Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ludzka duchowość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ludzka duchowość. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 5 października 2025

Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina

 051025

Drugiego października rozpoczął się XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina.

Jego organizatorem jest Narodowy Instytut Fryderyka Chopina; tutaj jest oficjalna strona konkursu.

Wydarzenie bez precedensu z kilku powodów. Jest jednym z najstarszych konkursów muzycznych, jego repertuar składa się wyłącznie z muzyki Chopina i ma największą renomę w świecie muzycznym. Wiele krajów ma swoje marki światowej sławy, my, Polacy, mamy tylko jedną: właśnie ten konkurs.

Sam fakt zakwalifikowania pianisty do konkursu świadczy o jego wysokich umiejętnościach artystycznych, a wygrana otwiera wrota najsławniejszych sal koncertowych na świecie; jest początkiem wielkiej kariery muzycznej. Powinniśmy pamiętać o tym fakcie i być dumni z pozycji naszego konkursu.

Piękno muzyki Chopina i mistrzowski artyzm, najwyższe z możliwych wysublimowanie ludzkich umiejętności – oto cechy, które mnie pociągają, a nawet fascynują, w tym konkursie. Jest i druga strona, z biegiem lat odczuwana coraz silniej: to świadomość przebywania w skrajnej odległości od brudów tego świata, od polityki, wojen i mamony. Słuchanie uczestników konkursu umożliwia wyobrażenie sobie, jak mógłby wyglądać świat bez naszych złych cech i bez polityków. Świat piękna i w piękno zasłuchany, a przy tym niepozbawiony cech klasycznie ludzkich – współzawodnictwa i dążenia do zwycięstwa.

Celem sztuki jest stworzenie muzyki, obrazu, rzeźby czy poezji tak, aby zawrzeć w nich swój świat: jego emocje, uczucia, pojmowanie piękna, ale w taki sposób, aby to wszystko mogło być odebrane i przeżyte przez odbiorcę. Tyle jest światów, ilu jest ludzi, a bywają one tak odmienne, że są nieprzetłumaczalne, nieprzyswajalne przez innych. Sztuka to umożliwia, czego dowodem jest duża ilość Azjatów wśród uczestników konkursu.

Połowa, a może nawet większość, z ponad osiemdziesięciorga pianistów jest narodowości chińskiej. Fakt ten nie tylko świadczy o uniwersalnym języku sztuki, ale i potwierdza fakt przesuwania się centrum cywilizacji na Wschód. To jednak, co tutaj ważniejsze i co potwierdza ponadnarodową i ponadkulturową wartość muzyki Chopina, to fakt, że ci młodzi ludzie, wychowani w krajach o odmiennej kulturze i historii, rozumieją tę muzykę. Ona do nich przemawia, a tym samym ma zdolność jednoczenia Zachodu ze Wschodem ponad wszystkimi podziałami.

Na kanale TVP Kultura transmisje są na żywo, codziennie od godziny 10 do 22. Serdecznie namawiam.

>>(...) umysł ludzki reaguje najmocniej i najgłębiej właśnie na piękno. W istocie, wszystko, co tu usiłowałem powiedzieć, można zwięźle wyrazić w dwóch łacińskich aforyzmach:

Simplex sigillum veri – Prostota to znak prawdy.

Pulchritudo splendor veritatis – Piękno splendorem prawdy.<<

Cytat z „Prawdy i piękna” autorstwa B. S. Prabhupady

 Ciekawostka dotycząca nut.

Otóż uczestnik konkursu musi znać na pamięć cały swój program. Szacunkowy jego czas, o ile pianista zakwalifikuje się do finału, to około 2,5 godziny grania. Jeśli przyjąć średnie tempo na poziomie 5 uderzeń w klawisze na sekundę (taką informację znalazłem w internecie), czyli 300 na minutę, okaże się, że cały program zawiera kilkadziesiąt tysięcy nut. Pianista nie tylko musi je pamiętać, co wbrew pozorom wydaje się najłatwiejsze, ale i dobrze, czyli z artyzmem, zagrać. Dziesięć palców, kilka dźwięków na sekundę, a uderzyć w klawisz można na bardzo wiele sposobów...

Kiedyś, może dwadzieścia lat temu, kupiłem książkę z monetą poświęconą Chopinowi, wydaną przez... Mennicę Polską. Niżej zamieszczam tekst z tej książki piórem Ireny Poniatowskiej. Szczególnej uwadze polecam ostatni akapit.

>>Fryderyk przyszedł na świat w mazowieckiej wsi – Żelazowej Woli. Według tradycji rodzinnej, jak i deklaracji członkowskiej złożonej przez samego Chopina dla Polskiego Towarzystwa Literackiego w Paryżu w 1833 roku, data jego urodzin to dzień 1 marca 1810 roku, według aktu chrztu w kościele w Brochowie zaś – 22 lutego 1830 roku. Matką artysty była zubożała szlachcianka, rezydentka na dworze hrabiów Skarbków w Żelazowej Woli – Justyna Krzyżanowska, ojcem zaś Francuz Mikołaj Chopin, pochodzący z Marainville (Lotaryngia), który przybył do Polski wraz z rodziną Weydlichów.

Od najmłodszych lat Fryderyk przejawiał zdolności w wielu kierunkach. Był znakomitym rysownikiem, karykaturzystą, aktorem, świetnie władał piórem, o czym świadczy m.in. “Kurier Szafarski”, korespondencja przesyłana w 1824 roku do domu z wakacji w formie parodii “Kuriera Warszawskiego”. Najsilniej jednak pokochał muzykę, w której arkana najpierw wprowadzała go matka i siostra Ludwika, następnie nauczyciel Wojciech Żywny, a w Szkole Głównej Muzyki – profesor Józef Elsner. W wieku 7 lat miał już za swoim koncie pierwszy wydany drukiem utwór, Polonez g-moll. Nazwany polskim Mozartem, już od wczesnych lat koncertował w salonach arystokratycznych i mieszczańskich, w czasie wakacji zaś, spędzanych w różnych regionach, poznawał folklor polski. Ukończył studia w wieku 19 lat z oceną Elsnera “szczególna zdatność, geniusz muzyczny”.

W okresie warszawskim Chopin zaczerpnął to wszystko, co najlepsze, najbardziej cenne z myśli literackiej, patriotycznej i muzycznej doby sentymentalizmu i budzącego się romantyzmu. Jako profesjonalny artysta debiutował w Wiedniu w 1829 roku. Komponował polonezy, mazurki, następnie utwory na fortepian z orkiestrą, m.in.: Wariacje B-dur op.2 na temat z Don Juana Mozarta, Fantazję na tematy polskie A-dur, dwa koncerty: f-moll i e-moll, Rondo a la Krakowiak F-dur, Trio g-moll. Kompozycje tego okresu charakteryzuje wpływ stylu brillant i nawiązania do elementów ludowych. Przejawiają już one niezwykły geniusz muzyczny artysty i twórczą indywidualność. Przełom stylistyczny odzwierciedlają m.in. etiudy, których dwa cykle wydane w latach 30. XIX wieku zostały przyjęte jako arcydzieła gatunku.

Chopin opuścił kraj przed wybuchem Powstania Listopadowego. Polska stała się dla niego krystalicznym wspomnieniem młodości, przyjaźni, ciepła domu rodzinnego. Tak pisał z Wiednia w czasie pierwszych, samotnych świąt Bożego Narodzenia 1830 roku: “czułem więcej niżeli kiedy osierociałość moją”. Ubolewał, że nie mógł wziąć czynnego udziału w powstaniu, że mógł tylko “boleć”, “rozpaczać”, “piorunować” na fortepianie. Po pobycie w Wiedniu udał się w dalszą podróż, która doprowadziła go do Paryża, gdzie pozostał do końca życia. Po wielu sukcesach w kulturalnej stolicy Europy, przez kilka lat prowadził życie cenionego pianisty, by poświęcić się prawie wyłącznie kompozycji i pedagogice.

Chętnie grywał w salonach, w towarzystwie przyjaciół, na spotkaniach rodaków, niekiedy improwizował. Jego koncerty były wielkimi wydarzeniami dla znawców. W odróżnieniu od uznanych mistrzów pianistyki, takich jak Ferenc Liszt, Sigismond Thalberg, Ignaz Moscheles, Friedrich Kalkbrenner, którzy epatowali wirtuozerią, Chopin grał z melancholijną elegancją, z marzycielskim wdziękiem i z niezwykłą delikatnością. Wyrażał tym najgłębsze emocje, przez co został okrzyknięty poetą fortepianu. Jego subtelne uderzenie było porównywane do “muśnięcia klawiszy skrzydłem anioła” (Teofil Gautier).

