Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieniądz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieniądz. Pokaż wszystkie posty

środa, 17 grudnia 2025

Pieniądze

 151225

Władza nie zmienia ludzi, ona ich obnaża.” Nie znam autora tych jakże trafnych słów.

Arystoteles: „Ceną ignorowania polityki jest rządzenie przez tych, którzy nie zasługują na władzę.”

>>Organizacja Narodów Zjednoczonych podaje, że 3,3 miliarda ludzi żyje w krajach, w których rządy wydają obecnie więcej na spłatę odsetek od długów niż na opiekę zdrowotną i edukację.<< Źródło: kanał World Affairs In Context na YT.

>>Gdyby ludzie wkładali w utrzymanie, oszczędzanie i zachowanie swoich pieniędzy tylko niewielką część wysiłku, który poświęcili ich zarabianiu, byliby w o wiele lepszej sytuacji.<<

Z kanału „Bullion Investors” na YT.

Siedzę przy biurku w pokoju taniego hotelu w Białymstoku. Przez okno widzę szarosiny, nieco zamglony ranek grudniowego dnia bez śladu słońca i bez nadziei na zobaczenie chociaż skrawka błękitu. Biurko z moimi drobiazgami i ciepły pokój wydaje się miłym schronieniem, jednak gdy później wyszedłem na dwór, rozejrzałem się i zobaczyłem dalsze drzewa i budynki coraz bardziej zasłaniane mgłą, poczułem tęsknotę za polami Roztocza. Jeszcze trzy tygodnie. Na początku stycznia pojadę zobaczyć drzewa i dal niknącą we mgle. To będzie moje katharsis po miesięcznej pracy.

Obok leży opasły tom Historii estetyki; o tej wysublimowanej dziedzinie łączącej naukę z twórczością będzie następny tekst, a teraz zajmę się funkcjonowaniem światowego systemu finansowego.

Cały świat jest bardzo zadłużony. Dług rządu USA wynosi blisko 39 tysięcy miliardów dolarów, całego świata sporo ponad 300 bilionów, a obecny rząd Polski zadłuża nas w tempie blisko miliarda złotych dziennie. Dziennie! Dlaczego tak jest? Skąd się bierze taka góra pieniędzy? Odpowiedzi są proste: pieniądze są po prostu tworzone według potrzeb polityków przez emitentów czyli przez banki centralne. Można tak robić, ponieważ są to pieniądze umowne czyli fiducjarne. Nie są poparte żadną konkretną wartością, jak na przykład złotem. Aby utrzymać się przy władzy, politycy obiecują nam dawać, załatwić problem, zbudować, zapewniać frukta ekonomiczne. Obiecują wiedząc, że w skarbcu państwa nie ma pieniędzy na spełnienie obietnic. Dlatego wypuszczają w obieg dodatkowe pieniądze, świeżutkie i nie poparte dostępnością dóbr, oraz pożyczają je na rynkach międzynarodowych i od swoich obywateli. A skąd owe rynki ma tyle pieniędzy? Też z drukarki. Obecnie nie ma kraju, w którym byłaby inna waluta, wszędzie są umowne, czysto papierowe. Zadłużone kraje mają tak ogromne długi, że nie ma szans na ich spłatę, a co gorsza, problemem staje się ich obsługa, czyli płacenie odsetek. USA płacą ponad bilion (tysiąc miliardów) dolarów odsetek rocznie, Polska blisko 100 miliardów złotych. Ile to jest? Dla porównania: dochody skarbu naszego państwa wynoszą około 630 miliardów, a koszt elektrowni atomowej, której nie możemy zbudować od pięćdziesięciu lat, szacowany jest na blisko 200 miliardów. Nieco mniej ma kosztować cały CPK, a budowa kilometra drogi ekspresowej kosztuje średnio około 40 mln. Inaczej mówiąc: za odsetki płacone od długu moglibyśmy co drugi rok oddawać do użytku nową elektrownię atomową albo wielki port komunikacyjny. Za roczne odsetki moglibyśmy zbudować 2500 km nowych dróg szybkiego ruchu. Na co poszła ta niewyobrażalna góra pieniędzy? W niewielkiej części na rozwój gospodarki, w większej na zbrojenia (nasze i cudze), rozdawnictwo i bzdety, czyli na utrzymanie się władzy na stołkach.

