Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 sierpnia 2025

O reklamach

 280825

Nie oglądam telewizorni i nie słucham radia z powodu żenująco niskiej jakości oferowanej rozrywki, tendencyjnych informacji wypaczonych ideologiami czy obowiązującymi trendami politycznymi. Nie słucham i nie oglądam także z powodu przytłaczającej ilości reklam.

Zdecydowana ich większość jest oszukańcza, natrętna, szkodliwa dla portfela, zdrowia i stanu psychicznego, wzbudzająca w słuchaczach złe strony ich osobowości. Większość reklam jest na tak niskim poziomie koncepcyjnym, tak bardzo są idiotyczne w zamyśle, że czasami myślę, kto i dla kogo je tworzy? Skoro agencje reklamowe nie są w stanie wymyślić lepszych scenariuszy filmików reklamowych, to może niech się zajmą lepieniem pierogów? A skoro te ich idiotyzmy są takie celowo, ponieważ skutecznie przemawiają do odbiorców, to, na Boga, w jakim wariatkowie ja żyję!?

W reklamach przekonuje się nas do kupowania artykułów niepotrzebnych nam, wadliwych, szkodliwych, zbyt drogich. Świat przedstawiany w reklamach tak się ma do idei zrównoważonego rozwoju, dbałości o Ziemię, do ekologi w końcu, jak ta przysłowiowa pięść do nosa. Tak bardzo jestem przeciwnikiem reklam, że jeśli w sklepie przypomnę sobie reklamę z produktem, który miałem kupić, odkładam go na półkę.

NIE POWINNO SIĘ KUPOWAĆ REKLAMOWANYCH PRODUKTÓW.

Gdy wszyscy tak robili, telewizję dałoby się oglądać, produkty byłyby tańsze, może nawet trwałsze, a tym samym i Ziemia bardziej zielona. A „eksperci”od reklam może w końcu wzięliby się do uczciwej pracy zamiatania ulic.

Czytam książkę „Antykruchość” autorstwa Nassima Nicholasa Taleba, Amerykanina libańskiego pochodzenia, filozofa, ekonomisty, pisarza, tradera (powiedzmy: gracza na giełdzie), autora popularnego wyrażenia „czarny łabędź” jako nazwy zdarzenia niemożliwego do przewidzenia a wiele zmieniającego. Sześćset stron trudnego dla mnie nadążania za myślami filozoficznego umysłu o niebywałej wiedzy i ogromnej precyzji myślenia. Autor nie ułatwia lektury, wymaga wysiłku i znajomości dużej ilości specjalistycznych, rzadko używanych słów, kiedy więc łapię się na zbyt częstych powrotach na poprzednie strony w poszukiwaniu zagubionego wątku, odkładam książkę i sięgam po Lema, Tatarkiewicza albo Dawkinsa, tego od samolubnego genu. Czasami wybieram coś z przepastnej torby You Tube, najczęściej o finansach, a to wszystko oczywiście po przygotowaniu zdjęć i opisu kolejnej wędrówki po Roztoczu. Cóż, w końcu jestem na bezterminowym urlopie po pięćdziesięciu (nawet nieco ponad) latach pracy.

W swoich rozważaniach o etyce N. N. Taleb pisze między innymi o reklamach. Byłem mile zaskoczony dużą zgodnością jego widzenia i ocen z moimi. Zwrócił mi uwagę na odmienne traktowanie przez nas chwalenia się człowieka i firmy: pierwsze źle jest przez nas przyjmowane, drugie dobrze a przynajmniej neutralnie.

Aby nie wydłużać tekstu, przejdę do cytatów. Słowa autora są ujęte w znaki >> <<.

