Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiosna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiosna. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 kwietnia 2025

Zachmurzony, ale przecież wiosenny dzień

 270325

Oczywiście wolałbym pojechać na włóczęgę w słoneczny dzień, ale mimo bycia emerytem nie zawsze mogę swobodnie dysponować swoim czasem; bywa też, że po prostu głód drogi nie pozwala mi czekać na ładniejszy dzień. Dzisiaj było pochmurnie, a ranek dodatkowo mglisty, ale deszcz nie padał i nie wiało, drogi były suche, a chwilami nieco się przejaśniało.

Będąc kilka dni temu w pobliżu, widziałem pasmo wzgórz odległe o kilka kilometrów. Ich szczyty są zalesione, ale w paru miejscach pola wspinają się po zboczach i znikają po drugiej stronie. Parę samotnych drzew tam stojących, a widzianych na tle nieba, przyciągały wzrok. 

 

Na pierwszym zdjęciu widać je w oddali, są jak łepek zapałki widoczny na wyciągniętym ramieniu, dlatego drugie wykadrowałem. Dzisiaj poszedłem na ich poszukiwania. Tak, poszukiwania, ponieważ nie dość, że nie przyjrzałem się najbliższemu otoczeniu, a zdjęć nie mogę bardziej powiększyć, to jeszcze widok z tak znacznej odległości nijak się ma do otoczenia drzew widzianego z bliska. Oczywiście nie odkrywam tutaj żadnej nowej prawdy, ale chyba trochę o niej zapomniałem.

 Drzewa rosnącego samotnie na polu w pierwszym bezleśnym przejściu, a była to wysoka grusza, nie mogłem widzieć z drugiej strony doliny, a przyczyna widoczna jest na zdjęciu: zasłania ją las. Poszedłem dalej. Wszak poszukiwanie drzew widzianych na tle nieba nie było celem, a inicjatorem albo ogólnym, luźno zarysowanym pomysłem.





Zatoczyłem znaczny krąg kierując się w stronę ładnej i lubianej doliny zwanej Kalinowym Dołem i niewiele dalej rosnącej brzozie, TEJ brzozie, jak ją nazywam. Żyje samotnie na szczycie pokaźnego wzgórza, a siedząc pod nią, na wysokiej między jakby specjalnie dla mnie tam istniejącej, można kontemplować widok rozległy i klasyczny dla zachodniego Roztocza.
Zszedłem ze wzgórza, przeciąłem szosę, i będąc od niej o ponad kilometr obejrzałem się: jeszcze się widzieliśmy. Pora była obiadowa, uznałem, że za szybko wrócę, więc… skręciłem w przeciwną stronę. Stąd wzięło się znaczne wybrzuszenie szlaku widoczne w dolnej, więc południowej, części mapy. To skutek nie tylko chytrości dnia i drogi, ale ekonomicznej kalkulacji. Skoro jadę dwieście kilometrów (w obie strony), chcę czas wykorzystać maksymalnie, najlepiej do zmierzchu.

Znalazłem trzy, właściwie nawet cztery drzewa, które mogłem widzieć z oddali kilka dni wcześniej, oto one.





Zauważcie, że stojąc przy nich, widać tamte wzgórza, co uznaję za dowód.

 Śladów wiosny przybywa. Część krzewów pokrywa już zielona mgiełka rozwijających się liści, pąki na drzewach są bardziej nabrzmiałe, a mirabelki chwalą się pierwszymi kwiatami. Dużo jest kwietnego drobiazgu, na przykład widziałem pokaźne i liczne kępy gwiazdnicy pospolitej. Właśnie! Nauczyłem się rozróżniać, i to w zasadzie na pierwszy rzut oka, tę roślinę od wiosnówki, co wcześniej sprawiało mi kłopot.

Kiedy tylko drzewa się zazielenią, pojadę na kilkudniową włóczęgę, na pewno nie jedyną. Każda kolejna wiosna jest cenniejsza dla mnie i powabniejsza. Każdego kolejnego roku bardziej potrzebuję ucieczki od szaleństw i podłości ludzkości, a ratunek znajduję na otwartych przestrzeniach, wśród gór i wzgórz, pól i łąk, na moich drogach. Tam jest nie tylko piękno, ale i kojąca cisza samotności.

Drogi na Roztoczu



 Zwykłe, gruntowe drogi. Te, o których zwykłem mówić „moje drogi”. Owszem, są wśród nich takie, którym Natura poskąpiła urody, ale jest ich niewiele. Wszystkie inne obdarzone są wyjątkową cechą budzenia we mnie tęsknoty za nimi.



 Niemal białe nitki dróg. Są tak jasne ponieważ wykonano je z betonu. Rzadko łączą wioski, częściej kończą się nagle, gdzieś wśród pól lub pod lasem, a służą wygodniejszemu dojazdowi do pól.

 Zapadnięta nowa droga betonowa. Parę lat temu kosztowała pół miliona za kilometr, zapewne teraz bliżej miliona, a okazuje się, że nie wszystkie są porządnie wykonane. Tej wystarczyło trochę deszczu by się zapadła.