Nie mając możliwości spłaty długów, państwa obniżają ich wartość poprzez inflację. Tutaj uwaga: inflacja to nadmiar pieniędzy w stosunku do dostępnych dóbr, co skutkuje spadkiem wartości pieniędzy i wzrostem cen. Tak więc drożyzna w sklepach nie jest inflacją, a jej skutkiem. Specjalnie zmieniono definicję aby rozmyć odpowiedzialność, przerzucić ją na siły rynkowe. Jednak jedynym odpowiedzialnym za inflację jest bank centralny, ponieważ tylko on może tworzyć pieniądze i puszczać je w obieg.

Tylko państwo jest odpowiedzialne za inflację. Bez rządu, wbrew jego zamierzeniom, inflacja nie jest możliwa.”

Słowa Felixa Somary, ekonomisty tradycyjnej szkoły austriackiej, znanej w świecie finansów.

Nasza złotówka straciła 4/5 swojej wartości od czasu denominacji, czyli od 1995 roku. Za tysiąc złotych kupimy dzisiaj tyle, ile za 200 złotych 30 lat temu. Tak lub podobnie (a często dużo gorzej) jest wszędzie, w każdym kraju na całym świecie. Inflacja jest niemała, będzie większa i zostanie z nami, ponieważ nie ma innej możliwości utrzymania w całości zadłużonego systemu finansowego.

Dlatego coraz częściej mówi się o konieczności połączenia waluty ze złotem jako kotwicy uniemożliwiającej swobodny dodruk pieniędzy i ustawiczne zadłużanie się, ponieważ wtedy ilość pieniędzy tworzona przez bank centralny zależna jest od ilości posiadanego złota, którego (na szczęście) nie można stworzyć pod potrzeby kampanii wyborczych polityków. Właśnie dlatego idea pieniądza popartego złotem jest ostro krytykowana przez media zależne od władzy.

Alan Greenspan, były szef FED, banku centralnego USA, powiedział:

W obliczu braku standardu złota nie ma sposobu na ochronę oszczędności przed ich konfiskatą przez inflację.”

My nie mamy jedenastu lotniskowców atomowych jak USA, więc ten tworzony przez rząd ogromny dług będzie musiał być spłacony w taki czy inny sposób przez nasze dzieci i wnuki. Jeśli nie pieniędzmi, to naszą ziemią, fabrykami czy bogactwami naturalnymi. Tak czy inaczej ekonomicznym zubożeniem Polaków. Rząd każdego dnia zwiększa nasze zadłużenie o blisko miliard złotych, i właściwie nikogo to nie obchodzi! Z telewizorni leje się papka, ludzie zajmują się pierdołami i nadal głosują na tych, którzy obiecują coś im dać!

Może dość, bo znowu podnosi mi się ciśnienie.

Zapraszam do lektury cytatów z ostatnio wysłuchanych wykładów na temat finansów i pieniądza.

