Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 28 września 2021

Pierwsza jesienna wędrówka

 220921

Astronomiczna jesień ma się zacząć tego dnia wieczorem, ta pogodowa i nastrojowa już jest. Od długiego czasu jest to pierwsza wędrówka w chmurny dzień bez śladu słońca. Po raz pierwszy od półrocza miałem na sobie dwa swetry, zimową czapkę i rękawice – po tylu letnich dniach, wędrówkach w samym podkoszulku, a nawet w krótkich portkach!

Obawiałem się swojego postrzegania jesiennej przyrody, tego chmurnego czasu, ale byłem mile zaskoczony własnymi odczuciami. Czułem satysfakcję z bycia tutaj, mimo chmur i chłodu.

Dobrze, że przyjechałem, że jestem tutaj, idę i patrzę – pomyślałem rankiem, na szlaku. Poczułem się tak, jakbym wrócił do swoich Gór Kaczawskich, widywanych przecież głównie jesienią i zimą. Na myśl o nich doświadczyłem jednoczesnej radości bycia tutaj i tęsknoty tak silnej, że na chwilę obraz mi się rozmazał. Trochę nielogiczne? Owszem, ale silne i moje.

Kiedyś przyszło mi do głowy pytanie o początki pór roku: dlaczego zaczyna się o określonej godzinie, z minutową, a może nawet sekundową dokładnością. Wyjaśnienie okazało się proste, a chwila początku faktycznie możliwa do precyzyjnego wyliczenia i logicznie łatwa do uzasadnienia. Napiszę o tym osobny tekst, bo temat jest ciekawy, dzisiaj powiem tylko, że obudziłem się w ostatni dzień lata, usnąłem już jesienią.

Był to więc naprawdę długi dzień :-)

Po pierwszym przyjeździe w te strony Roztocza uznałem, że następnym razem trzeba mi zaparkować we wsi Górniki Nowe, i lepiej poznać okolicę. Dzisiejsza wędrówką była więc kontynuacją zwiadu dokonanego kilka dni wcześniej. Lasów unikam, wybierając otwarte przestrzenie, a tych nie brakuje w okolicy. Oczywiście mijając śródpolne zagajniki, albo idąc brzegiem większego lasu, zawsze zajrzę między drzewa, w rezultacie z niemal każdego wyjazdu przywożę trochę grzybów.

Szedłem obok plantacji malin, na której dwie panie zbierały owoce. Pozdrowiłem je, w odpowiedzi zostałem zaproszony na malinowy poczęstunek. Pół godziny rozmawialiśmy, w tym czasie one napełniały pojemniki, ja żołądek. Okazało się, że tematów do rozmów nie brakuje, ale w przecież trzeba mi było iść dalej.

 Szedłem, za jedyny plan mając takie ustalenie szlaku, żeby wypełnić dzień. Dopiero w miarę upływu godzin i kilometrów trasa się niejako sama precyzowała.

W północnej części swojej trasy mijałem okolice o mało urozmaiconych widokach, chciałem jednak zaznaczyć, że zawsze i wszędzie znaleźć można coś, co zwróci uwagę. U mnie bywa to nachodzące mnie nagle poczucie miłego odosobnienia, bycia na pustkowiu, gdzie tylko ja i droga przede mną. Także drzewa. Duże samotne drzewa rosnące na miedzach lub przydrożach mają tajemny, bo nie zgłębiony przeze mnie, urok, a właśnie tam, na tym odludziu, zobaczyłem buka rosnącego na uboczu i skręciłem ku niemu, bo poznać go dokładniej i pod nim zrobić przerwę śniadaniową. 

 


W innym miejscu podziwiałem wielki jawor. Cztery jego zrośnięte pnie mają kilka metrów obwodu, widok spod drzewa jest ładny, a samo drzewo zarówno z bliska, jak i z daleka, przyciąga wzrok.

 


Niewiele dalej zobaczyłem na horyzoncie zbocze wzgórza zmieniające powtarzalny rytm mijanych miedz.

 Piękne są miejsca załamywania się podziału pól równoległymi miedzami; miejsca, gdzie na linie opadających zboczy nakłada się linie innych zboczy, odmiennie pociętych miedzami.

To miejsca załamywania się i przenikania zboczy, co widać na tym fragmencie mapy.

