Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczaje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczaje. Pokaż wszystkie posty

środa, 17 grudnia 2025

Pieniądze

 151225

Władza nie zmienia ludzi, ona ich obnaża.” Nie znam autora tych jakże trafnych słów.

Arystoteles: „Ceną ignorowania polityki jest rządzenie przez tych, którzy nie zasługują na władzę.”

>>Organizacja Narodów Zjednoczonych podaje, że 3,3 miliarda ludzi żyje w krajach, w których rządy wydają obecnie więcej na spłatę odsetek od długów niż na opiekę zdrowotną i edukację.<< Źródło: kanał World Affairs In Context na YT.

>>Gdyby ludzie wkładali w utrzymanie, oszczędzanie i zachowanie swoich pieniędzy tylko niewielką część wysiłku, który poświęcili ich zarabianiu, byliby w o wiele lepszej sytuacji.<<

Z kanału „Bullion Investors” na YT.

Siedzę przy biurku w pokoju taniego hotelu w Białymstoku. Przez okno widzę szarosiny, nieco zamglony ranek grudniowego dnia bez śladu słońca i bez nadziei na zobaczenie chociaż skrawka błękitu. Biurko z moimi drobiazgami i ciepły pokój wydaje się miłym schronieniem, jednak gdy później wyszedłem na dwór, rozejrzałem się i zobaczyłem dalsze drzewa i budynki coraz bardziej zasłaniane mgłą, poczułem tęsknotę za polami Roztocza. Jeszcze trzy tygodnie. Na początku stycznia pojadę zobaczyć drzewa i dal niknącą we mgle. To będzie moje katharsis po miesięcznej pracy.

Obok leży opasły tom Historii estetyki; o tej wysublimowanej dziedzinie łączącej naukę z twórczością będzie następny tekst, a teraz zajmę się funkcjonowaniem światowego systemu finansowego.

Cały świat jest bardzo zadłużony. Dług rządu USA wynosi blisko 39 tysięcy miliardów dolarów, całego świata sporo ponad 300 bilionów, a obecny rząd Polski zadłuża nas w tempie blisko miliarda złotych dziennie. Dziennie! Dlaczego tak jest? Skąd się bierze taka góra pieniędzy? Odpowiedzi są proste: pieniądze są po prostu tworzone według potrzeb polityków przez emitentów czyli przez banki centralne. Można tak robić, ponieważ są to pieniądze umowne czyli fiducjarne. Nie są poparte żadną konkretną wartością, jak na przykład złotem. Aby utrzymać się przy władzy, politycy obiecują nam dawać, załatwić problem, zbudować, zapewniać frukta ekonomiczne. Obiecują wiedząc, że w skarbcu państwa nie ma pieniędzy na spełnienie obietnic. Dlatego wypuszczają w obieg dodatkowe pieniądze, świeżutkie i nie poparte dostępnością dóbr, oraz pożyczają je na rynkach międzynarodowych i od swoich obywateli. A skąd owe rynki ma tyle pieniędzy? Też z drukarki. Obecnie nie ma kraju, w którym byłaby inna waluta, wszędzie są umowne, czysto papierowe. Zadłużone kraje mają tak ogromne długi, że nie ma szans na ich spłatę, a co gorsza, problemem staje się ich obsługa, czyli płacenie odsetek. USA płacą ponad bilion (tysiąc miliardów) dolarów odsetek rocznie, Polska blisko 100 miliardów złotych. Ile to jest? Dla porównania: dochody skarbu naszego państwa wynoszą około 630 miliardów, a koszt elektrowni atomowej, której nie możemy zbudować od pięćdziesięciu lat, szacowany jest na blisko 200 miliardów. Nieco mniej ma kosztować cały CPK, a budowa kilometra drogi ekspresowej kosztuje średnio około 40 mln. Inaczej mówiąc: za odsetki płacone od długu moglibyśmy co drugi rok oddawać do użytku nową elektrownię atomową albo wielki port komunikacyjny. Za roczne odsetki moglibyśmy zbudować 2500 km nowych dróg szybkiego ruchu. Na co poszła ta niewyobrażalna góra pieniędzy? W niewielkiej części na rozwój gospodarki, w większej na zbrojenia (nasze i cudze), rozdawnictwo i bzdety, czyli na utrzymanie się władzy na stołkach.

Nie mając możliwości spłaty długów, państwa obniżają ich wartość poprzez inflację. Tutaj uwaga: inflacja to nadmiar pieniędzy w stosunku do dostępnych dóbr, co skutkuje spadkiem wartości pieniędzy i wzrostem cen. Tak więc drożyzna w sklepach nie jest inflacją, a jej skutkiem. Specjalnie zmieniono definicję aby rozmyć odpowiedzialność, przerzucić ją na siły rynkowe. Jednak jedynym odpowiedzialnym za inflację jest bank centralny, ponieważ tylko on może tworzyć pieniądze i puszczać je w obieg.

Tylko państwo jest odpowiedzialne za inflację. Bez rządu, wbrew jego zamierzeniom, inflacja nie jest możliwa.”

Słowa Felixa Somary, ekonomisty tradycyjnej szkoły austriackiej, znanej w świecie finansów.

