Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

niedziela, 10 maja 2020

Na kwiecistych łąkach

010520
Z parkingu pod Łysą Górą na Zazdrośnika. Poznawanie okolicznych dróg i przejść. Szybowcowa przez Skibę. Wokół Stromca i Srebrnej. Zboczami Skiby i Leśnicy ponownie na Zazdrośnika. Powrót na parking.

Tydzień temu po raz drugi utknąłem w gęstwinach lasu na zboczach Łysej Góry i Leśnicy, dzisiaj podjąłem trzecią próbę znalezienia dogodnych przejść. Doprawdy nie wiem, czy w tym moim uporze więcej było ambicji czy ciekawości. Raczej ciekawości, ale chyba nie tylko. Bardzo rzadko korzystam z GPS, nie chcąc być prowadzonym na sznurku, pozwoliłem sobie jedynie na dokładne obejrzenie wyglądu zboczy na satelitarnych zdjęciach w przeddzień wyjazdu.
Samochód zostawiłem na parkingu toru narciarskiego i poszedłem na przełaj, trawersując zbocze, ku ścianie lasu. Była godzina szósta, niebo szare, padał niewielki deszcz. Pierwszą trasę musiałem odrzucić, widząc płot przecinający na pół wzgórze Zazdrośnik. Teren prywatny. Lokalizacji początkowego wąskiego przejścia domyślałem się, za nim miała być polana z cyplem lasu, na jej przeciwległym boku wąski pasek lasu miał ją oddzielać od drugiej polany. Wszedłem na pierwszą z nich i rozejrzałem się bezradnie. Wczoraj patrzyłem na te miejsca z kosmosu, czyli pionowo z góry, teraz ta niewielka polana była całym światem oglądanym z wysokości półtora metra. Wokół widziałem drzewa, żadnych dróżek czy luk między drzewami. Czy ja na pewno jestem we właściwym miejscu? Kiedy odszedłem dalej i wyżej, odwróciłem się i dopiero wtedy, mając odpowiednią perspektywę, zobaczyłem cypel lasu zapamiętany na mapie Googli. Więc gdzieś tutaj, między drzewami, powinienem zobaczyć jasną przestrzeń drugiej polany. Tylko, kurcze, nie widzę…
Takie było moje wędrowanie.