 Nie chcą iść lasem, szukając dogodnych przejść, wypatrzyłem przejście przez las w stronę innej drogi; ta „moja” zanikała wśród wysokich traw i zarośli. Na miejscu okazało się, że ślad widoczny na zdjęciach nie jest drogą a przecinką pod linią energetyczną. Najczęściej są one trudne do przejścia, gęsto zarośnięte młodniakiem, ale ta okazała się wygodna. W kilka minut byłem po drugiej stronie. Idąc nią, wszedłem między drzewa wypatrując grzybów, zobaczyłem kupę śmieci i zniesmaczony zawróciłem. Dodam, że miejsce jest na uboczu, to klasyczne zadupie. Ktoś chciał dobrze ukryć swoje śmieci. 

 Las bukowy i skalne rumowisko na wzgórzu Kamień mile mnie zaskoczyły. Mało jest wychodnich skał na Roztoczu, a jeśli już, to są niewielkie, silnie spękane złoża opoki, natomiast te jako żywo przypominają skały Gór Izerskich. Właśnie tak mi się skojarzyły: przez moment myślałem, że jestem w tych sudeckich górach. 





Miejsca stanowczo warte poznania. Na zboczu stoi kilka tablic informacyjnych; na jednej z nich podane są czasy śpiewów ptasich. Na podobnej tablicy widzianej na Wielisławce w moich górach, informacje są precyzyjniejsze. Dowiedziałem się z niej, że ptaki nie zaczynają śpiewów o konkretnej stałej godzinie, a o stałym przesunięciu czasowym względem wschodu słońca. Oto ta tablica.

 Na innej tablicy są informacje o samej górze, a przy okazji lokalne podanie ludowe o diable, jakżeby inaczej. Zauważyliście, jak często diabeł w podaniach ludowych jest gamoniowaty i nieporadny, zwłaszcza wobec kobiet? Przypuszczam, że opowiastki te układane są przez mężczyzn, w ten sposób tłumaczących swoją bezradność wobec niewiast. No bo skoro nawet diabeł nie daje rady...

Ciekawostka.

 Drogą widoczną na zdjęciu prowadzi szlak. Po lewej, w odległości około 20 metrów od drogi, rośnie spore drzewo, na jego pniu jest namalowany znak szlaku. Gdybym szedł nim, byłbym w kropce. Drzewo rośnie na miedzy, i chociaż szlak może także miedzą prowadzić, ta nie jest wydeptana, więc… Ale przecież jest znak szlaku! Może miedza nie jest wydeptana, bo szlak jest mało popularny?

Na szczęście nie muszę zastanawiać się, o co chodziło osobie malującej znaki, bo nie chodzę szlakami.

Jak jest? Szlak prowadzi drogą, dalej widziałem znaki. Może człowiek łażący po Roztoczu z puszką farby zrobił przerwę pod tym drzewem, a skoro już tam był, to namalował sobie znak? Wszak za ich malowanie płacono mu…

Teraz zagadki; jaka jest różnica między tą ciekawostką a wieloma programami komputerowymi?

Druga: co to jest gryczany horyzont? Dla ułatwienia dodaję zdjęcie.

Widziałem duże, wyraźne ślady na drodze – trop odciśnięty w miękkiej ziemi. Od razu przypomniały mi się słowa Marii o wilkach widzianych u niej na pogórzu, i odruchowo rozejrzałem się za najbliższym drzewem. W chwilę później nakazałem sobie pamiętanie o noszonych portkach i poszedłem dalej.
Zdjęcia skopiowałem stąd i stąd.  Pierwsze od lewej jest moje.

Wydaje się, że widziałem ślady wilka, ale pewności nie mam, ponieważ jest sprzeczność, czy niedokładność, między rysunkami. Na środkowym nie da się poprowadzić linii prostych między opuszkami łapy, a na prawym owszem, i mowa jest o tej cesze jako wyróżniającej trop wilka. Na śladzie sfotografowany przeze mnie linie proste można poprowadzić, co sugerowałoby trop wilka, tym bardziej że i ogólny kształt jest wilkopodobny.

