Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obieg pieniądza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obieg pieniądza. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 14 lipca 2025

Skały i len

 270625

Rok temu byłem z Jankiem w czeskich Górach Stołowych, a poznawszy niewielką ich część, obiecaliśmy sobie wrócić. Dzisiaj przyjechaliśmy do Skalnego Miasta Adrspach. Parking jest płatny, za wejście do parku płaci się około 40 zł, a bramkę otwierają o ósmej. Jak się okazało, byliśmy dzisiaj pierwszymi zwiedzającymi. Tak wczesną godzinę polecam wszystkim, ponieważ później jest znacznie więcej turystów, zwłaszcza w weekendy.

Tuż za bramką otwiera się widok na jeziorko Piskovna, czyli Piaskownia. Niewielkie, malownicze, z pięknym kolorem wody i wielkimi rybami; wokół biegnie szlak, a prowadzi przez niektóre ze skał wznoszących się bezpośrednio nad wodą. Piękne miejsce.



 Klasyczna trasa przez Skalne Miasto wiedzie zielonym szlakiem i ma długość około 4 kilometry, a podawany czas przejścia wynosi 2,5 godziny. Jeśli jednak chce się spokojnie obejrzeć skały i zrobić zdjęcia, dodać trzeba przynajmniej godzinę. 

 Jak na miasto przystało, wchodzi się przez kamienny portal, ale na tym szczególe wszelkie podobieństwa do ludzkich budowli się kończą, a zaczyna świat kamieni przeniesiony do nas wprost z baśni. Taka myśl na pewno nie jest oryginalna, ale pojawia się i trwa nieodparcie, jeśli tylko wzrok trzymamy wyżej, na kamiennych olbrzymach. Wrażenie nieco rozwiewa się po opuszczeniu oczu i zobaczeniu starannie wykonanych drewnianych kładek, po których wiedzie znaczna część szlaku. Ale czy mieszkańcy baśniowego świata nie używają drewnianych dróżek?...

 Skały pode mną, skały obok i nade mną, a bywało też, że czarne skały widziałem zamiast nieba.



 Były spiętrzone, stłoczone, wyrywające się ku górze, podpierające się wzajemnie i rozpychające; szare, niemal białe, czarne, beżowe, miejscami zielonkawe lub ceglaste. Skały wąskie i strzeliste niczym groty włóczni Karkonosza, ale i masywne, niekształtne, przytłoczone swoją masą jak teściowa Liczyrzepy. Są skały o kształtach tak dziwnych i tak różnorodnych, że dziwić może pomysłowość Natury. Między stłoczonymi pionowymi olbrzymami przechodzi się tylko dzięki wielkiej pracy twórców ścieżki, a na jej końcu czeka ślepa ściana. Pomyłka? Przecież nie. Atrakcja, spod której trzeba wrócić? Dopiero po dojściu do samej ściany, od której ciągnie wilgocią i chłodem, widać wąską szczelinę przejścia. Szedłem szorując ramionami i plecakiem o skały, a wyszedłem na niewielki placyk, właściwie skalną studnię. Skały nie napierały już na mnie, odsunęły się na odległość dziesięciu kroków dając mi ulgę i możliwość odetchnięcia. Nad głową zamiast czarnych kamieni lub oślepiającego jasnością zygzaka, w który skały zmieniają tu niebo, widziałem normalny błękitny przestwór, chociaż ograniczony wierzchołkami skał. Po chwili minąłem skalny załom i znowu wszedłem w wąskie przejście między olbrzymami które, miałem wrażenie chwilami graniczące z pewnością, już się pochylają i zaraz runą na mnie. Idąc tak wyrównanym dnem lub, co częściej, drewnianą kładką, nie musiałem cały czas patrzeć pod nogi. Zaglądałem w mijane szczeliny, w ślepe zaułki kończące się wysokimi ścianami, ale i mijałem wąskie, dzikie, ale możliwe do pójścia w głąb przerwy w zwartych ścianach. Zatrzymywałem się przy niektórych i wzrokiem szukałem drogi wśród skalnego rumowiska i zwalonych drzew. Kusiły mnie. Co jest dalej? Może nikt jeszcze nie widział skał tam stojących? Może gdzieś tam jest jaskinia, a w niej…? A może ukrywają się tam zwierzęta które przeżyły ostatnie zlodowacenie? Ktoś wpadł na mój plecak, trzeba było iść dalej i przestać fantazjować.

 Warto było przejść dodatkowych paręset metrów żółtym szlakiem by zobaczyć Wielki Wodospad. Szczerze mówią taki wielki to on nie jest, ale wrażenie czyni wielkie. Woda spływa po niemal pionowej ścianie w ciasnej, ciemnej i głębokiej studni skalnej, a dochodzi się do niej przez dużą jaskinię. Właśnie połączenie ciemności jaskini, dzikich kształtów jej ścian i sklepienia, w załomach których wzrok się gubi, sczerniałych mokrych skał z przelewającą się po nich wodą i zamykającym obraz od góry skrawkiem jasnego błękitu nieba, czyni to miejsce wyjątkowym.

Po czterech godzinach poczułem zmęczenie. Nie fizyczne, szlak jest wygodny, a spotykanych tu i ówdzie schodów nie ma na tyle dużo, by się zmęczyć. Chodziło o umysł, o wyczerpanie jego zdolności percepcji. Byłem przytłoczony nadmiarem bodźców, dlatego z ulgą, której jednak i żal końca towarzyszył (sprzeczności są naszą cechą), doszedłem do jeziora po zrobieniu pętli zielonym szlakiem i zobaczeniu miliona skał. Przesadzam? Może, ale na pewno niewiele.

Wiele skał ma swoje nazwy. Na ogół związek między nazwą a kształtem jest wyraźny, bywa nawet zabawny dzięki skojarzeniom, ale niektórych nie rozpoznałem.

Na fotografiach niżej przedstawiam kilka z nich.

 Od lewej: Dzban, Indianin, Kochankowie.

 Na tym zdjęciu od lewej: Rękawica, Starosta, Ząb Karkonosza. Hmm, to jego ząb? Albo był wielkim chłopiskiem, albo miał genetyczny przerost zębów.


 Głowa Cukru


 Żółw


 Wracając, zatrzymaliśmy się w Chełmsku Śląskim. Biedne, pustoszejące miasteczko, które miastem już nie jest. W dawnym zespole drewnianych domów tkaczy, znanym jako Dwunastu Apostołów, mieliśmy okazję rozmawiać z opiekunką muzeum tam urządzonego. 

 



Opowiadała o historii tego miejsca, o pracy tkaczy, o procesach przetwarzania włókien lnu na nici i następnie na tkaniny. W pewnej chwili usłyszałem, zaskoczony, o Turobinie. Wszak to znane mi miasteczko na Roztoczu! Okazało się, że grupa ludzi próbuje przywrócić zwyczaj tkania lnianych płócien w technologii jak najbardziej zbliżonej do dawnej, a ten wymóg dotyczy także upraw lnu. Współpracują w plantatorami z okolic Turobina, gdzie len faktycznie nadal się uprawia i nie raz miałem okazję podziwiać jego błękitne kwitnienie.

Oby się im wiodło! Mają na to szanse, wszak coraz bardziej ludzie cenią naturalne produkty, nie tylko spożywcze. Len nas, dawnych Polaków, ubierał i po części żywił. Ubiór zrobiony z lnu nie ma w sobie ani krztyny chemii, jest trwały i dobrze się go nosi, a olej lniany przewyższa walorami ten rzepakowy. Len jeszcze przed II Wojną był powszechnie uprawiany w Polsce. Jeszcze moi dziadkowie siali len, a mama jako dorastająca dziewczyna pomagała matce w pracach przy nim. Pamiętam drewniany kołowrotek w domu babci. Kiedyś nawet próbowałem prząść nić, poinstruowany przez babcię, ale okazało się to trudniejsze niż obsługa smartfona.

Warto wiedzieć, że w czasach Piastów tkanina lniana była u nas powszechnie akceptowanym… pieniądzem. Tak, pieniądzem. Kawałek tkaniny miał określoną wartość i służył, jak wtedy mówiono, jako płacidło. W związku z tym faktem dwie uwagi. Pierwsza: ówcześni Słowianie posługiwali się środkiem wymiany będącym jednocześnie towarem jak najbardziej użytkowym, w przeciwieństwie do monet ze srebra czy złota, czy tym bardziej papierowych banknotów. Druga: są językoznawcy, którzy wywodzą nasze słowo „płacić” od płótna, którym przez wieki płacono. Jeśli tak faktycznie było, zadziwić może długowieczność słów i przemiana ich znaczenia.

