Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 9 sierpnia 2024

O uroku pól

 070824

Oglądałem trwający 3 kwadranse film o Roztoczu. Było w nim o kościele na wyspie w Zwierzyńcu, dwóch wieżach widokowych, stadninie koni, o szumach na Tanwi, spływach kajakowych i kilku podobnych atrakcjach. W swojej bibliotece mam pokaźne, bogato wydane, dzieło o Roztoczu. Dużo w nim zdjęć, które byłyby ładne gdyby nie były zepsute zbyt silnym kontrastem i nasyceniem kolorów, a opisy traktują głównie o geologii krainy. Jedna i druga pozycja niewiele mówi o moim Roztoczu, a nawet więcej: niewiele o cechach najbardziej charakterystycznych dla tej krainy.

Nie wieże widokowe, nie kościół na wyspie ani nie spływy kajakowe tworzą wyjątkowość Roztocza, chociaż pewny, raczej niewielki, udział mają. Oczywiście ważność cech krajobrazowych i atrakcji turystycznych u każdego z nas jest inna, więc na pewno są ludzie, dla których Roztocze kojarzy się przede wszystkim ze spływami kajakowymi. Respektując prawo do takiego kojarzenia, zwrócę uwagę na fakt organizowania spływów w bardzo wielu miejscach Polski i widywania stadnin koni na terenie całego kraju. Myślę też, że nader mało jest turystów, których można zachęcić do poznania Roztocza opisując geologiczne mechanizmy tworzenia pagórów, ich budowę i wiek. Sądzę podług siebie, oczywiście, bo mimo że troszkę się interesuję tymi zagadnieniami, planując wyjazd czy to w Sudety, czy na Roztocze, akurat ich struktury geologiczne nie mają wpływu na moje wybory.

Czasami odnoszę wrażenie pójścia na łatwiznę autorów tego rodzaju filmów czy książek. Wszak łatwiej spisać rodzaje skał albo wymienić sztampowe atrakcje turystyczne, posiłkując się, jak mniemam, innymi opracowaniami, niż opisać swoimi słowami cechy wyróżniające krainę i jej urodę. Oczywiście w ten sposób maluje się obraz subiektywny, obraz twórcy, ale uniwersalnego nie ma, a tylko taki, czyli zabarwiony (a jeszcze lepiej nasycony) osobistymi przeżyciami i własnym postrzeganiem ma szansę trafić do odbiorcy i odbić się w nim podobnie pozytywnym echem.

Po tej całej tyradzie, po tym wymądrzaniu się, wypadałoby napisać, które cechy krajobrazowe Roztocza są dla mnie najcenniejsze. Już piszę i pokazuję.




Oczywiście pagóry, zwłaszcza tak wyraźnie zaznaczone jak w zachodniej części, ale i ziemia. Jasny less, gleba Lubelszczyzny, decyduje o kolorystyce pól i polnych dróg. Kolor lessu pasuje do tej rolniczej krainy, widzę jego podobieństwo do dojrzałych, czekających na żniwiarzy (gdzie ich szukać? Więc czekających na kombajn) żyta i pszenicy. Oczywiście wąskie a długie pola; najwęższe mają do 10 metrów szerokości, typowe raptem 2-3 razy więcej, a pola pięćdziesięciometrowe są już duże. Miedze biegną w dwojaki sposób: z doliny na szczyt albo trawersują zbocza, a wtedy, oddzielając pole wyższe od niższego, nie są symetryczne. Różnice poziomów sięgają kilku, najczęściej mają do dwóch metrów wysokości. Ta na zdjęciu ma około 3 metry.
Ich wygląd i ilość będąca skutkiem znikomości pól, ich nierzadko fantazyjny, nie pod linijkę bieg, zdobienie drzewami i krzewami oraz urozmaicenie kolorystyczne pól, wyraźne nie tylko od wiosny do jesieni, ale niemal cały rok, tworzą niepowtarzalny krajobraz. Owszem, w okolicach Kielc, na Podkarpaciu, na Polesiu i Podlasiu, też widuje się wąskie poletka, ale rzeźby terenu są tam inne, ziemie także. Jest jeszcze jedna cecha charakterystyczna dla Roztocza: zdebrza, czyli najróżniejszych kształtów zagłębienia wypłukane w lessie. Są klasyczne wąwozy, bardzo liczne parowy, spotyka się też jary i zwykłe doły, są formacje trudne do jednoznacznego nazwania. Może dlatego miejscowi mają swoją nazwę. Niemal wszystkie są zadrzewione, najczęściej pięknymi lasami bukowymi. Jest ich mnóstwo: od dużych labiryntów w których Minos śmiało mógłby schować Minotaura, jak na przykład pod Szczebrzeszynem, albo tak głęboki, jak na zboczu góry Brusno, w którym można by ukryć dziesięciopiętrowy wieżowiec. Są też takie, jak dzisiaj odwiedzony: mały zdebrz wśród pól, ocieniony i ozdobiony malowniczą grupką dużych brzóz i grabów.

