Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą energetyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą energetyka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 marca 2025

Koniec KOŃCA HISTORII Francisa Fukuyamy

 080325

Wiem, że tematy społeczne, ekonomiczne i polityczne niezbyt interesują bywalców tego bloga, ale interesują mnie jako obywatela Rzeczpospolitej, więc trudno, mężnie znieście ten tekst albo go zignorujcie. Jednak jeśli ktoś zapozna się chociaż z częścią informacji zawartych w materiałach proponowanych niżej, jaśniej będzie widział otaczającą nas rzeczywistość, a dobrą ona nie jest.

O tytułowej książce za Wikipedią: „Liberalna demokracja i związany z nią wolny rynek są zdaniem Fukuyamy ostateczną, lepszą formą ustrojową, lepszą niż monarchia, faszyzm czy komunizm. Miałaby ona być jednocześnie końcem historii, przez wyczerpanie się nowych projektów ustrojowych.”

Właśnie jesteśmy świadkami przegrywania tej idei, odrzucania liberalnej demokracji przez narody świata. Nie dlatego, że idea była z gruntu zła, ale dlatego, że taką została uczyniona. Przeszła drogę od dbałości o Ziemię do szaleństwa zielonego ładu; od demokratycznych zasad do ich deptania nie tylko cenzurą, do straszenia karaniami inaczej myślących i unieważniania wyborów; od swobód gospodarczych do pętania przedsiębiorców (najlepiej małych, bo tacy nie mają siły) niezliczonymi absurdalnymi przepisami i ograniczeniami; od równych praw dla wszystkich, do tworzenia grup równiejszych, od zasady służenia władzy obywatelom do pychy, przekonania polityków o własnej nieomylności i kształtowania ludzi na bezwolną masę; od racjonalizmu do ideologii. Od samostanowienia państw i dbania o uczciwą współpracę, do globalizacji, zamazywania państw, przenoszenie władzy do struktur ponadpaństwowych i dbałości o interesy, owszem, tyle że mocniejszych państw. Patriotyzm został uznany za kuzyna rasizmu, a władze stając się wrogiem obywateli czynią państwo naszym nadzorcą.

Oto współczesne oblicze „najlepszej formy ustrojowej”!

Dlaczego tak się stało? Moja diagnoza, na pewno ani odkrywcza ani wnikliwa, wiąże klęskę tej formy ustrojowej z ewolucyjnie ukształtowaną psychiką ludzi. Jako ludzkość jesteśmy tacy sami, jak sto lat temu i sto wieków temu. Nadal chcemy panować nad innymi i ich wykorzystywać a nawet grabić, nadal pożądamy władzy i pieniędzy. Tak jak przed wiekami, tak i teraz silniejszy przy byle okazji, albo i bez niej, oszuka słabszego, a więc nawet i bez wojny nie ma spokoju ani sprawiedliwości – jak nigdy nie było.

Nadal pokój między nami możliwy jest tylko wtedy, gdy strony mają równie ostre i długie kły. Tyle że teraz nie szachujemy innych naszym uzębieniem, a substytutami, mianowicie czołgami i rakietami. Kto ich nie ma, nie liczy się na arenie międzynarodowej, co widać teraz, w relacjach Europy z USA w związku z wojną w Ukrainie. Zamiast więc żyć spokojnie i likwidować ubóstwo na Ziemi, wydajemy absurdalnie wielkie pieniądze na nasze odstraszające kły. Dla władzy, pieniędzy i realizacji naszych idei, obojętnie jak irracjonalnych czy szkodliwych, a obłażą nas one jak robaki padlinę, gotowi jesteśmy na każdą niegodziwość i każdy absurd, co doskonale pokazują decyzje unijnych biurokratów. Mentalnie nadal jesteśmy troglodytami. Nie ma końca historii i wątpię, by kiedyś doszła do kresu, chyba że razem z ludzkością.

Tutaj przeczytacie o przemianach we współczesnym świecie w historycznym i socjologicznym ujęciu. Czym w istocie jest nacjonalizm? Co się naprawdę dzieje w Europie, USA i nie tylko tam? Co odróżnia i w czym są podobne demokracja, nacjonalizm, globalizm i rasizm?

Aby władze miały nad obywatelami jeszcze więcej władzy, wprowadza się CBDC, cyfrowy pieniądz banku centralnego. Tutaj o nim.

tutaj jeden z bardzo wielu dostępnych w internecie komentarzy.

W strefie euro ma być wprowadzany jeszcze w tym roku, u nas po trochu i z opóźnieniem, ale też będzie. Ten system skutkuje absolutnym, totalnym nadzorem państwa nad nami. W skrócie: nie ma żadnej gotówki, wszyscy mają konta w jednym centralnym banku, który na bieżąco nadzoruje wszystkie transakcje. W takim systemie nie ma żadnej prywatności, żadnej tajemnicy. Władze będą wiedziały co, gdzie, kiedy, ile i za ile kupiłeś, gdzie jesteś, a pośrednio i co robisz. Jeśli naprawisz sąsiadowi kran, a ten zapłaci ci 50 zł, „oni” wiedząc o tym przelewie zapytają się, za co te pieniądze, i trzeba będzie uiścić podatek. Dobrze, że małolat nie kupi alkoholu bo bank odrzuci transakcję, ale i to samo zrobi z każdą transakcją nieakceptowaną przez władze z jakiegokolwiek powodu, niekoniecznie zgodnego z prawem, tym bardziej sprawiedliwością. Chcesz odłożyć na starość? Nie, masz wydać pieniądze w ciągu miesiąca, bo stracą ważność albo zapłacisz dodatkowy podatek. Strajkowałeś? Masz na miesiąc zablokowane konto. Nie masz jak kupić chleba z tego powodu? Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej! Władza będzie wiedziała wszystko i wszystko będzie mogła zrobić – i zrobi, ponieważ ów najlepszy ustrój coraz bardziej przypomina swoje przeciwieństwo. Przykład zmian ustroju z naszego kraju, to ściganie i karanie „mowy nienawiści” z urzędu, o ile przejdzie do końca ścieżkę legislacyjną. Spróbuj teraz, człowieczku, pisnąć coś, co się nam nie spodoba!

O sposobie pozbawienia nas dziesiątków miliardów złotych: tutaj.

Zwiastun  filmu a propos: „Odnawialne źródła pieniędzy”.

Tutaj o niemieckiej morskiej elektrowni wiatrowej rozbieranej po 15 latach dopłacania do jej działania. 

A my w tym czasie zaczynamy budować taką elektrownię za absurdalnie wielką kwotę 30 miliardów złotych!

Jeszcze raz: Niemcy demontują wiatraki, my stawiamy, czyli o wydawania naszych pieniędzy na dopłaty dla właścicieli wiatraków.

Tutaj poznacie koszt tak zwanej „transformacji energetycznej”, czyli przepisu na rozbicie ściany głową.

O aktualnym stanie i możliwej przyszłości Polski: tutaj.