Obrazki ze szlaku

 Kiedy patrzyłem na ryby w jeziorze, pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się nabrać chęci na… zjedzenie takiej ryby.  W tej mojej reakcji było coś barbarzyńskiego, co budzi głęboki sprzeciw, ale jednocześnie był pierwiastek pierwotności i naturalności. Zderzenie naszego cywilizacyjnego wydelikatnienia z cechą natury, o której wolimy nie wiedzieć: wzajemnego bezwzględnego zjadania się żywych organizmów.





 Rozpaczliwie sterczące korzenie drzew.


 Drewniane rzeźby.

 Zakaz wchodzenia na bosaka? Czyżby aż tak troszczyli się o dobrostan turystów? :-)

 Figura Nepomucena z 1720 roku. Stoi na rynku Chełmska Śląskiego.

Trasa: Skalne Miasto Adrspach w czeskich Górach Stołowych. Przejście pętli o długości ok. 6 km wyznaczoną zielonym szlakiem i częściowe obejście jeziora Piskovna trwało pięć godzin. Przyczyna wiadoma: ogromna ilość skał przyciągających wzrok i zatrzymujących krok.

Trzy godziny w Chełmsku Śląskim.

















poniedziałek, 7 lipca 2025

O gospodarce i pieniądzach. O tym, co się dzieje wokół nas

 070725

Ray Dalio  jest przedsiębiorcą, miliarderem, ekonomistą, filozofem biznesu, filantropem, pisarzem. Jest jednym z najbardziej znanych na świecie ludzi biznesu i ekonomii. Głos Dalio waży, jest słuchany, cytowany i pamiętany.

Niżej cytuję fragmenty jego wypowiedzi opublikowane w internecie, a dotyczące obecnego stanu światowej gospodarki i finansów. W sposób przekonywający i prosty mówi o zagrożeniach i ich przyczynach obecnego tragicznego stanu, wskazuje na skutki i możliwe drogi naprawy. Nie są to sprawy dotyczące li tylko inwestorów i finansistów, wprost przeciwnie: na wszelkich poważnych zawirowaniach giełdowych tracą przede wszystkim zwykli ludzie. Płacą drożyzną, bezrobociem, inflacją, utratą wartości oszczędności. Autor wyjaśnia przyczyny i zagrożenia, ale i wskazuje sposoby ochrony naszych dóbr w obecnym okresie niepokojów i przemian, dlatego gorąco polecam lekturę jego tekstów.

* * *

>>Okres dobrobytu prowadzi od samozadowolenia, a to z kolei do nierówności, gdyż następuje koncentracja władzy i bogactwa, a przez to do populizmu z lewej, z prawej albo z obu stron. Gdy rozpada się środek, władzę przejmuje polaryzacja. Jedno społeczeństwo rozpada się na obozy, które nie potrafią znaleźć wspólnego języka. Systemy demokratyczne ulegają paraliżowi. Kulturalną dyskusję zastępuje wrogość, a tkanka społeczna zaczyna się rozpadać. Jesteśmy już na tym etapie. Debaty polityczne stały się gorące, fakty już się nie liczą, ludzie żyją w informacyjnych bańkach wzmacnianych algorytmami i ideologiami. Kiedy dwie grupy ludzi nie mogą już ustalić co jest prawdą, rządzenie staje się praktycznie niemożliwe. To nie jest dysfunkcja, to załamanie systemu. Jednocześnie coraz głośniej mówi się o potrzebie radykalnych zmian, i chociaż są one konieczne, a nawet niezbędne, radykalizm po obu stronach może się stać niebezpieczny, jeśli nie będzie oparty na praktycznych zasadach reform. Ruchy stają się tłumami. Frustracja przeradza się w zniszczenie. Zamiast naprawiać system, ryzykujemy jego spaleniem. (…) Społeczeństwa nie rozpadają się gdy są atakowane z zewnątrz. Ulegają rozpadowi, gdy gniją od środka.<<

Źródło

* * *

>>Osiągnęliśmy punkt, w którym uzależnienie od zadłużenia jest normą. Pomysł życia ponad stan polegający na finansowaniu deficytów, konsumpcji i obietnic politycznych pożyczonymi pieniędzmi, nie jest postrzegany jako ryzykowny. Uważa się to za standardową procedurę operacyjną. Politycy obiecują więcej, niż realnie można spełnić, a wyborcy nagradzają ich za to. Oczekuję się, że banki centralne pokryją różnicę, a każdy, kto proponuje dyscyplinę fiskalną lub reformy strukturalne, jest traktowany jako toksyczny politycznie. (…) Potrzebna jest zatem zmiana sposobu myślenia. Zaczyna się od uczciwości. Od uznania prawdziwej skali wyzwania zamiast maskowania problemów kreatywną księgowością i myśleniem życzeniowym. Oznacza to mówienie ludziom trudnych prawd.<<

Źródło

* * *

>>Stopy procentowe pozostają historycznie niskie od ponad dekady nie po to, by stymulować wzrost gospodarczy, ale by utrzymać na powierzchni nadmiernie zadłużony system. Gdy nawet niewielkie podwyżki stóp procentowych grożą załamaniem się całych segmentów gospodarki, jest to oznaką kruchości. Oznacza to, że podstawowy system nie jest już odporny. Wymaga ciągłej interwencji, podobnie jak pacjent podłączony do aparatury podtrzymującej życie. Jednocześnie rządy borykają się z deficytami strukturalnymi mającymi na celu utrzymanie podstawowych usług i spójności społecznej. Wydają więcej niż zbierają nie ze względu na strategię, ale z konieczności, by uniknąć niepokojów politycznych. Z czasem prowadzi to do presji inflacyjnej, dewaluacji waluty i ostatecznie do utraty zaufania do samej polityki fiskalnej. Gdy zaufanie ulega erozji, problem przestaje być wyłącznie ekonomiczny, staje się egzystencjalny. (…) Najniebezpieczniejszym jednak elementem nie jest jednak sam upadek, a zaprzeczanie. Kiedy przywódcy, media i instytucje w dalszym ciągu będą propagować narrację, że wszystko jest w porządku, że podstawy są silne a problemy mają charakter przejściowy, okno na konstruktywne reformy się zamknie. Zmiana jest najskuteczniejsza, gdy jest dobrowolna i aktywna, a nie gdy jest wymuszona przez kryzys.<<

Źródło

* * *

>>(Coraz częściej) dług nie jest wykorzystywany do inwestowania w przyszłość, lecz do zaspokajania teraźniejszości. Politycy zaciągają pożyczki aby uniknąć niepopularnych decyzji. Finansują programy nie dlatego, że są skuteczne, ale dlatego, że finansując kupią głosy wyborców, a tym samym tworzą zobowiązania, z którymi będzie musiał się uporać ktoś inny, zazwyczaj młodsze, mniej wpływowe pokolenie. Tego rodzaju zachowanie jest samonapędzające. Gdy nagradzane są krótkoterminowe zyski, a ignoruje się długoterminowe konsekwencje, każda zachęta skłania do dalszego postępowania w ten sam sposób. Łatwiej jest obiecać niż wykonać, łatwiej stymulować niż reformować. Cykl polityczny skraca się do następnych wyborów. Rozmowa społeczna staje się reaktywna, a głębsze problemy strukturalne, takie jak nieefektywność, nierówność i spadająca produktywność, odsuwane są na plan dalszy. Tymczasem zadłużenie rośnie nie dlatego, że musi, ale dlatego, że to najłatwiejsza droga. Cięcie wydatków jest trudne, podnoszenie podatków niepopularne. Reforma uprawnień jest politycznie niebezpieczna. Rozwiązaniem staje się raczej pożyczanie.<<

Źródło

* * *

>>Na przestrzeni dziejów rządy wciąż podejmowały próby rozwiązania problemu zadłużenia poprzez emitowanie jeszcze większej ilości długu. Na początku to działa, ale później przestaje. Kiedy rząd ma deficyt, to znaczy gdy więcej wydaje niż dostaje z podatków, różnicę musi pożyczyć. Czyni to poprzez emisję obligacji. Inwestorzy kupują te obligacje, a w zamian rząd płaci im odsetki. W ten sposób narasta dług, ale jest pewien haczyk. Wraz ze wzrostem długu, rosną też koszty jego obsługi. W pewnym momencie znaczna część przychodów podatkowych przeznacza jest wyłącznie na spłatę odsetek. Stawia to decydentów w trudnej sytuacji. Nie mogą za bardzo podnieść podatków nie szkodząc wzrostowi gospodarczemu, ale i nie mogą ciąć wydatków nie drażniąc wyborców ani nie powodując spowolnienia gospodarczego. Wybierają więc najwygodniejszą politycznie opcję i pożyczają więcej. Ta spirala pożyczania staje się samonapędzająca. Na wczesnym etapie rynki są skłonne do udzielania pożyczek, stopy procentowe są niskie, popyt na obligacje jest duży. Wszystko wydaje się możliwe do opanowania. Jednak w miarę wzrostu zadłużenia, zaufanie zaczyna słabnąć. Inwestorzy zaczynają zadawać trudne pytania: czy ten dług naprawdę da się spłacić? (…) W pewnym momencie system osiąga swoje granice. (...) Nie można podnieść stóp procentowych nie powodując załamania gospodarki, ale nie można też drukować pieniędzy nie niszcząc waluty. To jest moment odwrócenia cyklu. Zaufanie spada, inwestorzy uciekają do aktywów trwałych, rosną napięcia społeczne, a rządy są zmuszone do ogłoszenia restrukturyzacji lub ogłoszenia upadłości.<<

Źródło

* * *

Słowa D. Eisenhowera: 

„Każda wyprodukowana broń, każdy zwodowany okręt wojenny, każda wystrzelona rakieta, oznaczają w ostatecznym rozrachunku kradzież tym, którzy są głodni i nie mają na jedzenie. Tym, którym jest zimno i którzy są nadzy. Świat w opałach nie wydaje pieniędzy jako takich. Wydaje rezultaty potu swojej pracy, geniuszu naukowców, nadzieje swoich dzieci. Nie jest to w żadnym wypadku styl życia w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Pod chmurami wojny ludzkość wisi na żelaznym krzyżu.”