* * *

>>Pomyślcie o takich firmach jak Coke czy Pepsi, bo zakładam, że w chwili, gdy czytelnicy ślęczą nad tą książką, wymienione przedsiębiorstwa nadal istnieją – niestety. Czym się zajmują? Sprzedają wam słodzoną wodę albo wodę z zamiennikami cukru, która wprowadza do waszego organizmu substancji zakłócające funkcjonowanie systemu sygnalizacji biologicznej, czego skutkiem jest cukrzyca i wysokie zyski producentów leków na cukrzycę. Duże korporacje nie mogą zarabiać na sprzedawaniu wody z kranu i nie mogą produkować wina (wino to najlepszy argument za gospodarką opartą na rzemiośle). Za to mydlą nam oczy dzięki potężnej machinie marketingowej, wykorzystując obrazy, która wprowadzają w błąd, i slogany typu: „Od 125 lat dostarczamy wam szczęście”. Nie rozumiem, dlaczego argumenty wysuwane przeciw koncernom tytoniowym nie dotyczą – do pewnego stopnia – wszystkich korporacji zajmujących się sprzedażą rzeczy, które nam szkodzą. <<

>>Wtedy uderzyła mnie pewna myśl: z wyjątkiem handlarzy narkotyków małe firmy i rzemieślnicy sprzedają nam zdrowe produkty, których naturalnie i spontanicznie potrzebujemy; większe – łącznie z gigantami branży farmaceutycznej – częściej zajmują się produkcją masowej jatrogenii (tutaj: produkty szkodzące nam, nie leczące, wyjaśnienie KG) biorą od nas pieniądze, a potem, co gorsza, przejmują kontrolę nad krajem przy pomocy lobbystów. Co więcej, takie skutki uboczne wywołują wszystkie branże, które potrzebują marketingu. Żeby przekonać ludzi, że cola daje im „szczęście”, potrzebna jest ogromna machina reklamowa – jej działanie okazuje się skuteczne. <<

>>Kiedy korporacja sprzedaje wam coś, co nazywa serem, w jej interesie leży zaoferować wam najtańszy w produkcji kawałek gumy, którego skład pozwala go nadal określić tym mianem – a wcześniej sprawdzić, jak oszukać wasze kubki smakowe. <<

>>Napisałem już, że kampanie marketingowe firm produkujących napoje gazowane mają maksymalnie zdezorientować konsumenta. Wszystkie produkty, które potrzebują natrętnej reklamy, są z gruntu niskiej jakości albo złe. Bardzo nieetyczne jest przedstawiać coś w korzystnym światle. Można uświadamiać klientom fakt istnienia produktu, na przykład nowego pasa do tańca brzucha, ale zastawiam się, dlaczego ludzie nie zdają sobie sprawy, że reklamowane towary są z definicji gorsze. Przecież inaczej nie potrzebowałyby reklamy. <<

>>Marketing jest w złym guście – tak podpowiadają mi naturalne i ekologiczne instynkty. <<

>>Marketing wykraczający poza przekazywanie informacji jest oznaką niepewności. <<

>>Rozumiemy, że ludzie, którzy się chwalą, zniechęcają do siebie innych. A co z firmami? Dlaczego nie zniechęcamy się do firm, które zachwalają swoje zalety? <<

>>(…) kiedy firmy próbują przedstawić swój produkt w fałszywym świetle, wykorzystując nasze błędy poznawcze i nieświadome skojarzenia – to są już podstępne działania. Można to zrobić, na przykład pokazując kowboja z papierosem na tle poetyckiego zachodu słońca. Zmusza nas to do skojarzenia wspaniałych, romantycznych chwil z produktem, który z punktu widzenia logiki nie ma z nimi nic wspólnego. <<


niedziela, 1 czerwca 2025

Wiosenny dzień na Roztoczu

 250525


 W drogę ruszyłem już o siódmej. Ranek był słoneczny, powietrze przejrzyste, kolory jaskrawe; w dolinach perłowo świeciła mgiełka z której wyłaniały się zarysy dalekich drzew. Popołudniowe niebo było zachmurzone, ale tej wiosny to już norma. Nie wiało, zimno ani ponuro też nie było, a kwiatów, widoków i wrażeń nie brakowało.

