220420
Epidemia
ma się dobrze, wirusy fruwają w powietrzu i nie zamierzają przejść
do defensywy, a rząd ogłasza harmonogram złagodzenia obostrzeń.
Spotkałem się w Internecie ze słowami zdziwienia w związku z tymi
faktami, ale rozumiem motywy decyzji rządu.
Już niedługo zdecydowana większość firm będzie działać, chociaż z zachowaniem pewnych zasad bezpieczeństwa, jak te nieszczęsne maski, przez które tak źle się oddycha i z powodu których mieć będziemy odstające uszy. Powód jest jeden, ale zasadniczej wagi: pieniądze.
Tak naprawdę one są najważniejsze.
Owszem, mówi to osoba twierdząca, że daleka jest od materializmu i konsumpcjonizmu. Już wyjaśniam.
Pieniądz nie jest papierkiem z nadrukiem (ostatnio coraz częściej zastępowanym danymi cyfrowymi w bankowym serwerze), jest ekwiwalentem towarów i usług, dobrym wtedy, gdy niełatwo go zdobyć, a łatwo wymienić na… na wszystko. Bez ograniczeń, chyba że kwotą samych pieniędzy.
Państwo, albo samorządy, co w sumie na jedno wychodzi, zabierają nam znaczną część naszych dochodów, finansując nimi najróżniejsze wydatki, w tym utrzymanie służby zdrowia, a w obecnym czasie te wydatki są znacznie większe. Dla swojego funkcjonowania szpital musi mieć zapewnione dostawy towarów i usług naprawdę wielu firm z różnych gałęzi gospodarki, a każdy z tych dostawców ma swoich dostawców. Wszak firma zapewniająca szpitalowi dostawy tlenu nie robi sama butli na sprężony gaz, ani nie jest wykonawcą urządzeń do oddzielania tego gazu z powietrza – przykład jeden z setek, albo i tysięcy.
Dostawy najważniejsze, mianowicie leków i – jak obecnie – testów, które w istocie są chemicznym produktem wyrafinowanego przemysłu farmaceutycznego, efektem wytężonej pracy wysokiej klasy specjalistów z zakresy biologii, wirusologii, immunologii i Bóg wie jakich jeszcze dziedzin, są produktami możliwymi do wytworzenia tylko w firmach mających odpowiednich fachowców i wyposażenie. Ci ludzie wiele lat zdobywali swoją wiedzę, opłacani przez państwo, a do jej wykorzystania potrzebują specjalistycznego i bardzo drogiego sprzętu.
Nie bez powodu możni tego świata macają się po kieszeni i wspomagają swoimi pieniędzmi szpitale i laboratoria.
Pieniądz jest napędem nie tylko gospodarki, ale i tych wszystkich firm i instytucji, po których możemy się spodziewać pomocy w walce z zarazą.
Nie lubię słowa pandemia, chociaż nie wiem dlaczego.
Czad czy inna Erytreja nie opracują dobrych leków na koronawirus nie dlatego, że mieszkają tam głupsi ludzie, chociaż zapewne są mniej wykształceni, a z powodu braku pieniędzy. Dzięki nim USA przoduje w tak wielu dziedzinach nauki i techniki. Amerykanów stać na sprowadzenie do miejscowych zakładów naukowych najlepszych specjalistów, kusząc ich wynagrodzeniem. Córka mojego znajomego z pracy od lat pracuję w USA, będąc wybitnym genetykiem. Pojechała, gdy zapoznała się z propozycją warunków zatrudnienia.
Nie siedzenie w domu w masce na twarzy uwolni nas od wirusa, chociaż zapobiegnie spiętrzeniu się ilości chorych i tym samym umożliwi w miarę normalne funkcjonowanie szpitali, a pieniądze. Jednak nie puste wydmuszki drukowane przez NBP, a prawdziwe pieniądze wymienialne na nowoczesne wyposażenie firm biochemicznych i ich produkty. Także na związane z zarazą liczne ostatnio zakupy za granicą. Wszak płacimy za nie walutą, a tę możemy mieć tylko wtedy, gdy nasze produkty sprzedamy w innych krajach.
To oczywiście warunek wstępny. Drugim i ostatecznym jest owocna praca tych firm.
Dobry pieniądz można mieć jedynie w rezultacie normalnego funkcjonowania gospodarki.
Chcąc więc walczyć z wirusem, załóżmy te cholerne maski na twarz i pójdźmy do roboty, aby swoją pracą nadać rzeczywistą wartość naszej walucie.