„Gdy wszystko inne zawiedzie, zabiorą cię na wojnę.”

Dodatek o pieniądzach

Kanał Gold Core TV na YT.

>>Srebro było środkiem handlu, to była waluta ludu. Ale co sprawiło, że stało się pieniądzem? Cóż, gdybyśmy mieli zaprojektować pieniądze od podstaw, jakie cechy one musiałyby mieć? Wymagana jest trwałość, podzielność, przenośność, rozpoznawalność, rzadkość i stabilność. Bez względu na to, jaką formę pieniądza wybierzemy, musi być bezpieczny, fizycznie stabilny, stosunkowo rzadki, łatwy do zweryfikowania i trudny do podrobienia. Powinien również nadawać się do bicia i przechowywania. (…) Srebro oferowało idealny kompromis. Było go na tyle dużo, że krążyło w obiegu jako pieniądz, a jednocześnie na tyle mało, że zachowywało wartość. Trwałe, praktyczne i piękne.<<

Źródło

* * *

Cytaty z kanału Finance Daily:

>>Metale szlachetne są poza systemem, to aktywa na okaziciela. Nie potrzebują banku, nie potrzebują hasła ani prądu. Są one pieniędzmi wolności w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa. (...) Chodzi o posiadanie czegoś realnego, namacalnego i znajdującego się poza cyfrową matrycą. W świecie, w którym chcą umieścić Twoją tożsamość w blockchainie, śledzić Twój ślad węglowy, powiązać Twoją ocenę kredytową z zachowaniem społecznym i ograniczyć Twoje pieniądze na podstawie przestrzegania przepisów, srebro staje się kołem ratunkowym. (…) Symbolizuje decentralizację, odporność i niezawisłość. Nie potrzebujesz zezwolenia aby je posiadać, nie potrzebujesz hasła, nie musisz ufać osobie trzeciej. Właśnie takich pieniędzy będziemy potrzebowali w nadchodzącym dziesięcioleciu. (…) Srebro to nadzieja, to środkowy palec pokazany skorumpowanemu systemowi. (…) Bez względu na szybkość rozwoju sztucznej inteligencji i zdigitalizowania naszej gospodarki, srebrnej monety nie da się zdigitalizować, nie da się jej wydrukować w technologii 3D z niczego. (…) W miarę jak zbliżamy się do cyfrowej dystopii, w której nadzór jest walutą a prywatność jest zakazana, srebro staje się nie tylko zabezpieczeniem przed inflacją, ale staje się także zabezpieczeniem przed kontrolą. Nie można kliknąć przycisku i sprawić, że zniknie. Jest Twoje, w Twoim posiadaniu. W świecie zbudowanym na iluzjach jest to rewolucja.<<

Źródło

* * *

Cytat z kanału Silver Apocalypse

>>Atrakcyjność metali szlachetnych wynika również z ich prostoty. Nie występuje ryzyko kontrahenta, nie ma potrzeby ufać bankowi, cyfrowej platformie ani rządowi. Złoto jest złotem, srebro srebrem. Ich wartość jest doceniana niezależnie od granic, kultur i czasów. Można je przekazywać z pokolenia na pokolenie (…) Ta stałość jest w jaskrawym kontraście do walut fiducjarnych, które w każdej chwili mogą zostać opodatkowane, przejęte lub zdewaluowane. W tym sensie złoto i srebro nie są wyłącznie aktywami finansowymi. Są symbolami suwerenności jednostki i oporu wobec scentralizowanej kontroli.<<

Źródło

piątek, 23 maja 2025

O pieniądzach i o nas

 230525

Pewna rodzina ma dochody na poziomie 60-63 tysiące złotych rocznie, ale że wydaje więcej chcąc utrzymać standard życia, zapożyczają się każdego roku coraz bardziej. Mając już około 150 tysięcy długu, w tym roku pożyczą ponad 30, a może i 40 tysięcy. Ich dług sięgnie dwustu tysięcy złotych, a same odsetki od niego mogą przekroczyć 10 tysięcy, a więc kilkanaście procent ich dochodów. Nie myślą o spłacie, a nawet gdyby, to nie mają takiej możliwości wydając tak dużo. Na co tyle wydają? Czy na swój wymarzony dom? A może na kształcenie dzieci w renomowanych uczelniach? Nie, wydają na nowe meble, samochody, na wycieczki i pensję pomocy domowej. No i na rosnące każdego roku odsetki od swojego długu.

Co można pomyśleć o takiej rodzinie?

 


Źródło 

Kwoty nie są przypadkowe, są tylko 10 milionów razy pomniejszone, jako że piszę o naszym państwie. Nasz dług przekroczy w tym roku 2000 miliardów złotych, odsetki sięgną 100 miliardów, a przychody wyniosą 600 albo nieco więcej miliardów. Tylko w tym roku zadłużymy się… nie, to „nasi” politycy nas zadłużą na ponad 300, a może nawet 400 miliardów! Jeden miliard złotych dziennie! Jest w Polsce około 25 milionów płatników podatku, a więc na każdego, czyli także na mnie, emeryta z przeciętną emeryturą, wypada 80 000 zł długu, od którego każdy z tej grupy płaci 4 000 zł rocznie odsetek. Bardzo niewielka część tych ogromnych pieniędzy jest mądrze inwestowana. Zdecydowana większość przeznaczana jest na cele socjalne, czyli jest rozdawana, a mówiąc wprost: przejadana. Część jest wydawana na wątpliwej jakości inwestycje motywowane ideologicznie, a pewna ilość po prostu marnotrawiona lub wprost rozkradana.

Dokąd my zmierzamy? Jak to się skończy dla Polski i Polaków?...

Tyle wstępu wystarczy, nie chcę zanudzać szczegółami technicznymi, zaznaczę tylko, że jedynie mocarstwa mogą sobie pozwolić na niespłacanie swoich długów. My nie mamy jedenastu atomowych lotniskowców jak USA, więc spłacić długi będziemy musieli. Jeśli nie pieniędzmi, to naszą ziemią i fabrykami, biedą i zależnością od innych.

Niżej zamieszczam fragmenty wykładów Raya Dalio na temat obecnego stanu światowych finansów. Autor jest znanym na świecie ekonomistą, inwestorem, miliarderem, ale i pisarzem, filozofem oraz wnikliwym socjologiem. Krótko mówiąc: jest postacią wybitną.

Zapraszam do lektury. Cytaty ujęte są znakami >> <<, a wykropkowanie (…) wskazuje miejsca dokonanych przeze mnie skrótów. Poniżej cytatów zamieszczam linki do pełnych wypowiedzi R. Dalio.

