Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ludzkie wybory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ludzkie wybory. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 marca 2025

Trzy tematy

 220325

Dwadzieścia czy nawet więcej procent ludzi nie wie, co definiuje rok, a ponad połowa nie wie, dlaczego pory roku zaczynają się akurat w podawane dni. Piszę więc dla przypomnienia, ale i dla podkreślenia radosnego faktu rozpoczęcia wiosny.

 
Wiadomo, że rok jest czasem obiegu Ziemi wokół Słońca. Wiadomo też, że kręcąc się po swojej orbicie, nasza planeta jest nieco pochylona. Owszem, jest (prawie dokładnie) kulą, więc trudno mówić o pochyleniu, ale obraca się też wokół swojej osi. Ta oś obrotu przebiega przez bieguny, i właśnie ona jest pochylona do płaszczyzny utworzonej obiegiem planety wokół naszej gwiazdy. Gdyby oś obrotu Ziemi była pionowa do płaszczyzny obrotu wokół Słońca, wtedy w południe zawsze byłoby pionowo nad równikiem, jednakowo oświetlając północną i południową półkulę, a przez to nie byłoby pór roku. W pobliżu równika byłoby jeszcze bardziej gorąco, a na biegunach przez cały rok trwałby niekończący się wschód czy też zachód. Właściwie ani jedno ani drugie, skoro Słońce zawsze (pozornie) kręciłoby się na linii horyzontu, ani nie wznosząc się, ani nie opadając. Na naszej szerokości geograficznej cały rok byłoby taki, jak w drugiej połowie marca i września, w dnie równonocy. Żadnych zmian, dzień i noc trwałaby po 12 godzin, nie skracając się ani nie wydłużając.

Przez swoje nachylenie, a właściwie dzięki niemu, w czasie rocznego biegu Ziemia nie jest jednakowo wychylona do Słońca, a okresowo północną półkulą, południową, lub dwa razy w roku równikiem. Ten ostatni układ jest w czasie równonocy wiosennej i jesiennej. W te dwa dni Słońce w południe wznosi się aż do zenitu nad równikiem, czyli świeci pionowo. Nie rzuca cienia, a na biegunach widać je na linii horyzontu. Na obu biegunach jednocześnie, bo obie półkule oświetla jednakowo. Stan taki trwa tylko chwilę, jako że Ziemia powoli ale nieustannie zmienia swoje położenie względem swojej gwiazdy. We wrześniu kolejnego dnia zaświeci w zenicie już odrobinę za równikiem, bardziej na południe, wtedy na tamtej półkuli dzień się będzie wydłużał, a nas, czyli na północ od równika, skracał; w marcu jest odwrotnie.

Dwa dni temu, 20 marca o godzinie 10 (według naszego czasu) Słońce stało w zenicie nad równikiem będąc gdzieś nad wschodnią Afryką. Dzisiaj, po dwóch dniach, w zenicie będzie blisko 60 kilometrów na północ od równika, a to znaczy, że u nas zobaczymy je w południe odrobinę wyżej. Wschód będzie nieco wcześniejszy, zachód późniejszy, czyli dzień będzie stopniowo coraz dłuższy także względem nocy. Piszę „także”, bo przecież dzień się wydłuża już od końca grudnia, ale dopiero po 20 marca będzie dłuższy niż noc.

Słowem: WIOSNA!

Może wystarczy tego wymądrzania.

Zdjęcia czereśni i gwiazdnicy wielkokwiatowej zrobiłem pierwszego maja, dwa lata temu.

* * *

 To zdjęcie z Ukrainy zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Komentarz nie jest potrzebny.

* * *

Nieustannie słyszę stwierdzenia o uratowaniu nas przez Unię, że gdyby nie przystąpienie do niej, u nas byłoby jak w Ukrainie. Prawda jest bardziej skomplikowana. Unia pomogła nam, ale nie odwróciła trendów istniejących u nas przed przystąpieniem do tej organizacji. Oto dowód, zestawienie PKB Polski i Ukrainy z uwzględnieniem różnic w sile nabywczej pieniędzy, na co wskazuje skrót PPP.

 Widać wyraźnie nasz stabilny piętnastoletni trend wzrostowy jeszcze przed przystąpieniem do Unii. Co prawda można też zauważyć lekkie przyspieszenie po wejściu do tej organizacji w 2005 roku, ale nie ma jednak żadnej radykalnej zmiany po tej dacie. Nas napędza chęć dorobienia się, zamożności porównywalnej do zachodniej, a mniejsza korupcja nie niszczy tak, jak Ukraińców. Kiedyś w pracy próbowałem uświadomić Ukraińcowi, że dawanie łapówki policjantowi jest złe dla kraju, a on się ze mnie śmiał. Dwa światy, którego dwa odmienne oblicza widać na tym wykresie. A swoją drogą właśnie ta nasza dążność do zamożności, do sukcesu zawodowego, do stworzenia Zachodu tutaj, nasza niezagubiona jeszcze zaradność i umiejętność pokonywania przeszkód, odpowiada za wzrost PKB ostatnich lat, gdy rozleniwiony dobrobytem i stabilizacją Zachód ulega stagnacji albo i regresji.

Unia się zmieniła. Miała usprawniać i ułatwiać rozwój gospodarczy niezależnych krajów, a stała się organizacją dążącą do centralizacji władzy i uczynienia z Europy państwa federacyjnego. Rządy państw członkowskich coraz mniej mają samodzielności, coraz więcej decyzji zapada w Brukseli, a w nich rozsądku ekonomicznego, logiki i sprawiedliwości ubywa w zastraszającym tempie.

Dwa wykłady na temat Unii Europejskiej.

Kilka wstrząsających obrazów współczesnej Unii: tutaj.

Pisałem już o skutkach wprowadzenia pieniądza cyfrowego CBDC. Tutaj usłyszałem bardzo podobne prognozy i diagnozy.

Oto prawdziwe oblicza współczesnej Unii!!

wtorek, 18 marca 2025

Koniec KOŃCA HISTORII Francisa Fukuyamy

 080325

Wiem, że tematy społeczne, ekonomiczne i polityczne niezbyt interesują bywalców tego bloga, ale interesują mnie jako obywatela Rzeczpospolitej, więc trudno, mężnie znieście ten tekst albo go zignorujcie. Jednak jeśli ktoś zapozna się chociaż z częścią informacji zawartych w materiałach proponowanych niżej, jaśniej będzie widział otaczającą nas rzeczywistość, a dobrą ona nie jest.

O tytułowej książce za Wikipedią: „Liberalna demokracja i związany z nią wolny rynek są zdaniem Fukuyamy ostateczną, lepszą formą ustrojową, lepszą niż monarchia, faszyzm czy komunizm. Miałaby ona być jednocześnie końcem historii, przez wyczerpanie się nowych projektów ustrojowych.”

Właśnie jesteśmy świadkami przegrywania tej idei, odrzucania liberalnej demokracji przez narody świata. Nie dlatego, że idea była z gruntu zła, ale dlatego, że taką została uczyniona. Przeszła drogę od dbałości o Ziemię do szaleństwa zielonego ładu; od demokratycznych zasad do ich deptania nie tylko cenzurą, do straszenia karaniami inaczej myślących i unieważniania wyborów; od swobód gospodarczych do pętania przedsiębiorców (najlepiej małych, bo tacy nie mają siły) niezliczonymi absurdalnymi przepisami i ograniczeniami; od równych praw dla wszystkich, do tworzenia grup równiejszych, od zasady służenia władzy obywatelom do pychy, przekonania polityków o własnej nieomylności i kształtowania ludzi na bezwolną masę; od racjonalizmu do ideologii. Od samostanowienia państw i dbania o uczciwą współpracę, do globalizacji, zamazywania państw, przenoszenie władzy do struktur ponadpaństwowych i dbałości o interesy, owszem, tyle że mocniejszych państw. Patriotyzm został uznany za kuzyna rasizmu, a władze stając się wrogiem obywateli czynią państwo naszym nadzorcą.

Oto współczesne oblicze „najlepszej formy ustrojowej”!

Dlaczego tak się stało? Moja diagnoza, na pewno ani odkrywcza ani wnikliwa, wiąże klęskę tej formy ustrojowej z ewolucyjnie ukształtowaną psychiką ludzi. Jako ludzkość jesteśmy tacy sami, jak sto lat temu i sto wieków temu. Nadal chcemy panować nad innymi i ich wykorzystywać a nawet grabić, nadal pożądamy władzy i pieniędzy. Tak jak przed wiekami, tak i teraz silniejszy przy byle okazji, albo i bez niej, oszuka słabszego, a więc nawet i bez wojny nie ma spokoju ani sprawiedliwości – jak nigdy nie było.