Już niedługo zdecydowana większość firm będzie działać, chociaż z zachowaniem pewnych zasad bezpieczeństwa, jak te nieszczęsne maski, przez które tak źle się oddycha i z powodu których mieć będziemy odstające uszy. Powód jest jeden, ale zasadniczej wagi: pieniądze.
Tak naprawdę one są najważniejsze.
Owszem, mówi to osoba twierdząca, że daleka jest od materializmu i konsumpcjonizmu. Już wyjaśniam.
Pieniądz nie jest papierkiem z nadrukiem (ostatnio coraz częściej zastępowanym danymi cyfrowymi w bankowym serwerze), jest ekwiwalentem towarów i usług, dobrym wtedy, gdy niełatwo go zdobyć, a łatwo wymienić na… na wszystko. Bez ograniczeń, chyba że kwotą samych pieniędzy.
Państwo, albo samorządy, co w sumie na jedno wychodzi, zabierają nam znaczną część naszych dochodów, finansując nimi najróżniejsze wydatki, w tym utrzymanie służby zdrowia, a w obecnym czasie te wydatki są znacznie większe. Dla swojego funkcjonowania szpital musi mieć zapewnione dostawy towarów i usług naprawdę wielu firm z różnych gałęzi gospodarki, a każdy z tych dostawców ma swoich dostawców. Wszak firma zapewniająca szpitalowi dostawy tlenu nie robi sama butli na sprężony gaz, ani nie jest wykonawcą urządzeń do oddzielania tego gazu z powietrza – przykład jeden z setek, albo i tysięcy.
Dostawy najważniejsze, mianowicie leków i – jak obecnie – testów, które w istocie są chemicznym produktem wyrafinowanego przemysłu farmaceutycznego, efektem wytężonej pracy wysokiej klasy specjalistów z zakresy biologii, wirusologii, immunologii i Bóg wie jakich jeszcze dziedzin, są produktami możliwymi do wytworzenia tylko w firmach mających odpowiednich fachowców i wyposażenie. Ci ludzie wiele lat zdobywali swoją wiedzę, opłacani przez państwo, a do jej wykorzystania potrzebują specjalistycznego i bardzo drogiego sprzętu.
Nie bez powodu możni tego świata macają się po kieszeni i wspomagają swoimi pieniędzmi szpitale i laboratoria.
Pieniądz jest napędem nie tylko gospodarki, ale i tych wszystkich firm i instytucji, po których możemy się spodziewać pomocy w walce z zarazą.
Nie lubię słowa pandemia, chociaż nie wiem dlaczego.
Czad czy inna Erytreja nie opracują dobrych leków na koronawirus nie dlatego, że mieszkają tam głupsi ludzie, chociaż zapewne są mniej wykształceni, a z powodu braku pieniędzy. Dzięki nim USA przoduje w tak wielu dziedzinach nauki i techniki. Amerykanów stać na sprowadzenie do miejscowych zakładów naukowych najlepszych specjalistów, kusząc ich wynagrodzeniem. Córka mojego znajomego z pracy od lat pracuję w USA, będąc wybitnym genetykiem. Pojechała, gdy zapoznała się z propozycją warunków zatrudnienia.
Nie siedzenie w domu w masce na twarzy uwolni nas od wirusa, chociaż zapobiegnie spiętrzeniu się ilości chorych i tym samym umożliwi w miarę normalne funkcjonowanie szpitali, a pieniądze. Jednak nie puste wydmuszki drukowane przez NBP, a prawdziwe pieniądze wymienialne na nowoczesne wyposażenie firm biochemicznych i ich produkty. Także na związane z zarazą liczne ostatnio zakupy za granicą. Wszak płacimy za nie walutą, a tę możemy mieć tylko wtedy, gdy nasze produkty sprzedamy w innych krajach.
To oczywiście warunek wstępny. Drugim i ostatecznym jest owocna praca tych firm.
Dobry pieniądz można mieć jedynie w rezultacie normalnego funkcjonowania gospodarki.
Chcąc więc walczyć z wirusem, załóżmy te cholerne maski na twarz i pójdźmy do roboty, aby swoją pracą nadać rzeczywistą wartość naszej walucie.
* *
*
Chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat związany z wirusem, jako że jest powodem manipulacji bądź nieporozumień.
Chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat związany z wirusem, jako że jest powodem manipulacji bądź nieporozumień.
Mieszkańców
Polski jest 38 milionów, a Ziemię zamieszkuje 7,6 miliarda ludzi. W
Polsce umiera około 400 tysięcy ludzi rocznie, na świecie około
55 milionów.
Inaczej
mówiąc, bardziej obrazowo, co 80 sekund umiera jeden Polak, a na
Ziemi w ciągu minuty umiera sto kilka osób, niemal dwie na sekundę.
Jeśli
uzmysłowię sobie te liczby, czasami miewam wrażenie mieszkania w
wielkiej kostnicy, albo przeżywania horroru, jakichś obłędnych,
nieludzkich czasów zagłady, ale po chwili przychodzi refleksja:
wszak to tylko prawo wielkich liczb, do których mój ludzki umysł
nie jest przyzwyczajony.
Chodzi
o to, że my nie czujemy, nie odbieramy wprost dużych liczb. One nie
robią na nas wrażenia, bo cóż to znaczy sto milionów czy
miliard?
Niedawno
w pewnej dyskusji mówiłem o naszym niepojmowaniu dużych liczb na
przykładzie dni naszego życia. Traktujemy dzień jak drobinkę
niewiele znaczącą. Ot, wstaliśmy, poszliśmy do pracy, wróciliśmy,
pokręciliśmy się chwilę po swojej życiowej przestrzeni i
położyliśmy się spać. Aby do piątku, myślimy. A przecież całe
nasze życie to ledwie dwadzieścia kilka tysięcy tych drobin, tych
jętek jednodniówek. Dwadzieścia parę tysięcy, tylko tyle mamy, a
gdy sięgnę pamięcią do zdarzeń sprzed półwiecza, wydają się
tak bardzo odległe.
Jednym
z powodów, może nawet głównym, jest nasza trudność w ogarnięciu
wyobraźnią dużych liczb, mimo że w tym przypadku ledwie parę
dziesiątek tysięcy mamy sobie wyobrazić. Cóż powiedzieć o
dziesiątkach milionów, co o miliardach?
Właśnie
zajrzałem do Internetu, na jednej ze stron podają ilości zgonów z
powodu koronawirusa: w Polsce 404, na świecie prawie 180 000 osób.
Wszyscy
zgodnie twierdzą, że te dane są zaniżone, także w naszym kraju,
ale trudno mi opierać się tutaj na spekulacyjnych liczbach, zostanę
przy oficjalnych. Pamiętajmy tylko, że w rzeczywistości są
wyższe.
W
ciągu miesiąca zarazy zmarło 400 osób zarażonych wirusem. To
mniej niż ilość samobójstw w Polsce.
W
tym czasie na inne choroby lub po prostu ze starości umarło 33
tysiące naszych rodaków.
W
ciągu każdego miesiąca umiera na drogach 240 osób, a rannych jest
blisko trzy tysiące osób. Mimo wielkości tych liczb, ludzie
wsiadają do samochodu bez strachu, i nawet przekraczają bezpieczne
szybkości.
Odnoszę
wrażenie, że wielu ludzi zapomina, albo nie zdaje sobie sprawy, z
wymowy tych faktów.
A
już zwłaszcza nie pomyślą o nich ci moi ulubieńcy, paru
znajomych mężczyzn siedzących w zamkniętym sklepie i w panice
trzęsących portkami.
Od początku tej paniki powtarzam, że nie dosyć że ludzie umierają na różne choroby, to do ofiar należy dodać samobójców, którzy nie poradzili sobie z zamknięciem albo wizją głodu i biedy.
OdpowiedzUsuńOwszem, właśnie tak. Ja sam, będąc tak daleko od samobójczych myśli, czuję nieprzyjemne przygaszenie w związku z tą całą sytuacją, jej rezultatami i możliwym ciągiem dalszym.
UsuńAniu, dodałbym od siebie uwagę o być może nawet większej ilości śmierci spowodowanych niemożnością porządnego leczenia (wizyta u lekarza via telefon!) opóźnieniami i ograniczeniami na OIOM albo przełożeniem terminu operacji.
Czytałem o chamskich presjach wywieranych na lekarzy mających styczność z zakażonymi, presji w miejscu ich zamieszkania. Po prostu sąsiedzi każą tym ludziom się wynosić!