* * *

>>Prawdziwe ryzyko pojawia się, gdy polityka bardziej zaczyna polegać na opóźnianiu niż na dyscyplinie. Kiedy deficyty rosną nie z powodu strategicznych inwestycji, ale z powodu paraliżu politycznego. Gdy pożyczanie trwa nie po to, aby budować przyszłość, lecz po to, aby unikać teraźniejszości. Powoli społeczeństwo i rynki zaczynają zadawać pytanie, którego żaden rząd nie chce słyszeć: jak długo to może trwać? Na początku odpowiedzi są uspokajające, ekonomiści wskazują na stosunek długu do PKB, banki centralne podkreślają znaczenie narzędzi zwiększających płynność finansową, a politycy obiecują reformy. Ale żadna z tych rzeczy nie ma znaczenia, jeśli za słowami nie idą czyny. (…) Ryzyko jest tym poważniejsze, że narasta powoli, na oczach wszystkich. W dobrych czasach zaciąganie pożyczek wydaje się możliwe do opanowania. Odsetki od kredytów są niskie, a wzrost gospodarczy wydaje się silny, jednak pod spodem rośnie obciążenie długiem, a deficyt strukturalny się pogłębia. (…) W momencie gdy rząd nie jest zdolny do podejmowania trudnych decyzji, zaczyna się spirala upadku. (…) Uniknięcie tego nie wymaga perfekcji. Wymaga uczciwości. Uczciwej oceny sytuacji w systemie, uczciwej komunikacji na temat koniecznych poświęceń oraz uczciwego przywództwa, które działa w długoterminowym interesie kraju, a nie o doraźne korzyści.<<

Źródło

* * *

>>System finansowy w którym żyjemy dzisiaj, opiera się na coraz bardziej kruchych fundamentach. Oparty nie tylko na produktywności i innowacyjności, ale także na stale rosnącym poziomie zadłużenia. Liczby są porażające, ale ich konsekwencje wykraczają daleko po kwestię rozmiarów. Nie chodzi tylko o to, że mamy dużo długów, problem w tym, że tempo wzrostu zadłużania znacznie przewyższa tempo wzrostu dochodów niezbędnych do jego obsługi. Ta nierównowaga jest obecnie tak duża, tak systemowa, że zagraża całej strukturze, od której jesteśmy zależni. Dług ze swej natury może być produktywny lub destrukcyjny. Jeśli jest wykorzystywany odpowiedzialnie, gdy pożyczony kapitał jest inwestowany w sposób tworzący dochód większy niż koszt pożyczki, może być potężnym narzędziem wzrostu. Jednak gdy dług służy finansowaniu konsumpcji, realizacji obietnic politycznych i poprzednich zobowiązań bez tworzenia warunków pod przyszłe dochody, staje się obciążeniem. Co więcej, kiedy pożyczanie staje się domyślną reakcją na każdy problem, przestaje być narzędziem, staje się pułapką. (…) Kiedy poziom zadłużenia rośnie, wzrastają również płatności odsetek. Ostatecznie coraz większa część dochodów budżetowych jest przeznaczana nie na inwestycje w przyszłość, lecz na spłatę przeszłości. (…) Obecnie zaufanie jest towarem deficytowym. Ludzie na całym świecie stracili zaufanie do instytucji, liderów, a nawet do samej przyszłości. To jest niebezpieczne. Tworzy próżnię, która zostaje wypełniona strachem, populizmem i uproszczonymi rozwiązaniami złożonych problemów.<<

Źródło

* * *

>>Współczesna gospodarka w coraz większym stopniu oddziela tworzenie bogactwa od jego dystrybucji. W przeszłości na wzroście produktywności korzystała zazwyczaj duża część społeczeństwa, obecnie zyski te w szczególności przypadają właścicielom kapitału, czyli tym, którzy posiadają aktywa finansowe, nieruchomości i akcje. W rezultacie coraz większa część bogactwa znajduje się w rękach małej grupy osób, podczas gdy większość z trudem nadąża za resztą społeczeństwa, polegając coraz bardziej na zadłużeniu. (…) Najpierw następuje okres budowy, innowacji i ekspansji, w którym możliwości są powszechnie dostępne, a zaufanie do systemu rośnie. Jednak z biegiem czasu, w miarę jak sukces się kumuluje, rodzi się nadmiar, rośnie zadłużenie, nierówności się pogłębiają, a w końcu nierównowaga staje się nie do utrzymania. Obecnie znajdujemy się w końcowej fazie tego cyklu.<<

Źródło

* * * * * *

>>Nie ma sposobu na uniknięcie ostatecznego załamania się boomu spowodowanego ekspansją kredytową. Alternatywą jest tylko to, czy kryzys powinien nastąpić wcześniej, jako wynik dobrowolnego zaniechania dalszej ekspansji kredytowej, czy później, jako ostateczna i całkowita katastrofa danego systemu walutowego.<<

Ludwig von Mises, ekonomista i filozof.

>>Dług, zgodnie z definicją, przyciąga przyszłą konsumpcję do teraźniejszości. Pozwala ludziom wydać więcej teraz, ale wymaga od nich wydania mniej w przyszłości.<<

Ray Dalio


czwartek, 8 maja 2025

O pieniądzach

 060525

„W świecie, w którym można drukować pieniądze fiducjarne na żądanie, aktywa, których nie można drukować, stają się bezcenne.”

 


Skopiowałem z tej strony.

O pieniądzach zdarzyło mi się już pisać tutaj, a wracam do tematu w związku z poważnymi zmianami na świecie i swoim zainteresowaniem finansami. Czasami śmieję się sam z siebie, no bo ja, emeryt mający przeciętną (czytaj: niewielką) emeryturę, interesuję się rynkami finansowymi jakbym był finansistą! Może to efekt nagle zwiększonej ilości wolnego czasu? Możliwe.

Pieniądz jako środek wymiany handlowej i wszelkiej płatności jest w gruncie rzeczy czymś dziwnym i sztucznym. Nie jest intuicyjny, jest obcy naszym wrodzonym reakcjom, co doskonale widać u małych dzieci. Dla nich wymienienie się zabawkami jest zrozumiałą czynnością, ale jednocześnie bardziej będą się cieszyły dostaniem drobnego nawet prezentu niż banknotem za który mogłyby mieć kilka takich zabawek. Pieniędzy musimy się nauczyć, bo są nam obce. Jaka wartość tkwi w kawałku zadrukowanego papieru lub zapisie komputerowym, albo, jak było kiedyś, w kawałku metalu? Dlaczego dla pozyskania czegoś takiego spędzamy w pracy trzecią część życia?

Odpowiedź znamy dopiero po przyzwyczajeniu się do czegoś tak dziwnego w pierwszym odruchu: bo za tę monetę, ten banknot albo tę liczbę zapisaną w bankowym serwerze, kupimy rzeczy i usługi nam potrzebne. Wymagana jest tylko powszechna zgoda na używanie takiego pośrednika, czyli pieniądza, i akceptacja jego wartości. Najlepiej niezmieniającej się wartości, o czym napiszę później. Pierwszymi powszechnie akceptowanymi pieniędzmi (pomijam dziwaczne prapoczątki w rodzaju muszelek) były metale: szlachetne złoto i srebro, oraz w mniejszym zakresie miedź, tańszy metal, ale wtedy znacznie droższy niż obecnie.

Złoto z racji ceny – także i wtedy bardzo wysokiej – było dla króli i możnowładców, srebro dla zamożniejszej warstwy społeczeństwa, miedź dla biedaków.

A propos miedziaków: jeszcze są ludzie znający stare powiedzenie „Kto nie ma miedzi, ten na dupie siedzi” z czasów pieniędzy opartych na wartości metali.

Aby usprawnić wymianę, zaczęto posługiwać się krążkami metalu o ustalonej wadze i czystości potwierdzonymi stemplem emitenta, którym pierwotnie była mennica działająca z upoważnienie władcy.

Później system zmodyfikowano: po co wozić ze sobą ciężkie monety, skoro można je zdeponować w banku i posługiwać się wydanym przez tę instytucję wekslem? I dalej: po co deponowanie i weksle, skoro można puścić w obieg ujednolicone środki płatnicze na okaziciela, mające określone wartości odpowiadające ustalonej ilości kruszców przechowywanych w skarbcu emitenta? Tak zrodziły się pieniądze papierowe mające pokrycie w złocie. System działał setki lat. W Polsce do 1939 roku, w USA dłużej.

Żaden kraj, w którym obowiązywał pieniądz kruszcowy, nie znał pojęcie inflacji i utraty wartości nabywczej pieniędzy. Nawet przez całe pokolenia nic albo nader niewiele się zmieniało. Chyba że zaczynano dodawać do kruszcu tanich metali. Po co? Aby mieć więcej pieniędzy. Aby finansować potrzeby władz i ich wojny. Właśnie z powodu dodruku pieniędzy w czasie wojny w Wietnamie, Nixon w roku 1971 zakończył wymienialność dolara na złoto. Od tamtego roku mamy pieniądz zwany fiducjarnym. To pieniądz symboliczny, umowny, nie mający wartości wewnętrznej. Krążek srebra czy złota będący monetą miał taką wartość, mianowicie wartość drogocennego metalu z którego był zrobiony. Nawet te drobne monety, „miedziaki”, miały taką wartość, a banknot jej nie ma. Honorujemy go tylko z powodu wiary w działanie systemu waluty fiducjarnej. To słowo pochodzi z łaciny: fides to wiara. Wiara w to, że dostajesz akceptowany przez innych środek płatniczy o określonej wartości, a nie zadrukowany papier czy plastik.

Trwa kolejny etap zmiany systemu walutowego: rezygnacja z anonimowych banknotów na rzecz wyłącznie zapisów w bankowych komputerach. Próbuje się nie tylko zerwać jakikolwiek związek pieniądza z czymś materialnym (tutaj z papierowym banknotem), ale i zlikwidować jego anonimowość, skoro każda transakcja byłaby rejestrowana w banku. Ten wątek zostawię jednak na boku, chciałem powiedzieć o pewnej zauważonej sprzeczności.

