Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 lutego 2025

Lipowa aleja

 040225

W niewielkiej odległości od mojego miasta są dwie aleje starych lip. Już w minionym roku obiecałem sobie poznać je dokładniej, ale tak się złożyło, że dopiero dzisiaj przyjrzałem się jednej z nich. Wzdłuż lokalnej drogi rośnie ponad setka wiekowych lip drobnolistnych, drzew wyjątkowych w naszej kulturze, uznawanych nie tylko za pożyteczne, ale i przyjazne ludziom oraz bliskie… bogom. Nawet wprowadzenie chrześcijaństwa ponad tysiąc lat temu nie zmieniło tego przekonania, i do dzisiaj niemal wyłącznie lipami obsadza się przydrożne krzyże i kapliczki.


 Oto ci piszą o lipach ludzie korzystający z ich dobroczynnego wpływu na nas.

>>Lipa – uważana była obok dębu za drzewo „święte”. Otaczano ją czcią za swoje piękno oraz miododajne kwiaty mające moc leczniczą. To ulubienica poetów – minimalizuje zmęczenie, stymuluje pracę układu oddechowego i krążenia. Poza tym lipy uwrażliwiają na otaczający świat. Wysuszone kwiatostany lipy mają działanie napotne i łagodzące podrażnienia. Są wykorzystywane w chorobach przeziębieniowych i infekcyjnych. Sadzono ją przy dworach a obecnie przy domach; w jej cieniu panował spokój i rodzinna harmonia.<<


Lipy dzisiaj oglądane wyróżnia nie tyle wielkość, chociaż małe nie są, co pnie pokryte naroślami tak niesamowitymi, tak dziwnych kształtów i dużych rozmiarów, że oglądane z bliska przestają kojarzyć się z drzewami. Na tej stronie jest bardzo dużo informacji o tych drzewach. Zwróciłem uwagę na pnie bardzo starych lip widoczne na zamieszczonych tam zdjęciach: nie mają takich narośli.


 
Autor strony wspomina o pewnej znanej – także mnie – lipie bieszczadzkiej; ledwie kilka miesięcy temu miałem okazję ją odwiedzić po latach niewidzenia. Niżej publikuję jej zdjęcie. Rośnie w Beniowej, wsi nieistniejącej od powojennych czasów. Faktycznie jest piękna i czyni wielkie wrażenie swoją wielkością oraz… ciepłem.

Mimo swojego wieku pień ma zwykły, dość równy, pokryty korą spękaną w sposób typowy dla gatunku. Lipy widziane dzisiaj od razu skojarzyły mi się z pokręconymi i też mającymi narośle bukami rosnącymi w miejscach dawnego wypasu bydła w Bieszczadach. 

 

Są takie, ponieważ były ogryzane przez zwierzęta. Wydaje mi się, że te lipy kształt swoich pni mają przez ludzi wielokrotnie ucinających ich boczne, nisko wyrastające gałęzie. Lipy dobrze znoszą takie zabiegi, nie obumierają, ale w rezultacie ponawianych prób wypuszczenia nowych pędów oraz zabliźnienia wcześniejszych ran, powstają dziwne zgrubienia – świadectwa niełatwej przeszłości tych drzew. Na kilku lipach widziałem świeże ślady uciętych gałęzi, więc ten proces trwa nadal.


 Widziałem na pół obumarłe pnie żywiące odrosty tak już grube, że zamienione w konary – nowe życie na resztkach starego.





Widziałem wiele dziupli; niewielkich, obwiedzionych grubym wałem nowej tkanki próbującej zasklepić ranę (albo już zamkniętych), ale i rozległych rozczepień pni po wyłamanych grubych konarach. Zaglądając do ich wnętrz, raz czy dwa widziałem, zdumiony, grube pędy odrostów wyrastających z dna, przy ziemi, a wyżej wrośniętych w macierzysty pień; widok tych dziupli wydawał się pobojowiskiem.


 Widać też było wyraźnie charakterystyczną dla lip skłonność do wypuszczania odrostów szczególnie licznych przy ziemi. Niektóre drzewa stały jakby otoczone gęstą szczotką.

 Tutaj inny ślad ludzi – kawałek blachy kiedyś przybitej do drzewa, teraz wrośnięty w pień.

Lipy odwiedzę na początku lata, w czasie ich kwitnienia.