Nasza złotówka straciła 4/5 swojej wartości od czasu denominacji, czyli od 1995 roku. Za tysiąc złotych kupimy dzisiaj tyle, ile za 200 złotych 30 lat temu. Tak lub podobnie (a często dużo gorzej) jest wszędzie, w każdym kraju na całym świecie. Inflacja jest niemała, będzie większa i zostanie z nami, ponieważ nie ma innej możliwości utrzymania w całości zadłużonego systemu finansowego.

Dlatego coraz częściej mówi się o konieczności połączenia waluty ze złotem jako kotwicy uniemożliwiającej swobodny dodruk pieniędzy i ustawiczne zadłużanie się, ponieważ wtedy ilość pieniędzy tworzona przez bank centralny zależna jest od ilości posiadanego złota, którego (na szczęście) nie można stworzyć pod potrzeby kampanii wyborczych polityków. Właśnie dlatego idea pieniądza popartego złotem jest ostro krytykowana przez media zależne od władzy.

Alan Greenspan, były szef FED, banku centralnego USA, powiedział:

W obliczu braku standardu złota nie ma sposobu na ochronę oszczędności przed ich konfiskatą przez inflację.”

My nie mamy jedenastu lotniskowców atomowych jak USA, więc ten tworzony przez rząd ogromny dług będzie musiał być spłacony w taki czy inny sposób przez nasze dzieci i wnuki. Jeśli nie pieniędzmi, to naszą ziemią, fabrykami czy bogactwami naturalnymi. Tak czy inaczej ekonomicznym zubożeniem Polaków. Rząd każdego dnia zwiększa nasze zadłużenie o blisko miliard złotych, i właściwie nikogo to nie obchodzi! Z telewizorni leje się papka, ludzie zajmują się pierdołami i nadal głosują na tych, którzy obiecują coś im dać!

Może dość, bo znowu podnosi mi się ciśnienie.

Zapraszam do lektury cytatów z ostatnio wysłuchanych wykładów na temat finansów i pieniądza.

* * *

>>W prawdziwie wolnym społeczeństwie jednostki podejmują decyzje w oparciu o zaufanie. Wierzą, że pieniądze zarobione ciężką pracą z czasem zachowają swoją wartość; wierzą, że gdy zaczną oszczędzać z myślą o przyszłości, ich oszczędności zachowają realne znaczenie; że ich inwestycje będą odzwierciedlać rzeczywisty wzrost gospodarczy, a nie będą pod wpływem niewidzialnej ręki niewybieralnych technokratów działających za zamkniętymi drzwiami. Ale gdy to zaufanie zostanie naruszone, gdy władza centralna zacznie manipulować stopami procentowymi, drukować pieniądze z powietrza i zalewać rynki pieniędzmi fiducjarnymi, wszystko zaczyna się deformować. Ceny przestają odzwierciedlać rzeczywistość. Rynki przestają nagradzać odpowiedzialne zachowania i nagle ludzie, którzy grają według starych zasad, ci, którzy oszczędzają i inwestują ostrożnie, żyjąc zgodnie ze swoimi możliwościami finansowymi, zostają ukarani zamiast być chronieni. (…) Kiedy waluta traci siłę nabywczą, nie można po prostu trzymać gotówki i oszczędzać tak, jak to robiono kiedyś. Jesteś zmuszony do inwestowania na giełdzie, w nieruchomości lub inne aktywa spekulacyjne po prostu po to, aby nadążyć za inflacją. To cicha pułapka, która zmusza ludzi do pogoni za zyskami, aby tylko przetrwać. Gdybyśmy mieli uczciwe pieniądze, czyli takie, których nie można drukować w nieskończoność, naturalnym stanem rzeczy byłaby deflacja. Ceny stopniowo spadałyby w miarę wzrostu innowacyjności i efektywności. Wyobraź sobie, że dziś możesz zaoszczędzić pieniądze wiedząc, że za dwa lata będziesz mógł kupić za nie więcej, a nie mniej. Oto siła solidnych pieniędzy. Nagradzają cierpliwość i rozwagę. Jednak w obecnym systemie fiducjarnym jest to niemożliwe, ponieważ ciągła inflacja jest wbudowana w jego konstrukcję. Inflacja jest najcichszą i najniebezpieczniejszą formą opodatkowania, jaką kiedykolwiek stworzono. Okrada każdego, kto posiada pieniądze bez uchwalania jakiekolwiek głosowania czy prawa. Po cichu podkopuje siłę nabywczą, dewaluuje oszczędności i transferuje bogactwo od klasy robotniczej do elity posiadającej aktywa. Co najgorsze, większość ludzi nawet nie zauważa, że to się dzieje. Mają wrażenie, że życie staje się coraz droższe, mimo że pracują ciężej nuż kiedykolwiek. To nie tylko problem finansów, ale i wolności. Jeśli nie możesz oszczędzać, nie możesz planować, a wtedy tracisz niezależność, a kiedy znika niezależność, wolność znika zaraz za nią. W ten sposób system tworzy zależność nie tylko od pieniędzy, ale i od państwa, od kredytu i struktur korporacyjnych, które czerpią korzyści z chaosu i niestabilności. Kiedy mówimy o zależności, nie chodzi tylko o ekonomię, ale też o kontrolę. Kiedy ludzi tracą możliwość polegania na własnych oszczędnościach lub wartości swojej pracy, powoli zaczynają polegać na instytucjach, które mogą manipulować tymi wartościami. Rządy o tym wiedzą, a historia dowodzi, że jest to jedno z najpotężniejszych narzędzi, jakie kiedykolwiek wykorzystano, aby utrzymać ludzi w zależności. (…) Ludzie zaczynają polegać na kartach kredytowych, świadczeniach rządowych lub dotacjach, aby przetrwać w systemie stale dewaluującym ich pieniądze. Nie chodzi o to, że ludzie są leniwi lub nie chcą pracować. To dlatego, że system został zaprojektowany tak, aby oszczędzanie straciło sens, a wydawanie stało się koniecznością.<<