* * *

>>W prawdziwie wolnym społeczeństwie jednostki podejmują decyzje w oparciu o zaufanie. Wierzą, że pieniądze zarobione ciężką pracą z czasem zachowają swoją wartość; wierzą, że gdy zaczną oszczędzać z myślą o przyszłości, ich oszczędności zachowają realne znaczenie; że ich inwestycje będą odzwierciedlać rzeczywisty wzrost gospodarczy, a nie będą pod wpływem niewidzialnej ręki niewybieralnych technokratów działających za zamkniętymi drzwiami. Ale gdy to zaufanie zostanie naruszone, gdy władza centralna zacznie manipulować stopami procentowymi, drukować pieniądze z powietrza i zalewać rynki pieniędzmi fiducjarnymi, wszystko zaczyna się deformować. Ceny przestają odzwierciedlać rzeczywistość. Rynki przestają nagradzać odpowiedzialne zachowania i nagle ludzie, którzy grają według starych zasad, ci, którzy oszczędzają i inwestują ostrożnie, żyjąc zgodnie ze swoimi możliwościami finansowymi, zostają ukarani zamiast być chronieni. (…) Kiedy waluta traci siłę nabywczą, nie można po prostu trzymać gotówki i oszczędzać tak, jak to robiono kiedyś. Jesteś zmuszony do inwestowania na giełdzie, w nieruchomości lub inne aktywa spekulacyjne po prostu po to, aby nadążyć za inflacją. To cicha pułapka, która zmusza ludzi do pogoni za zyskami, aby tylko przetrwać. Gdybyśmy mieli uczciwe pieniądze, czyli takie, których nie można drukować w nieskończoność, naturalnym stanem rzeczy byłaby deflacja. Ceny stopniowo spadałyby w miarę wzrostu innowacyjności i efektywności. Wyobraź sobie, że dziś możesz zaoszczędzić pieniądze wiedząc, że za dwa lata będziesz mógł kupić za nie więcej, a nie mniej. Oto siła solidnych pieniędzy. Nagradzają cierpliwość i rozwagę. Jednak w obecnym systemie fiducjarnym jest to niemożliwe, ponieważ ciągła inflacja jest wbudowana w jego konstrukcję. Inflacja jest najcichszą i najniebezpieczniejszą formą opodatkowania, jaką kiedykolwiek stworzono. Okrada każdego, kto posiada pieniądze bez uchwalania jakiekolwiek głosowania czy prawa. Po cichu podkopuje siłę nabywczą, dewaluuje oszczędności i transferuje bogactwo od klasy robotniczej do elity posiadającej aktywa. Co najgorsze, większość ludzi nawet nie zauważa, że to się dzieje. Mają wrażenie, że życie staje się coraz droższe, mimo że pracują ciężej nuż kiedykolwiek. To nie tylko problem finansów, ale i wolności. Jeśli nie możesz oszczędzać, nie możesz planować, a wtedy tracisz niezależność, a kiedy znika niezależność, wolność znika zaraz za nią. W ten sposób system tworzy zależność nie tylko od pieniędzy, ale i od państwa, od kredytu i struktur korporacyjnych, które czerpią korzyści z chaosu i niestabilności. Kiedy mówimy o zależności, nie chodzi tylko o ekonomię, ale też o kontrolę. Kiedy ludzi tracą możliwość polegania na własnych oszczędnościach lub wartości swojej pracy, powoli zaczynają polegać na instytucjach, które mogą manipulować tymi wartościami. Rządy o tym wiedzą, a historia dowodzi, że jest to jedno z najpotężniejszych narzędzi, jakie kiedykolwiek wykorzystano, aby utrzymać ludzi w zależności. (…) Ludzie zaczynają polegać na kartach kredytowych, świadczeniach rządowych lub dotacjach, aby przetrwać w systemie stale dewaluującym ich pieniądze. Nie chodzi o to, że ludzie są leniwi lub nie chcą pracować. To dlatego, że system został zaprojektowany tak, aby oszczędzanie straciło sens, a wydawanie stało się koniecznością.<<

Cytat z kanału „Gold rush reporter” na YT.

* * * 

>> W świecie złota inflacja by nie istniała. Można trzymać uncję złota przez lata i później kupić za nią więcej, nie mniej. Oszczędzający nie potrzebowaliby odsetek aby nadążyć. Ich majątek utrzymywałby się naturalnie na stałym poziomie. Prawdziwy postęp, innowacje technologiczne, produktywność i wydajność, sprawiłby, że towary z czasem stałyby się tańsze. Obecny system odwrócił tę logikę, zmuszając ludzi do szybszego biegania każdego roku tylko po to, by utrzymać się w miejscu. (…) zostaliśmy zmuszeni do odejścia od oszczędzania na rzecz spekulacji. Ludzie muszą wchodzić na giełdę lub działać w jakiś inny, bardziej ryzykowny sposób. Jeśli masz solidne pieniądze, ja nazywam je uczciwymi pieniędzmi, i dlatego nie możesz zwiększyć podaży waluty, deflacja jest naturalną koleją rzeczy. Wszystko, co powinieneś mieć, to złoto pod materacem, a kiedy wyjmiesz je i wydasz dwa lata później, będzie warte więcej. Jutro kupisz za nie więcej rzeczy niż dzisiaj. <<

Cytat z kanału The Metal Mindset na YT.

