Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzewa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzewa. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 października 2025

Jesienne maliny

 061025

 

 Jesień kwitnącym wrzosowiskiem się zaczyna.

Pokłonem żółtych słoneczników wysokich,

Błyszczącym brązem kasztanów pękających.

Jesień starym złotem słońca się zaczyna.


Jesień jest wypiętrzeniem chmur granatowych,

Znakiem końca panowanie słonecznego czasu.

Jesień to brzozy szatę swą złotą ubierające,

To aleja klonów w pysznych barwach cała.


Jesień jest smutkiem pustoszejących pól,

Dymem snującym się nad kartofliskiem.

Jesień jest posmutniałą twarzą kobiety,

Nostalgią godzin rannych i wieczornych.






Na wędrówkę wyruszyłem w ten nienazwany czas pogranicza, o którym trudno powiedzieć, czy nocą jeszcze jest, czy już dniem. Po minięciu ostatnich domów wioski widziałem przed sobą niskie chmury podświetlone wschodzącym słońcem. Niewiele później pola po prawej, szare i senne do tej chwili, zajaśniały niemal poziomym, podkreślającym falowanie pól, światłem o intensywnych ciepłych barwach. Wszedłem na pole idąc ku miejscu, którego wspomnienie kazało mi przyjechać do Aleksandrówki. 

 


Pola na południe od wioski są wyjątkowo malownicze. Wąskie ich wstęgi biegną po niewielkich, ale wyraźnie zarysowanych i licznych pagórkach; patrząc na nie wydaje się, że są morzem zastygłym w wiecznym falowaniu. Może tak właśnie jest? Może te pola pamiętają morze, które kiedyś tutaj było?

Po południu chmur stopniowo przybywało, ale nie deszczowych, nie przytłaczających ziemię, a pod wieczór znowu się przejaśniło.



Nieuprawiane pola czasami są wykorzystywane do skracania dojazdu na sąsiednie pola. Szybko zarastają wszędobylską, nachalną nawłocią, a jeśli stan taki trwa dłużej, pojawiają się brzozy, pionierki sukcesji. Schodziłem takim polem w dolinę, odruchem grzybiarza patrząc pod brzozy. Ilość rosnących tam muchomorów czerwonych mogła zadziwić. Widziałem kapelusze wyjątkowo kształtne i duże, o nasyconej, głębokiej barwie. Czemu tak piękne grzyby nie są jadalne? W gąszczu nawłoci mignęła mi jasnobrązowa plama, podszedłszy zobaczyłem dużego i zdrowego kozaka, obok drugiego, dalej kolejnego. Przeszedłem pole jeszcze raz idąc przez nawłociowe zarośla z wysoko uniesioną torbą wypełnioną grzybami; znalazłem w sumie około dziesięć pięknych kozaków i dwa prawdziwki. W domu ugotowałem je i zamroziłem.

 Wracając do wioski celowo szedłem tak, aby dojść do dużej plantacji malin. W jednej jej części rosły te, które późno owocują. Nie widziałem śladów zbierania owoców, mimo że sporo było dojrzałych. Połasuchowałem, ale owoce nie były tak aromatyczne i tak smaczne, jak te wcześniejsze.

Za kilka dni wyjeżdżam na dwutygodniową włóczęgę sudecką. Wrócę w ostatnie dni października, więc prawdopodobnie Roztocze zobaczę dopiero w listopadzie. Może jednak kraina zachowa dla mnie chociaż część swoich jesiennych barw?...

Obrazki ze szlaku



 Piękne barwy poranka.

 Jabłka na polu. Kiedyś takie nieładne, albo niesmaczne, owoce zjadały świnie, teraz gniją na polach lub w rowach.

 Tarasowe wąskie pola na zboczach wzgórz i związane z nimi wysokie miedze – symbole zachodniego Roztocza.

 Wypastowane błyszczące liście gruszy. Kto i po co tak je poleruje?...

 Dziwnie ukształtowany pień klonu i faktura kory młodego drzewka tego gatunku.