Jeśli już zdołaliśmy przyjąć ten dziwaczny fakt ukrycia w banknocie, a nawet w wirtualnym zapisie komputerowym, realnej wartości pozwalającej nabyć rzeczy czy usługi, to ekonomicznie najkorzystniej byłoby mieć pieniądze niematerialne, a więc w formie zapisów komputerowych, ponieważ najmniej kosztuje samo ich istnienie i funkcjonowanie. Banknoty trzeba drukować i często wymieniać zużyte, co sporo kosztuje, wszak druk jest bardzo wyrafinowany, bo taki musi być dla bezpieczeństwa, a na dokładkę kasjerka w sklepie powie (ostatnio coraz częściej) że nie ma jak wydać reszty. Jeszcze gorzej pod względem kosztów i wygody jest z pieniędzmi kruszcowymi. Ogromnymi nakładami budowane kopalnie, zakłady przetwórcze rudy, huty i rafinerie, a wszystkie te zakłady degradują otoczenie, zużywają wielkie ilości energii i ludzkiej pracy, aby w efekcie mieć złotą lub srebrną monetę i używać je jako środek wymiany handlowej czyli jako pieniądz. Absurd, nieprawdaż? Ja tak uważam. Owszem, kopać i przetapiać dla uzyskania metali potrzebnych w przemyśle, ale nie dla schowania ich w sejfie lub sakiewce!

Jednak jest całkowicie inaczej: to właśnie srebro i złoto, pozyskiwane tak ogromnymi nakładami, było od początku istnienia ludzkich cywilizacji, czyli od około pięciu tysięcy lat, najlepiej sprawdzającym się i najbardziej pożądanym pieniądzem. Dlaczego??

Pierwotnie po prostu z powodu technicznej niemożności drukowania banknotów czy tym bardziej obsługiwania kart płatniczych, ale i dla fizycznych zalet tych metali. Są szlachetne, czyli nie rdzewieją, łatwe są w obróbce i podziale na małe kawałeczki, oraz, co chyba najważniejsze, są rzadkie. Jest ich mało i jeszcze mniej ich przybywa z roku na rok. Teraz nie mamy właściwie żadnych ograniczeń technicznych, ale mamy swoje wady i systemy sprawowania władzy… Najnowocześniejszy, najwygodniejszy i najtańszy system pieniężny, ten niematerialny, cyfrowy, jest jednocześnie najgorszy z powodu naszych ludzkich cech.

Odkąd mocno ograniczone w dostępności złoto i srebro przestały być pieniędzmi, można tworzyć pieniądze praktycznie w dowolnych ilościach kosztem ich wartości. Problem w tym, że pieniądzem, a ściślej jego ilością i wartością, kierują politycy.

Celem nadrzędnym polityków jest utrzymanie się przy władzy, a najlepszym na to sposobem jest obiecywanie społeczeństwu dodatków finansowych. „Głosujcie na nas, my wam damy!” – tak brzmi najskuteczniejsze hasło reklamowe. Problem drugi: zdecydowana większość ludzi nie widzi związku między „dawaniem” a inflacją, spłacaniem długów rządowych, wysokimi podatkami i na koniec ogólną biedą. Właśnie do biedy zawsze sprowadza się rozdawnictwo pieniędzy przez władze. A skąd w tym inflacja? Z dodruku pieniędzy, jako że inflacja jest nadmiarem pieniędzy w stosunku do dostępnych dóbr. Bank centralny jest emitentem pieniędzy, a to znaczy, że może je tworzyć dosłownie z niczego, skoro nasze pieniądze nie mają żadnej kotwicy materialnej, są umowne, fiducjarne. Więc są drukowane aby politycy utrzymali się przy władzy.

Obecne złotówki zostały wprowadzone w styczniu 1995 roku, a zgodnie z wyliczeniem 1000 zł wtedy miało taką samą wartość nabywczą, jak obecnie 4600 zł. Spadek wartości trwa nadal, a ostatnio nawet się nasila.

Możliwość dodruku pieniędzy skutkuje zwyczajem zasypywania nimi wszystkich problemów społecznych i gospodarczych. Ogrom wydrukowanych pieniędzy powoduje nie tylko ustawiczną inflację, ale i umożliwia zaciąganie ogromnych długów przez społeczeństwa i całe państwa. W tym roku nasz kraj (czyli my, Polacy) jest zadłużany na około miliard złotych dziennie. USA mają 37 tysięcy miliardów dolarów długu rządowego, a cały świat jakieś 300 tysięcy miliardów dolarów. Długi kosztują. USA płacą dziennie blisko 3 miliardy dolarów odsetek, Polska jakieś 280 milionów złotych. DZIENNIE SAMYCH ODSETEK!

Bo politycy chcą władzy, a my wybieramy tych, którzy więcej nam obiecują.

Pieniądz fiducjarny mógłby z powodzeniem dobrze pełnić swoją rolę stabilnej waluty gdyby nie był psuty dodrukiem, ale nigdy i nigdzie nie udała się ta sztuka. Prędzej czy później wszystkie banki i politycy to robią, dlatego wzrok wielu zwykłych ludzi, ale i specjalistów od pieniędzy, ponownie, jak tyleż już razy w historii, kieruje się w stronę złota i srebra. Obok rozlicznych swoich wad mają jedną zaletę, która przeważa wszystkie wady: nie można ich drukować, a przybywają w tempie tylko około dwóch procent rocznie.

Dlatego firmy górnicze na całym świecie kopią wielkie dziury w ziemi, przewożą setki tysięcy ton skał, zużywają mnóstwo energii i zasobów nie do odtworzenia. Dobywają z głębi Ziemi jedyny metal, który jest w stanie być dobrym pieniądzem, czyli stabilnym i powszechnie uznawanym.

Ostatnio coraz więcej się mówi o związanych ze złotem działaniach Chin, o skutkach potwornego zadłużenia całego świata, o konieczności zmian systemowych – i w związku w tymi problemami o kruszcach.

Zapraszam do lektury wybranych fragmentów wypowiedzi amerykańskich znawców rynku finansowego. Cytaty ujęte są w znaki >> <<, a poniżej dodaję link do źródła, gdyby ktoś chciał wysłuchać całej wypowiedzi, albo przeczytał korzystając z tłumaczenia Google.

* * *

Wyjaśnienia:

LBMA – prestiżowe londyńskie stowarzyszenie podmiotów działających na rynku metali szlachetnych. Z polskich firm jedna tylko jest zrzeszona w LBMA, mianowicie KGHM, producent nie tylko miedzi, ale i srebra oraz niewielkich ilości złota.

Comex – nowojorska giełda handlu, głównie kruszcami.

ETF – rodzaj funduszu inwestycyjnego lokującego pieniądze swoich udziałowców w wybraną część rynku towarów lub w akcje firm na giełdzie.

FED – Rezerwa Federalna, amerykański bank centralny.

(…) – wprowadzony przeze mnie skrót oryginalnej wypowiedzi.

* * *

>>Dolar jest spychany na margines, a my co robimy? Przepuszczamy biliony dolarów w budżecie i kłócimy się o bilety na koncert Taylor Swift. Prawdziwym problemem jest to, że gospodarka USA jest zepsuta u podstaw. Zbudowaliśmy gospodarkę opartą na konsumpcji bez produkcji, która mogłaby ją wspierać. Przez dziesięciolecia żyliśmy ponad stan eksportując dolary zamiast towarów. Taka jest istota systemu petrodolara. Amerykanie wysyłają dolary za granicę, świat wysyła towary z powrotem. Co się stanie, gdy świat nie będzie już chciał dolarów? Co się dzieje, gdy zechcą prawdziwej wartości, gdy zechcą złota? Ten proces już się rozpoczął, dlatego cena złota rośnie, dlatego banki centralne wyprzedają obligacje, dlatego dolar spada i dlatego inflacja nie jest przejściowa. (…) Polityka którą zastosują aby spróbować zaradzić recesji, jest tą samą polityką, która pierwotnie spowodowała problem: więcej wydatków, więcej bodźców, więcej drukowania pieniędzy. To tak, jakby spróbować ugasić pożar polewając go benzyną, a potem udawać zdziwienie, gdy okaże się, że nie macie spalone brwi.<<

Źródło.