* * *

>>Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że najlepsi i najbystrzejsi ludzie nie wchodzą do rządu. Tak naprawdę to najbiedniejsi i najgorsi ludzie. To typ ludzi, którym zależy na kontrolowaniu innych ludzi. Zależy im na władzy i nabijaniu własnych kieszeni. To właśnie oni podejmują decyzje. Są bardzo niebezpieczni. (…) Banki centralne i rządy są wrogami przeciętnego człowieka.<<

Cytat z kanału „Life Worth Living” na YT.

* * *

>>Musimy sięgnąć dna naszego systemu finansowego i wtedy wrócić do rzeczywistości, w której nie możemy tworzyć pieniędzy z niczego. System monetarny musi się opierać na prawdzie, uczciwości i zaufaniu, a każdy musi mieć równe szanse. Myślę, że gdy uda się nam to odbudować, wrócimy silniejsi, potężniejsi i lepsi niż kiedykolwiek. Mamy wystarczająco dużo zasobów, by każdy żył w dostatku. Niestety, sytuacja jest taka, że 10% społeczeństwa może posiadać 90% światowego bogactwa. Kiedykolwiek zdarzają się takie sytuacje, to naprawdę są zaczynem rewolucji. Nie musi być ona fizyczna, może być intelektualna – i mam nadzieję, że taką będzie.<<

Z kanału Miles Franklin Media na YT.

* * *

Autor tego wykładu w przystępny sposób wyjaśnia, w jaki sposób najbogatsi stają się jeszcze bardziej bogaci kosztem ludzi niezamożnych, czyli o sposobie działania systemu finansowego opartego na pieniądzach umownych, nie popartych niczym materialnym, czyli o pieniądzach fiducjarnych.

* * *

Gdzieś przeczytałem stwierdzenie, które nieco mnie zaskoczyło i początkowo nie do końca je rozumiałem:

Aby ludzkości nie trapiły wojny, należy pozbyć się pięćdziesięciu najbogatszych bankierów.”

Ten film rzuca światło na powyższe stwierdzenie, wyjaśniając związek między kryzysami w systemie finansowym a wojnami.

Pasują tutaj słowa Thomasa Jeffersona: „Szczerze wierzę, że instytucje bankowe są groźniejsze niż armie, i że wydawanie pod pozorem finansowania rozwoju pieniędzy, które mają być spłacane przez przyszłe pokolenia, jest niczym innym jak oszukiwaniem przyszłości na wielką skalę.”

* * *

Na koniec poczynię ważne zastrzeżenie: nie można bezkrytycznie ufać informacjom zasłyszanym w internecie. Konieczna jest ostrożność, szukanie wiadomości w innych źródłach i ich porównywanie. Należy pogłębiać swoją wiedzę by móc wyciągać samodzielne wnioski.

poniedziałek, 28 lipca 2025

W Górach Izerskich

 290625

 Czarnotka jest strumieniem w Kamienieckim Grzbiecie Gór Izerskich. Zwróciła moją uwagę swoją uroczo uwodzicielską nazwą, a od kiedy zobaczyłem ją w pobliżu wsi Gierczyn, nie dała o sobie zapomnieć. Oczywiście swój udział w mojej chęci bliższego poznania Czarnotki miały opowiadania o izerskich wędrówkach Ani Kruczkowskiej, Pani na Blizborze i Kuflu, miejscowej Wiedzącej. Dzisiaj poznałem jedno ze źródeł, to, które daje początek najdłuższej odnodze strumienia.  
Zaczyna się mało poetycko, bo wysiękiem na poboczu drogi prowadzącej na Dłużec, największej góry w okolicy.