 Tak wygląda stara, nieużywana droga polna. Biegnie w wąwozie, a to znaczy, że przez dziesiątki lat jeździły nią furmanki, a kiedy znikły, przyroda upomniała się o swoje. W miejscu drogi wyrósł pas lasu nie tylko zdobiący okolicę, ale i poprawiający stan wód, chroniący glebę, tworzący idealne siedlisko i schronienie dla zwierząt.

 Graby i brzozy.


 Wysoka miedza obrosła klonami – rzadki widok.

 A tutaj miedza częściej widywana – z osikami.

 Późnym popołudniem słońce znalazło okno wśród chmur, świat nabrał barw i uśmiechnął się do mnie.

 Kłębiaste, malownicze chmury i Iris, po naszemu Tęcza, posłanka bogów łącząca niebo z ziemią.

Trasa: pola na południe od wsi Aleksandrówka.

Statystyka: przeszedłem 12,5 km w czasie 11 godzin. O dwunastogodzinnym szwendaniu się po polach trzeba zapomnieć aż do maja, a dystans? Cóż, przed południem siedząc na ładnej miedzy odbyłem dwie zajmujące i niekrótkie rozmowy, a później byłem w tak ładnych miejscach, że nie miałem ochoty iść gdzieś dalej.


 Dwa dopiski

>>Czasami ten, kto cię ratuje, jest tym, który potrzebuje ratunku<< Słowa zasłyszane gdzieś w zakamarkach internetu. Po zastanowieniu przyznaję rację autorowi.

Sięgnąłem po książkę leżącą na parapecie (pamiętajcie: rozrzucone książki nie tworzą bałaganu!) i otworzyłem na zakładce. Była to złożona na pół kartka z dwoma linijkami słów napisanych jakże dobrze mi znanym charakterem pisma!: … przybrudzone, stonowane niebieskimi szarościami, ale obiecujące pyszne kolory już niebawem…

Chyba o świcie pisałem, ale kiedy? Nie pamiętam też czy i gdzie wykorzystałem tę notatkę „ku pamięci”. Zostawiłem kartkę tam gdzie była i się uśmiechnąłem na myśl o mnie samym sprzed lat, niepamiętanym ale zostawiającym dla mnie ten okruch przeszłości.












środa, 24 września 2025

Pożegnanie lata

 210925

Przedostatni dzień lata, ale też ostatni cały dzień lata, jako że jesień zacznie się jutro, 22 września, o godzinie 20.19, dzieląc w ten sposób jedną dobę między dwoma porami roku.

O tej godzinie Ziemia będzie tak ustawiona względem Słońca, że dzień na obu półkulach, północnej i południowej, będzie trwał tyle samo, pół doby. Słońce wzejdzie dokładnie na wschodzie i zajdzie na zachodzie. Na równiku osiągnie zenit i w tym samym czasie dotknie linii horyzontu na obu biegunach, na północnym kończąc półroczny dzień, na południowym zaczynając. 

Więc ostatni dzień lata… Jest taka sławna kiedyś zagadka, której rozwiązanie zapoczątkowało tragiczny bieg zdarzeń w życiu Edypa:

"Co to za zwierzę, które rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech, a im więcej używa nóg, tym jest słabsze."

To człowiek: w dzieciństwie raczkuje, na starość podpiera się laską. Przyszła mi do głowy pewna odmiana tej zagadki: co to za zwierzę, któremu czas rano biegnie wolno, wieczorem bardzo szybko?

Wszak dzień dla dziecka jest jak bezbrzeżny ocean wrażeń, a mnie się wydaje, że rok jest zdecydowanie krótszy niż był kiedyś, że czerwiec z każdym kolejnym rokiem bliżej jest września, skracając lato do paru chwil. Jeżdżę na swoje łazęgi chcąc uchwycić czas, ale im bardziej gonię za nim, tym szybciej mi umyka. Kiedyś tak nie było...

Może jednak zejdę niżej, na roztoczańskie pola. Zwykle mijam Zakrzówek, sporą wieś pod Kraśnikiem, jadąc dalej w głąb Roztocza, a dzisiaj zaparkowałem pod kościołem wioski i w rezultacie cały, calutki dzień szedłem nieznanymi drogami. Nie poznałem wszystkich, więc plan na następny wyjazd już mam. Aura dopisała mi wyjątkowo, było ciepło i słonecznie.