Jeszcze wiersz naszego Poety:

>> Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie. <<

Piękna pięćsetletnia polszczyzna pobawiona współczesnych śmieci.

Na zakończenie proszę o wysłuchanie tego cudownego i perfekcyjnie wykonanego utworu. Poprawi nastrój, przyrzekam ja Wam! :-)

Aby stworzyć takie widowisko, społeczeństwo musi być stać na bardzo drogie, wieloletnie kształcenie dziesiątków ludzi. Musi wydać miliony, aby uzdolnieni ludzi mogli skupić się na opanowaniu sztuki dobywania piękna z ruchu i dźwięku. Mało jest powodów, dla których warto się bogacić społeczeństwom, a jednym z nich jest możliwość kontemplacji tak wysublimowanego piękna.

 










sobota, 11 maja 2024

Wielkość i wolność

 110524

Od kiedy nabrałem bladego pojęcia o dokonaniach starożytnych Greków, a wśród nich zwłaszcza Ateńczyków, w dziedzinie sztuk i nauki, nie przestaję się dziwić, jak wiele dokonał ten mały i biedny naród. Grecy stworzyli dzieła do dzisiaj poruszające i wspaniałe, jak chociażby rzeźbę Nike z Samotraki; rozwinęli albo stworzyli od podstaw wiele dziedzin nauki, że wspomnę tylko historię, wcześniej nieistniejącą w obecnej formie i rozumieniu, a to wszystko w kraju wielkości naszego województwa, kraju, w którym posiadanie konia było oznaką zamożności. Jakim cudem?

Ta zagadka intrygowała i starożytnych. Oto zachowane wyjaśnienie liczące dwa tysiące lat, czyli z czasów świetności Rzymu, gdy Grecja była już tylko małą prowincją imperium. Ograniczony znakami >> << cytat (i tytuł) jest z książki „Estetyka starożytna” W. Tatarkiewicza.

>>Jeden z traktatów estetycznych, jakie się zachowały ze starożytności, pochodzący z I wieku naszej ery traktat Pseudo-Longinosa „O wzniosłości” stawia w ostatnim rozdziale szczególne pytanie: dlaczego jego epoka nie wydała wielkich ludzi? (…)

Psudo-Longinos daje temu dwojakie wyjaśnienie. Po pierwsze, jak pisze powołując się na bezimiennego filozofa: nie ma wielkich ludzi, bo nie ma wolności życia. „My, ludzie dzisiejszej epoki, jesteśmy od dzieciństwa wychowankami despotyzmu… i nie pijemy z najpiękniejszego i najwydatniejszego źródła… z wolności. Każdy despotyzm, choćby był najsprawiedliwszy, jest jakby klatką i powszechnym więzieniem”. Drugie wyjaśnienie autor daje od siebie: nie ma wielkich ludzi, bo nie ma wolności wewnętrznej. Ludzie są opanowani namiętnościami i żądzami, przede wszystkim żądzą bogactwa, chciwością. „Chciwość, na którą wszyscy w swym nienasyceniu chorujemy, i żądza użycia robią z nas niewolników.” <<

Dlaczego obecnie tak żałośnie mało, biorąc pod uwagę liczebność społeczeństw, jest wybitnych ludzi? Nadal aktualnej odpowiedzi udzielił przed dwudziestoma wiekami nieznany filozof umownie zwany Psudo-Longinosem.

Wiersz Leopolda Staffa o Nike z Samotraki:

W wietrznych falach twych wiotkich szat słyszę muzykę
Lotu, którego żadne nie prześcigną ptaki,
Czarująca bogini triumfu, o, Nike,
Co od wieków zdyszana lecisz z Samotraki!
Pośpiech potężnych skrzydeł twych powietrze chłoszcze,
Niosąc zwycięstwo, sław liście laurowe.
Nie pragnę ich. I temu jedynie zazdroszczę,
Dla którego w porywie swym straciłaś głowę.

A tutaj świetny tekst o tym rzeźbiarskim arcydziele.