Cytat z kanału „Gold rush reporter” na YT.

* * * 

>> W świecie złota inflacja by nie istniała. Można trzymać uncję złota przez lata i później kupić za nią więcej, nie mniej. Oszczędzający nie potrzebowaliby odsetek aby nadążyć. Ich majątek utrzymywałby się naturalnie na stałym poziomie. Prawdziwy postęp, innowacje technologiczne, produktywność i wydajność, sprawiłby, że towary z czasem stałyby się tańsze. Obecny system odwrócił tę logikę, zmuszając ludzi do szybszego biegania każdego roku tylko po to, by utrzymać się w miejscu. (…) zostaliśmy zmuszeni do odejścia od oszczędzania na rzecz spekulacji. Ludzie muszą wchodzić na giełdę lub działać w jakiś inny, bardziej ryzykowny sposób. Jeśli masz solidne pieniądze, ja nazywam je uczciwymi pieniędzmi, i dlatego nie możesz zwiększyć podaży waluty, deflacja jest naturalną koleją rzeczy. Wszystko, co powinieneś mieć, to złoto pod materacem, a kiedy wyjmiesz je i wydasz dwa lata później, będzie warte więcej. Jutro kupisz za nie więcej rzeczy niż dzisiaj. <<

Cytat z kanału The Metal Mindset na YT.

* * *

>>Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że najlepsi i najbystrzejsi ludzie nie wchodzą do rządu. Tak naprawdę to najbiedniejsi i najgorsi ludzie. To typ ludzi, którym zależy na kontrolowaniu innych ludzi. Zależy im na władzy i nabijaniu własnych kieszeni. To właśnie oni podejmują decyzje. Są bardzo niebezpieczni. (…) Banki centralne i rządy są wrogami przeciętnego człowieka.<<

Cytat z kanału „Life Worth Living” na YT.

* * *

>>Musimy sięgnąć dna naszego systemu finansowego i wtedy wrócić do rzeczywistości, w której nie możemy tworzyć pieniędzy z niczego. System monetarny musi się opierać na prawdzie, uczciwości i zaufaniu, a każdy musi mieć równe szanse. Myślę, że gdy uda się nam to odbudować, wrócimy silniejsi, potężniejsi i lepsi niż kiedykolwiek. Mamy wystarczająco dużo zasobów, by każdy żył w dostatku. Niestety, sytuacja jest taka, że 10% społeczeństwa może posiadać 90% światowego bogactwa. Kiedykolwiek zdarzają się takie sytuacje, to naprawdę są zaczynem rewolucji. Nie musi być ona fizyczna, może być intelektualna – i mam nadzieję, że taką będzie.<<

Z kanału Miles Franklin Media na YT.

* * *

Autor tego wykładu w przystępny sposób wyjaśnia, w jaki sposób najbogatsi stają się jeszcze bardziej bogaci kosztem ludzi niezamożnych, czyli o sposobie działania systemu finansowego opartego na pieniądzach umownych, nie popartych niczym materialnym, czyli o pieniądzach fiducjarnych.

* * *

Gdzieś przeczytałem stwierdzenie, które nieco mnie zaskoczyło i początkowo nie do końca je rozumiałem:

Aby ludzkości nie trapiły wojny, należy pozbyć się pięćdziesięciu najbogatszych bankierów.”

Ten film rzuca światło na powyższe stwierdzenie, wyjaśniając związek między kryzysami w systemie finansowym a wojnami.

Pasują tutaj słowa Thomasa Jeffersona: „Szczerze wierzę, że instytucje bankowe są groźniejsze niż armie, i że wydawanie pod pozorem finansowania rozwoju pieniędzy, które mają być spłacane przez przyszłe pokolenia, jest niczym innym jak oszukiwaniem przyszłości na wielką skalę.”