* * *

>>50 lat temu Ameryka była wierzycielem. Teraz to największy kraj dłużników w historii świata, a jest tylko gorzej. Politycy wciąż drukują pieniądze i składają obietnice, na które ich nie stać. Biliony deficytu i nikogo to nie obchodzi. Rynki najwyraźniej nie przejmują się tym, ale uwierz mi, rzeczywistość zawsze dogania. Pozwól wyjaśnić: nie kibicuję katastrofie. Nie chcę być świadkiem załamania, ale też nie będę siedzieć i udawać, że to się nie może się zdarzyć, bo już to widziałem. Mieszkałem w krajach, w których waluta upadała, a oszczędności całego życia ludzi stawały się bezwartościowe z dnia na dzień. A co ich uratowało? Realne aktywa. Złoto, srebro, ziemia, rzeczy, które można trzymać w dłoni, a nie cyfry na ekranie komputera. Wiesz co mnie bardzo martwi? To apatia. Ludzie są bardziej zainteresowani trendami na Tik Toku i kryptomemami niż ochroną swojego majątku. Uważają, że rząd ma wszystko pod kontrolą, wierzą, że FED ich uratuje, ale FED nie jest twoim przyjacielem. (…) Od dziesięcioleci pompuje bańki i dewaluuje pieniądze.<<

Źródło.

* * *

Rezerwa Federalna jest największym dostawcą bogactwa, inflacji i kradzieży, ponieważ tym właśnie się zajmuje od 112 lat. Kradną siłę nabywczą twoich zarobków, zmuszając cię do używania ich marnych kawałków papieru, które potrafią stworzyć z niczego, i oczywiście poniżali tych, którzy próbowali powiedzieć wam, że potrzebujecie złota i srebra. (…) Dlaczego tak jest? Ponieważ mają oni (banki centralne – wyjaśnienie KG) moc, jakiej nie ma żaden z nas, pozwalającą tworzyć im pieniądze i kredyty z powietrza, co jest po prostu obrzydliwością. (…) Banki centralne są końmi trojańskimi. Niszczą Zachód od środka. Jedyne, w czym banki centralne są dobre, to tworzenie baniek kredytowych, krachów kredytowych, akcji ratunkowych, inflacji, wojny. Są dobrzy w finansowaniu wszystkich tych programów, które tak naprawdę niszczą społeczeństwa od środka. Są dobrzy w finansowaniu mediów, rządu, finansują wszystkich, bo jak powiedział pan Rothschild: „Dajcie mi kontrolę nad walutą kraju, a nie będzie mnie obchodziło, kto tworzy prawa.” (…)

Słowa pewnego bankiera z Zurychu: „Za inflację odpowiada wyłącznie państwo. Inflacja bez rządu lub wbrew rządowi jest niemożliwa.” <<

Źródło.

* * *

>>(Wzrost ceny złota) to sygnał, ogłoszenie, że pod powierzchnią dzieje się coś o wiele większego, ponieważ gdy złoto rośnie, nie oznacza to, że gospodarka kwitnie, oznacza to coś przeciwnego: że sprawy się psują lub już się popsuły. Złoto nie jest aktywem, które eksploduje ponieważ właśnie ponieważ odkryliśmy kolejnego I’phone’a. Rośnie, gdy zaufanie spada, gdy systemy się chwieją, gdy społeczeństwo zaczyna pytać, czy ludzie u władzy naprawdę rządzą. (…) Wielu ludzi nie rozumie, że tak naprawdę nie chodzi o wzrost ceny złota, a o spadek wartości pieniędzy. (…) Waluta upada nie z powodu pecha, ale z powodu nadmiernej ingerencji rządów. Po prostu nie potrafią sobie pomóc. Wydają za dużo, pożyczają za dużo, obiecują za dużo, a potem drukują, drukują i drukują. Aktywa która pozostaje, nie jest poparte obietnicami, nie potrzebuje banku centralnego, nie polega na zaufaniu konsumentów aby utrzymać swoją siłę nabywczą. To daje mu trwałą atrakcyjność. (…) Za każdym razem gdy świat traci zaufanie do swoich przywódców, do swoich pieniędzy, do swoich obietnic, złoto się budzi. (…) Za każdym razem gdy zobaczysz cenę złota na nowym szczycie, nie oglądasz jak staje się droższe, widzisz, jak pieniądze tracą kontrolę. Banki centralne po cichu ci mówią, że waluta w której zarabiasz, oszczędzasz i wyceniasz swój dorobek, staje się słabsza. To nie wzrost wartości złota, to topnienie twoich pieniędzy.<<

Źródło.

* * *

>>Kiedy cena złota gwałtownie rośnie, nie jest to reakcją na wzrost gospodarczy, to reakcja na porażkę. Nie rośnie gwałtownie kiedy przyszłość rysuje się świetlana. Ceny gwałtownie rosną, bo teraźniejszość wydaje się być nie do utrzymania. Cena złota nie wzrosła na skutek działania mechanizmów cenowych, wzrosła, ponieważ architektura światowej gospodarki pęka pod wpływem własnych sprzeczności. Nie był to rajd napędzany optymizmem sektora technologicznego ani niespodzianką w postaci zysków. To była nagła zmiana wyceny bezpieczeństwa i nowa globalna ocena zaufania. Złoto się nie zmieniło, to system uległ zmianie. (…) To, co się teraz dzieje, nie jest wydarzeniem cenowym, to strukturalny reset. To powolna, cicha utrata wiary w systemy, które miały być niezmienne. (…) Zaufanie, jak się okazuje, jest najrzadszym dobrem ze wszystkich. I wiesz co? Znika. Nie ma żadnej polityki oszczędnościowej, w ogólne żadnej wiarygodnej polityki, jest tylko drukowanie, opodatkowanie, pożyczanie i nadzieja. A gdy nadzieja się kończy, na sceną wkracza złoto. (..) Nie zabezpieczysz się przed zmiennością, przed szaleństwem. Nikt ci tego nie powie: złoto nie jest tylko zabezpieczeniem przed inflacją i dewaluacją, jest także ochroną przed szaleństwem. Przed systemem, którym rządzą algorytmy, ego polityków i wyeksploatowane ideologie.<<

Źródło.

* * *

>>(Zakupy złota przez banki centralne) to nie zabezpieczenie, to nie wyjście strategiczne. To prowadzi nas do sedna sprawy: zaufania. Złoto nie wymaga okazywania komuś zaufania, tak po prostu jest. Nie potrzebuje rady gubernatorów, banku centralnego, agencji ratingowej ani dekretu rządowego. Dlatego jest pieniądzem. (…) Jeśli więc uważasz, że złoto i srebro to coś staromodnego, zastanów się jeszcze raz. One są przyszłością. Nie z powodu ideologii, ale konieczności, a w ostateczności rynki poddają się konieczności. To jest ostatnie prawo ekonomii.<<

Źródło.

* * *

>>(…) tendencja spadkowa będzie się pogłębiać. Dwie mogą być reakcje rządu na tę sytuację: interwencja lub bezczynność. W przeszłości standardem była interwencja rządu w postaci pakietów pomocowych i stymulacyjnych, ale takie działanie niesie pewne zagrożenia. Za każdym razem gdy rząd interweniuje przeznaczając więcej pieniędzy, dewaluuję walutę. Drukując więcej pieniędzy, zwiększasz ilość waluty w obiegu, przez co staje się mniej wartościowa w ujęciu realnym. Proces ten przyspiesza ostateczny upadek systemu monetarnego, co prowadzi do inflacji, dalszej dewaluacji oszczędności i powszechnej niestabilności finansowej. (…) Nakaz polityczny jest jasny. Oni interweniują. Próbują zarządzać gospodarką i zrobią wszystko, co w ich mocy, aby zapobiec pogorszeniu się sytuacji, ale ich wysiłki ostatecznie spełzną na niczym, bo problem jest znacznie głębszy niż im się wydaje. Mówimy o trwającym od dziesięcioleci narastaniu niezrównoważonego długu (…). Jesteśmy teraz świadkami pogłębiania się kryzysu, ponieważ system finansowy zmaga się z ciężarem własnego długu. Lekcja, jaką z tego można wyciągnąć, jest prosta. Rząd i banki centralne nie mogą bez konsekwencji dalej drukować pieniędzy i napędzać inflacji. Konsekwencje tego stają się coraz bardziej widoczne w życiu codziennym. Od rosnących kosztów utrzymania, przez erozję oszczędności, po pogłębiającą się przepaść między bogatymi i biednymi. Pośród tych wszystkich wydarzeń złoto stało się kluczowym zabezpieczeniem. Banki centralne po cichu zwiększają zakupy złota. Dlaczego? Ponieważ złoto jest jedynym aktywem, którego wartość nie zależy od polityki rządów ani kaprysów banków centralnych. W przeciwieństwie do pieniędzy fiducjarnych, które można dowolnie drukować, złoto przez całą historię zachowało siłę nabywczą. W czasach niestabilności finansowej jest najlepszym sposobem na przechowanie wartości.<<

Źródło.