Nadal pokój między nami możliwy jest tylko wtedy, gdy strony mają równie ostre i długie kły. Tyle że teraz nie szachujemy innych naszym uzębieniem, a substytutami, mianowicie czołgami i rakietami. Kto ich nie ma, nie liczy się na arenie międzynarodowej, co widać teraz, w relacjach Europy z USA w związku z wojną w Ukrainie. Zamiast więc żyć spokojnie i likwidować ubóstwo na Ziemi, wydajemy absurdalnie wielkie pieniądze na nasze odstraszające kły. Dla władzy, pieniędzy i realizacji naszych idei, obojętnie jak irracjonalnych czy szkodliwych, a obłażą nas one jak robaki padlinę, gotowi jesteśmy na każdą niegodziwość i każdy absurd, co doskonale pokazują decyzje unijnych biurokratów. Mentalnie nadal jesteśmy troglodytami. Nie ma końca historii i wątpię, by kiedyś doszła do kresu, chyba że razem z ludzkością.

Tutaj przeczytacie o przemianach we współczesnym świecie w historycznym i socjologicznym ujęciu. Czym w istocie jest nacjonalizm? Co się naprawdę dzieje w Europie, USA i nie tylko tam? Co odróżnia i w czym są podobne demokracja, nacjonalizm, globalizm i rasizm?

Aby władze miały nad obywatelami jeszcze więcej władzy, wprowadza się CBDC, cyfrowy pieniądz banku centralnego. Tutaj o nim.

tutaj jeden z bardzo wielu dostępnych w internecie komentarzy.

W strefie euro ma być wprowadzany jeszcze w tym roku, u nas po trochu i z opóźnieniem, ale też będzie. Ten system skutkuje absolutnym, totalnym nadzorem państwa nad nami. W skrócie: nie ma żadnej gotówki, wszyscy mają konta w jednym centralnym banku, który na bieżąco nadzoruje wszystkie transakcje. W takim systemie nie ma żadnej prywatności, żadnej tajemnicy. Władze będą wiedziały co, gdzie, kiedy, ile i za ile kupiłeś, gdzie jesteś, a pośrednio i co robisz. Jeśli naprawisz sąsiadowi kran, a ten zapłaci ci 50 zł, „oni” wiedząc o tym przelewie zapytają się, za co te pieniądze, i trzeba będzie uiścić podatek. Dobrze, że małolat nie kupi alkoholu bo bank odrzuci transakcję, ale i to samo zrobi z każdą transakcją nieakceptowaną przez władze z jakiegokolwiek powodu, niekoniecznie zgodnego z prawem, tym bardziej sprawiedliwością. Chcesz odłożyć na starość? Nie, masz wydać pieniądze w ciągu miesiąca, bo stracą ważność albo zapłacisz dodatkowy podatek. Strajkowałeś? Masz na miesiąc zablokowane konto. Nie masz jak kupić chleba z tego powodu? Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej! Władza będzie wiedziała wszystko i wszystko będzie mogła zrobić – i zrobi, ponieważ ów najlepszy ustrój coraz bardziej przypomina swoje przeciwieństwo. Przykład zmian ustroju z naszego kraju, to ściganie i karanie „mowy nienawiści” z urzędu, o ile przejdzie do końca ścieżkę legislacyjną. Spróbuj teraz, człowieczku, pisnąć coś, co się nam nie spodoba!

O sposobie pozbawienia nas dziesiątków miliardów złotych: tutaj.

Zwiastun  filmu a propos: „Odnawialne źródła pieniędzy”.

Tutaj o niemieckiej morskiej elektrowni wiatrowej rozbieranej po 15 latach dopłacania do jej działania. 

A my w tym czasie zaczynamy budować taką elektrownię za absurdalnie wielką kwotę 30 miliardów złotych!

Jeszcze raz: Niemcy demontują wiatraki, my stawiamy, czyli o wydawania naszych pieniędzy na dopłaty dla właścicieli wiatraków.

Tutaj poznacie koszt tak zwanej „transformacji energetycznej”, czyli przepisu na rozbicie ściany głową.

O aktualnym stanie i możliwej przyszłości Polski: tutaj.

Czy wiecie, że mamy w Polsce Ministerstwo Klimatu i Środowiska? Działania na rzecz ochrony środowiska bezsprzecznie są konieczne i być może wymagają koordynacji na poziomie ministerstwa, ale klimat?? Równie dobrze mogłoby istnieć Ministerstwo Ruchów Tektonicznych, Ministerstwo Prądów Morskich albo Ministerstwo Wiatru. O, to ostatnie bardzo by się przydało aby wiatraki mogły się kręcić! W rozmowach z ludźmi kilka już razy zdarzyło mi się słyszeć taki argument na rzecz obrony przed zmianami klimatu: w zimie na osiedlu było dużo dymu bo ludzie palili węglem albo oponami. To klasyczny przykład mylenia pojęć. Likwidując kopcące piece chronimy środowisko, nie klimat, na który po prostu nie mamy wpływu. Te wszystkie monstrualne kary płacimy nie za emisję pyłów czy związków siarki, a dwutlenku węgla. Warto przy tej okazji zauważyć fakt oczywisty: my sami też emitujemy CO2, więc może będzie podatek za oddychanie. Absurdalne? Niemożliwe? Kiedyś to samo mówiono o płaceniu kar za emisję CO2 przez ciepłownie czy elektrownie, a teraz niektóre firmy dostarczające ciepło i prąd do naszych domów stoją na krawędzi bankructwa z tego właśnie powodu.

* * *

 Tutajtutaj jest o historii Polski, ściślej o pańszczyźnie, czyli o wiekach niewolnictwa w Polsce, ale też o skutkach sięgających naszych czasów. Dlaczego tak wiele jest w nas skłonności do bumelanctwa, do drobnych kradzieży w pracy? Dlaczego władze, pojmowane zarówno jako urząd, instytucje, jak i urzędnicy, traktowane są podejrzliwie a nawet wrogo? Dlaczego częściej spodziewamy się po nich decyzji dla nas szkodliwych niż dobrych? Dlaczego piszemy o takich przeciwstawieniach, którego sam właśnie użyłem: my – oni? Innym zagadnieniem, bardzo ważnym, jest pytanie o to, dlaczego taki podział jest nadal słuszny...

sobota, 21 grudnia 2024

O naszych kłopotach ze sobą

 151224

Ludzkość nachodzą coraz to nowe plagi egipskie. Mnożą się i rozprzestrzeniają szokująco dziwaczne izmy, rozpędza się konsumpcjonizm. Coraz więcej w nas żądań i oczekiwań, chorobliwej wręcz nietolerancji, zwłaszcza u ludzi najgłośniej się jej domagający, i coraz łatwiej przyjmujemy jako swoje poglądy jaskrawo sprzeczne z wiedzą a nawet ze zdrowym rozsądkiem. To wszystko dzieje się z nami mimo braku wojen i życia społeczności w dostatku i bezpieczeństwie. Możemy po prostu cieszyć się życiem, a to życie sobie utrudniamy. Wielu uważa, że pierwotną przyczyną jest dostatek i długi pokój; w pewnej mierze i ja ten pogląd podzielam, jednak praprzyczyn upatruję głębiej.

Zapewne pisałem już o dostrzeganych przeze mnie przyczynach i związkach, ale do tematu wracam ponieważ wielce jest dla mnie ważny.

Może jest odwrotnie: owe plagi są nie mimo dostatku i bezpieczeństwa, a właśnie dlatego?! Może mamy za dobrze, za spokojnie? Ale dlaczego stan, który, zdawałoby się, powinien w pełni nam sprzyjać i przynosić tylko dobro, miałby przynosić także szkody? Przyczyn dopatruję się w przebiegu i skutkach naszej filogenezy, czyli w historii naszego gatunku postrzeganej jako proces ewolucyjny.

My, ludzie, zawsze musieliśmy wiele pracować by zapewnić najbardziej elementarne potrzeby, jak jedzenie, odzienie i schronienie, ustawicznie doświadczaliśmy niedostatków i niebezpieczeństwa. Taki stan trwał ponad dwieście tysięcy lat, czyli całą naszą historię, a zmieniać się zaczął kilka tysięcy lat temu, przy czym zmiany przez niemal cały ten okres były niewielkie, skoro i wtedy wielu ludzi kładło się spać mając broń pod ręką i wiedzieli, co to jest przednówek oraz głód.