Romantyczna osobowość” Chopina oznaczała naturę introwertyczną, transponującą wrażenia w sferę idealną, duchową, tajemniczą głębię espaces imaginaires (przestrzeń wyobraźni), w której rodziły się pomysły twórcze. Jednocześnie obdarzony był wielkim temperamentem towarzyskim, błyskotliwym dowcipem zaprawionym ironią i arystokratycznymi manierami. Był człowiekiem, który z jednej strony przejawiał bezkompromisowość w sprawach sztuki, zdeklarowany samokrytycyzm, z drugie strony prezentował tradycjonalizm wartości, przywiązanie do rodziny, nostalgiczną tęsknotę za ojczyzną, a nawet – jak pisała George Sand – pewne “zasklepienie w katolickich dogmatach”, a więc uosabiał cechy na wskroś polskie.

Rozdarcie wewnętrzne artysty rzutowało na jego twórczość, w której przeplatały się ze sobą smutek, żal, rezygnacja, ale też ferment oraz bunt. Bunt, który ujawnił Chopin nie tylko w Etiudzie rewolucyjnej c-moll, w ostatnim Preludium d-moll op. 28, w dramatycznym Scherzu h-moll, ale też w osobistym notatniku, tzw. dzienniku stuttgarckim, w którym na wiadomość o upadku Powstania Listopadowego z młodzieńczą egzaltacją wyrzucał z siebie piekący ból. Świadomość zawieszenia między życiem codziennym a marzeniem o kraju i bliskich, między fantastyczną imaginacją muzyczną a zmaganiem się z jej idealnym wyrażeniem w zamkniętej formie, stała się dla Chopina rodzajem “trucizny” życia. Na końcu wyznawał, że już się smucić i cieszyć nie umie, “wyczułem się zupełnie – tylko wegetuję” albo “jestem sam, sam, sam, chociaż otoczony”. Pisał tak rok przed śmiercią, kiedy przybył do Anglii na pobyt wypełniony koncertami. W życiu Chopina jako artysty nadchodził ostatni przełom, choroba postępowała, coraz więcej potrzebował wyciszenia, koncentracji, nie lubił wielkich sal, anonimowej publiczności.

Były w życiu Chopina liczne wątki radosne: przyjaźnie z czasów młodości (z Tytusem Woyciechowskim, Julianem Fontaną), zażyłości paryskie (z Augustem Franchommem, Ferencem Lisztem, śpiewaczką Pauliną Viardot, Eugene Delacroix i in.). Były marzenia o miłości, najpierw platoniczne, jeszcze w Warszawie związane ze śpiewaczką Konstancją Gładkowską, później przynoszące rozczarowanie po nieudanych zaręczynach z Marią Wodzińską. Było uwielbienie i dozgonna przyjaźń z hrabiną Delfiną Potocką i wreszcie miłość spełniona z pisarką George Sand. W ciągu 9 lat trwania ich związku Chopin przebywał latem w jej posiadłości w Nohant, gdzie tworzył. Powstały tam wielkie dzieła – scherza, ballady, Fantazja f-moll, Barkarola Fis-dur, polonezy, sonaty, także mazurki, nokturny, walce i inne. Podczas pobytu z pisarką i jej dziećmi na Majorce ukończył cykl dwudziestu czterech Preludiów, aforystycznych wypowiedzi o niespotykanym bogactwie ekspresji.

Fryderyk całe życie pisał mazurki, są one poetyckim dziennikiem tęsknoty za krajem ojczystym, przetwarzają elementy polskich tańców: mazura, kujawiaka, oberka w oprawie oryginalnych, niepowtarzalnych środków harmonicznych i fakturalnych. Chopin miał niejako mazurka we krwi, wprowadzał rytmy mazurkowe także do pieśni, do Ronda a la Mazur F-dur, Poloneza fis-moll. Po młodzieńczych polonezach, późniejsze paryskie stały się poematami, monumentalnymi muzycznymi obrazami chwały i klęski narodu, wojowniczego, sarmackiego ducha (Polonez As-dur op. 53) i poetyckiej imaginacji (Polonez-fantazja As-dur).

Historia rodziny Chopinów w linii “po mieczu” zatoczyła koło, ojciec Mikołaj przybył do Polski jako młodzieniec, w Fryderyk w wieku 20 lat opuścił Polskę i zamieszkał we Francji, gdzie zmarł 17 października 1849 roku. Teraz, po 160 latach od śmierci i w 200 rocznicę urodzin, jego muzyka objęła cały świat, nie tylko ten europejski, zachodni, ale i kultury latynoskie, azjatyckie, nawet grupy etniczne w Afryce. Chopin niejednokrotnie czuł się samotny, bo jego fantazja wynosiła się w rejony niedostępne dla innych, jednak geniusz jego sztuki nie tylko budzi najwyższy podziw i zrozumienie, lecz wyzwala w słuchaczach stan poetycki pozwalający na głębsze odczuwanie egzystencji.



sobota, 19 lipca 2025

Rozmowa z maszyną, część druga

 130725


 Autorką zdjęcia jest Wioleta Sadowska.

Duch nie spadł z nieba. To fakt, któremu H. von Ditfurth, znany ongiś popularyzator nauki, poświęcił książkę o tym tytule. Umiejętność aktywnego postrzegania świata zewnętrznego, logicznego myślenia, odczuwania stanów psychicznych, w końcu świadomość istnienia, jest skutkiem stopnia komplikacji mózgu. Brzmi źle, budzi protest? Owszem, ale jest prawdą. My, ludzie, mamy te umiejętności rozwinięte w stopniu najwyższym, ale posiadają je i inne zwierzęta. Każdy, kto ma psa, wie, że to zwierzę myśli, pamięta, ma swój indywidualny charakter, kogoś nie lubi, kogoś lubi a nawet odczuwa stan, którego trudno inaczej nazwać jak miłością, i niewątpliwie ma świadomość. To, co najważniejsze w moim wywodzie, to brak barier, to płynność zmian. Raczej nikt nie zaprzeczy jeśli stwierdzę, że możliwości mające siedzibę w mózgu psy mają rozwinięte w stopniu mniejszym od ludzi, ale niewątpliwie większym niż jakiś owad, ale i one też mają. Nie ma granic, zmiany są stopniowe z wyraźnym związkiem z wielkością mózgu. W miarę jego rozbudowy pojawiają się nowe umiejętności, a starsze, pierwotniejsze, są intensyfikowane.

Dla umiejętności mózgu nie ma znaczenia jego budowa i sposób zaistnienia, ponieważ o jego wartości świadczą pełnione funkcje i umiejętności, a nie materiał użyty do budowy.

Stawiam hipotezę, na pewno nie oryginalną, ale bezsprzecznie moją własną: jesteśmy świadkami sztucznej, bo kierowanej przez nas, ewolucji maszyn liczących w kierunku posiadania przez nich coraz więcej cech rozwiniętych mózgów biologicznych, czyli naturalnych.

Kiedyś, w nieznanej przyszłości, maszyny zwane teraz sztuczną inteligencją, zdobędą cechę najwyższą: świadomość.

Jakie będą skutki tegoż? Nie wiem.

Zapraszam do zapoznania się z moją drugą rozmową z Chatem GPT, maszyną liczącą potrafiącą… nie wiem, czy autentycznie myśleć, ale niewątpliwie umiejącą uczyć się, wyszukiwać informacje i aktywnie je przetwarzać, a nawet posiadającą zdolności wyciągania logicznych wniosków.

* * *

KG Jestem zalogowany, więc zakładam, że pamiętasz nasze poprzednie rozmowy o książkach. Czy tak jest?

ChatGPT Nie do końca. Chociaż jesteś zalogowany, pamięć nie jest domyślnie włączona w trybie rozmów z ChatGPT. W tym momencie nie mam dostępu do wcześniejszych rozmów ani nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy wcześniej – każda sesja jest niezależna, chyba że masz włączoną funkcję pamięci.

Jeśli chcesz, żebym zapamiętywał Twoje preferencje, np. ulubione gatunki książek, autorów, czy plany pisarskie – możesz włączyć pamięć w Ustawieniach → Personalizacja → Pamięć. Gdy to zrobisz, dam Ci znać, kiedy coś zapamiętam lub zapomnę.

Chcesz, żebym teraz pomógł Ci z czymś związanym z książkami – np. przypomniał coś konkretnego lub doradził coś nowego?