 Jeśli już piszę o drogach, wspomnę o poprawianiu dróg gruntowych. Na tym zdjęciu widać fragment wąwozu lessowego. Nieco odmienny jest od innych, bo niedawno zrobiony spychaczem w celu wyrównania drogi gruntowej. Widać wybrzuszenie ściany pod kępą brzóz, najwyraźniej wykonawcy nie chcieli usuwać tych drzew, za co należy się im uznanie.

 Wiele jest na Roztoczu, zwłaszcza na zboczach wzgórz, starych, zapomnianych dróg. Powoli zarastają albo, co gorsza, są zasypywane gałęziami z drzew rosnących na miedzach i chwastami przynoszonymi z pobliskich plantacji albo wprost śmieciami. Cierpliwie znoszą swój los, bezbronne. Niektóre z tych, które zarosły naturalnym gąszczem, są nie do przebycia dla człowieka, szczególnie wtedy, gdy mają grząskie podmokłe dno. Pełnią wtedy nową funkcję schronienia dla saren i dzików oraz mieszkania dla ptasiego drobiazgu. Nawet więcej: są wyizolowanymi, wąskimi oazami różnorodności życia otoczonymi sztucznymi monokulturami, są domem dla niezliczonych gatunków roślin, zwierząt i grzybów. Żyją więc intensywniej i prawdziwiej niż wcześniej. Wśród nich zdarzają się wyjątkowe perełki Natury: drogi ocienione licznymi gatunkami drzew, krzewów i wszelkiej drobnej zieloności rosnących na zboczach wąwozu, bo z reguły stare drogi są zagłębione po deszczach i dziesięcioleciach przejazdów wozów konnych. Górą korony drzew się splatają tworząc zielony cienisty tunel, a jeśli zdarzy się niezarośnięte i w miarę równe dno, mamy piękny zakątek Natury wypełniony cieniem przetykanym migotliwym złotozielonym światłem, wilgotnymi zapachami i miłym w upalne dni chłodem.

Obrazki ze szlaku

 



Chmurny i mglisty ranek.

 Wspomnienie zimy: w oddali zaśnieżony tor narciarski w Chrzanowie.

 Dwóch braci i siostra.





 Samotne drzewa.

 Drzewa na miedzach. Takie zwykłe, a tak upiększają krajobraz.

Na zakręcie drogi obejrzałem się: daleki horyzont, łagodne, długie zbocze wzgórza z licznymi miedzami, a tuż obok kilka drzew. Byłem tutaj! – nagłe przypomnienie. Miejsce od razu zobaczyłem ładniejszym.



 Niedawno pisałem o jasnych, wygodnych do przejścia, dołach i wąwozach. Dzisiaj widziałem skrajnie odmienne. Podchodząc, przestraszyłem dzika; odbiegł gniewnie prychając. Jego legowisko widać przy prawej krawędzi ostatniego zdjęcia.

 Biedna czereśnia chora na reumatyzm.


 Dzisiaj widziałem wyjątkowo dużo śmieci. Najczęściej są wyrzucane do wąwozów zaczynających się tuż przy drodze. W rezultacie dzikie, z natury ładne, miejsca zamieniane są w paskudne wysypiska.

 Okienko pod jezdnią.

 Uratowany dom drewniany. Ma zmienione poszycie dachu i okna, więc nadal będzie żył, niechby tylko w weekendy jako domek letniskowy.


 Nowe lub po remoncie domy w wioskach Roztocza. Narzekamy, i nierzadko mamy powody, ale warto pamiętać o ogromnych zmianach dokonanych, raczej wypracowanych przez nas w ciągu ostatnich 35 lat. Właśnie uświadomiłem sobie uczynienie niesprawiedliwości pisząc o tych latach, wszak wolniej, dużo wolniej, ale zmiany następowały i wcześniej. Znam je dobrze, wszak pamiętam jeszcze z dzieciństwa kupy nieuprzątniętych gruzów po zniszczonej w czasie wojny kamienicy na Dziesiątej, dzielnicy Lublina na której mieszkałem w latach sześćdziesiątych, pamiętam inne ślady wojny i ogólną biedę.

 Przed zmierzchem. W dolinie widać domy Zdziłowic. Do samochodu mam kwadrans drogi.

Trasa: między Zdziłowicami Czwartymi, Otroczem a Chrzanowem w zachodniej części Roztocza.

Statystyka: byłem 11,5 godziny na szlaku długości 26 kilometrów. Ostatnio tyle przeszedłem trzy lata temu. Szedłem wtedy wokół rozległego masywu Trójgarbu w Górach Wałbrzyskich, ale dzisiejsza trasa była łatwiejsza: różnicę poziomów oceniam na około 400, może trochę więcej metrów, a łączną wysokość podejść na tamtej trasie oszacowałem na kilometr. Może w tym roku spróbuję przejść ją ponownie?...