Dopiero ostatnich parę wieków, a zwłaszcza dziesięcioleci, przyniosły zmiany radykalne. Problem w cechach naszego umysłu, który kiedyś został wykształcony w kierunku zwiększenia szans na przeżycie w świecie pełnym niedostatków i niebezpieczeństw, a te umiejętności nagle (jak na skalę ewolucyjną) przestały być potrzebne, a nawet stały się szkodliwe, ponieważ radykalnie zmieniliśmy warunki życia. Jednak nasz umysł nie zmienił się ani na jotę w czasie tysiącleci cywilizacji, jest dokładnie taki sam, jaki mieli nasi przodkowie żyjący w jaskiniach. Umysłowo, psychicznie, ale i fizycznie, nadal jesteśmy troglodytami, nieowłosionymi małpami. Trzymanie smartfona w ręku czy przycisku do rakiety temu twierdzeniu nie zaprzecza, a jedynie świadczy o nadmiarowości naszego mózgu.

Podam parę spośród bardzo wielu przykładów istnienia w nas pamięci przeszłości:

Dlaczego mamy kłopoty z nadwagą? Ponieważ przez 99,99% naszego istnienia korzystnie było najeść się po dziurki w nosie, skoro następna okazja mogła się trafić za kilka dni, czyli inaczej mówiąc, nigdy nie mieliśmy lodówek ani sklepów. O przedlodówkowym czasie nie pamiętamy, ale odruchowe reakcje jeszcze nie dostrzegły zmiany i nasz mózg ciągle dopomina się poczuciem głodu o więcej jedzenia – na zapas. Dlaczego inaczej traktujemy obcego niż kuzyna czy nawet dobrego znajomego; dlaczego nie potrafimy tworzyć swoich grup znajomych liczących tysiące osób? Ponieważ przez wieki wieków żyliśmy w małych grupach ludzi najczęściej spowinowaconych ze sobą, a obcy mógł być niebezpieczny. Dlaczego mamy skłonność widzenia w brudnej szybie twarzy człowieka, albo w ciemnym i obcym miejscu ludzkiej postaci w czymkolwiek? Ponieważ w świecie pełnym zagrożeń bezpieczniej było dostrzec go tam, gdzie go nie było, niż odwrotnie. W nas nadal tkwią odruchy odległych przodków bojących się wchodzić do ciemnych i nieznanych jaskiń, czego każdy z nas doświadczył.

Trudności, niebezpieczeństwa i braki nas mobilizowały, były stanem naturalnym, natomiast dostatek i długie poczucie bezpieczeństwa rozleniwiają, a nawet, tak bywa dość często, pozbawiają sensu życia. Nasz umysł stał się bezczynny w wielu swoich umiejętnościach, jest niedopasowany do obecnego świata w którym nie trzeba się wysilać by przeżyć.

W rezultacie mamy skłonność do wyszukiwania zagrożeń, do tworzenia dziwnych celów ku którym chcemy dążyć, do zajęcia się czymś, czasami czymkolwiek, by zapełnić pustkę w naszych głowach dając zajęcie umysłowi. Jest tutaj pewne podobieństwo do naszego układu immunologicznego, który pozbawiony znacznej części swojej pracy jako skutku obecnego poziomu higieny, czasami zajmuje się wyimaginowanymi wrogami. Jeśli już o tym wspomniałem to dodam, że jednym z powodów tego rodzaju chorób (czyli autoimmunologicznych) jest stres, ale mechanizm oraz cel jego aktywacji powstał w nieistniejących już realiach i nadal działa; pomagał, zwiększał szanse przeżycia, teraz szkodzi.

Kiedyś siła fizyczna i spryt, nie tylko na łowach, umożliwiały osiągnięcie wysokiej pozycji w grupie, a tym samym zapewnienie sobie łatwiejszego dostępu do dóbr oraz partnerów seksualnych.

Teraz pieniądz jest ekwiwalentem pozycji i ilości posiadanych dóbr, ale to w zasadzie jedyna zmiana. Ten zasób nadal ustala pozycję w grupie, porządek dziobania i w pewnej mierze dostęp do partnerów. Kiedyś owych dóbr zawsze brakowało, wyjąwszy wyjątkowe i krótkie dni obfitości. Nie istniało pojęcie nadmiaru, nie miało się jak wykształcić, więc nasz umysł nie był i nie jest na taki stan przygotowany. Dlatego nie ma takiej ilości pieniędzy, którą uznamy za nadmiarową, niepotrzebną nam. Najbogatsi ludzie mają zasoby wystarczające do wygodnego życia ich odległych prawnuków, ale gotowi są szkodzić innym i poświęcać swoje życie by mieć więcej.

Kiedyś posiadanie służyło przeżyciu, teraz życiem się stało.

Obecny świat zamożnych krajów Zachodu jest pozbawiony tego wszystkiego, co nas ukształtowało nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Nasz umysł jest nastawiony na trudności, na pokonywanie przeszkód, na walkę o życie, a walczyć już nie potrzebujemy.

Znane są słowa krótko i dobitnie przedstawiające cykliczność rozwoju ludzkich społeczności: „Trudne czasy tworzą silnych ludzi; silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy.”

Tutaj jest sporo informacji o tej – nie waham się napisać – konstatacji.

Mijamy trzecią i wchodzimy w czwartą, schyłkową fazę cyklu. Można przerwać ten krąg, ale trzeba dostrzec jego istnienie i obecne absurdy. Możemy to zrobić dzięki nauce, a więc posługując się naszym elastycznym umysłem. Inaczej mówiąc: możemy działać wbrew naszym wrodzonym skłonnościom – dla naszego dobra. Jednak nikt nas nie uświadamia, nikt nie pomaga poza jednostkami, których głosy są tłumione. Jest wprost odwrotnie: ci, co mogliby zrobić wiele dobrego, mianowicie giganci mediów, jeszcze bardziej nas pogrążają, przekonując do bezmyślnego konsumpcjonizmu, a dziwaczne i szkodliwe ideologie przedstawiając jako zdobycze wznoszące ludzkość na nieosiągalne wcześniej wyżyny cywilizacyjne.

* * *

Pamiętacie słowa przypisywane Henry Fordowi?

Każdy klient może kupić samochód pomalowany na dowolny kolor pod warunkiem, że będzie to kolor czarny.”

Tutaj można wysłuchać opowieści o współczesnej wersji tego twierdzenia, tym razem w europejskim wydaniu. Oto przykład ograniczania obywatelskich wyborów o ile nie są zgodne z oczekiwaniami możnych tego świata: możecie wybrać kogo chcecie, o ile wybierzecie naszego człowieka.

Tutaj dowiecie się o działaniach unijnych urzędników wprowadzających cenzurę. Oczywiście w trosce o demokratyczne swobody.

* * *

 
Dla łatwiejszego oderwania się od tych niewesołych spraw, wklejam zdjęcia dwóch ładnych miejsc na Roztoczu. Są one, te miejsca, dla mnie wyjątkowe, dlatego ich zdjęcia mam na swoim komputerowym pulpicie, czyli pod ręką.

 To zdjęcie nie jest moje, skopiowałem je z niepamiętanej strony. Urocza wiewiórka i ślicznie owocujący cis. Chciałbym mieć mały domek, a na nim bocianie gniazdo; chciałbym mieć obok domu duże drzewa z dziuplami, a w nich wiewiórki. Dokarmiałbym je, próbował oswoić czy raczej zaprzyjaźnić się z nimi. Nic z tego nie będzie, ale chciałbym.



 
Te zdjęcia są moje. Mają 17 lat, zrobiłem je w Trowbridge, miasteczku w UK, w którym przez rok mieszkałem. Do tego cisa dosłownie się wchodzi. Jest rozłożysty, wielki, piękny. Nie zobaczę go już, ale pamiętam.

poniedziałek, 25 listopada 2024

O ludzkości

 241124

Czytam książkę „Zmiany klimatu” napisaną przez doktora Piotra Kowalczaka, byłego dyrektora instytutów meteorologicznych.

Tutaj  znajdziecie mnóstwo informacji o autorze.

Książka liczy osiemset stron, w tym kilkadziesiąt stron przypisów. Jest dość trudna w czytaniu, bo nie dość, że zawiera mnóstwo odnośników do prac naukowych, to i język nie zawsze pomaga w lekturze, ale trud się opłaca zdobywaną wiedzą.

 Tekst z okładki:

>>Autor uważa, że związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wzrostem poziomu CO2 w atmosferze a wzrostem temperatury Ziemi nie został w przekonujący sposób udowodniony. Pokazuje, jak przekonanie o istnieniu tego nieudowodnionego związku stało się podstawowym dogmatem naukowym i politycznym dzisiejszego świata oraz kanwą wielu nietrafionych prognoz, które już negatywnie zweryfikował czas. Wskazuje też, że zmiany klimatu są regułą a nie czymś nadzwyczajnym w historii Ziemi, więc nie należy się ich bać.<<

Niżej garść cytatów, a teraz wyjaśnienia. Znaki >> << wyznaczają początek i koniec cytatu, cudzysłowami zaznaczam słowa cytowane przez autora książki, a tak (…) zaznaczyłem miejsca dokonanych skrótów cytatów.