* * *

Na koniec poczynię ważne zastrzeżenie: nie można bezkrytycznie ufać informacjom zasłyszanym w internecie. Konieczna jest ostrożność, szukanie wiadomości w innych źródłach i ich porównywanie. Należy pogłębiać swoją wiedzę by móc wyciągać samodzielne wnioski.

piątek, 12 grudnia 2025

Zwyczaje i klimat

 101225

Niedawno gruchnęła wieść nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu: Bill G., kapłan klimatyzmu, niezłomny obrońca Ziemi, wódz naczelny wojsk antydwutlenkowych, ogłosił, że planeta jednak nie spłonie ani do 2010 roku, ani nawet do 2015, jak wcześniej on i jemu podobni głosili z niezachwianą pewnością. Skąd taka zmiana? Otrzeźwiał, czy zapytał naukowców nie finansowanych przez niego? Myślę, że po prostu to szaleństwo przestało się opłacać. Tak czy inaczej dzieciarnia z Ostatniego Pokolenia może teraz odetchnąć: nie będą ostatnim pokoleniem, chyba że zrezygnują z dzieci. Wprawdzie Unia dalej zarzyna europejską gospodarkę ETSami, wiatrakami i regulacjami, ale im nigdy nie chodziło o ratowanie Ziemi.

Nie piszę tego dla łatwych drwin z zaślepienia jednych i wyrachowania drugich, ale jako wstęp do opisu pewnych moich codziennych praktyk. Dla mnie są naturalne i odruchowe, nie wynikają z rozumowych analiz ani żadnych ideologii a raczej z mojego pojmowania celowości i logiki, jednak w ostatecznym rachunku służą oszczędzaniu zasobów planety i jej środowiska naturalnego.

Zdaje się, że temat już poruszałem w poprzednich latach, ale nie zaszkodzi wrócić do niego, jako że jest ważny i wiele mówi o obłudzie władz i niekonsekwencji zwykłych ludzi, którzy mają się za zwolenników zielonych przemian.

Trzeci tydzień jestem w Białymstoku, wróciwszy na miesiąc do starej firmy. Razem z moimi współpracownikami, Ukrainką i dwoma Białorusinami, stołujemy się w barze. Kupuję taki obiad, aby go zjeść. Na regał odnoszę puste talerze, a wtedy widzę, jak dużo jedzenia ludzie zostawiają. Owszem, czasami można ich tłumaczyć tym, że nie smakowało, ale dotyczyć to może tylko niewielkiej części konsumentów, bo wiem, że wielu z nich stołuje się tam codziennie. Poza tym można zamawiać połowę porcji większości dań. Papierowe chusteczki są duże i grube, mnie wystarczy jedna, a widzę, że ludzie biorą ich po kilka. Moi obecni koledzy w pracy oddzierają kilka arkuszy papierowego ręcznika aby wytrzeć plamę rozlanej wody na stole albo łyżeczkę. Po co tyle brać? Czy zastanawiają się nad materiałowymi i energetycznymi kosztami wytworzenia tych produktów? Bar oferuje dobre i tanie posiłki, chwalę pracę pań kucharek, na pewno nie one wpadły na pomysł by sól i pieprz podawać w papierowych torebkach mieszczących chyba mniej niż gram przyprawy; dlaczego nie w tradycyjnych pojemnikach? Po co wydatkować na te torebeczki pracę, materiały i energię?

Takich i podobnych przykładów marnotrawstwa widzę wszędzie, dosłownie wszędzie. Na poczcie kupiłem kilka kopert ze znaczkami, i aby rozliczyć się z firmą, wziąłem paragon: dwie linijki tekstu wydrukowane było na kartce formatu A4. Moi współpracownicy zalewają wodą niemal cały duży czajnik potrzebując szklankę wrzątku. Potrzeba ok. 0,2 kg węgla dla wytworzenia 1kWh energii, a czajnik tyle zużywa w 25-30 minut swojej pracy. Niewiele? Faktycznie, niewiele, ale pomnożone przez miliony każdego dnia, dają wagony traconego węgla. Odebrałem przesyłkę z gałązkami świątecznymi do przybrania karuzeli, były w porządnym tekturowym pudle, dodatkowo owiniętym wieloma warstwami foli typu „strech”; w taką samą folię owinięta była bąbelkowa koperta z inną przesyłką. Po co, skoro paczki nie jadą już otwartymi furmankami jak przed wiekami? Chyba z przyzwyczajenia, skoro teraz wszystko owija się tą folią. Transakcja kupna biletu przy użyciu karty płatniczej automatycznie potwierdzana jest wydrukiem, którego firma nie potrzebuje i jest po prostu wyrzucany, chyba że klient go potrzebuje, co bardzo rzadko się zdarza. Paragony, też drukowane automatycznie, zbieramy wokół karuzeli jako śmieci. W sklepie spożywczym kupiłem trzy jabłka, kasjerka dała mi worek foliowy którego nie wziąłem, bo po co. I tak dalej bez końca.

O użytkowaniu rzeczy do ich naturalnego zużycia już pisałem. Tutaj, w hotelowym pokoju, leżą przy szafie dwie moje torby. Mam je tak długo, że nie pamiętam ich poprzedniczek, niewątpliwie zasłużyły już na emeryturę, ale nadal są całe i pełnią swoją funkcję, a nadto… Mnie jest trudno wyrzucić coś, co dobrze mi służyło przez lata. Przywiązuję się do rzeczy. Czy jestem dusigroszem? Myślę, że nie, skoro na swoje turystyczne wyjazdy tutaj opisywane wydaję czwartą część dochodów, a więc nie mało.

