060525
„W świecie, w
którym można drukować pieniądze fiducjarne na żądanie, aktywa,
których nie można drukować, stają się bezcenne.”
Skopiowałem z tej strony.
O pieniądzach
zdarzyło mi się już pisać tutaj, a wracam do tematu w związku z
poważnymi zmianami na świecie i swoim zainteresowaniem finansami.
Czasami śmieję się sam z siebie, no bo ja, emeryt mający
przeciętną (czytaj: niewielką) emeryturę, interesuję się
rynkami finansowymi jakbym był finansistą! Może to efekt nagle
zwiększonej ilości wolnego czasu? Możliwe.
Pieniądz jako
środek wymiany handlowej i wszelkiej płatności jest w gruncie
rzeczy czymś dziwnym i sztucznym. Nie jest intuicyjny, jest obcy
naszym wrodzonym reakcjom, co doskonale widać u małych dzieci. Dla
nich wymienienie się zabawkami jest zrozumiałą czynnością, ale
jednocześnie bardziej będą się cieszyły dostaniem drobnego nawet
prezentu niż banknotem za który mogłyby mieć kilka takich
zabawek. Pieniędzy musimy się nauczyć, bo są nam obce. Jaka
wartość tkwi w kawałku zadrukowanego papieru lub zapisie
komputerowym, albo, jak było kiedyś, w kawałku metalu? Dlaczego
dla pozyskania czegoś takiego spędzamy w pracy trzecią część
życia?
Odpowiedź znamy
dopiero po przyzwyczajeniu się do czegoś tak dziwnego w pierwszym
odruchu: bo za tę monetę, ten banknot albo tę liczbę zapisaną w
bankowym serwerze, kupimy rzeczy i usługi nam potrzebne. Wymagana
jest tylko powszechna zgoda na używanie takiego pośrednika, czyli
pieniądza, i akceptacja jego wartości. Najlepiej niezmieniającej
się wartości, o czym napiszę później. Pierwszymi powszechnie
akceptowanymi pieniędzmi (pomijam dziwaczne prapoczątki w rodzaju
muszelek) były metale: szlachetne złoto i srebro, oraz w mniejszym
zakresie miedź, tańszy metal, ale wtedy znacznie droższy niż
obecnie.
Złoto z racji ceny
– także i wtedy bardzo wysokiej – było dla króli i
możnowładców, srebro dla zamożniejszej warstwy społeczeństwa,
miedź dla biedaków.
A propos miedziaków:
jeszcze są ludzie znający stare powiedzenie „Kto nie ma miedzi,
ten na dupie siedzi” z czasów pieniędzy opartych na wartości
metali.
Aby usprawnić
wymianę, zaczęto posługiwać się krążkami metalu o ustalonej
wadze i czystości potwierdzonymi stemplem emitenta, którym
pierwotnie była mennica działająca z upoważnienie władcy.
Później system
zmodyfikowano: po co wozić ze sobą ciężkie monety, skoro można
je zdeponować w banku i posługiwać się wydanym przez tę
instytucję wekslem? I dalej: po co deponowanie i weksle, skoro można
puścić w obieg ujednolicone środki płatnicze na okaziciela,
mające określone wartości odpowiadające ustalonej ilości
kruszców przechowywanych w skarbcu emitenta? Tak zrodziły się
pieniądze papierowe mające pokrycie w złocie. System działał
setki lat. W Polsce do 1939 roku, w USA dłużej.
Żaden kraj, w
którym obowiązywał pieniądz kruszcowy, nie znał pojęcie
inflacji i utraty wartości nabywczej pieniędzy. Nawet przez całe
pokolenia nic albo nader niewiele się zmieniało. Chyba że
zaczynano dodawać do kruszcu tanich metali. Po co? Aby mieć więcej
pieniędzy. Aby finansować potrzeby władz i ich wojny. Właśnie z
powodu dodruku pieniędzy w czasie wojny w Wietnamie, Nixon w roku
1971 zakończył wymienialność dolara na złoto. Od tamtego roku
mamy pieniądz zwany fiducjarnym. To pieniądz symboliczny, umowny,
nie mający wartości wewnętrznej. Krążek srebra czy złota będący
monetą miał taką wartość, mianowicie wartość drogocennego
metalu z którego był zrobiony. Nawet te drobne monety, „miedziaki”,
miały taką wartość, a banknot jej nie ma. Honorujemy go tylko z
powodu wiary w działanie systemu waluty fiducjarnej. To słowo
pochodzi z łaciny: fides to wiara. Wiara w to, że dostajesz
akceptowany przez innych środek płatniczy o określonej wartości,
a nie zadrukowany papier czy plastik.