* * *

>>Stan wiedzy o gospodarowaniu wodą na obszarach miejskich i związkach tego procesu w ociepleniem klimatu bywa szokujący. Ilustracją niech będzie fragment wywiadu z prezeską polskiego Kongresu Ruchów Miejskich:

Największym wyzwaniem dla miast w najbliższych latach będą zmiany klimatu. Katastrofa klimatyczna dzieje się tu i teraz. Dowodem może być piwnica zalana po dużych opadach, bo plac, na którym rosły drzewa został wyłożony kostką kamienną.”

(…) Autor (książki – wyjaśnienie moje, KG. Tak pisze o sobie.) obawia się, że jakakolwiek próba komentarza powyższego cytatu może zabrzmieć obraźliwie.<<

>>Obecnie istnieje tendencja, aby wszelkie zmiany w dziedzinie meteorologii i hydrologii określać jako skutek ocieplenia klimatu. Jest to szkodliwy trend występujący w niemal każdym aspekcie gospodarowania wodą. Konieczne szczegółowe rozpoznanie problemu zastępuje się niepopartą badaniami, ale modną i skuteczną politycznie tezą. Brak prawidłowej diagnozy powoduje zaniechanie działań lub, co gorsze, podjęcie zwykle kosztownych przedsięwzięć, które mogą być przyczyną dalszej degradacji środowiska.<<

>>Wspomniana cenzura ma także wpływ na kształtowanie polityki naukowej w niektórych krajach. Na przykład w Polsce, przy składaniu wniosków o granty na prowadzenie badań związanych z klimatem, bez uzupełnienia ich tytułu o hasła związane z ideologią IPCC (Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu utworzony przy ONZ – wyjaśnienie moje, KG) typu: zmian klimatu, ocieplenie klimatu, etc., wnioskodawca z góry skazany jest na niepowodzenie. Natomiast składanie wniosku o grant badawczy proponujący inne działania w tej dziedzinie ze wskazaniem innych przyczyn zmian klimatu niż antropogeniczne, traktowane jest jako bezczelność i grubiaństwo ze strony składającego.<<

>>Hipoteza zawarta we wszystkich pismach IPCC jest taka, że niebezpieczne globalne ocieplenie jest wynikiem emisji gazów cieplarnianych wytworzonych przez człowieka. IPCC zakłada, że jego hipoteza jest poprawna i że jedynym obowiązkiem IPCC jest zebranie dowodów i przedstawienie wiarygodnych argumentów na korzyść hipotezy.<<

>>Kiedy okazało się (po kilku mroźnych zimach – wyjaśnienie moje, KG), że hasło „globalne ocieplenie” jest zbyt ograniczające, przekształciło się w „antropogeniczne zmiany klimatu”, a więc nie ma już znaczenia, czy robi się cieplej, czy zimniej, bo tak czy inaczej to wina człowieka.<<

>>Analizując przebieg prac zespołów IPCC ma się odczucie, że prace są nie tyle koordynowane, co nakierowane na wybór, spośród zrealizowanych prac, tylko tych, których wyniki popierają idee IPCC.<<

>>” IPCC zaczyna od wniosków, a następnie wyszukuje literaturę naukową w poszukiwaniu sposobów ich uzasadnienia.”<<

>>Autor uważa, że IPCC przejęło pomysł nadania CO2 roli pokrętła kontroli klimatu (…)

Tej tezie przeczą jednak historyczne zapisy składu atmosfery.

Jeśli CO2 powoduje globalne ocieplenie, to wzrost stężenia CO2 powinien zawsze poprzedzać ocieplenie, zwłaszcza gdy klimat Ziemi ociepla się po epoce lodowcowej. Jednak we wszystkich przypadkach CO2 spóźnia się z ociepleniem o 800 lat. Krótsze okresy zmian pokazują to samo – ocieplenie zawsze poprzedza wzrost CO2 i dlatego nie może być przyczyną ocieplenia.”<<

Dodam od siebie: z badań wynika, że wzrost stężenia dwutlenku węgla jest skutkiem, nie przyczyną ocieplenia.

Słowa cytowane przez autora książki: „Prawdziwa nauka nieustannie bada, wątpi, testuje, bada, bada i wita sprzeciw.”

>>„Odkrycia potwierdzają nasze wnioski, że nie ma naukowych prognoz groźnego globalnego ocieplenia. Bez prognoz naukowych alarm jest fałszywy. Programy rządowe, dotacje, podatki i przepisy przedstawione jako odpowiedź na alarm o globalnym ociepleniu mogą skutkować jedynie marnotrawstwem i błędną alokacją cennych zasobów”.<< To cytowane w książce słowa Kestena C. Greena.

>>Problemem jest fakt, że dokumenty IPCC są przyjmowane bez jakichkolwiek zastrzeżeń przez władze Unii Europejskiej i stanowią podstawę do wdrożenia polityk, wizji, etc. A przede wszystkim wydawania pieniędzy podatników.<<

>>Co gorsza, z roku na rok kampania propagandowa stawała się większa. Kierowana jest przez ludzi, którzy chcą wykorzystać apokaliptyczne prognozy zmian klimatycznych jako środek do zdobycia władzy i osiągnięcia zmian społecznych na dużą skalę. A dla większości naukowców to prosta możliwość zdobycia pieniędzy. W pewnym momencie te cele przyćmiły naukę, a wiele przekazywanych informacji stało się fałszywymi i przesadnymi naukami – lub wręcz fikcją. Natomiast krytycy tak praktykowanej „nauki” często spotykali się z osobistymi inwektywami. <<

* * *

Dla uzupełnienia podaję linki do rozmów na temat „ratowania” klimatu dostępnych na You Tube:

O polityce i zielonym ładzie: tutaj.

Prof. Modzelewski o zielonym ładzie i jego wpływie na europejską gospodarkę: tutaj.

O zielonym ładzie i energetyce: tutaj.

Cytat z serwisu Infopiguła z dnia 190924:

>>Zw. Zawodowy „Solidarność" przedstawił raport o nadchodzących, katastrofalnych skutkach Zielonego Ładu dla Polski, z kosztami szacowanymi na biliony zł oraz negatywnymi zmianami gospodarczymi i społecznymi.

Koszt renowacji budynków wybudowanych do 2002 r. ma wynieść ok. 1 biliona zł, a koszty ETS 1 i ETS 2 dla gosp. domowego w 2030 r. oszacowano na między 4,7 tys. zł a 8,5 tys. zł. Wg raportu Polska musi zainwestować do 2030 r. ok. 7% PKB na realizację celów klimatycznych, czyli Zielony Ład i Fit for 55 mają ją kosztować ok. 60 mld zł rocznie. Koszty produkcji energii z OZE wyliczono na 35% wyższe niż z węgla.

Dojście do zeroemisyjności będzie kosztować Polskę 13,6% PKB rocznie przez 27 lat, czyli łącznie ponad 10 bln zł.

Wskazano, że produkty rolne spoza UE mogą stać się bardziej konkurencyjne niż te z państw członkowskich. Prof. Ryszard Piotrowski z UW ocenił, że Zielony Ład jest niezgodny z konstytucją RP. Raport powstał pod redakcją dr. ekonomii Artura Bartoszewicza z SGH.<<

Tutaj  przedstawione są główne wnioski z omawianego raportu.

* * *

Czy wybór tych materiałów świadczy o mojej negacji potrzeby zmian? Bynajmniej, czemu dawałem wyraz kilkakrotnie:

O żądzy posiadania i niemożności niekończącego się wzrostu, ale i potrzebie ograniczeń pisałem tutaj.

O OZE pisałem tutaj i tutaj:

O konieczności dbania o środowisko pisałem, niechby tylko parę słów, w bardzo wielu postach. To nasza konieczność i obowiązek wobec nas samych i przyszłych pokoleń. Są jednak diametralne różnice między racjonalnością a szaleństwem, nauką a ideologią, empatią a zimnym wyrachowaniem, mądrością a głupotą.

Właśnie tak zasadnicza jest różnica między praktyką unijnej i polskiej transformacji gospodarki, a możliwościami jej mądrego wprowadzania.

 


Zdjęcie bardzo a propos skopiowane z internetu.

Cóż mi dodać? Jak jeszcze skomentować? Chyba tylko stwierdzić brak granic ludzkiej żądzy władzy i pieniędzy.