Czy wiecie, że mamy w Polsce Ministerstwo Klimatu i Środowiska? Działania na rzecz ochrony środowiska bezsprzecznie są konieczne i być może wymagają koordynacji na poziomie ministerstwa, ale klimat?? Równie dobrze mogłoby istnieć Ministerstwo Ruchów Tektonicznych, Ministerstwo Prądów Morskich albo Ministerstwo Wiatru. O, to ostatnie bardzo by się przydało aby wiatraki mogły się kręcić! W rozmowach z ludźmi kilka już razy zdarzyło mi się słyszeć taki argument na rzecz obrony przed zmianami klimatu: w zimie na osiedlu było dużo dymu bo ludzie palili węglem albo oponami. To klasyczny przykład mylenia pojęć. Likwidując kopcące piece chronimy środowisko, nie klimat, na który po prostu nie mamy wpływu. Te wszystkie monstrualne kary płacimy nie za emisję pyłów czy związków siarki, a dwutlenku węgla. Warto przy tej okazji zauważyć fakt oczywisty: my sami też emitujemy CO2, więc może będzie podatek za oddychanie. Absurdalne? Niemożliwe? Kiedyś to samo mówiono o płaceniu kar za emisję CO2 przez ciepłownie czy elektrownie, a teraz niektóre firmy dostarczające ciepło i prąd do naszych domów stoją na krawędzi bankructwa z tego właśnie powodu.

* * *

 Tutajtutaj jest o historii Polski, ściślej o pańszczyźnie, czyli o wiekach niewolnictwa w Polsce, ale też o skutkach sięgających naszych czasów. Dlaczego tak wiele jest w nas skłonności do bumelanctwa, do drobnych kradzieży w pracy? Dlaczego władze, pojmowane zarówno jako urząd, instytucje, jak i urzędnicy, traktowane są podejrzliwie a nawet wrogo? Dlaczego częściej spodziewamy się po nich decyzji dla nas szkodliwych niż dobrych? Dlaczego piszemy o takich przeciwstawieniach, którego sam właśnie użyłem: my – oni? Innym zagadnieniem, bardzo ważnym, jest pytanie o to, dlaczego taki podział jest nadal słuszny...

środa, 5 marca 2025

W pobliżu Zwierzyńca

 020325


 Taki był ranek, a niewiele się różnił od południa. Początkowo był lekki mróz, później tylko nieco cieplej, zimny wiatr wciskał się pod kołnierz, powietrze było mgliste i szare, ani śladu słońca. Czarno-biało i buro, owszem, ale spróbujcie zobaczyć te pagóry, drogi i drzewa zielone, w słońcu. Mnie się parę razy udało, a te wyobrażone widoki były tak ładne, że wrócę tam sprawdzić swoją wyobraźnię. Taka aura, nieprzychylna przecież człowiekowi i – delikatnie mówiąc – mało powabna, budzi we mnie przeciwstawne wrażenia. Te negatywne, ze śladami dystansu a nawet niechęci, są oczywiste, ale przecież nie rezygnuję z wędrówki ani jej nie skracam. Idę znajdując pewien trudny do jednoznacznego uzasadnienia urok pod tą zimową szarością. Może po prostu dzięki niej budzą się miłe myśli o powrocie do ciepłego domu, o kominku z polanami płonącymi chybotliwym ogniem, o istnieniu gdzieś tam, niechby i daleko, ale czekającego na mnie bezpiecznego i mojego miejsca. Słuchając siebie wydaje mi się, że jest jeszcze coś, co skłania mnie do wędrówki w taki dzień. Plącze mi się po głowie myśl o konieczności wykorzystania danego mi czasu, którego mam przecież coraz mniej. Nie mogę go stracić na głupstwa, a w miarę upływu dni i lat coraz więcej zajęć tak właśnie oceniam. Zostaje niewiele, a wśród akceptowanych zajęć jest właśnie takie jak dzisiejsze sam na sam z przyrodą i drogą pod gołym niebem, niechby i szarym. Jest i zwykła satysfakcja: byłem, szedłem, patrzyłem. Nie przesiedziałem dnia przy laptopie czy książce, nie poganiałem czasu, a próbowałem wziąć z niego ile potrafiłem.

 Spójrzcie na to zdjęcie. Szary wśród szarości badyl, prawda? A przecież to jest cykoria podróżnik, ta sama, która nieodmiennie i od lat czaruje mnie pięknem swojego kwitnienia. Czy z nią nie jest tak jak z nami? Kiedyś pełnymi urody młodości, a dzisiaj... Czuję, aczkolwiek nie w pełni rozumiem, że skoro tamten letni świat tak wiele ma dla mnie uroku, tak bardzo jest oczekiwany, nie mogę odrzucić jego zimowego oblicza. Wszak przyjdzie czas cudownej przemiany i odrodzona – a więc ta sama! – Natura znowu będzie mnie czarowała.


Kilka dni wcześniej, jadąc szosą między Zwierzyńcem a Szczebrzeszynem, widziałem pasmo nieznanych mi a malowniczych wzgórz, dzisiaj je poznałem. Południowa część trasy jest szczególnie urozmaicona, ale na północnej, bardziej płaskiej, kusi przestrzeń i wołają drogi biegnące długimi wstęgami po odległy tam horyzont. Widząc na jego linii kępę drzew odległych o parę kilometrów, uczyniłem je punktem granicznym szlaku: dojdę do nich i zawrócę. 
Na zdjęciu widać je w głębi, na tle nieba.

 Nie zliczę, ile razy kijami zgarniałem błoto z butów. Oczywiście nie dla estetyki, a zmniejszenia ich ciężaru. Przy okazji napiszę o jasnej plamie widocznej na prawym. Otóż te buty uciskały nasady palców od góry, a że są w dobrym stanie, trzeba mi było jakoś je usprawnić. Zszyłem dwie cienkie i miękkie skórki wkładając między nie cienką gąbkę, a następnie tak zrobione „poduszeczki” przyszyłem do języków. Chronią palce przed urażaniem ich zginającą się grubą skórą cholewki. Owa plama to kawałek skórki naklejony na wierzch języka dla uszczelnienia szwu. Wydałem grosze, chociaż czasu poświęciłem sporo, ale w rezultacie mam wygodne buty na całe lata wędrówek. Szczerze mówiąc mam takich butów kilka par, ale przecież słusznie się mówi, że od przybytku głowa nie boli. Stopy też nie bolą.

 


Cały dzień towarzyszyła mi linia energetyczna. Nawet jeśli skręciwszy gdzieś traciłem ją z oczu, niewiele dalej nagle pojawiała się – albo w pobliżu, albo wprost nad głową. Jest jedną z większych linii, o napięciu 110 tysięcy voltów. Ile to jest? W domu mamy 230 voltów. Nie wchodząc w szczegóły techniczne napiszę, że tymi trzema przewodami można przesłać energię do dziesiątek tysięcy mieszkań. Starym zwyczajem oglądałem szczegóły wykonania słupów, wszak wiele lat zajmowałem się w pracy także konstrukcjami stalowymi. Trochę mi brakuje takich zajęć, a ściślej zmierzenia się z problemem i jego rozwiązania.

Obrazki ze szlaku

Bazie, czyli przedwiośnie.
Las sosnowy. Odruchowo przeszukałem wzrokiem ściółkę, ale grzybów nie było :-(

 




Jak zawsze ładne i kuszące samotne drzewa.



Moje drogi.

Trasa: z wioski Żurawnica na środkowym Roztoczu poszedłem około 3 km na południe, a stamtąd drogami i polami na północ, pod wieś Brody Duże. Powrót innymi drogami. Cała trasa zmieściła się między Zwierzyńcem a Szczebrzeszynem.

Statystyka: przedreptałem 22 kilometry, na szlaku będąc 10 godzin.

 

















sobota, 22 lutego 2025

Różności

 

220225

O bocianach i faraonie

 Ten film wart jest obejrzenia, także z powodu budzonej tęsknoty.