Przejście jednak znalazłem, ale kiedy zawróciłem, chcąc od razu przejść trasę w przeciwną stronę, stanąłem przed ścianą lasu jak przed murem.
Którędy ja szedłem? Czemu mam taką sklerozę? – pomyślałem z nutką pretensji do siebie.
Odkryłem inne przejście, wracałem jeszcze inną drogą, a pod wieczór, gdy szedłem na parking, poznałem kolejne przejście, bo oczywiście te ranne pomieszałem. Myślę jednak, że teraz już nie wpakuję się w gęstwinę iw i głogów, jak było przy poprzednich próbach.
Na mapie Googli widać wygodne przejścia bliżej domów wioski, ale nie dość, że są dużo niżej, więc musiałbym stracić sporo wysokości a później ją zyskiwać, to jeszcze płoty i siatki zagradzają przejścia w pobliżu posesji.
Będąc wcześniej, szedłem dnem doliny między dwiema górami, dzisiaj po wejściu na mniejszą, na Zazdrośnika, odkryłem – tak, to najwłaściwsze słowo – urocze miejsca. Odkryłem w moich górach, jakoby tak dobrze znanych. Wystarczyło podejść nieco i przekroczyć grzbiet górki, żeby westchnąć z zaskoczenia urodą widoków i łąk. Tych najładniejszych łąk, rozsiadłych się na stokach góry, podzielonych wstęgami drzew na miedzach. Na jednej z nich usiadłem nie tyle dla odpoczynku, co widoków i uroczego sąsiedztwa: wokół kwitło mnóstwo poziomek. Nigdy wcześniej nie widziałem ich tak dużo. Tysiące kwiatów. Muszę tam wrócić w porze owocowania, może roślinki przeżyją najazdy krów czy kosiarek i będę mógł spróbować ich owoców.
Myślę, że wrócę wcześniej, bo kusi mnie uroda okolicy i chęć ponownego przejścia poznanymi trasami.
Ach, nie napisałem o deszczu! Rano, ledwie wszedłem między drzewa, wiatrówkę miałem niemal przemoczoną, więc po raz pierwszy w tym roku wyciągnąłem swoją specjalną broń przeciwko deszczom – pelerynę. Pieruńsko ciężko się ją zakłada, bo siada na plecaku i nie daje się ściągnąć w dół, ale gdy już leży na swoim miejscu i nie ma wiatru, doskonale chroni nawet przed ulewnym deszczem. Jej kaptura wiatr nie zwieje, a i ręce trzymające kije są pod osłoną. Po dwóch godzinach deszcz ustał, niewiele później przejaśniło się. Pod wieczór więcej było słońca niż chmur. W południe wiatrówka wyschła, a większość ciepłego odzienia miałem w plecaku.
Przeszedłem na drugą stronę pasma górek i wszedłem na Szybowcową. Niedawno wjechałem na nią, ale poprzednie wejście było kilka lat temu. Chciałem przypomnieć sobie widoki, a są dalekie, ładne, zmienne i na trzy strony świata. Zwłaszcza przy schodzeniu szerokim pasem łąk będącym z sezonie miejscem ćwiczeń paralotniarzy. Na mapie to miejsce zaznaczone jest jako szybowisko. Widoki cudne. Już tęsknie za nimi, zwłaszcza, gdy przypomnę sobie łąkę u podnóża Stromca. Na mapie nie widać wstęgi lasu oddzielającego szybowisko od tej góry, a jest, jednak przejście łatwo znaleźć. Ono samo i łąki po drugiej stronie są kolejnymi dzisiejszymi odkryciami.
Jedna z nich biegnie po stromym zboczu między lasem a polną drogą. Siedziałem na górnej między i po prostu w podziwie patrzyłem na jej gęstą, intensywnie zieloną trawę i na kwiaty. Rosły tam stokrotki, mniszki i rzeżucha łąkowa. Tego dnia nie wiedziałem, że patrzę na rzeżuchę, dopiero po paru dniach przedstawił nas Janek. Pospolita roślina, jej nazwa też, a jakże ładne ma kwiaty!
Kwiatów na łące było mnóstwo. Wydawało się, że panuje między nimi harmonia, że dogadali się co do swojej liczebności i żadna z tych roślin nie łamie ustalonych norm, żyjąc w zgodzie z sąsiadami.
Może przez moje zauroczenie miejscem, a może z powodu kąta padania światła, cała łąka z jej kwiatami, szpaler ogłowionych wierzb nad strumieniem w dole, drzewa lasu, mała kwitnąca jabłonka na brzegu drogi, wszystko to widziałem wyraziście, w pięknych, nasyconych barwach. Na zdjęciach niewiele zostało z oglądanej feerii barw.


W godzinę później z podobnym upodobaniem szedłem polną drogą pod wychylających się do słońca gałęziami dębów. Znałem tę drogę z poprzednich wędrówek, pamiętam leżące na drodze żołędzie i kolory buków rosnących obok, dzisiaj patrzyłem na rozwijające się liście dębów, na słoneczne ich plamy na drodze, na jasnoszare złomy skalne leżące między drzewami. Zatrzymywałem się i oglądałem za siebie; dlaczego ta droga jest tak krótka?