Cóż, te dupki, o których dwa razy wspominałem, siedzą już ponad miesiąc zamknięci w sklepie i nie obsługują indywidualnych klientów, a na uwagi reagują złością i agresją. Aniu, patrzę na tych facetów i na babki w Biedronce – jakbym dwa światy widział.
Teraz widać, kto z jakiego materiału jest zrobiony.
Masz rację, to co się dzieje w szpitalach a potem w miejscach zamieszkania lekarzy i pielęgniarek to jakaś paranoja. Coraz rzadziej spawdzam wiadomości, bo obraz świata spoza górki wygląda przygnębiająco.
UsuńAniu, Twój sposób jest i moim. Zdrowiej jest wiedzieć mniej o tym, co się dzieje w Polsce i jak się zachowują ludzie.
UsuńJesteśmy karmieni strachem, choć i tak wydaje mi się,że trochę okrzepliśmy i przyzwyczailiśmy się do nowej sytuacji; mąż też mi tłumaczy, że trzeba spojrzeć na skalę ogólną choćby w naszym kraju, przy całkowitej liczbie mieszkańców; mam wrażenie, że ta manipulacja czemuś służy, wcale nie ochronie naszego zdrowia, a polityce i ekonomii; na pewno w mieście, w dużych skupiskach ludzkich jest inaczej, tu, na Pogórzu, problem rozmywa się zupełnie, a życie toczy się zwyczajnie, jak u Ani; wręcz śmiesznie wyglądają maseczki u gościa, który jedzie ciągnikiem w pole, a dziewczynki na rowerach naciągają maskę na widok auta, bo żeby nikt nie przyczepił się, a kara pieniężna przetrzepie kieszeń rodziców; mąż z synem jeżdżą po terenie, budowy idą normalnym trybem, zagrożeniem zdają się być zakupy w sklepie; ostatnio przeczytałam taki śmieszny-nieśmieszny mem: Czy wy też wysyłacie do sklepu osobę najbardziej nielubianą w rodzinie? tak, kto z jakiego materiału zrobiony, to sprawdza się w każdej sytuacji, w obliczu zagrożenia, wychodzą na wierzch najgorsze zachowania; mąż przywozi mi różne wieści ze świata, ostatnio największą popularnością cieszą się roboty remontowe w domu, malowanie płotów, babeczki kupują mnóstwo kwiatów na balkony i do ogrodów, ludzie zamknięci w domach z ulgą zajmują się pracami, na które do tej pory nie było czasu, bo przecież bez zajęcia oszaleć można, a tu wiosna kusi; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDobrze powiedziałaś, Mario: karmieni strachem. Nie wiem, po co to komu. Sami dziennikarze mają zwyczaj silnego podkreślania złych wiadomości, ale dlatego – uwaga! – że są bardziej poczytne. Może rząd przykłada ręki, bo w ten sposób łatwiej o posłuch, łatwiej też będzie wytłumaczyć późniejsze ograniczenia finansowe. A będą. Takie czy inne, ale będą.
UsuńOj, wiosna kusi. Obecna jej część jest najpiękniejsza dla mnie: świeża jaśniutka zieleń wokół. W niedzielę pojadę w swoje góry, po raz pierwszy od kilku tygodni.
Dziękuję, Mario. Zdrowie, ale i coraz bardziej odporność psychiczna, są nam bardzo potrzebne.
Panie Krzysztofie . Mam do Pana pytanie . Nie jest ono związane akurat z tym artykułem ale powiązane jest z Pana miłością do gór i pogórza Kaczawskiego . Ja także jestem zakochany w tym rejonie Polski i staram się spędzać każdą wolną chwilę na spacerach i podróżach po tym terenie . A pytanie moje brzmi tak . Niedawno byłem na szczycie Skopiec i podziwiałem panoramę w kierunku pogórza Kaczawskiego . Patrząc przez lornetkę dostrzegłem na jednym z wyższych szczytów , konkretnie pogórza Złotoryjskiego czerwono biały maszt , coś na wzór masztu z Łysej Góry tylko że co najmniej o połowę mniejszy . Nigdy wcześniej go nie widziałem choć znam w moim mniemaniu Kaczawskie Pogórze całkiem dobrze . Jeśli by mi Pan mógł pomóc , to proszę o odpowiedź . Pozdrawiam Grzegorz
OdpowiedzUsuńMiło mi gościć Cię na moim blogu, Grzegorzu, zwłaszcza, że jesteś miłośnikiem Gór Kaczawskich.