 Nim poszedłem w dół brzegiem strumienia, ruszyłem dalej, na szczyt Dłużca, mało znanej a sporej góry izerskiej. Obły, szeroki szczyt nie jest zalesiony, nawet widać z niego fragment dalekich krańców pogórza. Jest tam dzika łąka z ładnymi trawami i kwiatami, głównie naparstnicami i mnóstwem kwitnącej przytulii jakiejś niskiej odmiany, nieutrudniającej marszu. Jednak iść musiałem ostrożnie, bo wiele tam ukrytych nierówności, kamieni i gałęzi wśród traw, a nad nimi sterczące resztki uschniętych drzew. Dzikie, pierwotne, nieco ponure miejsce, ale przecież pociągające tymi właśnie cechami.

 Czarnotka zbiera swoje wody rozlane wzdłuż drogi i zaczyna bieg ku przeznaczeniu, a jest nią Kwisa, do której wpada po wcześniejszym połączeniu sił z Mrożynką. Źródło tego strumienia, nota bene, też postaram się poznać.





 Czarnotka płynie maleńką strużką, znika wsiąkając w ziemię, pojawia się kilka metrów dalej i znowu niknie między kamieniami by wypłynąć niżej, za brzozą wyrosłą w jej korycie – ta sama, inna? Mija martwe świerki kiedyś pojone jej wodą, chwilami nie ma nawet tyle sił i wody, by zmoczyć suche kamienie leżące w jej korycie. Cicho chowa się wśród traw, spada z kamienia tworząc miniaturowy wodospad albo zbiera swe wody w oczku wodnym ukrytym w skalnym zagłębieniu. Mała, bezbronna, spokojna, ale jednocześnie dzika swoją pierwotnością, zależnością jedynie od praw natury. Las nad nią jest podobny: należy tylko do siebie i żyje jak przed wiekami. Świerki rosną tam na skałach z odrobiną ziemi, umierają, przewracają się, czasami wprost do strumienia, i rozkładają w proch by oddać nowym drzewom swoją materię, a żaden leśnik nie przyjdzie tam z piłą by zaprowadzić ludzki porządek. Szedłem wzdłuż Czarnotki blisko dwie godziny, a przeszedłem ledwie 700 metrów nie tylko z powodu robienia zdjęć. Często musiałem obchodzić zwalone drzewa, jeszcze częściej po prostu stałem i patrzyłem. Piękna to była droga, piękny czas.



 Do Gierczyna wracałem nie najkrótszą drogą, bo przez Zamkową, Skałki Zakochanych i oczywiście Kufel. Ze Skałek widoki są bardzo rozległe, wzrok sięga Gór Kaczawskich i skraju Pogórza zarówno Izerskiego jaki i Kaczawskiego, a ostatnie drzewa lasu są granicą dwóch krain: zostawia się za sobą rozległe bory i długie góry izerskie, a wychodzi na otwarte, jasne, malownicze, swojskie i tak lubiane przeze mnie pogórze.

Spotkanie z Anią i Darkiem minęło tak, jak zwykle: w ciepłej atmosferze i zbyt szybko. Dziękuję Wam obojgu za tak miłą gościnę!

Obrazki ze szlaku


 
Wyjątkowo okazałe fiołki trójbarwne. Zapewne stąd Ania bierze kwiaty do strojenia swoich ciast.


Na Kuflu, mapy podają drugą nazwę: Łyszczyk. W oddali widać Ostrzycę i Góry Kaczawskie.

 

A tutaj przybliżenie.

 Ze Skałek Zakochanych widać Grodziec (po lewej), Ostrzycę (przy świerku) i bardziej na prawo Góry Kaczawskie.

 Przybliżenie.







 Izerskie drogi różnią się od kaczawskich, zwłaszcza w leśnych masywach, na rozległych zboczach gór, ale na otwartych przestrzeniach, gdy wiodą w doliny i na pogórzańskie wzgórki, są podobne.

Jest ich wiele, a potrafią ciągnąć się kilometrami. Drogi suche, równe, utwardzone szutrem, ale są i podmokłe, z wiecznymi kałużami i koleinami, w mokre dni omalże niemożliwe do przejścia. Rzadziej, ale widziałem przyjazne wędrowcom a trochę zapomniane zielone dukty zdobione kwiatami.