Słowa Cycerona cytowane przez profesora Tatarkiewicza:

Ja jednakże mam to przekonanie, że w żadnym rodzaju nie ma rzeczy tak pięknej, iżby od niej nie była piękniejsza inna, która dla tamtej byłaby wzorem, jak oblicze dla wizerunku. Wzoru tego nie można postrzec wzrokiem ani słuchem, ani żadnym innym zmysłem, lecz obejmujemy go jedynie myślą i umysłem. A chociaż wśród posągów nie ma doskonalszego nad posąg Fidiasza, a wśród obrazów nad te, które wymieniłem, to jednak możemy myśleć o doskonalszym. Kiedy ów rzeźbiarz tworzył kształt Jowisza lub Minerwy, to na pewno nie patrzył na nikogo, do kogo by swe dzieło upodabniał, lecz w umyśle jego mieścił się pewien znakomity wzór piękna, na który patrząc i w którym zatopiony, naśladując go kierował swą sztuką i ręką. Tedy w kształtach i figurach jest coś doskonałego, do czego jako ujmowanego myślą wzoru odnosimy to, co podpada pod oczy… Platon, ten najpoważniejszy pisarz i nauczyciel nie tylko myślenia, ale także mówienia, nazywał te formy ideami i mówił, że są odwieczne i wieczne, w umyśle i rozumie zawarte.”

wtorek, 22 marca 2022

Wojna i poezja

 220322

Pracuję zajmując umysł wykonaniem zadania; myślę o zwykłych, codziennych sprawach, o planach na wolne godziny i najbliższe dniu lub tygodnie; czasami martwię się jakąś drobnostką. Zajmuję się zwykłymi sprawami, jednak obojętnie co robię, kilka razy dziennie radykalnie zmienia się mój ogląd rzeczywistości; nagle tamte sprawy stają się nieważne, znikają, a świadomość momentalnie wypełniana jest zdumieniem, niedowierzaniem i ostrym protestem.

Zatrzymuję się w swoim codziennym dreptaniu i czynię sobie wyrzuty.

Zajmuję się bzdetami, a tam ludzie tracą cały dorobek życia i samo życie! Tam się boją, marzną, głodują, są okaleczani, a ja się irytuję z powodu drobnego kłopotu! Tam dzieci ograbione z dzieciństwa płaczą i giną lub zostają sierotami, a ja siedzę w fotelu oddając się przyjemności słuchania arii z kantaty Bacha!

Pomogłem wpłacając pieniądze, ale jakże mała taka pomoc!

Czuję się bezradny i oszołomiony.

Przecież już miało nie być wojny i barbarzyństwa!

Dlaczego tak jest?

Dlaczego tacy jesteśmy?


(…)

A dzwon się rozlega,

z jękiem się czołga po spalonej łące,

z płaczem się wznosi nad umarłe błonia,

łkaniem wyschnięte chce poruszyć wody

i zrozpaczony zamilka u brzega

i znów się zrywa i jęczy i płacze

i łka i płynie i płynie i płynie

w tej rozpłakanej godzinie…

A jako widna ta ziemia, wspaniała

wielką godziną konania,

niepogrzebione wokół leżą ciała,

a ci się wloką, popędzani mocą

strasznego lęku.

A każda głowa ku ziemi się słania,

każde kolano się chwieje,

a krzyże posmutniałe drżą w wychudłych ręku,

a w wietrze chorągwie trzepocą,

a w martwym, niemym słońcu gromnice się złocą,

a Śmierć przed tłumem kroczy,

wielkimi kroczy odstępami

i z śmiechem na trupich ustach

wywija kosą stalową,

połyskującą w południowym skwarze.

A nad jej głową,

jak wieniec z czarnych ziół,

rozkwitłych podmuchem żałoby,

gdzie drzemią stuleci groby,

zgłodniałych kruków krążą stada

chmurą ściemnioną

i, wysunąwszy dzioby,

żądliwie chłoną

ten wiew, który idzie od ziemi —

trujący, śmiertelny wiew…

A ona, świata przebiegając smug,

kroki swe liczy na mile

i kosą zatacza łuk,

że, jako zboże w dzień kośby,

tak pokolenia padają

na nieskończonym obszarze,

który jej mocy oddał się spokojny,

który jej mocy oddał się bezwiedny…

O dzwonu łkające prośby!

O szumie więdnących drzew!

O Boże, Święty Boże! Święty a Nieśmiertelny!…

(…)

A Ty, o Święty,

o Nieśmiertelny,

który swym jednym oddechem

wypełniasz wieków wiek,

Ty od powietrza, głodu i ognia i wojny

i od Szatana, który w dom przychodzi

i dusze zwodzi,

zachowaj nas, Panie!

(…)

Niech Twoje słowo gromowe

zagrzmi nad wielkim cmentarzem!

Radosne niech głosi nadzieje!