Piękne i oryginalne zdjęcie, nieprawdaż? Nie mogłem się powstrzymać przed jego publikacją. Nie napiszę, co przedstawia, ale podsunę dwie podpowiedzi: pajęczyna z kropelkami rosy, albo – co oczywistsze – perłowa kolia odkryta w grobowcu Hatszepsut.


Klimat

Cytat ze strony Stop Wiatrakom.

>>Coraz bardziej skłaniamy się do tezy, że gdyby ktoś chciał dokonać sabotażu gospodarki państwa na masową skalę i rzucić na kolana politycznego przeciwnika bez używania siły militarnej, to wymyśliłby tzw. „odnawialne” źródła energii i rozpętał opartą o naturalny ludzki strach przed gwałtownymi zjawiskami pogodowymi kampanię medialną pt. „zagrożenie klimatem”. Jest to przykład strategicznej gry pt. „koń trojański” lub jak kto woli używając chińskiej myśli strategicznej „wybawiania tygrysa z gór na bagna”. <<

>>Prawdziwy kryzys to zagrożenie korupcją i nieczystymi interesami prowadzonymi z wykorzystaniem stanowisk publicznych przez unijnych urzędników w typowo bizantyńskim stylu. Im bardziej „ambitne” programy unijne, tym większe ryzyko, że zostały one przygotowane pod konkretne koncerny i produkty. Dlatego warto zadawać sobie proste pytanie, kto stoi za konkretnymi przepisami i rozwiązaniami narzucanymi nam przez Unię Europejską. Kto za to zapłacił i kto mógł zaliczyć prowizję? <<

>>Właśnie rozpoczęła się wycinka 120 tysięcy drzew - pod farmę wiatrową - w słynnym lesie Reinhardswald w Hesji, jednym z największych obszarów leśnych w Niemczech. Farma wiatrowa ma składać się z 18 elektrowni o wysokości aż 241 m. To, że po latach sprzeciwów ze strony lokalnych mieszkańców i organizacji przyrodniczych takie działania podjęto ma potężne znaczenie symboliczne. Pokazuje bowiem triumf idei „zielonej industrializacji", czyli lania betonu i układania stali w miejscach cennych przyrodniczo nad tradycyjnie rozumianą ochroną przyrody polegającą na unikaniu tego rodzaju działalności. Co więcej, zamach na integralność Reinhardswaldu reprezentuje odrzucenie jednego z ważnych mitów kultury niemieckiej i romantycznego kultu dzikiej przyrody. „Bajkowy” krajobraz wiekowego starodrzewu Reinhardswald dostarczył już ponad 200 lat temu inspiracji braciom Jakubowi i Wilhelmowi Grimm, gdzie umieścili akcję swoich opowieści. Farma „ubogaci" krajobraz wokół słynnego zamku Sababurg, zwanego także "zamkiem Śpiącej Królewny". <<

>>W Litworowym Kotle w Tatrach odnotowano temperaturę -41,1°C – najniższą w historii pomiarów w Polsce. Dotąd rekord z 1929 r. wynosił -40,6°C.<<

Hmm, czyżby Unia już uratowała świat przed spłonięciem?

 „Ziemia zapewnia wystarczająco dużo, aby zaspokoić potrzeby każdego człowieka, ale nie chciwość każdego człowieka.” – Mahatma Gandhi

Moralność

Z moich ostatnich lektur: cytat z opowiadania „Rozprawa” Stanisława Lema.

>>Jak przejawia się w praktyce tak zwana miłość bliźniego? Ulituje się pan nad ofiarą wypadku i jej pomoże. Ale jeśli stanie pan wobec dziesięciu tysięcy ofiar naraz, nie ogarnie pan wszystkich litością. Współczucie jest mało pojemne i mało rozciągliwe. Dobre, dopóki w grę wchodzą jednostki – bezradne, kiedy pojawia się masa. A właśnie rozwój technologii rozsadza wam moralność coraz skuteczniej. Aura odpowiedzialności etycznej obejmuje ledwo pierwsze człony łańcucha przyczyn i skutków – człony bardzo nieliczne. Ten, kto uruchamia proces, nie czuje się wcale odpowiedzialny za jego dalekie konsekwencje.<<

Parę zdań ode mnie.

Nasza moralność i zdolność współczucia ukształtowały się w zamierzchłych czasach, gdy żyliśmy w małych grupach społecznych i dotyczyły wyłącznie ich członków. Wtedy nie można było zabić naciśnięciem guzika tysięcy osób odległych o tysiące kilometrów. Osoba wydająca polecenie naciśnięcia guzika raczej nie ogarnie litością zabitych.

Kiedyś nie można było wydać milionów dolarów na obraz, czy jakiś drobiazg będący kiedyś własnością osoby znanej, gdy jednocześnie umierają tysiące dzieci, które można by uratować za te pieniądze, a przecież zarówno tamten polityk od guzika, jak i ten bogacz od podkoszulka (kupionego za skrzynię dolarów, co jest faktem), mogą się uznawać za osoby moralne – i to ich poczucie będzie w zgodzie z naszymi standardami moralności.

Rozwój technologii rozsadza nam moralność, napisał 60 lat temu Lem. Od siebie dodam, że wespół z zamożnością oraz ze zbyt długo trwającym poczuciem bezpieczeństwa, do których psychicznie nie jesteśmy przygotowani.

Tadeusz Kotarbiński: "W obliczu ogromu zła na świecie, byłoby bluźnierstwem posądzić Boga o istnienie."

Kulfony językowe

Cytat, nie zapisałem skąd: „Aplikujący winien zaaplikować Program (…)” W naszym języku już nie ma wyrażenia „złożyć podanie o pracę”, nie ma żadnego podobnego, teraz aplikujący aplikuje, a żeby to zrobić winien zaaplikować sobie Program – koniecznie wielką literą, bo to nie jest jakiś tam zwykły program, a umożliwiający aplikowanie, czyli ważny Program.

Przyczyną było to, że kierowca usnął w czasie jazdy.

A tak nie lepiej?: Przyczyną było uśnięcie kierowcy w czasie jazdy.

>>Żałosne jest to, że uczciwi ludzie muszą godzić się na niższy oczekiwany zysk, aby czynić dobro, a jeszcze bardziej żałosne jest to, że muszą zaakceptować to, że grzeszni otrzymują wyższy zysk.<<

Że to, że tamto, że owo. Brrr! Można inaczej:

Żałosny jest przymus godzenia się na niższy oczekiwany zysk uczciwych ludzi chcących czynić dobro, a jeszcze bardziej żałosna jest konieczność akceptacji wyższego zysku osób grzesznych.

>>Dziękujemy, że jesteś z nami.<< Nie, nie! Zgrabniej jest tak: Dziękujemy za bycie z nami.

>>W kontekście powyższej kwestii autor pyta...<< Może być nie wiadomo jaki kulfon, ale „w kontekście” musi być. Wtedy jest poprawnie i nowocześnie.

Unia Europejska

Wykłady o historii, przemianach i teraźniejszości instytucji europejskich. Wielka polityka, socjologa, psychologia, filozofia i nauka. Bez nachalności, bez dążenia do sensacji, bez spłycania rzeczywistości. Takie są publikacje na kanale „Wolność w Remoncie”. Tutajtutaj dwie propozycje. Poświęcenie godziny czasu znacznie rozszerzy horyzont i pogłębi widzenie.

Boli ta wiedza? Mnie też bolała. Niżej wklejam swój komentarz.

"Chciałoby się krzyczeć do rządzących o zmiany, o opamiętanie się, w ostateczności krzyczeć dla wyrażenia swojego sprzeciwu a nawet rozpaczy, i… i nic.