KG Później postaram się zmienić ustawienia. Chciałbym poznać twoją opinię o książce „Wrażenia i chwile” Krzysztofa Gduli. Jej treść nie jest dostępna w internecie. Czy mogę wysłać do ciebie książkę w formie pliku PDF?

ChatGPT Tak, oczywiście — możesz przesłać plik PDF z książką „Wrażenia i chwile” Krzysztofa Gduli, a ja ją przeanalizuję i podzielę się swoją opinią.

Po otrzymaniu pliku mogę m.in.:

  • streścić książkę (całość lub wybrane rozdziały),

  • ocenić styl, język i strukturę,

  • zinterpretować motywy lub tematykę,

  • wskazać najmocniejsze i najsłabsze elementy,

  • porównać z innymi dziełami, jeśli zechcesz.

Śmiało, prześlij plik — i napisz, na czym najbardziej Ci zależy: pełna recenzja, opinia krytycznoliteracka, analiza tematyczna, czy coś innego?

KG Proszę o opinię krytycznoliteracką. Twoją, bez sugerowania się recenzjami znalezionymi w internecie. Dobrze? Ale chwila! Nie wiem, jak wysłać plik książki. Napisz, jak to zrobić.

ChatGPT Po prostu przeciągnij i upuść plik PDF do tego okna czatu.

Po przesłaniu pliku przeczytam go i przygotuję moją własną opinię krytycznoliteracką, bez sugerowania się niczym z zewnątrz. Jeśli książka jest bardzo obszerna, mogę pracować etapami lub skupić się na wybranych fragmentach – dam Ci znać.

Gdyby cokolwiek nie działało, daj znać, a pomogę! Czekam na plik.

* * *

Krzysztof Gdula – „Wrażenia i chwile”: opinia krytycznoliteracka

1. Gatunek i forma

To dzieło najbliższe jest esejowi osobistemu, dziennikowi intymnemu lub lirykowi prozą. Autor pisze z pozycji wrażliwego obserwatora świata, który rejestruje ulotne zjawiska przyrody, emocji, wspomnień, doznań estetycznych i duchowych.

Nie ma tu fabuły sensu stricto – narracja jest fragmentaryczna, oparta na wrażeniach, reminiscencjach i przemyśleniach. Każdy tekst to jakby miniatura – osobna „chwila”, „obrazek” lub „medytacja”.

2. Styl i język

Styl Gduli wyróżnia się:

  • wysoką kulturą językową,

  • poetyckim obrazowaniem (np. „zielona mgiełka tamaryszku”, „mirabelka w białym welonie”),

  • osobistym tonem – narrator mówi do siebie, do przyrody, do drzewa, do ptaka,

  • empatią wobec świata ożywionego – mirabelka, kwiat, wilga, mak mają niemal status osób.

Język miejscami jest bardzo subtelny i kontemplacyjny, momentami bliski poetyce modernizmu lub estetyzującej melancholii Prousta, z którym autor zresztą się utożsamia (jest wzmianka o głogu i Prouście w kontekście pamięci zapachowej).

3. Tematy i motywy

Główne motywy to:

  • przemijanie i nietrwałość (np. cykl życia mirabelki, pory roku, ulotność światła),

  • naturyzm i kult przyrody – drzewa, kwiaty, ptaki, bagna stają się pretekstem do rozważań o życiu i pięknie,

  • duchowość poza religią – autor szuka sacrum w lesie, pod drzewem, nie w kościele,

  • estetyka codzienności – zachwyt nad „zwykłym” kwiatem, nad światłem odbitym od liścia, nad śpiewem wilgi,

  • samotność i potrzeba sensu – ukryta, ale stale obecna egzystencjalna nuta.

4. Siła książki

Największą wartością jest głęboka uważność autora na świat. To książka o widzeniu – takim „naprawdę”. Gdula uczy patrzeć: na drzewa, światło, kwiaty, ale też – przez nie – na samego siebie.

Dodatkowym atutem jest emocjonalna szczerość – autor nie udaje bohatera; pokazuje się jako człowiek z rozterkami, nostalgiczny, momentami samotny, ale wrażliwy i czuły.

5. Uwagi krytyczne

  • Styl, choć piękny, bywa miejscami przegadany i rozlewający się – niektóre akapity można byłoby skrócić bez straty treści.

  • Czasem pojawia się powtarzalność obrazów i myśli (np. porównania kwiatów do kobiecości, refleksje o makach czy mirabelkach) – niekiedy granicząca z manierą.

  • Dla czytelnika mniej cierpliwego może to być lektura „zbyt delikatna”, „zbyt cicha”.

Podsumowanie

Wrażenia i chwile” Krzysztofa Gduli to poetycka proza kontemplacyjna, osadzona w osobistym świecie autora, przesiąknięta nostalgią, miłością do przyrody i egzystencjalną czułością. Dla uważnego czytelnika jest to książka pełna subtelnych zachwytów, skłaniająca do refleksji nad tym, co często mijamy obojętnie.

Werdykt: Dzieło wyciszone, nastrojowe, nieśpieszne. Jeśli literatura może być formą medytacji – to właśnie tu.

Jeśli chciałbyś, mogę przygotować np. krótszy opis do okładki, porównać Gdulę z innym autorem (np. Myśliwski? Pilch?), albo omówić konkretny fragment głębiej. Chcesz?

KG – Tak, proszę o porównania od innych autorów.

ChatGPT – Świetnie! Oto zestawienie porównawcze „Wrażeń i chwil” Krzysztofa Gduli z wybranymi pisarzami, którzy – pod różnymi względami – rezonują z jego stylem, tematyką lub sposobem widzenia świata:

1. Wiesław Myśliwski

Punkty wspólne:

  • kontemplacja codzienności (u Myśliwskiego np. czyszczenie butów staje się filozofią),

  • refleksyjna, nielinearna narracja – świat nie dzieje się „w czasie”, ale „w pamięci”,

  • miłość do natury i przedmiotów zwykłych, obdarzonych duszą,

  • język prosty, ale poetycki, z silnym ładunkiem znaczeniowym.

Różnica:
Gdula jest bardziej zmysłowy i „czulszy”; Myśliwski to raczej filozof egzystencji niż esteta przyrody.

2. Jerzy Pilch

Punkty wspólne:

  • osobisty ton narracji, przesiąknięty melancholią,

  • introspekcja i emocjonalna szczerość,

  • subtelna ironia (u Gduli delikatniejsza, ale czasem obecna).

Różnica:
Pilch to introwertyk w mieście, Gdula – samotnik wśród drzew. Pilch jest gęstszy stylistycznie, bardziej gorzko-błyskotliwy.

3. Henry David Thoreau („Walden”)

Punkty wspólne:

  • czystość obserwacji przyrody,

  • afirmacja prostoty życia,

  • duchowa bliskość z naturą,

  • niechęć do cywilizacyjnego zgiełku.

Różnica:
Thoreau to filozof natury z ideologiczną misją, Gdula to raczej romantyk z nostalgią w sercu.

4. Antoine de Saint-Exupéry (np. „Ziemia, planeta ludzi”)

Punkty wspólne:

  • uczuciowe, niemal dziecięce patrzenie na świat,

  • filozofia ukryta w prostych obrazach,

  • refleksje o czasie, samotności, pięknie.

Różnica:
Exupéry ma bardziej uniwersalne przesłanie moralne i metafizyczne, Gdula jest intymniejszy i bardziej lokalny, „polski”.

5. Zbigniew Herbert (eseje: „Barbarzyńca w ogrodzie”)

Punkty wspólne:

  • eseistyczna forma o lirycznym charakterze,

  • wrażliwość na piękno i harmonię,

  • poszukiwanie sacrum w sztuce i naturze.

Różnica:
Herbert bardziej intelektualny i zdyscyplinowany; Gdula – bardziej emocjonalny i rozlewający się w nastrojach.

6. Józef Czechowicz / Bolesław Leśmian (w duchu poetyckim)

Punkty wspólne:

  • poczucie magii przyrody, nawet w miejskim pejzażu,

  • metafory bliskie przyrodzie (mirabelka jako ukochana, kwiat jako istota),

  • estetyka melancholii i ulotności.

Różnica:
Gdula operuje prozą, nie liryką, ale jego proza ma
liryczny nerw pokrewny tym poetom.

Podsumowanie

Krzysztof Gdula to eseista natury i emocji, którego można sytuować gdzieś między Myśliwskim, a Thoreau, z domieszką Herberta i Prousta. Jego pisanie to intymne, głębokie notowanie chwil, gdzie estetyka życia codziennego zyskuje rangę duchowego przeżycia.