PS

Aby zakończyć pozytywem, proponuję obejrzenie tego ciekawego i wartościowego filmu o drzewach, o ich funkcjonowaniu i o fotosyntezie, o zależności opadów od lasów oraz potrzebie sadzenia drzew w związku ze zmianami klimatu; kliknąć.  Krótko i ja pisałem o drzewach w związku z klimatem tutaj

Z satysfakcją stwierdzam zbieżność moich przemyśleń i wniosków, z poglądami naukowców wypowiadających się w tym filmie. Trzeba nam sadzić drzewa gdzie to tylko możliwe!

>>Jeśli znajduję nadzieję, to widzę ją w sadzeniu drzew, w działaniu i myśleniu jak one.<< – tak powiedziała jedna z pań naukowo zajmujących się drzewami.

Wiemy jacy jesteśmy jako ludzkość, a z niżej cytowanych słów wyłania się obraz diametralnie odmienny, urzekający prostotą i pięknem:

>>Każdy student wydziału biznesowego na świecie uczy się, że światem rządzi konkurencja. Tego uczą na uczelniach biznesowych: dobrej konkurencji, podczas gdy selekcja naturalna nagradza organizmy, które są dobrymi partnerami. Tak naprawdę strategie współpracy pozwalają organizmom adoptować się do zmieniających się warunków. Wyobraźmy sobie, że mówimy: zasadą organizującą świat są korzystne wzajemne relacje i partnerstwo, a nie to, kto wygra wyścig.<< (Pogrubienie jest moje, KG.)

O kim mówi? O ludzkim raju? O marzeniach? O celu, do którego powinniśmy dążyć? Mówi o drzewach. Może powinniśmy uczyć się od nich życiowych mądrości, których nam tak rozpaczliwie brakuje?



czwartek, 25 lipca 2024

Tragedia i absurd

 250724

Parę dni temu przeczytałem w serwisie informacyjnym Infopiguła taką wiadomość:

>>Na polecenie szwedzkiego sądu, polski sąd odebrał polskiej rodzinie na terenie RP czworo dzieci i odesłał je do Szwecji do rodzin zastępczych, gdzie dziewczynki rozdzielono.

Rodzina pracującego tam do niedawna polskiego specjalisty toczy desperacką walkę o dzieci. Powód odebrania: nastoletnia córka poskarżyła się kuratorowi, że rodzice znęcają się nad nią psychicznie. Miało chodzić o podstawowe obowiązki domowe.<<

Zamieszczono też link do filmu na YT, ten właśnie: kliknij.

Od tych paru dni nie mogę się uspokoić, bo ilekroć wspomnę to okropne zdarzenie, cholera jasna mnie bierze. Oto polskie władze na podstawie papierku przysłanego z obcego państwa, bez sprawdzenia zasadności, siłą, z użyciem policji, zabiera polskim rodzicom dzieci i wysyła za morze! Państwo polskie wystąpiło przeciwko swoim obywatelom, przeciwko rodzinie i dzieciom! Tym, które chronić winno najbardziej! Biurokratyczną maszynę uruchomiła kartka z obcego kraju, więc maszyna ruszyła i bez emocji, bez refleksji, bezdusznie rozjechała rodzinę, no bo przecież miała włączony tryb pracy. I my tym ludziom płacimy!!

Jeśli wszystko działo się zgodnie z umowami zawartymi między Polską a Szwecją, albo z międzynarodowymi umowami do których Polska przystąpiła, to kto, na Boga, podpisał umowy zezwalające na siłowe zabieranie dzieci i wywożenie ich do innego kraju!?

Wszyscy zamieszani w ten haniebny czyn oczywiście umywają ręce, mają się za niewinnych, wszak był nakaz sądowy. Guzik prawda! Nie ma czegoś takiego jak sąd, poza tabliczką na ścianie budynku. Człowieka osądza drugi człowiek. Ludzie ci są wybierani na funkcje sędziów nie z powodu ich moralności, etyki, prawości czy zwykłej ludzkiej przyzwoitości, nie. Głównym kryterium, oprócz studiów, jest pochodzenie z rodziny prawniczej. Człowiek od dziecka wychowywany w przekonaniu należenia do elity i bycia w przyszłości sędzią czy prokuratorem, dostaje później władzę nad innymi, dostaje immunitet i w pewnej mierze staje ponad prawem. A jaki werdykt wydaje, to widać tutaj: haniebny! Czy włos mu z głowy spadnie za traumę dzieci, za drogę do szybkiego zawału ojca, za prochy łykane przez matkę by móc usnąć? Nie! Dalej będzie z siebie zadowolony i przekonany o przynależności do elity.

Co na to nasze władze? Nie wiem, ale najwyższy przełożony tego bezdusznego typa zwanego sądem, szef Ministerstwa Niesprawiedliwości, powinien pojechać do Szwecji i nie wracać bez dzieci. Za towarzysza może zabrać premiera.

Może niech tylko przyślą dzieci i tam zostaną. Będzie korzyść dla Polski.

W tej tragedii, w tym absurdzie obnażającym stan prawa i poziom sędziów w naszym kraju, jest druga strona: pierwotna przyczyna, a jest nią obecny sposób wychowywania dzieci. Jak zwykle początki były słuszne, chodziło o chronienie dzieci przed krzywdą ze strony dorosłych, także rodziców, ale na tym nie poprzestano i doprowadzono do obecnego absurdalnego stanu, w którym dzieci nie mają żadnych obowiązków a za to mnóstwo praw. Doprowadzono do sytuacji, w której rodzic z byle powodu, albo i bez niego, wszak tutaj wystarczyło pomówienie leniwej małolaty, może być pozbawiony praw rodzicielskich. Doprowadzono do praktycznej bezradności nauczycieli w szkołach. Wpojono do głów dzieciom i dorosłym, że to w trosce o dzieci, że tak się godzi, że tak jest zgodnie ze współczesnymi standardami. Czym skutkuje takie wychowanie, wiemy nie tylko na tym przykładzie.

Nie jedyny to przykład zmiany słusznych początków w paranoję, że wspomnę początkowe żądania akceptacji przez mniejszości seksualnych do obecnego cyrku mnożenia płci i swobodnej jej zmiany. Od jakże słusznej dbałości o Ziemię i środowisko naturalne, do destrukcyjnego i nieskutecznego Zielonego Ładu. Od ludzkiego traktowania imigrantów, do dawania im więcej praw i pieniędzy, niż ma niejeden pracujący obywatel. Od możliwości wyrażenia swojego odmiennego zdania, do hejtu i coraz większego zamordyzmu (plany karania "mowy nienawiści"). Wczoraj przeczytałem o bardzo licznych anonimowych skargach na rolników składanych w różnych instytucjach z powodu prac żniwnych. Kupi jeden z drugim działkę na wsi, między polami, a później wielce jest oburzony, bo wieczorem albo i w nocy kombajn hałasuje i kurzy. Dowiedziałem się, że te anonimy stały się plagą z powodu liczebności, a zgodnie z prawem wszystkie należy sprawdzić. Boże drogi, dlaczego rozpatrywane są anonimy?

Widzę związek między tragedią tamtej rodziny a zachowaniami tych anonimowych głupków, a brzmi on tak: mamy prawa, obowiązków nie mamy. Inni muszą o nas zadbać, my nie musimy. My i nasze potrzeby są najważniejsze. Gdyby mama tej dziewczyny sama sprzątała jej pokój, nie byłoby sprawy. Gdyby rolnik wyjeżdżał na pole gdy mieszczuch jest w pracy (i gdy zamknął wszystkie okna żeby mu się nie nakurzyło), nie było donosów.

Na świecie przybywa popapranych ludzi i takich idei. Krzywe nazywane jest prostym, czarne – białym, głupota – mądrością, bezprawie – prawem. Zło uznawane jest za dobro, absurd zajmuje miejsce logiki, ideologia staje się nauką. Kto się nie zgadza, jest seksistą, homofobem, płaskoziemcą i zwolennikiem Putina.

Czasami odczuwam ulgę na myśl o swoich latach.

PS

Jestem na Roztoczu. Zobaczywszy tę kapliczkę, znowu pomyślałem o rodzinie rozbitej przez własne państwo. Kto wierzy, niech się za nią pomodli. Ja też spróbuję, chociaż wprawy nie mam.




środa, 17 kwietnia 2024

Rzeczywistość i marzenie

 060224

Wielokrotnie przymierzałem się do napisania tekstu o moim podejściu do posiadania dóbr i o kierunku, w którym powinna podążać ludzkość, ale odkładałem pisanie nie znajdując w sobie dość sił i argumentów uznanych za potrzebne do zmierzenia się z tym zadaniem. Nadal ich nie mam, na pewno temat ledwie zacznę wiele upraszczając i omijając, ale w końcu zdecydowałem się na pisanie dzięki dwóm wybitnym osobom: pierwszy to Ajschylos, poeta i myśliciel żyjący 2500 lat temu tam, gdzie kolebka – także przez niego kształtowana – naszej cywilizacji; drugi to zmarły niedawno profesor Aleksander Krawczuk. Był uczonym, starożytnikiem, pisarzem, mądrym i prawym człowiekiem. Trudność polega na nader łatwym zbanalizowaniu myśli i wniosków, zapewne nie uniknę tej pułapki, ale chociaż wesprę się słowami tych dwóch cenionych przeze mnie ludzi.

