Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 września 2025

Słońce!

 080925

Zapraszam na kolejną wędrówkę po zachodnim Roztoczu. Tym razem trafił mi się słoneczny dzień, jedynie pod wieczór niebo było zachmurzone. Po doświadczeniach kilku poprzednich dni cieszyłem się słońcem tak, jakbym miesiącami widział chmury nad sobą. Nie wiem, jak mają inni ludzie, ja słońca potrzebuję jak ta przysłowiowa kania dżdżu. Nota bene: co za słowo! Mogłoby być na egzaminie z polskiego dla Anglików.

Właśnie wspomniałem słowa Gigamesza, bohatera najstarszego znanego poematu, napisanego pięć tysięcy lat temu w Sumerze: mówił o swoim nienasyceniu blaskiem słońca:

>>Niechaj oczy me wprost w słońce patrzą, aż się nie nasycę, aż nie oślepnę!<<

 






Przechodząc przez las, a idzie się wąską, wijącą się wśród drzew wstęgą asfaltu, często zatrzymywałem się widząc lśnienie słońca na zielonych liściach. Patrzyłem chcąc zapamiętać każdy szczegół, każde drgnienie światła i zmianę barw. Owe zielonozłote lśnienie w sposób początkowo niezrozumiały kojarzyło mi się z... jaskółkami. Później zrozumiałem związek: tych wdzięcznych ptaszyn, tak ściśle związanych z najcieplejszymi i najładniejszymi miesiącami roku już nie ma, zostały tylko te liście słońcem prześwietlone, ale i ich wkrótce zabraknie. Trzeba więc patrzeć i zapamiętywać każdą cząstkę piękna świata, bo czasu coraz mniej.

 Prace ziemne na polu. Czy ktoś szykuje miejsce na postawienie domu? Rozejrzałem się: 200 metrów za ostatnimi domami wioski, ładne pagóry wokół, dobre ustawienie względem słońca, blisko do ładnego lasu, czego chcieć więcej? Kilka minut później przechodziłem brzegiem nieogrodzonego podwórza gospodarstwa. Pozdrowiłem kobietę – gospodynię, jak się później okazało. Odpowiadając podeszła, zaczęliśmy rozmowę. Po chwili dołączył jej mąż, rozmawialiśmy przez kwadrans. Mam nowych znajomych na Roztoczu :-) Pole okazało się być ich, a zbierają ziemię ze zbocza pagóra chcąc nieco złagodzić spadek tak duży, że poważnie utrudniający prace polowe.

 Brzozy tracą liście, niektórym niewiele ich zostało. Pocieszam się cechą szczególną brzóz: one pierwsze liście tracą już w końcu sierpnia, ale ostatnie dopiero na koniec listopada, a wystroić się potrafią nawet kilkoma ostatnimi.


 Zwykłe miejsce na drodze, ale zapamiętane. Tkwiło w pamięci bez wspomnień, oderwane od otoczenia, ale kiedy zbliżyłem się do tych drzew, pamięć obudziła się i podsunęła ich obraz. Tak, wiem, zwykłe miejsce, ale pamiętane, a tym samym nie jest już takie zwykłe, skoro zdecydowaną większość chwil, wrażeń i widoków zapominamy.

Obrazki ze szlaku


 

Spóźniona w kwitnieniu nawłoć i pszczoła uchwycona w locie.

Po przekwitnieniu nawłoć jest brzydka, panoszy się wszędzie wypierając rodzime gatunki roślin, ale ma jedną istotną zaletę, właściwie dwie: ładnie kwitnie i jest miododajna.

Od lat jem miód w niemałych ilościach. Tylko w ostateczności kupuję go w pewnym sklepiku warzywnym w moim mieście, starając się zaopatrywać bezpośrednio u pszczelarzy, na przykład kilkakrotnie kupowałem w różnych pasiekach na Roztoczu. Od dwóch lat zakupy robię na Dolnym Śląsku, w Gostkowie, w pasiece Miody z Natury.

Dlaczego akurat tam? Któregoś dnia idąc bezimiennymi pagórami na Pogórzu Wałbrzyskim zatrzymałem się chcąc sprawdzić na mapie, którędy wypada mi iść dalej, i wtedy zobaczyłem informację o pasiece w pobliżu. Poszedłem tam i w ten sposób poznałem jej właściciela i na próbę kupiłem parę słoików miodu. Od tamtego dnia niemal wyłącznie tam kupuje miody. W lipcu tego roku niemały zakup zrobiłem osobiście, będąc w Sudetach na urlopie, a drugi zakup, w sierpniu, był już na odległość. Wielką pakę ledwie przyniosłem do domu, a było w niej kilkanaście litrów miodów dwojakiego rodzaju: z czasu kwitnienia lip i gryki.