Byłem na pięknym, widokowym wzgórzu. Wznosi się między wsiami Czarny Las i Długi Kąt, a nazwy moje mapy nie podają. Gdyby ktoś był w pobliżu, niech wie, że jego ominięcie byłoby stratą miłych chwil i ładnych widoków.


 


Nie chcą wracać szosą, znowu zapuściłem się na bezdroża. Brakowało mi raptem kilkuset metrów drogi, żeby dojść do tej, która prowadzi do wioski i samochodu. Po dokładnym obejrzeniu zdjęć wybrałem przejście: wzdłuż prostej linii lasu, za nim wąskim przejściem między drzewami, dalej pole i znowu las, ale wąziutki, i już moje droga. Poszedłem. Było wygodniej i prościej, niż się spodziewałem. W miejscu wąskiego lasu było czyste przejście łąką, nawet coś podobnego do drogi można było zauważyć. 


 
Stwierdziłem, że lubię wyszukiwanie dróg i przechodzenie zaułkami, zwłaszcza jeśli mi się uda i nie przedzieram się przez chaszcze – jak dzisiaj.

Po powrocie, oglądając papierową mapę zauważyłem, że ominąłem wysokie wzgórze. Nic to, mam powód do powrotu.

Wybierając zdjęcia do zachowania w komputerze, czasami chwilę się zastanawiam, gdzie było robione, a czasami od razu wraca pamięć miejsca tak, jakbym na moment przeniósł się na szlak. Bywa też, że zastanawiam się, co mi się tam spodobało, co skłoniło do zrobienia zdjęcia tak przeciętnego miejsca? Jeśli technicznie jest w miarę udane, zostawiam je na pamiątkę tamtej niepamiętanej chwili i wrażenia, które nie chce do mnie wrócić. Może wróci przy innej okazji?

Trasa:

Z Nowych Górników polami do Wólki Husińskiej przez Stanisławów, dalej Czarny Las, Góra Kamień, Długi Kąt i polami powrót do Górników.




















19 komentarzy:

  1. Kolejny raz zauroczył mnie widok tych samotnych dostojnych drzew.
    Solidną drogę Przeszedłeś. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostojnych, powiadasz? Takie one są, ale mają jeszcze inne cechy, ale nie wiem jakie. Wczoraj przechodziłem pod jaworem sfotografowanym wcześniej, w ten chmurny dzień, i znowu patrzyłem chcąc dociec istoty jego uroku.
      Program do rejestracji trasy nadal nie działa, nie wiem, dlaczego. Ostatnio staram się tak kopiować mapę z internetu do zapisania trasy, żeby wskaźnik odległości był widoczny. Jest w prawym dolnym rogu mapy, wyznacza odległość połowy kilometra. Do rzeczywistej odległości dodać trzeba moje kręcenie się tu i tam, zbaczanie nie zawsze zaznaczane. Sam jestem ciekawy, ile właściwie tych kilometrów się zbiera.

      Usuń
  2. Ten las i rumowisko kojarzą mi się z Bukową Górą, między Zwierzyńcem a Sochami; a jak wyjdziesz z lasu, to masz przed sobą pola przepięknie układające się w pasiasty wzór;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem tam, na widokowym zboczu, ale na szczycie wzgórza nie byłem. Jeśli są tam takie skały, trzeba mi wrócić. Zresztą, wracam i wracać będę.

      Usuń
  3. A nieprawda, Rokita żyjący w wierzbach nad wodą psoty czyni i baby psuje:-) więc nie jest tak źle. Podobne "piekiełko" jest też koło Tomaszowa Lubelskiego, skałki bardzo podobne do tych na wzgórzu Kamień, ale jest ich mniej. Wspomniałeś o wilkach, teraz ich nie widać, jest rykowisko, plączą się po okolicy panowie z fuzyjką, na co mnie okropna złość bierze. Pola roztoczańskie tworzą specyficzną mozaikę, chyba nigdzie takiej nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę sobie na niezgodę. Owe „psucie bab” określane było z męskiego, a ściślej z mężowskiego punktu widzenia, a dotyczyło jej stanu, do którego on ręki (oględnie mówiąc) nie przykładał.
      Wąskie pola były częste na Kielecczyźnie i Podlasiu, właściwie wszędzie tam, gdzie zdecydowanie przeważało rolnictwo nad przemysłem. Niedawno rozmawiałem o tym z rolnikiem. Staliśmy na jego polu, i gdy była mowa o potrzebie komasacji, pokazał mi dość szerokie pole mówiąc, że jeszcze niedawno były dwa, ale połączono je z braku następcy na gospodarstwie. Zmieniać się będzie, ale dla mnie jeszcze wystarczy widoków miedz z cichymi gruszami na nich siedzącymi.