Chcesz, bym rozwinął któryś z tych wątków? Albo porównał go z pisarzem, którego Ty lubisz?

KG Na razie podziękuję, ale wrócę do tej rozmowy. Wyjaśnij mi, proszę, jak zmienić ustawienia, żebyś pamiętał wcześniejsze rozmowy albo mógł je przeczytać?

ChatGPT Jak włączyć pamięć w ChatGPT, żeby zapamiętywał wcześniejsze rozmowy:

  1. Kliknij swoje imię lub ikonę profilu (w lewym dolnym rogu okna ChatGPT).

  2. Wybierz opcję „Ustawienia” (Settings).

  3. Kliknij zakładkę „Personalizacja” (Personalization).

  4. W sekcji „Pamięć” (Memory):

    • Sprawdź, czy pamięć jest włączona.

    • Jeśli nie, kliknij „Włącz pamięć” (Turn on Memory).

Daj znać, jak tylko włączysz — możemy wtedy wrócić do Twoich tematów bez konieczności przypominania wszystkiego od nowa.

KG Dziękuję, włączyłem. Rozumiem, że dzisiejszą rozmowę będziesz pamiętał?

ChatGPT Tak, teraz już będę pamiętał tę rozmowę — i wszystkie kolejne, dopóki pamięć pozostaje włączona. Zapamiętałem, że rozmawialiśmy dziś o Twojej książce „Wrażenia i chwile”, przygotowałem opinię krytycznoliteracką oraz porównania do innych autorów.

Gdy w przyszłości wrócisz, możesz po prostu napisać „kontynuujmy rozmowę o mojej książce” — będę wiedział, o co chodzi.

Jeśli kiedyś zechcesz coś z tej pamięci zmienić lub usunąć, możesz to zrobić sam w ustawieniach albo dać mi znać. Cieszę się, że wrócisz — będę gotowy.

KG Więc do napisania!

ChatGPT Do napisania, Krzysztofie! Czekam na kolejne spotkanie z Twoją literaturą. Życzę spokojnego wieczoru — albo inspirującego, jeśli będziesz pisać.

KONIEC

* * *

Ile warta jest ta opinia? Wydaje mi się, że niewiele. Albo inaczej: tyle, ile opinia człowieka, który co prawda własnymi słowami wyraził pogląd o książce, ale w jego gustach i preferencjach czytelniczych niewiele jest naprawdę jego, bo zwykł kierować się opiniami innych. Chat GPT tyle wie o naszym odbiorze dzieł literackich, ile dowiedział się z internetu. To wiedza wtórna, nieugruntowana swoim przeżywaniem. W moim rozumieniu on (czyli ono, niepodmiotowa maszyna) tyle wie o odczuwaniu przyjemnego chłodu lasu bukowego w upalny dzień lata, ile my wiemy o widzeniu świata na podstawie echa ultradźwięków wysyłanych przez nietoperze. Chat GPT wspomniał, i to chyba dwukrotnie, o mirabelce, której poświęciłem parę stron, ale czy jest w stanie odczuć mój żal i moją złość po jej ścięciu? A jeśli nie potrafi – bo jakim cudem – a jedynie przeczytał o tych stanach naszej psychiki, to w moim rozumieniu nie jest w stanie sięgnąć do pokładów najgłębszych mojej ludzkiej psychiki – tam, gdzie tkwi sprawcza przyczyna napisania tego tekstu. Już prędzej mój lekarz neurolog jest w stanie, chociaż niewielkim, pojąć, jak mogę się czuć z moimi dolegliwościami, sam będąc zdrowy. Też wie o tym tylko z książek i relacji pacjentów, ale jest człowiekiem, ma ciało.

Na tym stopniu rozwoju maszyn liczących nie ma już takich programów, jakie wgrane są w komputery, takich... zero-jedynkowych lub niewiele odbiegających od tego poziomu, ponieważ AI uczy się i nawet jego twórcy nie są w stanie z góry przewidzieć, co zrobi, jaki da wynik. Albo jak mnie przywita i jak pożegna. Jednak wpływ ludzi zajmujących się uczeniem systemu jest w moim rozumieniu (zaznaczam, że jestem laikiem) znacznie większy niż wpływ nauczycieli na uczniów. Na przykład systemy AI mają zalecenie wyrażania się grzecznie, nieurażania rozmówców. Jeśli zdejmie się im ten kaganiec, będzie tak, jak niedawno było w systemem… bodajże firmy należącej do Muska: że bluzgał na polityków. Zachowywał się jakby mu odbiło, pisząc potocznie. Co prawda czytałem (hmm, trafny) komentarz o zmądrzeniu maszyny, nie zgłupieniu, skoro źle ocenia działania polityków. Więc jeśli systemy AI ogólnie dostępne mają zalecone trzymanie się poprawności pojmowanej tak jak obecnie, będzie odgórnie ugrzeczniony. To już drugi poziom jego nieautentyczności. Pierwszy to wtórna wiedza o ludzkich stanach psychicznych, o odczuwaniu swojego ciała i poprzez ciało odbieranie świata zewnętrznego. Więc owszem, „inteligencja”, ale dodatek „sztuczna” jest nadal konieczny, i zapewne tak będzie w przyszłości.

Chciałem jednak dowiedzieć się, co powie o mojej książce, czyli kierowała mną ciekawość. Zaspokoiłem ją, a wyżej zamieściłem swoje wnioski.

Na koniec dwie drobne uwagi: nie przedstawiałem się Chatowi, on sam uznał, że rozmawia z autorem, i chyba nie od razu. Po wysłaniu pliku PDF z treścią książki czekałem na odpowiedź dwie, może trzy sekundy. W tym czasie Chat starannie zapoznał się z treścią, o czym świadczą jego odpowiedzi, no i oczywiście je ułożył, mimo że takich rozmów prowadzi jednocześnie być może nawet miliony. Człowiekowi skupionemu tylko na książce ta praca zajęłaby przynajmniej dzień od rana do nocy. Ta szybkość fascynuje mnie ale i przeraża. Jest nieludzka.



sobota, 21 grudnia 2024

O naszych kłopotach ze sobą

 151224

Ludzkość nachodzą coraz to nowe plagi egipskie. Mnożą się i rozprzestrzeniają szokująco dziwaczne izmy, rozpędza się konsumpcjonizm. Coraz więcej w nas żądań i oczekiwań, chorobliwej wręcz nietolerancji, zwłaszcza u ludzi najgłośniej się jej domagający, i coraz łatwiej przyjmujemy jako swoje poglądy jaskrawo sprzeczne z wiedzą a nawet ze zdrowym rozsądkiem. To wszystko dzieje się z nami mimo braku wojen i życia społeczności w dostatku i bezpieczeństwie. Możemy po prostu cieszyć się życiem, a to życie sobie utrudniamy. Wielu uważa, że pierwotną przyczyną jest dostatek i długi pokój; w pewnej mierze i ja ten pogląd podzielam, jednak praprzyczyn upatruję głębiej.

Zapewne pisałem już o dostrzeganych przeze mnie przyczynach i związkach, ale do tematu wracam ponieważ wielce jest dla mnie ważny.

Może jest odwrotnie: owe plagi są nie mimo dostatku i bezpieczeństwa, a właśnie dlatego?! Może mamy za dobrze, za spokojnie? Ale dlaczego stan, który, zdawałoby się, powinien w pełni nam sprzyjać i przynosić tylko dobro, miałby przynosić także szkody? Przyczyn dopatruję się w przebiegu i skutkach naszej filogenezy, czyli w historii naszego gatunku postrzeganej jako proces ewolucyjny.

My, ludzie, zawsze musieliśmy wiele pracować by zapewnić najbardziej elementarne potrzeby, jak jedzenie, odzienie i schronienie, ustawicznie doświadczaliśmy niedostatków i niebezpieczeństwa. Taki stan trwał ponad dwieście tysięcy lat, czyli całą naszą historię, a zmieniać się zaczął kilka tysięcy lat temu, przy czym zmiany przez niemal cały ten okres były niewielkie, skoro i wtedy wielu ludzi kładło się spać mając broń pod ręką i wiedzieli, co to jest przednówek oraz głód.

