Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 15 marca 2022

Związane z wojną

 120322

O rozlicznych skutkach wojny w Ukrainie nie tylko czytam w internecie, ale i słyszę w swoim otoczeniu. Poglądy i wyciągane wnioski potrafią szokować. Na przykład wskazywanie Ukrainy jako sprawcy podwyżek cen paliw, no bo gdyby nie stawiali się Rosjanom, zostałoby po staremu. Albo wytykanie Ukraińcom Wołynia i podważanie sensowności udzielania im pomocy przez Polskę i Polaków…

Właśnie o tym chciałem napisać. Nie podzielę się żadnymi oryginalnymi myślami, chcę tylko napisać co myślę, bo pisanie jest u mnie metodą radzenia sobie w różnych sytuacjach życiowych.

Pomagamy uchodźcom z tak wielu oczywistych powodów, że samo wspominanie teraz o naszych zaszłościach jest po prostu niestosowne.

Zacznę od modnego obecnie słowa „geopolityka”. Za Zachodzie nie wiedzą o Wołyniu ani o UPA, i nie chcą wiedzieć, jak więc odbierana byłaby nasza niechęć do pomagania? Wiadomo: bardzo źle. Nasza obojętność na potrzeby sąsiadów byłaby też na rękę władz Kremla, a ten fakt ma niebagatelne znaczenie, ponieważ jest elementem ich polityki skłócania krajów i pogarszania sytuacji Ukrainy. Trzeba też zdawać sobie sprawę ze znaczenia tej wojny. Im bardziej Rosja i jej wojska przegrają, tym sąsiednie kraje, w tym Polska, będą bezpieczniejsze, bo Kreml nie będzie miał sił nieść swoich „wartości” do innych krajów. W tym sensie Ukraińcy walczą za nas i za innych sąsiadów Rosji, a tym samym należy udzielić im wszelkiej pomocy. Pomagając im, pomagamy sobie w podwójnym sensie: w takim, w jaki człowiek duchowo zyskuje pomagając potrzebującemu, ale i w sensie realnym, mianowicie politycznym i militarnym.

Dla mnie osobiście są jeszcze ważniejsze powody pomagania Ukraińcom: to godność i moralność.

Nie godzi się wypominać kobiecie z dzieckiem, która u nas szuka schronienia, hipotetycznej przynależności jej dziadka lub pradziadka do banderowców. Zwykłe poczucie przyzwoitości nakazuje pomóc, także powszechna u nas wiara chrześcijańska, ale i ludzkie serce, o którym Ajschylos, poeta grecki, pisał 2500 lat temu, że sprzyja słabszemu. Zapiekłość prowadzi donikąd, jest ślepą uliczką, na końcu której czekają osamotnienie i przegrana. Wnuki i prawnuki nie mogą odpowiadać za zbrodnie ich przodków. Mamy wyjątkową okazję zakończyć wzajemne pretensje. Miliony ludzi doświadczający naszej pomocy będą o tym pamiętały, a nie o opowieściach ich dziadków. O oficjalnym zamknięciu przeszłości, o pewnych gestach ze strony władz Ukrainy, przyjdzie czas rozmawiać po wojnie.

Pamiętać należy też o historii Europy. Przez tysiąc lat wojowaliśmy z Niemcami; wystarczyło krzyknąć o nadchodzącym wrogu, by całe pokolenia naszych przodków wiedziały o kim mowa, a teraz jesteśmy sojusznikami, a nawet zobowiązaliśmy się wzajemnie do obrony. Jeśli sięgnąć dostatecznie głęboko w przeszłość, chyba wszyscy ze wszystkimi sąsiadami prowadzili wojny na tym kontynencie. Nie bez powodu ustalono kategoryczną nienaruszalność obecnych granic, bo i cóż by było, gdyby każda nacja wysuwała swoje pretensje do ziem za słupkami granicznymi? Zresztą, w Unii stało się to mniej istotne, skoro bez pozwoleń można mieszkać i pracować w dowolnym kraju.

* * *

Utrzymywanie tak wielkiej ilości uchodźców dużo kosztuje i zapewne odbije się negatywnie na stanie kasy państwa i naszych portfeli też, ale absolutnie nie może to być argumentem za niepomaganiem. Nasz rząd ma wielką pracę do wykonania: prosić i domagać się finansowej pomocy od Unii, działać na rzecz przyjęcia przez kraje zachodnie części uchodźców, oraz szybko usunąć wszelkie przeszkody prawne utrudniające podjęcie przez nich pracy u nas. Kto tylko może, niech po prostu idzie do pracy, bo wtedy przestanie być na garnuszku państwa lub uczynnych Polaków. Dlatego uważam, że w przyznawaniu zapomóg finansowych ukraińskim uchodźcom należy zachować rozsądek i umiar.