 Izerskie lasy. Zdecydowanie przeważają rozległe bory świerkowe. Częstokroć dzikie, trudne do przejścia, w które lepiej się nie zapuszczać bez dobrej orientacji w przestrzeni i odpowiedniego doświadczenia; lasy nie dla mieszczuchów. Są jednak i jasne lasy mieszane, idealne do rodzinnych spacerów.

 Taki las rośnie na szczycie Zamkowej.

Trasa: z przełęczy pod Granatami do Skrzyżowania Pięciu Dróg pod Czepiecem. Wejście na Dłużec. Przejście wzdłuż strumienia Czarnotka około 700 m, powrót do Skrzyżowania. Czerwonym szlakiem rowerowym wejście na Zamkową i dalej do Skałek Zakochanych. Zielonym szlakiem na dół, do Gierczyna, wejście na Kufel vel Łyszczyk, i dalej – do samochodu.

Statystyka: 12 km w 9 godz.



 
Tłoczyna widziana z przełęczy pod Granatami.
Czarnotka w Gierczynie.




Kufel i przytulia na Dłużcu.

 



W głębi Kufel i Blizbor.
Po prawej Blizbor.

PS

„Nasz” rząd zadłuża kraj w tempie miliarda złotych dziennie, a jednocześnie więcej się słyszy o wstrzymanych inwestycjach niż o kontynuowanych czy sensownych nowych. Mamy już dwa biliony złotych długów. Ile to jest bilion? Abstrakcja, nieprawdaż? Gdzieś słyszałem świetne porównanie: zarabiasz złotówkę na sekundę, czyli 3600 zł na godzinę przez 24 godziny na dobę, czyli 86 tysięcy każdego dnia przez 365 dni w roku. Ile lat trzeba tyle zarabiać, aby uzbierać bilion? Odpowiedź: prawie 32 tysiące lat, bo bilion to milion milionów!

Oto rzeczowy i przekonywający wykład Ray Dalio o skutkach zadłużania państwa. To, co się stanie jeśli dalej będziemy tak szybko zadłużani, dotyczy NAS wszystkich. Nie „ich”, a nas. Oni pozostaną bezkarni i finansowo zabezpieczeni, koszta poniesiemy my, nasze dzieci i zapewne wnuki.



poniedziałek, 14 lipca 2025

Skały i len

 270625

Rok temu byłem z Jankiem w czeskich Górach Stołowych, a poznawszy niewielką ich część, obiecaliśmy sobie wrócić. Dzisiaj przyjechaliśmy do Skalnego Miasta Adrspach. Parking jest płatny, za wejście do parku płaci się około 40 zł, a bramkę otwierają o ósmej. Jak się okazało, byliśmy dzisiaj pierwszymi zwiedzającymi. Tak wczesną godzinę polecam wszystkim, ponieważ później jest znacznie więcej turystów, zwłaszcza w weekendy.

Tuż za bramką otwiera się widok na jeziorko Piskovna, czyli Piaskownia. Niewielkie, malownicze, z pięknym kolorem wody i wielkimi rybami; wokół biegnie szlak, a prowadzi przez niektóre ze skał wznoszących się bezpośrednio nad wodą. Piękne miejsce.



 Klasyczna trasa przez Skalne Miasto wiedzie zielonym szlakiem i ma długość około 4 kilometry, a podawany czas przejścia wynosi 2,5 godziny. Jeśli jednak chce się spokojnie obejrzeć skały i zrobić zdjęcia, dodać trzeba przynajmniej godzinę. 

 Jak na miasto przystało, wchodzi się przez kamienny portal, ale na tym szczególe wszelkie podobieństwa do ludzkich budowli się kończą, a zaczyna świat kamieni przeniesiony do nas wprost z baśni. Taka myśl na pewno nie jest oryginalna, ale pojawia się i trwa nieodparcie, jeśli tylko wzrok trzymamy wyżej, na kamiennych olbrzymach. Wrażenie nieco rozwiewa się po opuszczeniu oczu i zobaczeniu starannie wykonanych drewnianych kładek, po których wiedzie znaczna część szlaku. Ale czy mieszkańcy baśniowego świata nie używają drewnianych dróżek?...