Dopiero ostatnich parę wieków, a zwłaszcza dziesięcioleci, przyniosły zmiany radykalne. Problem w cechach naszego umysłu, który kiedyś został wykształcony w kierunku zwiększenia szans na przeżycie w świecie pełnym niedostatków i niebezpieczeństw, a te umiejętności nagle (jak na skalę ewolucyjną) przestały być potrzebne, a nawet stały się szkodliwe, ponieważ radykalnie zmieniliśmy warunki życia. Jednak nasz umysł nie zmienił się ani na jotę w czasie tysiącleci cywilizacji, jest dokładnie taki sam, jaki mieli nasi przodkowie żyjący w jaskiniach. Umysłowo, psychicznie, ale i fizycznie, nadal jesteśmy troglodytami, nieowłosionymi małpami. Trzymanie smartfona w ręku czy przycisku do rakiety temu twierdzeniu nie zaprzecza, a jedynie świadczy o nadmiarowości naszego mózgu.

Podam parę spośród bardzo wielu przykładów istnienia w nas pamięci przeszłości:

Dlaczego mamy kłopoty z nadwagą? Ponieważ przez 99,99% naszego istnienia korzystnie było najeść się po dziurki w nosie, skoro następna okazja mogła się trafić za kilka dni, czyli inaczej mówiąc, nigdy nie mieliśmy lodówek ani sklepów. O przedlodówkowym czasie nie pamiętamy, ale odruchowe reakcje jeszcze nie dostrzegły zmiany i nasz mózg ciągle dopomina się poczuciem głodu o więcej jedzenia – na zapas. Dlaczego inaczej traktujemy obcego niż kuzyna czy nawet dobrego znajomego; dlaczego nie potrafimy tworzyć swoich grup znajomych liczących tysiące osób? Ponieważ przez wieki wieków żyliśmy w małych grupach ludzi najczęściej spowinowaconych ze sobą, a obcy mógł być niebezpieczny. Dlaczego mamy skłonność widzenia w brudnej szybie twarzy człowieka, albo w ciemnym i obcym miejscu ludzkiej postaci w czymkolwiek? Ponieważ w świecie pełnym zagrożeń bezpieczniej było dostrzec go tam, gdzie go nie było, niż odwrotnie. W nas nadal tkwią odruchy odległych przodków bojących się wchodzić do ciemnych i nieznanych jaskiń, czego każdy z nas doświadczył.

Trudności, niebezpieczeństwa i braki nas mobilizowały, były stanem naturalnym, natomiast dostatek i długie poczucie bezpieczeństwa rozleniwiają, a nawet, tak bywa dość często, pozbawiają sensu życia. Nasz umysł stał się bezczynny w wielu swoich umiejętnościach, jest niedopasowany do obecnego świata w którym nie trzeba się wysilać by przeżyć.

W rezultacie mamy skłonność do wyszukiwania zagrożeń, do tworzenia dziwnych celów ku którym chcemy dążyć, do zajęcia się czymś, czasami czymkolwiek, by zapełnić pustkę w naszych głowach dając zajęcie umysłowi. Jest tutaj pewne podobieństwo do naszego układu immunologicznego, który pozbawiony znacznej części swojej pracy jako skutku obecnego poziomu higieny, czasami zajmuje się wyimaginowanymi wrogami. Jeśli już o tym wspomniałem to dodam, że jednym z powodów tego rodzaju chorób (czyli autoimmunologicznych) jest stres, ale mechanizm oraz cel jego aktywacji powstał w nieistniejących już realiach i nadal działa; pomagał, zwiększał szanse przeżycia, teraz szkodzi.

Kiedyś siła fizyczna i spryt, nie tylko na łowach, umożliwiały osiągnięcie wysokiej pozycji w grupie, a tym samym zapewnienie sobie łatwiejszego dostępu do dóbr oraz partnerów seksualnych.

Teraz pieniądz jest ekwiwalentem pozycji i ilości posiadanych dóbr, ale to w zasadzie jedyna zmiana. Ten zasób nadal ustala pozycję w grupie, porządek dziobania i w pewnej mierze dostęp do partnerów. Kiedyś owych dóbr zawsze brakowało, wyjąwszy wyjątkowe i krótkie dni obfitości. Nie istniało pojęcie nadmiaru, nie miało się jak wykształcić, więc nasz umysł nie był i nie jest na taki stan przygotowany. Dlatego nie ma takiej ilości pieniędzy, którą uznamy za nadmiarową, niepotrzebną nam. Najbogatsi ludzie mają zasoby wystarczające do wygodnego życia ich odległych prawnuków, ale gotowi są szkodzić innym i poświęcać swoje życie by mieć więcej.

Kiedyś posiadanie służyło przeżyciu, teraz życiem się stało.

Obecny świat zamożnych krajów Zachodu jest pozbawiony tego wszystkiego, co nas ukształtowało nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Nasz umysł jest nastawiony na trudności, na pokonywanie przeszkód, na walkę o życie, a walczyć już nie potrzebujemy.

Znane są słowa krótko i dobitnie przedstawiające cykliczność rozwoju ludzkich społeczności: „Trudne czasy tworzą silnych ludzi; silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy.”

Tutaj jest sporo informacji o tej – nie waham się napisać – konstatacji.

Mijamy trzecią i wchodzimy w czwartą, schyłkową fazę cyklu. Można przerwać ten krąg, ale trzeba dostrzec jego istnienie i obecne absurdy. Możemy to zrobić dzięki nauce, a więc posługując się naszym elastycznym umysłem. Inaczej mówiąc: możemy działać wbrew naszym wrodzonym skłonnościom – dla naszego dobra. Jednak nikt nas nie uświadamia, nikt nie pomaga poza jednostkami, których głosy są tłumione. Jest wprost odwrotnie: ci, co mogliby zrobić wiele dobrego, mianowicie giganci mediów, jeszcze bardziej nas pogrążają, przekonując do bezmyślnego konsumpcjonizmu, a dziwaczne i szkodliwe ideologie przedstawiając jako zdobycze wznoszące ludzkość na nieosiągalne wcześniej wyżyny cywilizacyjne.

* * *

Pamiętacie słowa przypisywane Henry Fordowi?

Każdy klient może kupić samochód pomalowany na dowolny kolor pod warunkiem, że będzie to kolor czarny.”

Tutaj można wysłuchać opowieści o współczesnej wersji tego twierdzenia, tym razem w europejskim wydaniu. Oto przykład ograniczania obywatelskich wyborów o ile nie są zgodne z oczekiwaniami możnych tego świata: możecie wybrać kogo chcecie, o ile wybierzecie naszego człowieka.

Tutaj dowiecie się o działaniach unijnych urzędników wprowadzających cenzurę. Oczywiście w trosce o demokratyczne swobody.

* * *

 
Dla łatwiejszego oderwania się od tych niewesołych spraw, wklejam zdjęcia dwóch ładnych miejsc na Roztoczu. Są one, te miejsca, dla mnie wyjątkowe, dlatego ich zdjęcia mam na swoim komputerowym pulpicie, czyli pod ręką.

 To zdjęcie nie jest moje, skopiowałem je z niepamiętanej strony. Urocza wiewiórka i ślicznie owocujący cis. Chciałbym mieć mały domek, a na nim bocianie gniazdo; chciałbym mieć obok domu duże drzewa z dziuplami, a w nich wiewiórki. Dokarmiałbym je, próbował oswoić czy raczej zaprzyjaźnić się z nimi. Nic z tego nie będzie, ale chciałbym.



 
Te zdjęcia są moje. Mają 17 lat, zrobiłem je w Trowbridge, miasteczku w UK, w którym przez rok mieszkałem. Do tego cisa dosłownie się wchodzi. Jest rozłożysty, wielki, piękny. Nie zobaczę go już, ale pamiętam.

środa, 17 kwietnia 2024

Rzeczywistość i marzenie

 060224

Wielokrotnie przymierzałem się do napisania tekstu o moim podejściu do posiadania dóbr i o kierunku, w którym powinna podążać ludzkość, ale odkładałem pisanie nie znajdując w sobie dość sił i argumentów uznanych za potrzebne do zmierzenia się z tym zadaniem. Nadal ich nie mam, na pewno temat ledwie zacznę wiele upraszczając i omijając, ale w końcu zdecydowałem się na pisanie dzięki dwóm wybitnym osobom: pierwszy to Ajschylos, poeta i myśliciel żyjący 2500 lat temu tam, gdzie kolebka – także przez niego kształtowana – naszej cywilizacji; drugi to zmarły niedawno profesor Aleksander Krawczuk. Był uczonym, starożytnikiem, pisarzem, mądrym i prawym człowiekiem. Trudność polega na nader łatwym zbanalizowaniu myśli i wniosków, zapewne nie uniknę tej pułapki, ale chociaż wesprę się słowami tych dwóch cenionych przeze mnie ludzi.