Trwa kolejny etap
zmiany systemu walutowego: rezygnacja z anonimowych banknotów na
rzecz wyłącznie zapisów w bankowych komputerach. Próbuje się nie
tylko zerwać jakikolwiek związek pieniądza z czymś materialnym
(tutaj z papierowym banknotem), ale i zlikwidować jego anonimowość,
skoro każda transakcja byłaby rejestrowana w banku. Ten wątek
zostawię jednak na boku, chciałem powiedzieć o pewnej zauważonej
sprzeczności.
Jeśli już
zdołaliśmy przyjąć ten dziwaczny fakt ukrycia w banknocie, a
nawet w wirtualnym zapisie komputerowym, realnej wartości
pozwalającej nabyć rzeczy czy usługi, to ekonomicznie
najkorzystniej byłoby mieć pieniądze niematerialne, a więc w
formie zapisów komputerowych, ponieważ najmniej kosztuje samo ich
istnienie i funkcjonowanie. Banknoty trzeba drukować i często
wymieniać zużyte, co sporo kosztuje, wszak druk jest bardzo
wyrafinowany, bo taki musi być dla bezpieczeństwa, a na dokładkę
kasjerka w sklepie powie (ostatnio coraz częściej) że nie ma jak
wydać reszty. Jeszcze gorzej pod względem kosztów i wygody jest z
pieniędzmi kruszcowymi. Ogromnymi nakładami budowane kopalnie,
zakłady przetwórcze rudy, huty i rafinerie, a wszystkie te zakłady
degradują otoczenie, zużywają wielkie ilości energii i ludzkiej
pracy, aby w efekcie mieć złotą lub srebrną monetę i używać je
jako środek wymiany handlowej czyli jako pieniądz. Absurd,
nieprawdaż? Ja tak uważam. Owszem, kopać i przetapiać dla
uzyskania metali potrzebnych w przemyśle, ale nie dla schowania ich
w sejfie lub sakiewce!
Jednak jest
całkowicie inaczej: to właśnie srebro i złoto, pozyskiwane tak
ogromnymi nakładami, było od początku istnienia ludzkich
cywilizacji, czyli od około pięciu tysięcy lat, najlepiej
sprawdzającym się i najbardziej pożądanym pieniądzem. Dlaczego??
Pierwotnie po prostu
z powodu technicznej niemożności drukowania banknotów czy tym
bardziej obsługiwania kart płatniczych, ale i dla fizycznych zalet
tych metali. Są szlachetne, czyli nie rdzewieją, łatwe są w
obróbce i podziale na małe kawałeczki, oraz, co chyba
najważniejsze, są rzadkie. Jest ich mało i jeszcze mniej ich
przybywa z roku na rok. Teraz nie mamy właściwie żadnych
ograniczeń technicznych, ale mamy swoje wady i systemy sprawowania
władzy… Najnowocześniejszy, najwygodniejszy i najtańszy system
pieniężny, ten niematerialny, cyfrowy, jest jednocześnie najgorszy
z powodu naszych ludzkich cech.
Odkąd mocno
ograniczone w dostępności złoto i srebro przestały być
pieniędzmi, można tworzyć pieniądze praktycznie w dowolnych
ilościach kosztem ich wartości. Problem w tym, że pieniądzem, a
ściślej jego ilością i wartością, kierują politycy.
Celem nadrzędnym
polityków jest utrzymanie się przy władzy, a najlepszym na to
sposobem jest obiecywanie społeczeństwu dodatków finansowych.