Na jej początku, pod szczytem Srebrnej, stoi ławka. O niej też pamiętałem i także z jej powodu przyszedłem tutaj. Siedząc na niej, ma się piękny widok na Kotlinę Jeleniogórską, na miasto i wioski, na bliższe i dalsze góry. Dzisiaj, jak i w czasie pierwszej tutaj bytności, czułem związek duchowy z ludźmi, którzy postawili tutaj ławkę.
Widziałem pierwsze kwitnące grusze i jeden jedyny kwitnący głóg. Wszyscy jego pobratymcy dopiero szykują się do kwitnienia zabielając czubki pąków, a ten już w szacie godowej czeka na zaślubiny.
Obiecałem sobie robić więcej dłuższych przerw, ale długimi one nie były. Za bardzo goniła mnie myśl o czekających widokach. W ciągu może dziesięciu minut siedzenia w trawie, z plecakiem leżącym obok, ze zdziwieniem zobaczyłem malutkiego zielonego pajączka, który z czubka wyższego źdźbła trawy zdążył poprowadzić pierwszą nitkę swojej pajęczyny do pasa plecaka. Znieruchomiał, gdy podnosząc go, zepsułem mu konstrukcję.
Kilka razy widziałem majową kurzawę śnieżną, czyli opadające w podmuchu wiatru płatki kwiatów czereśni, ale widziałem też świeżo rozkwitłe jabłonie z ich cudownymi biało-różowymi kwiatami, słuchałem buczenia pszczół.
Z paru miejsc trasy wyraźnie widziałem Jastrzębią Turnię na zboczu Krzyżnej Góry w Rudawach Janowickich. Parę lat temu staliśmy pod nią, ja i Janek, zadzierając głowy na szczyt czterdziestometrowej strzelistej skały, a oglądana z moich gór, z odległości dziesięciu kilometrów, jest końcem małego palca wystającego ponad drzewa. Wspominam o niej nie tylko w związku z moją fascynacją zmianami perspektywy, ale też z powodu pamiętanej chwili zobaczenia tej skały po raz pierwszy. Oglądana pod odpowiednim kątem wydaje się drapieżnym ptakiem zrywającym się do lotu. Prawdziwie jastrzębia turnia.
Wracałem jeszcze przed zachodem słońca; zbyt długie są teraz dni, żeby iść od świtu do zmierzchu. A może kondycja już nie taka? Ale przecież na szlaku byłem 12 godzin!
Jeśli tylko mogę, wybieram boczne szosy, czasami ledwie zaznaczone na mapie, a to dla ich urody i dla widoków. Przy jednej z takich lokalnych dróżek znam ładne miejsce widokowe, i nawet jest możliwość zaparkowania. Zaznaczam ten fakt, ponieważ nierzadko te drogi niewiele są szersze od samochodu.
Dzisiaj zatrzymałem się tam widząc wielkie pole kwitnącego rzepaku.
Parę słów o tej roślinie i jej klasyfikacji taksonomicznej.
Ta roślina nie istnieje w naturze, została wyselekcjonowana przez człowieka, i tak naprawdę jest… kapustą. Ściślej, odmianą dziko rosnącej kapusty. Oto jak taksonomowie umiejscawiają tę roślinę na drzewie życia:
Rząd -- kapustowce, rodzina – kapustowate, rodzaj – kapusta, a gatunek – kapusta rzepak. Dopiero jej odmiana jest tym, co znamy i widzimy – rzepakiem. Dodam jeszcze, że z tej dzikiej kapusty uzyskano cały szereg warzyw, na przykład wszystkie odmiany hodowanej kapusty, brukselkę, kalafior, brokuł, kalarepę, jarmuż i coś tam jeszcze.
Jaki więc jest związek między rzepakiem a kalafiorem, między brukselką a niepodobnym do niej brokułem? Bardzo, bardzo bliski.
Oto potęga doboru, tutaj niezupełnie naturalnego, bo dokonana przez człowieka, ale wykorzystującego naturalnie istniejące zmienności genetyczne.
Na szczęście fakty te nie zmieniają ani na jotę urody pola kwitnącego rzepaku, zwłaszcza oglądanego pod koniec słonecznego dnia.
Obok pola widziałem pierwsze kwitnące bzy. Wąchałem je. Ich zapach jest cudowny, ponieważ ma moc przenoszenia mnie do czasów dzieciństwa, do babcinego drewnianego domu otoczonego bzami i dzikimi czereśniami. Do szczęśliwych lat intensywnego przeżywania, do wioski i domu istniejących już tylko w mojej pamięci.