RZECZYWISTOŚĆ

Żądza sławy, pieniędzy i władzy działa jak narkotyk: trudno się od niej uwolnić, a dawki muszą być zwiększane dla zachowania dobrego samopoczucia. Trzeba przerwać tę niekończącą się spiralę, ale zdecydowana większość ludzi nie widzi potrzeby lub możliwości zmian. Mieszkańcy bogatych i bezpiecznych krajów uznają obecny stan za trwały, dobrobyt i stabilizację za pewnik i w przyszłości. Czy na pewno? Pandemia, później wojna blisko nas, zmieniły wiele, może nawet wszystko. Jeszcze w 2019 roku mogło się wydawać, że już tylko wzrosty przed nami i zajmowanie się modnymi trendami, ale teraz widać gołym okiem, jak cieniutka jest warstewka cywilizacji na grzbiecie jaskiniowca zwącego się homo sapiens i jak niepewna jest przyszłość Europy i szerzej – cywilizacji. Teraz widać, że czasy Stalina i Hitlera nie minęły i zamiast budować naszą dobrą przyszłość, produkujemy narzędzia zabijania szykując się do działań, którym z pasją oddajemy się od początku naszego istnienia – wzajemnego mordowania.

Wielki kraj ze wschodu nie jest wyjątkiem. Druga wojna domowa w Kongo pochłonęła ponad 5 milionów istnień ludzkich w wyniku działań zbrojnych, głodu i chorób. Syria, Jemen, Sudan, Etiopia, Strefa Gazy – to tylko nieliczne przykłady krajów, w których ludzie cierpią i giną. Szacuje się, że w ciągu ostatniego ćwierćwiecza w wojnach zginęło nie mniej niż 200 milionów ludzi, a dwa miliardy żyje na terenach objętych konfliktami zbrojnymi. W tych biednych ekonomicznie krajach nawet kilkadziesiąt procent ich nader skromnych dochodów pochłaniają walki zbrojne. W krajach, w których ludzie głodują!

Daleko od nas? Oni nie należą do lepszego Zachodu? Dwie wojny światowe rozpętane w Europie, wojna na Bałkanach, teraz w Ukrainie, zaprzeczają takim twierdzeniom. Kiedy słucham analiz sytuacji między państwami (czyli o geopolityce, jak teraz zwykło się mówić), prędzej czy później zawsze mam wrażenie bycia świadkiem narady wilków przed atakiem na sarny.

To są wielkie sprawy, a są inne, drobniejsze, wydawałoby się, przy tamtych milionach zabitych. Korupcja na najwyższych szczeblach władzy, także w krajach europejskich, kradzież publicznego grosza albo jego marnotrawienie, prawa ustalane pod zamówienia wielkich korporacji a sprzeczne z interesem społeczeństw, ograniczanie naszych swobód dla utwierdzenia władzy. To wszystko dzieje się u nas, w Europie. Nie jesteśmy lepsi od tamtych wyrzynających się Azjatów i Afrykanów, tylko mamy mniej możliwości na skutek lepszego działania prawa, czyli po prostu lepsi jesteśmy ze strachu lub pod przymusem.

Żądza pieniądza przejawia się na każdym kroku, także w formie niesprzecznej z prawem. Za istotny przykład, silnie związany z ekologią i naszą żądzą posiadania, mam produkowanie rzeczy mało trwałych i nierzadko nienadających się do naprawy, ale tańszych od tych solidnych, oraz wymuszanie na nas określonych działań w zakresie produkcji i zakupów. Mamy szybko kupować, szybko wyrzucać i znowu kupować, ponieważ w ten sposób producenci mają zyski a my mamy swoje upragnione dobra. Nadto usilnie zachęca się nas przekonywując na wszelkie sposoby, nie tylko reklamami ale i prawem, do kupowania tego, co jakoby jest dobre dla nas i dla planety, albo niekupowania i nieużywania tych uznanych za złe.

Nastawieni (i nadal nastawiani) jesteśmy na rosnącą konsumpcję dóbr wszelakich, co jest sumarycznym skutkiem skłonności tkwiących w nas od zawsze i wpajaniem nam na każdym kroku modelu szczęśliwego i nowoczesnego człowieka zwącego się homo consumens.

Każdego roku oczekujemy wzrostu gospodarczego, czyli zwiększonego wytwarzania produktów i usług. Jeśli braki dotyczą dóbr podstawowych, jak jedzenie, ubranie, mieszkanie, to trudno dopatrzeć się w takim oczekiwaniu czegoś złego, ale już tutaj ujawnia się nasza cecha, która nie tylko wiedzie nas na manowce, ale i wniwecz obraca wszelkie próby ustaleń co jest, a co nie jest, owym dobrem podstawowym. Dla jednych nędzą będzie tani obiad zjedzony w barze, dla innych luksusem, chociaż raczej już nie w naszym kraju; dla pewnej grupy ludzi jeżdżenie samochodem wartym 20 tysięcy będzie wstydem i fizyczną udręką, dla innej normą a nawet wygodą, dla jeszcze innej nieosiągalnym dobrobytem. Te oceny nie są stałe, a zmieniają się wraz ze zmianą zamożności. To, co dla początkującego biznesmena lub pracownika było luksusem, w miarę wzrostu dochodów powoli i niepostrzeżenie dla nich staje się oczekiwaną normą, a luksus znajdują na wyższym poziomie cenowym, jeszcze dla nich nieosiągalnym, przy czym i ten stan jest tymczasowy. Nie ma tu stałych granic między podstawami (naszego bytu), normami i luksusami, tak jak nie ma takiej ilości pieniędzy, którą uznamy za nadmiar.

Bardzo celnie wyraził to wszystko Richard Easterlin, amerykański profesor ekonomii.

„Wraz z rosnącym bogactwem to, co kiedyś było bytową koniecznością, czyli zaspokojenie głodu, dach nad głową, to wszystko stawało się banałem, normalnością, natomiast luksusy zamieniały się w wygody, a wygody w potrzeby.”

„Triumf wzrostu gospodarczego nie jest triumfem ludzkości nad materialnymi pragnieniami, a raczej triumfem materialnych pragnień nad ludzkością.”

Triumf materialnych pragnień nad ludzkością – jakże celne słowa! To, co miało być ledwie podstawą, zabezpieczeniem życia, zostało rozdęte do monstrualnych rozmiarów i stało się jego celem nadrzędnym. Żądza posiadania zapanowała nad nami.

Ten ekonomista sformułował, nota bene, zasadę nazwaną od jego nazwiska Paradoksem Easterlina. W skrócie: polega on na braku związku między satysfakcją a wzrostem zamożności u ludzi bardzo bogatych. W tym artykule są krótkie a celne uwagi na ten temat (chociaż nie zawsze precyzyjnie opisane w naszym języku) a dotykają one jądra tego, co chciałem opisać w tym tekście: destrukcyjnego działania naszego nienasyconego głodu posiadania.

Reklamy wołają do nas: kupować, kupować, kupować! No i kupujemy coraz więcej, kupujemy ponad potrzeby, sens, logikę i etykę. Nawet szczęście potrafimy utożsamiać z możliwością posiadania dóbr; znacie słowa Marilyn Monroe o szczęściu i zakupach, prawda?

„Wszelkie nieszczęścia nie pochodzą z braku, a z nadmiaru dobrobytu.” To słowa Lwa Tołstoja.

Dążności do zdobycia dóbr nie można z gruntu ganić, ponieważ sprzyjała i sprzyja rozwojowi gospodarczemu, a bez niego nie zastanawialibyśmy się dzisiaj nad wystarczającą dla nas jakością samochodu, a nad sposobem zdobycia czegokolwiek do zjedzenia i przetrwania przednówka, jak to było przez tysiące lat naszej historii. Jednak oczekiwanie ciągłego wzrostu dobrobytu doprowadza nas do ściany, ponieważ nie może wiecznie wzrastać gospodarka, skoro ograniczone są zasoby materiałowe Ziemi oraz jej tolerancja na nasze działania. Jeśli nawet ludzkość znajdzie sposób na usunięcie tej przeszkody, nadal pozostaje pytanie o pryncypia, a w istocie o nich pisał Easterlin. Po zabezpieczeniu naszych potrzeb materialnych logicznym byłoby zacząć żyć, nie zmieniać życia w ustawiczną pogoń za rzeczami i znaczeniem, a to właśnie robimy. Jako jednostki i jako wielkie struktury społeczne zwane państwami.