Pojechałem na Górny Gościniec, drogę znaną z kilku już wędrówek, ale chciałem zobaczyć szczególnie urokliwe miejsca w jego pobliżu. Miałem też w planach pójście dalej, przejście lasów i wyjście po ich drugiej stronie. Tym razem udało się zamiary wcielić w życie. W nagrodę za niełatwą przeprawę bezdrożem między drzewami rosnącymi na stromym zboczu, po wyjściu na otwartą przestrzeń zobaczyłem to odległe wzgórze.



Godzinę później byłem na nim.

Nieznane mi, dodam, w co trudno i mnie uwierzyć. Dlatego już wiem, gdzie pojadę na następną wędrówkę.

 Cofając się w czasie i przestrzeni, wyżej pokazuję miejsce pierwszej przerwy: miedza pod jedną z moich ulubionych brzóz. Torba widoczna na zdjęciu nie jest śmieciem, a opakowaniem mojego śniadania tam skonsumowanego. Towarzystwo miałem doborowe: brzoza i kwiaty.







Na miedzy pyszni się swoim wyglądem wielka kępa kwiatów gwiazdnicy wielkokwiatowej, a obok, na brzegu pola żółtego od kwiatów rzepaku, rosną i kwitną fiołki trójbarwne. Jest ich mnóstwo. Są małe, niepozorne, niezauważane, pospolite, niechciane i traktowane jak chwasty. Kiedy przekwitną, pojawiają się kwiaty innych roślin, równie drobne i pospolite. Przechodzi się obok nich nie zwracając na nie uwagi, ale wszystko się zmienia jeśli obejrzy się kwiatek z bliska: dostrzeże się wtedy jego misterną, symetryczną, jakby przez inżyniera-estetę wymyśloną budowę o wdzięcznych i delikatnych kształtach, nasycone i czyste kolory. Zobaczy się piękno. Jednak widząc tak wiele kwiatów, odczuwam coś, co powinienem chyba nazwać – nie potrafiąc inaczej – bezradnością. A może niemożnością objęcia wzrokiem i przeżywaniem piękna pomnożonego przez tysiące.

Ilekroć w listopadzie lub styczniu oglądam zdjęcia, albo chociaż wspomnę wiosenne widoki, z żalem albo i pretensją pytam sam siebie: dlaczego tak krótko na nie patrzyłem? Dlaczego nie wziąłem od nich więcej?

Profesor W. Tatarkiewicz w swojej Historii estetyki cytuje słowa Arystotelesa:

„We wszystkich tworach natury tkwi coś cudownego.”

W kilka godzin później, w czasie powrotu, usiadłem na między przy tej samej drodze, ledwie kilkaset metrów od mojej brzozy, na ostatni odpoczynek połączony z kolacją. Pozdrowiłem przechodzącego drogą mężczyznę, ten podszedł do mnie, przywitał się i… zaczęła się długa, godzinna rozmowa. Okazało się, że pola rozdzielone miedzą z brzozą są jego. Zostałem zaproszony do domu na kawę, dostałem numer telefonu. Skorzystam, skoro dobrze się nam rozmawiało, a nadto, jak się dowiedziałem, ma swój dobry miód i sprzeda mi parę słoików.

Obrazki ze szlaku

 Zalążki owoców czereśni. Kiedy zbyt dużo kwiatów jest zapylona, drzewo według sobie tylko znanego klucza odrzuca część z nich nie mając dość zasobów do przemiany, a może pasowałoby napisać: do wykarmieniu wszystkich aby stały się owocami.

 Jęczmień się wykłosił. Czy ktoś z młodych ludzi zna to słowo? Widziałem też kłosy żyta. 

 Kapliczka w lesie.