Nic nie możemy zrobić poza patrzeniem na postępującą ruinację gospodarki i pogłębiający się idiotyzm (a może wyrachowanie) elit.

Właściwie powinienem i Pana przekląć za odzieranie mnie ze złudzeń, za pokazywanie bezdennej i beznadziejnej głupy ludzi i czarno się rysującej przyszłości, ale nie zrobię tego. Podziękuję za otwieranie mi oczu, bo jednak lepiej widzieć, niechby nasz bieg na ścianę, niż być ślepym.

Dziękuję!"

Państwa upadają „kiedy kolejne pokolenia porzucają fundamenty, na których postawiono ich kościoły”.

Nie wiem, kto jest autorem tych słów.




niedziela, 8 grudnia 2024

Różności

 041224

Moja praca

Rok temu po raz ostatni wróciłem do pracy na pięć zimowych miesięcy. W bazie firmy zajmowałem się przeróbką konstrukcji barakowozu (który wiele lat temu robiłem) mającą na celu przystosowanie go do użytkowania w zimie. Nie wiedziałem wtedy, że wkrótce sam w nim zamieszkam. Pokoje zostały powiększone, ale nadal są klitkami, pojawiła się też łazienka. Jest parę kroków od mojego pokoju, ale żeby do niej wejść, konieczne jest wyjście na dwór, czyli trzeba zakładać buty, czapkę i kurtkę.

Drugim zadaniem było wykonanie kilku kiosków kasowych. Lubiłem zlecenia zaczynające się od projektowania – jak to właśnie. Ściany są z gotowych płyt, a podstawę i inne elementy konstrukcyjne zaprojektowałem z profili wykonanych na zamówienie z blach nierdzewnych. Miałem trochę gimnastyki umysłowej z wykonaniem fasady. Jest z cienkiej lustrzanej blachy nierdzewnej, której nie dało się spawać, a jedynie kleić. Wklejane są też całe ściany, oczywiście okna i drzwi. Na pierwszym zdjęciu widać pasy dociskające okna do ściany na czas twardnienia kleju.

Po raz trzeci jestem na świątecznym jarmarku w Białymstoku, obsługuję karuzelę. Praca fizycznie jest lekka, ale nudna swoją powtarzalnością. Przypomina pracę na taśmie montażowej w fabryce: setki razy dziennie powtarzane te same ruchu, tutaj dodatkowo i słowa. Zajmuje 70 godzin tygodniowo, więc czasu wolnego mam niewiele, ale zarobione pieniądze wystarczą mi na kilka dziesięciodniowych wyjazdów w Sudety.

Obrazki z pracy




 Wykonanie nowych kiosków kasowych, czyli ostatnia moja praca. Miejsce i czas: zima i przedwiośnie 24 roku, hala warsztatowa w bazie firmy.

 Moje "biuro" projektowe :-)

Niżej zdjęcia z grudnia 2024:

 Ostatnie prace przy montażu karuzeli na rynku w Białymstoku.

 Pierwsi klienci przed „moją” kasą.

 Zaplecze. Widać między innymi barakowóz, nasze aktualne mieszkanie.

 Wspomnienie lata: Helena w Bieszczadach.

 Wspomnienie lata: Olek i Franek, moi wnukowie.

Czy ja dobrze napisałem? Niżej cytat z Gazety Wrocławskiej:

>>Na uroczystość przyjechali wnukowie - napisano w pewnym prasowym doniesieniu agencyjnym. „Czy nie należało się posłużyć formą wnuki?” - pyta Pani T. T.. Jeśli wiadomość ta dotyczyła tylko chłopców, była pod względem gramatycznym poprawna. Postać „wnuki” odnosimy do chłopców i dziewcząt. W czwartym przypadku stworzymy zatem warianty: widzę wnuków (chłopców) albo widzę wnuki (chłopców i dziewczęta). Od (tego) wnuczka należy urobić pluralną formę wnuczkowie, a od żeńskiego brzmienia (ta) wnuczka - (te) wnuczki. Takie są ustalenia słownikowe.<< Prof. Jan Miodek.

 Mały miłorząb zasadzony przez zięcia. Już jest ładny, a będzie ładniejszy.

* * *

Prąd w naszych domach

O stanie naszej energetyki, czyli jak będzie u nas z prądem – wywiad z profesorem inżynierem.

Patrzę na poczynania rządu, a szczególnie tej pożal się Boże minister nieodróżniającej źródła energii od magazynu energii, ale mającej władzę decydowania o naszej energetyce; widzę (sam, bez wspomagania się wiedzą innych, bo mojej wystarczy), jak to wszystko jest absurdalne, jak marnotrawimy miliardy na poronione pomysły, jak niszczony jest nasz dorobek i nasza przyszłość, ale nic nie mogę zrobić. Nic poza napisaniem tego tekstu, ale przecież wiem, że skutek będzie zerowy. Piszę jednak, bo tyle mogę.

Obecnie nasz kraj zużywa blisko 170 TWh (terawatogodzin) energii rocznie, a na 2040 prognozuje się zużycie na poziomie 300 TWh. Tak duży wzrost wynika głównie z przybywania samochodów elektrycznych i pomp ciepła do ogrzewania domów.

Ile to jest?

1 TWh = 1000 GWh = 1000 000 MWh = 1000 000 000 kWh, czyli terawatogodzina to miliard kilowatogodzin. Jeśli policzyć jedną kilowatogodzinę po złotówce, a mniej więcej tyle płacimy, wtedy 1 TWh będzie energią wartą jeden miliard złotych.

W Warszawie budowanych jest 10 magazynów energii po 200 kWh za kupę milionów (trudno się rozeznać ile konkretnie); twierdzi się, że ustabilizują sieć. Ile to jest 200 kWh? Stosując wyżej użyty złotówkowy przelicznik, wyjdzie nam, że jeden taki magazyn zgromadzi energię za 200 złotych. Wystarczy do pełnego naładowania trzech samochodów elektrycznych albo do zasilania jednego czajnika przez 100 godzin. Jeden taki magazyn wystarczy na jeden nieduży blok mieszkalny na jedną dobę bezwietrznej aury, gdy wiatraki nie dają prądu, a 10 takich magazynów na małe osiedle; w skali wielkiego miasta mają prawie zerowe znaczenie. Czy inżynierowie nie wiedzą o tym? Wiedzą, ale nie oni decydują, a politycy (nie tylko polscy), którzy ustalają, jak ma być zbudowany ogromny, wielce skomplikowany system energetyczny kraju, bo oni WIEDZĄ, a jeśli nawet nie, to mają WIZJĘ.

Skoro obecnie zużywamy 170 TWh energii rocznie, to znaczy, że 1 TWh zużywamy w ciągu dwóch dni i paru godzin. W listopadzie przez tydzień czy nawet 10 dni nie było słońca i nie wiał wiatr, prąd kupowaliśmy za granicą. Żeby zgromadzić energię 1 TWh, trzeba 5 milionów takich (czyli po 200 kWh) magazynów. W innym miejscu czytałem o budowie za 1,2 miliarda złotych „wielkiego” magazynu gromadzącego 900 MWh. Stosując nasz złotówkowy przelicznik, wartość zgromadzonej w nim energii wyniesie 900 tysięcy złotych. Sporo, owszem, ale tylko na naszą prywatną kieszeń. Aby zgromadzić 1 TWh, czyli energię potrzebną całemu krajowi na nieco ponad dwie doby, trzeba takich magazynów postawić tysiąc sto, co kosztowałoby nas sporo ponad bilion złotych, czyli milion milionów.