„Głosujcie na nas, my wam damy!” – tak brzmi najskuteczniejsze
hasło reklamowe. Problem drugi: zdecydowana większość ludzi nie
widzi związku między „dawaniem” a inflacją, spłacaniem długów
rządowych, wysokimi podatkami i na koniec ogólną biedą. Właśnie
do biedy zawsze sprowadza się rozdawnictwo pieniędzy przez władze.
A skąd w tym inflacja? Z dodruku pieniędzy, jako że inflacja
jest nadmiarem pieniędzy w stosunku do dostępnych dóbr. Bank
centralny jest emitentem pieniędzy, a to znaczy, że może je
tworzyć dosłownie z niczego, skoro nasze pieniądze nie mają
żadnej kotwicy materialnej, są umowne, fiducjarne. Więc są
drukowane aby politycy utrzymali się przy władzy.
Obecne złotówki
zostały wprowadzone w styczniu 1995 roku, a zgodnie z wyliczeniem
1000 zł wtedy miało taką samą wartość nabywczą, jak obecnie
4600 zł. Spadek wartości trwa nadal, a ostatnio nawet się nasila.
Możliwość dodruku
pieniędzy skutkuje zwyczajem zasypywania nimi wszystkich problemów
społecznych i gospodarczych. Ogrom wydrukowanych pieniędzy powoduje
nie tylko ustawiczną inflację, ale i umożliwia zaciąganie
ogromnych długów przez społeczeństwa i całe państwa. W tym roku
nasz kraj (czyli my, Polacy) jest zadłużany na około miliard
złotych dziennie. USA mają 37 tysięcy miliardów dolarów długu
rządowego, a cały świat jakieś 300 tysięcy miliardów dolarów.
Długi kosztują. USA płacą dziennie blisko 3 miliardy dolarów
odsetek, Polska jakieś 280 milionów złotych. DZIENNIE SAMYCH
ODSETEK!
Bo politycy chcą
władzy, a my wybieramy tych, którzy więcej nam obiecują.
Pieniądz fiducjarny
mógłby z powodzeniem dobrze pełnić swoją rolę stabilnej waluty
gdyby nie był psuty dodrukiem, ale nigdy i nigdzie nie udała się
ta sztuka. Prędzej czy później wszystkie banki i politycy to
robią, dlatego wzrok wielu zwykłych ludzi, ale i specjalistów od
pieniędzy, ponownie, jak tyleż już razy w historii, kieruje się w
stronę złota i srebra. Obok rozlicznych swoich wad mają jedną
zaletę, która przeważa wszystkie wady: nie można ich drukować, a
przybywają w tempie tylko około dwóch procent rocznie.
Dlatego firmy
górnicze na całym świecie kopią wielkie dziury w ziemi, przewożą
setki tysięcy ton skał, zużywają mnóstwo energii i zasobów nie
do odtworzenia. Dobywają z głębi Ziemi jedyny metal, który jest w
stanie być dobrym pieniądzem, czyli stabilnym i powszechnie
uznawanym.
Ostatnio coraz
więcej się mówi o związanych ze złotem działaniach Chin, o
skutkach potwornego zadłużenia całego świata, o konieczności
zmian systemowych – i w związku w tymi problemami o kruszcach.
Zapraszam do lektury
wybranych fragmentów wypowiedzi amerykańskich znawców rynku
finansowego. Cytaty ujęte są w znaki >> <<, a poniżej
dodaję link do źródła, gdyby ktoś chciał wysłuchać całej
wypowiedzi, albo przeczytał korzystając z tłumaczenia Google.
* * *
Wyjaśnienia:
LBMA – prestiżowe
londyńskie stowarzyszenie podmiotów działających na rynku metali
szlachetnych. Z polskich firm jedna tylko jest zrzeszona w LBMA,
mianowicie KGHM, producent nie tylko miedzi, ale i srebra oraz
niewielkich ilości złota.
Comex – nowojorska
giełda handlu, głównie kruszcami.
ETF – rodzaj
funduszu inwestycyjnego lokującego pieniądze swoich udziałowców w
wybraną część rynku towarów lub w akcje firm na giełdzie.