Słowa inskrypcji: „Boże, błogosław nam i opiekuj się nami. 1949 r”

 Droga. Z każdej wędrówki zostawiam kilka, czasami kilkanaście zdjęć dróg. Nie wiem, po co mi tyle, ale szkoda mi je kasować. Niech będą, może kiedyś, gdy przygniecie mnie silna tęsknota której nie będę mógł ugasić, te zdjęcia mnie uratują.

 Nierówno wypłukana droga. Ziemia wydaje się jednakowa, ale tak nie jest, skoro w jednym miejscu woda wypłukała głęboki rów, a tuż obok ledwie małe zagłębienie.

 Podbiałowe dmuchańce.

 

Wielka czereśnia. Zobaczywszy drzewo z daleka, specjalnie poszedłem aby poznać gatunek i obejrzeć z bliska. Wszystkie duże drzewa mają w moich oczach urok, a te rosnące na miedzach szczególnie.

 

Kilka domów na końcu wąskiej szosy; zdawałoby się, że tu właśnie jest koniec świata. Posesja ładna, chociaż nie wyjątkowa – powie ktoś, i będzie mieć rację. Zwracam uwagę na takie zabudowania mając w pamięci wsie z mojego dzieciństwa, z lat sześćdziesiątych. Jeśli patrzę z takiej perspektywy, ta posesja jest piękna i świadczy o bogactwie właścicieli.


 Przewrócona wierzba trzyma się pnia kilkoma włóknami, a mimo tego ubytku wypuszcza nowe pędy. Oto przykład siły życia.

 Deszczami naniesiona z pól gruba warstwa ziemi w dolince między wzgórzami – kolejny przykład powolnych, ale ciągłych zmian morfologicznych Roztocza i szerzej – Ziemi.

 


Późne popołudnie.

.Kwiaty, kwiaty i kwiaty

 

Chabry i mnóstwo wszędzie rosnącego tasznika. Pierwsze kwiatki tej rośliny zaczynają się pojawiać wczesną wiosną. Wtedy podobają mi się, wszak potwierdzają przyjście wiosny, ale później, gdy roślina jest już duża a kwiatki ma nieliczne, traci urok pierwszych dni.

 

Jaskier chwali się swoimi wypolerowanymi, błyszczącymi płatkami kwiatów.

 




Pierwsze kwiaty dzikiej róży! Ubogie kuzynki pysznych róż ogrodowych są w moich oczach równie ładne, a bardziej ujmujące. Na ich widok myśl oczywiście pofrunęła w Góry Kaczawskie. Za miesiąc będę tam.


 Piękne kwitnienie kaliny koralowej.

 Zaczyna się czas najintensywniejszego kwitnienia na łąkach i polach.

 Kwiaty obok pęczniejących już strąków nasiennych, a przy nich spóźnione pąki dopiero szykują się do kwitnienia.

 Trzmielina pospolita. Janku, to ta ze Storczykowego Wzgórza! :-)

Trasa: między Kolonią Biskupie a Wólką Batorską, oczywiście na Roztoczu.

Statystyka: w drodze byłem calutkie 12 godzin, a przeszedłem niemal 23 km.

PS

Google często podsuwa mi pewną reklamę. Młody mężczyzna siedzi i chyba coś je, nagle dostaje w głowę czymś, co wygląda jak gaśnica, nawet słuchać metaliczny brzęk. Facet się cieszy (???) i wtedy słychać głos informujący o jakiejś firmie zajmującej się finansami. Jeszcze nie rozszyfrowałem związku między cieszeniem się z powodu uderzenia, brzękiem gaśnicy a finansami, ale może olśnienie przyjdzie. Któregoś razu pomyślałem, że może miała to być reklama producenta kasków ochronnych, tylko ktoś przez pomyłkę dodał słowa z innej reklamy? A może dla twórcy tej reklamy jest ona uniwersalną? Wyobraźmy sobie: facet dostaje w głowę gaśnicą, a w tle słychać chwalenie wakacji w Egipcie. Albo: brzęk uderzenia w czoło jest reklamą proszku do prania. Pasuje do wszystkiego, a jaka oszczędność!