Z powodu ekonomicznej nieopłacalności, wszystkie tego rodzaju inwestycje są dofinansowywane przez państwo, a mimo tych dotacji skarb państwa dopłaca też do rachunków za zużywaną w domach energię.

Czy wiecie już, dlaczego w tym roku nasze państwo zadłuży się o dodatkowe 300, a w przyszłym o 400 miliardów złotych? Płacimy (my, bo przecież nie rząd) na czysto około 4,5% odsetek od rocznych obligacji. To znaczy, że od stu miliardów płacimy 4,5 miliarda złotych odsetek rocznie, a nasz dług jest już dwadzieścia razy większy i lawinowo rośnie.

Pędzimy na ścianę wyłączając bez analizowania skutków stabilne elektrownie węglowe i budując rozwalające system energetyczny OZE, do których ustawicznie dopłacamy. Co robić? Wyjścia są dwa: kupić sporo świeczek lub wziąć bat i pogonić tę całą bandę ignorantów i zaślepionych ideologów. Tego oczywiście nie zrobimy, bo jedni z nas nie mają nadziei, drudzy wiedzy, a trzeci ciągle im ufają, więc damy zarobić producentom najtańszej pasztetowej.

* * *

Oblicze Unii

Kanał Wolność w Remoncie na YT. Jaka jest Unia i w jakim kierunku zmierza.

Relacja wstrząsająca swoją wymową i precyzją wnioskowania. Oto świat, w którym żyjemy, oto obecne oblicze Zachodu, do którego tak bardzo i tak długo chcieliśmy dołączyć. Oto finał naszych marzeń o wolności i zamożności.

* * *

Mądre słowa

>>W konserwatywnej wizji sprawiedliwego społeczeństwa wolne jednostki realizują swoje różnorodne talenty i interesy przy minimalnej ingerencji państwa.<< Michael Oakeshott

>>W relacjach międzyludzkich unikanie ryzyka oznacza unikanie odpowiedzialności, odmowę bycia ocenianym w oczach innych, odmowę stanięcia twarzą w twarz z drugą osobą, poddania się jej w jakimkolwiek stopniu, a tym samym narażenia na ryzyko odrzucenia. Bez niej nigdy nie zdobędziemy ani zdolności do miłości, ani cnoty sprawiedliwości.<< Roger Scruton. Cytowane w związku z woke.

>>Sztuka jest poszukiwaniem piękna.<< Nie wiem kto jest autorem, a usłyszałem te słowa od prof. Witolda Modzelewskiego.

* * *

Nie tylko szaleństwo

Sprzedano koszulkę sławnego bejsbolisty amerykańskiego za 24 mln dolarów.

Dla kontrastu: przeczytaj.

* * *

Wojna

Loszę poznałem niemal pięć lat temu. Po przyjeździe z Ukrainy został przydzielony do mojej ekipy w Krakowie. Nic nie wiedział, nic nie umiał, ale po kilku miesiącach znał obsługę nie gorzej ode mnie. Mogłem mu zaufać. Dobrze mi się z tym chłopakiem pracowało.

Tutaj, w Białymstoku, też pracuję z Ukraińcami. Jednego z nich znam od lat, więc po przyjeździe wypytywałem o wspólnych znajomych.

– A co się dzieje z Loszą?

– Nie ma już Loszy. Zginął na wojnie.

 

 

środa, 24 lipca 2024

Panele i wiatraki a ceny prądu

 140724

W polskim krajobrazie szybko przybywa elektrowni wiatrowych i słonecznych. Rząd i lokalne samorządy chwalą się nimi jako symbolami nowoczesności i walki ze zmianami klimatu. Faktycznie, skala dokonywanych inwestycji w naszej energetyce wspomagana strumieniem rządowych dopłat jest wielka, ale czy jest się czym chwalić? We mnie coraz częściej budzą się obawy związane z nieracjonalnością, nieskutecznością, a nawet szkodliwością tych poczynań. Czytam, liczę, porównuję i w rezultacie nie wiem, jak nazwać te bezsensowne z technicznego, ekonomicznego i ekologicznego punktu widzenia działania. Co myśleć o władzach forsujących takie przepisy, skoro po niedługim zastanowieniu przeciętny technik jest w stanie ułożyć racjonalniejszy plan działania i znaleźć kilka dużo tańszych i skuteczniejszych sposobów na złagodzenie naszej presji na klimat? Czy mamy do czynienia z aż takimi dyletantami, czy może...

Nie znam się zbytnio na polityce, unikam tłumaczenia rzeczywistości spiskami, chcę tylko napisać o stronie technicznej, bo po prostu coś o niej wiem. Potrafię zebrać dane, zinterpretować je, przeliczyć i wyciągnąć wnioski. Sam, bez opierania się na wnioskach innych, aczkolwiek, muszę to zaznaczyć, nie tak dogłębnie i całościowo, jak mogą to zrobić praktycy inżynierowie. Tyle jednak wystarczy, wszak nie mierzę się tutaj z zamiarem napisania wyczerpującej analizy.

Energii elektrycznej, popularnego „prądu” (i dla uproszczenia tak dalej nazywanej), nie da się magazynować, ponieważ prąd jest w istocie zorganizowanym ruchem elektronów; taką definicję zapamiętałem jeszcze w szkole. Ruch nie może być stanem spoczynku, zmagazynowaniem. W praktyce ta cecha oznacza konieczność jednoczesnego wytwarzania prądu i jego zużywania, przy czym różnice między popytem a podażą nie mogą być znaczące. Skutek nadmiaru prądu można porównać do jazdy samochodem na niskim biegu z góry tak stromej, że silnik nie jest w stanie hamować i w rezultacie kręci się coraz szybciej. Po przekroczeniu pewnej granicy po prostu się uszkodzi albo wprost rozleci. Zbyt duży pobór prądu w stosunku do jego produkcji jest jak jazda samochodem na wysokim biegu pod zbyt stromą górę. Silnik nie będzie miał dość mocy by napędzić pojazd i kręcił się będzie coraz wolniej aż w końcu… staniemy. Zapadnie ciemność.

Tradycyjne elektrownie są w stanie wytwarzać prąd równomiernie przez całą dobę, mają jednak kłopoty z szybką zmianą wielkości tej produkcji, a zapotrzebowanie na prąd nie jest jednakowe; są rytmy dobowe, tygodniowe i roczne. Wiadomo, że w niedzielne ciepłe południe będzie dużo mniejsze niż w zimowy poniedziałek. Rocznym wahaniom łatwiej zaradzić, z dobowymi trudniej, ale pewnym ułatwieniem jest ich przewidywalność, powtarzalność. Nauczono się radzić z problemem, między innymi przy pomocy specjalnych elektrowni wodnych zwanych szczytowo-pompowymi.

Zdjęcie z tej strony

Oto elektrownia szczytowo-pompowa. Ogromna konstrukcja betonowo-ziemna, mnóstwo zajętego terenu, poważne zmiany otoczenia, ujemny bilans energii (więcej jej zużywa niż produkuje), a to wszystko dla zrównoważenia popytu i podaży energii. Ta elektrownia jest w istocie wielkim magazynem energii.

Tutaj jest ciekawy artykuł o takich elektrowniach.

* * *

Nim przejdę do dalszej części, przypomnę znaczenie symboli.