Nie mogę nazwać się znawcą, jednak dobry miód rozpoznać potrafię. Ten bezsprzecznie taki jest.

Oto co wyświetliła mi AI Google w odpowiedzi na pytanie o właściwości miodu:

>>Miód to naturalny produkt o szerokich właściwościach, takich jak działanie antybakteryjne, przeciwzapalne, regenerujące i wzmacniające odporność. Zawiera witaminy (z grupy B, C) oraz minerały (potas, magnez, żelazo), a także łatwo przyswajalne cukry, dzięki czemu jest doskonałym źródłem energii. Miód wspomaga układ krążenia, oddechowy i trawienny, a także działa uspokajająco i nasennie.

Korzyści zdrowotne miodu:

  • Wzmocnienie odporności: Bogactwo witamin, minerałów i flawonoidów wspiera naturalną obronę organizmu przed infekcjami.

  • Działanie antybakteryjne: Zawarty w miodzie nadtlenek wodoru ma właściwości antybakteryjne, wspomagając gojenie ran i walkę z drobnoustrojami.

  • Działanie przeciwzapalne: Flawonoidy obecne w miodzie łagodzą stany zapalne.

  • Źródło energii: Łatwo przyswajalne cukry proste dostarczają natychmiastowego zastrzyku energii, co jest korzystne dla sportowców i osób aktywnych.

  • Wsparcie układu sercowo-naczyniowego: Miód zawiera potas i inne składniki, które mogą poprawić wydolność serca.

  • Łagodzenie dolegliwości układu oddechowego: Miód działa rozkurczowo, wykrztuśnie i przeciwkaszlowo, łagodząc objawy przeziębienia.

  • Działanie uspokajające i nasenne: Miód może pomagać w łagodzeniu stresu, bezsenności i nerwowości.

  • Wsparcie układu trawiennego: Spożywanie miodu korzystnie wpływa na procesy trawienne.

  • Właściwości kosmetyczne: Miód nawilża, regeneruje skórę i przyspiesza gojenie ran, dlatego jest stosowany w kosmetykach.

Kluczowe składniki miodu:

  • Witaminy: Z grupy B (B1, B2, B6, B12), witamina C.

  • Minerały: Potas, wapń, magnez, żelazo.

  • Flawonoidy: Związki o działaniu przeciwzapalnym.

  • Cukry proste: Glukoza i fruktoza, które szybko dostarczają energii.

  • Enzymy, kwasy organiczne, aminokwasy: Przyczyniają się do wszechstronnego działania prozdrowotnego miodu.

Warto pamiętać:

  • Miód to nie lek, a jedynie środek wspomagający i suplement diety.

  • Właściwości miodu są dobrze udokumentowane w medycynie naturalnej, choć badania potwierdzające jego skuteczność jako leku nadal trwają.<<

* * *

Może wystarczy chwalenia miodu, wracam na szlak.

 Brzoza wiotka, zgrabna, piękna, pamiętana.



Tę brzezinę też znam i pamiętam o niej.

Tych kilka brzóz przy drodze także są moimi znajomymi.

 

Tak wygląda milion (albo bez mała) słoneczników.

 Wyjątkowo prosta i długa droga betonowa. Jeszcze dwa czy trzy lata temu była drogą gruntową.


 
Jasny, ładny i przyjazny wędrowcowi bukowy las.

 Kukurydza, roślina dająca ogromną ilość masy zielonej i nasion, czym zadziwia mnie od lat. Z metra kwadratowego uprawy zbiera się… nie liczyłem, myślę, że 10 albo nieco więcej kolb, a hektar ma 10 tysięcy metrów, kilometr – milion!

 Zbliżając się do tego miejsca w lesie wspomniałem widziane rok czy dwa lata temu duże kępy niecierpka. Będą w tym roku? Były i kwitły. Czyż nie ładne kwiatki?






 Jedno z ulubionych miejsc na Roztoczu, dzisiaj specjalnie odwiedzone. Wśród widocznych na zdjęciach drzew jest czereśnia, pod którą zwykle robię przerwę w wędrówce. Znam smak jej owoców, ona zna mnie.


Zachmurzone popołudnie.

Trasa: wokół wsi Cieślanki na zachodnim Roztoczu, około 20 km na wschód od Kraśnika, a tym samym i zachodniego krańca krainy.

Statystyka: przeszedłem 20 km, na polach będąc 12 godzin.



 











niedziela, 7 września 2025

Deszcz, polszczyzna i muzyka

 040925



 
Ranek był chmurny, nieco zamglony, jesienny. Na jednolicie szarym niebie jaśniało blaskiem słońca małe okienko. Patrzyłem na nie ze spokojną, pogodzoną z losem rezygnacją. Patrzyłem tak, jakbym wiedział, że nie można oczekiwać niemożliwego, a tego lata w pełni słonecznego dnia.

 
Godzinę później usiadłem na miedzy i z plecaka wyjąłem kanapki. Nim skończyłem śniadanie, niebo od zachodu pociemniało jeszcze bardziej, dobiegł mnie pierwszy grzmot, a minutę później zobaczyłem na jasnych spodniach szybko przybywające ciemne plamy kropel deszczu. Wrzuciłem wszystko do plecaka i przeszedłszy na drugą stronę wąskiego pola wszedłem między drzewa i tam, na brzegu małych dołów, okryty peleryną, przez godzinę stałem czekając na przejaśnienie. Usiąść nie było gdzie, chyba że na namokniętej ziemi.

Piątek miałem zajęty, sobotę też, więc zdecydowałem się jechać w czwartek. Co prawda ranek miał być pochmurny, ale bez opadów, a na późniejsze godziny pokazywano słońce częściowo zasłonięte chmurkami. Kiedy wieczorem, w przeddzień wyjazdu, mając już przygotowane kanapki i spakowany plecak, sprawdziłem prognozy jeszcze raz, zobaczyłem, że były zmienione; zapowiadano deszcz, ale pojechałem nie chcąc czekać kilka dni. 

Kiedy deszcz ucichł, schowałem pelerynę i wyszedłem spomiędzy drzew. Niebo było jaśniejsze, a nawet pojawił się skrawek błękitu, jednak słońce zaświeciło dopiero kilka godzin później. Na szczęście (dla wędrowca) sucha ziemia zdołała wchłonąć cały deszcz, błota na polach nie było, a na drogach w nielicznych tylko miejscach. Nie chodziło o zabrudzenie butów i ochraniaczy, a o łatwość poślizgnięcia się i upadku na bardzo śliskim mokrym lessie; w praktyce o uciążliwość wolniejszego marszu ze starannym wybieraniem drogi i ubezpieczaniem się kijami.

Mój plan na dzisiaj przewidywał inną trasę, ale kiedy w kwadrans po wyjściu z deszczowego schroniska doszedłem do rozdroża, skręciłem nie w lewo a w prawo, w nieznaną mi drogę; w ten sposób nadałem barw jeszcze jednej białej plamie na mojej mapie Roztocza. Właśnie, mapa! Po powrocie, szykując zdjęcia, skorzystałem z innej niż zwykle; są na niej wyraźniej zaznaczone roztoczańskie doły czyli zdebrza. Rankiem, kiedy zszedłem na dno jednego z nich, zobaczyłem błyszczące mokre liście, a gdy się zatrzymałem, usłyszałem miły dla ucha, przywołujący niemal zapomniane obrazy, szmer spadających kropel deszczu.



 Kilka godzin później idąc polem doszedłem do ściany drzew, a kiedy zajrzałem między nie, zobaczyłem parów ukryty w głębokim cieniu. N
ie szukałem obejścia, przeszedłem go w poprzek, nie był duży ani głęboki, a tak wyglądał w popołudniowym słońcu.

 Późnym popołudniem wróciłem tam, gdzie rano chowałem się przed deszczem. Poznałem te pagórki parę lat temu. Pamiętam tamte pierwsze chwile zauroczenia nimi, właśnie myśl o nich kazała mi dzisiaj wrócić.

 W ciągu dnia parokrotnie przecierałem w dłoniach kłosy zbóż i jadłem ziarna. Próbowałem też nasion prosa i, z gorszym rezultatem, gryki. Jadłem też jabłka i gruszki, sporo znalazłem owoców na plantacji malin, najwyraźniej już po zbiorach. Uznałem, że w sytuacji krytycznej można by się w ten sposób najeść. Myśl ta sprawiła mi przyjemność, chociaż nie wiem, dlaczego. Na zdjęciu łan prosa chyba już dojrzałego do zbioru.