O takich ludziach jak ja mówi się, że jesteśmy płaskoziemcami niedbającymi o planetę, ponieważ nie zgadzamy się z twierdzeniem o naszej możliwości zmiany klimatu i przejścia na „zeroemisyjne” źródła energii. Mówią tak ludzie, którzy nie odróżniają jednostek mocy i energii, o wytwarzaniu prądu nie mają zielonego pojęcia, a energię i zasoby bezsensownie i bezrefleksyjnie marnotrawią!

Trzeba zacząć od siebie, do drobnych czynności z pozoru nieważnych, mikroskopijnych w skali Ziemi, ponieważ są powtarzane miliony (albo i miliardy) razy każdego dnia, i w rezultacie przestają być nieważne.

O ludziach

Objąłem w użytkowanie karuzelę, której nie podnosi się jedno z dziesięciu ramion. Usterkę zdiagnozowałem, rozmawiałem nawet z czeskim producentem w sprawie przysłania uszkodzonego podzespołu elektronicznego, ale póki co ramię nie działa. Przykleiłem do siedzenia kartkę ze stosownym napisem, ale klienci siadali na napis. Wtedy zębatymi opaskami, potocznie zwanymi trytkami, unieruchomiłem rurę zabezpieczenia aby uniemożliwić zajęcie miejsca, a po kilku godzinach widziałem, jak klient na siłę zerwał opaski i wsiadł. Co robić? Położyłem na siedzenie kawał betonu będącego podstawą do ogrodzenia. Jest lepiej, bo tylko raz na dwa – trzy dni się zdarza, że ktoś siada na ten beton.  

Bezproblemowo jest w deszczowe dni, ponieważ klienci widząc krople deszczu rezygnują z zajęcia miejsca. Czyli zamoczone siedzenie bardziej ich odstrasza niż leżący na nim beton. Widoczne na zdjęciu trytki specjalnie są założone i tak ucięte, aby końce były ostre; ma to dodatkowo zniechęcić ludzi do prób otwarcia zabezpieczenia.

 Mamy też drugą atrakcję: pociąg dla dzieci jadący po torze ułożonym w efektowne serpentyny. Któregoś dnia tatuś posadził dziecko do wagonika i cały pociąg zaczął pchać. Nie można tego robić z przyczyny oczywistej, ale jest i druga: robiąc to niefachowo, pociąg można po prostu wykoleić. Kiedy ten człowiek usłyszał, że ma zostawić pociąg, był wielce oburzony. Bo przecież nikt mu nie powiedział - tak się tłumaczył - że nie można tak robić, i że za jazdę trzeba płacić. Wiem, że dla wielu ludzi, zwłaszcza wśród młodszych, jego argument jest słuszny, ma wagę, ale mnie taka postawa po prostu przeraża – podobnie jak samowolne otwarcie przez innego tatusia bramki wejściowej na karuzelę w czasie jej biegu. Jemu też nikt nie powiedział, że do kręcącej się karuzeli nie da się wsiąść bez zrobienia sobie kuku i dlatego nie można otwierać bramki.  
To wszystko powinno być napisane, mówicie? Nie dość, że nikt nie czyta instrukcji
(akurat o bramce jest informacja), to jeszcze nie ma możliwości zastrzeżenia wszystkich czynności, jakie mogą wpaść do głowy niemyślącemu człowiekowi. 
Nigdzie nie jest napisane, że nie można wchodzić na figurę Mikołaja, że nie można przeskakiwać ogrodzeń,
wskakiwać na dach kiosku kasowego albo brać sobie lampki na pamiątkę. To na karuzeli, a poza nią, na ulicach, w sklepach, wszędzie, taka wyliczanka może mieć sto metrów długości. W barze, w którym się stołuję, nie ma tabliczki z zakazem włączania głośnej muzyki albo spania na krześle. Po prostu zakłada się, że pewne zachowania, zakazy i nakazy, są dla dorosłych ludzi oczywiste. To założenie traci ważność, w rezultacie mam obawy zbliżając się w nocy do nieoświetlonego przejścia dla pieszych, bo w każdej chwili pieszy może wejść na przejście nie patrząc na boki. Normalne, słuszne i prawidłowe? Nie. To robienie z ludzi niezaradnych, niemyślących dzieci. To pozbawianie ich umiejętności i odruchu dbania o siebie i swoich bliskich. To obciążanie innych ludzi koniecznością zapewnienia własnego bezpieczeństwa i dobrostanu psychicznego. To działania skutkujące zatraceniem cech do tej pory uznawanych za definiujące pojęcie dorosłości i z nią – odpowiedzialności.