 Skały pode mną, skały obok i nade mną, a bywało też, że czarne skały widziałem zamiast nieba.



 Były spiętrzone, stłoczone, wyrywające się ku górze, podpierające się wzajemnie i rozpychające; szare, niemal białe, czarne, beżowe, miejscami zielonkawe lub ceglaste. Skały wąskie i strzeliste niczym groty włóczni Karkonosza, ale i masywne, niekształtne, przytłoczone swoją masą jak teściowa Liczyrzepy. Są skały o kształtach tak dziwnych i tak różnorodnych, że dziwić może pomysłowość Natury. Między stłoczonymi pionowymi olbrzymami przechodzi się tylko dzięki wielkiej pracy twórców ścieżki, a na jej końcu czeka ślepa ściana. Pomyłka? Przecież nie. Atrakcja, spod której trzeba wrócić? Dopiero po dojściu do samej ściany, od której ciągnie wilgocią i chłodem, widać wąską szczelinę przejścia. Szedłem szorując ramionami i plecakiem o skały, a wyszedłem na niewielki placyk, właściwie skalną studnię. Skały nie napierały już na mnie, odsunęły się na odległość dziesięciu kroków dając mi ulgę i możliwość odetchnięcia. Nad głową zamiast czarnych kamieni lub oślepiającego jasnością zygzaka, w który skały zmieniają tu niebo, widziałem normalny błękitny przestwór, chociaż ograniczony wierzchołkami skał. Po chwili minąłem skalny załom i znowu wszedłem w wąskie przejście między olbrzymami które, miałem wrażenie chwilami graniczące z pewnością, już się pochylają i zaraz runą na mnie. Idąc tak wyrównanym dnem lub, co częściej, drewnianą kładką, nie musiałem cały czas patrzeć pod nogi. Zaglądałem w mijane szczeliny, w ślepe zaułki kończące się wysokimi ścianami, ale i mijałem wąskie, dzikie, ale możliwe do pójścia w głąb przerwy w zwartych ścianach. Zatrzymywałem się przy niektórych i wzrokiem szukałem drogi wśród skalnego rumowiska i zwalonych drzew. Kusiły mnie. Co jest dalej? Może nikt jeszcze nie widział skał tam stojących? Może gdzieś tam jest jaskinia, a w niej…? A może ukrywają się tam zwierzęta które przeżyły ostatnie zlodowacenie? Ktoś wpadł na mój plecak, trzeba było iść dalej i przestać fantazjować.

 Warto było przejść dodatkowych paręset metrów żółtym szlakiem by zobaczyć Wielki Wodospad. Szczerze mówią taki wielki to on nie jest, ale wrażenie czyni wielkie. Woda spływa po niemal pionowej ścianie w ciasnej, ciemnej i głębokiej studni skalnej, a dochodzi się do niej przez dużą jaskinię. Właśnie połączenie ciemności jaskini, dzikich kształtów jej ścian i sklepienia, w załomach których wzrok się gubi, sczerniałych mokrych skał z przelewającą się po nich wodą i zamykającym obraz od góry skrawkiem jasnego błękitu nieba, czyni to miejsce wyjątkowym.

Po czterech godzinach poczułem zmęczenie. Nie fizyczne, szlak jest wygodny, a spotykanych tu i ówdzie schodów nie ma na tyle dużo, by się zmęczyć. Chodziło o umysł, o wyczerpanie jego zdolności percepcji. Byłem przytłoczony nadmiarem bodźców, dlatego z ulgą, której jednak i żal końca towarzyszył (sprzeczności są naszą cechą), doszedłem do jeziora po zrobieniu pętli zielonym szlakiem i zobaczeniu miliona skał. Przesadzam? Może, ale na pewno niewiele.

Wiele skał ma swoje nazwy. Na ogół związek między nazwą a kształtem jest wyraźny, bywa nawet zabawny dzięki skojarzeniom, ale niektórych nie rozpoznałem.