* * *

>>(…) to daje nam pewien obraz edukacji o znaczeniu złota. Ludzie po prostu nie uważają tego za ważne, nie rozumieją podstaw całego systemu finansowego. Smutne jest to, że prawdopodobnie dowiedzą się tego w bolesny sposób. (…) Obecny system monetarny w zasadzie opiera się na niczym. Dolar nie ma żadnego zabezpieczenia. Nic nie stoi na przeszkodzie tworzenia nowych dolarów, tak więc podaż pieniędzy zbliża się do nieskończoności. (…) Co więc moim zdaniem stanie się z naszym systemem monetarnym? Cóż, istnieje naturalna ewolucja, która okresowo się powtarza. Zaczynamy od solidnych pieniędzy, na przykład złota, a następnie wspieramy je papierowymi obietnicami. To obietnica odkupienia złota. A potem, kilka lat później, to zabezpieczenia staje się częściowe, w których tylko część papierów jest zabezpieczona złotem, a potem są tylko kawałki papieru niemających żadnego pokrycia w złocie. (…) Myślę, że powstanie nowy system monetarny (…).<<

Źródło.


sobota, 14 grudnia 2024

Różności II

 091224

Ciekawostka


 Na zdjęciach widać półki z towarami w sklepie spożywczym w Wenezueli. Ceny są dziwne: dwie setne, trzy setne. Czego? Jakiej waluty? Złota. Ceny podane są w gramach złota. Ponieważ od lat jest w tym kraju bardzo duża inflacja, pieniądz papierowy traci tam wartość niemal z dnia na dzień. Sprawdziłem cenę żółtego kruszcu, jedna setna grama kosztuje około 3,50 zł.

* * *

Inflacja

 Na tym zdjęciu jest tabela przedstawiająca roczną inflację u nas, w Polsce. Pamiętam jak było z cenami w 1990 roku u mnie w pracy: jesienią 89 roku bilet na karuzelę kosztował 250 zł, wiosną 90 roku 1200, a w lecie 2500 zł.

Inflacja to z definicji nadmiar pieniędzy w stosunku do ilości towarów i usług, a taki stan powoduje wzrost cen. Ten nadmiar jest efektem dodruku pieniędzy przez bank centralny. Najprostszym sposobem na inflację jest wypuszczanie przez rząd obligacji i wykupywaniem ich przez bank centralny. Taki bank, u nas NBP, jest emitentem pieniędzy, czyli ich kreatorem. Nie musi mieć pieniędzy aby wykupić obligacje rządowe, on je po prostu tworzy, wypuszczając dodatkowych dziesięć albo sto wagonów stuzłotówek. Obecnie, gdy zdecydowana większość pieniędzy jest w formie zapisu elektronicznego, nawet drukować nie trzeba, wystarczy parę kliknięć na komputerze by mieć dodatkowy miliard. Efekt widać na tabeli.

Na tej stronie jest kalkulator inflacji w Polsce; okres ustala się samemu. Zapytałem, jaka była od 1995 roku do teraz. Okazało się, że sumaryczna wyniosła 350 %, czyli w styczniu 95 roku (zaraz po denominacji) tysiąc złotych warte było tyle, ile teraz 4500 zł.

Wszystkie rządy, nie tylko w Polsce, oprócz działań skutkujących inflacją zadłużają swoje państwa pożyczając pieniądze wewnątrz kraju i na międzynarodowym rynku finansowym. To przejaw nie tylko pragnienia utrzymania konsumpcji ponad możliwości, ponad wypracowaną ilość dóbr, ale i po prostu przypodobania się wyborcom oraz krótkowzroczności polityków.

„Damy ludziom, wtedy nas wybiorą, a po nas niechby potop” – i ten mechanizm działa! Wybieramy tych, którzy nam „dają”. Nie, oni nic nam nie dadzą, bo aby dać, wcześniej więcej nam odbiorą albo dodrukują pieniędzy, czyli w końcowym efekcie zawsze zabiorą.

* * *

Dlaczego nie lubię aktualizacji

Powód jest prosty: każda kolejna czasami zawiera ułatwienia, częściej utrudnienia.

Programiści chcą, być może, ułatwić użytkowanie, podpowiedzieć, pokazać możliwości, ale w rezultacie nie tylko komplikują obsługę, ale i uznają, może nieświadomie, użytkowników za ludzi, którym trzeba pomóc w wyborach, ułatwić trudny dla nich proces myślowy, a kiepsko im to wychodzi. Obsługując unowocześnione programy, mam wrażenie wymyślania na siłę przez programistów czegoś dodatkowego, nowego, ale nijak się mającego do potrzeb i funkcji. Jakby ilość pozycji na listach menu miała świadczyć o jakości programu. Wcześniej program pełnił konkretną funkcję, na przykład ciął pliki mp3, ale nie mógł retuszować zdjęć, a teraz nie tylko to robi, ale jeszcze próbuje składać wideo, rozpoznawać gwiazdozbiory i udawać symulator lotów. W rezultacie ciężko cokolwiek zrobić przy jego pomocy.

Kiedyś skopiowanie zawartości ekranu było bardzo proste: wciskałem przycisk „prtsc”, otwierałem przeglądarkę zdjęć i wciskałem „ctrl+v” – i tyle. Teraz nie, nie, tak byłoby za prosto. Najpierw wyświetla się lista możliwych sposobów skopiowania: „pełny ekran”, „dowolny kształt”, „okno”, „prostokąt”. Później jest następne okno „co chcesz z tym zrobić?”, i znowu litania podsuwanych mi propozycji: chcesz komuś udostępnić, wysłać na FB, a może zapisać gdzieś? Klikam, klikam, zamykam, żeby w końcu móc po prostu wkleić kopię. Wcześniej było 3 kliknięcia, teraz 6 czy 7.

Tutaj uwaga językowa. Słowo „udostępnienie” używane jest w komputerach i smartfonach powszechnie, ale niezbyt precyzyjnie. Udostępnienie to tyle, co umożliwienie dostępu. Udostępnić możemy komuś swój samochód albo miejsce parkingowe, a zdjęcie zrobione telefonem lub link po prostu wysyłamy.

Mam zaktualizowaną wersję programu do rejestracji trasy. Wcześniej aby wyświetlić zapisaną trasę, klikałem na odpowiedni folder i w nim wskazywałem trasę, ale tak było za prosto. Teraz muszę wybierać spośród wielu dziwnych albo i dziwacznych zapytań, na przykład „Jak chcesz sortować”. Nie chcę sortować, chcę tylko otworzyć! Dobrze, ale które chcesz otworzyć?: „widoczne na mapie”, „ulubione”, „trasy”, „rec”, „nowa ścieżka” czy może jeszcze jakieś inne? Matko Boska!

Każda kolejna wersja ma mniej przejrzysty wygląd na ekranie, czyli „skórkę”. Oto zawartość ekranu z włączonym programem do odtwarzania muzyki:

 Napisy w menu mają może 2 mm, są praktycznie nieczytelne i mogąc wiele zmienić, akurat ich wielkości nie mogę, jest stała. Używam tego programu od wielu lat, widzę więc proces jego przemiany, a jest jednoznaczny: mianowicie każda kolejna wersja jest mniej czytelna.

Często słyszę argument o konieczności zmian w związku z wprowadzaniem nowych formatów czy technologii. To zrozumiałe, ale po co przy tej okazji przemeblowywać całe menu!? Funkcja X była tutaj, teraz nie tylko jest tam, ale i zwie się Y, czyli w praktyce trzeba wyrabiać nowe nawyki i zakuwać nowe nazwy, coraz częściej nijak się mające do pełnionych funkcji. Na dokładkę ta mania używania dziwacznych skrótów albo ikonek i komplikowania najprostszych urządzeń i funkcji.

Chciałem wgrać jedną ze starych wersji winampa, programu do odtwarzania muzyki, ale nie są już dostępne, a za to ilekroć uruchamiam ten program, wyświetlana jest informacja o nowej wersji: „pobierz, nie wiesz, ile tracisz!” Wiem, ile zyskam, a wodotrysk w tym programie nie jest mi potrzebny.

* * *

O polszczyźnie

Różnica między urządzeniem elektrycznym a elektronicznym

Elektryczne to takie, w których energia elektryczna pełni główną rolę będąc wykorzystywaną do wytworzenia ruchu, temperatury czy światła. W urządzeniu elektronicznych energia elektryczna jest nośnikiem sygnałów zawierających informację w nim przetwarzaną.

Elektryczny jest grzejnik, żarówka, klimatyzator czy silnik w samochodzie elektrycznym zamieniający „prąd” w obroty. Elektronicznym urządzeniem jest smartfon, laptop, telewizor, są też wszelkiego rodzaju sterowniki, których jest coraz więcej nawet w zwykłych urządzeniach. Na przykład są w lodówkach czy pralkach, jest ich dużo w samochodach, ale przecież nikt nie nazwie tych urządzeń elektronicznymi, ponieważ nie przetwarzanie informacji jest ich główną cechą. Jakiś prosty sterownik elektroniczny jest też w papierosach elektrycznych, ale istotą działania tych urządzeń jest podgrzewanie płynu, co czyni je podobnymi do czajnika elektrycznego. Jednak o ile samochodu na baterie ani czajnika nikt nie nazywa elektronicznymi, papierosy wszyscy tak nazywają. Ktoś kiedyś tak je nazwał, inni błąd podchwycili jak papugi, i teraz wszyscy tak mówią i piszą.