W lewej górnej części mapy z wyznaczoną moją trasą widać ślady niezdecydowania, jakbym nie wiedział gdzie mam iść, ale po prostu kręciłem się po ładnej okolicy. Natomiast w prawej, czyli wschodniej, części szlaku widać długie zakola, właściwie zawracania, a to z powodu… kukurydzy. Ab ovo, jak mawiali Rzymianie.

W pobliżu są dwa wzgórza, Kopiec i Zarębowa Góra.  

 


Nazwa jest mocno przesadzona, to bardzo łagodne i rozległe wzgórza, których szczyty trudno wskazać, skoro równie dobrze mo być tutaj, jak i 200 metrów dalej. Chciałem wejść na wzgórza – wiadomo, że miejsca mające swoją nazwę kuszą – ale dróg tam nie ma. Póki mogłem szedłem w poprzek pól, w ten sposób przekroczyłem dwie czy trzy plantacje kukurydzy, a jest ich tam wiele. Niektóre zaskakująco rozległe jak na krainę małych poletek, a większość ciągnie się setkami metrów; najdłuższe z widzianych pól ma kilometr. 

 

Z jakiejś wyższej miedzy zobaczyłem szerokość pola przede mną tak znaczną, że zrezygnowałem z przejścia, decydując się zejść niżej i obejść pola brzegiem dołów, ale i to okazało się trudne. W rezultacie zszedłem na dno dołów i tamtędy przeszedłem część drogi, a w drugim miejscu musiałem się poddać schodząc aż do szosy.

Szczególnie zależało mi na wejściu na Zarębową Górę, a to z powodu samotnego drzewa widzianego rano z przeciwnej strony rozległej doliny. Takie drzewa, maleńkie kropki widziane na tle nieba z odległości kilku kilometrów, zawsze mnie pociągały. Chciałem je zobaczyć z bliska. Jak często bywa w takich poszukiwaniach, trudno o pewność znalezienia, ponieważ okolica widziana z odmiennej perspektywy, z bliska, wydaje się inna. To drzewo, czereśnię rosnącą pod rozległym szczytem wzgórza, zidentyfikowałem na podstawie wyglądu brzegu sąsiedniego lasu. Na zdjęciach poniżej widać dość charakterystyczną linię koron drzew lasu w pobliżu drzewa potwierdzające jego rozpoznanie.

Niżej to samo zdjęcie, ale powiększone, a kolejne zrobiłem już na "górze".


 
Widok z Zarębowej Góry.

 Obrazki ze szlaku

 


Przejście przez plantację.
 



 
Barwy grabowego
lasku porastającego jasne, ładne doły. Trudno o dobre zdjęcia dołów w słoneczny dzień, kontrasty są zbyt duże


 Takiej wierzby chyba jeszcze nie widziałem. Pokrzywiona, połamana, przygięta do ziemi, parchata i kostropata, ale żyje.

 Znalazłem cztery kanie i nie mogąc się powstrzymać, zebrałem je, ale niestety, nie przetrwały kilku godzin w torbie.


 Dwie odmiennie wyglądające drogi.
Łączy ich jedno podobieństwo: obie zbiegają z pól w cienistą głębię dołów.

 

Te trzy czereśnie rosną na polu, nie na między. Są omijane, przeszkadzają w uprawie, ale są. Właściciel nie zdecydował się na ich wycięcie.

 Niebo i pole.

 Bystrzyca, największa rzeka Lublina, znana mi dobrze w dawnych lat, gdy chłopcem będąc kąpałem się w jej wodach. Dzisiaj zaskoczyła mnie swoją wielkością, czy raczej małością, a nie powinna, ponieważ wiedziałem, że jej źródło jest raptem parę kilometrów dalej.


 K
apliczka przy wiekowej lipie.. Czy to jest figurka Nepomucena? Proszę o informację.

 



Złota godzina i zachód słońca.

Trasa: parkowanie przy kościele w Zakrzówku. Pętla wokół Zakrzówka Wsi.

Statystyka: przeszedłem 20 kilometrów, zabrakło kwadransa do bycia na polach dwanaście godzin.