Niech zapomniani wstaną,

a żywym niechaj życie nie będzie ponurym,

wieki kopanym dołem!

Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!

Z kornym błagamy czołem!

Spuść Swoją łaskę na tę naszą głowę,

na oczy, zmroczone łzami!

Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!

(…)

A Ty, o Boże!

o Nieśmiertelny!

o wieńcem blasków owity!

na niedostępnym tronie

siedzisz pomiędzy gwiazdami

i, głową na złocistym spocząwszy Trójkącie,

krzyż trójramienny mając u swych nóg,

proch gwiazd w klepsydrze przesypujesz złotej

i ani spojrzysz na padolny smug!

Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!

Słońcom naznaczasz obroty,

gasisz księżyce,

jutrznie zapalasz i zorze

i płodzisz zasiew na byty,

na pełne cierpień żywoty,

które tu muszą mrzeć,

w samotny kłaść się grób…

Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!

(…)

A jako ryczący lew,

Szatan po ziemi tej krąży,

na pokolenia

zarzuca zdradną sieć,

(...)


„Święty Boże, Święty Mocny”, Jan Kasprowicz

Ten hymn znam od lat, a w ostatnie tygodnie towarzyszy mi stale, jednoznacznie kojarząc się z wojną.

Tam Śmierć przed tłumem kroczy, tam Szatan na ziemi się panoszy!

PS

Nie mam ze sobą tomu wierszy Kasprowicza, więc treść hymnu skopiowałem ze strony wolnelektury.pl

poniedziałek, 13 września 2021

W piękny letni dzień

 080921

Trwa najpiękniejsza dla mnie część roku: przełom lata i jesieni. Czas szczególnie silnego odczuwania piękna kolorów, światła i ciepła. Te dni są dla mnie jak ostatnia miłość – najcenniejsza i najpiękniejsza właśnie dlatego, że ostatnia. Po niej zostanie już tylko tęsknota i szare dni.

Na mapie widziałem drogę biegnącą wzdłuż ściany dużego lasu na wschód od Zaburza, gdzie zaparkowałem. Wiele razy skręca omijając zagajniki i przecina poziomice obiecując urozmaicone widoki. Poszedłem nią, a droga nie zawiodła, zapewniając zmienne i dalekie widoki. Wyprowadziła mnie na typowo rolniczy obszar rozległych łagodnych wzgórz równomiernie pociętych miedzami, zostawiając z tyłu lasy i laski. Nie mając planu, improwizowałem, a wyszła z tego wielka pętla sięgająca przedmieść Szczebrzeszyna.

Czasami robiłem przerwę w ustronnym miejscu, w bok od drogi, gdzie skręcałem widząc brzozę płaczącą czy gruszę na między. Podobają mi się takie miejsca. Kiedy usiądę w cieniu drzewa na miedzy, czuję się swobodnie i bezpiecznie. Nikt nie przerwie ciszy odpoczynku, intymnego tete a tete z przyrodą i pojawiającego się wtedy wrażenia dalekiej, wielodniowej wędrówki nieznanymi bezdrożami.

W południe zacząłem podejrzewać, że zapędziłem się za daleko, skoro nadal się oddalałem od wioski z samochodem. Byłem pod Szczebrzeszynem, minąłem bezkresne pola, przede mną ciemniał duży las. Mogłem ominąć go dodając parę kilometrów do trasy lub wracać szosą. Wypatrzyłem drogę biegnącą wydłużoną polaną między lasami i poszedłem w tamtą stronę. Pod lasem zrezygnowałem z wybranej drogi widząc znaki ścieżki turystycznej obiecującej zaprowadzić do wąwozów.

Cała marszruta nie okazała się za długa, ale do samochodu wróciłem po całych dwunastu godzinach. Szacuję długość drogi na 25 do 30 kilometrów.

Mam wgrany do smartfona program rejestrowania tras, ale nie rejestruje, czyli nie działa. Nie wiem, dlaczego uznaje, że przeszedłem zero metrów, jak mnie informuje, skoro GPS jest włączony i działa. Obsługa programów jest dla mnie alogiczna. Na przykład w tym (OsmAnd) żeby dostać się do podstawowej funkcji programu, czyli do rejestracji trasy, trzeba na długiej liście menu wybrać przycisk „wtyczki”. Proste? Dla mnie bynajmniej, ponieważ moja logika każe spodziewać się przycisku opisanego jako „rejestracja trasy” (lub podobnie) na stronie startowej, a nie w ukrytej gdzieś „wtyczce”.

