Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 13 czerwca 2025

Jaskółki

 090625

Miało być trochę chmur, zwłaszcza w połowie dnia, ale z przewagą słonecznych godzin. Po godzinnym marszu pod całkowicie zachmurzonym niebem usiadłem na miedzy, wyjąłem telefon i zapytałem o prognozę pogody dla tej okolicy; po chwili dowiedziałem się, że właśnie świeci słońce. Może zamiast siedzieć z nosami przy ekranach, byłoby lepiej, gdyby synoptycy czasami wyjrzeli przez okno? Słońce rzadko i na krótko świeciło, mocno wiało i dwa razy padało. Pozytywy? Deszcz krótko padał, nie zmokłem, nie spociłem się, a wszystkie odwiedzone miejsca zobaczyłem niezmienione; nie wycięto żadnego mojego drzewa. Widziałem też mnóstwo kwiatów i jaskółki.



 

Latały z dala od zabudowy, nad polem i brzeziną. Wśród gałęzi miały gniazda? Przecież nie, ale nie sprawdzałem. Siedziałem w pobliżu i patrzyłem. Lekkość lotu jaskółek, ich zwinność, łatwość zmian kierunku, jest fascynująca i piękna. Widziałem je trzepoczące skrzydłami, ale i ze złożonymi, gdy pikowały z szybkością rakiety. Widziałem, jak niewielkimi zmianami ustawień skrzydeł kierują swoim lotem, w jak ostrym wirażu potrafią zakręcić, nierzadko tuż nad ziemią lub przed drugą jaskółką. Jakim cudem nie zderzają się ze sobą?

One tak latają, jakby radowały się lotem i panowały nad ciążeniem, a w głowie miały najmocniejsze komputery nawigacyjne. Byłoby niesamowitym doświadczeniem zobaczyć świat, przestrzeń wokół, oczyma jaskółki łapiącej w locie komara. Gdzieś przeczytałem, że te ptaki (i jerzyki) zjadają dziennie kilkaset muszek, komarów, much i innych podobnych owadów.

Kiedyś, a miałem może dziesięć lat, urządziłem pogrzeb martwej jaskółki. Do dzisiaj pamiętam swoje zdumienie, gdy wziąłem ją w rękę i poczułem, jak niewiele waży. Później, po latach, wytłumaczyłem sobie, że trzymałem tylko truchełko, a jaskółka jest uosobieniem idei swobodnego lotu, do którego zawsze tęskniliśmy, jest personifikacją wdzięku i radości, symbolem najładniejszych miesięcy roku. Jest wcieleniem piękna, księżniczką naszego nieba.

Byłem w znanej okolicy, a miałem ambicję poznać chociaż jedną czy dwie drogi biegnące (dlaczego beze mnie?) gdzieś dalej, ale plan spalił na panewce. Chyba z powodu mojego lenistwa, chociaż może swoje dołożył swojski urok znanych pagórków i chęć odwiedzenia kilku „moich” drzew.

 Na horyzoncie wiele razy widziałem wiatraki. Prawie cały dzień stały nieruchomo ze śmigłami przekręconymi w neutralną pozycję. Za słaby wiatr – źle dla nich, za mocny – też źle. Co wtedy? Ano, uruchamia się specjalnie cały czas podgrzewane elektrownie węglowe (w niewielkiej ilości także gazowe). W Europie to się nazywa ekologią i dbałością o klimat.

Przeszedłem wyjątkowo krótki dystans, a było tak: najpierw patrzyłem na ptaki, później była przerwa śniadaniowa, która nie wiedzieć czemu przedłużyła się do pełnej godziny, może zawiniły wygodna miedza i ładny widok, a kiedy w końcu zacząłem zbierać drobiazgi do plecaka, zadzwonił kolega. On… z nim nie da się krócej rozmawiać niż przez godzinę.

Obrazki ze szlaku




Dojrzewają owoce. Maliny są jeszcze zielone, ale porzeczki i czereśnie już zmieniają barwę. Orzechy nie wszystkie przemarzły. Szykuje się wielka uczta!

 Kapliczka stojąca na polu, wśród zboża. Chyba jedyna prawdziwie polna.