* * *

Rosja.

Przez dziesięciolecia, od czasów „komuny” do teraz, czasami słyszałem słowo „dzicz” jako opisujące ten kraj. Przyznam, że nie do końca się z taką oceną zgadzałem. Oczywiście zdecydowanie negatywnie oceniałem władze tego kraju, jak zapewne niemal wszyscy moi rodacy, ale miałem wątpliwości, czy cały kraj zasłużył na tak pejoratywne miano. Ostatnio zauważam zmiany w swoich ocenach. Bliski jestem uznania Rosji za dzicz. Dlaczego? Mam dwa powody: tam się zrodziła zaraza i tam trwa do dzisiaj.

Zaraza komunizmu leninowskiego pojawiła się właśnie w tym kraju, i już w parę lat po objęciu władzy ruszyła na zachód by nieść innym krajom swoją rewolucję. Wtedy się nie udało, ale później wiele krajów wschodniej części Europy znalazło się pod ich zwierzchnością, my także, jednak stan taki trwał pod przymusem, a gdy ten znikł, znikła i radziecka ideologia z tych krajów. Rosjanie też mieli taką szansę za Gorbaczowa, ale jej nie wykorzystali, bo oto wystarczyło, że pojawił się nowy wódz mówiący o odbudowie znaczenia wielkiej Rosji, by uwierzono mu. Wierzą nadal.

Można ich tłumaczyć propagandą, ale coraz mniej znaczy dla mnie ten argument. Nam, Polakom, też wbijano do głowy przyjaźń ze Związkiem Radzieckim i straszono zachodnim imperializmem. Przez dwa lata wojska nasłuchałem tych opowiastek na szkoleniach politycznych. Skutki tego urabiania społeczeństwa były bardzo mizerne. U Rosjan wprost przeciwnie, nawet teraz, gdy dostęp do wiedzy jest tak bardzo ułatwiony.

Najwyraźniej dla tych ludzi obraz władzy, której należy się bać, oraz świata spiskującego przeciw nim, świata zgniłego Zachodu, imperializmu, walki i wojen, jest naturalny. Prymitywny obraz prymitywnych ludzi uznający bat i wojnę za normalne narzędzia sprawowania władzy.

Bardzo charakterystyczne jest, nota bene, oskarżanie Zachodu o imperializm przez państwo dążące po trupach od odbudowy swojego imperium. Rzad tego kraju zawsze białe nazywał czarnym i vice versa.

Rosja musi być uznana za państwo terrorystyczne. Obecne odizolowanie tego kraju powinno być utrzymywane, a politycy rosyjscy nie mogą być nigdzie przyjmowani, nawet więcej: wierchuszka władzy cywilnej i wojskowej po przekroczeniu granic Rosji ma być po prostu aresztowana za zbrodnie wojenne.

Ten kraj nie ma poczucia godności ani przyzwoitości. Nie uznaje żadnych praw, norm, traktatów. Łamie wszelkie zakazy, także swoje własne zobowiązania. Nie zna żadnych świętości, nie uznaje żadnych argumentów poza siłą. Ten kraj winien jest ludobójstwa, i to nie tylko w Ukrainie. Rosja była i jest krajem, w którym życie ludzkie ma małą wartość, a często nie ma żadnej.

Z takim krajem nie prowadzi się interesów ani nie utrzymuje kontaktów. Tak oceniając ten kraj, mam na myśli całą, szeroko pojętą elitę władzy, ale i, niestety, znaczną część Rosjan.

Na pocieszenie:

Hun z Kremla (albo z nory na Uralu, gdzie zwykł się chować) chciał odbudować imperialną pozycję Rosji, a właśnie robi coś dokładnie przeciwnego.

* * *

Przy okazji rozmów o wojnie usłyszałem o głodzie w Polsce „komunistycznej”. Zaprotestowałem. Było źle, ale głodu nie było, twierdziłem. Mój rozmówca wykrzyknął „Jak możesz zaprzeczać biedzie tamtych lat!” – i zniesmaczony odszedł, a ja pomyślałem wtedy o swoich kłopotach z obsługą programów komputerowych. Dlaczego? Bo powody są takie same. Dla mojego rozmówcy słowa „bieda” i „głód” okazały się być synonimami, stąd nasze nieporozumienie. Podobnie swobodne pojmowanie znaczeń słów widzę u programistów, co utrudnia, albo i uniemożliwia, rozgryzienie guzikologii programów.