Chodzi mi po głowie wypróbowanie pewnego sposobu obsługi programów komputerowych. Otóż skoro potrzebną funkcję tak często znajduję daleko od przeszukiwanego miejsca i pod nieoczekiwaną nazwą, to może nie kierować się w poszukiwaniach logiką, nie sugerować oczekiwaniami, a zastosować metodę ich negacji. Zgodnie z tą metodą powinienem kliknąć „wtyczki” przy próbie uruchomienia programiku, ponieważ ja sam nigdy bym tak nie nazwał funkcji rejestracji trasy. Problem w dużej ilości tego rodzaju „wtyczek”, ale pracuję nad swoją metodą.

Wracam na szlak, a ściślej na ścieżkę przyrodniczą wiodącą wąwozami.

Idąc swoimi drogami, bardzo rzadko widuję turystów, a jeśli już, to raczej na rowerach, tam jednak, na tej ścieżce, ludzi było sporo. Śmieci też. Wszedłem w boczną odnogę mającą prowadzić do wąwozu Chlewisko, ale po kilkuset metrach zawróciłem, ponieważ droga stawała się coraz bardziej błotnista, a wąwozu nie było.

W innym miejscu tego lasu jest klasyczny i ładny wąwóz lessowy. 



Widziałem już sporo takich formacji, jednak zawsze z zaciekawieniem i zdziwieniem patrzę na drzewa rosnące na krawędziach pionowych ścian. Widziałem drzewa różnych gatunków, najczęściej sosny, buki, lipy i graby. Wszystkie one podejmują wielki wysiłek utrzymania się przy życiu, wykazując przy tym pomysłowość konstruktora projektującego przewieszoną konstrukcję.


Gdzieś tam, przy wytyczonym szlaku, stoi tablica informacyjna. Właśnie ta. Proszę zwrócić uwagę na nagłówek. Jest w nim błąd. Jeśli miasteczko nazywałoby się Szczebrzesko, to Roztocze byłoby Szczebrzeskie, ale skoro nazywa się Szczebrzeszyn, to Roztocze ma być Szczebrzeszyńskie.

 

Miasto nazywane przez mieszkańców stolicą języka polskiego pozwala na takie błędy!

Bliżej szosy 74 wszedłem do Wąwozu Skrzypowego; według mojej oceny jest tam rozbudowany system klasycznych jarów, ale skoro miejscowi chcą je nazywać wąwozem, niech im będzie. Są ładne, dzikie, ciemne i niewiele zaśmiecone, a ich głębokość przekracza, jak szacuję, dziesięć metrów. Szczególne wrażenie czynią boczne jary, zatarasowane przewróconymi drzewami, niemal nie do przejścia.
 

Po wyjściu na otwartą przestrzeń zawsze doznaję zdziwienia z domieszką ulgi, jaką może odczuwa grotołaz po wyjściu z dziury w ziemi. W wąwozach (czy jarach) jest chłodno i wilgotno, panuje głęboki cień, horyzont jest blisko, bardzo blisko, a po wyjściu na pola doznaje się lekkiego szoku zmiany temperatury i wilgotności, ale też z przyjemnością widzi się prawdziwą dal i słońce. Nieco dalej zobaczyłem na tle nieba drzewo wyróżniające się symetrycznym kształtem i wysokością. Prawdopodobnie lipa, ale czy na pewno?... – pomyślałem.

To jest lipa. Ma przynajmniej metr średnicy i gałęzie od samej ziemi. Usiadłem w jej pobliżu robiąc przerwę.

 Liście lip przebarwiają się w charakterystyczny sposób: otóż na początku żółkną na kilku niewielkich gałęziach; wyglądają jak pierwsze pasemka siwizny na głowie mężczyzny. Pod drzewem sporo już leży żółtych liści i zbrązowiałych lotek z nasionami. Właśnie dowiedziałem się, że owe lotki zwą się podsadkami, a najgrubszym drzewem w Polsce jest lipa mająca pień o średnicy prawie trzy i pół metra, czyli jest trzy razy grubsza od tej rosłej lipy, przed którą siedziałem na miedzy.