 Jeśli idąc polami dojdzie się do ściany lasu, prawie na pewno będą tam roztoczańskie doły.

Dzisiaj chodziłem niemal wyłącznie polami korzystając z ich opustoszenia, ale jak często, tak i dzisiaj wpadłem na pomysł przecięcia wąskiego lasu. Wiedziałem, co mnie czeka między drzewami, ale jednak byłem zaskoczony widząc duży dół, najwyraźniej stary jar wypłukany wodami opadowymi, o niemal pionowej ścianie wysokości ponad dziesięciu metrów. Była tam niewyraźna ścieżka omijająca dół, ale nie potrafiłem oprzeć się pokusie i znalazłszy nieco mniej strome zbocze, zszedłem na dno trzymając się wystających korzeni. Na zdjęciach słabo widać różnice poziomów, jedynie widok korzeni buka daje wyobrażenie o stromiźnie. Na dnie też było po roztoczańsku: z podniesionymi rękami przedzierałem się przez pas pokrzyw i nawłoci.

 Za to wyjściu na otwartą przestrzeń usłyszałem wołanie:

– To pan!? A skąd pan idzie?

Z właścicielką plantacji malin, na której nagle się znalazłem, rozmawiałem rok temu. Dzisiaj była z mężem, i tak się złożyło, że całą godzinę spędziłem z nimi. Pomagałem im w zbiorach, chociaż oni zbierali maliny do pojemników, ja... ja ich nie potrzebowałem.

Plantacje też są charakterystyczną częścią krajobrazu Roztocza. Bardzo dużo uprawia się porzeczek i malin, ale widuje się też plantacje orzechów włoskich i laskowych, jeżyn, aronii, agrestu. Uprawia się tytoń, len, mak a nawet tak egzotyczne rośliny jak ostropest, a to wszystko nie z powodu walorów glebowych czy klimatycznych, a biedy. Trudno utrzymać się z kilku hektarów nie najlepszej ziemi rozdrobnionej na wiele poletek.

Moje Roztocze ma jedną cechę wspólną z Górami Kaczawskimi: mało jest popularne wśród turystów. Po tej krainie przeszedłem jakieś dwa tysiące kilometrów, a nawet na jej najładniejszych polach nigdy nie widziałem wędrowcy. Zapewne dlatego tak trudno zrozumieć spotykanym na polach rolnikom cel mojego szwendania się, a są chętni do rozmów; dzisiaj cztery razy byłem zagadywany. Czasami mam dobrą zabawę słysząc, jak próbują sobie wytłumaczyć moją obecność na polach. Najczęstsze to: bycie geologiem lub geodetą, zagubienie się lub posiadanie rodziny gdzieś w pobliżu. Nikt nie wymienił walorów krajobrazowych pól, a mam za sobą parę dziesiątków takich rozmów. W gruncie rzeczy nie różnią się oni od turystów w tych swoich domysłach, a powód jest banalnie prosty: moje Roztocze to przede wszystkim pola i polne drogi mające dla mnie magnetyczny urok, później zdebrza i lasy, a daleko za nimi spływy, konie i architektura.

Obrazki ze szlaku

 Cień i światło.

 Ostatnie kwiaty lnu widziane wbrew spodziewaniu. Wydały mi się jeszcze piękniejsze niż wtedy, gdy było ich tak dużo.

 Wysoka miedza z mieszkaniem.

 

Proso. Tutaj garść informacji.

 

Pierwsze gruszki ulęgałki. Ich smak jednoznacznie kojarzy się z dzieciństwem.

 

Ściernisko z bratkami polnymi. Oszałamia ogromna ich ilość.

 

Żółtnica. Pospolita nie tylko z nazwy i, jak się niedawno dowiedziałem, jadalna roślina.

 

Jarzębina na miedzy. Dość rzadki widok. Dobrze, że specjalnie podszedłem skuszony zgrabnym kształtem drzewa.

 Pole wyjątkowo dorodnej gryki.

 







Wąwóz.



 Późne popołudnie.

