Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kwisa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kwisa. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 lipca 2025

W Górach Izerskich

 290625

 Czarnotka jest strumieniem w Kamienieckim Grzbiecie Gór Izerskich. Zwróciła moją uwagę swoją uroczo uwodzicielską nazwą, a od kiedy zobaczyłem ją w pobliżu wsi Gierczyn, nie dała o sobie zapomnieć. Oczywiście swój udział w mojej chęci bliższego poznania Czarnotki miały opowiadania o izerskich wędrówkach Ani Kruczkowskiej, Pani na Blizborze i Kuflu, miejscowej Wiedzącej. Dzisiaj poznałem jedno ze źródeł, to, które daje początek najdłuższej odnodze strumienia.  
Zaczyna się mało poetycko, bo wysiękiem na poboczu drogi prowadzącej na Dłużec, największej góry w okolicy.



 Nim poszedłem w dół brzegiem strumienia, ruszyłem dalej, na szczyt Dłużca, mało znanej a sporej góry izerskiej. Obły, szeroki szczyt nie jest zalesiony, nawet widać z niego fragment dalekich krańców pogórza. Jest tam dzika łąka z ładnymi trawami i kwiatami, głównie naparstnicami i mnóstwem kwitnącej przytulii jakiejś niskiej odmiany, nieutrudniającej marszu. Jednak iść musiałem ostrożnie, bo wiele tam ukrytych nierówności, kamieni i gałęzi wśród traw, a nad nimi sterczące resztki uschniętych drzew. Dzikie, pierwotne, nieco ponure miejsce, ale przecież pociągające tymi właśnie cechami.

 Czarnotka zbiera swoje wody rozlane wzdłuż drogi i zaczyna bieg ku przeznaczeniu, a jest nią Kwisa, do której wpada po wcześniejszym połączeniu sił z Mrożynką. Źródło tego strumienia, nota bene, też postaram się poznać.





 Czarnotka płynie maleńką strużką, znika wsiąkając w ziemię, pojawia się kilka metrów dalej i znowu niknie między kamieniami by wypłynąć niżej, za brzozą wyrosłą w jej korycie – ta sama, inna? Mija martwe świerki kiedyś pojone jej wodą, chwilami nie ma nawet tyle sił i wody, by zmoczyć suche kamienie leżące w jej korycie. Cicho chowa się wśród traw, spada z kamienia tworząc miniaturowy wodospad albo zbiera swe wody w oczku wodnym ukrytym w skalnym zagłębieniu. Mała, bezbronna, spokojna, ale jednocześnie dzika swoją pierwotnością, zależnością jedynie od praw natury. Las nad nią jest podobny: należy tylko do siebie i żyje jak przed wiekami. Świerki rosną tam na skałach z odrobiną ziemi, umierają, przewracają się, czasami wprost do strumienia, i rozkładają w proch by oddać nowym drzewom swoją materię, a żaden leśnik nie przyjdzie tam z piłą by zaprowadzić ludzki porządek. Szedłem wzdłuż Czarnotki blisko dwie godziny, a przeszedłem ledwie 700 metrów nie tylko z powodu robienia zdjęć. Często musiałem obchodzić zwalone drzewa, jeszcze częściej po prostu stałem i patrzyłem. Piękna to była droga, piękny czas.



 Do Gierczyna wracałem nie najkrótszą drogą, bo przez Zamkową, Skałki Zakochanych i oczywiście Kufel. Ze Skałek widoki są bardzo rozległe, wzrok sięga Gór Kaczawskich i skraju Pogórza zarówno Izerskiego jaki i Kaczawskiego, a ostatnie drzewa lasu są granicą dwóch krain: zostawia się za sobą rozległe bory i długie góry izerskie, a wychodzi na otwarte, jasne, malownicze, swojskie i tak lubiane przeze mnie pogórze.

Spotkanie z Anią i Darkiem minęło tak, jak zwykle: w ciepłej atmosferze i zbyt szybko. Dziękuję Wam obojgu za tak miłą gościnę!

Obrazki ze szlaku


 
Wyjątkowo okazałe fiołki trójbarwne. Zapewne stąd Ania bierze kwiaty do strojenia swoich ciast.


Na Kuflu, mapy podają drugą nazwę: Łyszczyk. W oddali widać Ostrzycę i Góry Kaczawskie.

 

A tutaj przybliżenie.

 Ze Skałek Zakochanych widać Grodziec (po lewej), Ostrzycę (przy świerku) i bardziej na prawo Góry Kaczawskie.

 Przybliżenie.







 Izerskie drogi różnią się od kaczawskich, zwłaszcza w leśnych masywach, na rozległych zboczach gór, ale na otwartych przestrzeniach, gdy wiodą w doliny i na pogórzańskie wzgórki, są podobne.

Jest ich wiele, a potrafią ciągnąć się kilometrami. Drogi suche, równe, utwardzone szutrem, ale są i podmokłe, z wiecznymi kałużami i koleinami, w mokre dni omalże niemożliwe do przejścia. Rzadziej, ale widziałem przyjazne wędrowcom a trochę zapomniane zielone dukty zdobione kwiatami.