 

sobota, 8 listopada 2025

Sudeckie kamieniołomy, część I

 031125

Bazalt jest jedną z najtwardszych, najbardziej odpornych na obciążenia mechaniczne i czynniki atmosferyczne skał, dlatego od dawna był dobywany i używany do budowy dróg i domostw. Istnienie złóż bazaltu świadczy o działaniu wulkanów w odległej przeszłości, jako że skała ta powstaje z magmy wylewającej się z wnętrza Ziemi i stygnącej na powierzchni jako lawa. Dla lubujących się w nazewnictwie geologów to ważne rozróżnienie: magma to roztopiona skała wewnątrz Ziemi, a po wypłynięciu na powierzchnię nabywa nową nazwę, staje się lawą. W Sudetach wiele jest działających kopalń tego minerału, a śladów po dawnych kamieniołomach są, bez przesady, setki. Od wielkich wyrobisk z których wywieziono miliony ton skały, po małe, użytkowane przez okolicznych mieszkańców na ich potrzeby, a teraz zarośniętych drzewami, ukrytych w lasach. Wiele takich miejsc widziałem w czasie swoich sudeckich wędrówek. Czasami specjalnie je szukałem, zaciekawiony znakami na mapie, częściej natrafiałem na nie przypadkowo, idąc lasami lub zaglądając między drzewa śródpolnych zagajników. Po tych małych i najstarszych niewiele śladów zostało, tylko uważne oko jest w stanie zauważyć nienaturalnie ukształtowane garby i doły przysypane liśćmi starego już lasu, natomiast większe i nowsze nie znikają tak dokładnie, chociaż i one ulegają sukcesji. Mam w pamięci chwile wędrówek lasami dębowo-grabowo-lipowo-bukowymi, prastarymi lasami liściastymi Sudetów, i nagle pojawiający się uskok terenu – skalne urwisko. Jeśli poświęci się miejscu trochę czasu, dostrzec można kształt podkowy ze śladami drogi z otwartej strony. Czasami o jej istnieniu świadczy już tylko równiejszy pas porosły drzewami. Miejsca takie upodobały sobie rzadkie rośliny, na przykład storczyki. Pod pewną wioską w Górach Kaczawskich znam, nota bene, miejsce nieznane ludziom, gdzie rośnie mnóstwo lilii złotogłów, ale uświadomiony przez kolegę, miłośnika storczyków, o niebezpieczeństwie dla tych nadzwyczaj rzadkich kwiatów, nie napiszę, jak tam trafić.

Najdłużej, ale i najbardziej spektakularnie, zmieniają się w sposób naturalny wyrobiska największe i najgłębsze. Na ich dnach często tworzą się stawy będące rezultatem naruszenia systemu wód gruntowych. Jeszcze nim znikną ludzie, pojawiają się brzozy. Tym drzewom wystarczy garść marnej ziemi, a nawet tylko pęknięcia w skalnym podłożu albo rysy na pionowym urwisku. Później dołączają do nich inne drzewa, sporo widuję dębów, a w podmokłych miejscach iwy i olsze. Brzegi stawów zarastają szuwarami: pojawia się pałka wodna, trzcina, trawy. Z czasem te rośliny wchodzą coraz głębiej na otwartą toń stawów, a za nimi przesuwa się skraj wody – rezultat stopniowego wypierania wody przez rośliny i ich martwe szczątki, które tworzą najpierw mokradła, później coraz bardziej stabilny grunt na którym wyrasta las. Z czasem stawy zasiedlane są przez ryby (zdaje się, że z pomocą ludzi) i ptactwo wodne. W ciągu paru dziesiątków lat z ponurego miejsca przemysłowej działalności ludzi, z głębokich ran zadanych Ziemi, natura tworzy miejsca urokliwe, urozmaicone morfologicznie i pełne życia.

Na Pogórzu Izerskim, między Przecznicą a Nową Kamienicą, pasem długości około dziesięciu kilometrów występują duże złoża bazaltu. Było tam kilka kamieniołomów, a wyrobisko największego, 2 km na wschód od wsi Kłopotnica, ma długość 400 metrów, do stu szerokości i głębokość około pięćdziesięciu. Na dnie utworzył się malowniczy staw okolony stromymi, tarasowymi ścianami szarego bazaltu. 

 





Widok tej kopalni czyni wielkie wrażenie. Wydaje się być snem surrealisty, zadziwiającym połączeniem skutków destrukcyjnych działań człowieka i delikatności
ale i siły oraz nieustępliwości natury. Rozmawiałem z kolegą, który wybrał się tam z pontonem, opowiadał o niesamowitych wrażeniach pływania między skalnymi ścianami.  

 

Będąc tam widać, jak szybko pojawiają się brzozy; o tej porze roku ciepłe żółcie ich liści radykalnie zmienia wygląd surowych ciemnoszarych ścian kanionu. Co prawda wyrobisko kanionem nie jest, jednak ta nazwa bardzo pasuje do formacji utworzonej tam działalnością ludzi i natury. Na ścianach widać kierunkowość stygnięcia i pękania lawy zastygłej w bazalt. Wyraźne jest podobieństwo do róży bazaltowej – kolejna atrakcja dla miłośników geologii.  

 


T
eren szybko sam się rekultywuje. Jedyne, co zrobiłbym mogąc decydować, to zniwelował górki usypane na obrzeżach wyrobiska.

Byłem w czterech nieczynnych kamieniołomach w tamtej okolicy. Widziałem je w różnym stadium przejmowania i przekształcania przez naturę, a pokrótce opisanego wyżej.

