080922
Wiedząc o prognozowanym załamaniu pogody, nazajutrz po powrocie z Roztocza pojechałem ponownie. Chciałem zobaczyć początek dnia, a że nie miałem pomysłów na trasę tego nieplanowanego wyjazdu, pojechałem do Gródek. Owszem, okolica tej wioski jest mi znana, ale z domu jadę tam ledwie pięć kwadransów, a od miejsca parkowania nie jest daleko na wzgórza. Podobnie jak wczoraj, i dzisiaj zdążyłem zobaczyć kolory wschodu, ale na jutrzenkę się spóźniłem. Niech mi Eos wybaczy to zaniedbanie; tłumaczę się paroma ledwie godzinami snu i zapewniam o pamiętaniu o niej.
Wczoraj po raz pierwszy miałem na sobie jesienną zbroję: dwa swetry, wiatrówkę, rękawice i ciepłą czapkę; tak było i dzisiaj. Co prawda w najcieplejszych godzinach dnia szedłem w samym podkoszulku, ale te wyciągnięte z szafy swetry mają cechę uprzykrzonego rzepu: raz użyte, przyrastają do grzbietu na wiele miesięcy. Dobrze zrobiłem jadąc na wędrówkę, bo teraz wiem, że mimo tych swetrów, był to ostatni letni dzień. Nazajutrz zrobiło się zimno, buro i mokro; taka aura trwa już drugi tydzień. Wiem, że przyjdą jeszcze słoneczne dni, ale już nie letnie. Sporo widziałem lata, ale teraz robię sobie wyrzuty: wszak mogłem więcej, przecież wiedziałem, że lato trwa tylko chwilę! Jak każdej jesieni obiecuję sobie w przyszłym roku zostawić na boku obowiązki, i wziąć od lata wszystko – każdą jasną i ciepłą chwilę tej cudnej pory roku. Nigdy nie udało mi się nasiąknąć latem tak jak chciałbym, ale w przyszłym roku uda się na pewno!
Szwendając się po znanych drogach i wzgórzach, nie mogłem ominąć miejsc szczególnie ulubionych. Są one na północ od bukowego pięknego lasu i wzgórza Szyja; widać je w dolnej części załączonej mapy. Strome, równoległe pasma wzgórz, pola opadające na dno wąskiej doliny i szybko wbiegające na kolejne pagóry; tu mały lasek na dnie, tam wąski język zagajnika pnący się po zboczu, wiele malowniczych drzew na miedzach. Ilekroć schodzę na dno doliny idąc od lasu, zwalniam kroku, zatrzymuję się albo robię przerwę pod znajomym jaworem; chcę dłużej tam być, więcej zobaczyć i zapamiętać. Na myśl o krajobrazach klasycznie roztoczańskich pojawia się kilka obrazów, wśród nich jest widok spod mojego jawora, ten właśnie. Oglądając zdjęcia proszę pamiętać o wizualnym zmniejszaniu przez aparat różnic wysokości. Trzeba tam być i patrzeć, bo obiektywowi i zdjęciu nie równać się z naszym osobistym aparatem i obrazami w naszej pamięci.
Bukowy las w słoneczny letni dzień. Ołowianoszare słupy pni i zieleń liści rozjaśniona plamami słońca. Tysiące żywych organizmów, a jednocześnie nieruchoma cisza. U nas wojny i recesje, tutaj spokój – wyniosły czy obojętny na nasze szaleństwa? Jakże my, mieszkańcy jednej wspólnej Ziemi, jesteśmy odmienni!
Często próbuję uchwycić obiektywem blask liści prześwietlonych słońcem, ale rzadko mi się udaje; na tym zdjęciu widać nieco ów piękny blask w kolorze zieleni z dodatkiem jasnego bursztynu czy może złota. Podobnie jest z wysokimi wiechciami traw na miedzach: one też potrafią pięknie wystroić się blaskiem słońca i równie trudno ów blask uchwycić aparatem.
Sosna i buk, przyrodni bracia z przypadku, a na następnym zdjęciu buk nazwany przeze mnie spiralnym.
Pocięte i połamane resztki łodyg uprawianych roślin, tutaj rzepaku, to normalny widok na polach. W przyszłym roku przybędą nowe szczątki, każdego roku ich przybywa, ale w ziemi nie jest ich więcej. W lesie nie przybywa uschniętych liści, a na miedzach i nieużytkach nie jest więcej uschniętego zielska. Wszystko dzięki maleńkim robaczkom i jeszcze mniejszym bakteriom wprowadzającym ich materię w ponowny obieg. W strumień życia.