Ekosystem

Definicja podsunięta mi przez Google: „ekosystem to dynamiczny układ ekologiczny składający się z zespołów organizmów (biocenoza) połączonych relacjami troficznymi wraz ze środowiskiem przezeń zajmowanym, czyli biotopem, w którym zachodzi przepływ energii i obieg materii. Ekosystem to biocenoza wraz z biotopem.”

Mówiąc prościej ekosystemem są wszelkie organizmy żywe, środowisko w którym żyją i cała sieć zależności między nimi. Jest specyficzną odmianą ogólniejszego pojęcia systemu.

Definicja skopiowana ze strony PWN: kliknąć tutaj.

System, zespół wzajemnie sprzężonych elementów, spełniający określoną funkcję i traktowany jako wyodrębniony z otoczenia w określonym celu (…)”.

Różnica (nie jedyna) między systemem a ekosystemem jest taka, jak między pojazdem a ciężarówką. Każda ciężarówka jest pojazdem, ale nie każdy pojazd służy do przewozu ciężarów. Każdy ekosystem jest systemem, ale odwrotnie już nie. Ekosystem jest jedną z najistotniejszych cech natury, pojęcie „system” częściej odnosi się do tworów sztucznych, związanych z cywilizacją, chociaż nie zawsze. Jednak ostatnio słowo „ekosystem” bywa używane jako nazwa zespołu zależności stworzonych przez człowieka. Przykład: wczoraj na kanale poświęconym ekonomii słyszałem o „finansowym ekosystemie”. Co mają pieniądze do biocenozy i biotopu – nie wiem. Ponieważ „ekosystem” brzmi bardziej uczenie od pospolitego „systemu”, zapewne rozpowszechni się jak generowanie, dywersyfikacja, transparentność, panel i tyleż innych modnych słów nadużywanych lub używanych niewłaściwie.

* * *

Cyfryzacja i konsumpcjonizm

O konsumpcjonizmie i złym wpływie mediów pisałem w wielu miejscach. Gdyby ktoś chciał zapoznać się z tymi tekstami, najprościej kliknąć „konsumpcjonizm” na liście tematów wyświetlanej na głównej stronie bloga, tutaj podaję tylko jeden link i krótki cytat a propos z bloga.

Cytat z tego posta

>>Współczesny obraz życia uczuciowego ludzkości jest zafałszowany łatwością przekazywania informacji i dążeniem do zysku; środki masowego przekazu tworzą sobie i zleceniodawcom potrzebne wzorce upowszechniając to, co najłatwiej się sprzeda, tworząc wrażenie niezbyt optymistyczne poprzez uwypuklenie przeciętności, a nawet miernoty, która teraz i w przeszłości była najliczniejsza. Zmiana, jaka nastąpiła, to stanie się tej licznej grupy społecznej ważnym konsumentem; konsekwencją tegoż jest sprzyjanie ich gustom w najbardziej wpływowych mediach, co z kolei utrwala je i ośmiela. Doszło do czegoś, co wydawało się niemożliwe: swoją niewiedzę, swój brak zainteresowania, nieuctwo i prymitywizm, zaczyna się uznawać za styl bycia, a nie za powód do wstydu (…).<<

Piętnaście lat minęło od napisania tych słów. Wtedy jeszcze miałem skłonność do bronienia ludzi, teraz już tego nie robię, a jedynie staram się ich zrozumieć, co nie oznacza akceptacji.

O szkodliwym wpływie cyfryzacji wiele mówi ceniony przeze mnie profesor Andrzej Zybertowicz. Niżej zamieszczam wybór jego słów, a tutaj jest ich źródło. Cytaty są ograniczone znakami >> <<.

>>Jak media społeczne wyewoluowały? Żeby wzmocnić najgorszą wersję nas samych. Nierefleksyjną, agresywną, wrogą. Wypromować agresywne teksty żeby zniszczyć niuansowanie rozmowy, żeby premiować za skrajności. „Mocny komentarz”. Jak mocny, to często agresywny, prawda? Dosadnie powiedział, obraził, itd. Media społecznościowe spowodowały, że u miliardów ludzi zostały aktywowane gorsze części ich natury, które przez tysiące lat ludzkiej kultury próbowano osłabić. O ile następował postęp ludzkości, to dzięki temu, że mieliśmy być bardziej empatyczni, mniej prymitywnie reaktywni, a media społecznościowe to odwróciły.

Nie przejmuj się, że komuś i jego bliskim zrobisz przykrość gdy napiszesz coś wulgarnego. Nie przejmuj się, że zrobisz mema który jest obsceniczny i chamski. Ciesz się tym, jaką on ma ekspozycję, ile dostałeś lajków, ile fajnych komentarzy.” To jest hodowanie w nas potworów i kurczenie w naszych duszach, naszych umysłach tego, co najwartościowsze.<<

>>Big techy zniszczyły komunikację polityczną, a niszcząc komunikację polityczną, niszczy się jakość ludzi którzy są wybierani, bo wyborcy, w których emocje rezonują z agresywnym językiem, wybierają polityków którzy umieją się posługiwać takim agresywnym językiem.<<

>>Politycy działają pod presją medio- i memokracji, część z nich to są ludzie… przybłędy z procesu politycznego, którzy nie mają kwalifikacji intelektualnych ani moralnych.<<

Źródło poniższych cytatów jest tutaj.

>>Media społecznościowe oduczają ludzi wysiłku umysłowego.<<

>>Nie mylmy informacji w wiedzą. (…) Informacja nie układa się w wiedzę, a sens i zrozumienie przynosi dopiero wiedza.<<

>>Broniąc tezy, że politycy nie są generalnie mało inteligentni sądzę, że ten degradacyjny wpływ rewolucji cyfrowej i mediów społecznościowych na myślenie ludzi w ogóle, obniżył jakość polityki i polityków. W polityce demagodzy zawsze mieli swoje miejsce, zawsze potrafili odnosić sukcesy, ale nigdy tak łatwo nie było prymitywnym umysłom tak szybko wejść do samego rdzenia polityki. (…) Niektórzy badacze zatroskani kryzysem demokracji liberalnej mówią: to jest ten populizm, fale ideologicznego populizmu, faszyzmu, odradzającego się autokratyzmu, przyczyniły się do kryzysu demokracji. Ja mówię: nie widzicie słonia w salonie? Kryzys demokracji jest rzeczywisty, zdiagnozowany dobrze, ale u źródeł populizmu nie są ideologiczne nastawienia, czy jacyś fanatyczni ideolodzy i politycy, tylko u źródeł populizmu są efekty polaryzacyjne wygenerowane przez strukturalnie zatrutą infosferę cyfrową, ponieważ władcy algorytmów wiedzą, że przekazy polaryzacyjne, skandalizujące, seksualizacyjne, przemocowe, zwiększają czas pobytu przed ekranem, a więc i ilość kliknięć reklamowych. (…) Nadmiar kanałów komunikacji powoduje ściganie się o oglądalność i klikalność reklamy i tak dalej. To powoduje zjazd w dół (…)<<

Cytaty z innego wywiadu z profesorem Zybertowiczem, źródło tutaj.

>>Często wskazuje się, jak to wspaniale, bo ktoś wyjechał za pracą czy służbowo do Ameryki i możemy jeszcze tego samego dnia, jak tylko wysiądzie z samolotu, mieć z nim wideopołączenie, rozmawiać, itd. A jak działa na ludzką psychikę i na dojrzałość, nie tylko młodych ludzi, niezdolność do przeżywania tęsknoty? Dawniej ktoś wsiadał na dworcu w Warszawie, jechał do Paryża, a stamtąd gdzieś dalej w świat, i nie wiadomo było kiedy się zobaczymy i nie wiadomo było po jakim czasie przyjdzie list. Ludzie tęsknili za swoimi bliskimi, prowadzili życie wewnętrzne, myśleli jak mu się tam wiedzie, zaczynali pisać listy, skupiali się, a teraz zanim ten pociąg wyjedzie za granicę miasta, to już się ludzie wymieniają smsami lub filmikami. Coś takiego jak budowanie swojej dojrzałości, budowanie obecności innych ludzi w mojej psychice, w mojej duszy, zostało nam zabrane, bo nie możemy tęsknić, nie możemy budować w naszych neuronach wirtualnej troski o inne osoby. <<

* * *

Brakuje nam ciszy, samotności i tęsknoty. Brakuje chwil bez szumu informacyjnego i bez smartfona w ręku. Brakuje chwil sam na sam ze sobą, a są one bardziej potrzebne, niż się nam wydaje.