      Usuń
  4. >>Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
    A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
    Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
    Owoce, przepojone wonią twego ciała.<<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny erotyk, Janku. Czasami przypominam go sobie, gdy przedzieram się dzikim maliniakiem. Myślę wtedy, że wygodnie im chyba tam nie było.
      Gdzieś powinienem znaleźć swoje opowiadanie (krótkie, dwustronicowe) o ich dwojga w maliniaku, do którego inspiracją był wiersz Leśmiana.

      Usuń
    2. Krzysiek, znasz to?

      Ona mu z kosza daje maliny,

      A on jej kwiatki do wianka;

      Usuń
    3. „Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
      Pewnie to jego kochanka.”
      Powinienem wrócić do źródeł, do naszych poetów, a czepiłem się książek popularnonaukowych.
      Janku, zauważ, że Ty tutaj, a ja w odpowiedzi udzielonej Grażynie, wspomnieliśmy Mickiewicza.

      Usuń
    4. Mickiewicz!
      Jakie relacje łączyły Jacka Soplicę i księdza Robaka

      Usuń
    5. A Ty niecnoto! Chciałeś mnie podejść! Ale dobrze, odpowiem: takie, jakie są między Jutrzenką a Eos.

      Usuń
    6. Robaka można zalać Soplicą.

      Usuń
    7. Ależ tak! Zaskoczyłeś mnie, Janku.

      Usuń
    8. Mówimy o alkoholu.
      Jaka jest różnica między koniem a koniakiem?
      Odpowiadam.
      Taka sama, jaka między rumem a rumakiem.

      Usuń
  5. Zdecydowanie piękniejsze są te wąskie pola, pasiaki, w które ubiera się ziemia, pewnie nie odkrywam ameryki twierdząc, ze pasiaki łowickie stąd wzięły inspirację. Więc komasacja gruntów nas nie interesuje.
    Też jestem ciekawa ile kilometrów przemierzasz w swojej wędrówce.
    Bardzo miłe wydają mi się Twoje w samotności wędrówki, od czasu do czasu przerywana ta samotność pogaduszkami z ludźmi, bardzo też tak robić lubię. Jako ,że większość mego życia spędziłam w Wenezueli i tam też sobie wędrowałam, zaczepianie ludzi często kończyło się zaproszeniem do domu, choćby na kawę, raz nawet udało mi się zostać w ten sposób na wigilię w Andach...w Polsce z tym trochę trudniej ale nawet w Mięćmierzu, obok Kazimierza Dolnego zaproszono mnie na kawę z ciasteczkiem!! Ciebie zapraszają na maliny, też fajnie...
    Głazy, które pojawiły się na Twojej drodze piękne są! pozdrawiam serdeczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Grażyno.
      Takie chwilowe znajomości i rozmowy są miłe, ale miałbym trudności z przyjęciem zaproszenia do domu. Chronię swoją samotność, a może zbyt szybkie zbliżenie sprawia mi kłopoty.
      Lubię pojechać na wędrówkę z kolegą, ale i cenię samotne włóczęgi.
      Wydaje mi się, że ta polska gościnność, którą jeszcze niedawno się chwaliliśmy, należy do przeszłości. Była raczej cechą polskich dworów, w których „brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza, że gościnna, i wszystkich w gościnę zaprasza.”
      Powiem (też nie odkrywając Ameryki), że daje się zauważyć związek między gościnnością a zamożnością; niestety, związek odwrotnie proporcjonalny, bo właśnie ci biedniejsi bywają bardziej gościnni.
      Andy… Dla mnie tak brzmi niedosiężna egzotyka. Znowu doznałem zdumienia odmianą Twoich losów. Tyle lat mieszkać na drugim końcu świata!

      Usuń
    2. Zobaczyć Andy, och...
      Pamiętam, w szkole podstawowej, z wypiekami na twarzy czytałem książkę: Od Apeninów do Andów

      Usuń