 




W trzech nie były prowadzone poważne prace rekultywacyjne, nikt na szczęście nie „rewitalizował” tych starych kamieniołomów, zrobiła to natura i to tak udanie, że okolicznym mieszkańcom przybyły kolejne ładne miejsca do spacerów, a chyba też
pływania i wędkowania. O ile oczywiście nie ogrodzi się tych miejsc setkami metrów barier i nie zepsuje widoków dziesiątkami tablic z ostrzeżeniami i zakazami, co mam za plagę ostatnich lat.

Ostatni poznany kamieniołom jest na wschód od Przecznicy, na tablicy informacyjnej określany jest jako kamieniołom w Rębiszowie, ten był rekultywowany, niestety. 

 




Niewielka część jest wyrównana, na pozostałej są górki i dołki. Ponury widok poprzemysłowych bezdrzewnych terenów, chwasty, i podmokłe miejsca. Zmieniające się lokalizacje rozlewisk wskazują na nieuregulowany obieg wód. Okoliczni mieszkańcy mówią o skrytym, pod ochroną nocy i strażników, przywożeniu tam nieznanych substancji i zasypywaniu nimi wyrobisk a następnie przykrywaniu ich gruzem. Miały tam być utworzone łąki izerskie, jest szarość i brzydota, a firma, która miała przywrócić to miejsce naturze, już nie istnieje. Po co dalej działać, skoro pieniądze już zmieniły właściciela? Reasumując: wystarczyło wyrównać doły, zniwelować pryzmy gruzu, rozebrać budynki i zabrać śmieci, a resztę zostawić naturze, jednak za publiczny grosz stan pogorszono. Co dalej? Nic.
Idę o zakład, że wszystkie powiatowe VIPy są z siebie wielce zadowolone, a ewentualne konsekwencje ukrytych w wyrobiskach śmieci i tak spadną na okolicznych mieszkańców.

Wspomnę jeszcze o motocyklistach. 

 

W wielu miejscach widziałem ślady ich maszyn, a w pobliżu największej kopalni, tej z dużym stawem, jest spory teren z pokaźnymi górami zepchniętego kruszywa i ziemi, walają się tam duże bloki skalne, stoją betonowe konstrukcje. Z niechęcią o tym myślę, ale skoro motocykliści są, niech tam jeżdżą, nie po lasach. Wydzierżawić im ten poprzemysłowy teren za symboliczną złotówkę, ale pod jednym warunkiem: mają pilnować, aby ich miejsce i sąsiednie wyrobisko nie stały się wysypiskiem śmieci. A za jeżdżenie po lasach surowo ich karać. Ukarać włodarzy za stan kamieniołomu w Rębiszowie się nie da, bo „politycy” są ponad prawem. Taki stan nazywany jest (prawem kaduka) demokracją.

Dobrze, że mam gdzie uciekać.


 












Niżej trzy zdjęcia najbardziej zarośniętego, a więc prawdopodobnie najstarszego, kamieniołomu. Teraz trudno znaleźć tam ślady ludzkiej działalności.




 

 

czwartek, 19 czerwca 2025

Psia Dziura i Lisie Jamki

 120625

Tym razem słońce świeciło niemal cały dzień, chociaż do prawdziwego lata brakowało letniej temperatury. W drogę ruszając przed siódmą miałem na sobie dwa swetry, a wiatrówkę nosiłem cały dzień.


 Wybrałem się pod wsie Gorajec (jest ich kilka o tej nazwie), na rozległe łagodne wzgórza z mozaiką pól i gęstą siatką długich polnych dróg. Ilekroć tam jestem, zawsze sporo uzbieram kilometrów, ale tego właśnie chciałem. Oczywiście w planach miałem odwiedzenie paru znajomych miejsc, na przykład Psią Dziurę. Te zalesione niewielkie doły urokliwe nie są, ale… mnie się podobają. Pierwszy raz widziałem Dziurę z sąsiedniego wzgórza w słoneczny, kolorowy dzień października parę lat temu, i wtedy miejsce, wystrojone brzozami i jesiennymi barwami, zrobiło na mnie duże wrażenie. Zdjęcie widoczne niżej zrobiłem tamtego dnia, dzisiaj (drugie zdjęcie) nie mogłem podejść bliżej z powodu zapory z gęstego rzepaku.

 
Ważne jest pierwsze wrażenie, i ta prawda znalazła tutaj potwierdzenie. Psię Dziurę i jej okolicę widzę taką, jaką zobaczyłem po raz pierwszy. Tamto zauroczenie odnawia się we mnie nie zważając na upływ czasu i zmiany.






Doszedłem na wydłużone, rozległe szczyty pasma wzgórz, a że były zalesione, skręciłem w inną drogę obiecującą wyprowadzić mnie na otwarte przestrzenie. Nim tam doszedłem, uznałem, że akurat tutaj jest dobre miejsce na przerwę. Siedziałem na brzegu drogi nie wiedząc, że przy dwóch topolach rosnących obok zaczynają się jedne z najładniejszych i najbardziej zróżnicowanych morfologicznie roztoczańskich dołów – Lisie Jamki. Niemal pionowe ściany krętych wąwozów mają w niektórych miejscach ponad 10 metrów wysokości, czyli sięgają drugiego piętra. Wrażenie robiły też nagłe uskoki dość równej wierzchowiny i drzewa pochylone nad urwiskami. Zdjęć zrobiłem dużo, ale właściwie na żadnym nie widać dobrze różnic poziomów. Mam nadzieję wrócić tam.