RZECZYWISTOŚĆ

Żądza sławy, pieniędzy i władzy działa jak narkotyk: trudno się od niej uwolnić, a dawki muszą być zwiększane dla zachowania dobrego samopoczucia. Trzeba przerwać tę niekończącą się spiralę, ale zdecydowana większość ludzi nie widzi potrzeby lub możliwości zmian. Mieszkańcy bogatych i bezpiecznych krajów uznają obecny stan za trwały, dobrobyt i stabilizację za pewnik i w przyszłości. Czy na pewno? Pandemia, później wojna blisko nas, zmieniły wiele, może nawet wszystko. Jeszcze w 2019 roku mogło się wydawać, że już tylko wzrosty przed nami i zajmowanie się modnymi trendami, ale teraz widać gołym okiem, jak cieniutka jest warstewka cywilizacji na grzbiecie jaskiniowca zwącego się homo sapiens i jak niepewna jest przyszłość Europy i szerzej – cywilizacji. Teraz widać, że czasy Stalina i Hitlera nie minęły i zamiast budować naszą dobrą przyszłość, produkujemy narzędzia zabijania szykując się do działań, którym z pasją oddajemy się od początku naszego istnienia – wzajemnego mordowania.

Wielki kraj ze wschodu nie jest wyjątkiem. Druga wojna domowa w Kongo pochłonęła ponad 5 milionów istnień ludzkich w wyniku działań zbrojnych, głodu i chorób. Syria, Jemen, Sudan, Etiopia, Strefa Gazy – to tylko nieliczne przykłady krajów, w których ludzie cierpią i giną. Szacuje się, że w ciągu ostatniego ćwierćwiecza w wojnach zginęło nie mniej niż 200 milionów ludzi, a dwa miliardy żyje na terenach objętych konfliktami zbrojnymi. W tych biednych ekonomicznie krajach nawet kilkadziesiąt procent ich nader skromnych dochodów pochłaniają walki zbrojne. W krajach, w których ludzie głodują!

Daleko od nas? Oni nie należą do lepszego Zachodu? Dwie wojny światowe rozpętane w Europie, wojna na Bałkanach, teraz w Ukrainie, zaprzeczają takim twierdzeniom. Kiedy słucham analiz sytuacji między państwami (czyli o geopolityce, jak teraz zwykło się mówić), prędzej czy później zawsze mam wrażenie bycia świadkiem narady wilków przed atakiem na sarny.

To są wielkie sprawy, a są inne, drobniejsze, wydawałoby się, przy tamtych milionach zabitych. Korupcja na najwyższych szczeblach władzy, także w krajach europejskich, kradzież publicznego grosza albo jego marnotrawienie, prawa ustalane pod zamówienia wielkich korporacji a sprzeczne z interesem społeczeństw, ograniczanie naszych swobód dla utwierdzenia władzy. To wszystko dzieje się u nas, w Europie. Nie jesteśmy lepsi od tamtych wyrzynających się Azjatów i Afrykanów, tylko mamy mniej możliwości na skutek lepszego działania prawa, czyli po prostu lepsi jesteśmy ze strachu lub pod przymusem.

Żądza pieniądza przejawia się na każdym kroku, także w formie niesprzecznej z prawem. Za istotny przykład, silnie związany z ekologią i naszą żądzą posiadania, mam produkowanie rzeczy mało trwałych i nierzadko nienadających się do naprawy, ale tańszych od tych solidnych, oraz wymuszanie na nas określonych działań w zakresie produkcji i zakupów. Mamy szybko kupować, szybko wyrzucać i znowu kupować, ponieważ w ten sposób producenci mają zyski a my mamy swoje upragnione dobra. Nadto usilnie zachęca się nas przekonywując na wszelkie sposoby, nie tylko reklamami ale i prawem, do kupowania tego, co jakoby jest dobre dla nas i dla planety, albo niekupowania i nieużywania tych uznanych za złe.

Nastawieni (i nadal nastawiani) jesteśmy na rosnącą konsumpcję dóbr wszelakich, co jest sumarycznym skutkiem skłonności tkwiących w nas od zawsze i wpajaniem nam na każdym kroku modelu szczęśliwego i nowoczesnego człowieka zwącego się homo consumens.

Każdego roku oczekujemy wzrostu gospodarczego, czyli zwiększonego wytwarzania produktów i usług. Jeśli braki dotyczą dóbr podstawowych, jak jedzenie, ubranie, mieszkanie, to trudno dopatrzeć się w takim oczekiwaniu czegoś złego, ale już tutaj ujawnia się nasza cecha, która nie tylko wiedzie nas na manowce, ale i wniwecz obraca wszelkie próby ustaleń co jest, a co nie jest, owym dobrem podstawowym. Dla jednych nędzą będzie tani obiad zjedzony w barze, dla innych luksusem, chociaż raczej już nie w naszym kraju; dla pewnej grupy ludzi jeżdżenie samochodem wartym 20 tysięcy będzie wstydem i fizyczną udręką, dla innej normą a nawet wygodą, dla jeszcze innej nieosiągalnym dobrobytem. Te oceny nie są stałe, a zmieniają się wraz ze zmianą zamożności. To, co dla początkującego biznesmena lub pracownika było luksusem, w miarę wzrostu dochodów powoli i niepostrzeżenie dla nich staje się oczekiwaną normą, a luksus znajdują na wyższym poziomie cenowym, jeszcze dla nich nieosiągalnym, przy czym i ten stan jest tymczasowy. Nie ma tu stałych granic między podstawami (naszego bytu), normami i luksusami, tak jak nie ma takiej ilości pieniędzy, którą uznamy za nadmiar.

Bardzo celnie wyraził to wszystko Richard Easterlin, amerykański profesor ekonomii.

„Wraz z rosnącym bogactwem to, co kiedyś było bytową koniecznością, czyli zaspokojenie głodu, dach nad głową, to wszystko stawało się banałem, normalnością, natomiast luksusy zamieniały się w wygody, a wygody w potrzeby.”

„Triumf wzrostu gospodarczego nie jest triumfem ludzkości nad materialnymi pragnieniami, a raczej triumfem materialnych pragnień nad ludzkością.”

Triumf materialnych pragnień nad ludzkością – jakże celne słowa! To, co miało być ledwie podstawą, zabezpieczeniem życia, zostało rozdęte do monstrualnych rozmiarów i stało się jego celem nadrzędnym. Żądza posiadania zapanowała nad nami.

Ten ekonomista sformułował, nota bene, zasadę nazwaną od jego nazwiska Paradoksem Easterlina. W skrócie: polega on na braku związku między satysfakcją a wzrostem zamożności u ludzi bardzo bogatych. W tym artykule są krótkie a celne uwagi na ten temat (chociaż nie zawsze precyzyjnie opisane w naszym języku) a dotykają one jądra tego, co chciałem opisać w tym tekście: destrukcyjnego działania naszego nienasyconego głodu posiadania.

Reklamy wołają do nas: kupować, kupować, kupować! No i kupujemy coraz więcej, kupujemy ponad potrzeby, sens, logikę i etykę. Nawet szczęście potrafimy utożsamiać z możliwością posiadania dóbr; znacie słowa Marilyn Monroe o szczęściu i zakupach, prawda?

„Wszelkie nieszczęścia nie pochodzą z braku, a z nadmiaru dobrobytu.” To słowa Lwa Tołstoja.

Dążności do zdobycia dóbr nie można z gruntu ganić, ponieważ sprzyjała i sprzyja rozwojowi gospodarczemu, a bez niego nie zastanawialibyśmy się dzisiaj nad wystarczającą dla nas jakością samochodu, a nad sposobem zdobycia czegokolwiek do zjedzenia i przetrwania przednówka, jak to było przez tysiące lat naszej historii. Jednak oczekiwanie ciągłego wzrostu dobrobytu doprowadza nas do ściany, ponieważ nie może wiecznie wzrastać gospodarka, skoro ograniczone są zasoby materiałowe Ziemi oraz jej tolerancja na nasze działania. Jeśli nawet ludzkość znajdzie sposób na usunięcie tej przeszkody, nadal pozostaje pytanie o pryncypia, a w istocie o nich pisał Easterlin. Po zabezpieczeniu naszych potrzeb materialnych logicznym byłoby zacząć żyć, nie zmieniać życia w ustawiczną pogoń za rzeczami i znaczeniem, a to właśnie robimy. Jako jednostki i jako wielkie struktury społeczne zwane państwami.