Trasa: między Batorzem a Aleksandrówką na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: 18,5 km przedreptałem w 12 godzin.









































4 komentarze:

  1. Witaj niestrudzony wędrowcu. Myślę, że mało prawdopodobne jest, żeby spotkać turystów wśród polnych dróg, leśnych szlaków. jeżeli już to na piekielnych kładach czy motocyklach rozjeżdżających szlaki dróżki. straszących zwierzęta. U mnie "turyści" uważają za punkt honoru wleźć na Śnieżkę zrobić zdjęcie i zleźć. Przepraszam, że użyłam takich prostackich słów.
    A wracając do Twojej wędrówki, spodobało mi się ostatnich kilka zdjęć. Nie napiszę, że większość pozostałych jest mało ciekawych. właściwie każde w swoim rodzaju ukazuje uchwycenie chwil, które potrafią być zmienne, jak chociażby zachodzące słońce, czy rzadko spotykana samotna jarzębina na miedzy. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aleksandro.
      Miałem napisać parę słów komentarza, zwrócić uwagę na kilka ostatnich zdjęć nazwanych „seria”; jest na nich zobrazowany marsz długim na ponad kilometr polem, zbliżanie się do zalesionego wzgórza, zmiany szczegółów krajobrazu, no i... nie napisałem.
      Użyłaś bardzo trafnych słów na opisanie sposobu przebywania w górach znacznej części turystów. Tak jest w zasadzie wszędzie. W moich górach ludzie są na szlaku wiodącym na Skopca, nieco mniej na Okole, a poza tymi górami praktycznie ich nie ma. Na Roztoczu jest tłok nad Tanwią, przy sławnych szumach, jeszcze w paru innych miejscach i wokół kilku miejscowości turystycznych, a poza nimi jest pusto. Przy okazji słowo o szumach: tak miejscowi nazwali niewielkie progi skalne na rzece Tanwia. Jest ich tam kilka, faktycznie są bardzo ładne, a nazwa od ich szumienia. Brzegi rzeki są wydeptane niczym klepisko...
      Widzę jak idą: nie rozglądają się wokół, bo oni nie wiedzą na co patrzeć, a nawet nie widzą, bo oczy otwiera wiedza wespół z potrzebą zobaczenia. Oni przeczytali na jakichś portalach, że modnym jest bycie tu i tam, więc tam idą, a później wracają i publikują potwierdzające zdjęcia. Aleksandro, wiesz jak dawniej było: w góry, na pola, w lasy, chodziła pewna nieliczna grupa ludzi z potrzeby serca i ducha – i ta grupa nadal istnieje, nadal nieliczna. Ci nowi, dodatkowi, nie pojadą zobaczyć jaskiń szczelinowych na Górze Witosza w Kotlinie Jeleniogórskiej, nie przejdą Podleśnego Zdebrza na Roztoczu, bo czym będą się chwalić na swoich portalach, skoro te miejsca nie są znane?
      A ci na warczących maszynach powinni być karani wysokimi mandatami. Ale czy sądy, do których mogliby się odwołać, nie uznają ich tłumaczenia, że przecież nikt im nie powiedział, więc nie ich to wina?
      Aleksandro, właściwie to dobrze: niech tamci niedzielni zapełniają tych kilka modnych szlaków, bo resztę zostawią w miarę pustą dla wędrowców i miłośników.

      Usuń
    2. Któregoś dnia widziałam jak wygląda miejsce obok Domu Śląskiego i sama droga na Snieżkę. To wprost koszmar. Aż nawet reporterka Marta Manowska, która prowadzi program "Korona Gór Polskich" była zszokowana jak zobaczyła tę ciżbę ludzi.

      Usuń
    3. Wyobrażam sobie ten sznur ludzi, bo podobny widziałem wiele lat temu na Giewont w Tatrach; słyszałem, że teraz jest jeszcze więcej ludzi. Mnie taki tłok zniechęca. Parę lat temu byłem przy skałach Słoneczniki, więc na popularnym szlaku karkonoskim, źle się tam czułem, chociaż oczywiście otoczenie jest ładne.
      Chciałbym wejść na szczyt Śnieżki pod wieczór, zobaczyć zachód słońca, jakoś przenocować (może zejść do Domu Śląskiego?) i zobaczyć wschód. Tylko… Aleksandro… to jedno z tych zamierzeń, o których wiemy, że się ich nie zrealizuje i nawet nie buntujemy się z tego powodu.
      Dwie godziny temu wróciłem z Roztocza :-)

      Usuń