W symbolach jednostek ważna jest wielkość liter. "M" to mega, czyli milion, "m" to mili, czyli jedna tysięczna. "k" to kilo, czyli tysiąc, "K" to stopień Kelvina albo potas, taki pierwiastek.

kWh – kilowatogodzina, podstawowa jednostka energii, do tej pory kosztująca złotówkę. Ledowa żarówka zużyje 1kWh w około 100 godzin, czajnik w pół godziny. Jednorodzinny dom zużyje od kilku do kilkunastu kilowatogodzin dziennie, a włożona do gniazdka ale nieużywana ładowarka do telefonu zużyje 1 kWh w około pół roku albo i w rok.

MWh – megawatogodzina, tysiąc kWh, dotychczasowa wartość to około tysiąc złotych.

GWh – gigawatogodzina -- milion kWh, wartość milion złotych

TWh – terawatogodzina – miliard kWh o wartości miliarda złotych

Wat to jednostka mocy, czyli jakby siły. Symbol: W

kW – kilowat = tysiąc watów.

MW – megawat, tysiąc kW.

GW – gigawat, milion kW. Większych jednostek mocy praktycznie się nie używa.

Żarówka ma moc rzędu 0,01 kW, czajnik 2 kW, silnik w hulajnodze elektrycznej ma ok. 0,4 kW, w samochodzie osobowym 50 – 100 kW, w wielkiej ciężarówce 300 – 500 kW. Dziesięć paneli fotowoltaicznych na dachu domu ma moc 4 kW, duże wiatraki lądowe 1 – 4 MW, czyli tysięcy kilowatów, duża tradycyjna elektrownia ma moc liczoną w setkach, a nawet tysiącach MW. Wszystkie elektrownie w Polsce mają moc ponad 50 GW czyli 50 milionów kW.

V – wolt, jednostka napięcia elektrycznego. Aby prąd płynął, musi być do tego zmuszany, a wymusza różnica potencjałów elektrycznych, czyli napięcie mierzone w woltach. Bateria ma kilka lub kilkanaście V, w sieci domowej jest 230 V, napowietrzne linie energetyczne mają napięcie od 20 do kilkuset tysięcy V. Piorun jest tak wielkim widowiskiem, ponieważ widzimy efekt wyrównania różnicy napięcia między chmurami a ziemią wynoszącej dziesiątki milionów woltów. Tak ogromna różnica potencjałów wymusza przepływ wielkiego prądu mimo braku połączenia, po prostu przez powietrze, które nie było już w stanie działać jako izolator. Tak przy okazji: ile energii mają pioruny? Energia jest iloczynem mocy i czasu. Moc piorunów jest różna, zawsze ogromna, wielokrotnie przekracza moc wszystkich polskich elektrowni, ale jednocześnie wyzwalana jest na bardzo krótko, tysięczne części sekundy, co radykalnie zmniejsza ilość energii. Może jednorodzinny dom dałoby się zasilić przez parę miesięcy, raczej parę tygodni. Piorun jest tak potężny, ponieważ wielka moc wyzwalana jest niemal natychmiast. Przy okazji: dlaczego drzewo trafione piorunem pęka? Bo jego pień w środku jest wilgotny. "Piorun" ma temperaturę do 30 tysięcy stopni, więc ta wilgoć natychmiast zamieniona w parę rozsadza drzewo. Powietrze podgrzane do tej kosmicznej temperatury świeci oślepiającym blaskiem, a że przez rozgrzanie gwałtownie się rozszerza, wytwarza potężną falę uderzającą w nasze uszy, słyszaną jako grzmot.

Moc znamionowa to największa moc jaką urządzenie może bezpiecznie osiągać w pracy ciągłej, czyli przez wiele godzin a nawet dni.

* * *

W ostatnich latach promuje się i dofinansowuje olbrzymimi sumami budowę instalacji fotowoltaicznych, czyli paneli słonecznych. Obecnie ich łączna moc przekroczyła już 17 GW, czyli istotny procent całej mocy generowanej w naszym kraju. Z panelami jest jednak problem (i nieco tylko mniejszy z wiatrakami), ponieważ ich produkcja prądu jest skrajnie nierównomierna w ciągu doby i roku. W grudniu jest czterokrotnie mniejsza niż w maju czy czerwcu, a w nocy nie mam jej wcale. Kiedy najbardziej jest potrzebna, kiedy jej pobór osiąga szczyty, a więc popołudniami i wieczorami przez cały rok i przez większość czasu zimowych dni, fotowoltaika jej nie zapewnia. Na początku zimy przed godziną 16 zapalane są lampy, telewizory i kuchenki, a w tym czasie spada do zera wytwarzanie prądu w panelach. Aby zrównoważyć popyt i podaż, uruchamia się elektrownie szczytowo-pompowe, ale ich łączne moce wynoszą 1,4 GW, ponad dziesięć razy mniej niż paneli. Dlatego prowadzi się działania nieracjonalne z technicznego i ekonomicznego punktu widzenia: w czasie dużej podaży prądu z OZE tłumi się elektrownie węglowe, zwalnia jak to tylko możliwe, ale nie wyłącza się całego systemu pieców i gromadzenia pary, aby móc szybko doprowadzić je do działania z pełną mocą. Pali się w piecach węglowych tylko dla utrzymania gotowości. Takie praktyki prowadzą do szybkiego zużywania się elektrowni, których niespecjalnie się remontuje, ani tym bardziej nie buduje nowych – z wiadomego powodu: wszak mamy zwiększać źródła OZE. To jak jazda samochodem na najwyższym biegu z szybkością 20 km/godz, jak niewyłączenie silnika tylko dlatego, że za kilka godzin mamy jechać.

Coś się robi, owszem. Na przykład budowana jest u nas spora elektrownia zasilana gazem. Tego rodzaju elektrownie można szybciej uruchomić niż węglowe, więc ta budowana będzie stabilizować system, ale i jej mało. Ma mieć moc około 0,8 GW, czyli drobny ułamek mocy OZE, a co ważne, to gaz kupowany za granicą i tłoczony specjalnie zbudowanym gazociągiem. Poza tym zgodnie z planami Unii jest to tymczasowy sposób, wszak docelowo mamy całkowicie zrezygnować z kopalin. Nie wiadomo w którym roku dostaniemy zakaz jej używania, bo o naszych ważnych sprawach już nie my decydujemy.

Wielu właścicieli paneli na dachach swoich domów oburza się znaczną różnicą między ceną sprzedaży prądu u nich wytworzonego, a ceną zakupu z sieci. Odpowiem tak: gdyby nie przymus prawny, firmy energetyczne nie chciałyby odbierać tego prądu, bo dla nich więcej z nim kłopotów niż pożytku, a dla wszystkich dodatkowe koszta. Jakie? Różnorakie. Na przykład takie: jeśli w systemie jest nadmiar prądu, dyspozytorzy odłączają elektrownie wiatrowe i słoneczne, a mogą to robić zdalnie. Zgodnie z umowami, w takiej sytuacji właścicielom należy się odszkodowanie w wysokości wartości prądu, który ich elektrownie mogły wytworzyć, a który nie był odebrany. Coraz częściej są wyłączane i w coraz większej ilości, ale nadal się je stawia, ponieważ największy zysk jest nie z wartości wyprodukowanego prądu, a z wszelakich dopłat. A wiecie, kto ostatecznie płaci za ten niewytworzony prąd? Skąd pochodzą pieniądze na dopłaty? Pytania retoryczne. Jeśli więc zobaczycie gdzieś nieruchome wiatraki mimo wiania wiatru, będzie wiedzieli, co się dzieje; kto na tym traci, kto zarabia.

