260625
Któregoś dnia umyśliłem sobie pojechać do Kochanowa, wioski na uboczu Gór Stołowych, by odszukać wszystkie jaskinie w pobliżu. Nieco za wioską, na łagodnym wzgórzu, jest stary kamieniołom porośnięty ogrodzonym lasem. Już zacząłem szukać dziury w siatce, ale trafiłem na furtkę i przez nią wszedłem. Po co postawiono ogrodzenie? Zapewne jest zabezpieczeniem właściciela gruntu przed pozwami sądowymi, no bo przecież ktoś może nie wiedzieć (bo nikt go nie uprzedził), że chodząc krawędzią urwiska może spaść i zrobić sobie kuku. No więc jest siatka, są tabliczki – takie znamię czasu.
Wyrobisko robi duże wrażenie. Doły, rumowiska skalne, poszarpane pionowe ściany, wąskie przejścia albo ślepe zaułki, intensywny zapach zielska, wilgotny chłód bijący ze ścian, a to wszystko zarośnięte drzewami i zatarasowane leżącymi kłodami. Miejsce ciemne, wilgotne, dzikie, jednym słowem: ładne. W ścianach znalazłem trzy czy cztery czarne dziury – poszukiwane jaskinie. Pierwsza znaleziona ma wejście tak strome i śliskie, że nie odważyłem się zsuwać w głąb nie mając pewności wyjścia bez lin, a jedną odkryłem przypadkowo, drapiąc się na jakiś skalny występ. Ostatnia z widzianych jest duża i wysoka, można do niej wejść bez czołgania. Ktoś we wsi mówił mi, że pewni miejscowi młodzieńcy urządzili w tej jaskini przyjęcie urodzinowe. Oryginalny pomysł.
Z odszukaniem jaskini w samej wsi miałem kłopot pokazujący, jak niepostrzeżenie a mocno uzależniamy się od cyfrowych usług. Mając dokładną mapę z naniesioną pozycją, nie ma kłopotu z określeniem swojej pozycji z dokładnością do pojedynczych metrów, pod warunkiem bycia w zasięgu sieci GSM, a ta w wiosce nie działa. Tyle się reklamuje nową sieć G5 czy G7, nie pamiętam która jest teraz na topie, a krocie tysięcy ludzi w kraju (bo przecież nie tylko mieszkańcy tej wioski) nie mają zasięgu nawet w najstarszej technologii, czyli nie mogą rozmawiać czy wysłać wiadomości. Wyjechałem z wioski i jadąc, zerkałem na telefon; gdy pojawił się zasięg, obejrzałem dokładnie mapę starając się zapamiętać szczegóły, zawróciłem, zaparkowałem przy barze (a żeby to uzasadnić, kupiłem kawę, była naprawdę dobra!), i ruszyłem na poszukiwania. Duży, bardzo zarośnięty dół w wiosce znalazłem bez trudu, gorzej mi poszło ze znalezieniem dogodnego zejścia na dno, ale ostatecznie jaskinię znalazłem. Doświadczyłem tam odpychania i przyciągania, strachu i chęci zobaczenia czeluści od środka, czułem chłód i wilgoć bijące ze ścian. Obok głównej dużej jaskini jest kilka mniejszych szczelin o nieznanej głębokości. Nie prowadzi tam żadna droga ani tabliczki, jedynie niewyraźna ścieżka widoczna tylko dla tych, którzy wiedzą gdzie patrzeć, a to wszystko czyni miejsce wartym trudów. Kiedyś szukałem w lesie kaczawskim słupka wyznaczającego punkt przecięcia pełnych południków i równoleżników. Znalazłem go ukrytego w zaroślach, niewidocznego z drogi przeciwpożarowej biegnącej kilka metrów dalej, i byłem z siebie wielce zadowolony, a kiedy wróciłem tam po kilku latach, zobaczyłem wygodną szutrową drogę, tabliczki wskazujące kierunek, stoły, ławy i kosz na śmieci przy słupku. Tamto kaczawskie miejsce straciło swój urok, kochanowskie jeszcze go ma.
Kilka kilometrów dalej stoją Czartowskie Skały i Samotna, pokaźna skała faktycznie samotna. Obie są bardzo malownicze: budujący je piaskowiec o ciepłych pastelowych barwach (aczkolwiek nie wszędzie) nabrał z biegiem lat fantazyjnych kształtów, którymi trudno się nie zachwycić. Na przykład są tam utworzone okna. Tak, najprawdziwsze okna, chociaż bez szyb i atestów energetycznych. Proszę zobaczyć zdjęcia poniżej.
Niżej zdjęcia Samotnej:
Wpadłem na godzinkę w odwiedziny do Głazów Krasnoludków, ale przyznam, że większą uwagę zwracałem na słońce i drzewa niż na skały.
W Kochanowie pytali się mnie turyści, co tu jeszcze jest do zobaczenia, a przecież wystarczyło rozejrzeć się, wybrać dróżkę i pójść na okoliczne pagórki, by znaleźć tam zieleń, kwiaty, słońce, zapachy łąk, zmienność dalekich widoków. Wszystkie te uroki lata i pogórza czekają żeby je zobaczyć i docenić. Dlatego ważne są dla takich ludzi te coraz liczniejsze tablice opisujące lokalne ciekawostki przyrodnicze czy historyczne, ponieważ zachęcają i mobilizują. Bez nich wielu ludziom trudno znaleźć sens przebywania na otwartych przestrzeniach, pod niebem błękitnym.
Obrazki ze szlaków
Traktorzysta zgubił koło i… pojechał dalej.
Malowany kamyk znaleziony na szczycie Czartowskich Skał. Zostawiłem go, a później moja córka uznała to za błąd, ponieważ bawi się w tą sympatyczną zabawę kamykami wędrującymi po kraju i jego znalezienie zostałoby przez moje dziecko zapisane.
Poziomki na deser.
Uroczy strumyk Jawiszówka u stóp Głazów Krasnoludków.
Widok z Czartowskich Skał.
Okolice Czartowskich Skał.
Drzewa masywne, silne, zdrowe, mające dziesiątki i setki lat życia przed nimi, ale i te które przegrały z czasem, warunkami, swoim losem. Drzewa piękne i mniej urodziwe a nawet pokraczne czy okaleczone. Wszystkie są ważne i warte obejrzenia, ponieważ mają swoją nie do przecenienia rolę w ekosystemie życia na Ziemi.
Lipa z Trzmielowej Doliny w Górach Kaczawskich, jedna z moich ulubionych lip. To drzewo, do którego się wchodzi jak do żywej, zielonej altany. Jest tak duża, że do jej dziupli wejść może dorosła osoba.
Owoce dzikiej czereśni – wspomnienie minionych dni obżarstwa.
Światło i cień.
Mała jarzębinka rosnąca na skale syci się słońcem.
Ten buk zdołał zamknąć rany powstałe w miejscach wyłamania konarów.
Drzewo sandałowe z Przełęczy Komarnickiej. Jedyny taki okaz w Polsce.
Wspaniałe platany rosnące przed pałacem w Lubiechowej.