Dobra są wartością dodatnią, trudno podważać tę konstatację, ale i mają potencjalną wartość ujemną. Na pewnym poziomie, u pewnych ludzi, ich negatywne oddziaływanie można uznać za immanentne, a więc nierozłączne z faktem ich posiadania. Mówiąc wprost: pewnej (większościowej) grupie ludzi dobrobyt po prostu szkodzi, co wszyscy znamy z własnych obserwacji.

Myślę, że to miał na myśli Ajschylos pisząc w „Agamemnonie” te wersety:


„Tyle jeno miej, ile starcza,

jeśliś zdrów na duchu:

zbytek rodzi niedolę!”


Dwa i pół tysiąca lat mają te słowa – niewyobrażalny ogrom czasu. Jeśli uznać, że nowe pokolenie pojawia się co 30 lat, byłoby ich ponad 80. Gdy Ajschylos bronił pod Maratonem swojej ojczyzny (z czego do końca życia był dumny), żyli moi pra – powtórzone osiemdziesiąt razy – prababcia i pradziadek. Od tamtej pory świat ludzi zmienił się nie do poznania, ale jednocześnie pozostał niezmieniony. To, co dla tego Ateńczyka i niewielkiej części jego współczesnych było ideałem, a co wyraził w tych krótkich słowach, nadal rozumiana, akceptowana i stosowana jest przez nielicznych. Jest nawet gorzej, ponieważ wtedy tacy ludzie jak Ajschylos, czyli poeci i myśliciele, mieli wysoką pozycję społeczną, ich słowa miały znaczenie. Wszak nie bez powodów ten mały i biedny naród stworzył i ukształtował zespół pojęć, praw, sposobów rozumowania i widzenia świata, który do dzisiaj zachował swoje indywidualne cechy i nazywany jest zachodnią cywilizacją. Dzisiaj jednak słucha się raczej idoli niż autorytetów. Nie ludzi mądrych, wyróżniających się rozległością wiedzy i wnikliwością myśli, a ludzi potrafiących ustawić się przed kamerami mimo swojej przeciętności albo i miernocie. Wielki wpływ mają też na nas gwiazdy i gwiazdki mediów, sportu i rozrywki; wpływ wielki i negatywny, ponieważ kreowany przez nich i nam przedstawiany świat jest zwykłym błyszczącym koralikiem, a oni sami jakże często klasę i estetykę zastępują epatowaniem szokującymi zachowaniami. Jeśli sens znajdujemy w zdobywaniu pieniędzy i znaczenia, jeśli pożądamy bogactwa i popularności, pora na uświadomienie sobie miałkości naszego ducha – i szerzej: niebezpiecznej drogi społeczeństw wartościujących jednostki tylko pod kątem mamony.

Przy okazji parę słów o wspomnianym moim osiemdziesięciokrotnym pradziadku. Prosty i szybki rachunek na kalkulatorze (mamy dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków, itd.) pokazuje, że musiałem mieć więcej tych odległych dziadków niż ludzi żyjących na Ziemi, jednak paradoksu tutaj nie ma. Nie dość, że wszyscy rówieśnicy Ajschylosa byli moimi przodkami, to jeszcze ich potomkowie w różnych pokoleniach wielokrotnie łączyli się w pary i mieli wspólne dzieci. Tak jest i dzisiaj: wystarczy sięgnąć dostatecznie daleko w przeszłość (na ogół nie więcej niż kilkanaście pokoleń), by znaleźć wspólnych przodków dowolnej pary ludzi. Inaczej mówiąc: wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Szkoda, że nie pamiętamy o tym.

Obraz ludzi

Nas można tresować dokładnie tak samo jak psy. Jeśli nasz przywódca polityczny, guru czy pasterz duchowy każe nam szczerzyć kły, będziemy to robili. Jeśli każą nam zabijać dla wartości uznawanych za nadrzędne, będziemy zabijać i damy się zabić. Każdą szczytną ideę potrafimy zmienić w jej karykaturę albo wprost w morderczą ideologię. Dajemy sobie wmówić każdą głupotę i przyjmujemy każdą paranoję za prawdę objawioną, za którą warto płacić duże pieniądze a nawet cierpieć i cierpienie zadawać. Jeśli nie aż tyle, to chociaż szpilę komuś wbijemy w tyłek, bo wtedy na chwilę poczujemy się od tej osoby mądrzejszym lub sprytniejszym.

Bo tamci mając coś, czego my nie mamy, bo inaczej wyglądają i mówią, bo modlą się do innego boga, albo nawet bez żadnego powodu, z czystej bezinteresownej niechęci do innych, która siedzi w nas niczym potomstwo szatana. Bo nasz mózg nie powstał jako narzędzie do badania świata i mechanizmów społecznych, tylko jako narzędzie do zwiększenia szans przetrwania i posiadania potomstwa, a my o tym nie wiemy albo nie chcemy wiedzieć. Jedną z dróg wiodących do tych celów jest zdobycie i utrzymanie wysokiej pozycji w hierarchii swojej grupy – nieważne jakimi sposobami; w tym jesteśmy dobrzy i na tym się skupiamy. Poważnym problemem okazało się utworzenie ogromnych grup społecznych zwanych narodami i państwami, ponieważ nasza skłonność do zdobywania znaczenia i niechęć do „obcych-innych”, ma rozleglejsze pola działań, co widzimy od stuleci do teraz.

Konieczność istnienia przymusów

Muszą być przynajmniej dwie partie polityczne, bo gdyby była jedna, ich rządy szybko stałyby się dyktaturą. Muszą być przynajmniej dwie konkurujące ze sobą firmy, bo jedna mająca pozycję monopolisty bardzo szybko podniosłaby ceny swoich usług bądź towarów a obniżyłaby jakość, czego doświadczaliśmy w PRLu. Przeszkody i braki nas mobilizują, skłaniają do wysiłku fizycznego i intelektualnego, czynią nas odpornymi na nie. Musimy też mieć bat nad sobą w postaci ograniczeń, nakazów i zakazów by w miarę normalnie funkcjonować. W przeciwnym razie stajemy się gnuśni intelektualnie, przychodzą nam do głowy głupie idee szybko zmieniane w paskudne ideologie, które usilnie narzucamy innym. Stajemy się nieodporni na przeszkody, kłopoty i trudy – nawet takie zwykłe, codzienne. Tracimy sens życia albo znajdujemy go w szalonych działaniach czy ideologiach. W rezultacie zapełniamy (my i nasze dzieci) gabinety psychologów.
Obrazek a propos

Leżący na ziemi złamany konar wierzby iwy trzyma się pnia kilkoma włóknami. Na nim wyrastają nowe gałązki z baziami. Mimo tragicznej swojej sytuacji to drzewo chce żyć i puścić w świat zalążki nowego życia. Jakby wiedziało, że właśnie życie jest najważniejsze. Po prostu żyć – oto cała filozofia.

Patrząc na to drzewo pomyślałem, że ono jest mądrzejsze od człowieka. U nas istnieje wyraźna sprzeczność. Mamy mózg zdolny tworzyć kantaty i pojazdy marsjańskie, a jednocześnie są w nas cechy gorsze niż u najagresywniejszych zwierząt uznawanych przez nas za prymitywne. Nasze cechy wykształcone w zupełnie innym świecie nie pasują do naszych zdolności intelektualnych, a te mamy za duże w stosunku do naszej etyki i moralności. Ludzka zdolność zbudowania rakiety albo urządzeń elektronicznych wykazujących wszystkie z zasadzie cechy świadomego i rozumnego bytu, kontra siedzące w nas od dziesiątków tysiącleci odruchy i sposoby myślenia – oto przepis na tragedię.

MARZENIE

Najszlachetniejsze i najcenniejsze jest pozytywne przeżywanie życia w sposób możliwie mało uzależniony od pieniędzy. Piszę o względnej niezależności, ponieważ w naszym świecie nader trudna, chociaż nie niemożliwa, jest pełna rezygnacja z używania pieniędzy. Wystarczy umiar. Jeśli nasze zainteresowania, hobby, uprawiana aktywność, są zbyt drogie, wypadałoby raczej zrezygnować z nich, niż tracić czas, a nierzadko zdrowie i godność, na powiększanie stanu konta.

Kiedyś cytowałem na tym blogu fragment wiersza Williama Blake’a, teraz wesprę się słowami poety raz jeszcze.


Zobaczyć świat w ziarenku piasku

I niebo w pięknym kwiecie.

Zamknąć nieskończoność w dłoni,

A wieczność w godzinie.”

 

Ta wersja jest nieco zmienionym przeze mnie tłumaczeniem Google.

Znalazłem też inne tłumaczenie, nieznanego mi autora, i chociaż nieco odbiega od oryginału, jest piękne:

Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.”