FED – Rezerwa
Federalna, amerykański bank centralny.
(…) –
wprowadzony przeze mnie skrót oryginalnej wypowiedzi.
* * *
>>Dolar jest
spychany na margines, a my co robimy? Przepuszczamy biliony dolarów
w budżecie i kłócimy się o bilety na koncert Taylor Swift.
Prawdziwym problemem jest to, że gospodarka USA jest zepsuta u
podstaw. Zbudowaliśmy gospodarkę opartą na konsumpcji bez
produkcji, która mogłaby ją wspierać. Przez dziesięciolecia
żyliśmy ponad stan eksportując dolary zamiast towarów. Taka jest
istota systemu petrodolara. Amerykanie wysyłają dolary za granicę,
świat wysyła towary z powrotem. Co się stanie, gdy świat nie
będzie już chciał dolarów? Co się dzieje, gdy zechcą prawdziwej
wartości, gdy zechcą złota? Ten proces już się rozpoczął,
dlatego cena złota rośnie, dlatego banki centralne wyprzedają
obligacje, dlatego dolar spada i dlatego inflacja nie jest
przejściowa. (…) Polityka którą zastosują aby spróbować
zaradzić recesji, jest tą samą polityką, która pierwotnie
spowodowała problem: więcej wydatków, więcej bodźców, więcej
drukowania pieniędzy. To tak, jakby spróbować ugasić pożar
polewając go benzyną, a potem udawać zdziwienie, gdy okaże się,
że nie macie spalone brwi.<<
Źródło.
* * *
>>50 lat temu
Ameryka była wierzycielem. Teraz to największy kraj dłużników w
historii świata, a jest tylko gorzej. Politycy wciąż drukują
pieniądze i składają obietnice, na które ich nie stać. Biliony
deficytu i nikogo to nie obchodzi. Rynki najwyraźniej nie przejmują
się tym, ale uwierz mi, rzeczywistość zawsze dogania. Pozwól
wyjaśnić: nie kibicuję katastrofie. Nie chcę być świadkiem
załamania, ale też nie będę siedzieć i udawać, że to się nie
może się zdarzyć, bo już to widziałem. Mieszkałem w krajach, w
których waluta upadała, a oszczędności całego życia ludzi
stawały się bezwartościowe z dnia na dzień. A co ich uratowało?
Realne aktywa. Złoto, srebro, ziemia, rzeczy, które można trzymać
w dłoni, a nie cyfry na ekranie komputera. Wiesz co mnie bardzo
martwi? To apatia. Ludzie są bardziej zainteresowani trendami na Tik
Toku i kryptomemami niż ochroną swojego majątku. Uważają, że
rząd ma wszystko pod kontrolą, wierzą, że FED ich uratuje, ale
FED nie jest twoim przyjacielem. (…) Od dziesięcioleci pompuje
bańki i dewaluuje pieniądze.<<
Źródło.
* * *
Rezerwa Federalna
jest największym dostawcą bogactwa, inflacji i kradzieży, ponieważ
tym właśnie się zajmuje od 112 lat. Kradną siłę nabywczą
twoich zarobków, zmuszając cię do używania ich marnych kawałków
papieru, które potrafią stworzyć z niczego, i oczywiście poniżali
tych, którzy próbowali powiedzieć wam, że potrzebujecie złota i
srebra. (…) Dlaczego tak jest? Ponieważ mają oni (banki centralne
– wyjaśnienie KG) moc, jakiej nie ma żaden z nas, pozwalającą
tworzyć im pieniądze i kredyty z powietrza, co jest po prostu
obrzydliwością. (…) Banki centralne są końmi trojańskimi.
Niszczą Zachód od środka. Jedyne, w czym banki centralne są
dobre, to tworzenie baniek kredytowych, krachów kredytowych, akcji
ratunkowych, inflacji, wojny. Są dobrzy w finansowaniu wszystkich
tych programów, które tak naprawdę niszczą społeczeństwa od
środka. Są dobrzy w finansowaniu mediów, rządu, finansują
wszystkich, bo jak powiedział pan Rothschild: „Dajcie mi kontrolę
nad walutą kraju, a nie będzie mnie obchodziło, kto tworzy prawa.”