UsuńOstatnio byłem na Skopcu ze dwa lata temu. Nigdy nie było widoków z zalesionego szczytu, czy teraz coś tam się zmieniło, skoro widziałeś dal?
Musiałbym mieć zdjęcie (jeśli zechcesz, wyślij na k-gdula@o2.pl), żeby mieć pewność, ale wydaje mi się, że mogłeś widzieć wieżę na Zawadnej. Widoczna ze Skopca, jest w niemal jednej linii z Wilkołakiem pod Złotoryją, ale jeszcze kilka miesięcy temu nie było biało-czerwona. Albo ją przemalowali, albo piszesz o innym obiekcie. Musiałbym dokładniej znać kierunek, a i zdjęcie by się przydało.
Dziękuję za odpowiedź Panie Krzysztofie ale już swoje wątpliwości dzisiaj sam rozwiązałem Byłem na górze Dłużec i jeszcze raz wnikliwie przypatrywałem się w okolice Pogórza Złotoryjskiego i dostrzegłem ten maszt , którym jest ... komin Huty Miedzi w Legnicy , a w zasadzie jego końcowa górna część , która idealnie się wkomponowała w pole pomiędzy Rosochą a Dębiną . Pewny tego jestem ponieważ w sobotę byłem na Rososze i na Dębinie i nic tam nie znalazłem A nie spodziewałem się tego że 150 metrowy komin Huty będzie widoczny nad pasem Pogórza Złotoryjskiego które ma 400 i więcej metrów nad poziomem morza
OdpowiedzUsuńDodam tylko jeszcze że jeśli Pan nigdy nie był na Dlużcu , w co wątpię , to bardzo mocno Panu polecam Jest tam wieża widokowa , podobna do tej na Zawadnej z której rozpościera się fantastyczny , panoramiczny widok na Karkonosze , Rudawy Góry Kaczawskie z Żelazniakiem Połomem Miłkiem Okolem itd całe przedgórze Kaczawskie od Ostrzycy Grodźca Zawadnej Czartowskiej aż do Radogost Już nie wspomnę o tym że widać było Lubin z kominem Termalu i ... Hutę Miedzi w Głogowie Coś fenomenalnego Naprawdę piękna sprawa A co do Skopca to faktycznie jest z jego południowego zbocza piękny widok na Pogórze Kaczawskie i okolice Wystarczy iść drogą na południe od szczytu ok 100 m
OdpowiedzUsuńTo był komin!? Tak bywa, a dodam jeszcze, że takie pomyłki bywają fajne. Pamięta się o nich :-)
UsuńDla pewności zapytam, czy mówisz o Dłużcu mającym za sąsiadów Rogacza i Chmielarza? Pytam, bo wiesz, że z nazwami gór kaczawskich jest trochę zamieszania. Wszak jest jeszcze Dłużyca, jest Długotka, a Zazdrośników naliczyłem chyba trzy. Jeśli o tej górze piszesz, to owszem, byłem na niej dwa razy na pewno, może trzy, ale ostatni był ze trzy lata temu. Pamiętam nowe miejsce odpoczynku zrobione gdzieś tam w pobliżu, z ładnym widokiem. Nie wiedziałem o postawieniu wieży, trzeba więc wybrać się tam przy najbliższej okazji.
Dziękuję Ci za wiadomość.
Teraz przypominam sobie, że jakieś 10 lat temu, za pierwszej bytności na Skopcu, zszedłem nieco niżej duktem biegnącym blisko szczytu, i doszedłem do polany czy poręby, z której był daleki widok, ale dalej nie szedłem, zawróciłem.
Było to tak dawno, że szczegółów nie pamiętam. Często bywam w masywie Skopiec-Baraniec, ale idąc w pobliżu szczytu tej drugiej góry, wychodzę na przełęcz między nią a Ziemskim Kopczykiem. Jest z niej widok na wschód i na Karkonosze, super miejsce na oglądanie wschodu słońca.
Tak tak Dłużec koło Chmielarza i Rogacza. Z nazwami faktycznie jest zamieszanie. Najlepszym tego przykładem jest Dłużec. Na mapach widnieje właśnie taka nazwa ,a już na samym szczycie nieopodal wieży , na drzewie jest przyczepiona kartka z nazwą Dłużek.
OdpowiedzUsuńTak, Dłużec bywa też Dłużkiem :-)
UsuńPostaram się w najbliższy weekend pojechać tam.
Dziękuję, Grzegorzu.