 Pole pszenicy, a na brzegu pas żyta. Czy przypadkowo zasiany? Nie wiem, ale wyglądał ładnie.

 Grzyby były, a jakże! Nawet duże, ale… niezbyt jadalne.


 Dwie brzozy. Przechodziłem opodal, a zobaczywszy cypel lasu na wzniesieniu i drzewa nachylające się nad polem, skręciłem by zobaczyć zakątek z bliska. Niewielki ale nieco dziki, odosobniony, ładny.

 Drzewo na wysokiej między; właściwie jest to mały uskok na polu, rezultat biegu pola po falujących pagórkach. Takie miejsca zawsze przyciągają mój wzrok. Dla mnie są kwintesencją uroku roztoczańskich pól.


 Znajoma sosna.

 Mimo trudności i ryzyka nieopłacalności, ludzie się nie poddają: oto nowa plantacja malin.

 Droga w głąb dołów.


 
Z pewnym niepokojem szedłem do małego śródpolnego dołu chcąc odwiedzić rosnące tam drzewa. Na szczęście zastałem je w dobrym zdrowiu. Sześć siostrzanych brzóz i tuż obok wielopienna lipa, albo kilka lip mających w sumie 25 a może i 30 pni.

 Odwiedziłem dęba samotnika. Jest masywny, krępy, o rozrośniętej koronie, zdrowy. Niech żyje, niech przeżyje nas wszystkich.

 Dąb rodzic i dzieci.


 Zaraz będzie padać.

 No i padało. Schowałem się pod gęstymi krzewami aronii.

Kwiaty



 
Gwiazdnica trawiasta, mniejsza (ale nie urodą!) siostra gwiazdnicy wielkokwiatowej. Parę większych i niewyraźnie widocznych kwiatów, to właśnie ta odmiana. Widziałem wiele dużych kęp tej rośliny, na pewno tysiące kwiatów. Są bardzo ujmujące, trudno przejść obojętnie obok nich.

 Kwiaty na miedzach. Dla widok takich miedz jest jednym z symboli lata i polskiej wsi. Budzi ciepło w piersi, uśmiech i wspomnienia, a w miarę zmian i upływu mojego czasu, staje się też coraz bardziej cenny.

 Niezapominajki. Nie wiem, jakie. Chyba polne, a może leśne. Na pewno ładne jak wszystkie niezapominajki.

 Mało już jest kwiatów na krzewach dzikich róż :-( Czemu one tak szybko przekwitają?



 Chabry, klejnociki naszych pól.

 Piękne jak zawsze krople deszczu na płatkach kwiatów

„Sprawy piękna łatwiej jest zrozumieć niż wytłumaczyć.” – pisał Cyceron. Kiedy więc poczujecie bezradność wobec piękna, wiedzcie, że macie doborowe towarzystwo starożytnego myśliciela.

Profesor Tatarkiewicz w swojej książce „Historia estetyki” tak opisuje jego próby:

„Cyceron pisał, że piękno podoba się nam samo przez się (per se nobis placet), samo swą naturą i kształtem porusza umysły, samo przez się jest godne uznania i pochwały. (…) Teza miała sens podwójny. Po pierwsze, że piękno jest własnością rzeczy, niezależnie od reakcji na nie podmiotu; nie polega na samej tylko przyjemności, jakiej podmiot wobec nich doznaje (…) Po wtóre, teza, że piękno podoba się per se, znaczyła, że nie podoba się li tylko dla swych skutków, swej użyteczności.”

Piękno podoba się per se. Brzmi naukowo, ale jeśli przetłumaczymy łacinę, czujemy w sobie prawdziwość tego twierdzenia. Piękno podoba się jako takie, a nie z powodu, na przykład, dawanej przyjemności, jest wartością samą w sobie. Wartości pięknu nie nadajemy swoim przeżywaniem, ponieważ ono istnieje niezależnie od nas i naszej oceny.

Powtarzam za Google: >> "Per se nobis placet" znaczy "sama w sobie nam się podoba" lub "sama przez się nam się podoba". Jest to fraza łacińska, która wyraża, że coś jest przyjemne lub satysfakcjonujące ze swojej natury. <<

Trasa: klasyk pod wsią Łada na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: będąc 11 godzin na polach, przeszedłem 14 km.