Na fotografiach niżej przedstawiam kilka z nich.

 Od lewej: Dzban, Indianin, Kochankowie.

 Na tym zdjęciu od lewej: Rękawica, Starosta, Ząb Karkonosza. Hmm, to jego ząb? Albo był wielkim chłopiskiem, albo miał genetyczny przerost zębów.


 Głowa Cukru


 Żółw


 Wracając, zatrzymaliśmy się w Chełmsku Śląskim. Biedne, pustoszejące miasteczko, które miastem już nie jest. W dawnym zespole drewnianych domów tkaczy, znanym jako Dwunastu Apostołów, mieliśmy okazję rozmawiać z opiekunką muzeum tam urządzonego. 

 



Opowiadała o historii tego miejsca, o pracy tkaczy, o procesach przetwarzania włókien lnu na nici i następnie na tkaniny. W pewnej chwili usłyszałem, zaskoczony, o Turobinie. Wszak to znane mi miasteczko na Roztoczu! Okazało się, że grupa ludzi próbuje przywrócić zwyczaj tkania lnianych płócien w technologii jak najbardziej zbliżonej do dawnej, a ten wymóg dotyczy także upraw lnu. Współpracują w plantatorami z okolic Turobina, gdzie len faktycznie nadal się uprawia i nie raz miałem okazję podziwiać jego błękitne kwitnienie.

Oby się im wiodło! Mają na to szanse, wszak coraz bardziej ludzie cenią naturalne produkty, nie tylko spożywcze. Len nas, dawnych Polaków, ubierał i po części żywił. Ubiór zrobiony z lnu nie ma w sobie ani krztyny chemii, jest trwały i dobrze się go nosi, a olej lniany przewyższa walorami ten rzepakowy. Len jeszcze przed II Wojną był powszechnie uprawiany w Polsce. Jeszcze moi dziadkowie siali len, a mama jako dorastająca dziewczyna pomagała matce w pracach przy nim. Pamiętam drewniany kołowrotek w domu babci. Kiedyś nawet próbowałem prząść nić, poinstruowany przez babcię, ale okazało się to trudniejsze niż obsługa smartfona.

Warto wiedzieć, że w czasach Piastów tkanina lniana była u nas powszechnie akceptowanym… pieniądzem. Tak, pieniądzem. Kawałek tkaniny miał określoną wartość i służył, jak wtedy mówiono, jako płacidło. W związku z tym faktem dwie uwagi. Pierwsza: ówcześni Słowianie posługiwali się środkiem wymiany będącym jednocześnie towarem jak najbardziej użytkowym, w przeciwieństwie do monet ze srebra czy złota, czy tym bardziej papierowych banknotów. Druga: są językoznawcy, którzy wywodzą nasze słowo „płacić” od płótna, którym przez wieki płacono. Jeśli tak faktycznie było, zadziwić może długowieczność słów i przemiana ich znaczenia.

Obrazki ze szlaku

 Kiedy patrzyłem na ryby w jeziorze, pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się nabrać chęci na… zjedzenie takiej ryby.  W tej mojej reakcji było coś barbarzyńskiego, co budzi głęboki sprzeciw, ale jednocześnie był pierwiastek pierwotności i naturalności. Zderzenie naszego cywilizacyjnego wydelikatnienia z cechą natury, o której wolimy nie wiedzieć: wzajemnego bezwzględnego zjadania się żywych organizmów.





 Rozpaczliwie sterczące korzenie drzew.


 Drewniane rzeźby.

 Zakaz wchodzenia na bosaka? Czyżby aż tak troszczyli się o dobrostan turystów? :-)

 Figura Nepomucena z 1720 roku. Stoi na rynku Chełmska Śląskiego.

Trasa: Skalne Miasto Adrspach w czeskich Górach Stołowych. Przejście pętli o długości ok. 6 km wyznaczoną zielonym szlakiem i częściowe obejście jeziora Piskovna trwało pięć godzin. Przyczyna wiadoma: ogromna ilość skał przyciągających wzrok i zatrzymujących krok.

Trzy godziny w Chełmsku Śląskim.