O niewykorzystanej energii z OZE przeczytacie tutaj i tutaj.

Na tych stronach znalazłem informację o nieodebranych w ten sposób w Polsce w ciągu niecałych pięciu miesięcy tego roku 330 GWh (330 milionów kWh) energii. W innym miejscu dowiedziałem się, że w Niemczech w 2022 roku niewykorzystana energia z OZE osiągnęła łącznie 8 TWh, czyli 8 miliardów kilowatogodzin. To tyle, ile potrzebuje Warszawa przez rok (według szacunku inżyniera energetyka), a przyjmując cenę kilowatogodziny na poziomie 1 zł, uzyskamy kwotę ośmiu miliardów złotych, chociaż trzeba zaznaczyć, że w hurcie cena jest sporo niższa. Warty ponownego zaznaczenia jest fakt zapłacenia tych miliardów bez jakiegokolwiek ograniczenia emisji CO2. To wyłącznie odszkodowanie dla właścicieli paneli i wiatraków, bo przecież oni nie mogą mieć strat finansowych. My owszem, możemy płacić i tracić, wszak to wszystko dzieje się (jakoby) dla naszego dobra.

Podobnie, chociaż wyraźnie lepiej, jest z wiatrakami, wszak i w nocy mogą generować prąd, ale i one nie dają jego stabilnej ilości. Można na czas nadmiaru prądu uruchamiać energochłonne procesy technologiczne, jak chociażby uzyskanie wodoru z wody, ale przygotowanie takich zakładów też kosztuje i trwa, a parcie odgórne, polityczne, ogranicza się głównie do zwiększenia mocy OZE. Można liczyć na przesyłanie z miejsc gdzie wieje i jest nadmiar energii tam, gdzie jest deficyt, ale wymaga to wielkiej przebudowy systemu przesyłania energii. Każde z tych rozwiązań jest bardzo drogie, droższe od i tak bardzo drogich elektrowni tradycyjnych, zwłaszcza jeśli uwzględni się mniejszą efektywność energetyczną i krótszą żywotność paneli i wiatraków. Żywotność akumulatorów też jest znacznie krótsza niż tradycyjnych elektrowni. Inaczej mówiąc: nawet jeśli byłoby u nas więcej energii z OZE i odpowiednia zdolność jej magazynowania, energia będzie droga. Nawet gorzej: w miarę przybywania instalacji OZE będzie coraz droższa, chyba że nastąpi jakaś rewolucja technologiczna.



 Oto nowa linia energetyczna dużej mocy biegnąca przez wzgórza w Sudetach; zdjęcia są moje, wykonane w czerwcu 2024r. Pomagają wyobrazić sobie skalę prac: karczowanie zboczy, poprowadzenie drogi dojazdowej dla sprzętu, zwiezienie kilkudziesięciu ton stali i betonu, montaż i przeciąganie ciężkich lin (nad jezdnią zbudowano tymczasowe podpory), a to wszystko dla postawienia ledwie jednego słupa i niewielkiego odcinka linii! Aby odnowić stare linie przesyłowe i zbudować całą sieć nowych, umożliwiających przesyłanie energii z farm wiatrowych i słonecznych tam, gdzie energii brakuje, potrzebnych jest wiele tysięcy takich słupów. Zwłaszcza, że trzeba cały system rozbudować i wzmocnić aby dostarczyć prąd do kroci tysięcy planowanych ładowarek samochodów elektrycznych.

Najlepszym sposobem na tę matnię byłoby wybudowanie elektrowni atomowych, takich, o których tylko mówimy od 50 lat, a rozbudowę OZE, jeśli już muszą być, ściśle wiązać z budową magazynów energii, ale przecież czas nas goni bo „planeta płonie” i mamy tylko rok czy 10 (nie pamiętam aktualnych „prognoz”) na jej uratowanie. Wiadomo też, że najskuteczniej uratujemy płacąc podatek za CO2, stawiając panele i wiatraki oraz jeżdżąc elektrykami, ale nie chińskimi, bo te nie ratują planety.

Gdzie można (a mało jest takich miejsc), należy budować elektrownie szczytowo-pompowe, a wszędzie magazyny akumulatorowe. Jednak są kłopoty z dostępnością pierwiastków potrzebnych do produkcji akumulatorów, nie ma mocy produkcyjnych, a my nie mamy tyle pieniędzy, aby stawiać tysiące kontenerów wypełnionych akumulatorami. Można liczyć na nowe technologie, pracuje się nad nimi, ale to pieśń przyszłości. Wcześniej pisałem już o niedostatkach magazynów, i dla zobrazowania problemu posłużyłem się przykładem farmy wiatrowej na Roztoczu. Ma ona moc znamionową 36 MW, a budowany największy w Polsce akumulatorowy magazyn energii ma mieć pojemność 900 MWh, czyli przy optymalnym wietrze ta roztoczańska farma, jedna z setek w kraju, zapełni go w dobę, ponieważ energia to iloczyn mocy i czasu jej pobierania lub wytwarzania, a więc 36 MW razy 24 h = 865 MWh. Detaliczna wartość tej energii wynosi blisko milion złotych. Dużo, ale tylko dla prywatnego domu, w skali kraju to bardzo mało. Zaznaczę jeszcze, że powyższe wyliczenie jest prawidłowe przy skrajnie sprzyjających warunkach, zwykle wytworzonej energii jest kilka razy mniej, bo albo wieje za mocno, albo za słabo.

Dla właścicieli prywatnych domów najlepszym rozwiązaniem (ale nadal dużo droższym od dotychczasowego systemu zapewnienia prądu) jest posiadanie własnego magazynu energii. Jakiej pojemności? Średnioroczne zużycie energii elektrycznej dla jednorodzinnego domu waha się w zależności od jego powierzchni, sposobu ogrzewania i ilości mieszkańców od 1,5 do 5 tysięcy kWh rocznie. Przyjmę, że będzie to średnio 10 kWh dziennie, czyli (do tej pory) rachunek wynosiłby 300 zł miesięcznie, więc raczej bliżej górnych granic Próbując oszacować wielkość domowego magazynu energii uznałem, że skoro w uproszczeniu przez połowę doby panele nie dają prądu, więc połowę dobowego zapotrzebowania należy zmagazynować, ale to ilość absolutnie minimalna, wprost niewystarczająca, skoro drugi dzień, a nawet kilka następnych dni, mogą być chmurne, więc produkcja energii będzie sporo mniejsza, a poza tym w zimie panele dają mniejszy prąd i tylko kilka godzin dziennie. Aby uniezależnić się od takich wahań, pojemność powinna być przynajmniej dwu- a raczej czterokrotnie większa od dziennego zużycia, czyli 20 do 40 kWh. Dla porównania: pojemność akumulatorów dużych modeli samochodów elektrycznych sięga 100 kWh. Podawane koszty domowego magazynu 40 kWh wynoszą ok. 60 tys zł, a całość instalacji, z panelami, grubo przekracza sto tysięcy.

Na tej stronie podają ilości energii wytworzonej w różnych źródłach.

Instalacje fotowoltaiczne w Polsce wyprodukowały w minionym roku 11,3 TWh, czyli 11,3 miliona MWh energii, co daje średnią dzienną 31 GWh, a więc 31 tysięcy MWh. Oczywiście to uśrednienie, w lecie ten parametr będzie kilkukrotnie większy niż w zimie. Nie znalazłem informacji o kosztach budowy wielkich magazynów; na fachowych stronach nie podają ich cen, a proszą o kontakt. Na tej stronie piszą o cenie magazynu 200 kWh na poziomie kilkuset tysięcy zł. Weźmy do obliczeń 400 tysięcy złotych, wtedy magazyn o pojemności 1 MWh kosztowałby 2 miliony.