Szykując się do publikacji na Instagramie, otworzyłem zdjęcie ze szpalerem wierzb na zboczu Źróbka, spojrzałem na nie, i poczułem tak silną tęsknotę, jakbym brzóz na zboczu góry nie widział miesiące, a przecież byłem tam ledwie parę dni temu. Cieszy mnie ta tęsknota. Jest początek maja, piękne dni przede mną i niezwykła o tej porze możliwość wyjazdów w moje góry.

















12 komentarzy:

  1. Rzepakowe pola w dalekiej perspektywie jak plamy słońca, nawet w pochmurny dzień rozjaśniają świat; tylko bocznymi drogami, na głównych jest nudno, i nie można wolniutko jechać, bo inni kierowcy denerwują się; wybił mi w kwiatostany jarmuż, zupełnie jak rzepak:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nudno jest na głównych drogach, a na autostradach to już w ogóle prawie nic nie widać, ale znowu na tych bocznych mnóstwo jest zakrętów.
      Efekt rozjaśnienia widoku w chmurny dzień faktycznie jest wyraźny.
      Odmienność wszystkich roślin wyhodowanych z dzikiej kapusty zadziwia. Przecież tak są różne!

      Usuń
  2. Wiesz, Krzysiu, wystarczy zostawić kapustę w ziemi na drugi rok i pozwolić zakwitnąć. Wówczas okaże się, że brokuł, jarmuż, brukselka a nawet kalarea wyglądają tak samo. Gdy zbieram nasiona, to w kolejnym mam pomieszane niw tylko same kapustne, to jeszcze dziwnie modyfikują się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałem o tym.
      Czyli zostawione same sobie, szybko wracają do form ustalonych przez naturę w ciągu niezliczonych pokoleń swobodnego bytowania.
      Aniu, na jednym zdjęciu udało mi się uchwycić urodę dwóch odmiennych roślin: bzu, który tak naprawdę jest lilakiem i kapusty udającej rzepak. Podoba mi się to zdjęcie.

      Usuń
    2. Mnie też to zdjęciee ujęło. Widziałam je na Instagramie.

      Usuń
    3. Podobają mi się zdjęcia z wyraźnym pierwszym planem, dlatego często tak się ustawiam, żeby w kadrze było widać coś bliskiego, a jeśli jeszcze to coś będzie kwiatem, jest duża szansa na ładne zdjęcie.

      Usuń
  3. Kalafior jest ciekawym tworem.
    Krzysiek, czy wiesz, co z tej rośliny zjadamy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, właśnie uświadomiłem sobie, że nigdy nie zastanawiałem się nad tym. Może to kwiat kalafiora? Bo przecież nie korzenie, ani liście.

      Usuń
    2. Analizujesz prawidłowo, zjadamy kwiat kalafiora.

      Usuń
    3. Owszem. W przypadku kalafiora i brokuła zjadamy kwiaty, a dokładnie pączki kwiatowe. Bo gry brokuł i kalafior rozkwitną, będą przypominały rzepak 😂

      Usuń
    4. Dziękuję Wam obojgu. Czegoś się dowiedziałem.
      Aniu, więc znowu pomieszanie wychodzi. Jednoczesna różnorodność w smaku i wyglądzie oraz niemal identyczność w genach.

      Usuń
    5. Janku, byliśmy tam, gdzie są te kwitnące pola, pamiętasz? Wracając z samotnej włóczęgi, samochód zostawiłem przy przydrożnym krzyżu. Właśnie obok niego rosną bzy.

      Usuń