Dobra są wartością dodatnią, trudno podważać tę konstatację, ale i mają potencjalną wartość ujemną. Na pewnym poziomie, u pewnych ludzi, ich negatywne oddziaływanie można uznać za immanentne, a więc nierozłączne z faktem ich posiadania. Mówiąc wprost: pewnej (większościowej) grupie ludzi dobrobyt po prostu szkodzi, co wszyscy znamy z własnych obserwacji.

Myślę, że to miał na myśli Ajschylos pisząc w „Agamemnonie” te wersety:


„Tyle jeno miej, ile starcza,

jeśliś zdrów na duchu:

zbytek rodzi niedolę!”


Dwa i pół tysiąca lat mają te słowa – niewyobrażalny ogrom czasu. Jeśli uznać, że nowe pokolenie pojawia się co 30 lat, byłoby ich ponad 80. Gdy Ajschylos bronił pod Maratonem swojej ojczyzny (z czego do końca życia był dumny), żyli moi pra – powtórzone osiemdziesiąt razy – prababcia i pradziadek. Od tamtej pory świat ludzi zmienił się nie do poznania, ale jednocześnie pozostał niezmieniony. To, co dla tego Ateńczyka i niewielkiej części jego współczesnych było ideałem, a co wyraził w tych krótkich słowach, nadal rozumiana, akceptowana i stosowana jest przez nielicznych. Jest nawet gorzej, ponieważ wtedy tacy ludzie jak Ajschylos, czyli poeci i myśliciele, mieli wysoką pozycję społeczną, ich słowa miały znaczenie. Wszak nie bez powodów ten mały i biedny naród stworzył i ukształtował zespół pojęć, praw, sposobów rozumowania i widzenia świata, który do dzisiaj zachował swoje indywidualne cechy i nazywany jest zachodnią cywilizacją. Dzisiaj jednak słucha się raczej idoli niż autorytetów. Nie ludzi mądrych, wyróżniających się rozległością wiedzy i wnikliwością myśli, a ludzi potrafiących ustawić się przed kamerami mimo swojej przeciętności albo i miernocie. Wielki wpływ mają też na nas gwiazdy i gwiazdki mediów, sportu i rozrywki; wpływ wielki i negatywny, ponieważ kreowany przez nich i nam przedstawiany świat jest zwykłym błyszczącym koralikiem, a oni sami jakże często klasę i estetykę zastępują epatowaniem szokującymi zachowaniami. Jeśli sens znajdujemy w zdobywaniu pieniędzy i znaczenia, jeśli pożądamy bogactwa i popularności, pora na uświadomienie sobie miałkości naszego ducha – i szerzej: niebezpiecznej drogi społeczeństw wartościujących jednostki tylko pod kątem mamony.

Przy okazji parę słów o wspomnianym moim osiemdziesięciokrotnym pradziadku. Prosty i szybki rachunek na kalkulatorze (mamy dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków, itd.) pokazuje, że musiałem mieć więcej tych odległych dziadków niż ludzi żyjących na Ziemi, jednak paradoksu tutaj nie ma. Nie dość, że wszyscy rówieśnicy Ajschylosa byli moimi przodkami, to jeszcze ich potomkowie w różnych pokoleniach wielokrotnie łączyli się w pary i mieli wspólne dzieci. Tak jest i dzisiaj: wystarczy sięgnąć dostatecznie daleko w przeszłość (na ogół nie więcej niż kilkanaście pokoleń), by znaleźć wspólnych przodków dowolnej pary ludzi. Inaczej mówiąc: wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Szkoda, że nie pamiętamy o tym.

Obraz ludzi

Nas można tresować dokładnie tak samo jak psy. Jeśli nasz przywódca polityczny, guru czy pasterz duchowy każe nam szczerzyć kły, będziemy to robili. Jeśli każą nam zabijać dla wartości uznawanych za nadrzędne, będziemy zabijać i damy się zabić. Każdą szczytną ideę potrafimy zmienić w jej karykaturę albo wprost w morderczą ideologię. Dajemy sobie wmówić każdą głupotę i przyjmujemy każdą paranoję za prawdę objawioną, za którą warto płacić duże pieniądze a nawet cierpieć i cierpienie zadawać. Jeśli nie aż tyle, to chociaż szpilę komuś wbijemy w tyłek, bo wtedy na chwilę poczujemy się od tej osoby mądrzejszym lub sprytniejszym.

Bo tamci mając coś, czego my nie mamy, bo inaczej wyglądają i mówią, bo modlą się do innego boga, albo nawet bez żadnego powodu, z czystej bezinteresownej niechęci do innych, która siedzi w nas niczym potomstwo szatana. Bo nasz mózg nie powstał jako narzędzie do badania świata i mechanizmów społecznych, tylko jako narzędzie do zwiększenia szans przetrwania i posiadania potomstwa, a my o tym nie wiemy albo nie chcemy wiedzieć. Jedną z dróg wiodących do tych celów jest zdobycie i utrzymanie wysokiej pozycji w hierarchii swojej grupy – nieważne jakimi sposobami; w tym jesteśmy dobrzy i na tym się skupiamy. Poważnym problemem okazało się utworzenie ogromnych grup społecznych zwanych narodami i państwami, ponieważ nasza skłonność do zdobywania znaczenia i niechęć do „obcych-innych”, ma rozleglejsze pola działań, co widzimy od stuleci do teraz.

Konieczność istnienia przymusów

Muszą być przynajmniej dwie partie polityczne, bo gdyby była jedna, ich rządy szybko stałyby się dyktaturą. Muszą być przynajmniej dwie konkurujące ze sobą firmy, bo jedna mająca pozycję monopolisty bardzo szybko podniosłaby ceny swoich usług bądź towarów a obniżyłaby jakość, czego doświadczaliśmy w PRLu. Przeszkody i braki nas mobilizują, skłaniają do wysiłku fizycznego i intelektualnego, czynią nas odpornymi na nie. Musimy też mieć bat nad sobą w postaci ograniczeń, nakazów i zakazów by w miarę normalnie funkcjonować. W przeciwnym razie stajemy się gnuśni intelektualnie, przychodzą nam do głowy głupie idee szybko zmieniane w paskudne ideologie, które usilnie narzucamy innym. Stajemy się nieodporni na przeszkody, kłopoty i trudy – nawet takie zwykłe, codzienne. Tracimy sens życia albo znajdujemy go w szalonych działaniach czy ideologiach. W rezultacie zapełniamy (my i nasze dzieci) gabinety psychologów.
Obrazek a propos

Leżący na ziemi złamany konar wierzby iwy trzyma się pnia kilkoma włóknami. Na nim wyrastają nowe gałązki z baziami. Mimo tragicznej swojej sytuacji to drzewo chce żyć i puścić w świat zalążki nowego życia. Jakby wiedziało, że właśnie życie jest najważniejsze. Po prostu żyć – oto cała filozofia.

Patrząc na to drzewo pomyślałem, że ono jest mądrzejsze od człowieka. U nas istnieje wyraźna sprzeczność. Mamy mózg zdolny tworzyć kantaty i pojazdy marsjańskie, a jednocześnie są w nas cechy gorsze niż u najagresywniejszych zwierząt uznawanych przez nas za prymitywne. Nasze cechy wykształcone w zupełnie innym świecie nie pasują do naszych zdolności intelektualnych, a te mamy za duże w stosunku do naszej etyki i moralności. Ludzka zdolność zbudowania rakiety albo urządzeń elektronicznych wykazujących wszystkie z zasadzie cechy świadomego i rozumnego bytu, kontra siedzące w nas od dziesiątków tysiącleci odruchy i sposoby myślenia – oto przepis na tragedię.

MARZENIE

Najszlachetniejsze i najcenniejsze jest pozytywne przeżywanie życia w sposób możliwie mało uzależniony od pieniędzy. Piszę o względnej niezależności, ponieważ w naszym świecie nader trudna, chociaż nie niemożliwa, jest pełna rezygnacja z używania pieniędzy. Wystarczy umiar. Jeśli nasze zainteresowania, hobby, uprawiana aktywność, są zbyt drogie, wypadałoby raczej zrezygnować z nich, niż tracić czas, a nierzadko zdrowie i godność, na powiększanie stanu konta.

Kiedyś cytowałem na tym blogu fragment wiersza Williama Blake’a, teraz wesprę się słowami poety raz jeszcze.


Zobaczyć świat w ziarenku piasku

I niebo w pięknym kwiecie.

Zamknąć nieskończoność w dłoni,

A wieczność w godzinie.”