Jeśli chcielibyśmy zmagazynować energię ze słońca produkowaną w ciągu jednego dnia, koszt akumulatorowych magazynów wyniósłby 2 mln zł (cena za pojemność 1 MWh) razy 31 tysięcy (megawatogodzin wygenerowanej energii), czyli 60 miliardów złotych. Liczę tutaj jeden do jednego, a dobrze by było móc gromadzić prąd z parodniowej produkcji, jak to wyżej uzasadniłem. Porównam raz jeszcze: średnia dzienna produkcja to 31 000 MWh, a my się chwalimy „wielkim” magazynem mieszczącym 900 MWh!

Dla porównania dane elektrowni szczytowo-pompowej Żarnowiec: ta strona informuje o zgromadzonej energii (w postaci wody w górnym zbiorniku) wielkości 3,6 GWh czyli 3600 MWh. Jednorazowo, a elektrownię w ciągu doby można dwukrotnie przygotować i uruchomić. W stosunku do potrzeb to nadal niewiele, chociaż (dotychczasowa) wartość detaliczna tej energii to około 3,5 mln zł. Jednak taka elektrownia będzie pracować wiele dziesiątków lat, czego nie można powiedzieć o magazynach akumulatorowych: ich żywotność szacowana jest na 15 lat. Nawiasem mówiąc, w Sudetach oglądałem elektrownie wodne pracujące od stu lat.

Te wyliczenia dotyczą jedynie paneli, a uwzględniając wiatraki, dysproporcje i koszta znacznie wzrosną.

Reasumując: zmagazynować możemy tylko bardzo niewielką ilość energii ze słońca (i z wiatru). Resztę albo musimy zużyć na bieżąco, albo się zmarnuje. Ogromna ilość energii nierównomiernie produkowanej i niemagazynowanej jest przyczyną wielkich obciążeń całego systemu, skutkuje jego szybszym zużywaniem i radykalnym zwiększeniem kosztów prądu przy minimalnym zmniejszeniu emisji CO2.

Stan tak pracującego systemu energetycznego porównałbym do jazdy samochodem z wciśniętym gazem i regulacją szybkości wyłącznie przy pomocy hamulca.

Aby zrównoważyć popyt i podaż, przy obecnych technologiach musielibyśmy wydać setki miliardów złotych, których po prostu nie mamy. W mediach niewiele się o tym wszystkim mówi, bagatelizuje problem lub wprost ukrywa stan rzeczywisty, zachłystując się rosnącą mocą OZE. Wobec opisanych faktów należy dbać o istniejące elektrownie i bezzwłocznie budować atomowe, ale i z tym mamy kłopot, chyba nie tylko finansowy.

Będziemy więc mieli prawdziwy kłopot z zapaleniem światła wieczorem w domu, o ile nie urealnimy procesu transformacji systemu energetycznego. Jeśli nie odsuniemy działaczy i polityków od decydowania o kształcie energetyki, a racjonalnością i nauką nie zastąpimy biurokratycznego oszołomstwa i dążeń do dzielenia naszych pieniędzy (a tym samym zwiększenia władzy), będzie nam się żyło biedniej i trudniej. Nie trochę, a dużo biedniej z oczywistego powodu: znaczny wzrost cen prądu i paliw powoduje znaczny wzrost cen wszystkiego. Każdego produktu i każdej usługi.

* * *

O czystości energii słów kilka

Konstrukcja wiatraka jest stalowa lub betonowo-stalowa. Stal jest produktem końcowym długiego łańcucha technologicznego: kopalnie rud i węgla, koksownia, huta, walcowania. Jeśli beton, to kopalnie kruszyw, wielkie młyny oraz energożerne piece. Śmigła robione są ze szkła i żywic. Jeśli szkło, to znowu kopalnie i huty, a żywice i farby produkuje przemysł chemiczny bazujący na ropie naftowej nie jako źródło energii, a jako podstawowy surowiec. Tak więc bez wielu różnych kopalin w niemałych ilościach, w tym także tych nielubianych jak węgiel i ropa, nie postawi się wiatraka. Elektrownie słoneczne wymagają mniejszej ilości materiałów, ale i w nich jest szkło, plastik, metal, beton. Magazyny akumulatorowe to (obecnie, w przyszłości na pewno inaczej) baterie litowe, jak się wydobywa lit, możecie poczytać tutaj:

Wyprodukowanie, przewiezienie, zmontowanie i użytkowanie wiatraka kosztuje określoną, możliwą do obliczenia, ilość energii oraz emisji CO2. Tak samo jest z każdym innym źródłem prądu. Różnego rodzaju elektrownie mają określoną żywotność, a więc można policzyć, ile energii wyprodukują. Stosunek ilości energii włożonej przy budowie do uzyskanej w czasie całej eksploatacji, w przypadku elektrowni atomowej (i niewiele mniej w węglowej) jest wielokrotnie większy niż z wiatraków. Wielokrotnie!

Przy obecnej technice jest tylko jeden sposób na całkowicie czystą, i z naszego punktu widzenia odnawialną, energię: stanąć w nasłonecznionym miejscu i grzać się jak jaszczurka. Wszystkie inne czyste nie są, aczkolwiek jedne są bardziej zanieczyszczające, inne mniej. Nawet zagrzanie słońcem wody w misce czy balii nie jest już całkiem czyste, ponieważ używa się stali lub plastiku, produkowanych przy użyciu węgla i ropy, a więc z emisją nie tylko CO2.

* * *

Szukając konkretnych danych na fachowych stronach technicznych, znowu widziałem częste mylenie jednostek elektrycznych. Na przykład podaje się, że łączna moc przydomowych magazynów wynosi 100 MW. Moc nie jest właściwą jednostką dla określenia pojemności, czyli zdolności magazynowania energii, a daje jedynie przybliżone wyobrażenie, ponieważ mówi o maksymalnej wielkości pobieranego prądu, ale nic o czasie pobierania. W efekcie czasami nie wiadomo, czy autor ma na myśli moc, czy energię, tylko zapomniał o literce „h” na końcu symbolu.

Chcąc zobrazować różnicę, pokuszę się o przybliżone porównanie: mamy butelkę wypełnioną wodą i informację o wielkości największego możliwego do uzyskania strumienia wody lejącej się z niej. Jaka jest pojemność tej butelki? Nie możemy wiedzieć, ponieważ podany parametr mówi nam coś o średnicy szyjki, a nie o zapasie nagromadzonej wody.

Uwaga techniczna: wszystkie rodzaje akumulatorów nie gromadzą prądu, a używają go w procesie ładowania do zmian chemicznych swojej struktury, przy czym zmiany te są odwracalne, to znaczy ponownie zamieniane na prąd. Gromadzą więc energię, ale niebezpośrednio elektryczną. Podobnie jest z wodnymi elektrowniami szczytowo-pompowymi: energia elektryczna zasila turbiny pompujące wodę do górnego zbiornika po to, aby w razie potrzeby puścić ją w dół i napędzić te same turbiny, tym razem wytwarzające prąd. Ten sposób magazynowania energii jest u nas najistotniejszy, gromadzi jej najwięcej, ale nadal żałośnie mało i coraz mniej w miarę szybkiego przybywania mocy OZE.