 Izerskie lasy. Zdecydowanie przeważają rozległe bory świerkowe. Częstokroć dzikie, trudne do przejścia, w które lepiej się nie zapuszczać bez dobrej orientacji w przestrzeni i odpowiedniego doświadczenia; lasy nie dla mieszczuchów. Są jednak i jasne lasy mieszane, idealne do rodzinnych spacerów.

 Taki las rośnie na szczycie Zamkowej.

Trasa: z przełęczy pod Granatami do Skrzyżowania Pięciu Dróg pod Czepiecem. Wejście na Dłużec. Przejście wzdłuż strumienia Czarnotka około 700 m, powrót do Skrzyżowania. Czerwonym szlakiem rowerowym wejście na Zamkową i dalej do Skałek Zakochanych. Zielonym szlakiem na dół, do Gierczyna, wejście na Kufel vel Łyszczyk, i dalej – do samochodu.

Statystyka: 12 km w 9 godz.



 
Tłoczyna widziana z przełęczy pod Granatami.
Czarnotka w Gierczynie.




Kufel i przytulia na Dłużcu.

 



W głębi Kufel i Blizbor.
Po prawej Blizbor.

PS

„Nasz” rząd zadłuża kraj w tempie miliarda złotych dziennie, a jednocześnie więcej się słyszy o wstrzymanych inwestycjach niż o kontynuowanych czy sensownych nowych. Mamy już dwa biliony złotych długów. Ile to jest bilion? Abstrakcja, nieprawdaż? Gdzieś słyszałem świetne porównanie: zarabiasz złotówkę na sekundę, czyli 3600 zł na godzinę przez 24 godziny na dobę, czyli 86 tysięcy każdego dnia przez 365 dni w roku. Ile lat trzeba tyle zarabiać, aby uzbierać bilion? Odpowiedź: prawie 32 tysiące lat, bo bilion to milion milionów!

Oto rzeczowy i przekonywający wykład Ray Dalio o skutkach zadłużania państwa. To, co się stanie jeśli dalej będziemy tak szybko zadłużani, dotyczy NAS wszystkich. Nie „ich”, a nas. Oni pozostaną bezkarni i finansowo zabezpieczeni, koszta poniesiemy my, nasze dzieci i zapewne wnuki.



czwartek, 23 listopada 2023

Na Pogórzu Izerskim i w gościnie

 051123

Na Pogórzu Izerskim, między Gryfowem Śląskim a Leśną, kilkanaście kilometrów na północ od Świeradowa Zdroju, są dwa sąsiadujące ze sobą jeziora utworzone dzięki spiętrzeniu zaporami wód Kwisy: są to Jezioro Złotnickie i Jezioro Leśniańskie. Byłem tam z Jankiem prawie dwa lata temu; przekonaliśmy się wtedy, że w jeden dzień nie ma szans zobaczyć wszystkich miejsc wartych poznania, bo jest ich tam naprawdę wiele. Dzisiaj wróciliśmy nad Kwisę, widzieliśmy wiele ładnych bądź ciekawych miejsc, a na koniec dnia uznaliśmy, że trzeba nam będzie jeszcze kilka razy wracać by poznać całą okolicę.

Zaparkowałem przy ośrodku Złoty Sen (nazwa nawiązuje raczej do minionych czasów) i ruszyliśmy ku zaporze drogą biegnącą przez dwa tunele wykute w skałach schodzących niemal pionowymi ścianami do wody zalewu. Zrobiły na mnie wrażenie, bo chociaż nie imponują wielkością, czuć jeszcze, mimo ucywilizowania drogą, ich dzikość i pierwotną niedostępność. Nie tylko przy zaporze: mimo że byliśmy na pogórzu, wiele widzieliśmy naprawdę trudnych do przejścia poza szlakiem skalnych stromych zboczy górskich najeżonych żywymi i martwymi drzewami. Widzieliśmy strumienie kaskadami spadające po kamieniach i urwiska, a na krawędzi jednego z nich zobaczyliśmy dziwny zamek, ale o nim później.


 


Po paru latach remontów nareszcie otwarto przejście przez Zaporę Złotnicką, i mogliśmy dokładnie, z góry i z dołu, zobaczyć zaporę i elektrownię. Kwisa jest niepokaźną rzeczką kilkumetrowej szerokości, ale że czasami budzi się w niej dzikie zwierzę, postawiono wspomniane zapory, a spiętrzone wody napędzają turbiny dwóch elektrowni. Dzisiaj poznana zapora tworząca Jezioro Złotnickie ma zadziwiająco duże rozmiary: wysokość ponad 30 metrów i długość 170 metrów. Sama elektrownia też jest większa niż się spodziewałem: trzy jej zespoły prądotwórcze mają łączną moc 4,4 MW, czyli są w stanie dać prąd dla paru tysięcy mieszkań. Cała budowla, kamienna, solidna, została postawiona sto lat temu przez Niemców. Dla mnie to właśnie jest ekologia w najczystszej postaci: owszem, budowa kosztowała mnóstwo pracy, zapewne trzeba było wyciąć wiele drzew, ale działa od wieku, daje prąd bez emisji CO2 i odpowiednio zadbana, dawać będzie kolejne sto lat. Te fakty skojarzyły mi się z motoryzacją: produkowane w końcu XX wieku samochody dobrych marek jeździły 30 lat, a produkowane teraz mają zaplanowane kilkuletnie życie. Ten paskudny zwyczaj powoduje zaśmiecanie Ziemi i marnotrawienie jej zasobów na ogromną skalę. Wracając nad Kwisę dodam jeszcze, że jednym z powodów budowy zapór na górskich rzekach jest ich nieobliczalny i niebezpieczny charakter: potrafią bardzo szybko podnosić swoje wody i zalewać okoliczne pola i miejscowości. Mając zbiorniki mieszczące miliony ton wody i możliwości regulowania tempa jej przepływu, zabezpieczamy się przed powodziami, a prąd mamy niejako przy okazji.