 Nie wiedziałem, po co poszedłem tą drogą, wszak miałem iść w inną stronę, ale będąc już na niej, szybko się dowiedziałem: dla tych kwiatów! Na przydrożu rosły duże kępy chabrów i rumianków, oraz gwiazdnice w ilości niepoliczonej. Te drobne ślicznotki rosły pasem długości pewnie ze sto metrów, a było ich milion albo i dwa, naprawdę! Trudno mi było odejść stamtąd; starym zwyczajem odchodziłem i wracałem zachęcany, czy naglony myślą o przyszłym roku: czy je zobaczę? Ot, takie znamię mojego czasu. A może zachłanność, może nienasycenie, albo ta dziwna a uporczywie powracająca myśl o dostrzeżeniu tajemniczego czegoś, ukrywającego się pod pierwszym wrażeniem? Właśnie pomyślałem o platońskiej idei piękna. To jej szukam? Nie wiem. 
Patrzę i staram się wziąć dla siebie ile tylko potrafię.

 Widoków dali nie brakowało mi dzisiaj.

Obrazki ze szlaku

 


Lessowe skarpy. Tak, pokazywałem je wiele razy i zapewne będę pokazywał, po prostu mi się podobają.

 Droga do nieba.

 Koniec drogi. Dalej jest przyjazd tylko dla wojskowych transporterów.

 Poziomki. Bardzo aromatyczne, ale mało słodkie. Szczerze mówiąc były kwaśne.

 Na chodniku w wiosce zobaczyłem scenkę, która zrobiła na mnie wrażenie. Po betonowej kostce pełza mała zielona gąsienica. Usiadła na niej osa (chyba, pewności nie mam), gąsienica zaczęła się wić, po chwili zamarła, a z jej ciała wypłynęła zielona ciesz. Drapieżnik upolował dla siebie, a może i dla swoich dzieci, obiad, gąsienica straciła życie. Zdarzenie powtarzane miliony razy dziennie na całym świecie, ale widziane na własne oczy czyni wrażenie. Powróciła do mnie odczuwana w podobnych sytuacjach świadomość patrzenia na obcy świat – nieznany i funkcjonujący według swoich reguł. Świat oddzielony od naszego obojętnością, brakiem uwagi i niezrozumieniem, mimo wzajemnego przenikania się ich granic fizycznych.

 



Znajomy dąb.









Drogi. 

 


Parking przy kościele, najbezpieczniejsze miejsce na całodniowy postój samochodu.

Kwiaty

 

Pierwsze w tym roku kurzyślady. Zwykła roślinka, ale jest jedną z nielicznych, które rozpoznaję, a przez to jest dla mnie ładniejsza. Najczęściej widuję ją na ścierniskach, dlatego kojarzy mi się z drugą połową lata.

 Dom wśród kwiatów. Stoi na uboczu, przy ładnej zielonej dróżce. 


 Mały krzewik różany, ma tylko kilka gałązek, a zwróciłem na niego uwagę, bo spóźnił się nieco z kwitnieniem. Przechodząc obok niego rano, widziałem tylko kilka kwiatów i sporo pąków. Tak się złożyło, że popołudniu przechodziłem ponownie, a zauważyłem wtedy, że kwiatów przybyło. Rano widziane pąki przeszły swoją uroczą metamorfozę.




 
Mnóstwo kwiatów jest na polach i przydrożach: chabry, rumianki, gwiazdnice, tu i ówdzie maki. Liczne białe kropki na ostatnim zdjęciu to gwiazdnice.

Cel wędrowania o tej porze roku opisać można krótko: patrzeć.

Patrzeć, podziwiać i zapamiętywać, aby w krótkie i chmurne dni zimy przywoływać te obrazy i budząc tęsknotę łagodzić smutek.

Trasa: pola, drogi i doły na zachód od wsi Podborcze, Gorajec Stara Wieś i Gorajec Zastawie.

Statystyka: szwendałem się po polach i dołach 12 godzin i kwadrans, a przeszedłem 22 km.

PS

W związku z obecnie toczonymi wojnami zacytuję D. Eisenhowera, generała w czasie II Wojny i późniejszego prezydenta USA.

Każda wyprodukowana broń, każdy zwodowany okręt wojenny, każda wystrzelona rakieta, oznaczają w ostatecznym rozrachunku kradzież tym, którzy są głodni i nie mają na jedzenie. Tym, którym jest zimno i którzy są nadzy. Świat w opałach nie wydaje pieniędzy jako takich. Wydaje rezultaty potu swojej pracy, geniuszu naukowców, nadzieje swoich dzieci. Nie jest to w żadnym wypadku styl życia w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Pod chmurami wojny ludzkość wisi na żelaznym krzyżu.”

Gdy wszystko inne zawiedzie, zabiorą cię na wojnę.”

 Źródło