(…)
Słowa pewnego
bankiera z Zurychu: „Za inflację odpowiada wyłącznie państwo.
Inflacja bez rządu lub wbrew rządowi jest niemożliwa.” <<
Źródło.
* * *
>>(Wzrost ceny
złota) to sygnał, ogłoszenie, że pod powierzchnią dzieje się
coś o wiele większego, ponieważ gdy złoto rośnie, nie oznacza
to, że gospodarka kwitnie, oznacza to coś przeciwnego: że sprawy
się psują lub już się popsuły. Złoto nie jest aktywem, które
eksploduje ponieważ właśnie ponieważ odkryliśmy kolejnego
I’phone’a. Rośnie, gdy zaufanie spada, gdy systemy się chwieją,
gdy społeczeństwo zaczyna pytać, czy ludzie u władzy naprawdę
rządzą. (…) Wielu ludzi nie rozumie, że tak naprawdę nie chodzi
o wzrost ceny złota, a o spadek wartości pieniędzy. (…) Waluta
upada nie z powodu pecha, ale z powodu nadmiernej ingerencji rządów.
Po prostu nie potrafią sobie pomóc. Wydają za dużo, pożyczają
za dużo, obiecują za dużo, a potem drukują, drukują i drukują.
Aktywa która pozostaje, nie jest poparte obietnicami, nie potrzebuje
banku centralnego, nie polega na zaufaniu konsumentów aby utrzymać
swoją siłę nabywczą. To daje mu trwałą atrakcyjność. (…) Za
każdym razem gdy świat traci zaufanie do swoich przywódców, do
swoich pieniędzy, do swoich obietnic, złoto się budzi. (…) Za
każdym razem gdy zobaczysz cenę złota na nowym szczycie, nie
oglądasz jak staje się droższe, widzisz, jak pieniądze tracą
kontrolę. Banki centralne po cichu ci mówią, że waluta w której
zarabiasz, oszczędzasz i wyceniasz swój dorobek, staje się
słabsza. To nie wzrost wartości złota, to topnienie twoich
pieniędzy.<<
Źródło.
* * *
>>Kiedy cena
złota gwałtownie rośnie, nie jest to reakcją na wzrost
gospodarczy, to reakcja na porażkę. Nie rośnie gwałtownie kiedy
przyszłość rysuje się świetlana. Ceny gwałtownie rosną, bo
teraźniejszość wydaje się być nie do utrzymania. Cena złota nie
wzrosła na skutek działania mechanizmów cenowych, wzrosła,
ponieważ architektura światowej gospodarki pęka pod wpływem
własnych sprzeczności. Nie był to rajd napędzany optymizmem
sektora technologicznego ani niespodzianką w postaci zysków. To
była nagła zmiana wyceny bezpieczeństwa i nowa globalna ocena
zaufania. Złoto się nie zmieniło, to system uległ zmianie. (…)
To, co się teraz dzieje, nie jest wydarzeniem cenowym, to
strukturalny reset. To powolna, cicha utrata wiary w systemy, które
miały być niezmienne. (…) Zaufanie, jak się okazuje, jest
najrzadszym dobrem ze wszystkich. I wiesz co? Znika. Nie ma żadnej
polityki oszczędnościowej, w ogólne żadnej wiarygodnej polityki,
jest tylko drukowanie, opodatkowanie, pożyczanie i nadzieja. A gdy
nadzieja się kończy, na sceną wkracza złoto. (..) Nie
zabezpieczysz się przed zmiennością, przed szaleństwem. Nikt ci
tego nie powie: złoto nie jest tylko zabezpieczeniem przed inflacją
i dewaluacją, jest także ochroną przed szaleństwem. Przed
systemem, którym rządzą algorytmy, ego polityków i
wyeksploatowane ideologie.<<
Źródło.
* * *
>>(Zakupy
złota przez banki centralne) to nie zabezpieczenie, to nie wyjście
strategiczne. To prowadzi nas do sedna sprawy: zaufania. Złoto nie
wymaga okazywania komuś zaufania, tak po prostu jest. Nie potrzebuje
rady gubernatorów, banku centralnego, agencji ratingowej ani dekretu
rządowego. Dlatego jest pieniądzem. (…) Jeśli więc uważasz, że
złoto i srebro to coś staromodnego, zastanów się jeszcze raz. One
są przyszłością. Nie z powodu ideologii, ale konieczności, a w
ostateczności rynki poddają się konieczności. To jest ostatnie
prawo ekonomii.<<
Źródło.
* * *
>>(…)
tendencja spadkowa będzie się pogłębiać. Dwie mogą być reakcje
rządu na tę sytuację: interwencja lub bezczynność. W
przeszłości standardem była interwencja rządu w postaci pakietów
pomocowych i stymulacyjnych, ale takie działanie niesie pewne
zagrożenia. Za każdym razem gdy rząd interweniuje przeznaczając
więcej pieniędzy, dewaluuję walutę. Drukując więcej pieniędzy,
zwiększasz ilość waluty w obiegu, przez co staje się mniej
wartościowa w ujęciu realnym. Proces ten przyspiesza ostateczny
upadek systemu monetarnego, co prowadzi do inflacji, dalszej
dewaluacji oszczędności i powszechnej niestabilności finansowej.
(…) Nakaz polityczny jest jasny. Oni interweniują. Próbują
zarządzać gospodarką i zrobią wszystko, co w ich mocy, aby
zapobiec pogorszeniu się sytuacji, ale ich wysiłki ostatecznie
spełzną na niczym, bo problem jest znacznie głębszy niż im się
wydaje. Mówimy o trwającym od dziesięcioleci narastaniu
niezrównoważonego długu (…). Jesteśmy teraz świadkami
pogłębiania się kryzysu, ponieważ system finansowy zmaga się z
ciężarem własnego długu. Lekcja, jaką z tego można wyciągnąć,
jest prosta. Rząd i banki centralne nie mogą bez konsekwencji dalej
drukować pieniędzy i napędzać inflacji. Konsekwencje tego stają
się coraz bardziej widoczne w życiu codziennym. Od rosnących
kosztów utrzymania, przez erozję oszczędności, po pogłębiającą
się przepaść między bogatymi i biednymi. Pośród tych wszystkich
wydarzeń złoto stało się kluczowym zabezpieczeniem. Banki
centralne po cichu zwiększają zakupy złota. Dlaczego? Ponieważ
złoto jest jedynym aktywem, którego wartość nie zależy od
polityki rządów ani kaprysów banków centralnych. W
przeciwieństwie do pieniędzy fiducjarnych, które można dowolnie
drukować, złoto przez całą historię zachowało siłę nabywczą.
W czasach niestabilności finansowej jest najlepszym sposobem na
przechowanie wartości.<<
Źródło.
* * *
>>(…) to
daje nam pewien obraz edukacji o znaczeniu złota. Ludzie po prostu
nie uważają tego za ważne, nie rozumieją podstaw całego systemu
finansowego. Smutne jest to, że prawdopodobnie dowiedzą się tego w
bolesny sposób. (…) Obecny system monetarny w zasadzie opiera się
na niczym. Dolar nie ma żadnego zabezpieczenia. Nic nie stoi na
przeszkodzie tworzenia nowych dolarów, tak więc podaż pieniędzy
zbliża się do nieskończoności. (…) Co więc moim zdaniem stanie
się z naszym systemem monetarnym? Cóż, istnieje naturalna
ewolucja, która okresowo się powtarza. Zaczynamy od solidnych
pieniędzy, na przykład złota, a następnie wspieramy je
papierowymi obietnicami. To obietnica odkupienia złota. A potem,
kilka lat później, to zabezpieczenia staje się częściowe, w
których tylko część papierów jest zabezpieczona złotem, a potem
są tylko kawałki papieru niemających żadnego pokrycia w złocie.
(…) Myślę, że powstanie nowy system monetarny (…).<<
Źródło.