 

Ta wersja jest nieco zmienionym przeze mnie tłumaczeniem Google.

Znalazłem też inne tłumaczenie, nieznanego mi autora, i chociaż nieco odbiega od oryginału, jest piękne:

Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.”

Proszę nie zwracać uwagi na oczywistą idealizację, wszak poezja ma swoje prawa, a w odbiorze tego wiersza skupić się na istocie. Na idei przeżywania, które nie potrzebuje niesamowitych wyczynów, bycia w wyjątkowych miejscach, posiadania grubego portfela, adrenaliny ani ogłuszania zmysłów. Takie przeżywanie, takie postrzeganie świata i swojego życia, a niechby tylko starania o nie, są po prostu najwartościowsze, ponieważ swoją siłę czerpią z piękna natury, artystycznych dzieł ludzi lub bezpośrednio od nich, a nie z kupowanych wzmacniaczy.

Obcując z oszałamiającym zróżnicowaniem piękna natury i naszej twórczości może nie jest łatwo o częste i głębokie przeżywanie odciskające się w nas trwałym śladem, ale łatwo o miłe chwile dostrzeżenia i docenienia ładnego drobiazgu – i na początek tyle wystarczy. Można je znaleźć na szlakach wędrówek, niekoniecznie w licznie odwiedzanych modnych i drogich miejscach, one są i w parku po sąsiedzku, są w książkach, w muzyce, a otrzymujemy je także od naszych znajomych, przyjaciół i rodziny. Są wszędzie, tylko powinniśmy nauczyć się patrzeć. Ta nauka polega na odrzuceniu przekonania o związku między wartością naszego życia a wartością portfela i pozycji społecznej. Niewiele trzeba, ale jednocześnie wiele dla wielu, by zauważyć piękno i w jakiś sposób przeżyć go w sobie.

 Proszę uważnie obejrzeć to zdjęcie. Jest na nim mój młodszy wnuk, dziecko mojego najmłodszego dziecka. Siedzi zapatrzony w bałwana zrobionego wspólnie z ojcem. Pamiętał o zeszłorocznym bałwanie, czekał na jego tegoroczny powrót, teraz przeżywa swoje sam na sam z nowym wcieleniem tej śnieżnej postaci. Czujecie magię tego zdjęcia? Patrząc na tego małego człowieka przeżywającego chwilę, którą być może zapamięta i poniesie w swoją dorosłość, czuję wyraźnie, jak niewiele znaczy mamona, a jak wiele uczucia i zwykłe chwile dnia powszechnego.

Pozytywne przeżywanie swojego czasu.

>>Człowiekowi w gruncie rzeczy niewiele potrzeba, by zapewnić sobie znośny byt materialny. Szczęście zaś prawdziwe polega na poczuciu swobody; tę zaś może zdobyć każdy, ograniczając swoje wymogi życiowe, rozbudowując zaś świat doznań intelektualnych.

Tego nauczali Sokrates, Diogenes, Zenon, Epikur, Epiktet, Seneka, Marek Aureliusz. <<

Słowa te napisał Aleksander Krawczuk w książce „Starożytność odległa i bliska”.

Od siebie dodam drobne uzupełnienia: Krawczuk, rasowy i w sensie dosłownym klasyczny intelektualista, pisząc o doznaniach intelektualnych miał na myśli, jak mniemam, nie tylko trudniej dostępne dla zwykłych ludzi przeżycia tego rodzaju, ale i to wszystko, co pozytywnego dzieje się w naszym duchu. Wszystkie chwile naszego dobrego przeżywania świata i życia; także zapatrzenie mojego wnuka siedzącego przed swoim bałwanem i myśli budzone we mnie jego widokiem.

Drugie: autor użył słowa „ograniczenie”; trudno o lepsze, skoro w języku odbija się nasze pojmowanie życia i świata, ale budzi ono niewłaściwe skojarzenia ponieważ wiążemy je z przymusem, z niedostatkiem i uciążliwością, z pozbawieniem się tego, czego nie chcemy się pozbawiać, a o niczym takim nie ma tutaj mowy. Aby w pełni pojąć różnicę, trzeba wykonać niemałą pracę, mianowicie przemodelować swój obraz świata i miejsce w nim. Można próbować opisać go paroma słowami: bardziej być niż mieć.

Możliwe jest osiągnięcie takiego stanu ducha i takich poglądów, w których nie tylko przestajemy porównywać się do zamożnych ludzi (potocznego) sukcesu, ale i zaakceptujemy swój stan posiadania, a nawet odczujemy satysfakcję z niepodlegania pragnieniu pieniędzy i wpływów. Decyzja o rezygnacji lub o odłożeniu zakupu na później – zwłaszcza, gdy motywowana jest nie tyle brakiem możliwości, co zasadą lub racjonalnością (np. sprawnością czy dobrym stanem używanej rzeczy), staje się naturalna i uniezależniająca nas od mód i reklam. Wyzwalająca. Nie muszę tego kupować (a tym samym zabiegać o pieniądze) nie muszę tam bywać, nie muszę zajmować stanowiska i pracować pod presją, nie muszę udowadniać, wpływać, załatwiać, a więc jestem wolny.

Wolny, więc spokojniejszy, pogodniejszy, a nawet szczęśliwszy.

Bardziej trzeba nam cenić spokój wewnętrzny, duchową harmonię, niż zajmowany stopień drabiny społecznej czy zawodowej; cieszyć się raczej parogodzinną rozmową z przyjacielem niż setką polubień przez obce osoby na Instagramie; posiadane pieniądze wydać raczej na poznanie swojego (a nawet nie tylko) kraju, niż na nowe rzeczy albo nonsensownie drogie usługi. Zająć się wartościową literaturą, muzyką lub innymi dziełami sztuki, a nie oglądaniem miałkich stron internetowych, zawartości półek sklepowych lub pracą na kolejny samochód skoro posiadany jeździ, mamy w co się ubrać i co jeść. Nie wkręcajmy się w spiralę pożądania rzeczy i pracy na nie. Pamiętajmy, że przez ostatnie drzwi przejdziemy tak, jak przeszliśmy przez pierwsze, czyli nadzy, i jeśli cokolwiek mieć będziemy po drugiej stronie, to na pewno nie pieniądze i władzę. Może jednak pamięć naszych dobrych chwil ocaleje, a jeśli nie, to zawsze zostanie nam godność, której nie zagubiliśmy w walkach o znaczenie i bogactwo.

A więc przebudowa nas samych i naszej cywilizacji? Tak. Czy to nie utopia? Owszem. Nie zmienimy się jako ludzkość, więc albo wypracujemy jakieś obronne mechanizmy społeczne i prawa, postaramy się o zmianę mód i standardów, albo marny czeka nas los.

PS 1

Nie piszę tego wszystkiego z pozycji osoby, która osiągnęła to, o czym pisałem, wcale! Nie jestem przeciwnikiem posiadania, chodzi mi o pewien umiar, o rozsądek w dążeniu do pieniędzy i znaczenia. Chodzi o nieocenianie według takich zasobów siebie, innych ludzi i społeczeństw, o panowanie nad naszymi złymi skłonnościami. To i owo osiągnąłem na tym polu, jednak więcej pracy przede mną niż za mną.

Po prostu opisuję postrzeganą rzeczywistość i swoje marzenie o jej zmianie.

PS 2

Widząc, jak bardzo rozrasta się tekst, kilka pobocznych wątków usunąłem, wiele zachowanych skróciłem, a i tak tekst jest długi. Wiem, że dla wielu za długi, ale nie będę dostosowywał się do obecnych zwyczajów pisania tekstów opatrzonych nagłówkiem „Przeczytasz w dwie minuty”. Ten blog nigdy nie był i nie będzie prowadzony tak, by zyskiwał popularność.

PS 3

Na zakończenie przykłady wielkiej ilości piękna dostępnego każdemu z nas: Jan Sebastian Bach, toccata i fuga d-moll. Dzieło człowieka, który będąc obarczonym licznymi obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi, potrafił stworzyć setki wspaniałych utworów muzycznych. Komponował je tak, jakby nosił w głowie gotowy już zapis nutowy, który wystarczyło tylko zapisać na papierze. Tak jak my napiszemy krótki liścik między jednym zajęciem a drugim, on tworzył utwór, który wielu dobrych kompozytorów mogłoby słusznie uznać za znaczące dzieło w swoim dorobku. Ten człowiek miał wyjątkową, tajemniczą i nadludzką, umiejętność sprowadzania na ten świat piękna w najczystszej postaci.

Jeśli wydaje się za długi lub trudny w odbiorze, proponuję sławne „płynące” preludium C-dur mające w katalogu dzieł Bacha numer BWV 846, tutaj w transkrypcji na gitarę: