170824
W ramach rodzinnej akcji „Zorganizuj wnuczętom wakacyjne atrakcje” miałem zabrać córkę mojego dziecka w góry na kilka dni; z moich propozycji Helena wybrała Bieszczady. W sobotę, 17 sierpnia, odebrałem ją z pociągu na lubelskim dworcu i pojechaliśmy do Pszczeliny, małej osady leżącej kilka kilometrów od Ustrzyk Górnych, a więc w sercu Bieszczad. W tych górach spędziłem łącznie 10 dni w latach 2011 i 2012, a później tak się układało, że mimo chęci wróciłem dopiero dzisiaj, po dwunastu latach.
Zdjęcia zamieszczone niżej zrobiłem z parkingu nad wioską Lutowiska, w połowie drogi między Dolnymi a Górnymi Ustrzykami, w czasie przerwy w naszej dzisiejszej podróży. Patrząc na malowniczą okolicę pomyślałem, że warto byłoby przyjechać tutaj na całodniową wędrówkę, później nawet znalazłem szlak wiodący wokół wioski, ale czasu zabrakło. Może następnym razem? Przyznacie chyba, że jest tam pięknie.
Nocleg wybrałem kierując się ceną, jak to emeryt; mały pokój okazał się być urządzony po spartańsku, ale z własną łazienką, a na dole była kuchnia z wyposażeniem i sklep spożywczy. Mieliśmy więc wszystko, co potrzebne.
Kiedy zagraciliśmy pokój swoimi bagażami, była godzina 16, a więc stanowczo za wcześnie by kończyć dzień. Po obejrzeniu mapy wybrałem parokilometrową drogę w lesie przy wiosce, zaciekawiony informacją o wiekowej jodle. Poszliśmy.
W dawnych wiekach blisko 90 procent ziem Polski porastały lasy; jeszcze w 1700 roku było ich 40%. Oczywiście w górach skład był nieco inny niż w dolinach, gdzie przeważały lasy liściaste: wyżej dużo było i jest buków oraz jaworów, ale i niemało gatunków iglastych – świerków i jodeł. Obecnie lasy rosną na około 29 procentach Polski, a ich powierzchnia po setkach lat malenia ostatnio rośnie. Bieszczady są wyjątkowe pod względem zalesienia: zdecydowaną większość tych gór ciągle porastają lasy. Ton nadają buki, dopiero sporo za nimi świerki, jodły, klony jawory, wierzby, olsze i niewielka domieszka innych gatunków. Jodeł było kiedyś dużo w naszych górach, ale przegrywały z szybciej rosnącymi i sadzonymi przez ludzi świerkami. Dopiero od paru dziesiątków lat leśnicy starają się przywrócić dawną pozycję tym pięknym, imponującym drzewom. Dorównać im strzelistością i wysokością mogą jedynie daglezje, ale są to obce drzewa, przywiezione z Ameryki Północnej. Wśród rodzimych gatunków jodła była i jest królową.
Skoro więc zobaczyłem na mapie informację o jodle, uznałem, że rośnie tam pomnikowy okaz, a wielkie drzewa zawsze warto zobaczyć – chociażby dla pożytecznego poczucia bycia małym.
Szliśmy lasem mieszanym z przewagą buków, a więc ową sławną buczyną karpacką. W czasie kilku najbliższych dni napatrzyłem się na te drzewa i zrobiłem im dziesiątki zdjęć; a dzisiaj widziałem też kilka (tyle zauważyłem i rozpoznałem) jodeł. A co z tą pomnikową? Znaleźliśmy ją: leżała pod zieloną kołdrą mchów, obok sterczał wielki kikut jej pnia. Któryś wicher zimowy okazał się dla niej zbyt silny.
Do pokoju wróciliśmy o 19, a wieczór był krótki, ponieważ ustaliłem z wnuczką, że codziennie będziemy wstawać o szóstej (z chytrości nastawiałem budzik na dzwonienie kwadrans wcześniej) i po szybkim śniadaniu wyjeżdżać. Z serwowanych przez właścicielkę śniadań i obiadów zrezygnowałem. Nie dość, że koszta były ważne, to i wydawanie rannego posiłku od godziny ósmej nie pasowało nam. Trasy ustalałem nieco krótsze niż zwykle nie chcąc, by wnuczka buntowała się na szlaku. Dlatego wybierałem takie miejsca początku i końca trasy, by w miarę szybko wejść na połoniny. Okazało się to być możliwe; ale w takich miejscach były słono płatne parkingi. Dla sprawiedliwości dodam, że nam obojgu – uczennicy i emerytowi – przysługiwały ulgowe opłaty za wejście na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
Tak więc po prysznicu wyjąłem i podłączyłem laptop, przygotowałem plecak, wypiłem piwo i krótko po kurach położyliśmy się spać, mając w planach na jutro wejście na Połoninę Wetlińską.
Obrazki ze szlaku
Oto co się robi z leśną drogą po przejechaniu ciężkiego sprzętu leśników.
Jodły.
Jeszcze parę zdań o wspomnianych połoninach.
To po prostu niezalesione górne partie wyższych gór bieszczadzkich, formacje bardzo tam charakterystyczne. Są dzikimi łąkami porosłymi trawami i zwartymi łanami borówki czarnej, czyli jagód. Oczywiście rośnie tam wiele innych roślin zielnych, ale te przeważają. Widuje się też skarłowaciałe jarzębiny, czasami małe świerki, spore kępy endemicznej olszy zielonej ale i niskie wierzby iwy. Buki, tak liczne niżej, na połoninach już sobie nie radzą. Klimat tam surowy: wiatry są silne, zima potrafi trwać ponad pół roku, a ubogiej ziemi mało. Niżej zamieszczam zdjęcia zrobione 10 października 2011 roku na Połoninie Caryńskiej; w zagłębieniach leżał już śnieg. Pierwotnie słowo „połonina” oznaczało nieużytek, miejsce nienadające się do uprawy rolnej. Mnie od kilkunastu lat, od pierwszych bieszczadzkich wędrówek, jednoznacznie kojarzą się z ogromnymi otwartymi przestrzeniami, meandrującą nitką szlaku, poczuciem wyzwolenia i… tęsknotą.
Więcej informacji o połoninach znajdziecie tutaj.
Niżej moje zdjęcia roślinności połonin. Zwracam uwagę na swojskie, rosnące tam wbrew spodziewaniu, wierzbówki kiprzyce widoczne na dwóch ostatnich zdjęciach.
Na dwóch zdjęciach wyżej widać olszę zieloną, gatunek rosnący tylko w Bieszczadach. Tutaj więcej informacji.
Krzysiek, jeżeli dobrze widzę, to na zdjęciu 15, 17 i 18 niebieskie kwiaty należą do goryczki trojesciowej. Goryczka trojesciowa (trojesciowata) dziko rosnąca objęta jest ochroną gatunkową.
OdpowiedzUsuńJan Wygnaniec
Tak, to ten gatunek. Miałem o nim napisać w następnym tekście. W planach jest napisanie o bukach, szlakach i czymś jeszcze, a chodziło mi o w miarę równomierne rozłożenie informacji na kilka tekstów.
UsuńKwiaty są piękne, mam parę zdjęć z bliskiej odległości.
Ciekawe miejsca, niby podobne jak wiele. A jednak widoki inne jak u mnie czy na Roztoczu. Nie bardzo potrafię wytłumaczyć dlaczego. Poczekam jeszcze na dalsze relacje, może znajdę odpowiednie określenia dla tych różnic, a może stwierdzę, że nie wiele różnią się. Pozdrawiam udanego wędrowania.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aleksandro.
UsuńZaraz wezmę się za publikację opisu drugiego dnia. Na zdjęciach będzie widać to, co mnie się w Bieszczadach najbardziej podoba, czyli połoniny z ogromnymi widokami. Zaryzykuję twierdzenie o pewnym ich podobieństwie (przy istniejących różnicach) do szlaku wzdłuż wierzchowiny karkonoskiej z rozległymi widokami na obie strony. Po obejrzeniu zdjęć napisz, proszę, czy zgadzasz się ze mną.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKrzysiek, teraz przeglądam Twoje wędrówki po Bieszczadach i daję Ci obiecany link do obecnie najgrubszej jodły, którą jest Lasumiła
OdpowiedzUsuńDziękuję, Janku. Z ciekawością przeczytałem artykuł. Może kiedyś pójdę opisaną ścieżką?
UsuńPrzy okazji znalazłem taki tekst:
>>Bieszczadzka „matka lasu”, jak nazywano potężną jodłę rosnącą na stoku góry Kosowiec koło Pszczelin, miała 527 cm obwodu, 172 cm średnicy i 42 metry wysokości. Jej potężna dziupla mogła pomieścić trzech dorosłych mężczyzn i być z powodzeniem wykorzystana na gawrę przez niedźwiedzia.<<
Sprawdziłem na mapie, właśnie tę jodłę oglądaliśmy. W innym miejscu internetu znalazłem taką informację:
>>Przed nami miejscowy olbrzym: jodła pospolita (abies alba) o wysokości 42 metrów (choćby nie wiem jak patrzeć, czubka i tak nie zobaczymy), obwodzie w odziomku 515 cm i pierścienicy* 161 cm, wiek ponad 200 lat. Jak na drzewo iglaste, jest to prawdziwy gigant - prawdopodobnie największy okaz jodły pospolitej w Polsce. W pobliżu rosną ok. 70 letnie okazy jodły, które są potomstwem opisywanego egzemplarza. Ponadto rosną tu ok. 90 letnie klony jawory.
Aktualizacja 12.2013: w grudniu 2013 w wyniku silnych wiatrów pomnikowa jodła została powalona. Pozostawiono ją na miejscu celem naturalnego rozkładu. <<
To cytat z tej strony: https://www.twojebieszczady.net/piesze/jodla.php
Autor tak opisuje trasę do jodły, że wydaje się zagmatwana, a w rzeczywistości jest krótka i prosta.
Mam zdjęcie mojej wnuczki siedzącej na leżącym pniu tej jodły…