Nie wiemy ile mamy czasu, taka to loteria. Na pewno zawsze będzie go za mało względem naszych planów. Śpiesz więc w swoje góry, by nie uciekły sprzed nosa!
Dla mnie piękno – w dowolnej postaci – jest immanentną cechą literatury pięknej, a niestety, współczesnej prozie coraz częściej tej cechy brakuje.
UsuńUpalne dni lata nie są dobrą porą na całodzienne wędrówki po górach, nawet tak niewysokich jak moje. W planach mam częste wyjazdy, ale we wrześniu i październiku. Dwa miesiące spędzę w pracy, ale nie będzie uciążliwa, później wykorzystam zaległy urlop. Najbliższa jesień i zima będą ostatnimi, ponieważ nie później jak na wiosnę zakończę pracę.
Aniko, chciałbym dalej jeździć w góry, ale to kosztuje. Dlatego zdecydowałem przedłużyć pracę o te kilka miesięcy. Po prostu żeby stać mnie było na wyjazdy i wędrówki.
Rozumiem, to bardzo sensowne i uzasadnione podejście :-) Zarób więc dużo pieniędzy, albo znajdź pełną cysternę paliwa, żebyś mógł realizować swoje wyprawy :-)
UsuńCo do piękna lub jego braku w literaturze (czy w innych dziedzinach), to czasem trzeba wziąć pod uwagę, że piękno, do którego przywykliśmy (wychowaliśmy się), zaczęło, zdaniem młodszego pokolenia, trącić myszką, albo wręcz zostało zastąpione, wyparte przez nowe "kanony" piękna. Czytałeś np. Masłowską? Dostałam kiedyś jej książkę, ale jakoś do dziś jej nie... zmęczyłam. Ale doceniam, choć sama nie gustuję. Ja mam prawo, ona ma prawo, inni mają prawo, takie życie :-)
Żeby tylko paliwo! Aniko, wiele razy zastanawiałem się, gdzie się podziewają moje pieniądze. W końcu kilka lat temu zacząłem zapisywać wydatki na samochód. Byłem zdumiony kwotami. Z emerytury swoich czterech kółek nie utrzymam, a bez samochodu znacznie trudniejsze byłoby wędrowanie. Może to brzmi głupio, ale tak właśnie jest.
UsuńPoruszony przez Ciebie temat zmienności kanonów piękna jest bardzo obszerny i wiele w nim kontrowersji. Długo można o tym pisać, więc zaznaczę tylko, że chodziło mi o skrajności. O sytuacje, gdy żadnego piękna nie ma. Przykładów jest dużo. W literaturze i w muzyce, w rzeźbie i zapewne też w poezji.
Któregoś razu oglądałem kreskówkę dla dzieci. Aż się wstrząsnąłem widząc paskudne twarze, a na nich negatywne emocje, jak krzyk i złość. Ostatnio czytałem paskudną książkę, trudno w niej znaleźć jakiekolwiek piękno, a za to łatwo epatowanie strasznościami. Na pewno wiesz, o jakich zmianach piszę.
Masłowskiej nie czytałem, ale co nieco słyszałem o niej.
Coraz bardziej obcy się czuję także w bliskiej mi dziedzinie literatury…