* * *

Od początku nie podobało mi się mówienie o niskim morale na określenie niechęci żołnierzy rosyjskich do walki. Teraz zajrzałem do słownika PWN, oto jak definiują słowo „morale”:

1. «gotowość do wypełniania obowiązków, znoszenia trudów i niebezpieczeństw oraz poczucie odpowiedzialności i wiara w sukces»

2. «czyjaś postawa moralna»

Powinienem uznać zgodność z pierwszym punktem, ale wtedy objawi się sprzeczność z drugim, z postawą moralną: jeśli żołnierz armii będącej agresorem nie chce walczyć, to wykazuje się dobrą postawą moralną, a tego twierdzenia raczej trudno podważyć, nawet jeśli nie chce walczyć wyłącznie z obawy o swoje życie. Nie w pełni zgadzam się też z używaniem słowa „morale” w pierwszym znaczeniu. Wymieniona tam gotowość do wypełniania obowiązków obejmuje także wykonywanie rozkazów skutkujących śmiercią cywili (a tak jest w wojsku rosyjskim) a więc rozkazów zbrodniczych. Cóż wtedy? Otóż mówi się, że żołnierz, który nie chce wykonywać takich rozkazów, ma niskie morale, nieprawdaż? A przecież wykazuje się moralnością wcale nie niską! Jest tutaj sprzeczność wynikła z nieprawidłowego użycia słowa „morale”. Wobec omawianych zachowań wojsk agresora można mówić o braku karności, a nie morale, bo za blisko znaczeniowo jest temu słowu do moralności. Tej, która powstrzymuje palec na spuście czy guziku. Niskie morale mają ci kierowcy czołgów, którzy rozjeżdżają cywilne samochody z ludźmi, nie ci, którzy nie chcą brać udziału w niesprawiedliwej i ludobójczej wojnie.

* * *

Jak wiemy, utworzony jest w Ukrainie oddział ochotników cudzoziemskich. Słyszałem, że chętnych do wzięcia udziału w tej wojnie nie brakuje, a przyjeżdżają z całego świata. Dostaną mundury, broń i wyżywienie, a na koniec wojny obywatelstwo ukraińskie. O wynagrodzeniu nie ma mowy, bo nie są to najemnicy, a ochotnicy.

Przyznam się do popierania tej inicjatywy armii Ukrainy i decyzji tych ludzi; chyba nie byłbym daleko od takiej, gdybym miał parę dziesiątków lat mniej i nie miał rodziny. Teraz już wszyscy wiemy i rozumiemy, że ta wojna jest między wolnością i demokracją, a totalitaryzmem i imperializmem, to wojna w obronie prawa do swobodnego i godnego życia wolnego od strachu, a tych powodów dość, by spojrzeć przychylnym okiem na tych legionistów.

Jednakże objawiają się tutaj zmiany prawne i obyczajowe, które możliwe są tylko w czasie wojny. Celem wojska naszych sąsiadów, w tym także tych ochotników, jest wygranie wojny, a więc zabijanie wroga, bo na tym w istocie polega wojna. Na zabijaniu, ponieważ przegrywa armia wybijana, a nie wybijająca. W normalny czas zabicie, nawet śmiertelnego wroga, jest czynem nagannym i haniebnym (poza nielicznymi wyjątkami), na wojnie jest powodem do chwały. Tego, który zabił więcej żołnierzy przeciwnika (obojętnie w jaki sposób) klepie się po ramieniu i przypina odznaczenia, nawet jeśli zrobił to chcąc tylko przeżyć męską przygodę. Wyjątkową grę o najwyższą stawkę, a sądzę, że i tacy się trafiają wśród legionistów w Ukrainie.

* * *

Drobna uwaga językowa. Teraz powszechnie mówi się „w Ukrainie”, a do tej pory usankcjonowanym normami i dość często praktykowanym było mówienie „na Ukrainie”. Niby drobiazg, ale jeśli zmiana jest świadoma, świadczy o pewnej istotnej przemianie w postrzeganiu tego kraju. Na wszelki wypadek wyjaśnię. Zgodnie z zasadami naszego języka mówi się „na” mając na myśli część, czy region Polski. Na Podkarpaciu, na Lubelszczyźnie, ale w Niemczech, we Francji, więc mówiąc „w”, jakbyśmy w końcu odlepili Ukrainę od Polski, przyznając jej pełną autonomię niezależnego państwa. Wiem, wiem: dawno już to zrobiliśmy, ale jednak ślad przeszłości tkwił do tych dni w naszym języku.

6 komentarzy:

  1. Mądrze piszesz Krzysztofie. Zgadzam się z wszystkim co napisałeś. Nieszczęście, które spotkało Ukrainę może pomoże nam Polakom i Ukraińcom zakopać tę nienawiść, która podskórnie tli się między naszymi narodami. Był Wołyń, Była UPA, ale też nasza Akcja "Wisła". Dlaczego my współcześni, mamy się nienawidzić za grzechy naszych przodków?
    Joyeuse

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Joyeuse.
      Dzisiaj widziałem nagranie ukraińskiej kobiety na dworcu gdzieś w Polsce. Płacząc opowiadała, że przyjeżdża z piekła, w którym nie wiadomo, czy jutro będzie się jeszcze żyło.
      Na pewno się zgodzisz ze mną, gdy zadam bezradne i retoryczne pytanie: Jak nie pomagać tym ludziom??

      Usuń
  2. Mądre, konkretne słowa. W takiej sytuacji należy bez dyskusji pomagać. jednak pomoc też powinna być przemyślana. Ważne jest dać schronienie i możliwość zagospodarowania się, ale dalej - w myśl powiedzenia lepiej dać wędkę niż rybę. Często zapominamy, że tak jak zmienia się świat każdego dnia, tak i nasze myślenie powinno zmieniać się. Nie można wciąż wywlekać wydarzeń z przed odległych czasów. Znać historię jak najbardziej, wszak każde pokolenie ją tworzyło od zarania powstania świata. Jednak kierować się zasadą nie zabijania ludzi, szacunku do drugiego. Jest to najtrudniejszą sprawą - człowiek jest tak dziwnie skonstruowany przez lata, że coraz częściej nie potrafi współistnieć z drugim człowiekiem a nawet z samą naturą.
    Pozdrawiam z przekonaniem, że spokój wewnętrzny i zewnętrzny wróci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróci, ale Europa już nie będzie taka sama, chociażby przez świadomość istnienia kraju nieobliczalnego, także z powodu zapowiadanych wzrostów wydatków na wojsko, nie tylko u nas. Wiadomo, że jeśli wydamy więcej na armaty, mniej będzie na szpitale, szkoły i drogi.
      W ludziach od zawsze siedzi gadzia natura, ale i mamy wbudowaną zdolność empatii i współpracy. Powoli, z regresami (jak ten obecny), ale – śmiem twierdzić – wznosimy się na wyższy poziom cywilizacyjny. Dowodem chociażby obecna pomoc Ukrainie i powszechne potępienie napaści. Kiedyś takie napaści były czymś normalnym i państwa postronne nie oburzały się z tego powodu, a zabijanie ludności lub branie jej do niewoli było standardem. Postęp jest, mimo wszystko, tyle że po tylu latach spokoju wydawało się nam, że widmo wojny w Europie jest już przeszłością. Nie jest, więc będziemy płacić na armaty i rakiety. Niestety.

      Usuń
  3. Ja jeszcze w kwestii win przodków.
    Prawie dwa lata temu byłam na wschodzie Polski, od Sandomierza, prawie w linii prostej, sunęłam do Buga. Uwielbiam te rejony. Tamtego lata na mojej trasie drewnianych cerkiewek znalazł się Radruż a po zespole cerkiewnym oprowadzała cudowna przewodniczka, dla której ta praca nie była klepaniem wiedzy z przewodnika, tylko prawdziwą pasją. Na okoliczność opowiadanych kolei dziejów a więc także UPA powiedziała, pamiętam to dobrze, bo mnie to poruszyło, że Ukraińcy w tamtych latach oddawali nam to, co sami od nas dostali - wcześniej. Taka jest "uroda" i właściwość terenów przygranicznych, raz granica przebiega tu, raz tam, raz ja napadam, raz ty, raz ja uciekam z dzieckiem przy piersi, raz twoja kobieta, raz torturują ciebie, raz mojego mężczyznę. Dlatego mówienie teraz o Wołyniu nie powinno mieć miejsca, bo po pierwsze my też nie jesteśmy kryształowi i mamy swoje za uszami, a po drugie pomagać potrzebującemu, zwłaszcza tak potrzebującemu, po prostu trzeba.

    Latorosłka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest, w pełni się zgadzam z Tobą, Latorosłko.
      Najlepszy sposób wzbudzenia do siebie niechęci, to patrzenie z góry na drugich, a tak było między nami a Ukraińcami przez wieki, i tak w pewnej mierze jest nadal. Na szczęście ta tendencja zanika w obecnym wojennym czasie. Teraz uwidocznia się prawda znana od dawna: nie obecny naród ukraiński, a Rosja ze swoimi imperialistycznymi dążeniami jest naszym nieprzyjacielem. To także nas łączy. Po prostu Polacy mają świadomość pomagania ludziom poszkodowanym przez wojnę, ale jednocześnie pomagania ofiarom Rosji.

      Usuń