Powierzchnia wody jeziora jest wysoko, pod szczytem zapory.

Trasę ustalił Janek, a koniecznie chciał zobaczyć zamek Rajsko, który okazał się dziwną budowlą. Mimo że niewiele wiem o architekturze, i ja zobaczyłem szczególną i znaną cechę tej budowli: jej styl jest tak określony, jak rasa Reksia podwórkowego. Piaskowe obramowania okien i portali nie pasują do murów, a i te były budowane z tego, co murarz miał pod ręką, ale całość wygląda sympatycznie. Nie mogliśmy wejść do środka, a chciałoby się zobaczyć widok z górnych okien albo z wieży. Na pewno jest imponujący, skoro zamek stoi na wysokim urwisku, kilkadziesiąt metrów nad Kwisą. Wyobrażenie widoków mieliśmy stojąc nieco niżej zamku, na krawędzi skalnego uskoku opadającego spiętrzonymi skałami do rzeki. Między konarami licznie tam rosnących buków widzieliśmy Kwisę zmieniającą się w Jezioro Leśniańskie. Szum szybkiego strumienia pędzącego niżej nas do Kwisy, słońce rozpłomieniające wody i liście buków, skały przysypane bukwią i zarośnięte mchem, wyżej wielki buk z mocarnymi korzeniami spływającymi po skałach, i jeszcze raz słońce pod błękitem. Kamienny mur ogrodzenia zamku jak zawsze budził skojarzenia miłe i wielorakie – o wiekach za nami, o stabilności, bezpieczeństwie i spokojnie upływającym czasie.


 


To urocze miejsce i nawet gdybym nic więcej dzisiaj nie widział, uznałbym dzień za udany, a przecież były i inne widoki, inne ciekawe miejsca.

Chcieliśmy iść dalej, wracać inną drogą, ale okazało się, że… nie ma mostu, tak więc zamek Rajsko Misz Masz był punktem zwrotnym trasy. Nic to, wszak prawda to powszechnie znana, że droga widziana przy powrocie zwykle ukazuje się znacznie zmieniona.

Pojechaliśmy na południe, do Gierczyna, wioski u stóp izerskiego Blizbora, na spotkanie z Anią Kruczkowską. Przywitała nas tak ciepło, jak chyba tylko ona potrafi. W czasie rozmowy o ekologii powiedziała słowa, które swoją celnością i jednocześnie prostotą zrobiły na mnie wrażenie: że zachowania proekologiczne związane z zakupami bywają nie do odróżnienia od biedy lub sknerstwa. Tak, tak, i – dodam od siebie – zapewne w tej cesze tkwi jakaś część trudności z ich przyjęciem i stosowaniem przez wielu ludzi. No bo dlaczego pan Janusz ma nie wymienić spodni czy telewizora (mimo że są dobre) skoro go stać; wszak on biedny nie jest i dlatego sobie kupi nowe coś. Parę godzin rozmów minęło zbyt szybko; może gdybyśmy mieli czas do północy, poruszylibyśmy wszystkie interesujące nas tematy, ale pewności nie mam.

Aniu, dziękuję za poczęstunek i pogaduchę. Zupa z białych warzyw była naprawdę dobra!

Przywiozłem mnóstwo zdjęć i jak zwykle miałem kłopot z wybraniem tych do zachowania. Odczuwam niechęć graniczącą z chytrością na myśl o ich kasowaniu. Mam dziesiątki tysięcy fotografii dokumentujących wędrówki i nadal przybywa ich w szybkim tempie. Jak wiele się zmieniło od czasów mojej młodości i tradycyjnych aparatów na klisze, gdy każde zdjęcie było robione po zastanowieniu, a przywiezienie z wędrówki kilkudziesięciu wydawało się rozrzutnością!

Trasa: z parkingu przy ośrodku Złoty Sen przy Jeziorze Złotnickim na zaporę elektrowni wodnej na Kwisie. Dalej niebieskim szlakiem prowadzącym przy rzece do zamku Rajsko w pobliżu Jeziora Leśniańskiego. Powrót tą samą drogą.

Statystyka: 9 km przeszliśmy w 4,5 godziny, a blisko trzy godziny wałkoniliśmy się na szlaku.