Na drodze widziałem kilka miejsc z rozsypanym ziarnem. Owszem, może się to zdarzyć w pośpiechu, a że nie opłaca się zbierać i oczyszczać, więc się zostawia. Tak, to prawda, ale… Na tym niewielkim odcinku tej jednej drogi leży kilka bochenków chleba. Słyszałem, że na wszystkich etapach zbiorów, przetwarzania i spożywania marnujemy trzecią część żywności!
Nachyliłem się, wziąłem garsteczkę, przedmuchałem i wsypałem do ust.
Na Roztoczu bardzo dużo jest najróżniejszych plantacji. Od powszechnie spotykanych porzeczek i malin, do tak rzadkich jak plantacje orzechów laskowych czy ostropestu. Wśród tych pierwszych, liczniejszych, trzeba wymienić aronię. Bardzo często widuję pola z krzewami tej rośliny, przy czym wydaje mi się, że przeważają plantacje opuszczone, nieuprawiane. Codziennie widzę krzewy aronii zarośnięte chwastami i samosiejkami drzew, a nawet na części tych nieźle wyglądających plantacji owoce nie są zbierane. Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłem likwidowaną plantację aronii. Ta roślina jest gęstym i wysokim krzewem, a nieprzycinana wykształca tak wiele odrostów, że rosnąc w skupisku tworzy gąszcz dosłownie nie do przejścia, może tylko dla dzików, ale i tego nie jestem pewny. Mijając takie miejsca zaglądam między krzewy, nie mogąc się nadziwić żywiołowości aronii, a porównanie do dżungli nasuwa mi się nieodparcie. Oto kilka zdjęć mijanych dzisiaj plantacji; na ostatnich widać wyrwane traktorami krzewy z wielką liczbą odrostów. Proszę sobie wyobrazić, jak wygląda skupisko tych roślin, skoro sadzone są w odległości dwóch kroków jedna od drugiej.
O tej porze roku zrywam owoce aronii i wysysam z nich sok; może nie jest najlepszy w smaku (chociaż skład ma bardzo wartościowy), ale dobrze gasi pragnienie.
Trwa inwazja nawłoci. Rośnie wszędzie, a w wielu miejscach tworzy rozległe i gęste zarośla sięgające wyżej głowy. W czasie kwitnienia jest ładną rośliną, ale jej rozpieranie się, wypychanie naszych roślin, wciskanie się w każdy wolny metr ziemi, ładne nie jest. Zubaża florę i zaburza jej równowagę.
Dzisiaj znowu widziałem spore kępy ujmująco ładnych maleńkich różowych kwiatków, które kiedyś zidentyfikowałem jako łyszczec. Dzisiaj zwątpiłem: może to goździcznik? W Wikipedii piszą o bardzo rzadkim występowaniu tej rośliny w stanie dzikim a dość częstym łyszczeca, więc zapewne to jego widuję i podziwiam. Nota bene, nie będąc pewny pisowni, musiałem sprawdzić odmianę przez przypadki. Dobrych zdjęć nie mam. Ich sfotografowanie przekracza moje umiejętności, bo te ograniczają się do wiedzy o naciśnięciu określonego przycisku.
Zauważyliście, że po przekwitnięciu słoneczniki już się nie odwracają do słońca?
Trasa: drogi na południe od Gródek
Statystyka: 18,5 km, 11,5 godzin na szlaku, przerwy 4,5 godziny.
Lato minęło mi jak z bicz trzasł, a co roku obiecuję sobie, że będę smakować, celebrować, napawać się, aby trwało jak najdłużej:-) Mimo upałów było bardzo pracowicie, zbudowaliśmy nową drewutnię na opał, korowałam słupki pod ogrodzenie, deski pomalowane czekają, zapas drewna już pod dachem, czekaliśmy tylko na ochłodzenie, bo jeszcze sporo przed nami. A tu masz, przyplątał się covid nie wiadomo skąd, wymęczył nas, przeżuł, pozbawił smaku i węchu, a w głowie jakaś dziwna pustka :-) dochodzimy do siebie, kaszlemy, męczymy się szybko, ojejku, długo by pisać, sam wiesz, bo przechorowałeś też. Z tęsknotą patrzę na Twoje zdjęcia, z tęsknotą na moje widoki za oknem, jakoś może wylezę z tej niemocy:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMario, dziękuję za wpadnięcie tutaj i zostawienie śladu.
UsuńJak czytam, tak samo staramy się przeżywać lato.
Zachorowaliście!? Proces dochodzenia do formy po covidzie trwał u mnie kilka tygodni; brakowało mi cierpliwości.
Po kilkudniowej przerwie przejrzałem zdjęcia przy okazji publikacji postu; trudno mi było uwierzyć, że te ładne dni były tak niedawno. Wydaje się, że chmurne i zimne dni trwają długo, a słoneczne i nadal zielone krajobrazy są już utracone. Cała nadzieja w przyjściu złotej jesieni. Niech przyjdzie i będzie z nami aż do listopada.