Za plecami miałem plantację tytoniu. Im bliżej końca letnich dni, na łodygach tych roślin widzę więcej śladów po zerwanych liściach. W miarę żółknięcia, zrywa się po parę dolnych liści z każdej rośliny, przewozi do gospodarstwa, nawleka na druty i suszy całkiem jak grzyby nawleczone na nić. Na plantacji są tysiące, nierzadko wiele tysięcy egzemplarzy tej rośliny, a do każdej trzeba podejść, nachylić się, wyłamać parę liści i przejść do następnej – i tak wiele razy, praktycznie aż do pierwszych przymrozków. Ogrom mozolnej pracy. Kiedyś dzieciaki zarabiały pierwsze swoje pieniądze zbierając owoce, szyszki chmielu albo nadziewając liście tytoniu. Czy teraz chce się im to robić, skoro pieniądze dostaną od rodziców – nie wiem, ale robić powinny, bo dzięki tej pracy poznają wartość pieniędzy.

 

Paręset metrów za lipą i kilometr od wąwozów, droga dochodzi do szosy 74; jestem tam miejsce na zaparkowanie samochodu. Idąc brzegiem szosy doszedłem do polnej drogi wiodącej do Zaburza. Wiele miejsc na mojej dzisiejszej trasie było ładnych, wiele widokowych odcinków przeszedłem, a jednym z nich jest ta droga biegnąca od szosy na północy zachód, do wioski. Po minięciu niewielkiego lasku wychodzi się na otwartą przestrzeń zbocza wzgórza, horyzont jest tam odległy o kilkanaście kilometrów. Widzi się rozległą dolinę z wioskami, nitkami szos i wstążkami falujących pól, a wyżej i dalej, gdzieś w okolic Hoszni Ordynackiej, czernieją lasami pokaźne wzgórza. Świetne miejsce na dłuższą przerwę w wędrówce. Zdjęć nie mam, ponieważ patrzyłem pod słońce.

* * *

W Zaburzu stoi ładna drewniana kaplica, a na niej wyryte słowa modlitwy: „Święty Krzysztofie, módl się za nami, podróżującymi.” Może po tym moim imienniku mam upodobanie do drogi?

 


A propos kapliczek.

Widziałem parę już krzyży mających wykute nazwisko fundatora, i to od frontu, a więc tam, gdzie można by się spodziewać religijnego napisu. Czasami imię i nazwisko jest pod takim napisem, czasami jest tylko nazwisko z dopiskiem „fundator”.

W moim oczach, osoby areligijnej, wygląda to dziwnie, po prostu niestosownie, ale najwyraźniej u chrześcijan taki zwyczaj jest dozwolony. Owszem, najważniejsze, żeby Bóg wiedział, ale i ludzie niech wiedzą, jaki jestem religijny.

W innym miejscu, na rozstaju dróg, widziałem krzyż pod wyjątkowo dużymi i gęstymi lipami. Urocze miejsce, zwłaszcza że napis bardzo mi się spodobał.

Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie.” (Znaków interpunkcyjnych tam nie było.)

To słowa starego hymnu „Święty Boże”, znanego chyba nie tylko chrześcijanom, a już na pewno nie tylko katolikom. Moje skojarzenia związane z tymi słowami są jednak inne, niezwiązane bezpośrednio z religią, a z poezją. Kiedyś wiersz Kasprowicza, „Hymn Święty Boże”, tak wielkie wywarł na mnie wrażenie, że po wielokrotnym czytaniu  znałem go niemal na pamięć.

* * *

Wspomnę jeszcze o jaskółkach widzianych nad polami. Było ich kilkanaście i najwyraźniej nie odlatywały, a po prostu polowały na muchy. Próbowałem zrobić im zdjęcia, ale przypominało to próby opisania wdzięku i radości matematycznymi równaniami. Widziałem też wiele konyzy kanadyjskiej; tak więc wcześniej nie widziałem tej rośliny, bo jej nie znałem.


Oto ostrożeń, zwykła roślina przydroży i miedz, chwast pospolity. Drugi już raz zwraca uwagę swoją urodą: wcześniej, gdy kwitł tak ładnie, i teraz, gdy szykuje się do puszczenia w świat zasiewu swoich potomków.

Trasa:

Z wioski Zaburze polnymi drogami pod wsie Źrebce i Rozłopy, stamtąd na południe, pod Szczebrzeszyn. Przejście wąwozów, częściowo szlakiem ścieżki przyrodniczej, w lasach na zachód od miasta. Po przekroczeniu szosy 74, dojście bocznymi drogami do Zaburza.