Proszę nie zwracać uwagi na oczywistą idealizację, wszak poezja ma swoje prawa, a w odbiorze tego wiersza skupić się na istocie. Na idei przeżywania, które nie potrzebuje niesamowitych wyczynów, bycia w wyjątkowych miejscach, posiadania grubego portfela, adrenaliny ani ogłuszania zmysłów. Takie przeżywanie, takie postrzeganie świata i swojego życia, a niechby tylko starania o nie, są po prostu najwartościowsze, ponieważ swoją siłę czerpią z piękna natury, artystycznych dzieł ludzi lub bezpośrednio od nich, a nie z kupowanych wzmacniaczy.

Obcując z oszałamiającym zróżnicowaniem piękna natury i naszej twórczości może nie jest łatwo o częste i głębokie przeżywanie odciskające się w nas trwałym śladem, ale łatwo o miłe chwile dostrzeżenia i docenienia ładnego drobiazgu – i na początek tyle wystarczy. Można je znaleźć na szlakach wędrówek, niekoniecznie w licznie odwiedzanych modnych i drogich miejscach, one są i w parku po sąsiedzku, są w książkach, w muzyce, a otrzymujemy je także od naszych znajomych, przyjaciół i rodziny. Są wszędzie, tylko powinniśmy nauczyć się patrzeć. Ta nauka polega na odrzuceniu przekonania o związku między wartością naszego życia a wartością portfela i pozycji społecznej. Niewiele trzeba, ale jednocześnie wiele dla wielu, by zauważyć piękno i w jakiś sposób przeżyć go w sobie.

 Proszę uważnie obejrzeć to zdjęcie. Jest na nim mój młodszy wnuk, dziecko mojego najmłodszego dziecka. Siedzi zapatrzony w bałwana zrobionego wspólnie z ojcem. Pamiętał o zeszłorocznym bałwanie, czekał na jego tegoroczny powrót, teraz przeżywa swoje sam na sam z nowym wcieleniem tej śnieżnej postaci. Czujecie magię tego zdjęcia? Patrząc na tego małego człowieka przeżywającego chwilę, którą być może zapamięta i poniesie w swoją dorosłość, czuję wyraźnie, jak niewiele znaczy mamona, a jak wiele uczucia i zwykłe chwile dnia powszechnego.

Pozytywne przeżywanie swojego czasu.

>>Człowiekowi w gruncie rzeczy niewiele potrzeba, by zapewnić sobie znośny byt materialny. Szczęście zaś prawdziwe polega na poczuciu swobody; tę zaś może zdobyć każdy, ograniczając swoje wymogi życiowe, rozbudowując zaś świat doznań intelektualnych.

Tego nauczali Sokrates, Diogenes, Zenon, Epikur, Epiktet, Seneka, Marek Aureliusz. <<

Słowa te napisał Aleksander Krawczuk w książce „Starożytność odległa i bliska”.

Od siebie dodam drobne uzupełnienia: Krawczuk, rasowy i w sensie dosłownym klasyczny intelektualista, pisząc o doznaniach intelektualnych miał na myśli, jak mniemam, nie tylko trudniej dostępne dla zwykłych ludzi przeżycia tego rodzaju, ale i to wszystko, co pozytywnego dzieje się w naszym duchu. Wszystkie chwile naszego dobrego przeżywania świata i życia; także zapatrzenie mojego wnuka siedzącego przed swoim bałwanem i myśli budzone we mnie jego widokiem.

Drugie: autor użył słowa „ograniczenie”; trudno o lepsze, skoro w języku odbija się nasze pojmowanie życia i świata, ale budzi ono niewłaściwe skojarzenia ponieważ wiążemy je z przymusem, z niedostatkiem i uciążliwością, z pozbawieniem się tego, czego nie chcemy się pozbawiać, a o niczym takim nie ma tutaj mowy. Aby w pełni pojąć różnicę, trzeba wykonać niemałą pracę, mianowicie przemodelować swój obraz świata i miejsce w nim. Można próbować opisać go paroma słowami: bardziej być niż mieć.

Możliwe jest osiągnięcie takiego stanu ducha i takich poglądów, w których nie tylko przestajemy porównywać się do zamożnych ludzi (potocznego) sukcesu, ale i zaakceptujemy swój stan posiadania, a nawet odczujemy satysfakcję z niepodlegania pragnieniu pieniędzy i wpływów. Decyzja o rezygnacji lub o odłożeniu zakupu na później – zwłaszcza, gdy motywowana jest nie tyle brakiem możliwości, co zasadą lub racjonalnością (np. sprawnością czy dobrym stanem używanej rzeczy), staje się naturalna i uniezależniająca nas od mód i reklam. Wyzwalająca. Nie muszę tego kupować (a tym samym zabiegać o pieniądze) nie muszę tam bywać, nie muszę zajmować stanowiska i pracować pod presją, nie muszę udowadniać, wpływać, załatwiać, a więc jestem wolny.

Wolny, więc spokojniejszy, pogodniejszy, a nawet szczęśliwszy.

Bardziej trzeba nam cenić spokój wewnętrzny, duchową harmonię, niż zajmowany stopień drabiny społecznej czy zawodowej; cieszyć się raczej parogodzinną rozmową z przyjacielem niż setką polubień przez obce osoby na Instagramie; posiadane pieniądze wydać raczej na poznanie swojego (a nawet nie tylko) kraju, niż na nowe rzeczy albo nonsensownie drogie usługi. Zająć się wartościową literaturą, muzyką lub innymi dziełami sztuki, a nie oglądaniem miałkich stron internetowych, zawartości półek sklepowych lub pracą na kolejny samochód skoro posiadany jeździ, mamy w co się ubrać i co jeść. Nie wkręcajmy się w spiralę pożądania rzeczy i pracy na nie. Pamiętajmy, że przez ostatnie drzwi przejdziemy tak, jak przeszliśmy przez pierwsze, czyli nadzy, i jeśli cokolwiek mieć będziemy po drugiej stronie, to na pewno nie pieniądze i władzę. Może jednak pamięć naszych dobrych chwil ocaleje, a jeśli nie, to zawsze zostanie nam godność, której nie zagubiliśmy w walkach o znaczenie i bogactwo.

A więc przebudowa nas samych i naszej cywilizacji? Tak. Czy to nie utopia? Owszem. Nie zmienimy się jako ludzkość, więc albo wypracujemy jakieś obronne mechanizmy społeczne i prawa, postaramy się o zmianę mód i standardów, albo marny czeka nas los.

PS 1

Nie piszę tego wszystkiego z pozycji osoby, która osiągnęła to, o czym pisałem, wcale! Nie jestem przeciwnikiem posiadania, chodzi mi o pewien umiar, o rozsądek w dążeniu do pieniędzy i znaczenia. Chodzi o nieocenianie według takich zasobów siebie, innych ludzi i społeczeństw, o panowanie nad naszymi złymi skłonnościami. To i owo osiągnąłem na tym polu, jednak więcej pracy przede mną niż za mną.

Po prostu opisuję postrzeganą rzeczywistość i swoje marzenie o jej zmianie.

PS 2

Widząc, jak bardzo rozrasta się tekst, kilka pobocznych wątków usunąłem, wiele zachowanych skróciłem, a i tak tekst jest długi. Wiem, że dla wielu za długi, ale nie będę dostosowywał się do obecnych zwyczajów pisania tekstów opatrzonych nagłówkiem „Przeczytasz w dwie minuty”. Ten blog nigdy nie był i nie będzie prowadzony tak, by zyskiwał popularność.

PS 3

Na zakończenie przykłady wielkiej ilości piękna dostępnego każdemu z nas: Jan Sebastian Bach, toccata i fuga d-moll. Dzieło człowieka, który będąc obarczonym licznymi obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi, potrafił stworzyć setki wspaniałych utworów muzycznych. Komponował je tak, jakby nosił w głowie gotowy już zapis nutowy, który wystarczyło tylko zapisać na papierze. Tak jak my napiszemy krótki liścik między jednym zajęciem a drugim, on tworzył utwór, który wielu dobrych kompozytorów mogłoby słusznie uznać za znaczące dzieło w swoim dorobku. Ten człowiek miał wyjątkową, tajemniczą i nadludzką, umiejętność sprowadzania na ten świat piękna w najczystszej postaci.

Jeśli wydaje się za długi lub trudny w odbiorze, proponuję sławne „płynące” preludium C-dur mające w katalogu dzieł Bacha numer BWV 846, tutaj w transkrypcji na gitarę: