Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą programy komputerowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą programy komputerowe. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 września 2025

Deszcz, polszczyzna i muzyka

 040925



 
Ranek był chmurny, nieco zamglony, jesienny. Na jednolicie szarym niebie jaśniało blaskiem słońca małe okienko. Patrzyłem na nie ze spokojną, pogodzoną z losem rezygnacją. Patrzyłem tak, jakbym wiedział, że nie można oczekiwać niemożliwego, a tego lata w pełni słonecznego dnia.

 
Godzinę później usiadłem na miedzy i z plecaka wyjąłem kanapki. Nim skończyłem śniadanie, niebo od zachodu pociemniało jeszcze bardziej, dobiegł mnie pierwszy grzmot, a minutę później zobaczyłem na jasnych spodniach szybko przybywające ciemne plamy kropel deszczu. Wrzuciłem wszystko do plecaka i przeszedłszy na drugą stronę wąskiego pola wszedłem między drzewa i tam, na brzegu małych dołów, okryty peleryną, przez godzinę stałem czekając na przejaśnienie. Usiąść nie było gdzie, chyba że na namokniętej ziemi.

Piątek miałem zajęty, sobotę też, więc zdecydowałem się jechać w czwartek. Co prawda ranek miał być pochmurny, ale bez opadów, a na późniejsze godziny pokazywano słońce częściowo zasłonięte chmurkami. Kiedy wieczorem, w przeddzień wyjazdu, mając już przygotowane kanapki i spakowany plecak, sprawdziłem prognozy jeszcze raz, zobaczyłem, że były zmienione; zapowiadano deszcz, ale pojechałem nie chcąc czekać kilka dni. 

Kiedy deszcz ucichł, schowałem pelerynę i wyszedłem spomiędzy drzew. Niebo było jaśniejsze, a nawet pojawił się skrawek błękitu, jednak słońce zaświeciło dopiero kilka godzin później. Na szczęście (dla wędrowca) sucha ziemia zdołała wchłonąć cały deszcz, błota na polach nie było, a na drogach w nielicznych tylko miejscach. Nie chodziło o zabrudzenie butów i ochraniaczy, a o łatwość poślizgnięcia się i upadku na bardzo śliskim mokrym lessie; w praktyce o uciążliwość wolniejszego marszu ze starannym wybieraniem drogi i ubezpieczaniem się kijami.

Mój plan na dzisiaj przewidywał inną trasę, ale kiedy w kwadrans po wyjściu z deszczowego schroniska doszedłem do rozdroża, skręciłem nie w lewo a w prawo, w nieznaną mi drogę; w ten sposób nadałem barw jeszcze jednej białej plamie na mojej mapie Roztocza. Właśnie, mapa! Po powrocie, szykując zdjęcia, skorzystałem z innej niż zwykle; są na niej wyraźniej zaznaczone roztoczańskie doły czyli zdebrza. Rankiem, kiedy zszedłem na dno jednego z nich, zobaczyłem błyszczące mokre liście, a gdy się zatrzymałem, usłyszałem miły dla ucha, przywołujący niemal zapomniane obrazy, szmer spadających kropel deszczu.



 Kilka godzin później idąc polem doszedłem do ściany drzew, a kiedy zajrzałem między nie, zobaczyłem parów ukryty w głębokim cieniu. N
ie szukałem obejścia, przeszedłem go w poprzek, nie był duży ani głęboki, a tak wyglądał w popołudniowym słońcu.

 Późnym popołudniem wróciłem tam, gdzie rano chowałem się przed deszczem. Poznałem te pagórki parę lat temu. Pamiętam tamte pierwsze chwile zauroczenia nimi, właśnie myśl o nich kazała mi dzisiaj wrócić.

 W ciągu dnia parokrotnie przecierałem w dłoniach kłosy zbóż i jadłem ziarna. Próbowałem też nasion prosa i, z gorszym rezultatem, gryki. Jadłem też jabłka i gruszki, sporo znalazłem owoców na plantacji malin, najwyraźniej już po zbiorach. Uznałem, że w sytuacji krytycznej można by się w ten sposób najeść. Myśl ta sprawiła mi przyjemność, chociaż nie wiem, dlaczego. Na zdjęciu łan prosa chyba już dojrzałego do zbioru.

Obrazki ze szlaku


 Siedziałem na miedzy oddzielającej pole z kukurydzą od grykowego ścierniska gdy zaświeciło słońce. Wypiękniały świat uśmiechnął się do mnie, ja do niego.





 Poznałem nowe drogi i nowe zakątki, jak tę miedzę zdobioną brzozą i ładny z niej widok, także zagajnik lipowy z samotną strzelistą sosną. Na pewno odwiedzę te miejsca.




 Samotna brzoza na miedzy, moja nowa znajoma. Widziałem ją w pochmurny ranek i drugi raz w ostatniej godzinie dnia, stąd te kolory wyglądające na zbyt podkręcone.


 Tarasowe pola.


 Samotne drzewo.

 Chwasty w gryce. Polecam ten obraz „miejskim” przeciwnikom oprysków. Owszem, dobre nie są, ale konieczne, chyba że zgodzimy się na dużo wyższe ceny żywności.

 Rzadko widywany rodzaj kapliczki.






 Ostatnia godzina dnia.

Trasa: jak zwykle na zachodnim Roztoczu, między Janowem Lubelskim a Turobinem.

Statystyka: 13 godzin na polach, dystans 18 km.







 

Dopisek.

Często mam kłopoty z obsługą najzwyklejszych nawet programów komputerowych, mimo używania komputera (i telefonu GSM) od dziesięcioleci. Staram się myśleć logicznie, ale zauważyłem, że taka dążność częściej przeszkadza niż pomaga. Nierzadko bywa, że pojawiające się wyjaśnienia nic mi nie wyjaśnia. Podam dwa przykłady.

Kiedy uruchamiam w telefonie program do rejestracji trasy, pojawia się dodatkowy przycisk z takim opisem:

Automatycznie wstrzymaj rejestrowanie, gdy zatrzymasz się na trasie.”

Nie używam go, więc nie wiem, o co w istocie chodzi. Wszak gdy zatrzymam się, trasy nie przybywa a tym samym nie ma co rejestrować. Może więc chodzi o zatrzymanie licznika czasu? Ale wtedy powinno być napisane, że chodzi o czas wędrówki; wystarczyło dodać jedno słowo, by precyzyjnie wyrazić myśl. Jeszcze jedna uwaga: skoro to ja wydaję polecenie maszynie, tekst powinien brzmieć tak: „Automatycznie wstrzymaj rejestrowanie czasu, gdy zatrzymam się na trasie”. Oryginalny jest bez sensu, ponieważ myli podmioty: w pierwszej części zdania ja nim jestem, ja wydaję polecenie telefonowi, a jeśli tak, to w drugiej części mowa jest o telefonie, który „zatrzymuje się na trasie”, a więc uzyskuje sprawczość. Kto i do kogo się zwraca w tym zdaniu, nie wiadomo.

Drugi przykład też jest związany z telefonem. Miałem połączenie przez Whats App, ale nie mogłem odebrać, bo na ekranie pojawiło się takie dziwne zapytanie: „WhatsApp prosi o zgodę na nagrywanie filmu z tobą”. Co to ma być? Jakaś reklama możliwości programu? Dajcie mi teraz spokój, bo mam połączenie. Nacisnąłem „nie” i wszystko znikło. Zadzwoniłem do tej osoby, koniecznie chciała połączenia wideo.

Ale jak go włączyć?

Po prostu naciśnij zieloną słuchawkę.

Aha!

Nie nacisnąłem, bo żadnego przycisku na ekranie nie było. Aplikacja znowu chciała nagrywać jakiś film ze mną czy o mnie. Dopiero po tej powtórzonej sytuacji zrozumiałem, w czym problem. Otóż nie chodziło o nagrywanie jakiekolwiek filmu o mnie, a o zgodę na połączenie wideo, i nie aplikacja chciała takiego połączenia, a mój rozmówca. Dlaczego więc nie zapytano się właśnie o zgodę na takie połączenie? Dla mnie nagrywanie filmu to nie to samo, co połączenie wideo. Słowa mają określone znaczenie i jeśli ktoś je zmienia, uniemożliwia porozumienie. Skoro źle tłumaczy angielski tekst (co jest nagminne) z powodu kiepskiej znajomości ojczystego języka, to może lepiej niech się zajmie czymś innym, mniej związanym z polszczyzną?

Nasz język jest coraz bardziej niechlujny i zaśmiecany angielszczyzną, często bez powodu, to znaczy wtedy, gdy są odpowiednie polskie słowa – i mało kogo to obchodzi.

Złym chwilom można zaradzić. Oto lekarstwo: piękno w czystej postaci. 

sobota, 14 grudnia 2024

Różności II

 091224

Ciekawostka


 Na zdjęciach widać półki z towarami w sklepie spożywczym w Wenezueli. Ceny są dziwne: dwie setne, trzy setne. Czego? Jakiej waluty? Złota. Ceny podane są w gramach złota. Ponieważ od lat jest w tym kraju bardzo duża inflacja, pieniądz papierowy traci tam wartość niemal z dnia na dzień. Sprawdziłem cenę żółtego kruszcu, jedna setna grama kosztuje około 3,50 zł.

* * *

Inflacja

 Na tym zdjęciu jest tabela przedstawiająca roczną inflację u nas, w Polsce. Pamiętam jak było z cenami w 1990 roku u mnie w pracy: jesienią 89 roku bilet na karuzelę kosztował 250 zł, wiosną 90 roku 1200, a w lecie 2500 zł.

Inflacja to z definicji nadmiar pieniędzy w stosunku do ilości towarów i usług, a taki stan powoduje wzrost cen. Ten nadmiar jest efektem dodruku pieniędzy przez bank centralny. Najprostszym sposobem na inflację jest wypuszczanie przez rząd obligacji i wykupywaniem ich przez bank centralny. Taki bank, u nas NBP, jest emitentem pieniędzy, czyli ich kreatorem. Nie musi mieć pieniędzy aby wykupić obligacje rządowe, on je po prostu tworzy, wypuszczając dodatkowych dziesięć albo sto wagonów stuzłotówek. Obecnie, gdy zdecydowana większość pieniędzy jest w formie zapisu elektronicznego, nawet drukować nie trzeba, wystarczy parę kliknięć na komputerze by mieć dodatkowy miliard. Efekt widać na tabeli.

Na tej stronie jest kalkulator inflacji w Polsce; okres ustala się samemu. Zapytałem, jaka była od 1995 roku do teraz. Okazało się, że sumaryczna wyniosła 350 %, czyli w styczniu 95 roku (zaraz po denominacji) tysiąc złotych warte było tyle, ile teraz 4500 zł.

Wszystkie rządy, nie tylko w Polsce, oprócz działań skutkujących inflacją zadłużają swoje państwa pożyczając pieniądze wewnątrz kraju i na międzynarodowym rynku finansowym. To przejaw nie tylko pragnienia utrzymania konsumpcji ponad możliwości, ponad wypracowaną ilość dóbr, ale i po prostu przypodobania się wyborcom oraz krótkowzroczności polityków.

„Damy ludziom, wtedy nas wybiorą, a po nas niechby potop” – i ten mechanizm działa! Wybieramy tych, którzy nam „dają”. Nie, oni nic nam nie dadzą, bo aby dać, wcześniej więcej nam odbiorą albo dodrukują pieniędzy, czyli w końcowym efekcie zawsze zabiorą.

* * *

Dlaczego nie lubię aktualizacji

Powód jest prosty: każda kolejna czasami zawiera ułatwienia, częściej utrudnienia.

Programiści chcą, być może, ułatwić użytkowanie, podpowiedzieć, pokazać możliwości, ale w rezultacie nie tylko komplikują obsługę, ale i uznają, może nieświadomie, użytkowników za ludzi, którym trzeba pomóc w wyborach, ułatwić trudny dla nich proces myślowy, a kiepsko im to wychodzi. Obsługując unowocześnione programy, mam wrażenie wymyślania na siłę przez programistów czegoś dodatkowego, nowego, ale nijak się mającego do potrzeb i funkcji. Jakby ilość pozycji na listach menu miała świadczyć o jakości programu. Wcześniej program pełnił konkretną funkcję, na przykład ciął pliki mp3, ale nie mógł retuszować zdjęć, a teraz nie tylko to robi, ale jeszcze próbuje składać wideo, rozpoznawać gwiazdozbiory i udawać symulator lotów. W rezultacie ciężko cokolwiek zrobić przy jego pomocy.

Kiedyś skopiowanie zawartości ekranu było bardzo proste: wciskałem przycisk „prtsc”, otwierałem przeglądarkę zdjęć i wciskałem „ctrl+v” – i tyle. Teraz nie, nie, tak byłoby za prosto. Najpierw wyświetla się lista możliwych sposobów skopiowania: „pełny ekran”, „dowolny kształt”, „okno”, „prostokąt”. Później jest następne okno „co chcesz z tym zrobić?”, i znowu litania podsuwanych mi propozycji: chcesz komuś udostępnić, wysłać na FB, a może zapisać gdzieś? Klikam, klikam, zamykam, żeby w końcu móc po prostu wkleić kopię. Wcześniej było 3 kliknięcia, teraz 6 czy 7.

Tutaj uwaga językowa. Słowo „udostępnienie” używane jest w komputerach i smartfonach powszechnie, ale niezbyt precyzyjnie. Udostępnienie to tyle, co umożliwienie dostępu. Udostępnić możemy komuś swój samochód albo miejsce parkingowe, a zdjęcie zrobione telefonem lub link po prostu wysyłamy.

Mam zaktualizowaną wersję programu do rejestracji trasy. Wcześniej aby wyświetlić zapisaną trasę, klikałem na odpowiedni folder i w nim wskazywałem trasę, ale tak było za prosto. Teraz muszę wybierać spośród wielu dziwnych albo i dziwacznych zapytań, na przykład „Jak chcesz sortować”. Nie chcę sortować, chcę tylko otworzyć! Dobrze, ale które chcesz otworzyć?: „widoczne na mapie”, „ulubione”, „trasy”, „rec”, „nowa ścieżka” czy może jeszcze jakieś inne? Matko Boska!

Każda kolejna wersja ma mniej przejrzysty wygląd na ekranie, czyli „skórkę”. Oto zawartość ekranu z włączonym programem do odtwarzania muzyki:

 Napisy w menu mają może 2 mm, są praktycznie nieczytelne i mogąc wiele zmienić, akurat ich wielkości nie mogę, jest stała. Używam tego programu od wielu lat, widzę więc proces jego przemiany, a jest jednoznaczny: mianowicie każda kolejna wersja jest mniej czytelna.

Często słyszę argument o konieczności zmian w związku z wprowadzaniem nowych formatów czy technologii. To zrozumiałe, ale po co przy tej okazji przemeblowywać całe menu!? Funkcja X była tutaj, teraz nie tylko jest tam, ale i zwie się Y, czyli w praktyce trzeba wyrabiać nowe nawyki i zakuwać nowe nazwy, coraz częściej nijak się mające do pełnionych funkcji. Na dokładkę ta mania używania dziwacznych skrótów albo ikonek i komplikowania najprostszych urządzeń i funkcji.

Chciałem wgrać jedną ze starych wersji winampa, programu do odtwarzania muzyki, ale nie są już dostępne, a za to ilekroć uruchamiam ten program, wyświetlana jest informacja o nowej wersji: „pobierz, nie wiesz, ile tracisz!” Wiem, ile zyskam, a wodotrysk w tym programie nie jest mi potrzebny.

* * *

O polszczyźnie

Różnica między urządzeniem elektrycznym a elektronicznym

Elektryczne to takie, w których energia elektryczna pełni główną rolę będąc wykorzystywaną do wytworzenia ruchu, temperatury czy światła. W urządzeniu elektronicznych energia elektryczna jest nośnikiem sygnałów zawierających informację w nim przetwarzaną.

Elektryczny jest grzejnik, żarówka, klimatyzator czy silnik w samochodzie elektrycznym zamieniający „prąd” w obroty. Elektronicznym urządzeniem jest smartfon, laptop, telewizor, są też wszelkiego rodzaju sterowniki, których jest coraz więcej nawet w zwykłych urządzeniach. Na przykład są w lodówkach czy pralkach, jest ich dużo w samochodach, ale przecież nikt nie nazwie tych urządzeń elektronicznymi, ponieważ nie przetwarzanie informacji jest ich główną cechą. Jakiś prosty sterownik elektroniczny jest też w papierosach elektrycznych, ale istotą działania tych urządzeń jest podgrzewanie płynu, co czyni je podobnymi do czajnika elektrycznego. Jednak o ile samochodu na baterie ani czajnika nikt nie nazywa elektronicznymi, papierosy wszyscy tak nazywają. Ktoś kiedyś tak je nazwał, inni błąd podchwycili jak papugi, i teraz wszyscy tak mówią i piszą.

Ekosystem

Definicja podsunięta mi przez Google: „ekosystem to dynamiczny układ ekologiczny składający się z zespołów organizmów (biocenoza) połączonych relacjami troficznymi wraz ze środowiskiem przezeń zajmowanym, czyli biotopem, w którym zachodzi przepływ energii i obieg materii. Ekosystem to biocenoza wraz z biotopem.”

Mówiąc prościej ekosystemem są wszelkie organizmy żywe, środowisko w którym żyją i cała sieć zależności między nimi. Jest specyficzną odmianą ogólniejszego pojęcia systemu.

Definicja skopiowana ze strony PWN: kliknąć tutaj.

System, zespół wzajemnie sprzężonych elementów, spełniający określoną funkcję i traktowany jako wyodrębniony z otoczenia w określonym celu (…)”.

Różnica (nie jedyna) między systemem a ekosystemem jest taka, jak między pojazdem a ciężarówką. Każda ciężarówka jest pojazdem, ale nie każdy pojazd służy do przewozu ciężarów. Każdy ekosystem jest systemem, ale odwrotnie już nie. Ekosystem jest jedną z najistotniejszych cech natury, pojęcie „system” częściej odnosi się do tworów sztucznych, związanych z cywilizacją, chociaż nie zawsze. Jednak ostatnio słowo „ekosystem” bywa używane jako nazwa zespołu zależności stworzonych przez człowieka. Przykład: wczoraj na kanale poświęconym ekonomii słyszałem o „finansowym ekosystemie”. Co mają pieniądze do biocenozy i biotopu – nie wiem. Ponieważ „ekosystem” brzmi bardziej uczenie od pospolitego „systemu”, zapewne rozpowszechni się jak generowanie, dywersyfikacja, transparentność, panel i tyleż innych modnych słów nadużywanych lub używanych niewłaściwie.

* * *

Cyfryzacja i konsumpcjonizm

O konsumpcjonizmie i złym wpływie mediów pisałem w wielu miejscach. Gdyby ktoś chciał zapoznać się z tymi tekstami, najprościej kliknąć „konsumpcjonizm” na liście tematów wyświetlanej na głównej stronie bloga, tutaj podaję tylko jeden link i krótki cytat a propos z bloga.

Cytat z tego posta

>>Współczesny obraz życia uczuciowego ludzkości jest zafałszowany łatwością przekazywania informacji i dążeniem do zysku; środki masowego przekazu tworzą sobie i zleceniodawcom potrzebne wzorce upowszechniając to, co najłatwiej się sprzeda, tworząc wrażenie niezbyt optymistyczne poprzez uwypuklenie przeciętności, a nawet miernoty, która teraz i w przeszłości była najliczniejsza. Zmiana, jaka nastąpiła, to stanie się tej licznej grupy społecznej ważnym konsumentem; konsekwencją tegoż jest sprzyjanie ich gustom w najbardziej wpływowych mediach, co z kolei utrwala je i ośmiela. Doszło do czegoś, co wydawało się niemożliwe: swoją niewiedzę, swój brak zainteresowania, nieuctwo i prymitywizm, zaczyna się uznawać za styl bycia, a nie za powód do wstydu (…).<<

Piętnaście lat minęło od napisania tych słów. Wtedy jeszcze miałem skłonność do bronienia ludzi, teraz już tego nie robię, a jedynie staram się ich zrozumieć, co nie oznacza akceptacji.

O szkodliwym wpływie cyfryzacji wiele mówi ceniony przeze mnie profesor Andrzej Zybertowicz. Niżej zamieszczam wybór jego słów, a tutaj jest ich źródło. Cytaty są ograniczone znakami >> <<.

>>Jak media społeczne wyewoluowały? Żeby wzmocnić najgorszą wersję nas samych. Nierefleksyjną, agresywną, wrogą. Wypromować agresywne teksty żeby zniszczyć niuansowanie rozmowy, żeby premiować za skrajności. „Mocny komentarz”. Jak mocny, to często agresywny, prawda? Dosadnie powiedział, obraził, itd. Media społecznościowe spowodowały, że u miliardów ludzi zostały aktywowane gorsze części ich natury, które przez tysiące lat ludzkiej kultury próbowano osłabić. O ile następował postęp ludzkości, to dzięki temu, że mieliśmy być bardziej empatyczni, mniej prymitywnie reaktywni, a media społecznościowe to odwróciły.

Nie przejmuj się, że komuś i jego bliskim zrobisz przykrość gdy napiszesz coś wulgarnego. Nie przejmuj się, że zrobisz mema który jest obsceniczny i chamski. Ciesz się tym, jaką on ma ekspozycję, ile dostałeś lajków, ile fajnych komentarzy.” To jest hodowanie w nas potworów i kurczenie w naszych duszach, naszych umysłach tego, co najwartościowsze.<<

>>Big techy zniszczyły komunikację polityczną, a niszcząc komunikację polityczną, niszczy się jakość ludzi którzy są wybierani, bo wyborcy, w których emocje rezonują z agresywnym językiem, wybierają polityków którzy umieją się posługiwać takim agresywnym językiem.<<

>>Politycy działają pod presją medio- i memokracji, część z nich to są ludzie… przybłędy z procesu politycznego, którzy nie mają kwalifikacji intelektualnych ani moralnych.<<

Źródło poniższych cytatów jest tutaj.

>>Media społecznościowe oduczają ludzi wysiłku umysłowego.<<

>>Nie mylmy informacji w wiedzą. (…) Informacja nie układa się w wiedzę, a sens i zrozumienie przynosi dopiero wiedza.<<

>>Broniąc tezy, że politycy nie są generalnie mało inteligentni sądzę, że ten degradacyjny wpływ rewolucji cyfrowej i mediów społecznościowych na myślenie ludzi w ogóle, obniżył jakość polityki i polityków. W polityce demagodzy zawsze mieli swoje miejsce, zawsze potrafili odnosić sukcesy, ale nigdy tak łatwo nie było prymitywnym umysłom tak szybko wejść do samego rdzenia polityki. (…) Niektórzy badacze zatroskani kryzysem demokracji liberalnej mówią: to jest ten populizm, fale ideologicznego populizmu, faszyzmu, odradzającego się autokratyzmu, przyczyniły się do kryzysu demokracji. Ja mówię: nie widzicie słonia w salonie? Kryzys demokracji jest rzeczywisty, zdiagnozowany dobrze, ale u źródeł populizmu nie są ideologiczne nastawienia, czy jacyś fanatyczni ideolodzy i politycy, tylko u źródeł populizmu są efekty polaryzacyjne wygenerowane przez strukturalnie zatrutą infosferę cyfrową, ponieważ władcy algorytmów wiedzą, że przekazy polaryzacyjne, skandalizujące, seksualizacyjne, przemocowe, zwiększają czas pobytu przed ekranem, a więc i ilość kliknięć reklamowych. (…) Nadmiar kanałów komunikacji powoduje ściganie się o oglądalność i klikalność reklamy i tak dalej. To powoduje zjazd w dół (…)<<

Cytaty z innego wywiadu z profesorem Zybertowiczem, źródło tutaj.

>>Często wskazuje się, jak to wspaniale, bo ktoś wyjechał za pracą czy służbowo do Ameryki i możemy jeszcze tego samego dnia, jak tylko wysiądzie z samolotu, mieć z nim wideopołączenie, rozmawiać, itd. A jak działa na ludzką psychikę i na dojrzałość, nie tylko młodych ludzi, niezdolność do przeżywania tęsknoty? Dawniej ktoś wsiadał na dworcu w Warszawie, jechał do Paryża, a stamtąd gdzieś dalej w świat, i nie wiadomo było kiedy się zobaczymy i nie wiadomo było po jakim czasie przyjdzie list. Ludzie tęsknili za swoimi bliskimi, prowadzili życie wewnętrzne, myśleli jak mu się tam wiedzie, zaczynali pisać listy, skupiali się, a teraz zanim ten pociąg wyjedzie za granicę miasta, to już się ludzie wymieniają smsami lub filmikami. Coś takiego jak budowanie swojej dojrzałości, budowanie obecności innych ludzi w mojej psychice, w mojej duszy, zostało nam zabrane, bo nie możemy tęsknić, nie możemy budować w naszych neuronach wirtualnej troski o inne osoby. <<

* * *

Brakuje nam ciszy, samotności i tęsknoty. Brakuje chwil bez szumu informacyjnego i bez smartfona w ręku. Brakuje chwil sam na sam ze sobą, a są one bardziej potrzebne, niż się nam wydaje.

 

wtorek, 8 listopada 2022

Cztery tematy

 081122

Systemowa rzeczywistość

W moim niedawno kupionym samochodzie samoczynnie włącza się klimatyzacja ilekroć uruchamiam silnik. Będąc u mechanika w innej sprawie, przy okazji zapytałem i o to. Usłyszałem, że nie jest to usterka, bo ten i wiele innych samochodów „tak ma”. Poradzono mi zmienić ustawienie nawiewu: jeśli nie będzie nakierowany na przednią szybę, klimatyzacja nie będzie się włączała. Faktycznie, nie włącza się, ale takie ustawienie mi nie pasuje, bo szyba ma skłonność do parowania.

– To niech pan włączy klimę, para zniknie.

– Owszem, ale później paruje jeszcze bardziej.

– Tak jest.

No i na tym wyjaśnienia się zakończyły. Ten typ tak ma i już. Ktoś, jakiś projektant w fabryce, uznał, że tak będzie lepiej dla mnie, o czym przecież on wie lepiej ode mnie, i w efekcie muszę pamiętać o wyłączaniu klimatyzacji uruchamiającej się niezależnie od temperatury na dworze czy ustawienia ogrzewania. Jest tutaj widoczny pokraczny skutek wyraźnej tendencji ułatwiania nam wszystkiego i na każdym kroku. Wyręczenia nas nawet w tak drobnej, wprost sekundowej czynności, jak dotknięcie przełącznika, ale robione jest to w sposób dalece uproszczony, i w efekcie rezultat jest odwrotny do zamierzonego.

Dostałem wiadomość z Allegro: moja aukcja książek nie spełnia wymogów i należy uzupełnić dane. Okazało się, że ma być podany numer identyfikacyjny książki, czyli ISBN. Problem w tym, że wpisać można tylko jeden numer, a ja sprzedaję zestaw trzech książek. Wysłałem zapytanie i nawet otrzymałem odpowiedź: nie ma możliwości łączonej sprzedaży kilku książek. Tak więc jeśli ktoś ma serię wydawniczą albo wielotomowe dzieło bez wspólnego wszystkim tomom numeru ISBN, nie może sprzedać tej całości razem, na jednej aukcji. Dlaczego? Nie wiem. Prawdopodobnie programista nie pomyślał o istnieniu takich zestawów. Może nie czyta książek? Jego niewiedza albo zwykły błąd zostały usankcjonowane zapisaniem w komputerowym systemie Allegro. Teraz już przepadło, nic się nie zrobi, bo program na to nie pozwala. To bardzo charakterystyczne dla obecnych czasów: program nie przewiduje czegoś, więc to coś nie ma prawa istnieć.

Te dwa zdarzenia mają wspólny mianownik: nasze ubezwłasnowolnienie SYSTEMEM albo chociaż kategorycznie narzucanym pomysłem projektanta. W założeniu miało być łatwiej, wygodniej (dzięki ISBN Allegro podsuwa do wyświetlenia różne strony zawierające informacje o sprzedawanej książce), a wyszło inaczej. Po raz kolejny okazuje się, że pomysły ludzi kształtujących elementy naszej rzeczywistości niekoniecznie pasują do realiów, bo te z reguły są bardziej różnorodne, niż się im wydawało. Pomyłka, którą można naprawić? Tak, ale często się nie naprawia, co prowadzi do przymusu lub wykluczenia: albo się godzisz i akceptujesz, albo… cóż, nie mieścisz się w naszych rubrykach, nie pasujesz do SYSTEMU. Owocuje to nierzadkim odwróceniem zależności, koniecznością dopasowania się nas do systemu, a nie odwrotnie.

Wojna

Niewiele o niej piszę, mimo że wielce mnie zajmuje, a to dlatego, że nic nowego nie napiszę wobec mnóstwa dostępnych materiałów. Przyznam się tylko do gorącego kibicowania Ukraińcom i wpłacaniu pieniędzy na wybrane zbiórki. Wpłacam niemało jak na emeryta, a i tak muszę tłumaczyć się sam przed sobą z kwot, które wydają mi się małe. W internecie (nie pamiętam adresu strony) znalazłem zdjęcie, które zrobiło na mnie silne wrażenie. Jest na nim stara płacząca kobieta. Tylko tyle, ale przecież aż tyle. Ta kobieta jest dla mnie symbolem losu Ukrainy i oskarżeniem Rosji.

Patrzcie, co zrobiliście, barbarzyńcy!!


 

Elektryczne lampiony nagrobne

Wiemy, że są produkowane, kupowane i ustawiane na grobach. Co ja myślę o tym pomyśle?

Sądzę, że ogień tak się ma do światła powstałego na drodze elektroluminescencji, jak ma się kominek z płonącymi polanami do niby kominka z mrugającymi żarówkami. Nie chodzi tutaj o samo światło, a o ogień dający światło. Płomień to urokliwy czar, tajemnica, moc, spokój, bezpieczeństwo, bliskość i pamięć, ale magia i symbolika ognia zanika we współczesnym społeczeństwie. Zresztą, zanika od dawna, a zaczęło się od łatwości rozniecania ognia: skoro jeden ruch palcem powoduje wyczarowanie ognia – tego boskiego daru od którego kiedyś zależało życie, daru kiedyś tak bardzo trudnego do rozniecenia – to czy warto go cenić? Na dokładkę teraz jakby przestał być potrzebny, bo pilotem włącza się piec gazowy w którym nie widać ognia lub pompę ciepła bez ognia, a jeśli nawet widzi się płomień kuchenki gazowej, to jest on rachityczny, nienaturalny i traktowany wyłącznie użytkowo.

Komu kojarzy się z życiem i z jego podtrzymaniem? Niewiele już w nim symboliki, tak bogatej jeszcze niedawno.

Teraz łatwo obyć się bez niego lub zastąpić świecącą lampeczką na bateryjkę.

Zaćmienie

25 października Księżyc częściowo zasłonił Słońce. Dzięki Jankowi przypominającemu mi o tym zdarzeniu, miałem możliwość obejrzeć je, a nawet sfotografować. Nie miałem żadnego aparatu ani przesłon, tylko płytę CD i mój stary telefon. Płytę przyłożyłem do tylnej ścianki i w ten sposób udało mi się utrwalić fakt zaćmienia.

Oto dowód.

 To drobiazg, nic szczególnego? Może i tak, ale drobiazg prawdziwie kosmiczny i niezdarzający się często, więc warty przerwania naszej codziennej krzątaniny i zobaczenia. Jest szansą na zobaczenie i poczucie niezwykłości świata.

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Marudzenie

 

270822

Można tak nazwać ten tekst, ale dla mnie jest opisem mojego postrzegania zmian rzeczywistości i naszego języka.

Temat pierwszy: ikonki

Zacznę od komputera i używanego systemu operacyjnego Widnows 11. W kolejnych wersjach tego systemu są zapewne liczne zmiany mi nieznane, ale i nie jest moim zamierzeniem napisanie recenzji, a jedynie zwrócenie uwagi na jeden drobny, ale dla mnie wymowny, szczegół. Otóż podstawowe funkcje operacji dokonywanych na plikach, takie jak wycięcie, wklejenie, kopiowanie, itd., wyświetlane są w formie ikonek (na zdjęciu górny rząd). Tekst wyjaśniający, jedno czy dwa słowa, pojawia się po chwili w formie „dymka” – jak w kreskówkach. Oto lista takich ikonek wyświetlonych w czasie prostej operacji. 

 

Pierwsza i ostatnia, nożyczki i kosz, kojarzą się bez problemów, ale cóż mają oznaczać pozostałe symbole, na przykład biały prostokąt z niebieską obwódką i czarnym kątownikiem przy dwóch bokach, albo czwarty symbol w górnym rzędzie? Akurat ten kojarzy mi się z wyglądem drewnianego samochodzika mojego wnuka, a oznacza funkcję zmiany nazwy pliku. Chciałbym poznać bieg kojarzeń twórcy tych ikonek; chciałbym dowiedzieć się, jak, wychodząc od potrzeby zobrazowania wklejenia, doszedł do dwóch zachodzących na siebie prostokątów o odmiennych wielkościach, kształtach i kolorach. Jak mu się skojarzyła operacja zmiany nazwy z grafiką przedstawiającą czarno obwiedziony prostokąt z niebieskimi kreskami? Poniżej są następne ikonki, równie umowne i nie tłumaczące się same. Pochylona szpulka z wystającym patykiem na symbolizować przypięcie do ekranu startowego. Trzeba mi jednak zaznaczyć, że są miejsca, gdzie ikony pasują jak najbardziej, na przykład opisy przełączników nawiewu powietrza w samochodzie, ale tutaj?… Ikonki bywają przydatne, ale nie wszędzie. Na pewno nie tam, gdzie ich symbolika nie jest oczywista.

Stworzono je… właściwie nie wiem po co. Dla ułatwienia? A czy przeczytanie jednego słowa ma być utrudnieniem? Odnoszę wrażenie, że właśnie tak jest: napis jest utrudnieniem dla coraz większej ilości osób, a nadto ikonkę nie trzeba (w zamyśle twórców) tłumaczyć na lokalny język. Owszem, byłoby tutaj trochę racji, gdyby symbol graficzny kojarzył się w sposób oczywisty, jak kojarzą się nożyczki, a tak nie jest. Po kilku miesiącach używania tego systemu operacyjnego nadal nijak mi się nie kojarzą, tyle że pamiętam, iż druga symbolizuje taką operację, trzecia taką, etc, a jeśli nie pamiętam, to czekam sekundę na pojawienie się opisu. Podważam sensowność zamieniania jednowyrazowego opisu na ikonki, bo to dobra droga do utrwalenia procesu odchodzenia od słowa pisanego, zastępowania słów obrazkami. W Windows 11 jeszcze funkcjonuje okres przejściowy, ale tylko patrzeć, jak znikną słowne podpowiedzi, a wtedy bez zakucia funkcji ukrytych za dziwacznymi ikonkami po prostu nie da się obsłużyć komputera – jak kiedyś osoba niepiśmienna nie mogła przeczytać książki. Umiejętność czytania i pisania przestaje być kluczem umożliwiającym korzystanie z dwudziestopierwszowiecznych urządzeń.

Uwaga ogólniejszej natury: w obecnie pisanych programach komputerowych nie pasuje mi powszechnie występująca konieczność dopasowania mojego myślenia i kojarzenia do myślenia i kojarzenia programistów. Mam to nie tylko za przeszkodę w obsłudze, ale czasami i za gwałt na moim umyśle. Nie dlatego, że swoje myślenie mam za lepsze, ale po prostu za inne. Bieg swoich kojarzeń, sposób rozumowania, muszę naginać do pomysłów innych osób, skoro alternatywą jest rezygnacja z obsługi. Dodam jeszcze, że w prostych urządzeniach, jak na przykład kuchenka domowa, pod pewnymi względami bywa gorzej, bo tam wszelkie informacje są przekazywane w postaci bardzo uproszczonych ikonek, czysto umownych, na przykład przy pomocy typowych wyświetlaczy cyfrowych, na których wyświetlane są dziwne kreski, których znaczenie trzeba poznać i zapamiętać. Z instrukcji nie zawsze się dowiemy, ponieważ obecnie jej główną treścią jest informacja o ISO i o niewyrzucaniu urządzenia na śmietnik, a na dokładkę w odmienny sposób „umawiają się” z nami producenci różnych urządzeń.

O słowach

Trwa moda na słowa. O dywersyfikacji i generowaniu pisałem, a ostatnio poznałem nowe słowo: transparent. Nie, to słowo nie oznacza, wbrew spodziewaniu, tablicy czy flagi, a przezroczystą szybę, o czym dowiedziałem się na Allegro chcąc kupić kabinę do prysznica. Przejrzałem wiele ofert, nie znalazłem takiej, na której oferowano szybę przezroczystą lub przejrzystą, wszystkie są transparent, transparentne, albo matowe. Najwyraźniej tego ostatniego słowa jeszcze nie zastąpiono angielską kalką.

Od angielskiego skrótu PR (public relations) utworzono koślawe, nonsensowne słowa „pijar, pijarowy”, i nagle wszyscy zaczęli je używać. Równie głupie jest wyrażenie „lokowanie produktu” powszechnie używane w telewizji na określenie ukrytej formy reklamy. Ten słowny kulfon jest dosłownym tłumaczeniem angielskiego wyrażenia „product placement”, ale nikt się nie postarał o nadanie mu poprawnej w naszym języku formy.

Słowo „kolokwializm” i pochodne istniały od dawna, ale ni z tego, ni z owego powodu nagle popularność zdobył przymiotnik „kolokwialny”. Nikt nie powie o wyrażeniu potocznym, popularnym, codziennym czy trywialnym, wszyscy mówią o kolokwializmie.

Wszędzie działa ten sam mechanizm, który wyklucza z naszego języka zróżnicowanie zastępowane dywersyfikacją, a tworzenie, uzyskiwanie, osiąganie i inne podobne słowa jednym – generowaniem. Ten mechanizm nazwać trzeba pospolitym małpowaniem. Ludzie nie silą się na nadanie swoim wypowiedziom indywidualnych cech, nieznany jest im wymóg urozmaicania wypowiedzi, nieużywania zbyt często tych samych słów, ale za to doskonale znają mechanizm małpowania: „powtarzam za innymi, no bo skoro ludzie tak mówią, to widocznie tak trzeba, to zapewne takie słowa są modne, a ja chcę modnie się wypowiadać”.

Nie mam nic przeciwko przyjmowaniu słów obcych, jeśli w naszym języku nie ma odpowiednika, jak na przykład lizing (ostatecznie, ale z oporami – leasing), ale tłumaczenie wyrażeń nie może być dosłowne, skoro normy językowe są odmienne. W ten sposób zaśmiecamy nasz język, jednak mało i coraz mniej jest Polaków, którym zależy na dobrej polszczyźnie.

środa, 22 grudnia 2021

Zmiany w obyczajach i w języku

 

191221

Drugi tydzień nie pracuję chorując na covid. Siedzę w pokoju w bazie, który coraz częściej postrzegam jak salę szpitalną. Tutaj, w tym pokoju, spędzę samotne święta. Trochę czytam, więcej oglądam filmów przyrodniczych, napisałem kilka listów i ten tekst. Wiem, że zainteresuje parę osób, może tylko jedną, ale to nic nowego, wszak tak mam na blogu od lat. Piszę o tym, co ważne jest dla mnie, a nie co modne i chętnie czytane. Takich tekstów tutaj nigdy nie było i nie będzie.

* * *

Padł mi laptop. Nie reanimowałem go, ponieważ od początku nie lubiliśmy się, więc rozstałem się z nim bez żalu. Nowy ma najnowszy system operacyjny, mianowicie Windows 11, i o nim napiszę parę słów. Dla mnie, zwykłego użytkownika, różnice są niewielkie: coś było z lewej, teraz jest z prawej strony i doprawdy niewiele więcej, chociaż możliwe, że zmiany są, ale niewidoczne.

Włączał mi się dziwny program o nazwie Cleaner, więc odkurzacz czy czyściciel. Któregoś dnia umyślił sobie, ten program, wgranie mi do laptopa nowej przeglądarki internetowej. Był tak namolny, że nie dał się zamknąć, mrugając przy próbach i żądając zgody na pobranie. W moim własnym laptopie! Udało się go przekonać do mojej decyzji, a to poprzez jego całkowite usunięcie z komputera. Niech sobie czyści komputery swoich twórców. 

To nie jest drobiazg, a coraz powszechniejsza cecha programów i korporacji je piszących. Oni uzurpują sobie prawo decydowania za nas, co jest nam potrzebne, przy czym działają na siłę, podstępnie, z ukrycia, w nosie mając prawo decydowania o moim własnym komputerze czy telefonie. Ma być jak my chcemy, bo my wiemy lepiej!

Typowe funkcje używane nie tylko w edytorze tekstów, jak wytnij, wklej, zmień nazwę, kopiuj, nie mają teraz opisów, a ikonki. Opisy jeszcze są, pojawiają się jako dymki, czyli coś uzupełniającego, dodatkowego, coś w zaniku. Dobrze, że są, bo miałbym kłopoty. Niektóre ikonki są oczywiste, jak nożyczki, ale zgadnijcie, co oznacza ikonka z… właściwie nie wiem, z czym. Widzę biały prostokąt z dwoma niebieskimi kreskami. Programistom skojarzył się z funkcją zmiany nazwy pliku. Możliwe, że nie skojarzył się wcale, ale po prostu mając ustalić jakiś symbol, wybrali taki, bo w końcu czemu nie.

Piszę o tym dostrzegając tutaj wyraźny trend do rezygnacji z pisma, i zastępowania słów symbolami graficznymi. Teraz jeszcze „dymek” podpowiadający znaczenie, ale idę o zakład, że wkrótce zniknie i wtedy jeśli nie będziesz wiedział, człowieku, co oznaczają dwie niebieskie kreski na prostokącie, to znajomość pisma nic ci nie pomoże. Wkraczamy w ikonkowy świat. Pismo? Póki nie zostanie całkowicie wyrugowane jako przejaw zacofania, jeszcze będzie używane, coraz mniej i mniej, aż w końcu znajdzie dla siebie ostoję w fachowych artykułach, chociaż wcale nie jestem tego pewny. Wszak i tam można wymyślić krzaczki.

Program do pisania wyświetla mi inną poradę każdorazowo po włączeniu, a ma ich setki. Są różne, najczęściej w ogóle nie wiem, o co chodzi, i to w programie nieco mi znanym, używanym od lat. Oto przykładowa „porada”:

Włącz masywne obliczenia równoległe komórek formuły.

Kiedyś chciałem tak sformatować długi tekst, by program dzielił go na rozdziały, ich początki ustalał na początku strony i automatycznie aktualizował spis treści. Udało mi się to, ale kosztem kilku godzin myszkowania po internecie i szukania porad, bo wiadomo, że nikt nigdy nie znalazł rozwiązania swojego problemu w dziale pomocy samego programu. Jeśli ktoś uważa, że to przesada, niech sprawdzi, na przykład tak formatując tekst, jak to opisałem. Uważam, że sam fakt istnienie stron na których ludzie opisują, w jaki sposób udało się im uruchomić określoną funkcję zwykłego użytkowego programu, jest przejawem klęski programisty i bylejakości jego produktu. Każdą funkcję da się opisać jasno, prosto i logicznie, tylko potrzebne są dwa warunki: oprócz chęci trzeba mieć umiejętności jasnego wyrażania swoich myśli, a jednego i drugiego tym ludziom brakuje. Nikt od nich nie wymaga przejrzystości programu, a od działu pomocy wymaga się jedynie, by był.

Doszło do sytuacji paranoicznej, w której za rzecz normalną ma się nieprzejrzystość obsługi programu, a za nienormalną wytykanie błędów. Tak jakby program uświęcał się samym faktem istnienia.


Kolega przysłał mi dwa wyrazy dosłownie nafaszerowane błędami: fzhut i óżont. Mogłyby zająć pierwsze miejsca na liście „twórczego” podejścia do polskiego, gdyby były autentyczne, a co do tego mam wątpliwości. Moje przykłady z pracy: pszót, pszewut, bęzyna, będzyna, także parę dni temu dodane łazięka i lobuwka, są autentyczne. Dla ludzi tak piszących niewątpliwym ułatwieniem będzie ikonka przedstawiająca przechylony kanister, z którego kapie bęzyna, a nawet będzyna.

Tak piszą prości, niewykształceni ludzie? Nieprawda. Jeszcze niedawno faktycznie po takich błędach można było poznać ludzi nieobytych w pismem, teraz wszyscy pospołu tak piszą.

Otrzymałem list z firmy ubezpieczeniowej:

Dziękujemy, że kontynuujesz ubezpieczenie”. Gdzie błąd, może ktoś zapyta? W naszym języku dziękuje się za coś, nie za że. Poprawniej było napisać „dziękujemy za to, że…”, ale taka forma też brzmi kulfoniasto. W pełni poprawna forma to „dziękujemy za kontynuację ubezpieczenia”. Firmie wysłałem uwagę, ale jestem pewny jej wykasowania, czemu mógł towarzyszyć charakterystyczny gest ramion. Bo teraz niemal nikt nie szuka odpowiedzi na niejasności, które przecież pojawiają się często w czasie używania naszego niełatwego języka. Teraz jego użytkownicy patrzą, jak piszą inni i… sami tak piszą. Poprawność lub jej brak, dobre lub złe brzmienie, istnienie lub zagubienie sensu i smaku, nie mają najmniejszego znaczenia i nikogo nie interesują. W książce z pogranicza psychologii i socjologii, a więc dotykającej trudnych i subtelnych relacji międzyludzkich, co raz spotykałem się ze słowem generowanie, czyli pojęciem bardzo technicznym. Autor (a może tylko tłumacz) nie widział nic niestosownego w jednakowym nazywaniu wytwarzania prądu czy osiągania mocy, a budzeniu się niepokoju w człowieku.

Na stacji paliw kupowałem kawę. Rzadko to robię, bo cena osiem lub więcej złotych jest zdzierstwem, zwłaszcza, że dostaję papierowy kubek a nie zgrabną filiżankę, ale czasami się decyduję. Z listy wybrałem „Kawę Z Mlekiem”. Dokładnie tak było napisane, przy czym napis pojawił się na ekranie, więc jego pisownia ustalona została w toku programowania.

Otworzyłem You tube:

Od Teraz Drogi I Samochody Nie Są Potrzebne”

Budowanie Niesamowitego Basenu”

Jak Powstają Roboty Przemysłowe”

Trzecia część tytułów jest tak pisana, a jeśli zajrzy się na strony angielskojęzyczne, widać, skąd przychodzi ten dziwaczny zwyczaj. Stamtąd przychodzi też do nas nowe modne słowo: „epicki”. Dobrze, film nakręcony z wielkim rozmachem, albo duże i dobrze napisane dzieło literackie, niech mają ten szczytny przydomek, ale nazywanie tak byle jak napisanego tekstu lub filmiku na You tube tylko dlatego, że jest nieco dłuższy od innych, jest przejawem mody wyradzającej się w manieryzm i niezrozumieniem używanego słowa.

Próby wskazania błędu kończą się bardzo charakterystycznym silnym oporem, ignorowaniem argumentów, wzruszaniem ramionami, a nawet gniewem. Teraz tak się pisze! – oto koronny argument ucinający dyskusję. Ta odporność na argumenty i podążanie za modą jest cechą pojawiającą się obecnie w wielu dziedzinach, bo czyż inaczej jest z niektórymi poglądami uznawanymi za nowoczesne? Tracimy zdolność krytycznego, analitycznego, a nade wszystko własnego myślenia. Poglądów nie wypracowujemy, a je przejmujemy; wiedzę, o ile w ogóle, to zdobywamy na minutowych stronach lub popularnych vlogach, uznając ilość „polubień” za miernik ich jakości i prawdziwości.

Nasz język, ale w pewnej mierze i nasze poglądy, ubożeją (to powiązanie jest bardzo charakterystyczne), bo my sami umysłowo dziadziejemy, sprawniejszymi stając się jedynie w klikaniu.