Obrazki ze szlaku


 Siedziałem na miedzy oddzielającej pole z kukurydzą od grykowego ścierniska gdy zaświeciło słońce. Wypiękniały świat uśmiechnął się do mnie, ja do niego.





 Poznałem nowe drogi i nowe zakątki, jak tę miedzę zdobioną brzozą i ładny z niej widok, także zagajnik lipowy z samotną strzelistą sosną. Na pewno odwiedzę te miejsca.




 Samotna brzoza na miedzy, moja nowa znajoma. Widziałem ją w pochmurny ranek i drugi raz w ostatniej godzinie dnia, stąd te kolory wyglądające na zbyt podkręcone.


 Tarasowe pola.


 Samotne drzewo.

 Chwasty w gryce. Polecam ten obraz „miejskim” przeciwnikom oprysków. Owszem, dobre nie są, ale konieczne, chyba że zgodzimy się na dużo wyższe ceny żywności.

 Rzadko widywany rodzaj kapliczki.






 Ostatnia godzina dnia.

Trasa: jak zwykle na zachodnim Roztoczu, między Janowem Lubelskim a Turobinem.

Statystyka: 13 godzin na polach, dystans 18 km.







 

Dopisek.

Często mam kłopoty z obsługą najzwyklejszych nawet programów komputerowych, mimo używania komputera (i telefonu GSM) od dziesięcioleci. Staram się myśleć logicznie, ale zauważyłem, że taka dążność częściej przeszkadza niż pomaga. Nierzadko bywa, że pojawiające się wyjaśnienia nic mi nie wyjaśnia. Podam dwa przykłady.

Kiedy uruchamiam w telefonie program do rejestracji trasy, pojawia się dodatkowy przycisk z takim opisem:

Automatycznie wstrzymaj rejestrowanie, gdy zatrzymasz się na trasie.”

Nie używam go, więc nie wiem, o co w istocie chodzi. Wszak gdy zatrzymam się, trasy nie przybywa a tym samym nie ma co rejestrować. Może więc chodzi o zatrzymanie licznika czasu? Ale wtedy powinno być napisane, że chodzi o czas wędrówki; wystarczyło dodać jedno słowo, by precyzyjnie wyrazić myśl. Jeszcze jedna uwaga: skoro to ja wydaję polecenie maszynie, tekst powinien brzmieć tak: „Automatycznie wstrzymaj rejestrowanie czasu, gdy zatrzymam się na trasie”. Oryginalny jest bez sensu, ponieważ myli podmioty: w pierwszej części zdania ja nim jestem, ja wydaję polecenie telefonowi, a jeśli tak, to w drugiej części mowa jest o telefonie, który „zatrzymuje się na trasie”, a więc uzyskuje sprawczość. Kto i do kogo się zwraca w tym zdaniu, nie wiadomo.

Drugi przykład też jest związany z telefonem. Miałem połączenie przez Whats App, ale nie mogłem odebrać, bo na ekranie pojawiło się takie dziwne zapytanie: „WhatsApp prosi o zgodę na nagrywanie filmu z tobą”. Co to ma być? Jakaś reklama możliwości programu? Dajcie mi teraz spokój, bo mam połączenie. Nacisnąłem „nie” i wszystko znikło. Zadzwoniłem do tej osoby, koniecznie chciała połączenia wideo.

Ale jak go włączyć?

Po prostu naciśnij zieloną słuchawkę.

Aha!

Nie nacisnąłem, bo żadnego przycisku na ekranie nie było. Aplikacja znowu chciała nagrywać jakiś film ze mną czy o mnie. Dopiero po tej powtórzonej sytuacji zrozumiałem, w czym problem. Otóż nie chodziło o nagrywanie jakiekolwiek filmu o mnie, a o zgodę na połączenie wideo, i nie aplikacja chciała takiego połączenia, a mój rozmówca. Dlaczego więc nie zapytano się właśnie o zgodę na takie połączenie? Dla mnie nagrywanie filmu to nie to samo, co połączenie wideo. Słowa mają określone znaczenie i jeśli ktoś je zmienia, uniemożliwia porozumienie. Skoro źle tłumaczy angielski tekst (co jest nagminne) z powodu kiepskiej znajomości ojczystego języka, to może lepiej niech się zajmie czymś innym, mniej związanym z polszczyzną?

Nasz język jest coraz bardziej niechlujny i zaśmiecany angielszczyzną, często bez powodu, to znaczy wtedy, gdy są odpowiednie polskie słowa – i mało kogo to obchodzi.

Złym chwilom można zaradzić. Oto lekarstwo: piękno w czystej postaci.